21 sierpnia 1971
Zakład fotograficzny, ul. Pokątna || Rabastan Lestrange & Bellatriks Black
Śmiertelny Nokturn tonął w deszczu. Nie, żeby było w tym coś dziwnego. Wiedzą powszechną było to, że w mieście praktycznie zawsze lało, a niebo pozostawało zachmurzone przez znaczną część roku. Większym zaskoczeniem byłoby raczej upalne popołudnie i błękitne niebo niż perspektywa braku opadów. Bądź co bądź, powoli zbliżał się jesień. Brytyjczycy byli na tyle obeznani w tutejszym klimacie, że przyzwyczaili się do życia w takich, a nie innych warunkach.
Teraz sytuacja była jednak nieco inna. To nie była zwykła mżawka, która jedynie nawilżała powietrze. Było to istne oberwanie chmury, które zazwyczaj zmuszało przechodniów do natychmiastowego znalezienia schronienia w jednym z licznych lokali w dzielnicy czarodziejów. Tego dnia ludzie zdawali się bardziej zdeterminowani niż zwykle. Kwestia zbliżającego się roku szkolnego i odkładanych od początku lata sprawunków dla dzieciaków? Możliwe.
Młodego Lestrange'a nie zapędziły tu jednak sprawunki, a swego rodzaju... zadanie. Misja. Powinność, poprawił się z przekąsem, chowając zgryźliwy uśmieszek pod kapturem ciemnej szaty. Przyłożył dłoń do ust, starając się ukryć szeroki uśmiech, pragnący wedrzeć się na jego twarz. To wszystko przez Bellatriks. Dziewczyna miała plan, a on był jego elementem. Nieodzownym. Dysponował umiejętnościami, które były dla niej użyteczne. Tyle i aż tyle. Poza tym sam też coś na tym zyskiwał.
— Trochę jej to zajmuje — mruknął pod nosem, zaglądając do knajpy, którą przed chwilą opuścił, przez przeszkloną część drzwi. Teraz czekał pod daszkiem lokalu na swoją towarzyszkę. Co ona tam tyle robiła?
Nie mieli na ten dzień zaplanowanych napadów, czy nawet spiskowania z dawnymi Ślizgonami. Dzisiaj mieli jedynie odwiedzić fotografa... Ze zmienionymi twarzami. Zaszyli się w tym obskurnym pubie w bocznym pomieszczeniu, a potem Rabastan przystąpił do roboty. Umiejętność metamorfomagii pozwoliła mu zmienić się w wysokiego, muskularnego rudzielca o zielonych oczach i twarzą poznaczoną piegami.
Niestety, tego dnia musiał też zająć się Bellatriks. Rzadko kiedy transformował wygląd innych, jednak miał wrażenie, że odwalił dobrą robotę. Sprawę utrudnił tylko fakt, że Black miała bardzo wyraźne preferencje co do tego, jak ma wykorzystać swoje umiejętności. Cóż, każdy miał swoje gusta i guściki. Co więcej, Trixie zażądała jednak chwili dla siebie, co by doprowadzić się do porządku. Nie miał zbyt dużego wyboru; musiał się zgodzić, więc teraz czekał na tym zimnie.
— Czasem się zastanawiam, jakim cudem jesteś w stanie mnie rozpoznać po tylu zmianach — skomentował przyciszonym głosem, obserwując swojego wiernego kruka, który przycupnął na parapecie budynku naprzeciwko. — Musisz widzieć więcej niż zwykli ludzie... A może to jakieś połączenie, które...
Usłyszał trzask spróchniałej drewnianej podłogi z wnętrza pubu i momentalnie przycisnął plecy do ściany i naciągnął swój kaptur głębiej na twarz.