• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 8 9 10 11 12 … 14 Dalej »
[maj 1971] Egzorcyzmy w domu Rosów

[maj 1971] Egzorcyzmy w domu Rosów
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
28.05.2023, 12:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.07.2024, 10:52 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Sebastian Macmillan - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Brenna Longbottom przemierzała korytarze Ministerstwa, jak zwykle tutaj – odziana w mundur Brygadzistki (i niemal jak zawsze: bez płaszcza oraz marynarki, które leżały zapomniane w Biurze Brygady). Pod pachą niosła wypchaną teczkę, dotyczącą pewnej pozornie bardzo prostej sprawy, która w ostatecznym rozrachunku okazała się cholernie, cholernie trudna. I zmusiła ją do przesłania jakiś czas temu liściku do jednego z ministerialnych egzorcystów, z prośbą o spotkanie oraz konsultację terenową, dotyczącą możliwości opętania.
Jonathan Rose został oskarżony o złamanie zasad kodeksu tajności i atak na mugola, co gorsza – przeprowadzony na oczach jeszcze innych dwóch mugoli. Wprawdzie całą sprawę udało się szybko zamieść pod dywan, uzdrowiciel zdjął zaklęcia z zaatakowanego, a dwie inne osoby rzuciły kilka obliviate, ale za coś takiego Rose’a czekała rozprawa oraz przynajmniej miesiąc – dwa w Azkabanie. (Brenna mu tego nie zazdrościła, ale taka kara mogła go zniechęcić do kolejnych wybryków.) Zebrane dowody były właściwie niepodważalne i mogliby dokonać już aresztowania, ale…
No właśnie. Ale.
Po pierwsze, Rose od strony matki był spokrewniony z Abbottami, a była to rodzina majętna oraz wpływowa i jego ciotka zaczęła interweniować w Ministerstwie, nalegając na dokładne zbadanie sprawy.
Po drugie, zarówno zeznania ciotki, jak i sąsiadów, oraz wreszcie próba przesłuchania pana Jonathana przez Brennę, wskazywały na to, że z panem Jonathanem Rose „coś jest nie tak”. Na przykład, z niewiadomych powodów, nagle zaczął mówić w staroangielskim, używając akcentu i słów, które prawdopodobnie były normą jakiś tysiąc lat temu. (Prawdopodobnie – bo Brenna nie chodziła po świecie tysiąc lat temu i mogła tylko stwierdzić, że „pan Rose bardzo dziwnie się wyraża”. ) Nosił szaty o bardzo staroświeckim kroju – Brenna widziała takie na rycinie przedstawiającej założycieli Hogwartu, więc tak, zdecydowanie coś sprzed bardzo, bardzo wielu lat… Przejawiał wyjątkową nienawiść wobec mugoli i nie dało się z nim normalnie rozmawiać, chociaż dotąd uchodził za mężczyznę raczej spokojnego, a co jeszcze dziwniejsze – jego ojciec był mugolakiem, więc ta nagła niechęć pozostawała trudna do zrozumienia.
Brenna najchętniej na wszelki wypadek zakułaby go w kajdanki i zaciągnęła do aresztu, i tam dokonywała dalszych oględzin, ale tu pojawiał się problem pod postacią po pierwsze, nacisków pani Abbott, po drugie, fakt, że uzdrowiciel upierał się, że mężczyzna może być chory i aresztowanie go będzie „zbyt dużym szokiem”. Niestety, uzdrowiciela z domu szybko wyrzuciła żona Jonathana, krzycząc coś o tym, że jest szarlatanem i robi krzywdę jej ukochanemu...
Pozostawała więc próba ustalenia, czy mieli do czynienia z opętaniem i należało odprawić egzorcyzmy, co potem będzie okolicznością łagodzącą przed sądem, czy mężczyzna jest chory i powinien trafić do Munga, czy też wreszcie po prostu udaje, by uniknąć aresztu i Brenna powinna szybko wrzucić go do celi…
Tak, od tej sprawy coraz bardziej bolała ją głowa.
Zapukała do drzwi, na których wisiała tabliczka z nazwiskiem Macmillana, a potem wsunęła do środka rozczochraną głowę.
- Dzień dobry! – przywitała się, uśmiechając się szeroko na powitanie, jakby przyszła w celach towarzyskich. – Podrzucałam liścik z prośbą o wpisanie mnie do terminarza. Mam kogoś opętanego. Chyba. Ewentualnego szalonego albo chorego. Lub bardzo przebiegłego. To trzeba będzie ustalić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
30.05.2023, 00:57  ✶  

Chłodne dni w Londynie, nawet w Ministerstwie Magii, gdzie podobno było całkiem niezłe ogrzewanie, nierozerwanie wiązało się z tym, że Sebastian wbijał się w najcieplejsze ciuchy, jakie miał na stanie. To był jeden z tych dni. Jakby tego było mało, przed paroma dniami nieco się zaziębił, a to skutecznie utrudniało mu codzienne funkcjonowanie. W końcu, jak wszyscy doskonale wiedzą, przeziębienie u dorosłego mężczyzny było niczym bilet w jedną stronę na tamten świat. A pomimo dosyć bliskiej relacji z zaświatami Macmillanowi zbytnio się nie spieszyło na spędzenie wieczności pośród dusz, którego pozałatwiały na ziemi wszystkie niedokończone sprawy.

Walka z chorobą nie była jednak łatwa. Mężczyzna przesunął swoje biurko pod sam grzejnik i siedział obecnie skulony na fotelu, okryty kocem i siorbiąc herbatę z cukrem, którą dostarczył mu z kafeterii jeden ze stażystów przyjętych niedawno do departamentu. Widmo nieuchronnej śmierci od podwyższonej temperatury i niedrożnego nosa zostało odsunięte w czasie. Chwilowo. Może jakoś dotrwam do końca zmiany, pomyślał z przejęciem, przerzucając kartki jednego z dokumentów, z którymi miał się dzisiaj zapoznać. Co mu po tym, że nie umrze z powodu choroby, jak nie zarobi na rachunki?

