• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[kwiecień 1971] Nastał czas ciemności, Brenna i Cedric

[kwiecień 1971] Nastał czas ciemności, Brenna i Cedric
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
24.05.2023, 18:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:09 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

O tym, że nad światem czarodziejów zawisły ciemne chmury, przekonał się już chyba każdy. Parę miesięcy po tym, jak Voldemort ogłosił początek swojej wojny, raczej mało kto łudził się, że to jakiś pajac, którego szybko ujmie Ministerstwo albo że ta cała sprawa nie dotyczy wszystkich, bo śmierciożercy polują przede wszystkim na "szlamy"...
A jeżeli nawet nie wiedział o tym każdy, to na pewno świetnie sprawę zdawała sobie z tego Brenna. Sytuacja w Ministerstwie była coraz bardziej napięta, Brygadziści mieli coraz więcej pracy - i obok takich rzeczy jak obstawianie meczy Quidditcha czy włamań pojawiały się te coraz paskudniejsze, a formułujący się Zakon miał coraz to większe potrzeby... Tego "coraz" było więcej i więcej, aż nawet zwykle pogodna Brenna miotała się we wszystkie strony, niepewna, co zrobić. Przynajmniej czasem, bo zwykle po tym miotaniu siadała, robiła listę, zapamiętywała ją, a potem ciskała w płomienie, tak na wszelki wypadek, żeby nikt nie zobaczył za wiele.
Na tej liście znalazło się między innymi "Zakon potrzebuje medyków" (oraz "Zakon potrzebuje dostawców eliksirów", chociaż ta potrzeba była już częściowo zaspokojona, wciąż jednak pozostawała ważna). Nie ze wszystkimi obrażeniami mogli iść do Munga, bo tam zadano by zbyt wiele pytań. Jeżeli zaś miała szukać zaufanych uzdrowicieli, w wypadku których była skłonna zaryzykować zdradzenie im nieco więcej, to opcje były tylko dwie - po pierwsze jej kuzynka, ale wuj i Lucy bardzo niechętnie podchodzili do idei wciągania Danielle do Ruchu Oporu, po drugie Cedric Lupin. Jeśli Brenna miała jakieś wątpliwości wobec niego, to głównie te, czy Cedric przypadkiem w dobrej wierze nie powie komuś zbyt wiele (albo nie powie nic, ale skłamie tak nieumiejętnie, że wyjdzie na to samo). Biorąc jednak pod uwagę, że jego dziewczyna oraz krewna już angażowały się w pewne sprawy Zakonu, to prawdopodobnie Cedric albo już coś wiedział, albo przynajmniej domyślał się, że coś święci.
Ostatecznie pewnego deszczowego, wiosennego dnia, gdy chmury gęsto zasnuwały niebo, Brenna aportowała się w pobliżu domu Lupinów. Skryta pod zaczarowaną parasolką, czekała przy wejściu aż Cedric wróci z dyżury w szpitalu... zastanawiając się, czy w ogóle się tu pojawi, chociaż ona przezornie przyszła dwie godziny po oficjalnym zakończeniu zmiany Lupina. Jego siostra tego dnia miała dyżur w aptece, więc Brenna po prostu cierpliwie czekała, obserwując okolicę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#2
10.06.2024, 01:18  ✶  
Czasy robiły się coraz cięższe, ale Cedric zdawał się tego nie dostrzegać. Przynajmniej częściowo. Czytanie o wydarzeniach politycznych  przyprawiało go o ból głowy. Nie potrafił zrozumieć, czemu ludzie byli tacy samolubni i nieczuli na potrzeby innych. Niezależnie od epoki i miejsca, zawsze znajdował się ktoś, kto chciał robić krzywdę innym. Voldemort. Już samo to imię budziło w nim nieprzyjemne odczucia. Martwił się o to, jak wiele niewinnych osób ucierpi z powodu ślepych ambicji tego szalonego czarnoksiężnika. Tygodnie mijały, a napięcie i niepewność w społeczeństwie rosły. Coraz więcej było aktów ślepej przemocy, które zapełniały kolejne sale Munga. Czuł się bezsilny, co wprawiało go w nieprzyjemny nastrój. Nie lubił tego, że mógł jedynie odpowiadać na istniejące już problemy, ale jednocześnie wiedział, że nie dałby rady powstrzymać tych wszystkich zaślepionych ludzi.
