• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[kwiecień 72, noc] Droga do Limbo

[kwiecień 72, noc] Droga do Limbo
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
16.04.2023, 15:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.07.2024, 10:54 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Sebastian Macmillan - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Ciąg dalszy fabuły czarnoksiężnika z Mglistych Mokradeł.

Brennie zdarzały się już sprawy dziwne i bardzo dziwne, przykre, wstrząsające, a nawet straszne. Ba, dwa czy trzy razy w swojej karierze potrzebowała także wsparcia egzorcysty, a zdarzyło się też już, że poszukiwała pomocy u kogoś, kto wywołuje duchy.
Do tej pory jednak nigdy nie brała udziału w uwalnianiu dusz zamkniętych w czarnomagicznej czaszce.
Do zapewnienia bezpieczeństwa podczas całej procedury podeszła niemalże obsesyjnie. Pracować mieli nocą, kiedy w Ministerstwie jest mniej ludzi, co mogło zminimalizować ewentualne kłopoty. Wystąpiła o zgodę na skorzystanie z jednego z zabezpieczonych pomieszczeń i poprosiła, aby ekspert ustawił tam runiczny krąg. Potem, tak na wszelki wypadek, usypała jeszcze krąg z soli zmieszanej z opiłkami żelaza, i drugi, z ziół, które ponoć słynęły z tego, że miały chronić przed ciemnymi bytami. Zostawiła wiadomość u Sebastiana i jeżeli Macmillan zażyczył sobie jeszcze jakichś, specjalnych środków zabezpieczających, to próbowała je załatwić, tak długo, jak tylko skombinowanie ich leżało w ludzkiej mocy. W środku czekało także pudło wypełnione świecami, ziołami i akcesoriami do wymieszania substancji, jeżeli ich zdaniem miałoby to pomóc, bo wspomniano jej o materiałach – jej dym świec pomagał w widmowidzeniu, więc czemu nie miałoby być tak samo w kontakcie z duchami.
Czaszkę na miejsce miał przetransportować Patrick. Znał się na czarnej magii i tym podobnych dużo lepiej niż ona, więc zdecydowanie cieszyła się, że Steward będzie na miejscu. Brenna nie wiedząc, czego się spodziewać, spodziewała się dosłownie wszystkiego – włącznie z tym, że któreś z nich (albo wszyscy) zostaną opętani.
(Ba. Na taką okoliczność zostawiła nawet kopertę na biurku Mavelle, by ta mogła łatwo to wykryć w razie czego. Zamierzała ją zabrać po całej procedurze, gdyby wyszli z niej cali oraz zdrowi.)
Brenna z kolei na miejsce miała przetransportować Sebastiana i Jamila. Czekała na nich przy punkcie Fiuu, wędrując w tę i z powrotem, może z niecierpliwości, a może po prostu dlatego, że nie należała do osób, które potrafiły długo usiedzieć w jednym miejscu.
Siedziba Ministerstwa nie była całkowicie pusta, w końcu jakiś auror czy Brygadzista zawsze miał dyżur, ale o tej porze większość korytarzy potwornie zatłoczonych za dnia była cicha i w pobliżu punktu Fiuu nikogo poza nimi nie dało się dostrzec.
- Gotowi na rendez vous z duchami? – spytała, kiedy z płomieni wreszcie wyłonili się potomkowie szacownego rodu Trelawneyów. – Zapraszam tędy, przygotowaliśmy specjalną salę na to spotkanie. Są świece, zioła, kadzidła i tym podobne. Nie przygotowałam romantycznej kolacji, ale w pobliżu jest otwarta knajpa, więc jeżeli potem zgłodniejecie, to ja stawiam – rzuciła niby to wesoło, nie pokazując po sobie zdenerwowania, jakie odczuwała. Odwróciła się na pięcie i, swoim zwyczajem, dość szybkim krokiem, ruszyła ku schodom, wiodącym na niższe poziomy Ministerstwa. Ku drzwiom do pomieszczenia, w którym miała się odbyć cała procedura.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
17.04.2023, 00:18  ✶  

Czy był w stanie przygotować się do tej operacji lepiej? Ilekroć zadawał sobie podobne pytanie podczas innych zleceń, odpowiedź zawsze była taka sama. Tak, mógł się przygotować lepiej. Zawsze można było coś poprawić, zredukować potencjalne ryzyko o kilka setnych procenta. To jednak nierzadko wiązało się z poświęceniem sporych nakładów czasu, zarówno w czasie pracy, jak i w czasie wolnym. Mimo nagłości wezwania Brenny i Patricka starał się zrobić, co mógł, aby wykorzystać swoje umiejętności i wiedzę na ich korzyść. Ich i oczywiście dusz, które zostały uwięzione w czaszce.

Termin rytuału uzgodnili na późny wieczór, żeby nie powiedzieć środek nocy. Czas ten Sebastian spędził w kapliczce kowenu Whitecroft, medytując ze swoim modlitewnikiem, wznosząc coraz to bardziej śmiałe prośby do Matki, aby dała zarówno jemu, jak i Jamilowi siłę i zaradność, aby mogli uporać się z kryzysem. Cieszył się, że kuzyn postanowił pomóc w sprawie, chociaż teraz zaczynały go nawiedzać wątpliwości, czy zaangażowanie tylko jego było dobrą decyzją. Może powinien nalegać na drugiego asystenta w ramach zabezpieczenia, gdyby magia czaszki okazała się psotna?