— He? — mruknął zdziwiony, podnosząc wzrok znad stolika na drzwi wejściowe. Przekrzywił głowę w bok, sądząc, że się przesłyszał. Czyżby ktoś pukał? A może gorączka znowu dawała o sobie znać? Na Merlina, trzeba było jednak iść przed pracą do św. Munga, zamiast zgrywać bohatera. Omamy to już nie żarty. — Co się...

Nie zdążył nawet dokończyć myśli, gdy w progu zauważył bujną czuprynę jakiejś młodej dziewczyny. Nachylił się w jej stronę, poprawiając okulary, jednak nie był w stanie dopasować nazwiska do twarzy. Czy to ktoś z góry? Dobra Matko, czyżby zesłali mu kontrolę w chwili największej słabości?! Wystawiasz moją wiarę na próbę, pomyślał niemrawo Sebastian. Gdyby mógł, to zapewne złożyłby ręce do modlitwy, jednak w tym wypadku ograniczył się do smętnego pociągnięcia nosem.

— Nie przypominam sobie, ale proszę wejść — mruknął, tłumiąc w zarodku głośne chrząknięcie. Odkaszlnął cicho, odwracając się na moment w bok. — Nazwisko? Pytam o nazwisko opętanego i Pani też. Tak dla jasności. — Westchnął ciężko i otworzył szufladkę z ostatnimi sprawami, które trafił do jego klitki. — Szalony, chory i przebiegły, tak? Mam wrażenie, jakby już to gdzieś słyszał.

Uśmiechnął się do siebie krzywo. W większości zgłoszeń występowało jedno z tych słów. Czasami nawet klienci dorzucali parę wymyślnych synonimów ze słownika wyrazów bliskoznacznych, co by treść ich listu lepiej wybrzmiała. Szkoda tylko, że rzadko kiedy wysyłali przy okazji dokumentację medyczną wraz z opinią psychologa lub psychiatry o stanie psychicznym danego pacjenta. Wtedy nie trzeba było odkładać konsultacji egzorcystycznej na kilka dni lub tygodni.

— Aha, chyba coś mam. Nazwisko Rose, tak? Albo Ross. — Zmarszczył brwi, przyglądając się karteczce i zapoznając się ze szczegółami. — Widzę, że odbył jakąś konsultację, według Pani doniesień, ale nie poszła zbyt owocnie. Czy podjęto kolejną próbę kontaktu z lekarzem? — Uniósł wzrok na Brennę. — I rozumiem, że to nie może zbyt długo czekać?

Naciągnął koc mocniej na ramiona, przyglądając się uważnie kobiecie, która go odwiedziła. Miał wrażenie, że nie przyszła tutaj po prostu spytać o opinię. Widział to w jej posturze. Młoda, pełna energii... Ugh. Raczej nie była z tych, co preferowali pracę za biurkiem pośród archiwalnych dokumentów Ministerstwa Magii.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
30.05.2023, 12:48  ✶  
Brenna kojarzyła Sebastiana, ale tylko mgliście i głównie dlatego, że zwracała pilną uwagę na otoczenie. Już za czasów Hogwartu umiała wymienić nazwiska, imiona i Domy większości uczniów, studiujących razem z nią, a potem, kiedy zaczęła pracować w Brygadzie, stało się to bardziej świadomym i celowym nawykiem. On miał wszelkie prawo jej nie pamiętać… i może dobrze, bo jeszcze zaryglowałby drzwi, skoro właśnie umierał na przeziębienie, a Brenna przecież nie przyszła tutaj, by tylko spytać, co on o tym myśli.
- Jeremiah Rose. I Brenna Longbottom. On jest opętany, a ja jestem Brenna, tak dla jasności – stwierdziła, odsuwając sobie krzesło, by przysiąść po drugiej stronie biurka. Dość cierpliwie poczekała aż Sebastian znajdzie w szufladzie właściwe papiery i nawet wytrzymała w milczeniu całą minutę, pozwalając mu na nie zerknąć.
– Tak, to ten. I byłam tam z lekarzem, który nie stwierdził żadnych nieprawidłowości fizycznych, ale dalsza część konsultacji poszła trochę… no źle. Jonathan zaczął krzyczeć coś o tym, że nie mamy pojęcia, z kim mamy do czynienia i powinniśmy się oddalić, zanim spadnie na nas jego gniew. To znaczy, tak mi się wydaje, że właśnie to krzyczał, bo używał wielu słów w rodzaju „azaliż” i mówiąc szczerze, nie bardzo go rozumiałam. A wtedy jego żona najwyraźniej uznała, że krzywdzimy jej męża i pokazała nam drzwi – wyrecytowała Brenna. Pominęła ten moment, w którym Jonathan rzucał w uzdrowiciela rzeczami, ona go osłaniała, a sam uzdrowiciel krzyczał, żeby nie robiła krzywdy pacjentowi, chociaż – jako żywo – nawet go nie dotknęła, tylko próbowała odpychać lampę, książki i filiżanki, lecące w ich stronę. – I tu natykamy się na ten problem, że aby uzyskać pełną konsultację w takich warunkach, powinniśmy przenieść go do Munga albo Lecznicy Dusz. Nie ma możliwości sprawdzenia wszystkiego w warunkach domowych. Nie mogę go jednak przenieść do Munga albo Lecznicy Dusz, jeżeli jest opętany, bo stwarzałby zagrożenie dla lekarzy… Nie wspominając o tym, że jeżeli nie jest opętany i nie jest chory, powinien trafić do aresztu i to bardzo szybko. Zaatakował mugola i to dość brutalnie. Zdaje się obecnie ich szczerze nienawidzić, chociaż jak wynika z relacji jego rodziny i przyjaciół, jeszcze dwa tygodnie temu nie miał nic przeciwko nim. Więc tak, to nie może czekać.
Tu Brenna uniosła jedną z dłoni i zaczęła odginać kolejne palce.
– Nagła zmiana zachowania, zupełnie inny sposób wyrażania się, problemy ze współczesnym angielskim, wysoki stopień agresji, dziwnie duża siła fizyczna… – Wśród rzuconych w nią przedmiotów znalazł się stół. Wyglądał na ciężki, a pan Rose był raczej mężczyzną drobnej postury. – Nierozpoznawanie znajomych i tak dalej… Albo kompletnie ześwirował, albo udaje, żeby uniknąć odsiadki, albo został opętany. Chciałabym wykluczyć chociaż jedną z tych trzech możliwości.
A najprościej było sprawdzić, czy nie siedzi w nim jakiś złośliwy duch. Egzorcysta powinien być w stanie to stwierdzić bez dziesięciu sesji w gabinecie magipsychiatry. Zwłaszcza, że całkiem niedawno mieli Beltane, co wskazywało na możliwość opętania…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#4
02.06.2023, 22:14  ✶  