W całym tym chaosie nawet przez chwilę nie pomyślał o sobie, a przecież zdecydowanie miał się o co martwić. W końcu był lekarzem, który udzielał pomocy każdemu, niezależnie od pochodzenia czy czystości krwi. Co więcej, sam pochodził z rodziny półkrwi. Jego uwagę w całości pochłaniały dyżury oraz coraz więcej nadgodzin. Wiedział, że zaniedbuje przez to coraz bardziej rodzinę, ale nie mógł tak po prostu wrócić do domu, gdy tyle osób potrzebowało pomocy. Nie po to został lekarzem, żeby smacznie spać w domu. Poza tym — jego organizm powoli się już przyzwyczajał do tego stanu ciągłej gotowości i pracy wykraczającej ponad wyuczone do tej pory godziny. Chociażby dzisiaj — w pracy pojawił się dwie godziny szybciej, dodając drugie tyle po zakończeniu oficjalnego dyżury. Spędził łącznie blisko dwanaście godzin w pracy, ale czuł się względnie dobrze. Był przytomny i nie chwiał się na boki — patrząc na ostatnie tygodnie, był to spory krok do przodu.
Drogę do domu postanowił przejść piechotą. Co prawda nie miał parasola, ale już od dziecka lubił deszcz. Zazwyczaj korzystał z parasola, ale dzisiaj postanowił zostawić go w gabinecie. Krople wody spływały mu przemoczonej czuprynie, rozbudzając przymrużone oczy. Dodatkowa siła napędowa, która miała upewnić go w tym, że nie zaśnie na jakiejś przypadkowej ławce przy ulicy. Wyjątkowo cieszyło go, że już wraca do domu. Potrzebował co najmniej drzemki.
Był tak nieprzytomny, że gdy w kogoś uderzył, rzucił jedynie krótkie "przepraszam" i ruszył w stronę apteki, która malowała się już przed jego oczami. Gdyby tylko zastanowił się nieco dłużej, odnotowałby, że tak właściwie to uderzył w pustą przestrzeń. Zapewne sprawę z tego zda sobie dopiero jutro, gdy nieco się wyśpi. Tak, to zdecydowanie było zadanie dla wyspanego Lupina.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
11.06.2024, 13:02  ✶  
Oczywiście, że zapomniał parasola.
I oczywiście, że nie pomyślał o tym, żeby stworzyć sobie taki niewidzialny za pomocą kształtowania. Pewnie wpadłby na to, gdyby szedł z nim ktoś inny, kto mógłby zmoknąć, ale już niekoniecznie przyszło mu to do głowy, kiedy chodziło o niego.
Brenna rozproszyła zaklęcie, gdy Cedric zderzył się z tą niewidzialną barierą, powstrzymującą deszcz i nawet nie zauważył, na kogo wpadł, a potem po prostu ruszyła za nim szybkim krokiem. Krople deszczu uderzyły o głowę i ramiona, włosy, i tak lekko kręcące się od wilgoci, przylgnęły do policzków i szyi, ale była zaledwie odrobinę wilgotna, gdy młody Lupin – zupełnie przemoczony.
Wyciągnęła rękę i postukała go palcem w ramię, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Byłoby to niemądre postępowanie przy kimś takim jak ona, bo mogłaby odruchowo sięgnąć po różdżkę, w ostatnich miesiącach uczona stałej czujności, ale podejrzewała, że biednego uzdrowiciela w Mungu dość często zaczepiano nagle i zwykle po to, by natychmiast zajął się jakimś pacjentem, a nie w celu jego ukatrupienia.
W głębi duszy wciąż miała wątpliwości i pewne wyrzuty sumienia. Ale nie zamierzała przecież prosić, żeby szedł dla nich walczyć na pierwszej linii, a naiwnością byłoby sądzić, że nigdy żadne z nich nie zostanie ranne. I że może się zdarzyć, że w takiej sytuacji będą potrzebowali uzdrowiciela, który nie zada zbyt wielu pytań. Nie pozwoliliby przecież nikomu z członków Zakonu umrzeć, a w Mungu niektóre obrażenia mogłyby ściągnąć zainteresowanie przedstawicieli Departamentu Przestrzegania Prawa.
