Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Brenna nie przywykła do zasypywania gruszek w popiele. Informacje dostarczone przez Mavellę, która przypadkiem teleportowała się na Mglistych Mokradłach sprawiły, że natychmiast zabrała się za tę sprawę. Wstępne badania objęły sprawdzanie przypadków zaginięć osób, które ostatnio widziano przed teleportacją, szukanie informacji na temat Little Hangleton oraz przeszukiwanie biblioteki Parkinsonów, by znaleźć powody, dla jakich na obszarze mogła nie działać magia i co może zakłócić teleportację. Oczywiście, nie zajmowała się tym sama - wszak Mav była zaangażowana w sprawę, a Brenna miała partnerkę.
A potem okazało się jeszcze, że Patrick Steward przeszedł podobną przygodę i również znalazł na bagnach martwą osobę. Taką, która absolutnie nie powinnam się tam znaleźć.
W efekcie sprawa przyspieszyła i czwórka funkcjonariuszy skoro świt znalazła się w okolicach Little Hangleton - w Lesie Wisielców. W pobliżu miejsca, gdzie zaczynały się Mgliste Mokradła...
Brenna była ubrana odpowiednio do takiej wycieczki. Bardzo wysokie buty na solidnej podeszwie, odpowiednio zaimpregnowane, by nie nasiąkały wilgocią, grube spodnie, brzydka, ale za to nieprzemakalna kurtka, chusta na głowie. Wzięła ze sobą bardzo gruby, solidny kij, którego jeden koniec został zaostrzony - z jednej strony miał pomagać badać grunt, z drugiej posłużyć do ewentualnej obrony, gdyby coś się stało, a zawiodła ich magia. Niosła też plecak, niezbyt wypchany, bo nie chciała, by przeszkadzał w marszu, ale zawierający kilka rzeczy potencjalnie przydatnych w miejscu, gdzie nie działała magia, a w którym mieli spędzić minimum kilka godzin.
Sama przyczyna nie działania magii niezbyt po prawdzie Brennę interesowała. Ale istotne było sprawdzenie, dlaczego do licha ludzie nagle teleportują się na samym środku mokradeł. Optymalnie byłoby znaleźć też sposób na powstrzymanie tego stanu rzeczy, choć Longbottom miała przeczucia, że to się nie uda.
Przekonanie o porażce nie oznaczało jednak, że nawet nie spróbuje. Poddanie się bez walki nie leżało w jej charakterze.
- To tak... - mruknęła Brenna, spoglądając na resztę. - Może pójdziemy dwójkami, tak, by dzieliło nas parę metrów, ale mieć się w zasięgu wzroku? Różdżki w dłonie, lumos na różdżkę, czekamy, w którym momencie zgaśnie, a jak zgaśnie, rozglądamy się na granicy obszaru? Jeśli nic nie znajdziemy, zostaje nam chyba pchać się do serca, bo zdaje się, że tam też może leżeć przyczyna. A jeżeli tam też nic nie znajdziemy, to ja bym tu przynajmniej porozkładała gdzieniegdzie drogowskazy albo wyryła na drzewach znaki, sugerujące, jak dostać się do Little Hangleton. Żeby kolejne osoby mogły łatwiej się wydostać, zamiast błądzić w kółko - oświadczyła, wygłaszając to wszystko niemal na jednym wdechu. Jak to ona, jeśli sytuacja nie była super poważna. Teraz jednocześnie była – bo przynajmniej dwie osoby zginęły na tych mokradłach, i nie była – bo chwilowo nikomu chyba nic nie groziło. – A, i jeszcze wzięłam parę fiolek, by pobrać próbki tej ponoć dziwnej mazi, którą widzieliście, Mav. Ktoś ma jakieś inne pomysły?
Odruchowo spojrzała tu na Patricka. Nie dlatego, że nie ufała sugestiom pozostałej dwójki. Po prostu przywykła do przyjmowania od niego poleceń.