Zmierzył ciekawskim wzrokiem Brennę, gdy ta podała swoje nazwisko. Przez chwilę mogło się wydawać, że chciał coś powiedzieć lub skomentować jakoś fakt, że przyszedł do niego ktoś z Longbottomów, jednak dalej milczał jak zaklęty. Wydał z siebie tylko ciche westchnienie, gdy wertował papiery w poszukiwaniu odpowiedniej notatki służbowej. Nazwisko to było mu znane. Kto by nie kojarzył Longbottomów z Doliny Godryka? Po Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów kręciło się ich pełno i raczej nie wszyscy wywodzili się z tego samego rocznika. Ech, te konotacje rodzinne.

— Ciężka sprawa — skomentował z nutą współczucia w głosie. Dobrze rozumiał, jak to jest stać na ścieżce, która nagle się rozwidla. Gdyby Jeremiah nie zdążył nikogo skrzywdzić, wdrożenie kolejnych procedur byłoby dużo łatwiejsze. Przebadanie przez lekarzy i specjalistów z Lecznicy Dusz, aby wykluczyć ewentualne choroby na tle psychicznym i można było myśleć o egzorcyzmach. Tutaj jednak wszystko eskalowało dosyć szybko. — Skoro przeniesienie go do placówki medycznej nie wchodzi w grę, to wygląda na to, że konsultacja Egzorcysty to jedyne logiczne rozwiązanie. — Pociągnął nosem. — Nie jestem członkiem służb bezpieczeństwa, jednak sugerowałbym dosadne przekazanie rodzinie pacjenta, że ukrywanie go przed światem niczego nie zmieni. Jeśli nikt go nie zdiagnozuje, trafi przed sąd. A tam się raczej nie popisze elokwencją.

O ile sędziowie mieliby trochę oleju w głowie, to i tak wyślą go na przymusowe testy, pomyślał przelotnie, podnosząc się ciężko z krzesła. Zarzucił koc na oparcie krzesła i momentalnie przeszły go dreszcze. Poczłapał bez słowa do wieszaka i włożył grubą kurtkę. Spojrzał na Brennę spod przymrużonych powiek, jakby układał już w głowie plan odnośnie do potencjalnych egzorcyzmów, ale miał problem z tym, aby uwzględnić w nich brygadzistkę. A raczej jaką rolę będzie pełnić.

— W ostateczności, jeśli nie zostaniemy wpuszczeni, będzie pani potrzebowała nakazu. Bez względu na to, czy jest opętany, chory czy też symuluje, w domu raczej pozostać długo nie może. Swoją drogą, czy Pan Ross jest obecnie pod jakąkolwiek obserwacją? — rzucił, wracając do biurka i wyciągając z szuflad kolejne szpargały takie jak notatnik, książeczkę z pieśniami kowenu Whitecroft i kilka ruchomych obrazków w kształcie zakładki do książki przedstawiających Panią Księżyca. — Mam na myśli dom. W razie czego trzymacie rękę na pulsie, gdyby doszło do... hmm.. eskalacji?

Zaniósł się kaszlem, wysłuchując szczegółowych opisów panny Longbottom dotyczących zaufania Jeremiaha. Ciężko było zaprzeczyć. Objawy wydawały się wręcz podręcznikowe, jeśli chodzi o opętanie, jednak ten wypadek z mugolem... Trauma po tym wydarzeniu też mogła jakoś wpłynąć na mężczyznę. Ale to już była robota lekarzy. A skoro pierwsze badania wykluczyły podstawowe nieprawidłowości, to potencjalnie można było założyć, że pod tym względem był czysty.

— Nie planowałem się dzisiaj ruszać z biura — poinformował kobietę, aby uwydatnić, że nieco pokrzyżowała mu plany na dogorywanie w tej klitce. — Ale powiedzmy, że udam się z Panią na konsultacje. Aby wykluczyć chociaż jeden scenariusz. — Zaczął chować po kieszeniach wszelkie potrzebne mu szpargały, ściągając z półki na ścianie małe pudełeczko przypominające pozytywkę. — Byłbym wdzięczny, gdybyśmy skorzystali z sieci Fiuu. Nie reaguje zbyt dobrze na teleportację, a obawiam się, że w obecnym stanie chwilę po lądowaniu potrzebowałbym interwencji medyków.

Uśmiechnął się krzywo. Dotknął kontrolnie swojego czoła, aby sprawdzić, czy dalej miał podwyższoną temperaturę. Może krótki wypad na zewnątrz mu jakoś pomoże? Wprawdzie skręcało go na samą myśl, że musiał opuścić względnie przyjazne mury Ministerstwa Magii, jednak bądź co bądź tu pracował, a prośba Longbottom trafiła bezpośrednio do niego. Cholerna obowiązkowość.

— Pani przodem, muszę pozamykać — poinformował, poprawiając czapkę.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
03.06.2023, 23:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.06.2023, 23:32 przez Brenna Longbottom.)  
O ile nie kojarzyć Brenny było dość łatwo, o tyle jej nazwisko znał już raczej każdy przedstawiciel czystokrwistych rodów Brytanii i zdecydowana większość pracowników Ministerstwa. Longbottomowie tradycyjnie zasilali w końcu szeregi Departamentu Przestrzegania Prawa, co zdaniem jednych było efektem nepotyzmu, zdaniem drugich, prania dzieciom mózgów od małego.
- Większość krewnych w tej chwili chce uchronić go przed odsiadką w Azkabanie… albo zadbać o to, by nie szargano reputacji rodziny. Może oba na raz. Ciężko stwierdzić, chociaż właśnie to bym obstawia  – przyznała Brenna. Nie chodziło im w końcu o ukrywanie go przed światem, a zapobiegnięcie aresztowaniu. Poza tym… Brenna musiała niechętnie przyznać (niechętnie, bo nie lubiła, gdy w sprawy mieszała się jej „taka” magia): mogli mieć rację. – I już z nimi rozmawiałam. Byłam bardzo dosadna. Pani Abbott niestety okazała się dosadniejsza ode mnie, w dodatku zna chyba wszystkich sędziów Wizengamotu, połowę Biura Aurorów i jeszcze na dodatek każdą sprzątaczkę.
Brenna trochę wyolbrzymiała, ale to ładnie obrazowało sytuację.
- Mam nakaz – oświadczyła Brenna, podnosząc się z miejsca, gdy on wstał. Odruchowo chciała sięgnąć do kieszeni, ale przypomniała sobie, że zostawiła go w  marynarce. Zadbała o stosowne zgody, a Abbottówna tutaj nie protestowała, wszak zależało jej na udowodnieniu, że krewny był opętany i najlepiej na uwolnieniu go od wpływów złego ducha. – Zabiorę go po drodze z biura – dodała, opuszczając rękę. – Na domu państwa Rose’ów ciąży zaklęcie, które zareaguje, jeżeli pan Jonathan opuści jego teren. Oczywiście, podczas konsultacji i ewentualnych egzorcyzmów będę obecna. Obawiam się, że eee… pan Rose może nie przyjąć ich dobrze i będzie trzeba zastosować środki przymusu bezpośredniego – wyrecytowała, ładnie ubierając w słowa to, co pomyślała, czyli że prawdopodobnie przyjdzie go związywać i kneblować, a skoro to ona prowadziła tę sprawę, powinna się tym zająć sama. W końcu gdyby wpuściła tam egzorcystę samego, po tym, jak Jonathan zaatakował już uzdrowiciela, wykazałaby się ogromną niekompetencją. A potem ktoś na pewno urwałby jej za to głowę.
– Doskonale – powiedziała tylko na jego deklarację, uśmiechając się szeroko. To że nie planował ruszać się z biura nie wywołało w niej wyrzutów sumienia, w Ministerstwie Magii już tak bywało, że przydarzały się dziwaczne rzeczy i początkowy harmonogram dnia trzeba było gwałtownie modyfikować. – Będę czekać przy punkcie Fiuu.
Mogło się wydawać to dziwne, skoro wspomniała, że musi zabrać nakaz. Ale Brenna… cóż, była Brenną, więc po prostu wypadła z gabinetu, zanim Sebastian zdążył okrążyć biurko, a w chwili, w której on zamykał drzwi, ona już gnała do Biura Brygady. Tam też pośpiesznie zgarnęła marynarkę i płaszcz (z nakazem i paroma innymi rzeczami), by trzydzieści sekund później faktycznie czekać przy kominku i wyrecytować Sebastianowi adres.
Chwilę później wyszli wprost z kominka w domu Rose’ów. Znajdowali się w salonie, prezentującym się dość typowo dla pomieszczenia rodziny czarodziejów średnio sytuowanych. Meble, w ocenie mugoli zapewne odrobinę staroświeckie, ruchome fotografie na ścianach, odbiornik radiowy na komodzie, nieco książek na regale… Na miękkie kanapie o zielonym obiciu siedział mężczyzna: zapewne ów pan Jonathan Rose. Był chudy, niezbyt wysoki, odziany w szatę o bardzo niemodnym kroju.
– Dzień dobry, panie Jonathanie. Jesteśmy…
– Szlamy!!!
– Nie, nie. Zapewniam, pan Sebastian jest czystej krwi. Przypadkiem się tak składa, że ja również.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#6
08.06.2023, 00:14  ✶  

Może prawdziwy powód obecności tylu Longbottomów w departamencie leżał gdzieś na granicy nepotyzmu i wpajanych od maleńkości wartości? Niektóre środowiska w świecie czarodziejów bywały zaskakująco hermetyczne. Niektóre profesje od lat pozostawały zdominowane przez bardzo konkretne familie, a wbicie się do pewnych grup zawodowych wiązało się mimo wszystko z pewnymi trudnościami. Nic dziwnego, że niektóre rodziny nakierowywały swoje pociechy na to, aby dołączyły do ich grona. To pomagało w zachowaniu swego rodzaju dziedzictwa. A o to wielu w tym świecie lubiło dbać.