Teraz to już i tak niczego nie zmieni, pomyślał, wstając z ławy i podchodząc do kominka podłączonego pod sieć Fiuu. Zbliżała się godzina spotkania, więc lepiej było, aby zjawił się już na miejscu. Sięgnął po proszek z glinianej misy i stanął w palenisku. Wziął głęboki oddech i podał swój cel podróży, sypiąc magiczny proch pod nogi. Chwilę później otuliły go zaczarowane płomienie, zabierając go w podróż do Ministerstwa Magii. Każda forma podróży była lepsza niż ta przeklęta teleportacja.

— Dobry wieczór — powitał pannę Longbottom, wygrzebując się z kominka na wypastowaną podłogę Ministerstwa Magii. — Jestem pierwszy, czy... — Rozejrzał się bezwiednie po auli, szukając wzrokiem znajomej sylwetki Stewarda lub Jamila. Uderzyła go cisza panująca w placówce. Na co dzień to miejsce tętniło życiem. Może iskra spontaniczności pracowników była stępiona przez nieugiętą biurokrację, ale i tak zawsze można było odczuć, że Ministerstwo jest centrum ich świata. Teraz przypominała raczej cmentarz, przez który ukradkiem przemykają pojedyncze osoby. — Merlinie, jak tu zimno.

Macmillan otulił się mocniej brązowym swetrem, zapinając wszystkie jego guziki. Poprawił również okulary i sprawdził, czy aby na wszystko ma wszystkie swoje akcesoria w torbie. Mógł zaufać aurorom i brygadzie w kwestii bezpieczeństwa i innych środków zaradczych, ale zbyt chętnie nie oddałby im własnych notatek czy modlitewnika, który stanowił jego drugą najpotężniejszą broń, zaraz po umiejętnościach egzorcysty. Gdy byli już w pełnym składzie, podał wszystkim rękę na powitanie, mrucząc pod nosem niezbyt wylewne uprzejmości.

— Zioła i kadzidła powinny być przydatne, czyż nie? — Zerknął na kuzyna. Jak to dobrze, że uzupełniali się w swych zdolnościach. Sebastian w gruncie rzeczy niewiele wiedział o procesie zakotwiczenia ducha w ich świecie; zdecydowanie lepiej sobie radził z kompletnym odcinania ich od tego wymiaru. — Głęboko schodzimy. To normalne procedury waszego departamentu, czy po prostu nie chcecie, aby ktokolwiek wiedział o tej czaszce?

Czy brzmiało to oskarżycielsko, jakby posądzał parę funkcjonariuszy o podejrzanie działania? Być może, aczkolwiek pytał przede wszystkim z ciekawości. Z drugiej strony, sam im polecił znalezienie dobrej skrytki. Nic dziwnego, że zdecydowali się na coś na znanym sobie terytorium, a nie jakimś... wiejskim mauzoleum na odludziu.

Przyjaciel duchów
You are lost in the trance
Of another Arabian night
Jamil ma metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, krótkie ciemne włosy i równie ciemne oczy. Urodę posiada typową dla Egipcjanina, przez co wyróżnia się na tle bladych Brytyjczyków. Dosyć często się uśmiecha, ma dość bogatą mimikę twarzy. Z jednej strony trzyma się gdzieś z boku, a z drugiej masz wrażenie, ze i tak wszędzie go pełno.

Jamil Anwar
#3
17.04.2023, 17:43  ✶  
Może jednak nie powinien był się zgadzać? Im więcej czytał na temat dusz przetrzymywanych na ziemi wbrew ich woli, tym bardziej przerażała go wizja spotkania się z duchami, które uwięziono w czaszce. Niekoniecznie musiały, ale po uwolnieniu mogły być bardziej mściwe, niżby wymagała tego sytuacja, biorąc ich za winowajców tego, co je spotkało. W historii zdarzały się takie przypadki, a nauczony pracą archeologiczną, sprawdzał wszystkie źródła, by nie okazało się, że ktoś zakłamywał fakty. Mieli się tym jednak zająć fachowcy, a ufał zarówno swoim, jak i Sebastiana umiejętnościom, więc nie było tu miejsca na jakiekolwiek zawahanie. Zresztą, duchy mogły to wyczuć, powodując kłopoty. A tych Jamilowi nie było trzeba do szczęścia.
Nie zmieniało to jednak faktu, ze się denerwował. Zwłaszcza że niespecjalnie mógł rozwiać swoje wątpliwości rozmową z kimś znajomym, bo powstrzymywała go klauzula poufności, którą podpisał, gdy odwiedziła go Brenna Longbottom. Kręcił się po salonie swojego mieszkania, tasując jedną ze swoich talii, byle tylko zająć czymś dłonie, ale zbyt mocno się trzęsły i gubił karty. Sprawdził chyba setki razy mieszanki kadzideł potrzebne do tego, by utrzymać taką ilość duchów w kręgu. Aż w końcu uznał, że to wszystko nie ma sensu i wyszedł na zewnątrz. Nokturn nie skłaniał do spacerów, więc wybrał Pokątną, przyglądając się kolorowym witrynom i przysłuchując rozmowom sklepikarzy. W jakiś sposób odwracało to jego uwagę od sprawy. Na wykopaliskach nigdy nie stresował się tak bardzo. Czy mógł mieć na to wpływ fakt, że miał współpracować z tutejszym Ministerstwem Magii? Przecież obiecał sobie, że będzie trzymał się od wszystkiego z daleka, skupiając wyłącznie na zleceniach Cathala. Sebastian należał jednak do ekipy, więc w gruncie rzeczy… chyba się tego trzymał?
Gdy nastała odpowiednia pora, skorzystał z kominka w Dziurawym Kotle, zaraz po starszej czarownicy, która pozostawiła po sobie tyle dymu, że zaniósł się kaszlem. Wylądował w ciemnym, chłodnym holu, a każdy jego krok odbijał się echem równie mocno, co głosy obecnej tu dwójki czarodziejów.
- Spóźniłem się? – zdziwił się, gdy tylko zbliżył się do swojego kuzyna i brygadzistki. – Dobry wieczór wszystkim – dodał, odwzajemniając uściski dłoni. – Czy tutaj zawsze jest tak mrocznie?
Rozejrzał się wokół, starając się nie powiedzieć na głos, że to miejsce wygląda równie strasznie, co jeden z grobowców, w którym raz utknął z Shafiqiem, Letą i Nell. Nie brzmiało to raczej zbyt pocieszająco, zwłaszcza w aktualnej sytuacji.
- Rendez vous z duchami? Podoba mi się to określenie – przyznał, posyłając Brennie szeroki uśmiech. – I tak, kadzidła zwłaszcza. Sprawdziłem wszystkie potrzebne mieszanki, więc nie powinno być żadnych niespodzianek – zapewnił ich o swoim przygotowaniu, nim ruszyli w drogę za Brenną. Niespecjalnie orientował się, dokąd w ogóle idą. A jednocześnie nie zwracał uwagi na drogę, dochodząc do wniosku, że i tak jej nie zapamięta w gąszczu korytarzy i schodów.
- Jeśli im głębiej, tym zimniej, to lepiej dla nas. Duchy wolą ciszę i chłód – zastanowił się na głos, choć miał nijakie pojęcie o budowie i funkcjonowaniu brytyjskiego Ministerstwa Magii. Brenna i auror, o którym wspominała we wcześniejszej rozmowie z nim, musieli jednak znać się na rzeczy i wiedzieć, co będzie najlepsze dla tego zlecenia.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
17.04.2023, 18:14  ✶  
Patrick czekał już na miejscu. Z uwagi na to, że na dole Ministerstwa Magii było dość zimno, na kraciastą koszulę naciągnął ciepły, wełniany, szary sweter. Postukał palcami o własne udo. Stał w przygotowanym przez Brennę pomieszczeniu i rozglądał się po nim, z miną nie tyle zafascynowaną, ile po prostu oceniającą na ile poczynione przez nią przygotowania były właściwe. Nie, żeby miał je w jakikolwiek sposób kwestionować. Po pierwsze ufał Longbottom. Może był w tym swoim zaufaniu nawet nadto śmiały, zbyt pochopny i miało się to na nim wkrótce (a może nawet jeszcze szybciej) zemścić, ale ufał jej. Szczerze jej ufał. Ba, był nawet przekonany, że jeśli o czymś zapomniała to przez natłok innych spraw, o których pomyślała, a jeśli czegoś nie zrobiła to tylko dlatego, że uzyskała niewłaściwe informacje.
A jednak trochę się martwił. Nawet nie dlatego, że miał jakieś szczególnie złe przeczucia co do całej sprawy. Odwrotnie. Steward był zawsze raczej realistą niż pesymistą a tu wszystkie przesłanki, które miał wobec całej sprawy jednoznacznie mówiły, że wszystko się uda. Ale zawsze pozostawało jakieś przeklęte „ale” a największy problem jaki miał z odsyłaniem duchów polegał na tym, że osobiście w ogóle się na tym nie znał. Nie znał i nie miał zielonego pojęcia, jak to właściwie działało. Tak. Dzisiejszego wieczoru nie był od tego, by się wszystkim samodzielnie zajmować, a jednak… a jednak drażniła i niepokoiła go własna niewiedza. Na swój sposób niepokoiła go również myśl o reakcji starego szaleńca, gdy pojmie, że został właśnie okradziony ze swoich pieczołowicie zebranych i ukrytych w kryształowej czaszce dusz. Czy istniała szansa, że wyczuje rytuał, który dzisiaj miał się tu rozegrać? Czy jeśli tak się stanie, to będzie mógł jakoś przeszkodzić w jego działaniu?
Patrick miał żywą nadzieję na to, że nie. W ogóle wierzył, że całe egzorcyzmy przebiegną gładko i sprawnie (o ile jako takie w ogóle mogły przebiec w taki sposób).
Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem całe pomieszczenie a potem zbliżył się do ściany, gdzie kilka minut wcześniej postawił niewielką, drewnianą skrzynkę. Ściągnął z niej górne wieko, by przyjrzeć się spoczywające na miękkim materiale kryształowej czaszce. Niewielkie obłoczki poruszały się w niej. Zastanawiał się, czy wiedziały co całkiem niedługo się wydarzy. Czy zdawały sobie sprawę z konsekwencji? Czy cokolwiek słyszały? Pewnie nie. Bo gdyby tak było, gdyby mogły odbierać bodźce z zewnątrz pewnie byłyby teraz kompletnie szalone. W końcu, zanim czaszka znalazła się w ich rękach, spoczywała ukryta na dnie mulistej sadzawki przykryta ciałami ofiar czarnoksiężnika wariata.
Steward zamknął skrzynkę. Podszedł do drzwi i zaczekał aż Brenna przyprowadziła Sebastiana i Jamila. Obrzucił ich krótkim spojrzeniem (nieco dłuższym Anwara, ale to dlatego, że po prostu go nie znał).
- Już jesteście – przywitał się z całą trójką. – Patrick Steward, auror – przedstawił się Jamilowi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
17.04.2023, 20:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 20:35 przez Brenna Longbottom.)  
- Nie, jesteś w samą porę – zapewniła Brenna Jamila. Uśmiechnęła się lekko na jego komentarz o tym, że ministerstwo zdaje się „mroczne”. Miał pewnie trochę racji, bo wielkie korytarze, gdy świeciły pustką, mogły zdawać się przytłaczające. – Zwykle roi się tu od ludzi, więc nie jest aż tak strasznie.
Brenna nie miała pojęcia, czy dopatrzyła wszystkiego. I po części dlatego zżerały ją nerwy. Niezbyt lubiła odpowiedzialność i chyba zwykle wolała, kiedy decyzyjny był ktoś inny. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdy miała działać… działała, licząc, że te działania wystarczą.
- Raz, nie chcę, żeby ktoś o tym wiedział. Dwa, pomyślałam, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to lepiej, żebyśmy nie odprawiali takich rytuałów koło stołówki albo gabinetu Agnes Nitt z drugiego piętra, jestem pewna, że by mnie potem zabiła, gdyby tam spadł jakiś deszcz żab i tak dalej... Trzy: poprosiłam o dostęp do zabezpieczonego pomieszczenia. Wiecie, drzwi z runami tłumiącymi magię i tak dalej, gdyby nagle okazało się, że wypuściliśmy coś, co będzie chciało się wydostać i przejąć władzę nad światem... ehem, nie zwracajcie uwagi, za dużo mugolskich komiksów – mówiła już po drodze, odpowiadając na uwagę Sebastiana odnośnie tego, że schodzą dość głęboko. Z pewną ulgą przyjęła fakt, że Patrick na nich czekał. Gdyby spóźnił się chociaż minutę, umysł Brenny natychmiast podsunąłby jej wersję wydarzeń, w której Steward przynosząc czaszkę został opętany przez jednego z jej lokatorów.
- Cześć, Patrick – przywitała się, przemieszczając się pod ścianę i wpuszczając do środka Macmillana oraz Anwara. Dała im moment na wymianę zwyczajowych uprzejmości, a potem wskazała różdżką najpierw na pudła ustawione w kącie, a następnie na skrzyneczkę przyniesioną przez Stewarda. To w niej znajdowała się kryształowa, przejrzysta czaszka, w której wirowały obłoki... uwięzione dusze.
- Tutaj są materiały, tutaj nasz czarnomagiczny artefakt. Proponuję, że ja i Patrick ustawimy się po dwóch stronach drzwi i każde z nas będzie utrzymywało, tak na wszelki wypadek, tarczę na jednym z was. Czy to będzie w porządku, czy może zakłócić przebieg rytuału? – spytała. Odruchowo spojrzała przy tym na Sebastiana. Ot pracował w Ministerstwie, więc jego opinii ufała trochę bardziej niż Jamila. W głębi ducha pewnie i ulegała odrobinę stereotypom, absolutnie tego nieświadoma, że w takiej sytuacji wolała polegać na zdaniu Anglika niż Egipcjanina. Co nie znaczyło, że zastrzeżenia Anwara wobec takiej procedury potraktowałaby lekko. Pamiętała jednak aż za dobrze, co stało się z przeklętą skrzyneczką Castiela. Ona i Patrick będą i tak dość daleko od czaszki, ale nie chciała, aby gdyby ta wybuchła, przy okazji poraniła ich spirytystów.
- Aha. Nie wiem, czy to się przyda, czy nie. Ale to nazwiska, płeć i wiek ofiar. Tych, które udało się zidentyfikować. Części z nich prawdopodobnie nie uwięziono - dodała jeszcze, wydobywając karteczkę z kieszeni, by podać ją któremuś z nich, gdyby uznali to za potencjalnie przydatne. Nie prosili wprawdzie o te dane dane, ale na wszelki wypadek je zapisała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#6
17.04.2023, 23:23  ✶  

Skinął głową. Czyli nie tylko on przygotowywał się do tego spotkania, jak tylko mógł. Może mieli to z Jamilem w genach? Kto wie, skoro wylądował teraz w Anglii, z dala od swojej rodziny, to może przez współpracę z Cathalem szybko wyjdzie na jaw, jakie jeszcze cechy zostały przekazane im obu za sprawą krwi Trelawneyów?

— Czemu duch miałby sprowadzić na nas deszcz żab? — Zmarszczył brwi, wbijając w brygadzistkę pełne powagi spojrzenie. Kąciki ust nawet mu nie drgnęły. W przeciwieństwie do powieki, która się poruszyła, gdy Jamil wspomniał o zwyczajach i przyzwyczajeniach duchów. — Owszem, ale to tylko jedna z teorii. Osobiście preferuję tę, która wskazuje, że niektóre duchy ciągnie do energii śmiertelników. Dlatego zdarzają się spore skupiska w publicznych miejscach, jak ta cała zgraja zjaw w Hogwarcie.

Irytek. Jęcząca Marta. Prawie bezgłowy Nick. Krwawy Baron. Ba, nawet profesor Binns. Wzniesiona na szkockich wyżynach akademia magii była zdecydowanie ciekawym miejscem dla duchów, które postanowiły tam osiąść na stałe. Kierując się teorią, którą wolał Macmillan, ciężko było nie wskazać naturalnego powodu, dla którego tak wyglądała sytuacja. Ciągła rotacja ludzi, nowe aury, nowe energie, a przede wszystkim ludzie w młodym wieku, którzy przeżywali wszystko cztery razy mocniej niż w pełni ukształtowani czarodzieje i czarownice.

Powitał Patricka uściskiem dłoni, zerkając z mieszaniną fascynacji i jakby... wstrętu na kryształową czaszkę. Może to i dobrze, że zdecydowali się na przyspieszenie terminu prac nad tym „projektem”? Lepiej było oczyścić ten artefakt z tych biednych duszyczek, zanim zaczną wszystko nadmiernie analizować. Przeszły mu ciarki po plecach, gdy pomyślał, że Stewardowi i Longbottom mogło wpaść do głowy przesłuchiwanie tych nieszczęśników, którzy już i tak stracili życie.

— Wątpię — odparł zdawkowo na pytanie Brenny. Na tym chciał zakończyć swoje wyjaśnienia, jednak mina dziewczyny dosyć dosadnie dała mu do zrozumienia, że lepiej by było, gdyby podzielił się z nimi większą ilością informacji. A może po prostu sobie wymyślił ten cień wątpliwości, który przetoczył się przez jej twarz? — Zaklęcia ochronne nie powinny nam w niczym przeszkodzić. Jeśli któryś duch się nam wymsknie i postanowi znaleźć sobie nosiciela, to będzie to pierwsza lub ostatnia linia naszej obrony.

Teoretycznie ostateczną granicą byłaby czysta siła umysłu osoby, która stałaby się celem któregoś z duchów. Sebastian jednak nie miał zamiaru oszukiwać siebie czy swoich towarzyszy. Wątpił, aby ktokolwiek tutaj miał wystarczająco silną wolę, aby oprzeć się niespodziewanej próbie ataku ze strony obcych duchów. Zabezpieczenia w formie runicznych kręgów, kadzideł i magicznych barier dawały im jednak pewien margines błędy; być może wystarczający, aby instynktownie mogli sięgnąć po swe dary związane z ujarzmianiem duchów, póki nie będzie za późno.

— Cenna informacja — przyznał, odbierając karteczkę od panny Longbottom. Rzucił wzrokiem na pierwsze kilka nazwisk. Na szczęście na liście nie znalazł się nikt, kto byłby mu wyjątkowo bliski. To byłoby zbyt dramatyczne, nawet jak na standardy jego pracy. Kiedy zapoznał się z imionami, przekazał notatkę Jamilowi.

W czasie, gdy kuzyn zapoznawał się z nowymi wiadomościami, Sebastian wyciągnął różdżkę zza pazuchy. Zanim jednak przystąpił do jakiegokolwiek czarowania, wsunął okulary głębiej na nos. Nie pytając pracowników służb bezpieczeństwa o zgodę, zaczął kreślić na podłodze uproszczony schemat run, który prowadził od środka sali ku jednej z bocznej ścian. Każdy ze znaków jarzył się srebrzystym światłem, jednak było one przytłumione. Ostatni, a zarazem największy znak znalazł się na ścianie. Jeśli ktoś z zebranych zdecydował się podejść bliżej, mógł usłyszeć ciche, ledwo możliwe do wychwycenia buczenie, sugerujące silne naładowania energią magiczną. Osobom zaznajomionym z mugolskimi wynalazkami mogło to przypominać brzęczenie lodówki.

— To — wskazał sztywnym ruchem ręki na nakreślone symbole — jest magiczna ścieżka. — Wodził wzrokiem od Brenny do Patricka, starając się im przedstawić swoją koncepcję w jak najprostszych słowach. — Mamy spróbować odwzorować magiczne warunki sabatu, więc przeprowadzimy duchy wzdłuż tej linii energetycznej, a potem — spojrzał na największy znak na ścianie — ”uchylimy” przejście do Limbo. Liczę, że uda nam się to zrobić w miarę elegancko. Rozumiecie?

Przyjaciel duchów
You are lost in the trance
Of another Arabian night
Jamil ma metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, krótkie ciemne włosy i równie ciemne oczy. Urodę posiada typową dla Egipcjanina, przez co wyróżnia się na tle bladych Brytyjczyków. Dosyć często się uśmiecha, ma dość bogatą mimikę twarzy. Z jednej strony trzyma się gdzieś z boku, a z drugiej masz wrażenie, ze i tak wszędzie go pełno.

Jamil Anwar
#7
21.04.2023, 10:55  ✶  
- Myślę, że nie duch, a prędzej sprawca całego zamieszania – mruknął, gdy Sebastian dość sceptycznie podszedł do gadaniny kobiety, która z kolei Jamila nieco rozbawiła. – Ale w takim razie duchom będzie się tu podobało za dnia, jeśli – jak mówiła Brenna – kręci się tu mnóstwo różnych ludzi. Zacznie się robić ryzykownie, jeśli uwolnienie duchów przeciągnie się w czasie i nie zdążymy, nim zejdą się pracownicy.
Dlaczego to nie mogło być proste zadanie, z którym poradziliby sobie w przeciągu godziny, nie narażając nikogo wokół i przede wszystkim siebie nawzajem? Ah, no tak, bo wtedy zapłaciliby mu grosze i nie byłoby to w ogóle warte zachodu, o ile nie poprosiłby go osobiście jego własny kuzyn. Z kolei zagadka, jaką mieli do rozwikłania, kusiła samym wysiłkiem, jaki trzeba było w to włożyć. Niecodziennie przecież nadarza się okazja, by otworzyć limbo, a już zwłaszcza bez żadnych konsekwencji ze strony urzędników Ministerstwa, bo robi się to na ich własne zlecenie.
- Jamil Anwar, wywoływacz duchów, miło mi – odpowiedział Patrickowi, uścisnąwszy jego dłoń. Kolejne nazwisko, które nie pojawiło się na liście Cathala, więc mógł odetchnąć z ulgą. Chociaż nie wypadało chyba, by szef zabronił mu kontaktów z aurorami, niezależnie od tego, jak ci się nazywali. Nie żeby Jamil w ogóle trzymał się tej listy, bo też ciężko mu było pytać o powiązania rodzinne, nim z kimkolwiek zaczynał rozmowę. Wiele z nich wychodziło dopiero po fakcie, sprawiając, że oprawiona w ramkę kartka z wykrzyknikami stawała się nie przestrogą, a punktami do odznaczania na liście znajomości zakazanych.
- Z daleka wygląda dość nieszkodliwie, jak zwykły bibelot – uznał, spoglądając w kierunku kryształowej czaszki. Gdy się jednak do niej zbliżył, czuł nieprzyjemną energię, którą ciężko mu było określić. Jak duchota przed burzą albo dławiący piasek w gardle. Zbyt wielu nieszczęśników zostało tam uwięzionych na zbyt długi czas.
- Nie… – powiedział w momencie, gdy Sebastian również zaczął odpowiadać na wątpliwości Brenny, więc przerwał, pozwalając dokończyć kuzynowi. Zaklęcia ochronne nie powinny być żadną przeszkodą. Wręcz przeciwnie, jego zdaniem należało ich użyć, bo w tym przypadku nie było miejsca na szybkie działanie bez zastanowienia niczym w warunkach polowych. Przygotowali się przecież do uwolnienia duchów, o których nie było nawet wiadomo, w jaki dokładnie sposób zostały potraktowane. Jamila intrygowała ta sprawa, ale też nie dostał informacji, które zdaniem Brenny mogły być dla niego zbędne. To nie zaspokajało ciekawości, ale nie miał też możliwości, by dopytać o więcej. Nie ufała mu tak, jak ufała Macmillanowi, którego zresztą znała. Nie dziwiło go to i musiał po prostu pogodzić się z sytuacją, w której był jedynie opłaconym zleceniowcem.
Przejął kartkę z nazwiskami od kuzyna, zapoznając się z nimi dokładnie na wypadek, gdyby któryś z duchów postanowił zboczyć ze ścieżki i wywinąć się z magicznego kręgu. Zawsze warto wiedzieć, kogo się szuka, zwłaszcza że lista ta była przerażająco obszerna jak na standardy, do których przywykł Anwar. Kątem oka dostrzegł, że Sebastian wyrysowuje coś na ścianie, a gdy podniósł wzrok, dostrzegł niemal skończone symbole, mające imitować przejście do limbo, które powstaje podczas sabatów.
- Jesteś w stanie wypuszczać duchy po jednym, czy lepiej działać szybko i przeprowadzić je wszystkie naraz? – dopytał Macmillana, patrząc przez moment w jego kierunku, ale zaraz odwrócił wzrok ponownie w kierunku czaszki. Nawet jeśli to tylko przedmiot, to wyjątkowo paskudny.
Odłożył kartkę z nazwiskami obok jednego z pudeł i sięgnął do niego po wszystkie potrzebne mu zioła: szałwię, werbenę, jałowiec, krwawnik i kilka innych, których wspólna mieszanka miała nie tylko utrzymać duchy na ścieżce, ale również pomóc zachować im wszystkim potrzebną do tego rytuału koncentrację. Nie mogli sobie pozwolić na chwilę zawahania, bo nawet jeśli utrzymaliby czaszkowe duchy w ryzach, nie wiadomo, czy przypadkiem nie wypuściliby czegoś z limba.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
27.04.2023, 19:51  ✶  
Patrick wszedł za resztą do pomieszczenia. Szczęśliwie pozostawał głęboko nieświadomy pożądliwego spojrzenia, którym Sebastian obrzucił ukrytą w skrzynce kryształową czaszkę. O ile aurorowi nawet przez myśl nie przeszło, by egzorcysta mógł rzeczywiście chcieć stworzyć podobny artefakt, o tyle chyba mógłby zrozumieć rodzące się w jego umyśle zainteresowanie tym przedmiotem, choć raczej go nie pochwalał. Ani wyglądu, ani zachowania Anwara jakoś szczególnie nie oceniał. Całość składając na karb nawet nie tego, że ten był obcokrajowcem, ale przede wszystkim: egzorcystą. A, że właściwie to Patrick znał tylko dwójkę ludzi parających się kontaktem ze zmarłymi i obydwoje wydawali mu się nieco… dziwakami, to dość odruchowo założył, że i Jamil musiał być przynajmniej ekscentrykiem.
Przystanął obok Brenny, najpierw cierpliwie wsłuchując się w wypowiadane przez nią słowa a potem koncentrując uwagę na wtrąceniach reszty. Jako laik w temacie opętań, uwolnień i odesłań, po prostu milczał, starając się wyciągnąć z rozmowy jak najwięcej przydatnych informacji dla samego siebie. Posłał krótkie spojrzenie w stronę wspomnianych przez kobietę drzwi.
- Po której stronie wolisz się znaleźć? – zapytał tylko.
Przyglądanie się egzorcyzmowi mogło być okropnie fascynujące, ale mogło również okazać się okropnie niebezpieczne. Patrick uznawał, że Brenna przewodziła w śledztwie dotyczącym Mglistych Mokradeł, nie miał więc problemu z uznaniem w tym przypadku jej zwierzchnictwa i wykonaniem rozkazu. Gotów więc był, bez słowa sprzeciwu zająć wyznaczoną przez nią pozycję.
Później z uwagą śledził zachowanie Sebastiana. Obserwował jak mężczyzna kreślił na podłodze srebrzyste runy. Za każdym kolejnym ruchem wszystko to zaczynało wyglądać coraz bardziej imponująco. I niebezpiecznie przy okazji. Steward być może był kompletnym laikiem w sprawie egzorcyzmów, ale posiadał na tyle analityczny umysł by pojąć, że takie zajęcie, poza niezwykłymi zdolnościami magicznymi, musiało wymagać od MacMillana i Anwara nie lada skupienia i ostrożności.
Odruchowo sięgnął ręką do kieszeni z tyłu spodni. Trzymał tam szkicownik. Najchętniej zacząłby w tym momencie odwzorowywać na papierze całą scenę, która malowała się przed jego oczami, włącznie z wielkim znakiem runicznym na ścianie i rozświetlonymi jego blaskiem twarzami egzorcystów. Tylko przez to, że nie mieli w tym momencie czasu na podobne głupoty, powstrzymał się i zamiast rysować, po prostu uderzał nerwowo palcami o własne udo.
- Jak myślicie, ile wam to wszystko może zająć? – zapytał, spoglądając to na Egipcjanina to na Sebastiana.
Zakładał, że jeśli wyląduje po drugiej stronie drzwi, a jakimś bardzo dziwnym zrządzeniem losu, tutaj pójdzie coś bardzo nie tak i stanie się to bardzo bezgłośnie to warto by wiedział, kiedy konkretnie ma zacząć się niepokoić. Pytanie, oczywiście, było czysto pro forma, bo Steward miał nadzieję, że rzeczywiście obydwaj przeprowadzą uwięzione we wnętrzu czarnomagicznego artefaktu dusze, elegancko po linii energetycznej wprost na drugą stronę. A jak im się uda bez problemów to Patrick z radości kupi Sebastianowi najcieplejszy wełniany sweter jaki tylko znajdzie w sklepie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
27.04.2023, 20:08  ✶  
W pewnym sensie Brenna przesłuchała już ofiary… po prostu bez ich bezpośredniego udziału. Najpierw Cynthia i Lycoris wyciągnęły z ich ciał wszystko, co mogły, a potem ona sama rzuciła się w odmęt ich wspomnień. Sięgnęła ku ich życiu i śmierci, dodając do swojej kolekcji koszmarów kilka dodatkowych snów. Sebastian jednak nie musiał się obawiać: nie zrobiła i nie planowała zrobić niczego, co mogłoby jeszcze bardziej skrzywdzić i tak już udręczone dusze.
Brenna absolutnie nie przejęła się też tym, że nie rozbawiła Macmillana. Jej gadanina była po prostu zwyczajem, który odkładała na bok tylko w chwilach, gdy robiło się naprawdę poważnie... a i wtedy nie zawsze, bo czasem i w takich momentach świat w jej opinii potrzebował pajaca.
- Nie mam pojęcia - odparła bez mrugnięcia okiem. - Słyszałam, że mugole uważają to za jedną z plag, może rozzłoszczone duchy mogłyby ją zaserwować?
W środku pomieszczenia jednak porzuciła gadulstwo.
- Stanę tutaj – mruknęła tylko do Patricka (choć naprawdę wolałaby, aby nie uznawał jej zwierzchnictwa, bo ogólnie niezbyt lubiła dowodzić w innych przypadkach niż dekorowanie sali balowej, a w dodatku zawsze odruchowo przyjmowała, że jeżeli Steward był w pobliżu, to on wydawał rozkazy) i po prostu ustawiła się faktycznie po jednej stronie wejścia, z różdżką w ręku. Przez „dwie strony drzwi” rozumiała oczywiście z prawej i lewej, ot by oboje byli blisko wyjścia, ale nie wpadli na siebie nawzajem i nie weszli sobie pod czary, gdyby musieli osłaniać potem pozostałą dwójkę. Zamierzała - gdy tylko mężczyźni zaczną pracę - rzucić na Jamila zaklęcie tarczy. Nie znała się na egzorcyzmach, wolała więc upewnić się, że taki mały dodatek magii nie przeszkodzi im w pracy. Wyjaśnień Sebastiana z kolei wysłuchała z uwagą, a potem wzruszyła ramionami.
- Chyba rozumiem, ale tak naprawdę to mało istotne, póki nie każesz mi rozmawiać z duchami. Wierzę, że wy wiecie, co robicie i tylko to się liczy - skwitowała. Nie zabierała kartki: sama te nazwiska znała na pamięć, ich twarze - gdy byli żywi i gdy byli już martwi - odcisnęły się w jej umyśle, nie potrzebowała więc tej listy, a skoro oni uznali ją za przydatną, dopóki nie wyjdą z tego pomieszczenia, mogli mieć ją pod ręką. Tylu śmierci i tak nie mogli ukryć, a krewni ofiar zostali już poinformowani, więc nawet jeżeli jakieś zapamiętają i sprawdzą... nie będzie to aż taka katastrofa, jak gdyby duchy rozbiegły się im po ministerstwie.
Przygryzła wargę, po czym uświadomiwszy sobie, co robi, natychmiast przybrała nieporuszoną minę. Obserwowała jednak poczynania spirytystów w napięciu. To czym się w tej chwili, to nie była zwykła magia. Ani nawet zwykłe egzorcyzmy. I Brenna miała cholerną nadzieję, że chociaż raz wszystko pójdzie dokładnie tak, jak trzeba.
- Dajcie znać, gdyby cokolwiek było nie tak – poprosiła jeszcze.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
27.04.2023, 23:41  ✶  

Z lekką niechęcią przyznał Jamilowi rację. Osobiście szczerze wierzył, że uda im się z tym wszystkim w miarę prędko uporać, aby każde z nich mogło zaliczyć kilkugodzinną drzemkę przed wschodem słońca, jednak... Warto było wziąć pod uwagę czynniki, które na pozór zdawały się w tej chwili mało ważne. Jeśli rytuał się przedłuży lub któryś z duchów okaże się wyjątkowo kapryśny, to będą musieli wziąć poprawkę na to, że ktoś może im przeszkodzić. Nawet w godzinach porannych w Ministerstwie Magii kręciło się sporo ludzi; pracoholicy, stażyści, asystenci i sekretarki, którzy musieli przygotować się na nowy dzień pracy w biurze. Niektóre departamenty miały pewnie też wyznaczone zadania na nocną zmianę.

— Duchy tak nie działają. To brzmi jak klątwa — poinformował kobietę.

Kiedy skończył z malowaniem po podłodze i ścianie, a następnie przedstawił reszcie swój plan, wysłuchał ich pytań. Cieszyło go to, że nie zalali go masą pytań o to, co znaczy dany symbol i czego właściwie mogą się spodziewać, co będą czuć i tym podobne. Teoretycznie mógłby im to wytłumaczyć i przeprowadzić przez całą procedurę, jednak czy zmieniłoby to tak wiele? I tak opisałby im idealne warunki, wzbogacone o potencjalne wyjątki. Tego, jak będzie wyglądał ten konkretny rytuał, nie sposób było przewidzieć.

— Jeśli nie napotkamy absolutnie żadnych problemów to do godziny — odparł po krótkim zamyśleniu. — W przypadku jakichkolwiek niedogodności dłużej.

Wolałbym jednak nie siedzieć tu do rana, dodał w myślach, jednak nie podzielił się tą jakże cenną refleksją zresztą swych towarzyszy. Wolał pozostać oszczędny w słowach i nie gdybać, nie obiecywać niestworzonych rzeczy. Na niektóre rzeczy nie miało się wpływu, bez względu na to, jak wiele czasu i potu włożyło się w przygotowania i jak bardzo nie wierzyłoby się w powodzenie swoich działań. Duchy mogły po prostu odmówić współpracy lub być wyjątkowo oporne. Zapewnianie Stewarda i Longbottom, że za dwadzieścia minut skończą i będą mogli jeszcze skoczyć do ministerialnej łazienki, żeby się odświeżyć, mijało się z celem.
Następnie skierował się ku Jamilowi.

— Nie wypuszczałem jeszcze duchów z takiego naczynia. — Wzruszył ramionami, zakładając ręce na piersi w obronnym geście. Przyznanie się do braków wiedzy nie było wyjątkowo proste. Zwłaszcza na praktycznie finałowym etapie zlecenia. — Wolałbym najpierw wypuścić jednego na próbę, żebyśmy wiedzieli, czy nie ma jakichś odstępstw od normy. Potem parami, trójkami lub ewentualnie większą grupą.

W standardowych warunkach w trakcie sabatów przeprowadzanie dusz z jednego świata do drugiego było raczej formalnością, ale teraz w dzień powszedni, który nijak wiązał się ze stabilizacją korytarzy łączących wymiar żywych z wymiarem umarłych? Brama mogła okazać się niestabilna, a duchy skonfundowane i pełne wściekłości. Chciał podejść do tego problemu z wyczuciem.

Jeśli doszli do zgody względem procesu przeprowadzenia dusz do Limbo, Sebastian wziął na siebie rozpoczęcie egzorcyzmu. Wyciągnął z kieszeni małą książeczkę, otwierając ją na zaznaczonej wcześniej stronie, po czym zbliżył się do czaszki. Zanim rozpoczął pierwszą modlitwą, upewnił się, że Jamil znajduje się na swoim stanowisku.

Skinął w jego kierunku głową, po czym zaczął odprawiać modły po łacinie, modląc się nie tylko o to, aby pierwszy duch opuścił swoje kryształowe więzienie, ale też o to, aby przy okazji nie przyciągnął żadnego zagrożenia z drugiej strony. Pod koniec modlitwy, czaszka rozbłysła blado-srebrnym światłem, które uformowało się w słup mgły. Ten zaczął się powoli rozmywać, odsłaniając bladą sylwetkę przygarbionej kobiety.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1813), Sebastian Macmillan (2199), Jamil Anwar (1123), Patrick Steward (1661)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa