Rozliczono - Sebastian Macmillan - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Ciąg dalszy fabuły czarnoksiężnika z Mglistych Mokradeł.
Brennie zdarzały się już sprawy dziwne i bardzo dziwne, przykre, wstrząsające, a nawet straszne. Ba, dwa czy trzy razy w swojej karierze potrzebowała także wsparcia egzorcysty, a zdarzyło się też już, że poszukiwała pomocy u kogoś, kto wywołuje duchy.
Do tej pory jednak nigdy nie brała udziału w uwalnianiu dusz zamkniętych w czarnomagicznej czaszce.
Do zapewnienia bezpieczeństwa podczas całej procedury podeszła niemalże obsesyjnie. Pracować mieli nocą, kiedy w Ministerstwie jest mniej ludzi, co mogło zminimalizować ewentualne kłopoty. Wystąpiła o zgodę na skorzystanie z jednego z zabezpieczonych pomieszczeń i poprosiła, aby ekspert ustawił tam runiczny krąg. Potem, tak na wszelki wypadek, usypała jeszcze krąg z soli zmieszanej z opiłkami żelaza, i drugi, z ziół, które ponoć słynęły z tego, że miały chronić przed ciemnymi bytami. Zostawiła wiadomość u Sebastiana i jeżeli Macmillan zażyczył sobie jeszcze jakichś, specjalnych środków zabezpieczających, to próbowała je załatwić, tak długo, jak tylko skombinowanie ich leżało w ludzkiej mocy. W środku czekało także pudło wypełnione świecami, ziołami i akcesoriami do wymieszania substancji, jeżeli ich zdaniem miałoby to pomóc, bo wspomniano jej o materiałach – jej dym świec pomagał w widmowidzeniu, więc czemu nie miałoby być tak samo w kontakcie z duchami.
Czaszkę na miejsce miał przetransportować Patrick. Znał się na czarnej magii i tym podobnych dużo lepiej niż ona, więc zdecydowanie cieszyła się, że Steward będzie na miejscu. Brenna nie wiedząc, czego się spodziewać, spodziewała się dosłownie wszystkiego – włącznie z tym, że któreś z nich (albo wszyscy) zostaną opętani.
(Ba. Na taką okoliczność zostawiła nawet kopertę na biurku Mavelle, by ta mogła łatwo to wykryć w razie czego. Zamierzała ją zabrać po całej procedurze, gdyby wyszli z niej cali oraz zdrowi.)
Brenna z kolei na miejsce miała przetransportować Sebastiana i Jamila. Czekała na nich przy punkcie Fiuu, wędrując w tę i z powrotem, może z niecierpliwości, a może po prostu dlatego, że nie należała do osób, które potrafiły długo usiedzieć w jednym miejscu.
Siedziba Ministerstwa nie była całkowicie pusta, w końcu jakiś auror czy Brygadzista zawsze miał dyżur, ale o tej porze większość korytarzy potwornie zatłoczonych za dnia była cicha i w pobliżu punktu Fiuu nikogo poza nimi nie dało się dostrzec.
- Gotowi na rendez vous z duchami? – spytała, kiedy z płomieni wreszcie wyłonili się potomkowie szacownego rodu Trelawneyów. – Zapraszam tędy, przygotowaliśmy specjalną salę na to spotkanie. Są świece, zioła, kadzidła i tym podobne. Nie przygotowałam romantycznej kolacji, ale w pobliżu jest otwarta knajpa, więc jeżeli potem zgłodniejecie, to ja stawiam – rzuciła niby to wesoło, nie pokazując po sobie zdenerwowania, jakie odczuwała. Odwróciła się na pięcie i, swoim zwyczajem, dość szybkim krokiem, ruszyła ku schodom, wiodącym na niższe poziomy Ministerstwa. Ku drzwiom do pomieszczenia, w którym miała się odbyć cała procedura.