— Zmaganie się ze złymi duchami to nie powód do obrzucania kogoś obelgami. Odwiedziny duchów są częstsze, niż można by przypuszczać, więc nie rozumiem, czemu miałoby to wpłynąć na ich reputację. — Zmarszczył brwi i dopiero po chwili zreflektował się, że rodzinie Rose mogło chodzić o nieco inny aspekt tego incydentu. — Ah, no tak. Ten mugol. Przepraszam.

Z rozpędu zdążył już założyć, że faktycznie mieli do czynienia z jakąś błąkającą się po tym padole łez duszą. Rodzina mogła jednak nie być do tego przekonana, a po ataku na bezbronnego niemaga pewnie najedli się nie tylko wstydu, ale też i strachu. Bądź co bądź, to były nietypowe czasy i tego typu zdarzenia mogły przyciągnąć uwagę dosyć... radykalnych środowisk. Zarówno tych zainteresowanych wymierzeniem sprawiedliwości, jak i pochwaleniem ataku. Na twarzy Sebastiana zagościła skwaszona mina.

— Mam pewne wątpliwości co do tego, czy akurat sprzątaczki mogą jej w tym momencie zbytnio pomóc — zauważył przyciszonym tonem, starając się stłumić gardłowe chrząknięcie, co by nie zmuszać Brenny słuchania tych nieprzyjemnych odgłosów. — A jeśli mogę zauważyć, do Biura Aurorów całkiem Ci blisko.

Uśmiechnął się minimalnie. Pani Abott mogła odbierać dawne długi i szukać sposobów na wydłużenie całego procesu mającego na celu... zajęcie męża przez oficjalne siły bezpieczeństwa, jednak było to nieuniknione. Zwłaszcza na tym etapie. Dobrze, że przynajmniej dalej trzymała męża w domu i nie próbowała go ukrywać w bliżej nieokreślonym miejscu. Na to pewnie już znalazłby się jakiś paragraf, gdyby wystawiono jeszcze list gończy za Jonathanem.

— Niewykluczone. Pamiętaj jednak, że o ile się nie mylisz, we władzy ciała Rose'a jest teraz ktoś zupełnie od niego różny. — Skinął głową, akceptując jej wyjaśnienia odnośnie do nakazu sądowego. — Jeśli kogoś urazimy swoją wizytą i egzorcyzmem, to przede wszystkim złego ducha. A one z zasady nie przepadają za tym rytuałem.

Nie zdołał nawet pożegnać się z dziewczyną, a ta wypadła z gabinetu. Gdyby był zaznajomiony z mugolskimi kreskówkami, to być może przyrównałby ją do strusia pędziwiatra. Zamiast tego określił ją w myślach mianem kobiety-huraganu. Ciekawe, jakimi ksywkami była obdarzona pośród własnych współpracowników? Sebastian nie miał czasu się dłużej nad tym zastanawiać, gdyż po zabraniu wszystkich potrzebnych im rzeczy i zamknięciu gabinetu udał się do ministerialnego punktu Sieci Fiuu.

Stamtąd wszystko poszło szybko. Dzięki Merlinowie, że ktoś wymyślił te kominki, pomyślał, pokaszlując donośnie, gdy zmaterializowali się w salonie domu Rose'ów. Sebastian pomachał sobie przed twarzą dłonią, chcąc odeprzeć od siebie obłok sadzy, który wzbił się w powietrze po ich lądowaniu. Chwilę później zostali przywitani. Dosyć bezpośrednio. Zbyt bezpośrednio.

— Witaj, Jonathanie. Niech Matka, pani księżyca, błogosławi ciebie i twoich najbliższych — odezwał się nieco nabożnym głosem. Starał się podejść do swojej roli poważnie, jednak intensywny atak kichania skutecznie mu to uniemożliwił. — Przyszli.... Przyszliśmy tutaj żeby... Żeby... Z tobą... Porozmawiać... Jonathanie... Apsik!

Otarł nos haftowaną chusteczką, po czym rzucił w kierunku Longbottom pełne skruchy spojrzenie. Z drugiej strony, sama była w sobie winna, skoro wywlekła go z Ministerstwa Magii w takim stanie.

— Pracuję z panną Longbottom w Ministerstwie Magii, Jonathanie — wyjaśnił, nie wdając się jednak w szczegóły. — Chcielibyśmy z tobą porozmawiać o tym, co się ostatnio wydarzyło. Co sprawiło, że postanowiłeś... ukarać tego mugola? — Uniósł pytająco brew, licząc, że zmusi go do tego, aby rozwinął temat.

Zazwyczaj nie pochwalał rozmów z opętanymi przez ryzyko, że duch tudzież inny zły byt postanowi go sprowokować i wytrącić z równowagi, jednak nie mogli go tak od razu przygwoździć do podłogi i odprawić egzorcyzmu. Wypadałoby przeprowadzić, chociaż krótki wywiad środowiskowy, przed podjęciem tego typu działań... Prawda?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
08.06.2023, 16:24  ✶  
– Myślę, że chętniej przystaną na wersję „opętano go i to wszystko nie jego wina” niż „oszalał i zaatakował mugola” – przyznała Brenna. Zresztą, ciotka Rosa czyli pani Abbott najchętniej zdaniem Brenny wyciszyłaby całą sprawę… na to istniały spore szanse, jeżeli faktycznie Jonathana opętano i zgodnie z wolą pani Abbott uda się egzorcyzmy przeprowadzić po cichu.
- Nie doceniasz sprzątaczek. Pani Hopkins, jestem pewna, wie wszystko o wszystkich. A jeśli ktoś jest niemiły dla pani Hopkins, potem na przykład podłoga przy jego biurku jest tak wspaniale wypolerowana, że łatwo się przewrócić i wybić sobie zęby – oświadczyła. Wyraz twarzy miała całkiem poważny, trudno więc było stwierdzić, czy plecie od rzeczy, czy pani Hopkins naprawdę była personą, która niby „tu tylko sprzątała”, a w istocie po cichu trzęsła Ministerstwem Magii.
Na słowa Sebastiana odnośnie urażenia ducha… na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Urażanie czarodzieja, który uważa za świetną sprawę torturowanie mugoli? Myślę, że to jedna z moich ulubionych rozrywek – poinformowała radośnie, nim rzuciła się do pędu po nakaz i wszystkie inne drobiazgi, które uznała za niezbędne.
*

Jonathan nie przyjął zapewnień o tym, że Sebastian jest czystej krwi dobrze. Nie zdawał się też specjalnie uszczęśliwiony pozdrowieniami Macmillana w imię Matki Księżyca.
– Jonathanie?! – oburzył się. Sięgnął do kieszeni, ale niczego z niej nie wyjął… na całe szczęście, Brenna zdołała przy ostatniej wizycie skonfiskować mu różdżkę pod zarzutem napaści na uzdrowiciela. (Co ściągnęło jej na głowę konieczność napisania dodatkowego raportu i wizytę wzburzonej pani Abbott, Bo Jak Tak Można. W końcu jednak wszyscy przystali na to, że chwilowo to najlepsze wyjście.) – Jam jest Mortimer Gamp! Pierwszy syn głowy najszlachetniejszego rodu czystej krwi!!!
Mężczyzna mówił z tak mocnym akcentem, który nie kojarzył się z żadnym konkretnym obszarem współczesnej Anglii, że słowa zdawały się zlewać, przynajmniej w uszach Brenny. Ta posłała Sebastianowi nieco przepraszający uśmiech.
– Mówiłam. Opętany albo wariat – wymruczała do Macmillana kącikiem ust, na tyle cicho, aby Jonathan, to znaczy Mortimer Gamp, pierwszy syn głowy najszlachetniejszego rodu czystej krwi, przypadkiem jej nie usłyszał. Przy okazji z jednej z licznych kieszeni marynarki, którą zabrała z siedziby Brygady (chyba nawet przerobiła nieco służbową, przepisową marynarkę, by zadbać o więcej kieszeni…) wyciągnęła chusteczkę i podetknęła ją kichającemu Sebastianowi. – Gampowie chyba faktycznie byli czystej krwi i wymarli w linii męskiej. Blackowie są z nimi spokrewnieni…
Kolejne jej ciche słowa utonęły w litanii, jaką zaczął wyrzucać z siebie Jonathan. Ze względu na wzburzenie, akcent i używane słowa, dało się z niej wyłapać tyle, że „plugastwo, które zagnieździło się w okolicy winno zostać usunięte” i zdaje się, że posłał kilka inwektyw w ich kierunku.
Gdy zaczął się rozkręcać, Brenna westchnęła, wysuwając się nieco przed Sebastiana i prawą ręką sięgając po różdżkę. Przeczuwała, że oto nadchodzi moment, gdy pan Rose albo pan Gamp, kimkolwiek teraz był, zacznie ciskać przedmiotami.
– Czego potrzeba by stwierdzić, czy jest opętany? – spytała możliwie cicho, ale pan Rose chyba ją usłyszał i nie spodobało się mu, że doszli do takich wniosków. Albo miał po prostu ochotę czymś rzucić. Porwał wazon, który stał na pobliskiej szafce i rzucił w ich kierunku, a Brenna w ostatniej chwili zdążyła rzucić protego.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#8
13.06.2023, 00:52  ✶  

Ach, a więc sprzątaczki miały rozległe wpływy w budynku Ministerstwa Magii! Sebastian zupełnie nie był tego świadom. Raczej nie plotkował zbyt dużo z innymi współpracownikami i ograniczał się do powitań i pożegnań i jakże popularnego „small talku”, który miał na celu umilić krótkie interakcje społeczne. Nawet obiady jadał samotnie lub w cichym towarzystwie, gdyż wtedy nie był zmuszany do dzielenia się swoimi odczuciami.

— Emm... Tak. Przepraszamy, Mortimerze. Pozwól, że i ja się przedstawię: Jestem Sebastian z rodu Macmillanów. — Opuścił wzrok na Jonathana, licząc, że wyczyta coś z jego reakcji.

Nawet Sebastian, który był obeznany z łaciną i liznął nieco starodawnych form języka angielskiego, miał problem z pełnym zrozumieniem mężczyzny. Z drugiej strony wiele ludzi miało problem z tym, aby zrozumieć mieszkańców szkockich wyżyn, więc czy był to dowód na opętanie? Raczej nie. Pokiwał głową na informacje, które przekazała mu Brenna.

— Rzeczywiście jest mocno pobudzony — stwierdził równie cicho. — Jeśli chcemy to załatwić szybko, to raczej nie ma szans na sprawdzenie drzew genealogicznych w archiwach Ministerstwa. — Urwał, gdy kobieta zadała mu kolejne pytanie. — Zmiana zachowania, zmiana wyglądu, zmiana głosu na nienaturalny i...

Nie zdołał wspomnieć o nieco bardziej konkretnych objawach opętania, gdyż w tym momencie w ich stronę leciał już zdobiony wazon. Nieprzyzwyczajony do takich niespodziewanych ataków, Sebastian próbował się uchylić. W oczach Brenny musiało to wyglądać dosyć karkołomnie, gdyż jej nowy kolega skulił się i wystawił ręce do przodu, jakby chcąc uchronić się przed atakiem. To zdecydowanie nie był przykład odpowiedniej techniki obronnej, toteż dobrze, że pannie Longbottom udało się wyczarować całkiem wytrzymałą tarczę, która udaremniła atak Jonathana. Albo Gampa.

Cóż, jeśli historie o nim są prawdziwe, to do zmiany zachowania na pewno doszło. Może nawet do podwyższenia siły fizycznej?, pomyślał przelotnie, zanosząc się kaszlem. Rzucił oskarżycielskie spojrzenie w stronę ich pacjenta, a potem wbił wzrok w Brennę, jakby nie wiedząc, co powinni teraz zrobić. O ile w ich stronę nie poleciał kolejny element wystroju salonu tudzież mebel, Sebastian kontynuował:

— I posiadanie nieznanej wiedzy. Tudzież wstręt przed świętymi przedmiotami. Ale to może zależeć od kultury. Skoro to Gamp, to możliwe, że wychował się w Anglii, więc wierzenia kowenu mogą mieć tu zastosowanie. — Spojrzał na Jonathana. Nie miał przy sobie żadnego świętego przedmiotu, ale miał swoje wykształcenie i swoją wiedzą i całkiem spore doświadczenie w śpiewaniu pieśni pochwalnych ku czci matki natury. — Pani Księżyca, ty, która opiekujesz się nami wszystkimi...

Macmillan zaczął się głośno modlić, licząc, że w razie czego tarcza Brenny powstrzyma atak. Był pacyfistą, brzydził się przemocą i prędzej odmówiłby wykonania zlecenia, niż skrzywdził drugą osobę, toteż odwrócił się ku temu, co było mu najbliższe: ku wierze. Skoro na początku mężczyzna nie zareagował dobrze na wspomnienie o Matce, to może teraz zmusi to ducha do ujawnienia się i jednoznacznego potwierdzenia swojej obecności?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
13.06.2023, 09:58  ✶  
Nie wydawało się, że nazwisko Macmillan cokolwiek mężczyźnie mówi. Może jeśli był opętany, w jego czasach ród nie był znaczący, a może skupiony na innych sprawach, nie był zainteresowany z tym, kim właściwie ma do czynienia? Brenna zaś nie miała szansy odpowiedzieć na wyliczankę Sebastiana, bo była zbyt zajęta najpierw odbijaniem wazonu, potem transmutowaniem lecącego w ich stronę stolika w pył, a następnie odbijaniem fotela - który Mortimer uniósł mimo wątłej postury, musiał więc być bardzo zdeterminowany - w ścianę. Mebel uderzył w nią z głośnym trzaskiem, strącając przy okazji ślubny portret. Bardzo skupiona na swoim zadaniu ochrony siebie i Sebastiana, nie odpowiedziała nawet na jego słowa odnośnie kultur i Matki Księżyca.
Za to kiedy Macmillan zaczął recytować, Mortimer zawył. Trudno było powiedzieć, czy tak źle reagował na wersety, czy też był tylko niezadowolony, że nie udało się mu ich trafić ani fotelem, ani wazonem, ani stolikiem. I kiedy rzucił się ku regałowi, i zaczął ściągać z niego książki, po kolei miotając nimi w Brennę, ta po rzuceniu kolejnej już tarczy uznała, że nadeszła pora na bardziej zdecydowane działania. Zwłaszcza, że było jasne, że prędzej czy później nie zdąży odbić któregoś z pocisków.
Machnęła różdżką i trafiony drętwotą Jonathan legł na podłogę.
Cóż.
Brenna Longbottom nie była pacyfistką. I lubiła proste rozwiązania. A nikt nie mógł oskarżyć ją o nadmiar przemocy, skoro Jonathan zaatakował pierwszy, a ona użyła tylko zaklęcia oszałamiającego, prawda? A Sebastianowi na pewno będzie pracowało się bardziej komfortowo, jeżeli nic nie będzie akurat rzucane w jego stronę.
- Bardzo przepraszam za drobne niedogodności - powiedziała, odwracając się do Sebastiana z uśmiechem, jakby właśnie nie pozbawiła kogoś przytomności. - Nic cię nie trafiło, mam nadzieję? Czy teraz będziemy mogli sprawdzić bez problemów, czy jest opętany? Tak ponad wszelką wątpliwość? - dopytała jeszcze, po czym ruszyła w stronę Jonathana. Albo Mortimera. Zależy, z której strony do tego podejść.
Brygadzistka przykucnęła i najpierw zbadała oddech mężczyzny, potem upewniła się, czy nie uderzył się w głowę przy upadku, a następnie troskliwie zmieniła jego pozycję tak, aby nie leżał nienaturalnie powyginany. Następnie wstała i machnęła różdżką, raz, drugi, trzeci, a książki po kolei zaczęły wracać na swoje miejsca na półce.
- A jeżeli jest opętany, to pewnie najlepiej byłoby go egzorcyzmować. Mogę w czymś pomóc? - spytała, oglądając się jeszcze, czy pani Rose nie nadciągnie, by znowu próbować ich stąd wyrzucić, ale wyglądało na to, że mimo hałasów z jakichś powodów na razie nie zamierzała wpaść do salonu. Może była na górze i nie usłyszała dźwięków? A przynajmniej Brenna miała taką nadzieję, pomyślała jednak, że chyba pora się za nią rozejrzeć. Zaczęła się niepokoić, czy tej nie stała się jakaś krzywda, skoro jej mąż zachowywał się w ten sposób, a ona odmawiała przyjęcia do wiadomości, że coś jest nie tak...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
15.06.2023, 23:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2023, 22:29 przez Sebastian Macmillan.)  

To naturalne, że osoby nie do końca obeznane z siłą wiary, a przede wszystkim wiary w matkę naturę miały problem z jednoznacznym określeniem, czy takowa faktycznie jest efektywna. Widząc, że Mortimer-Jonathan zareagował na modlitwę w dosyć wokalny sposób, Sebastian zyskał bardzo ważną wskazówkę. Gdyby miał podać przybliżone dane statystyczne, to stwierdziłby, że szansa na to, że mężczyzna był opętany drastycznie wzrosła. Mniej więcej do siedemdziesięciu, może siedemdziesięciu pięciu procent.

Macmillan już chciał dać Brennie sygnał, że prawdopodobnie poznał już odpowiedź na nurtujące ją pytania, jednak w tym momencie zobaczył, że kobieta unosi różdżkę w stronę ich „przeciwnika”. Pacjenta, poprawił się momentalnie w myślach. W pierwszym odruchu chciał rzucić się ku pannie Longbottom, licząc, że uda mu się ją powstrzymać. To był naturalny odruch, jednak tak naprawdę jedyne co zdążył zrobić to wyrzucić ręce ku górze, otwierając usta w bezgłośnym okrzyku. I wtedy zaklęcie oszołamiające trafiło w Mortimera.

— Czy wy... Zawsze tak załatwiacie sprawy jako Brygada? — Wbił nieco niepewny wzrok w swoją towarzyszkę, drapiąc się nerwowo za uchem. — Wprawdzie był agresywny, ale jednak... — Nie wiedział, co dokładnie chciał powiedzieć. Że tak nie wypadało? W gruncie rzeczy byli tu poniekąd intruzami, nie licząc nakazu, jaki uzyskała Longbottom. Czy to ich usprawiedliwiało? A może wcale nie chodziło o brak szacunku w stosunku do gospodarzy, a o sebastianowy pacyfizm? — To niepokojące jak się tak uśmiechasz, chwilę po zaatakowaniu kogoś.

Cofnął się o krok, prawie potykając się o stolik kawowy. W trakcie, gdy brygadzistka doprowadzała salon do porządku, Sebastian zbliżył się do Mortimera, przyglądając się jego ciału. Dopiero po dłuższej chwili bliskich oględzin podniósł wzrok na Brennę.

— Modlitwa go rozjuszyła. W znaczącej większości przypadków, z którymi miałem do czynienia zazwyczaj wiązało się z tym, że coś siedziało w pacjencie. A musisz przyznać, Brenno, że szanse na to, że Jonathan uroił sobie bycie Mortimerem, który negatywnie reaguje na religię. jest dosyć mało prawdopodobne. — Wzruszył sztywno ramionami. Przez chwilę bił się z myślami, nie wiedząc, ile właściwie informacji na temat swoich przemyśleń pragnie zdradzić. — Nie wszyscy egzorcyści Ministerstwa sięgają po modlitwy i pieśni pochwalne w swojej pracy. To coś, co zaszczepili u mnie Macmillanowie. Uważam, że jestem w stanie przeprowadzić egzorcyzm w tym przypadku, jednocześnie nie ryzykując zdrowiem i życiem Jonathana.

Czy czuł się komfortowo z tą sytuacją? Niekoniecznie. Przez wieloletnią pracę w biurze, lubował się w załatwianiu spraw „po bożemu”. Uwielbiał, gdy do danego zlecenia mógł podejść na zasadzie zakreślania kolejnych okienek w formularzu. W ten sposób oczekiwanie na samą procedurę egzorcyzmu znacznie się wydłużało, ale dzięki temu jego sumienie było spokojniejsze. Teraz jednak nie miał stu procentowej gwarancji, że Jonathan faktycznie był opętany. Podejrzewał, że jest i były ku temu przesłanki, jednak brakowało mu konkretnej opinii. Z drugiej strony, nie mogli też czekać, aż głowa Jonathana zacznie obracać się o sto osiemdziesiąt stopni, a sam zainteresowany zacznie zwisać z sufitu.

— Egzorcyzmem zajmę się sam. Oczekuję jednak, że zapewnisz mi i jemu bezpieczeństwo. Teraz może i jest nieprzytomny, ale czy mogłabyś naprzeć na jego ciało magią, co by nie mógł się ruszyć? W ostateczności Petrificus Totalus powinien wystarczyć — wyjaśnił, sięgając do kieszeni po swój notatnik i wertując go powoli.

Gdy już byli gotowi, Sebastian sięgnął po „naczynie” na ducha, które zabrał ze swojego gabinetu i położył małe pudełeczko na piersi Jonathana. Następnie ukląkł przy nim i złożył dłonie na kolanach, po czym zaczął przemawiać po łacinie. Z początku nie działo się nic, jednak w pewnym momencie ich pacjent otworzył oczy. Nie był zadowolony. W jego oczach lśniły gniewne ogniki, jednak magia skutecznie utrudniała mu zrobienie im jakiejkolwiek krzywdy.

— Matko Natury, Pani Księżyca, Ty, która rządzisz życiem i śmiercią, Ty, która dajesz światło i ciemność, Ty, która znasz wszystkie tajemnice i prawa. Zwracam się do Ciebie z pokorą i szacunkiem. Prosząc o pomoc i ochronę. — Sebastian oparł dłoń na czole Jonathana. — W imię Twojej mocy i miłości, Wydal z tego ciała wszelkie zło i nieczystość. Oddziel je od ducha, który je zniewala i dręczy. Nie pozwól mu więcej szkodzić ani krzywdzić.

Wraz z kolejnymi wersami modlitwy Macmillana, z ust, nosa i uszu Mortimera-Jonathana zaczęły się wydobywać srebrno-szare wstęgi światła, jednak działo się to wyjątkowo powoli, jakby duch ze wszystkich sił walczył z tym, aby jak najdłużej pozostać w ludzkim ciele.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4266), Sebastian Macmillan (4235), Król Artur (2)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa