• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3
[21.04.72, Ministerstwo] Patrząc w twarze widm

[21.04.72, Ministerstwo] Patrząc w twarze widm
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
27.03.2023, 23:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.07.2024, 10:54 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Sebastian Macmillan - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Pokłosie tej sesji.

Dłoń Brenny wciąż nie pracowała w stu procentach normalnie. Wprawdzie palce zaczęły się już zginać, ale nie mogła porządnie schwycić różdżki i cieszyła się, że do pisania może używać samopiszącego pióra. Prawdziwą mordęgą była jednak nie sama dłoń (Danielle zapewniała, że to żadna klątwa i odzyska w niej władzę), a ukrycie faktu chwilowej niepełnosprawności przed domownikami oraz pracownikami.
Między innymi dlatego w drzwi do pracowni Sebastiana waliła lewą rękę, nie prawą, i wyjątkowo nie zapomniała marynarki, której rękaw (trzymając różdżkę lewą dłonią i męcząc się z tym strasznie) transmutowała, dodając mu parę centymetrów. W sam raz, by ukryć częściowo dłoń. Była też jeszcze bardziej rozczochrana niż zazwyczaj, ponieważ po dwóch pociągnięciach, zirytowana, porzuciła rano próbę doprowadzenia włosów do porządku lewą ręką.
- Myślisz, że Macmillan się ucieszy z naszego znaleziska? Zastanawiam się też, czy egzorcysta wystarczy. Może powinniśmy znaleźć kogoś, kto wywołuje duchy. Właściwie… w ogóle ktoś, kto wywołuje duchy to dobry plan – wypaliła jeszcze do Patricka Stewarda, zanim pociągnęła za klamkę i wpakowała się do środka. I nie. Nie czekała na pozwolenie. Sprawa w końcu była pilna, nie było więc mowy, aby mogli zrezygnować z uzyskania pomocy eksperta.
- Cześć, Sebastian! Tęskniłeś? – spytała od progu wesołym tonem, przesuwając się, by wpuścić do pokoju także Patricka.
Kiedy auror i Brygadzistka wpadają nagle do ciebie w Ministerstwie Magii, zwykle możesz przeczuwać, że Coś się dzieje. Kiedy w dodatku Brygadzistka łapie za różdżkę (lewą ręką, już za plecami Stewarda, bo nie chciała by zauważył, choć wiedziała, że pewnie i tak to zrobi, skubany jeden) i wycelowuje ją w drzwi, aby zablokować je za pomocą magii, możesz być tego pewny podwójnie. A Brenna właśnie to zrobiła: zamknęła drzwi, chcąc się upewnić, że nikt nie wejdzie, gdy Steward będzie pokazywał Sebastianowi, co znaleźli na Mglistych Mokradłach.
Pozostawiła nawet udzielenie pierwszych wyjaśnień jemu. Swoje rozgadanie w takich sytuacjach jak ta potrafiła powściągnąć. Zwłaszcza, że – mimo uśmiechu i radosnego paplania – wcale nie miała doskonałego nastroju. Wieczór spędziła z Mavelle, stojąc jej nad ramieniem i instruując odnośnie portretu pamięciowego. Nocą śniła o ludziach, wciąganych w odmęty jeziora. A ranek oznaczał dla niej wizytę w prosektorium, gdzie starała się pomóc w zidentyfikowaniu tych ciał… czy ich fragmentów… których nie dało się sprawdzić w inny sposób, z racji na stopień rozkładu. A to, co teraz chcieli pokazać Sebastianowi... Cóż. Brenna wiedziała, że nie jest to nic dobrego. I że to, co powie Macmillan, zapewne wcale się jej nie spodoba.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#2
28.03.2023, 00:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2023, 00:20 przez Patrick Steward.)  
Patrick całkiem naiwnie uznał, że niechlujny wygląd Brenny wynikał z jej zaaferowania sprawą Mglistych Mokradeł. I chociaż wcale jej się nie dziwił – nim samym wstrząsnął widok rozczłonkowanych części ciała wypływających z dna jeziora, przeszło mu przez myśl, że powinien nieco opieprzyć Longbottom. Tak, całej sprawy nie mogli zostawić samej sobie, ale nie powinna się dla niej poświęcać. A przynajmniej nie w momencie, gdy jeszcze nawet nie wiedzieli, kim był czarnoksiężnik-morderca i właściwie, gdzie powinni go szukać.
Stał obok niej przy wejściu do pokoju Sebastiana. Na ramieniu miał plecak a w ręku trzymał karton z czterema napojami. Trzy z nich to były kawy (dwie czarne, jedna z mlekiem) a czwarta była herbatą. Obserwował jak brygadzistka waliła lewą ręką w drzwi, marszcząc przy tym mocno brwi. Coś mu w jej zachowaniu nie pasowało. Bardzo nie pasowało.

wiadomość pozafabularna
Rzut PO 1d100 - 32
Slaby sukces...

(rzut na to, czy Patrick zauważy, że coś jest nie tak z ręką Brenny)

- Ze znaleziska, może by się i ucieszył, ale jak wpadniemy do jego pokoju razem z drzwiami, może być nieco mało skłonny do współpracy – odpowiedział Brennie, skupiając większą uwagę na jej niesprawnej ręce. Nawet jeśli w międzyczasie Steward będzie go próbował przekupić gorącym napojem. – Do egzorcysty mamy bliżej niż do spirytysty – przypomniał.
No i większa szansa na to, że taki spirytysta-wywoływacz duchów rozpaplałby informacje o czarnoksiężniku-wariacie. MacMillana Steward nie podejrzewał o nadmierne oddawanie się plotkom. Ale tak właściwie to w ogóle nie podejrzewał go o zbyt wiele.
Posłał mężczyźnie przyjazny, choć z uwagi na to, co działo się za jego plecami, pewnie osobliwie wyglądający uśmieszek. Nie chciał, by Sebastian odebrał ich tak, jakby przyszli tu albo go aresztować, albo szantażować, albo zamordować, a cała sytuacja trochę przybierała taki obrót.
- Co słychać? Mam nadzieję, że nie jesteś zarzucony pracą – zagaił, podchodząc do biurka. – Przyniosłem ci coś do picia. Nic tak z rana nie działa na człowieka jak gorący napój – wyjaśnił, stawiając karton z czterema kubkami na biurku. Trochę bez pytania o to, czy właściwie może, usiadł naprzeciwko, jak petent i postawił na swoich kolanach plecak, który przyniósł ze sobą. – Znaleźliśmy wczoraj coś podejrzanego. Istnieje szansa, że mógłbyś nam pomóc w odkryciu… eee… - zamyślił się na chwilę, szukając w głowie właściwych słów, które nakreśliłyby istotę problemu Sebastianowi, ale jednocześnie nie sprawiły by musiał od razu zostać wtajemniczony w całą historię. – W odkryciu co to właściwie jest – zakończył dość nieskładnie. – To jak, masz chwilę? I częstuj się – wskazał podbródkiem na napoje, które przyniósł. – Dwa z nich są dla ciebie. Jeden dla Brenny. I jeden dla mnie.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#3
29.03.2023, 22:24  ✶  

A to miał być taki spokojny dzień... W gabinecie ze stareńkiego gramofonu wygrywały dźwięki muzyki klasycznej, a Sebastian porządkował dokumenty podsumowujące efekty jego pracy z ostatniego miesiąca. Zbliżało się Beltane, a przy każdym większym sabacie, ilość próśb o asystę egzorcysty gwałtownie rosła. Ludzie chcieli wykorzystać okazję i pozbyć się uprzykrzających im życie duchów, aby w spokoju oddać się celebrowaniu danego święta. W gruncie rzeczy była to nawet dobra sytuacja, gdyż pozwalała na wdrożenie nowych pracowników do zawodu lub zdobycie bonusu do najbliższej wypłaty.

Macmillanowi nawet przez myśl nie przeszło, że akurat tego popołudnia trafią mu się niezapowiedziane konsultacje dla przedstawicieli ministerialnych sił bezpieczeństwa. Zdecydowanie wolał, gdy ludzie umawiali się na spotkania ze sporym, najlepiej kilkudniowym, o ile nie tygodniowym, wyprzedzeniem. Różnie to było z potencjalnymi klientami, a on wolał się przygotować mentalnie na poważne dyskusje odnoszące się do jego pracy. Wycierał właśnie biurko upstrzone okruszkami ciastek i łupinami pestek słonecznika, kiedy głośne pukanie do drzwi jego kanciapy obwieściło przybycie gości. Uniósł wzrok, strzelając przy okazji oczami na boki, jakby szukał potencjalnego miejsca, w którym mógłby się ukryć.

Zanim zdołał schować się gdzieś w rogu pokoju lub umknąć do szafy z dokumentami do środka wkroczyła panna Longbottom w towarzystwie Patricka Stewarda. Momentalnie uniósł się z krzesła, unosząc obie dłonie na wysokość ramion, cofając się pod ścianę. Przyszła go aresztować? Któryś z jego klientów coś przeskrobał i przerzucił odpowiedzialność na niego? A może chciała pomocy? Znowu?. Ugh, doskonale pamiętał ich poprzednie współprace i zazwyczaj zakładały najdziwniejsze zbiegi okoliczności. Wzdrygnął się lekko. Pomimo pracy w Ministerstwie Magii nie był przyzwyczajony do stałej pracy z organami policyjnymi.

— Dzień dobry. — Przywitał ich oficjalnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. — Oczywiście, że tak, Brenno — oświadczył z ironią, wsuwając kciukiem okulary głębiej na nos. — Nie wiedziałem, że mam cię zapisaną na dzisiaj w kalendarzu. — Kłamstwo. Doskonale wiedział, że nie miał żadnej notki na ten temat. Kobieta najzwyczajniej w świecie się tutaj wprosiła. Był urażony, ale nie zdziwiony. Nawet on, praktycznie odludek, znał reputację Longbottom w Ministerstwie Magii. W myślach śmiało określiłby ją „żywym srebrem Brygady Uderzeniowej”. Gdzie się człowiek nie odwrócił, tam była ona! Ułożył usta w cienką linię, gdy zorientował się, że zamknęła jego gabinet.

Dopiero po słowach aurora, pozwolił sobie na opuszczenie rąk wzdłuż ciała i poprawienie rękawów grubego swetra. Był już prawie maj, jednak Macmillanowi i tak towarzyszyło poczucie chłodu, więc ubierał się, jakby za oknem co najmniej prószył śnieg, a ulice Londynu były oblodzone. Wrócił niezgrabnie na swoje miejsce, odbierając herbatę na wynos, pociągając od razu spory łyk.

— Tak się składa, że jestem — odpowiedział na pierwsze pytanie Patrick, wskazując górę dokumentów w rogu biurka. — A teraz jeszcze bardziej, niż byłem przed waszym przyjściem.

Skoro przyszli bez zaproszenia, to raczej łatwo się ich nie pozbędzie. Uśmiechnął się niemrawo, powłócząc zmęczonym spojrzeniem za Brenną. Jej entuzjazm mógł być zaraźliwy, jednak Sebastian uważał, że jest odporny na ten „urok”.

— Zajmuje się duchami i opętaniami — poinformował na wszelki wypadek, zauważając, że para ma problem z określeniem problemu, z jakim do niego przyszli. — W Biurze Aurorów zalęgł się dawny pracownik? — Uniósł pytająco brew, po czym podsunął gościom miseczkę z pestkami słonecznika.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
29.03.2023, 22:56  ✶  
Brenna, niestety, nie mogła poinformować Sebastiana o całej sprawie kilka dni temu, bo wtedy nie miała pojęcia o czarnoksiężniku, jego ofiarach i artefakcie. Wszystko wydarzyło się wczoraj i niezbyt mogło czekać: nie wiedzieli w końcu, czy ten artefakt nie wyrządzi komuś krzywdy przy dłuższym przechowywaniu. Zapewne też wyczuwała jego niechęć, ale… jeżeli cokolwiek sobie jednak z tego robiła, to niczego po sobie nie pokazała, dalej uśmiechając się jak wcześniej.
- Bardzo bym chciała wpisać się do twojego kalendarza, ale wiesz, jak jest, Sebastian, duchy, trupy i podejrzane, czarnomagiczne przedmioty wpadają do mojego bez odpowiedniego uprzedzenia, tak kompletnie lekceważąc zasady dobrych manier i stosunków społecznych – westchnęła Brenna, a uśmiech przybladł. Nieważne, jak bardzo chciała robić dobrą minę do złej gry, to była naprawdę zła gra i do jej umysłu wciskało się wspomnienie ludzi, chwytanych przez utopce, by zginąć na dnie stawu. Poza tym, po prawdzie, nadmierna wesołość przy tak poważne sprawie byłaby przesadą nawet przy niej: etatowym pajacy Brygady Uderzeniowej. – Chyba nie masz mi ciągle na złe Little Hangleton? Sam musisz przyznać, nie jestem specjalistką od duchów, naprawdę nie mogłam wiedzieć, że to nie jest proste opętanie… - dorzuciła lekko, również przysuwając sobie krzesło, by usiąść naprzeciwko, obok Patricka. Dłonie splotła na kolanach, nakrywając lewą ręką prawą.
Gdyby znała myśli Macmillana, odnośnie tych dziwnych zbiegów okoliczności… musiałaby przyznać mu rację. Czasem w ostatnich miesiącach miała wrażenie, że dosłownie potyka się o sprawy, ilekroć wyjdzie z domu. Brała od kogoś przedmiot na licytację, okazywał się przeklęty, szła do lasu i znajdowała dziewczynę zamienioną w kamień albo wędrowała Pokątną i wywlekała z alejki kogoś, kogo podtruto… Sebastian przyjął jednak drobną „łapówkę” od Stewarda, istniała więc szansa, że będzie współpracował.
- Mamy coś, co z dużym prawdopodobieństwem, może mieć związek z duchami – odparła Brenna. – Nie znam się na tym, ale dla mnie… wygląda to trochę, jakby przedmiot chwycił dusze albo został przez nie opętany?
W jej głosie zabrzmiał pytający ton, bo to było raczej pytanie, hipoteza rzucona w przestrzeń niż stwierdzenie faktu. Myśl zrodziła się w jej głowie głównie dlatego, że w czaszce widać było twarze, a znaleźli ją pośród trupów. Było jednak możliwe, że chodziło o coś zupełnie innego. Wiedza spirytystyczna Brenny nie była specjalnie wysoka.
Na razie nie wdawała się w szczegóły. Sprawa była na tyle poważna, że i tak wyjdzie na światło dzienne, ale Brenna nie planowała wychodzić nadmiernie przed szereg, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, ile Steward chce zdradzić. Zerknęła zresztą na niego, czekając, czy zaprezentuje czaszkę, czy zdecyduje się powiedzieć coś więcej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
01.04.2023, 01:10  ✶  
No i to by było na tyle w kwestii robienia dobrego wrażenia, pomyślał Patrick, obserwując jak Sebastian MacMillan cofa się i unosi ręce do wysokości ramion. Ten gest zdecydowanie wyglądał tak, jakby egzorcysta przestraszył się, że za moment zostanie aresztowany. I cóż, patrząc na to w jakiej atmosferze wpadli do środka, mógł mieć pełne prawo by tak uważać.
Szczęśliwie albo nie, Steward nic nie wiedział o osobliwych przygodach, które już zdążyły połączyć Sebastiana i Brennę. Choć może, gdyby coś tam jednak usłyszał wcześniej, trochę inaczej zaplanowałby tę wizytę. Z mniej agresywnym wejściem. Neutralniej. Teraz zaś pozostało mu unieść brwi i spoglądać to na jedno, to na drugie uważnie, starając się wyciągnąć z ich wymiany zdań tyle, ile właściwie mógł.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Całkiem możliwe, że nie zajmiemy ci zbyt wiele czasu – rzucił pocieszająco.
Nie do końca wierzył by sprawa, z którą przyszli rzeczywiście mogła zostać załatwiona w kilka minut. Oczywiście mógł się mylić, bo nie znał się specjalnie na duchach i egzorcyzmach. Tak właściwie to na czarno magicznych, kryształowych czaszkach też nieszczególnie się znał.
W czasie, gdy Brenna zabrała głos, powoli otworzył plecak i dość ostrożnie wyciągnął stamtąd owinięty materiałem przedmiot. Nie widział powodu by ukrywać przed MacMillanem z czym właściwie do niego przyszli. Może się mylił i egzorcysta od razu będzie wiedział co to takiego i co należało z tym zrobić (albo nawet zniszczyć i w jaki sposób zniszczyć, jeśli tylko pozwoliłoby to na ocalenie tego, co było w środku, o ile to rzeczywiście były dusze a nie np. wspomnienia).
Choć właściwie było coś, co Stewarda nieco zaskoczyło w siedzącym za biurkiem człowieku. Jakoś tak odruchowo założył, że ten był cichym i raczej łagodnym w obyciu mężczyzną. A tu nagle zobaczył, że miał całkiem silny charakter, w którym drzemało trochę temperamentu, sporo cierpkiego poczucia humoru i mnóstwo irytacji. Może jednak, zamiast herbaty, trzeba mu było przynieść butelkę brandy? Lub whisky?
- Obawiam się, że chyba wolałbym dawnego pracownika w Biurze Aurorów – rzucił, posyłając egzorcyście poważne spojrzenie. Och, oczywiście że wyłapał złośliwość, którą niosło ze sobą jego pytanie i w innym przypadku pewnie podchwyciłby żart, ciągnąc go nieco dalej. Ale nie w tym. Ten wiązał się z wieloma zamordowanymi bestialsko ludźmi, blokadą magii na Mglistych Mokradłach, żywymi trupami i szalonym starcem.
Steward odwinął materiał, pokazując Sebastianowi kryształową czaszkę. Była prześwitująca a w jej wnętrzu wirowały dziwaczne obłoczki, co jakiś czas przyjmujące kształty ludzkich twarzy. Od przedmiotu wionęło czarną magią. Postawił ją na biurku.
- Wiesz może co to jest? – zapytał. – Znaleźliśmy to wczoraj ukryte na dnie jeziora. Broniły tego utopce – opisał bez wdawania się w przesadne szczegóły.
Tylko najważniejsze informacje. Żadnych dodatkowych o rozczłonkowanych częściach wielu ciał lub o tym, co odkryła Brenna jako widmowidz. Chociaż, gdyby się okazało, że Sebastian potrzebował wszystkich szczegółowych informacji, gotów był mu ich udzielić (może poza personaliami widmowidza).
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#6
01.04.2023, 20:15  ✶  
Przedmiotem twoich badań była kryształowa czaszka. Prześwitująca, wykonana z materiału, który utrzymywał buzującą w środku magię. Kiedy się nad nią pochyliłeś, zobaczyłeś jak znajdujące się w środku obłoki, przyjmują kształt ludzkich twarzy. Przerażone, krzyczące wniebogłosy, niesłyszane przez obserwatorów, uderzały z całej siły o więżącą ich powłokę. Niestety nie byłeś wprawionym nekromantą. Nie rozumiałeś, w jaki sposób udało się komuś uwięzić w środku energię przynajmniej dziesięciu osób, ani nie mogłeś być pewny tego, co się z nią stanie, jeżeli (to oczywiście tylko odważny przykład…) uderzysz nią z całej siły w blat swojego biurka. Byłeś jednak doświadczonym spirytystą, wprawionym w sztuce wysyłania dusz na tamten świat. I twoje przeczucie mówiło ci jasno – jeżeli to nie był wyjątkowo udany efekt przerażającej mgły – ktoś tych ludzi w środku uwięził. Ludzi, nie wspomnienia o nich – ktoś zastawił pułapkę, która wciągała opuszczające świat duchy do środka tego czarnomagicznego artefaktu. Jak odesłać ich do Limba? Czy to było w ogóle możliwe? Odsyłałeś w zaświaty wiele dusz, które opętały czyjeś ciało, wiedziałeś też o możliwości umieszczenia fragmentu duszy w przedmiocie. Nigdy jednak nie spotkałeś się z czymś takim – z duszą uwięzioną w krysztale, niemogącą odejść w spokoju, cierpiącą przez to, co jej dotknęło. Serce miałeś gołębie, nie mógł więc nie ogarnąć cię smutek.

A może Samhain – luźna myśl przemknęła ci przez głowę – może w święto wędrówki dusz, udałoby ci się tych nieszczęśników odesłać w niebyt, nie ryzykując tym, że nie odnajdą drogi do tego, co powinno czekać ich po śmierci? Albo przeczekać z nimi do Samhain, albo stworzyć podobne jemu warunki – drogę świetlną do Limba, o ile ktokolwiek zechciałby ci w tym pomóc.


there is mystery unfolding
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#7
02.04.2023, 23:07  ✶  

Skinął powoli głową. Czyli nagły wypadek? Świetnie. Czyli raczej nie chodziło o problem ze zmagazynowaniem jakiegoś przedmiotu lub problem z szeroko rozumianym nawiedzeniem. Takich spraw Brenna pewnie nie przyjmowała. Nie, ona pewnie brała na siebie tylko sprawy wielkiego kalibru. Jak to dobrze, że nie operuje międzynarodowo, pomyślał, wyobrażając sobie Longbottom, gdy ta podróżuje od jednego miejsca kryzysu do drugiego.

— Nie jest to niemożliwe — stwierdził rzeczowo Sebastian. Spędził dłuższą chwilę na odpowiednim sformułowaniu swych słów w głowie, żeby nie wdawać się w zbędne dla jego gości specjalistyczne zagadnienia. — Niektóre przedmioty mogą pochwycić duszę, czy też fragment jej energii, ale może to też wystąpić naturalnie. Tylko wtedy to dusza przyczepia się do przedmiotu.

Po brutalnej, nagłej lub po prostu niezbyt spokojnej śmierci w świecie śmiertelników mógł pozostać swego rodzaju piętno. Ślad dawnej energii życiowej, która uczepiła się konkretnego obiektu lub miejsca, być może ważnego dla nieboszczyka, który porzucił już doczesną powłokę. Nie był to wyjątkowo powszechny fenomen, ale zdarzały się sytuacje, gdy przejście na przysłowiową „drugą stronę” nie należało do łatwych i prostych. Człowiek cierpiał, miał niedokończone sprawy, a czasami jeszcze wiele lat życia, które zostały mu odebrane, więc podświadomie trzymał się tego świata. A gdy egzystencja niespodziewanie dobiegała końca, pozostawały po nim swego rodzaju resztki.

— Aha. — Opuścił wzrok na słowa Stewarda, postanawiając nie kontynuować wyjątkowo kiepskiego żartu. I tak mu to dobrze nie wychodziło.

Kiedy Patrick zsunął materiał z czaszki, Sebastian momentalnie zrozumiał, że sprawa, z którą do niego przyszli nie pokrywała się z jego dotychczasowymi wyjaśnieniami. Czuł w kościach, że to nie jest zwykłe przywiązanie dawnej energii życiowej do pamiątki rodzinnej. To było coś dużo poważniejszego. Im dłużej spoglądał na czaszkę, tym większą odrazę czuł. Czy to był kryształ? Na Merlina, musiał to wykonać nadzwyczaj utalentowanych rzemieślnik. Nachylił się nad makabrycznym znaleziskiem Brenny i Patricka. Wbrew sobie poczuł zafascynowanie przedmiotem; chciał go dotknąć, zbadać, przeanalizować i... Wtedy z mglistych obłoczków wyłoniły się ludzkie twarze. Macmillan momentalnie się cofnął, ściągając okulary, jednak zaraz znowu je wsunął.

— Dobra Matko — wyszeptał, mrucząc pod nosem słowa jednej z najbardziej powszechnych modlitw kowenu. Wbił zaniepokojone spojrzenie w Patricka i Brennę. — Gdzie wyście to znaleźli? — Zamilkł na chwilę, pozwalając sobie na chwilę refleksji. — I nie mam na myśli samej lokalizacji, a raczej okoliczności znalezienia tego czegoś.

Ponownie nachylił się nad stołem, starając się rozeznać w tym, co właściwie przed nim leżało. Misternie wykonany przedmiot, w kształcie ludzkiej czaszki. Tylko czy na pewno tylko kształcie? Może bazę stanowiła faktycznie czaszka, którą dopiero później pokryto kryształem w ramach procesów rzemieślniczych kowalstwa czarodziejów lub nawet goblinów? Sebastian poczuł dreszcze na plecach. Mgiełka ponownie się rozwiała, ukazując mu kolejne twarze ludzi. Próbował się doliczyć, jak wiele ich jest, ale przy liczbie osiem stracił rachubę. Twarze przewijały się przez wnętrze czaszki i co chwilę znikały, zastąpione przez kolejnych więźniów artefaktu. Doprawdy makabryczne. Czy oni byli świadomi?

Pomimo tego, że już od dobrych kilku lat zajmował się sprawami z pogranicza świata żywych i umarłych, tak rzadko kiedy maczał palce w praktycznych zastosowaniach magii z dziedziny nekromancji. Było temu zdecydowanie zbyt blisko do czarnej magii, a ten „okaz” wręcz nią kipiał. Nie potrzebował informacji na temat tego, jak dusze znalazły się w środku; sam fakt, że ktoś przygotował obiekt będący w stanie pomieścić tak ogromne ilości energii nieżywych, sugerował niecne intencje. Liczył, że Longbottom i Steward rozwieją część tej tajemnicy, opowiadając o tym, jak właściwie dotarli do tego artefaktu.

— Wygląda mi to na naczynie. Wyjątkowo potężne i wytrzymałe, skoro jest w stanie podtrzymać tak duże ilości energii. I to na dodatek w żaden sposób nie uśpionej — Wskazał na przemieszczające się w czaszce twarze ludzi. — To w pełni aktywny czarno-magiczny artefakt. Nie wiem, czy pełni tylko funkcję więzienia, czy też magazynu energii magicznej. Na pewno nie jest bezpieczny. — Przenosił wzrok ciemnych oczu z Brenny na Patricka. Niespodzianka. Czarna Magia to nie zabawa. — Gdyby przekształcić to, co tam zamknięto w konkretny rodzaj magii... Nie wiem, chyba mogłoby wzmocnić potencjalnego właściciela. Lub wzmocnić jego magię.

Nie zdołał się doliczyć tego, jak wielu nieszczęśników zostało tam zamkniętych, jednak im większa liczba... Tym większe i bardziej widowiskowe efekty. Powstrzymał się od dywagacji, czy czaszka mogłaby zostać wykorzystana jako magiczna bomba, czy wyjątkowo potężny ładunek magiczny. Przez jego ciało ponownie przeszedł dreszcz. Jeśli Ci ludzie byli świadomi swego losu, to nie można było po prostu zamknąć tego przedmiotu w magazynie. Należało najpierw ich stamtąd wydostać i upewnić się, że nie zostaną rozpędzeni na cztery wiatry.

— Przede wszystkim trzeba pozbyć się dusz... duchów... czy jakkolwiek inaczej chcecie to nazwać. Każda odesłana osoba, to mniejsze zagrożenie — tłumaczył z początku cichym głosem, który nabierał na siłę wraz z długością monologu. — Można spróbować ich stamtąd dosłownie wypędzić siłą, ale to wcale nie umniejszy ich cierpienia. Albo uciekną, albo trzeba będzie je zamknąć w innym naczyniu, dopóki nie nadarzy się okazja, żeby je odprawić podczas sabatu.

Zasznurował usta, zerkając na wiszący na ścianie kalendarz. Był kwiecień, Beltane za pasem. Teoretycznie mogliby spróbować wtedy, ale dawało im to minimalny margines na przygotowanie czegokolwiek. To nie były egzorcyzmy na jednego ducha, a co najmniej dziesięciu. Samo przejrzenie zabezpieczeń, przygotowanie rytuału, inkantacji sprawi, że ledwo się wyrobią na ten termin. Samhain?, przeszło mu przez myśl. Zaczął ważyć poszczególne za i przeciw, chociaż na horyzoncie majaczył mu kolejny – jeszcze bardziej skomplikowany pomysł.

— Cóż, jest jeszcze... Ale czy to aż tak poważne? Dużo pracy — mruczał pod nosem, nie do końca świadomy tego, że jego goście doskonale go słyszą i rozumieją.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
02.04.2023, 23:55  ✶  
Brenna nie spodziewała się, że Macmillan zareaguje na jej obecność i ich wejście… aż tak żywiołowo. Owszem, ich wzajemne współprace były trudne, bo trafili na paskudne sprawy, a ona w dodatku była energiczna i mogła jawić się jako chaos (choć w istocie była pod pewnymi względami bardzo metodyczna) spokojnemu Sebastianowi. Ale nie przewidziała, że w oczach egzorcysty stała się wręcz uosobieniem chaosu i chodzącymi kłopotami.
Brenna w milczeniu obserwowała poczynania Sebastiana. Patrząc po jego reakcji, artefakt był dokładnie czymś tak paskudnym, jak Brygadzistka się spodziewała, a egzorcysta chyba nawet zrozumiał, dlaczego zachwiali jego świętym harmonogramem i w dodatku zamknęli drzwi. Na jego pytanie zerknęła na Patricka, ot odruchowo. Nietypowo dla siebie odezwała się po chwili milczenia, a słowa wypowiadała powoli, jakby każde z nich ważyła.
Nie chciała zdradzić zbyt wiele, ale jeżeli Sebastian miał zaradzić na to, co znaleźli, uwolnić tych nieszczęśników… to potrzebował pewnie informacji.
- Pośród ciał ofiar czarnoksiężnika – przyznała. – Jak sam się chyba domyśliłeś. Gromadził je przez długi czas. Nie jesteśmy pewni liczby. Odcięliśmy go od... ich źródeł, więc przy odrobinie szczęścia kolejnych szybko nie będzie. Teraz szukamy jego, ale to…
Machnęła lewą ręką w stronę czaszki. Nie dokończyła. W tym „to” kryło się wiele różnych znaczeń. Musieli wiedzieć, czy „to” jest niebezpieczne. Czym jest. Co z tym zrobić. Czy go wzmacnia…
Brenna zacisnęła wargi, kiedy dalszy ciąg wywodu Sebastiana potwierdził jej najgorsze podejrzenia, ba, nawet przerósł oczekiwania kobiety. I nie chodziło tylko o to, że w środku uwięziono dusze. Także o to, że chociaż czarownik z jej wizji wyglądał jak kompletny szaleniec, był potężny. Och, Brenna wiedziała, że musiał być bardzo silny – w jakiś sposób stworzył anomalię odbierającą magię.
- Cóż, skoro stworzył coś takiego, najwyraźniej jest bardzo wprawnym nekromantą, jak rozumiem. Będziemy musieli się przygotować na ostre starcie – stwierdziła Brenna w końcu w pewnym zamyśleniu. Kawa spoczywała na stole, zapomniana: Brygadzistka po nią nie sięgnęła. Spojrzenie skupiała na czaszce, choć po chwili przeniosła uważny wzrok na Sebastiana. – Kluczowe dla nas są dwa pytania. Czy zdołasz ich uwolnić… i czy póki ofiary są tutaj uwięzione, ten artefakt go wzmacnia nawet, jeżeli jest w naszym posiadaniu? Aha, jeszcze jednak trzecie. Jak go przechowywać bezpiecznie?
Na to pierwsze pytanie Sebastian dość szybko odpowiedział. Najwyraźniej miał jakiś pomysł, choć nie brzmiało to jak coś prostego do zrobienia. Potem czekała dość cierpliwie, kiedy mówił sam do siebie. Wolała mu nie przerywać i pozwolić, aby w spokoju ocenił, czy to „aż tak poważne” i czy to „dużo pracy” powinno zostać wykonane. W końcu to on był tutaj specjalistą od egzorcystów, a nie ona. Jeżeli szło o Brennę, zamierzała co do joty wypełnić jego wskazówki. Mogła wykazać się cierpliwością, skoro przyszli do niego z tak poważnym przypadkiem. (Chociaż przez myśl przeszło jej, że kto wie, czy Sebastian też nie bawi się w takie rytuały i czy nie zechciałby tej czaszki jakoś wykorzystać lub się nią... zainspirować…)


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#9
03.04.2023, 22:56  ✶  
Patrick słuchał, utkwiwszy spojrzenie w kryształowej czaszce, choć tak naprawdę, wcale nie chciał widzieć pływających w niej dusz. Nie musiał być szczególnie błyskotliwy by uznać, że znalezione w sadzawce fragmenty ciał należały pewnie do nieszczęśników tkwiących w środku.
Spojrzał na Brennę z zainteresowaniem, uważnie obserwując jak zmieniała się jej twarz, gdy przechodziła do rzeczy. Oto właśnie przed jego oczami rozgrywała się najprawdziwsza magia. Rozgadana, dowcipkująca Longbottom poważniała i skupiała się na istocie sprawy jak sęp krążący nad dogorywającą antylopą gnu.
- Właściwie to ja mam czwarte pytanie – wtrącił powoli. – Czy twoim zdaniem, Sebastianie, takie naczynie łatwo jest wykonać? Coś, co mogłoby pomieścić w sobie ludzkie dusze? Dużo ludzkich dusz? – zaczął, z każdym kolejnym słowem rozjaśniając, w którą właściwie stronę toczyły się jego myśli. – To kwestia czasu aż ten szalony starzec zrozumie, że ukradliśmy jego wypielęgnowaną czaszkę pełną uwięzionych w środku nieszczęśników. Zastanawiam się, po prostu, czy nie postanowi szybciutko zrobić nowej i zacząć procederu od początku.
Bo jeśli stworzenie samego naczynia nie było wielce problematyczne to powinni jak najszybciej ruszyć dupska w troki i ganiać po Little Hangleton w poszukiwaniu tego skurwysyna. Steward nie był pewien kim były ofiary czarnoksiężnika, ale zakładał, że mogli być zwykłymi mugolami a jeśli już czarnoksiężnik zdołał zamordować kilku (może nawet kilkunastu) mugoli, pewnie nie będzie miał problemu z dorwaniem kolejnych. Pewnie dlatego, że zdołał już opracować metodę, dzięki której zwabiał ich gdzieś i niepostrzeżenie dla reszty świata zabijał.
Steward sięgnął po jeden z wolnych jeszcze, przyniesionych przez siebie kubków z kawą. Upił trochę płynu, zastanawiając się, co powinni najpierw zrobić. Z jego perspektywy najrozsądniej byłoby najpierw dorwać wariata, potem zmusić Sebastiana do współpracy i odesłania nieszczęśników w czaszce na drugą stronę. Chyba, że jednak starzec mógł, jak sugerowała Brenna, aktywnie czerpać moc z czaszki, nawet wtedy, gdy ta nie była w zasięgu jego rąk. Wtedy ich kolejność działań winna być odwrotna. Ale wtedy również z miejsca zaalarmują czarnoksiężnika, może nawet już go w jakiś sposób zaalarmowali wyciągając ją z sadzawki.
- Czego potrzebowałbyś do ich odesłania? Gdybyśmy jednak nie mogli czekać do sabatu? – zapytał, bawiąc się nakrętką od napoju. Tak. Wiedział, że McMillan był zarzucony pracą, ale oni też byli. A były rzeczy ważne i ważniejsze, i najwyżej później będzie mu próbował wynagrodzić zajęcie się ich problemem. Jeszcze nie wiedział jak, ale… ale teraz to nie miało wielkiego znaczenia. Pytanie pewnie miało zabrzmieć nonszalancko, ale raczej całą trójką wiedzieli, że nie było wcale nonszalanckie. Chodziło w nim tylko o to, by wiedzieli w co go zaopatrzyć i kogo sprowadzić. – I ostatnie. Jak powinniśmy tą czaszkę przechowywać?
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
05.04.2023, 00:08  ✶  

Przez twarz Sebastiana przeszedł cień, gdy wspomniała o czarnoksiężniku. A więc to jedna z tych spraw. Cudownie. Darował sobie komentarz, który miał na końcu języka odnośnie do tego, że dziwnym trafem Longbottom rzadko kiedy dostaje normalne przydziały. Biorąc pod uwagę ich wspólną historię, odnosił wrażenie, że częściej potykała się o dziwne zdarzenia, niż wypisała mandatów w toku całej swojej kariery. Dobrze, że ja nie mam takich problemów, pomyślał. Może i pracował z duchami, zjawami i bytami z innego świata, jednak przynajmniej dozował sobie te doświadczenia, zamiast pchać się od jednego do drugiego, bez długiej sesji wypoczynkowej przy filiżance świeżo parzonej herbaty.

— Uwolnienie ich to nie problem. Przeprowadzenie na tamten świat to już inna para kaloszy — poinformował uprzejmie Brennę, chociaż minę dalej miał cierpiętniczą. Zrobił pauzę przed udzieleniem odpowiedzi na kolejne pytanie. — Nie można tego wykluczyć. Zależy, gdzie rezyduje wasz czarnoksiężnik. Czerpanie energii z artefaktu, który znajduje się na drugim końcu kraju, a nie w twojej kieszeni, musi być trudniejsze. Jeśli udało mu się uwiązać do siebie czaszkę, to możliwe, że pomimo sporej odległości dalej odbiera z niego energię. Tylko słabszą i w większych odstępach czasu.

Oczywiście należało wziąć poprawkę na to, że czaszka mogła wymagać fizycznego kontaktu ze swoim twórcą, jednak skoro była ukryta pośród ciał, to niełatwo byłoby zdobyć do niej dostęp. Macmillan wzdrygnął się na samą myśl, jak beztrosko podszedł do tej kwestii. Na Matkę, przecież to się nie godziło. Oblał się rumieńcem. Powinien mieć więcej szacunku w stosunku do martwych w tej sprawie. Bądź co bądź, raczej nie odeszli z tego świata zbyt spokojnie. A czarnoksiężnik pewnie im tylko to utrudnił. Zwrócił się do Stewarda, chociaż zanim z jego ust padło chociaż jedno słowo, westchnął przeciągle.

— Moim zdaniem nie. — Rozłożył ręce. — Nie jestem rzemieślnikiem, więc mogę tylko gdybać. To umiejętnie wykonany, piękny obiekt. Małe, makabryczne dzieło sztuki. Wątpię, żeby dało się coś takiego zrobić w jeden dzień — kontynuował, chociaż ton jego głos jasno wskazywał, że bazuje na osobistych odczuciach, niż suchych, sprawdzonych faktach. — Potrzebujecie ekspertyzy specjalisty, jeśli chodzi o stan techniczny czaszki.

Kiedy jego goście poruszyli temat tego, że czarnoksiężnik mógł zacząć przygotowania do wyrobienia kolejnej czaszki, zamilkł. Miał wrażenie, że pytają go poniekąd o radę, co powinni w tej sprawie zrobić, ale... Co mógł im powiedzieć? Znów, mógłby co najwyżej pogdybać lub popuścić wodze wyobraźni. To Brenna i Patrick zajmowali się łapaniem przestępców, a nie on. Chyba powinni wiedzieć, jak prowadzić poszukiwania i wszcząć oficjalne śledztwo w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, czyż nie?

— Jeśli chcecie zabezpieczyć czaszkę, to skupicie się, gdzie ją ukryjecie, a nie na niej samej — zdradził Sebastian, sięgając po nasiono słonecznika. Zaczął obracać ziarko między palcami. — Nie zaklinajcie samej czaszki. Pewnie narzucono na nią masę czarów, żeby utrzymać dusze w ryzach. Dodanie kolejnej warstwy magii i to od innego czarodzieja mogłoby naruszyć jej magiczną strukturę. — Zamyślił się na chwilę. — Znajdźcie jakiś magazyn albo skrytkę. Rzućcie zaklęcia blokujące dostęp i negujące magię z zewnątrz. Wyrysujcie krąg runiczny. Energia czaszki będzie dalej „krążyć”, ale nie powinna wyjść poza wasze bariery.

Czaszka nie była zwykłym pudełkiem, w które Sebastian zwykł chwytać złośliwe duchy. Ktoś naprawdę się napracował, aby stworzyć artefakt przeznaczony do bardzo określonych celów i nie można było tego tak po prostu ignorować. Poza tym kierował się dosyć prostą logiką: artefakt tego typu nie powinien po prostu stać na biurku czy w szafce i czekać, aż będzie można go oczyścić z udręczonych dusz. Do tego czasu musiał przebywać w odpowiednich warunkach.

— Będę potrzebował pomocy. Od kogoś zaznajomionego z duchami na podobnym poziomie co ja — stwierdził po przedłużającej się w nieskończoność chwili ciszy. — Musielibyśmy odtworzyć magiczne warunki towarzyszące sabatom, żeby utorować drogę do Limbo. Mógłbym samodzielnie „wyciągnąć” te duchy z czaszki, ale pozostaje ryzyko, że uciekną, zanim je odegnam. Potrzebuję asysty od kogoś, kto potrafi wywoływać duchy, żeby zakotwiczył je na miejscu do odprawienia faktycznego rytuału.

Nie negował tego, że gdyby uwięzione w czaszce dusze były w pełni świadome swojego losu, to pewnie bardzo chętnie zostałyby na miejscu. Nie potrafił jednak zaryzykować. Duchy mogły pragnąć zamknięcia pewnego rozdziału swojej egzystencji, jednak świat śmiertelników mógł być pełen wrażeń nawet dla tych, którzy powinni już dawno przejść dalej. Może i teraz cierpią przez czarnoksiężnika, ale dalej mogą pragnąć wolności, pomyślał. Gdyby pozwolił tym duchom uciec i potencjalnie siać zamęt, czułby się potem w obowiązku znowu je wyłapać.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (272), Brenna Longbottom (2070), Patrick Steward (1742), Sebastian Macmillan (2815)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa