Stała niedaleko wyglądającej na niewielką i przytulną kawiarenki. Rozglądała się z zainteresowaniem po okolicy i chociaż widziała ją wielokrotnie, bo regularnie maszerowała tędy w drodze do pracy, ciągle była w stanie dostrzec tu coś nowego i fascynującego. Pewnie lwią część odgrywało to, że po prostu fantazjowała. Patrzyła na mijających ją czarodziei, w głowie dopowiadając sobie coraz to nowe historie. Czasem nie były nawet o nich, raczej o niej a oni byliby tylko świadkami jej dokonań. Ale czasami chodziło o piękno i o to, że Daisy widziała je często zupełnie inaczej niż inni ludzie. Potrafiła zachwycić się pooraną bliznami twarzą, spękaną farbą na ławeczce lub unoszącą się w powietrzu plastikową reklamówką. W takich sekundach, mimowolnie sięgała po aparat fotograficzny i robiła jedne z najlepszych zdjęć. Być może były potem niedoceniane przez większość, ale ją coś ściskało w uniesieniu za serce, gdy na nie spoglądała.
A teraz stała, czekając na Martina Croucha. Nie wiedziała czemu, ale była bardzo podekscytowana na myśl o tym, że znowu się spotkają. Od Beltane często gościł w jej myślach, nawet w pozornie dziwnych sytuacjach. Jak wczoraj, gdy jadła na śniadanie cieplutkiego rogalika i nagle pomyślała, że byłoby o wiele przyjemniej, gdyby zjadła go w towarzystwie Croucha. To było dla niej raczej niespotykane, ale trochę jakby… tęskniła za jego obecnością? A teraz nie mogła się go doczekać i dlatego pojawiła się w umówionym miejscu prawie pół godziny przed czasem.