Nie była pewna, do kogo w takiej sytuacji zwróciliby się Patrick albo Dumbledore, ale ona musząc szukać pomocy pewnie poszłaby właśnie do Lupina. Był jeszcze Basilius Prewett, idea wciągnięcia go do sieci jednak na razie nie postała Brennie w głowie, zwłaszcza że z jednej strony miała do członków familii Prewettów ogromną słabość, z drugiej aż za dobrze wiedziała, że skrywali różne mroczne tajemnice. I wcale nie chodziło tylko o trzymanie obok łóżka książek takich jak „Księga miłosnych uroków”, „To tylko quidditch” czy „Uzdrowiciel i jego miłość”.
– Cześć, Cedrick – powiedziała, cofając dłoń. Uśmiechnęła się do niego lekko: zaczepiła go, odezwała się, trochę za późno, żeby teraz się wycofać, prawda? – Masz może chwilę? Chcę absolutnie bezczelnie wykorzystać twoje dobre serce – stwierdziła, prosto z mostu.
Przynajmniej nie kryła się ze swoimi planami. Nie wobec ludzi, którzy byli jej w pewien sposób bliscy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#4
16.06.2024, 19:53  ✶  
Dopiero teraz, gdy praktycznie stał już pod domem, zdał sobie sprawę z tego, że jego genialny plan na "pobudzenie się" był nieco dziurawy. Udało mu się nieco rozbudzić i nie ciągnęło go już aż tak do spania, ale jednocześnie był całkowicie przemoczony. Żeby dotrzeć do swojego pokoju, musiał przejść przez aptekę, w której zapewne spotka rodziców. Miał dziwne, nieprzyjemne przeczucie, że jego matuli wyjątkowo mocno nie spodoba się to, jak aktualnie wygląda. Gwałtownie zatrzymał się w miejscu, zastanawiając się, co powinien zrobić. Wkraść się zapleczem? Niby by mógł, ale zapomniał klucz. Opowiedzieć, że ochlapało go przejeżdżające miastem auto? W to uwierzyłby co najwyżej ojciec. Poza tym nie do końca chciał ich okłamywać. W takim razie... może magia? Mógł nieco osuszyć ubrania i włosy. Tak, to brzmiało jak dobry plan. Już chciał sięgnąć po różdżkę, ale nagle poczuł stukanie w ramię. Był zbyt zmęczony, żeby jego mózg poradził sobie z wykonywaniem kilku rzeczy jednocześnie. Bez większego namysłu się odwrócił, pozbycie się nadmiaru zostawiając na później. O ile wtedy jeszcze będzie o tym pamiętał.
— Słucha... och, Brenna? — zaczął, lekko zaskoczony jej obecnością. Skąd ona się tutaj wzięła? Ewidentnie musiał jej nie zauważyć i przejść obok. Cholera, chyba naprawdę był przemęczony. Przez jego głowę przewijało się wiele różnych myśli, ale w tej chwili skupił się na niej. Dopiero teraz zauważył, że nie miała żadnego parasola, co zdecydowanie mu się nie spodobało. Głupie i nierozsądne, co będzie, jeśli się przez to wszystko przeziębi? Bez większego zastanowienia wyciągnął różdżkę i zgrabnym machnięciem przywołał parasol na tyle duży, żeby zakryć ją w całości. Dzięki temu sam Cedric również zyskał nieco osłony, mniej więcej do połowy ciała. Jego plecy wciąż obrywały rzęsistym deszczem, ale nawet nie zwracał na to uwagi. — Nie powinnaś stać w deszczu. Jest chłodno. Poza tym, jeśli n mnie szukałaś, mogłaś poczekać w aptece. Mama z pewnością ucieszyłaby się z Twojej wizyty — rzucił nieco surowo, posyłając jej przy tym oceniające spojrzenie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile było w nim teraz hipokryzji.
Jej pytanie było dość bezpośrednie i nieco specyficzne, ale w tym stanie nie zdziwiłoby go nawet stado słoni przebiegające ulicą.
— Co prawda jestem po godzinach pracy, ale dla bliskich i przyjaciół dostępny jestem zawsze. W czym mogę pomóc? Co się stało? — zagaił, posyłając jej przyjazne, zatroskane spojrzenie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
17.06.2024, 11:37  ✶  
– Które z nas jest bardziej mokre, Cedrick? – spytała Brenna z odrobiną rozbawienia, ujmując go pod ramię, ani trochę nieprzejęta surowym spojrzeniem. Tych sztuczek próbowali już on, Danielle i nawet Basilius, i nie działały na nią ani odrobinę, poza tym od odrobiny deszczu to ona się nie roztopi, i cóż, jego ubranie było zupełnie przemoknięte pod dotykiem, a jej zaledwie odrobinę wilgotne. – Czasem rano biegam, też w deszczu, jestem zahartowana – zbyła więc go tylko. Robiła to do niedawna trzy czy cztery razy w tygodniu, ale teraz było trochę trudniej: objawienie się Voldemorta wywołało w Ministerstwie pewien chaos, a pierwsze ataki, do jakich dochodziło w ostatnich tygodniach, wydłużały godziny pracy we wszystkich departamentach. Być może też w Mungu, skoro Cedrick wracał z pracy tak późno.
– Nie chciałam jej przeszkadzać.
Zarówno z powodu ruchu w aptece, jak i dlatego, że pytałaby, po co Brenna przyszła, a ona z kolei wolała nie wymyślać żadnych historyjek na użytek pani Lupin. Albo pana Lupina, właściwie nie była w stu procentach pewna, które z nich Cedrick miał teraz na myśli.
– Jeśli jesteś zmęczony, mogę wrócić później – powiedziała jeszcze, zerkając na niego z ukosa, bo nie była pewna, czy Cedrick jest teraz dostatecznie przytomny, aby wyrazić świadomą zgodę na cokolwiek, nawet na pójście na bułeczki z dżemem, nie mówiąc już o zgodzie na udzielanie pomocy podziemnej organizacji. – A jeżeli nie jesteś zbyt zmęczony, to może pogadamy w środku, nie na ulicy?
Sama nie mokła, bo wyczarował parasol, ale już nie zasłonił własnych pleców. Brenna uniosła dłoń i przekrzykiwał nieco wyczarowaną osłonę w jego stronę.
– Bo chodzi właściwie trochę o to, że dla bliskich i przyjaciół dostępny jesteś zawsze – dodała jeszcze, ale środek Pokątnej nie był dobrym miejscem na wdawanie się w szczegóły. Nawet jeżeli pogoda nie sprzyjała teraz przechadzkom, wciąż po okolicy przewijali się ludzie i klienci aptek, a Brenna zaczynała powoli się uczyć, że ściany mają uszy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#6
22.06.2024, 01:40  ✶  
Zmieszał się nieco, gdy Brenna postanowiła z nim dyskutować. Co gorsza, robiła to za pomocą logicznych argumentów, na które ciężko byłoby znaleźć stosowną odpowiedź. Na szczęście był zmęczony na tyle, że nie przejmował się takimi rzeczami.
— Ty nie bądź taka mądra, okey? Jasne, może jestem przemoczony, ale jestem tuż pod domem. Mogę wejść, zmienić ubrania, wziąć ciepłą herbatę i rano będę jak nowo narodzony. Z tego co kojarzę, — zaczął swój monolog, przywdziewając przy tym ton głosu, którego używał do przyjmowania pacjentów w gabinecie. W tej chwili Brenna była jedynie kolejnym krnąbrnym dzieckiem, które nie chciało się zastosować do jego zaleceń. — To wspaniale, że biegasz. Regularne treningi są doskonałe dla utrzymania ciała w dobrej formie, a dotlenianie mózgu z pewnością pomaga w ciągu dnia. Teraz jednak mamy chłodny wieczór, a poza tym... — zaczął, ale nagle przerwał. Wszystko przez to, że wyleciało mu z głowy, co tak właściwie chciał jej powiedzieć. — Poza tym to ja jestem lekarzem z naszej dwójki. Proszę się nie mądrzyć — dokończył, z trudem nie pokazując jej przy tym języka. Wykorzystał do tego ostatnie sprawne szare komórki. Dopiero teraz, gdy skończył z tą nieco specyficzną reprymendą, zaczęło go zastanawiać, czego mogła chcieć. Na szczęście wyglądała na całą i zdrową, przynajmniej tym razem.
— Przeszkadzać? Masz szczęście, że tego nie słyszała. Najpierw zrobiłoby się jej przykro, a potem siłą zaciągnęłaby cię na herbatę i kawałek ciasta — parsknął lekkim śmiechem, kręcąc przy tym głową. Jego mama naprawdę lubiła Longbottomów, a Brenna była chyba jej ulubienicą. W sumie to się nie dziwił, bo sam miał dość podobne odczucia. Byli przyjaciółmi, ale po części czuł się przy niej jak przy starszej siostrze.
— Nigdy nie będę na tyle zmęczony, żeby nie znaleźć czasu na dla bliskich. Zapamiętaj to sobie, moja droga — powiedział, posyłając jej przy tym lekko oburzone spojrzenie. Wiedział, że chciała być grzeczna, ale teksty tego typu były absolutnie niepotrzebne. Przecież wiedziała, że Cedric nigdy nie odmówiłby jej pomocy. — Hm. W takim razie chodźmy do środka. Chcesz usiąść w kuchni, czy przemkniemy się do mnie? Jeśli mama cię zobaczy, pewnie będziesz musiała odłożyć naszą rozmowę o dobre pół godziny — dodał jeszcze, czekając na jej decyzję. Bez słowa sprzeciwu zaakceptował to, że siłą wsunęła go pod osłonę parasola. W sumie to całkiem miło było przestać czuć na sobie ciągły deszcz.
— Zaczynasz mnie lekko niepokoić. Mam nadzieję, ze nie wmieszałaś się w nic głupiego? Bo o niebezpieczne rzeczy ocierasz się zdecydowanie za często — rzucił jej oceniające spojrzenie, po czym lekko pociągnął ją za ramię, prowadząc w stronę apteki. Gdy stanęli już pod dachem budynku, zerknął na nią, czekając na decyzję względem tego, gdzie się udadzą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
23.06.2024, 21:30  ✶  
W tym starciu Cedric był na przegranej pozycji, bo Brenna w gruncie rzeczy była zawsze dzieciakiem ogromnie rozpieszczanym, który przywykł do dostawania tego, co chce. I zostało jej to w dorosłym życiu. A w lekceważeniu uzdrowicieli miała wprawę i wiele doświadczenia, które zaczęła zbierać już w czasach Hogwartu, wymykając się ze skrzydła szpitalnego, zanim pielęgniarka uznała, że Brenna może je opuścić, a które rozwijała potem przez lata pracy w Brygadzie.
- Na całe szczęście jestem czarownicą i mogę osuszyć się zaklęciem, i mam takie dziwne wrażenie, że chyba rodzina mieszkająca w tym domu nie miałaby nic przeciwko podzieleniu się odrobiną herbaty – oświadczyła bezczelnie, najwyraźniej ani trochę nie czując się winna, poza tym: to on był mokry, a ona dopiero zwinęła parasol. – Jesień, to i w aptece ruch, nie chciałam robić wokół siebie zamieszania – dodała ugodowo, bo to nie tak, że sądziła, że pani Lupin wystawiłaby ją za próg, skoro przyszła bez uprzedzenia. Lupinowie byli rodziną dobrą aż do przesady: w oczach Brenny znacznie lepszą niż Longbottomowie, którzy owszem, byli gotowi pomagać innym czy nadstawiać karków, ale często poruszali się po granicach, jakich nie należało przekraczać.
Hasło dla większego dobra dźwięczało w głowie Brenny ostatnio szczególnie często, a przecież doskonale wiedziała, kto nie tak dawno temu chętnie usprawiedliwiał nim najpodlejsze czyny.
– Przemknijmy do ciebie – powiedziała. Obawiała się, że jeśli najpierw porozmawia z jego matką, zupełnie straci resztki tej gryfońskiej odwagi, której wystarczało, aby samej się narażać, ale która jakby topniała, gdy miała poprosić o pewne rzeczy innych. – Ja nigdy nie mieszam się w głupie rzeczy, bo jestem rzecz oczywista, najrozsądniejszą dziewczyną na tej planecie – zapewniła, ale takim tonem, że nie pozostawało wątpliwości, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że do królowej rozsądku jej daleko.
To był żart, chociaż nie do końca miała nastrój do żartów, bo kiedy wspomniał o tym ocieraniu się o niebezpieczne rzeczy, natychmiast uderzyły ją wyrzuty sumienia. Chciała przecież w pewnym sensie zbliżyć do takich i jego. Nie zamierzała prosić, żeby dla nich walczył, ale nawet udzielanie pomocy medycznej Zakonowi nie było przecież do końca bezpieczne.
- Być może właśnie o niebezpiecznych rzeczach chcę porozmawiać. O tych, które dzieją się w kraju, odkąd objawił się Voldemort - dodała ciszej, już znacznie poważniej, kiedy weszli do środka budynku.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#8
24.06.2024, 02:01  ✶  
Przez krótką chwilę po prostu mierzył ją wzrokiem, lekko poirytowany przebiegiem tej rozmowy. Nie była to ich pierwsza dyskusja i w teorii nie powinno go dziwić, że Brenna uparcie stoi przy swoim zdaniu, ale zmęczenie robiło swoje. Świadczył o tym już sam fakt, że okazywał zewnętrznie jakiekolwiek negatywne emocje. W trakcie tej kilkusekundowej ciszy próbował wymyślić argument, który pomógłby mu wygrać, ale ostatecznie został z niczym. Nie był z tego faktu zadowolony, ale ostatecznie po prostu się poddał. Może to nawet lepiej, bo po kilku kolejnych chwilach nawet już nie pamiętał, że był na nią zły.
— Większość pacjentów w Mungu to czarodzieje, a jednak zdarza im się zachorować. Nie mówię, że nie możesz wysuszyć tych ubrań w mgnieniu oka, Brenn. Po prostu nie warto kusić losu — głos znacznie mu złagodniał, a na twarzy pojawił się znowu uśmiech, któremu towarzyszyło zatroskane spojrzenie. — O herbatę nie musisz się martwić. Tak w zasadzie to nie wypuściłbym cię bez poczęstowania herbatą i ciastem. Mama zrobiła szarlotkę. Mam dziwne przerzucie, że nie odmówisz — dodał jeszcze, kręcąc przy tym głową. Zbyt mocno ją lubił, żeby dłużej się gniewać. Minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu od ich ostatniego spotkania. Nie chciał go marnować na złe emocje. Poza tym, jej argumentacja była naprawdę solidna. Jesień faktycznie ściągała do apteki spore tłumy ludzi, których męczyły przeziębienia i różne choroby związane z nagłym pogorszeniem pogody. W teorii sam prosił się o zapalenie płuc, ale w tej chwili nawet o tym nie myślał.
— Naprawdę chciałbym wierzyć ci na słowo, ale Twoje dane medyczne nieco temu zaprzeczają. Gdy ostatnio cię badałem, musiałem sprawdzić wcześniejsze dolegliwości. Lista jest niepokojąco długa — pokręcił lekko głową, rzucając jej spojrzenie, w którym dezaprobata mieszała się ze szczerą troską. Wiedział, że praca w Brygadzie wiązała się z ryzykiem, ale i tak nie lubił, gdy bliskie mu osoby spotykało coś złego. — Chodź, wejdziemy od zaplecza. Mama jest za ladą — dodał jeszcze, zerkając przez okno do wnętrza apteki. Pewnym krokiem zaprowadził ją na tyły budynku, a gdy stali już pod daszkiem, odwołał parasolkę. Wyciągnął z kieszeni klucze i po znalezieniu tego właściwego, wsunął go do dziury i przekręcił. Ciche klik otworzyło im przejście do magazynu zastawionego pudłami i skrzynkami pełnymi różnego rodzaju medykamentów. Gdy Brenna już weszła, Lupin zamknął za nimi drzwi, po czym skierował ją w stronę schodów na piętro.
Odnotował tę nagłą zmianę w jej głosie, sam zresztą również spoważniał. Voldemort kojarzył mu się wyjątkowo nieprzyjemnie. Brenna chyba naprawdę wepchała się w coś niebezpiecznego. — Tym bardziej nie powinniśmy rozmawiać o tym tutaj. Jeszcze ktoś usłyszy. Rozwiniesz myśl w moim pokoju, okey? — odpowiedział po chwili zawahania się. Gdy przemknęli się już do mieszkania, rozejrzał się jeszcze, po czym odetchnął z ulgą. Nikogo nie było, idealnie. — Poczekaj u mnie, okey? Zaparzę szybko wodę. Zrobię herbatę, zgarnę ciasto i jestem — zadeklarował, a gdy kobieta ruszyła do odpowiednich drzwi, sam ruszył do kuchni. Nastawił wodę, zgarnął na tackę odpowiednie naczynia, po czym skoczył jeszcze do łazienki, gdzie zmienił przemoczone ubrania na strój bardziej domowy. Luźna koszula oraz nieco spłowiałe, szerokie spodnie. Od razu lepiej.
Zajęło mu to kilka minut, ale w końcu wsunął się do pokoju. Postawił na stole tacę, na której w tej chwili znajdował się talerz z szarlotką, dwa mniejsze talerzyki, kubki oraz dzbanek pełen herbaty.
— Częstuj się i... opowiadaj. Przez tych kilka minut moja głowa podsunęła mi setki nieprzyjemnych scenariuszy, ale chcę wierzyć, że nic ci nie grozi — zaczął, siadając na wolnym krześle.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
25.06.2024, 18:11  ✶  
Gdyby Brenna była jednostką bardziej upartą, przypomnialaby mu, że to on kusił los, bo był zupełnie mokry i szedł piechotą od szpitala bez parasola. Ale choć bywała krnąbrna, rzadko zależało jej na tym, aby mieć ostatnie słowo czy pokazać, że zawsze ma rację - takie podejście rezerwowała głównie dla brata czy Vincenta. Dlatego puściła jego słowa pomimo uszu, nie chcąc kruszyć kopii, za to uśmiechnęła się, kiedy wspomniał o cieście.
- Cedricu, jeśli kiedykolwiek odmówiłabym szarlotki, to by oznaczało, że jestem umierająca – zapewniła więc tylko, chociaż pomyślała, że jest coś absurdalnego w rozmawianiu o ruchu oporu nad szarlotką i pewnie robiła tutaj coś nie według procedur. Chwilę później jednak jej uśmiech zamienił się w grymas, jeden z tych trochę teatralnych. – Sprawdziłeś wpisy Basiliusa Prewetta, tak? Jestem pewna, że cokolwiek tam wpisał, mocno przesadził. Wszyscy, ty, on, Danielle bardzo lubicie uważać, że dolegają mi poważniejsze rzeczy niż jest faktycznie - zapewniła, kierując się za nim w stronę zaplecza.
– Jasne, na szarlotkę zawsze warto czekać.

Zanim wrócił wyciągnęła różdżkę i za pomocą strumienia ciepłego powietrza osuszyła włosy oraz ubrania. Ledwo Lupin stanął z powrotem na progu, zmierzyła go spojrzeniem, upewniając się, że pamiętał, że sam jest mokry - zapomnienie o tym, bo gość czekał ma herbatę nie byłoby u niego zaskakujące, ma całe szczęście zdążył zmienić ciuchy na suche.
- Dzięki – powiedziała, sięgając po filiżankę. - Każdemu teraz grozi niebezpieczeństwo, kiedy ten wariat biega po kraju, a Ministerstwo jest równie bliskie złapania go jak wynalezienia samoczarujących różdżek – stwierdziła. Ocena brutalna, której nie powinna wyrażać pracownica BUM, ale przecież nie przyszła tutaj jako detektyw, a jeden z ludzi Dumbledore'a: którzy zbierali się właśnie z powodu słabości w Ministerstwie.
I zupełnie nie wiedziała, jak właściwie zacząć.
Ale, jak zwykle, nie dała tego po sobie poznać.
– Powiem wprost, Cedrick. Dumbledore nie siedział z założonymi rękami za Grindewalda, i teraz też nie zamierza. Możemy kontynuować temat albo po prostu zjem szarlotkę i opowiesz mi, jak upłynął ci dzień w pracy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#10
30.06.2024, 18:51  ✶  
Jego zmęczony umysł pracy pragnął w tej chwili tylko jednego, odpoczynku. Wizja wsunięcia się pod kołdrę i zaśnięcia na przynajmniej kilka godzin kusiła bardziej niż najlepsze wypieki pani Lupin, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Tylko dlatego, że ktoś potrzebował pomocy. Tym razem była to Brenna, którą naprawdę lubił, ale tak samo postąpiłby najpewniej dla każdego. W końcu świat nie dzielił się na gorszych i lepszy, gdy chodziło o udzielanie pomocy. Dla Cedrica wszyscy byli równi w prawach i potrzebach.
— Zanotuję to sobie jako miernik Twojego samopoczucia. Czy jakieś inne ciasta plasują się ponad szarlotką? — odparł lekko, mimowolnie się przy tym uśmiechając. W dobrym towarzystwie nawet zmęczenie nie dawało się tak we znaki, a senność odchodziła na dalszy plan. W końcu będzie miał jeszcze setki okazji ku temu, żeby się wyspać, a tej rozmowy nie będzie mógł już powtórzyć. — Owszem, sprawdziłem wpisy medyczne na Twój temat. Muszę przyznać, że miałem wyjątkowo dużo stron do przeczytania. Nie próżnujesz, gdy chodzi o łapanie się w niebezpieczne sytuacje — rzucił grzecznie, posyłając jej przy tym nieco uważniejsze spojrzenie. Energiczna, zdrowa, zawsze gotowa do pomocy. Większość ludzi pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ryzykowna była praca bygadzistów. — Chciałbym ci uwierzyć na słowo, ale fakty są przeciwko Tobie. Zresztą, nie chcę ci niczego zakazywać. Po prostu... uważaj na siebie, okey? — dokończył, patrząc na nią z zatroskaniem wymalowanym na twarzy.
Wiedział, że pani Lupin nie byłaby zadowolona z faktu, że nie dał się jej przywitać z gościem, ale skoro Brenna chciała porozmawiać o czymś prywatnie, ciągnięcie jej do rodzinnego stołu mijało się z celem. Poza tym, jeśli miała trochę więcej czasu, zawsze mogli się tam przejść, gdy już przedyskutują... cokolwiek mieli przedyskutować.
Poczuł na sobie to oceniające spojrzenie, w duchu ciesząc się z faktu, że postanowił się przebrać. Włosy co prawda wciąż miał mokre, ale w tej chwili było to jego najmniejszym zmartwieniem. Rozmowa niemal natychmiastowo przeszła na tory, których najbardziej się obawiał. W sumie to nie powinno go to dziwić. Jeśli w Mungu ludzie ciągle rozmawiali o tym szaleńcu, aurorzy i brygada mieli pewnie jeszcze gorzej. — Och, jest tak źle? Oficjalne komunikaty brzmiały nieco pozytywniej. Ministerstwo miało panować nad sytuacją — rzucił nieco ciszej, nerwowo miętosząc w dłoniach brzeg koszuli. Jego głowa powoli zaczynała się fiksować na wizji tego, jak niebezpieczny robił się Londyn, ale nagłe wspomnienie dyrektora Hogwartu momentalnie wyrwało go z tego stanu. — Dumbledore? Nigdzie o tym nie słyszałem, ale może przeoczyłem jakiś artykuł? — zaczął, faktycznie zdziwiony tymi nowościami. — ...och. Zaraz. Dlatego chciałaś porozmawiać o tym prywatnie. To tajemnica — ta nagła realizacja pomogła mu lepiej zrozumieć temat, ale wciąż miał tak z milion pytań. — Co mogę zrobić? — rzucił tylko, patrząc na Brennę zatroskanym spojrzeniem, w którym nagle pojawiła się nutka zacięcia.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa