• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[20.04.72] Do serca Mglistych Mokradeł

[20.04.72] Do serca Mglistych Mokradeł
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
19.02.2023, 13:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.09.2023, 16:37 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Brenna nie przywykła do zasypywania gruszek w popiele. Informacje dostarczone przez Mavellę, która przypadkiem teleportowała się na Mglistych Mokradłach sprawiły, że natychmiast zabrała się za tę sprawę. Wstępne badania objęły sprawdzanie przypadków zaginięć osób, które ostatnio widziano przed teleportacją, szukanie informacji na temat Little Hangleton oraz przeszukiwanie biblioteki Parkinsonów, by znaleźć powody, dla jakich na obszarze mogła nie działać magia i co może zakłócić teleportację. Oczywiście, nie zajmowała się tym sama - wszak Mav była zaangażowana w sprawę, a Brenna miała partnerkę.
A potem okazało się jeszcze, że Patrick Steward przeszedł podobną przygodę i również znalazł na bagnach martwą osobę. Taką, która absolutnie nie powinnam się tam znaleźć.
W efekcie sprawa przyspieszyła i czwórka funkcjonariuszy skoro świt znalazła się w okolicach Little Hangleton - w Lesie Wisielców. W pobliżu miejsca, gdzie zaczynały się Mgliste Mokradła...
Brenna była ubrana odpowiednio do takiej wycieczki. Bardzo wysokie buty na solidnej podeszwie, odpowiednio zaimpregnowane, by nie nasiąkały wilgocią, grube spodnie, brzydka, ale za to nieprzemakalna kurtka, chusta na głowie. Wzięła ze sobą bardzo gruby, solidny kij, którego jeden koniec został zaostrzony - z jednej strony miał pomagać badać grunt, z drugiej posłużyć do ewentualnej obrony, gdyby coś się stało, a zawiodła ich magia. Niosła też plecak, niezbyt wypchany, bo nie chciała, by przeszkadzał w marszu, ale zawierający kilka rzeczy potencjalnie przydatnych w miejscu, gdzie nie działała magia, a w którym mieli spędzić minimum kilka godzin.
Sama przyczyna nie działania magii niezbyt po prawdzie Brennę interesowała. Ale istotne było sprawdzenie, dlaczego do licha ludzie nagle teleportują się na samym środku mokradeł. Optymalnie byłoby znaleźć też sposób na powstrzymanie tego stanu rzeczy, choć Longbottom miała przeczucia, że to się nie uda.
Przekonanie o porażce nie oznaczało jednak, że nawet nie spróbuje. Poddanie się bez walki nie leżało w jej charakterze.
- To tak... - mruknęła Brenna, spoglądając na resztę. - Może pójdziemy dwójkami, tak, by dzieliło nas parę metrów, ale mieć się w zasięgu wzroku? Różdżki w dłonie, lumos na różdżkę, czekamy, w którym momencie zgaśnie, a jak zgaśnie, rozglądamy się na granicy obszaru? Jeśli nic nie znajdziemy, zostaje nam chyba pchać się do serca, bo zdaje się, że tam też może leżeć przyczyna. A jeżeli tam też nic nie znajdziemy, to ja bym tu przynajmniej porozkładała gdzieniegdzie drogowskazy albo wyryła na drzewach znaki, sugerujące, jak dostać się do Little Hangleton. Żeby kolejne osoby mogły łatwiej się wydostać, zamiast błądzić w kółko - oświadczyła, wygłaszając to wszystko niemal na jednym wdechu. Jak to ona, jeśli sytuacja nie była super poważna. Teraz jednocześnie była – bo przynajmniej dwie osoby zginęły na tych mokradłach, i nie była – bo chwilowo nikomu chyba nic nie groziło. – A, i jeszcze wzięłam parę fiolek, by pobrać próbki tej ponoć dziwnej mazi, którą widzieliście, Mav. Ktoś ma jakieś inne pomysły?
Odruchowo spojrzała tu na Patricka. Nie dlatego, że nie ufała sugestiom pozostałej dwójki. Po prostu przywykła do przyjmowania od niego poleceń.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
23.02.2023, 00:21  ✶  
Już samo wylądowanie na mokradłach bez zamiaru znalezienia się tam było co najmniej niepokojące, a dodać do tego trupa – cichy alarmujący głosik zamieniał się wręcz w wyjca, najgłośniejszego, jaki tylko mógł być. Pal licho z nią samą – tu już sobie poradziła, niemniej co z innymi czarodziejami, którzy również mogli wbrew swej woli wylądować na tych śmierdzących mokradłach, będących godnych miana przedsionka mugolskiego piekła?
  No i nadal nie znała przyczyny, z której powodu teleportacji nie dało się określić jako „zakończona powodzeniem”. Gdyby to był egzamin – zostałby sromotnie oblany z uwagi na nietrafienie dokładnie do celu.
  Stąd też najzwyczajniej w świecie nie mogła zostawić sprawy ot tak, a że tak się cudownie składało, iż ulubiona kuzynka pracowała tak z parę biurek dalej i na dodatek zajmowała stanowisko detektywa, to po prostu podrzuciła jej sprawę.
  Bo nie, skądże znowu, to nie tak, że już w domu nie napomknęła o tym i owym, nie mówiąc już, że po powrocie z tej jakże pasjonującej wycieczki zabarykadowała się w łazience na naprawdę dość długi czas. Co z reguły było dość niepodobne do Mavelle.
  Teraz zaś – znów się tu znajdowała, ale z całkiem własnej woli i akurat tam, gdzie wiedziała, w jakim dokładnie miejscu się znajduje, a nie gdzieś w środku tego wielkiego bajora. Co nie zmieniało faktu, iz patrzyła na tereny przed sobą z bardzo dużą dozą nieufności; nie omieszkała też już wstępnie przeniuchać, żeby sprawdzić, czy wiatr przypadkiem nie niesie ze sobą jakichś szczególnych, wzbudzających dodatkową czujność zapachów.
  Tak jak i Brenna, Bonesówna nie należała do tych nieprzygotowanych czarownic. Strój dostosowany do okoliczności to raz, dwa – kapkę zapasów w plecaku, pozwalających na zdziałanie cokolwiek bez magii. Bo ta ewidentnie na tym obszarze nie chciała działać. Dlaczego? Przy odrobinie szczęścia uda się to odkryć, aczkolwiek niespecjalnie na to liczyła.
  Niektóre tajemnice wszak były trudne do wydarcia.
   - Brzmi całkiem rozsądnie – zgodziła się z Brenną, wysłuchawszy jej słów – Chociaż tak po prawdzie to wątpię, żebyśmy coś tutaj zobaczyli, bo sama próbowałam się trochę zorientować poprzednim razem, ale… nie zaszkodzi – przekrzywiła głowę, z namysłem wpatrując się w mokradła. Hmm…
  - A jakby tak zaznaczać, gdzie dokładnie nam różdżki gasną? Zobaczymy w ten sposób, czy jest tu jakaś reguła... – innymi słowy: czy mieli do czynienia z jakimś okręgiem czy też może dość losowym kształtem. A to też mogło dać jakieś wskazówki.

382
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
23.02.2023, 03:31  ✶  
Na dobrą sprawę, pierwsze działania Patricka były bardzo podobne do tych, które poczyniła Brenna. Podstawową różnicą było jedynie to, że on tak jak i Mavelle również błędnie aportował się Mglistych Mokradłach a udało mu się z nich odejść dzięki pomocy ciężkiego, ale niezbyt przyjaznego portretu Nicolausa de Viggena. Potem, zamiast zjeść obiad z dziadkami, Steward musiał ganiać do Ministerstwa Magii, zgłaszać odnalezienie ciała Hannah Johnson, wracać wraz z ekipą na Mgliste Mokradła (w końcu, chociaż ciało kobiety bezpiecznie przeleżało ponad miesiąc w chacie, po tym jak zostało odnalezione, nie powinno leżeć dużo dłużej, tak się nie godziło) i wypełniać mnóstwo papierkowej roboty.
Aportacja w okolicach Mglistych Mokradeł uświadomiła mu za to, że musiał szybko znaleźć rzemieślnika, który wykonuje ramy do obrazów. Miał w końcu przyrzeczenie do wypełnienia. I chociaż, jeśliby o nim zapomniał, dziadkowie załatwiliby tę sprawę za niego, Steward czuł się zobligowany do działania samodzielnie. Tamtego dnia de Viggen naprawdę mu pomógł. Zapewnienie mu nowej ramy, nie wydawało się za to zbyt wielką ceną.
Patrick przystanął obok Mavelle na miejscu zbiórki. Odwrócił głowę w stronę, gdzie zaczynały się Mgliste Mokradła i popatrzył na nie w zamyśleniu. Miał nadzieję, że tego dnia nie znajdą w ich obrębie kolejnego ciała. Może nie do końca liczył się z tym, że rozwiążą zagadkę przypadkowych aportacji akurat w ich obrębie, ale samo oznaczenie bezpiecznych ścieżek przyniosłoby dużo pożytku. I stało się ogromnym ułatwieniem dla wszystkich tych nieszczęśników, którzy jeszcze mieliby się tam przypadkiem aportować.
I on przygotował się właściwie na to zadanie. Poza odpowiednimi do takich wędrówek butami, w plecaku trzymał również dodatkową buzę, linę, trochę prowiantu, mapę oraz mugolską latarkę.
- Po pierwsze, uważajcie na zwodniki. Kręcą się tu po okolicy. Po drugie, im głębiej wejdziemy w Mgliste Mokradła, tym większa będzie tam… mgła – tu słowo podkreślił dodatkowo ruchem palców. Niby taka oczywistość, ale warto było o niej pamiętać, bo wraz z kolejnymi krokami, mogła im się tam znacząco zmniejszyć widoczność. Łatwiej też było się zgubić. – Wziąłem ze sobą mugolską latarkę. Na baterię. W teorii, powinna działać bez magii. Zobaczę, czy będzie tam funkcjonowała, czy też to miejsce nie tylko zagłusza nasze zdolności magiczne, ale też… - zamyślił się, zastanawiając, jak ubrać w słowa myśli, które krążyły mu po głowie. – Zobaczymy, czy działają tam mugolskie rzeczy. Jeśli działają to może pomogą nam w oznaczaniu terenu.
Popatrzył na zebrane kobiety, odrobinę dłużej zawieszając wzrok na Mavelle.
- Tak sobie myślę, że powinniśmy też wypracować jakiś wspólny schemat działania. Twój początek, Brenno, jest bardzo dobry. Pozwoli nam ustalić, w którym miejscu właściwie magia przestaje działać. Pomysł z oznaczaniem miejsca też - tę pochwałę skierował ku pannie Bones. - Proponuję, by w momencie, gdy lumos na końcu różdżki przestanie działać, cofnąć się i spróbować spleść jakieś zaklęcie w stronę Mglistych Mokradeł. W ten sposób sprawdzimy czy one w ogóle przepuszczają magię. Być może w ogóle tego nie robią. Istnieje również szansa, że nawet te przypadkowe aportacje, zdarzają się tylko w bardzo konkretnych miejscach. Może również na to coś wpływa – opisał, co chodziło mu po głowie. – Mogę być z kimkolwiek w parze. I tak proponuję byśmy nie oddalali się od siebie dalej niż na sto metrów.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#4
23.02.2023, 12:58  ✶  

Heather dostała list od Brenny, przeczytała go uważnie. Sprawa ją zainteresowała, tym bardziej, że wymagała wycieczki na mokradła. Hej przygodo, na pewno było to dużo ciekawsze od siedzenia na dupie i wypełniania papierów przy biurku. Panna Wood nie lubiła siedzieć bezczynnie, nudziła się okropnie zajmując się papierologią. Wszystko było więc lepsze od tych nudnych zajęć.

Nie do końca wiedziała o co chodzi z tymi mokradłami. Z tego, co zrozumiała to magia przestawała tutaj działać, a ktoś jeszcze znalazł trupy, brzmiało to całkiem dobrze. Może uda im się wyjaśnić zagadkę? Na to liczyła. Naprawdę dobrze trafiła w BUMie, miała ogromne szczęście, że to Brenna została jej partnerką. Widać było, że ma ogromne doświadczenie i znajomości, dzięki niej Heather mogła się dużo nauczyć, a na tym jej zależało.

Heather nie wybierała nigdy teleportacji jako środka transportu, nie potrafiła się przemieszczać w ten sposób, nie znosiła wręcz tej opcji. Jej żołądek przy każdej okazji pokazywał jak bardzo nie odpowiada mu to rozwiązanie. Zdawała sobie jednak sprawę, że może to być problematyczne, bo dla wielu osób był to jeden ze środków transportu pierwszego wyboru.

Ruda przygotowała się do tej wyprawy. Skoro na mokradłach nie działała magia, teleportacja i cała reszta, to musiała naszykowac prowiant, w końcu mogli się zgubić, a głód wzbudzał w niej złość, nie chciałaby, żeby ktokolwiek z jej współpracowników oglądał ją rozzłoszczoną. Ubrana była w płaszcz z materiału, który nie przepuszczał wody, sięgał jej jakoś do kolan. Na stopach miała kalosze, które miały chronić ją przed błotem. Nie zniosłaby gdyby dostało się ono do jej stóp. Włosy związała w kucyk, żeby jej nie przeszkadzały i założyła czapkę z daszkiem, aby jakieś stworzenia nie łaziły jej po głowie, na ramieniu miała narzucony plecak, z tym prowiantem, który miał się przydać w razie, gdyby się zgubili oraz butelkę wody.

Dotarli na mokradła. Heath zdawała sobie sprawę, że pozostała trójka współpracowała już ze sobą wiele razy, ona była żółtodziobem, znała swoje miejsce w szeregu, nie powinna się wychylać. Wpatrywała się w nich, gdy zaczęli przedstawiać plan. - Ja się dostosuję, wy wszyscy macie większe doświadczenie. - Dodała od siebie póki co.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
23.02.2023, 13:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.02.2023, 13:20 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna kiwnęła głową na instrukcje od Patricka. Próby rzucenia zaklęcia w stronę Mokradeł i zabranie mugolskiej latarki brzmiały jak całkiem niezły pomysł. Zaznaczenie terenu, na którym kończy się magia, też nie było głupie. Mogli nawet zostawić jakieś napisy na drzewach, by ktoś błąkający się wiedział, w którym momencie znowu może czarować.
- W takim razie wezmę Heather – powiedziała, gdy Steward stwierdził, że może być w parze z kimkolwiek. Wood znała ją po prostu trochę lepiej niż pozostałą dwójkę, Brenna miała więc wrażenie, że na takim terenie przynajmniej w jedną stronę lepiej, żeby szła razem z nią. – Heath, tak będzie w porządku? I jeśli masz jakieś pomysły, to serio, nie krępuj się. Nikt nie urwie ci głowy, bo coś zaproponowałaś. Głowę urywam tylko za ukradzenie mi pączka.
Nie była z tej szkoły, która domagała się, aby nowa osoba siedziała z zasznurowanymi ustami. Jeżeli pomysł Heather byłby dobry w jej mniemaniu, starałaby się go wcielić w życie. Jeśli dopatrzyłaby się w nim jakichś problemów, powiedziałaby o tym, bo w ten sposób nowi w Brygadzie też uczyli się pierwszych rzeczy.
Brenna machnęła różdżką, rozpalając lumos i ruszyła przed siebie. Poruszali się niezbyt szybko, po pierwsze, bo po jakimś czasie teren zaczął być podmokły i coraz trudniejszy, po drugie, Brenna ze dwa razy przystanęła, żłobiąc w drzewie strzałkę ku Little Hangleton – tak na wszelki wypadek i by oznaczyć, którędy szli. Miała też w kieszeni scyzoryk, aby robić to samo, gdy magia przestanie działać.
W miarę jak zagłębiali się w las, ściółka pod ich stopami zamieniła się w błoto. O ile początkowo mijali drzewa, które wydawały się wyglądać zupełnie normalnie, o tyle z czasem te stawały się coraz bardziej powykrzywiane i pozbawione liści. Wreszcie wokół zaczęła pojawiać się mgła, a w końcu, gdy Brenna i Heather zrobiły krok do przodu… światła na ich różdżkach zgasły.
Longbottom momentalnie poczuła się nieco nieswojo. Spróbowała rzucić zaklęcie i nie zadziałało. Magia była z nią zawsze i teraz, choć wiedziała, czego się spodziewać, poczuła się straszliwie bezbronna. Obejrzała się na Stewarda i Mavelle: nawet nie wyobrażała sobie, co czuli, kiedy trafili na Mokradła, nie wiedząc, gdzie są.
Cofnęła się o krok i odetchnęła.
- To co? Zaczynamy? – spytała. Sama zamierzała ponownie rzucić lumos, na samej granicy obszaru i zacząć sprawdzać teren w pobliżu. Przetestować po pierwsze, czy istnieje jakaś wyraźna granica, na przykład na planie koła albo kwadratu, czy jest nieregularna. Czy magia zanika stopniowo, na przykład czar zacznie migotać, czy nagle? A poza tym – rozejrzeć się za… właściwie za czymkolwiek, co zwróciłoby jej uwagę. Jakieś znaki na kamieniach? Głazy o podejrzanym kształcie albo dziwnie rozstawione? Coś na drzewach?
wiadomość pozafabularna
Rzut Z 1d100 - 25
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
28.02.2023, 21:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.02.2023, 22:02 przez Mavelle Bones.)  
- … i na pnie, które wcale nie są pniami – uzupełniła przestrogę Patricka. Zwodniki… Poprzednim razem miała szczęście, że nie natrafiły z Daisy na nic szczególnie niebezpiecznego, chyba że dla poczucia własnej czystości i poniekąd godności. Niemniej było, minęło, zmyła z siebie to wszystko – można było pójść naprzód.
  W przenośni jak i całkiem dosłownie, biorąc pod uwagę, że ustalenia stopniowo zmierzały ku końcowi. Stopniowo.
  - O, genialny pomysł – pochwaliła Patricka, jednocześnie zachodząc w głowę, dlaczego sama na to nie wpadła. W końcu to nie tak, że wytwory mugolskiej techniki pozostawały jej całkiem obce – o czym świadczył chociażby zaparkowany na terenie posiadłości rodowej motocykl. Oczko w głowie Mavelle, aczkolwiek ostatnio jakoś mniej wsiadała na dwa kółka niż przed przeprowadzką z Londynu.
  Skinęła odruchowo głową. Rzucanie zaklęć tam, gdzie przestawała działać magia, też nie było takim głupim pomysłem i zdecydowanie mogło dostarczyć kolejnych wskazówek co do anomalii. Czy blokowała jedynie to, co znajdowało się w jej wnętrzu? Czy też może zdawała się pożerać całą uwalnianą tu magię…?
  Cóż, mieli się tego dowiedzieć prędzej czy później.
  - I komiksów – rzuciła lekkim tonem, ewidentnie żartując; tak, znajdowali się – jakkolwiek by nie patrzeć – na misji, ale i też nie znaczyło to, że nie można było przywołać choć odrobiny uśmiechu – i tak napięcie swego rodzaju zdawało się wisieć w powietrzu. Nic dziwnego – szli na dobrą sprawę w niewiadomą i nie było do końca pewnym, czego się spodziewać, co odnajdą. Więcej trupów? Źródło anomalii? … bandę eksperymentujących śmierciożerców? Tak, ta ostatnia opcja wcale a wcale by jej nie zdziwiła, w najmniejszym nawet stopniu.
  Spoważniała zaraz, wyciągając różdżkę – delikatny gest nadgarstkiem i jej czubek się rozjarzył, służąc za dodatkowe źródło światła. Cóż, pozostawało tylko iść naprzód, zwłaszcza że nie mieli całego dnia, aby tkwić jak koki i jedynie deliberować nad wszystkim, co się tylko nawinęło. I nie, nie miała też najmniejszych powodów narzekać na partnera, jak jej przypadł w udziale – w końcu Stewarda darzyła sympatią od lat i sam fakt, że pełnił w Zakonie funkcję, jaką pełnił, pod tym konkretnym kątem niewiele zmieniało.
  Podczas wędrówki starała się skupić na otoczeniu, wypatrywać wszystkiego, co mogłoby wydawać się podejrzane – nie tylko pod kątem anomalii, ale również i potencjalnego niebezpieczeństwa, przed którym musieliby się bronić. I nagle… koniec. Nie ma. Światło zgasło, a sama Mav po raz kolejny miała wrażenie, jakby odjęto jej rękę. Bo bez magii…? To jak poruszać się niczym zagubione dziecko we mgle.
  Zacisnęła krótko wargi i cofnęła się parę kroków, nie spuszczając oczu z terenów przed sobą. Machnęła różdżką, wyczarowując kulkę światła i posyłając ją do przodu – zniknie czy jednak przejdzie przez niewidzialną barierę i przetrwa?
  - Zaczynamy – przytaknęła. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, podjęła próbę zbadania granicy. Gdy tylko udawało się ustalić, gdzie dokładnie następował zanik magii, cofała się i transmutowała – co tylko wpadło jej w ręce: patyki, kamyki i tak dalej – w całkiem pokaźne kije, żeby wbić je w ziemię tuż przed granicą i tym samym nakreślać jej kształt.
  Sama również uważnie się rozglądała, czy przypadkiem w oczu nie rzucało się coś, co mogło być jakąkolwiek wskazówką odnośnie tego, co się działo na mokradłach.


508/890

wiadomość pozafabularna
percepcja
Rzut PO 1d100 - 29
Akcja nieudana
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
04.03.2023, 03:08  ✶  
Patrick odwrócił głowę w stronę Mavelle, gdy ta wspomniała o pniach, które wcale nie były pniami. Zmarszczył brwi, dopiero po czasie rozumiejąc, że najwidoczniej nawiązywała do tego, że sama znalazła tu ciało. Mimo wszystko miał nadzieję, że tego dnia nie znajdą tu już żadnego nowego (albo wcale nie) trupa. I nie chodziło nawet o tonę papierów, które musieliby potem wypełnić.
Nie oponował, gdy Brenna wybrała sobie do partnerowania Heather. Jak wspomniał wcześniej, nie robiło mu szczególnej różnicy, kto miał mu towarzyszyć. Sam lubił się (w pewnej chwili aż za bardzo) z Bones i pracował z nią nie od dzisiaj, więc i sparowanie z nią mu nie przeszkadzało.
- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy – wymruczał pod nosem. Zwłaszcza, że na ogarnięcie sprawy mieli raczej dość ograniczony czas.
Machnął różdżką i na jej czubku pojawiło się światło.
Następnie jego zachowanie do pewnego stopnia, było właściwie bardzo podobne do zachowania całej reszty. Oddalił się od Mavelle na odległość mniej więcej dziesięciu (może piętnastu) metrów. Ciągle na tyle blisko by widzieli siebie nawzajem i mogli kontynuować rozmowę, gdyby zaszła taka potrzeba. A jednocześnie nie znajdowali się na tyle blisko by powielali swoją pracę. Szedł powoli. Rozglądał się uważnie dookoła. Omiatał wzrokiem nadgniłą od nadmiaru wilgoci, pożółkłą trawę, krzaki, których nie umiał nazwać, skarłowaciałe drzewa (o ile nie mylił ich z krzewami) i bagna. Sprawdzał czy jego różdżka wciąż jarzyła się światłem, czy też światło powoli bledło, jakby magia słabła.
Od czasu do czasu spoglądał w bok, by sprawdzić jak daleko od niego znajdowała się Mavelle i czy już dosięgła ją anomalia Mglistych Mokradeł.
Wreszcie, gdy jego różdżka odmówiła posłuszeństwa, przystanął. Jeszcze raz rozejrzał się uważnie, jakby już wzrokiem szukając jakichś nieścisłości. Potem sięgnął do plecaka by wyciągnąć z niego mugolską latarkę. Włączył ją by sprawdzić, czy działała, czy też mugolska magia – elektryczność, również odmawiała w tym miejscu posłuszeństwa. Z braku wcześniejszego pomyślunku, położył plecak w miejscu, gdzie pojawiła się anomalia (wcześniej upewniając się, że może bezpiecznie poleżeć przez chwilę).
Steward cofnął się o kilka kroków, znowu sprawdzając, jak szybko jego różdżka odzyska magiczną moc. Następnie wycelował w znajdujący się w obrębie anomalii kamień i posłał w jego stronę snop światła. Korzystając z tego, że znowu miał magię, wyczarował wstążkę i przewiązał nią kawałek prostej gałęzi. Wrócił do plecaka. Podniósł go i z powrotem założył na plecy. Następnie wbił gałąź w oznaczone przez samego siebie miejsce.
- Mavelle, wszystko w porządku u ciebie? – upewnił się.


wiadomość pozafabularna
Rzut PO 1d100 - 97
Sukces!
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
04.03.2023, 12:52  ✶  

Uśmiechnęła się promiennie, kiedy usłyszała, że idzie z Brenną. - Wspaniale!- Odparła z entuzjazmem. Tak naprawdę była jedyną osobą, którą tutaj znała. Dobrze, że Longbottom była osobą, która nie miała problemu z tym, żeby wziąć pod swoje skrzydła żółtodzioba. Udało jej się ją poznać przez te kilka miesięcy i wiedziała, że nie wprowadzi jej na minę, a do tego wszystkiego była świetnym mentorem. Naprawdę wiele ją nauczyła w tak krótkim czasie, była wdzięczna losowi, że trafiła akurat na Brennę, w końcu zawsze mogła nie mieć tyle szczęścia i wylądować u boku z jakąś podstarzałą marudą.

- Tak, myślę, że jest w porządku. - Nie wiedziała do końca, co innego mogliby zrobić, trochę też bała się, że jej pomysły zostaną potraktowane za głupie. Nie czuła się tu aż tak pewnie, jak na boisku, gdzie nigdy nikt nie negował jej pomysłów. Musiała się trochę wprawić i nabyć doświadczenia, aby poczuć się pewniej.

Heather szła równo z Brenną. Nie chciała zostawać w tyle, w końcu nie wiadomo, co może czaić się w tym lesie. Rozglądała się przy tym uważnie, bo teren wcale nie był łatwy do pracy. Nie zamierzała utknąć w błocie, przy tych wszystkich doświadczonych osobach, narobiłaby sobie tylko wstydu. Machnęła różdżką, aby wyczarować światło, jak reszta towarzyszy. Musieli zauważyć, gdzie kończy się magia, a zaczyna ta dziwna energia, która powoduje, że nie można czarować.

Zastanawiała się, co może powodować takie anomalia. Czy ktoś specjalnie rzucił jakiś czar na te mokradła? Skoro powiązane z tym były jakieś trupy, to na pewno nie było to przypadkowe. Tylko po co i dlaczego w takim miejscu? Miała wiele pytań, jednak pozostawiała je dla siebie.

W pewnym momencie światło zniknęło z jej różdżki. Najwyraźniej doszli do granicy. Rozejrzała się uważnie wokół, aby zapamiętać, gdzie do tego doszło. Wood rozglądała się bardzo uważnie, szukała jakichś wskazówek. Może przegapili znaki, które mogły naprowadzić ich do celu?

wiadomość pozafabularna
Rzut Z 1d100 - 88
Sukces!
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#9
04.03.2023, 21:45  ✶  
Ekspedycja pewnym, choć ostrożnym krokiem, człapała przez mokradła. Podejmując odpowiednie przygotowania i wychodząc z inicjatywą co do sposobów, w które można było testować granice niebezpiecznego, niemagicznego obszaru, każdy uczestnik mógł poczuć, że szybko złapią choć najmniejszy trop.
Stety czy niestety, los zgotował im niespodziankę.
Lumos pozwalał na sprawdzenie granic tego antymagicznego zjawiska, ale wyprawa wkrótce zdała sobie sprawę, że to właśnie granice nie chcą współpracować. Zdawały się być dziwne, nieregularne i... zmieniały swoje miejsce. Szczególnie łatwo było zauważyć to po kijach wbitych w podłoże, które po krótkim czasie już bardzo mało precyzyjnie - o ile w ogóle - pokazywały, w jakim miejscu zaklęcie przygasało. Można też było najzwyczajniej w świecie stanąć w miejscu - choć w tym wypadku trzeba byłoby poczekać dłuższą chwilę, by zauważyć migotanie różdżki.
Co ciekawe, świetlisty czar nigdy nie gasł w zupełności - jedynie na tyle, że nie miał już praktycznego zastosowania.
Wskazówki zdawały się bardziej utrudniać sprawę, lecz po dłuższej chwili badań, w końcu Heather udało się dostrzec kolejną poszlakę - na powierzchni mokradeł raz na jakiś czas wypływały bąbelki. W prosty sposób skorelowała to z faktem, że niedługo po tym lumos przygasał jakby mocniej.
Wszystko to sprowadzało się do jednego wniosku - to jakiś bezwonny gaz, wydobywający się spod podłoża, powoduje zakłócenia w magii. Ale skąd dokładnie się bierze? I czym dokładnie jest? Dlaczego osłabia efekty magii? Te pytania pozostawały, przynajmniej na razie, bez odpowiedzi. Prawdopodobnie najlepiej będzie to skonsultować z szerszą grupą osób zaznajomionych z tematem. W każdym razie - przynajmniej raport na ten temat będzie dość szczegółowy.
Mokradła nie dały jednak nawet czasu im się nad tym zastanowić. Pojawienie się niemile widzianych gości było raczej kwestią czasu. Zwabione światłem, dwa utopce zaczęły wyłaniać się zza mglistej zasłony.

Patricku, twoja wiedza o czarnomagicznych rytuałach i pułapkach pozwoliła ci na najszybsze zrozumienie tematu. Sadzawka, przy której się znaleźliście, była zmodyfikowana czarnomagicznym zaklęciem. Na jej dnie prawdopodobnie znajdowało się coś, co jakiś czarnoksiężnik postanowił ukryć przed oczyma wścibskich. Ochronny rytuał sprawił, że magia zaczęła być wchłaniana przez dwa martwe ciała będące teraz strażnikami tych terenów. Dwójka pokrytych szlamem istot, które niegdyś były ludźmi, ruszyła do ataku, chcąc przepędzić nieproszonych gości.


there is mystery unfolding
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#10
05.03.2023, 00:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.03.2023, 00:14 przez Patrick Steward.)  
Patrick obserwował płonący na końcu różdżki płomień. Jego wielkość, migotliwie zmieniający się  poziom światła. Przygasało, ale nie gasło. Magia zanikała, ale nie znikała zupełnie. Niby ciągle była a jednak bezwartościowa. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co właściwie oznaczało, że granica, gdzie magia działała na Mglistych Mokradłach coraz słabiej (aż stawała się, niemal zupełnie znikoma) pozostawała ruchoma.
- Czemu to tak pulsuje? – wymruczał pod nosem, pytając o to sam siebie. Na to pytanie nie miał oczywiście jeszcze żadnej odpowiedzi.
Steward pomyślał tylko, że skoro pulsowało, to musiało być coś, co wywoływało te impulsy. Jakieś epicentrum, którego jeszcze nie znaleźli – chociaż właśnie gorąco próbowali je znaleźć. Może rzeczywiście brakowało im ludzi do dokładniejszego zbadania mokradeł? Może potrzeba było tu nie czterech a ośmiu czarodziei? Albo dwunastu?
Znowu kontrolnie popatrzył w stronę Mavelle, upewniając się, że u niej wszystko było w porządku i że w jej przypadku magia działała (nie działała) tak samo jak u niego (to by dopiero było niepokojące, gdyby było odwrotnie). Zerkał na nią co jakiś czas, wraz z dalszą wędrówką, ciągle po to, by wiedzieć jak sobie radziła (i czy przypadkiem nie potrzebowała jego pomocy).
Wreszcie dotarli do sadzawki.
Ale olśnienie wcale nie spłynęło na jego głowę raptem, jak gwałtowna, letnia ulewa po dniu pełnym słonecznej spiekoty. Patrzył na wodę, zastanawiając się nad tym, czemu właśnie woda miałaby być epicentrum zaników magii? I czy mogła mieć jakiś związek z przypadkowymi aportacjami na bagnach? A może, w ogóle, niepotrzebnie szukali tu prawidłowości i w rzeczywistości czarodzieje czasem aportowali się w złych miejscach. Kiedy jednak magia działała, mogli bez trudu ponowić aportację. Tu zaś nie działała. Stąd to całe zamieszanie, które kosztowało życie przynajmniej dwójkę czarodziejów a wielu innych sporo nerwów, gdy brnęli przez tę nieprzyjemną okolicę.
Dotknął palcami nasady nosa, uświadamiając sobie, że źle zakładał. Mylił skutek z przyczyną.
- Kurwa mać! – warknął odruchowo, gdy wreszcie dotarło do niego, na co najprawdopodobniej spoglądali. – One czegoś pilnują! Cofamy się! – krzyknął głośniej.
Potrzebowali magii, by zmierzyć się z oblepionymi szlamem trupami, które ruszyły na nich. Plan Stewarda był dość prosty: najpierw salwowanie się ucieczką. Odbiegnięcie przynajmniej na tyle, by wróciła im magia (co, patrząc na to, że zwłoki najpewniej miały ruszyć za nimi, mogło im zająć chwilę). Potem posłużenie się ogniem. I jeśli nawet nie zaatakowanie żywych trupów czarami, to przynajmniej podpalenie czegoś i atak tym podpalonym czymś. Trupy były dwa a ich cała czwórka. Miał nadzieję, że dadzą sobie radę.
Ściągnął z ramienia plecak.
- Wood, w środku jest lina! - krzyknął, rzucając go do niej.
Starał się odbiec na tyle, by wrócił płomień na czubku jego różdżki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (635), Mavelle Bones (2391), Brenna Longbottom (2639), Heather Wood (2389), Patrick Steward (2586)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa