• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 8 9 10 11 12 … 14 Dalej »
[22/23 maja 1972] Sen nocy majowej | Brenna & Victoria

[22/23 maja 1972] Sen nocy majowej | Brenna & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
07.08.2023, 12:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:44 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II, Victoria Lestrange (Pierwsze koty za płoty).

Scenariusz „Nie zamykaj oczu”
noc z 22 na 23 maja 1972
– Brenna & Victoria –



  To był całkiem ładny dzień. Maj był w pełni, kwiaty kwitły na polach, dni były dłuższe… tylko jakoś pracy było wcale nie mniej. Victoria przyszła na poranną zmianę i została trochę dłużej, a potem postanowiła przejść się na krótki spacer przed powrotem do domu. Skorzystać z pogody i tego kawałka dnia, który jeszcze został. Ten spacer był jednak zakłócony dziwnym wrażeniem. To to uczucie, że ktoś idzie za tobą i wpatruje się w twój kark – Victoria zresztą odwróciła się na polnej drodze w Dolinie by zobaczyć, że jest całkowicie sama. Zresztą kto miał tutaj za nią łazić? Zrozumialaby w Londynie ale tutaj, w rodzinnym miasteczku, raczej nie wzbudzała takiej sensacji. Wrażenia jednak nie umiała się pozbyć przez dłuższy czas, w którymś momencie nawet ściskała w kieszeni swoją różdżkę, ale nic się nie działo, nic się nie stało. Postanowiła za to, że jednak skróci tę wycieczkę i czym prędzej wróciła do domu.
  Kiedy kładła się spać kilka godzin później to już całkiem zapomniała o tym irytującym odczuciu. Zastanawiała się też czy dzisiaj wspomagać się eliksirem nasennym czy jednak spróbuje zasnąć normalnie. Ostatecznie po eliksir nie sięgnęła, przez jakieś pół godziny wierciła się na łóżku…
  Poderwała się zirytowana. To miała byc przecież tylko krótka drzemka, żeby móc jak najdłużej bawić się na zabawie, a prawie zaspała! Miała mało czasu i ani się obejrzała, a już miała na sobie sukienkę w kolorze chabrów, długą do ziemi, z pysznym rozcięciem na wysokość uda. Włosy upięte spinkami trzymały się w koku, makijaż zmył ostatnie ślady snu.
  Usiadła przy najbliższym wolnym stoliku, zarumieniona i z rozwianym włosem, chłopak z którym dopiero co tańczyła obiecał przynieść jej coś do picia. Victoria zaś oparła ręce na blacie stołu, lekko pochyliwszy się do przodu. Chciała uspokoić oddech – uwielbiała tańczyć. A to miała być ostatnią taka zabawa na zamku w Hogwarcie, przynajmniej dla nich, przecież kończyli edukację.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
07.08.2023, 13:02  ✶  
Pierwszy pogodny dzień od jakiegoś czasu – bez wiatru, bez deszczu, bez ciemnych chmur – Brenna jednak niewiele miała czasu, aby się nim cieszyć. Większość pracowników Ministerstwa żyło ostatnio w ciągłym pędzie. Ona żyła nijako w pędzie podwójnym, bo dochodziły do tego sprawy Zakonu oraz te dotyczące Doliny, która najbardziej ucierpiała po Beltane.
Spać jednak trzeba. Brenna najchętniej wykreśliłaby tę czynność ze swojego harmonogramu, ale organizm przeciwko temu protestował. Po powrocie do domu późną porą, szybkim spacerze z psami (z kanapką w ręku), i ostatnim przejrzeniu papierów, padła w końcu na łóżko. Zamknęła okno, mimo pogodnej nocy – robiła to od jakiegoś czasu. Jeden z psów wskoczył na łóżko i Brenna objęła go ramieniem, by ledwo trzydzieści sekund później zanurzyć się w otchłań snu.

Najpierw śniła o tym, że spaceruje po Kniei Godryka. Biegała po niej, kogoś szukając, ale w pewnym momencie wypadła spomiędzy drzew nie na Polanę Ogni czy do Doliny, a na skraj Zakazanego Lasu. Ciemne wieże zamku Hogwart odcinały się na tle wielkiego, srebrzystego księżyca w pełni (to nie była pełnia: Brenna znała datę każdej pełni, ale teraz nawet nie pomyślała, że coś jest nie tak), w oknach zapraszająco błyszczały światła, wielkie jezioro lśniło w księżycowym blasku.
Logika snu sprawiała, że Brenna nie zastanawiała się, jak się tu znalazła ani co właściwie tutaj robi. Gdy zbliżyła się i usłyszała dobiegającą z Wielkiej Sali muzykę, pomyślała zamiast tego, że chyba spóźni się na bal – no tak, przecież dziś był bal, wszyscy mówili o nim już od miesiąca! A chwilę później nawiedziło ją mdlące uczucie, że ktoś w zamku na nią czeka, więc powinna się pospieszyć. Może z kimś się umówiła na dzisiejszy wieczór, i o tym zapomniała…? (Chociaż tak nie było: zazwyczaj takie uroczystości spędzała albo w gronie przyjaciół, albo po prostu je pomijała.)
Nie była pewna, ale nie mogła się spóźnić.
Po prostu nie mogła.
Jeśli się spóźni, stanie się coś złego.
Brenna przyspieszyła kroku. Myśli mieszały się. Nie wiedziała, czy ma osiemnaście czy dwadzieścia osiem lat. Nie wiedziała, co dokładnie tu robi, ale jakoś nie wydawało się jej dziwne, że tu jest. Kierowała się do wielkiej sali, mijając kolegów i koleżanki, ze swojego rocznika oraz tych młodszych, jeżeli ktoś akurat poprosił takiego, aby był jego osobą towarzyszącą. Muzyka rozbrzmiewała w jej uszach, przywoływała, i Brenna w końcu weszła do Wielkiej Sali, gdzie niektóre pary wirowały w tańcu, inne siedziały przy stolikach. Ciemne oczy Brenny przesunęły się po wnętrzu, chociaż nie była jeszcze pewna, kogo szuka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
08.08.2023, 10:30  ✶  

Victoria teraz z pewnością miała lat osiemnaście. Młodziutka, nie przygnieciona ciężarem trosk, które starała się z godnością nosić na barkach. W jej śnie nie było żadnego Voldemorta, nie było popsutego Beltane, nie było wizyty w Limbo. Było jej przyjemnie ciepło, choć w miarę czekania na towarzysza, zaczynała odczuwać też chłód – organizm się uspokajał, nie był już tak zgrzany, więc i mogła odczuć orzeźwiające podmuchy na karku.

- Tutaj jesteś – powiedział męski głos, w jej śnie niepodobny do nikogo, ale w jej sennym wyobrażeniu wydawało jej się, że go zna. Kieliszki cicho zastukały, kiedy odłożył je na stolik, a Victoria podniosła się do jakiejś znacznie godniejszej pozycji, którą z pewnością nie było leżenie na blacie.

- Dzięki – powiedziała, sięgając po drinka, upiła dwa łyki, nie czując zupełnie co pije, ale to jej nie zaalarmowało, że to musi być w takim razie sen.

Wstała. Uniosła głowę, uśmiechając się do swojego towarzysza.

I teraz zorientowała się, że to nie był chłopak, na którego czekała. To w ogóle nie był chłopak, tylko dorosły mężczyzna. I nie znała go ni trochę.

- Zatańczymy? – zapytał, uśmiechnął się ironicznie, ale Victoria nie zrozumiała.

Nie zrozumiała.

Co tu robił dorosły chłop, w Hogwarcie, skoro nie był żadnym profesorem? Czemu prosił ją do tańca? Czemu nie był jej dzisiejszym partnerem? Co się z nim stało? To wszystko powinno ją zaalarmować, ale Victoria po prostu rozejrzała się na boki, w końcu czekała na…

Bez ostrzeżenia męskie dłonie zacisnęły się na jej szyi i z impetem uderzyła plecami w ścianę – gdzie ją popchnął, wciąż nie puszczając. Ciemnowłosa odruchowo uniosła dłonie do tych jego, łapiąc mocno za jego palce, próbując odciągnąć jego ręce od swojej szyi.

Ale wtedy on zacisnął je mocniej.

Na oślep wierzgnęła nogą, chcąc kopnąć szpilką napastnika, ale chyba nie trafiła. Łapczywie próbowała nabrać powietrze przez usta, a czas…. Czas jakby zwolnił.

Był od niej dużo silniejszy. Zbyt silny.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
08.08.2023, 10:38  ✶  
Brenna sunęła pomiędzy bawiącymi się, rozglądając się za znajomymi. To był Hogwart, taki, jakim go zapamiętała. Nocne niebo nad głową – zaklęty sufit, pokazujący nieboskłon. Dźwięki muzyki. Płonące świece. Kolorowe szaty, trochę inne od tego, co oglądało się tu na co dzień, sprawiające, że sala, zwykle zalana morzem czerni, zdawała się zatłoczona bardziej niż zwykle – chociaż było tu przecież ledwo kilkadziesiąt osób.
I wtedy wzrok Brenny padł na scenę, rozgrywającą się pod ścianą. W samą porę, by zobaczyć, jak krępy, ciemnowłosy mężczyzna, obcy, bo nie znała go ani jako nastolatka, ani jako dorosła kobieta, przyciska Lestrange do kamiennej powierzchni, dłonie zaciska na jej gardle…
To było dziwne: dziwne, że ktoś atakował Victorię w Wielkiej Sali i że nikt na to nie reagował. Ale Brenna w tej chwili się nad tym nie zastanawiała. Zareagowała instynktownie. Natychmiast wyszarpnęła z kieszeni różdżkę.
- Depulso!!! - zawołała, nie próbując bawić się w magię niewerbalną, bo jakaś jej część wciąż wierzyła, że ma osiemnaście lat i dopiero od niedawna trenuje takie zaklęcia...
Człowiek, który dopadł Lestrange, chyba się tego nie spodziewał. Zdawał się pewien, że nikt mu nie przeszkodzi, a może tylko był zbyt pochłonięty próbą morderstwa, aby się rozglądać? Czar Brenny odrzucił go, sprawił, że ten przeleciał w powietrzu i uderzył w najbliższe stoły. A Brenna ruszyła biegiem ku Victorii, wciąż z różdżką w ręku.
I wciąż nikt nie reagował. Brenna przepychała się pomiędzy tańczącymi, i dopiero teraz gdzieś w jej głowie zaczęła odbijać się myśl, że coś jest nie tak, coś jest bardzo nie tak.
- Drętwota! - krzyknęła jeszcze, ponownie celując tam, gdzie ledwo co był napastnik, chociaż zaklęcie... trafiło w pustkę. Ciemnowłosy mężczyzna znikł jej gdzieś z oczu. Rozpłynął się w niebycie, czy tylko potoczył pod najbliższy stolik? Brenna nie patrzyła już jednak za nim, dobiegła do Ślizgonki, palce prawej dłoni zaciskając na różdżce, lewą sięgnęła ku niej. Była przytomna, dzięki bogini, nie osunęła się na ziemię bez życia... - Tori? Tori, nic ci nie jest? – spytała, spoglądając ku szyi dziewczyny. – Potrzebujesz uzdrowiciela?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
08.08.2023, 13:35  ✶  

Miała wrażenie, że pomoc przyszła w ostatniej chwili. Że gdyby nie znajomy krzyk i zaklęcie rzucone w mężczyznę, to by tu umarła. Całkiem opuszczona i samotna pośród bawiących się uczniów i nauczycieli; nikt nie zwracał uwagę na tę krótką scenę, na rozpaczliwą próbę ratowania własnego życia. Ludzie po prostu się bawili. Że obok rozgrywał się dramat? Nikogo to nie interesowało.

Prawie nikogo.

Victoria opadła na kolana, łapiąc się za szyję, a potem łapczywie próbując nabrać powietrza w płuca. Bolało. Tak bolało… I paliło żywym ogniem, jakby nieznajomy mężczyzna naprawdę był bliski tego, by zabrać jej życie. Tutaj, na tym balu absolwentów, w miejscu, zabawy, świętowania ostatnich tak naprawdę tygodni w Hogwarcie. Z ledwością złapała rękoma najbliższego krzesła, by pomóc sobie się podnieść i dopiero rzuciła okiem na sytuację. Pary wciąż tańczyły, nikt nie zwracał uwagi na hałas, na krzyki Brenny – bo to była przecież Brenna? Nigdzie nie było też tego mężczyzny… Nieco nieprzytomnie spojrzała w kierunku przyjaciółki, kiedy ta do niej dobiegła.

- Ja… - jej głos był słaby, jakby ledwo mogła mówić. Miała też w oczach łzy. Łzy po tym, jak nie mogła przez dłuższą chwilę w ogóle nabrać oddechu. Krwiak i siniaki miały się dopiero pokazać. - Żyję – powiedziała po chwili i trzymając się nadal tego krzesła podniosła się na nogi. Rozejrzała się po sali raz jeszcze – i nigdzie nie było widać tego dziwnego mężczyzny. - T-też go widziałaś? – zapytała po chwili, równie słabo i cicho co przed chwilą. - Nikt nie zwracał uwagi – jedyną osobą, która jakąś atencję jej tu poświęcała była Brenna… I tamten mężczyzna. I… I… i ten chłopak, z którym tańczyła, a którego nigdzie już nie było. Nawet jej nie szukał. Jak on w ogóle miał na imię? To nie było istotne.

- Nie chcę tu już być. Pójdziesz ze mną? – gdziekolwiek. Byle dalej od Wielkiej Sali, byle dalej od tego tłumu, byle dalej od… Po prostu stąd.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
08.08.2023, 14:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2023, 14:01 przez Brenna Longbottom.)  
Wyciągnęła rękę odruchowo, chcąc podeprzeć Victorię, gdyby ta miała problem ze wstaniem. Jedną, bo nie, wciąż nie wypuszczała różdżki. Zaciskała na niej palce niemalże konwulsyjnie, bo to, że ktoś właśnie zaatakował Victorię w Hogwarcie i że nikt na to nie reagował, wstrząsało nią nawet we śnie – chociaż dalej nie zdawała sobie sprawy, że to jest sen. Nie widziała już napastnika, ale to wcale jej nie uspokajało. Mogło przecież oznaczać, że ten człowiek jest wszędzie, że zaraz napadnie znowu je albo kogoś innego…
– Oczywiście, że widziałam – odparła. Twarz miała bladą, a coś w niej ścisnęło się, kiedy dostrzegła w oczach Victorii łzy i uświadomiła sobie, że ta z trudem mówi. Nie rozumiała, dlaczego inni zdawali się go nie dostrzegać. Nawet teraz wciąż tańczyli wokół nich, jakby one nie istniały. Panika budziła się w sercu Brenny, ale to, że strach był obecny, nie znaczyło, że Brenna planowała mu ulec. – Znasz go? Nie wiem, kto to. Nigdy go nie spotkałam – powiedziała.
Jeżeli to byłaby rzeczywistość, pewnie natychmiast próbowałaby sprawdzić, czy innych nie zauroczono, czy ten człowiek gdzieś się tu nie czai. Ale była we śnie i nie wiedziała nawet, że wcale nie ma osiemnastu lat. Wolną ręką objęła więc po prostu Victorię, choć jej wzrok wciąż błądził po tłumie, jakby oczekiwała, że z którejś strony zaraz nadejdzie niebezpieczeństwo. Nie było mowy, aby zostawiła dziewczynę samą w takim stanie. Nie, kiedy ten człowiek wciąż mógł jej zagrozić…
– Pewnie, kochanie. Chodź, idziemy stąd. Możemy poszukać… poszukamy dyrektora… On będzie wiedział, co zrobić – zaproponowała. Dezorientacja i poczucie zagrożenia jej nie opuszczały, a myśli plątały się. Jakaś część Brenny jednak zawsze, teraz i wtedy, wierzyła, że Albus Dumbledore ma rozwiązanie na każdy problem, że sprosta każdemu zagrożeniu. Kogo miałyby szukać w takiej sytuacji, jeżeli nie jego? Nawet we śnie to u niego chciała szukać pomocy. Może nawet bardziej niż na jawie, bo na jawie była dorosłą, która sama powinna być oparciem, nie nastolatką, mogącą prosić o wsparcie… – Zrobił ci coś poważnego? Potrzebujesz uzdrowiciela? – zapytała, ciągnąc Victorię w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Mogłoby się wydawać, że w takiej sytuacji lepiej pozostać pośród ludzi, ale obojętność otaczających je tłumu tylko jeszcze bardziej Brennę przerażała. A pośród ludzi znacznie łatwiej ukryć się mordercy… Zacisnęła uścisk, jakby chciała osłonić Lestrange przed potencjalnym zagrożeniem.
Pchnęła drzwi wejściowe nogą i łokciem. Muzyka, która nagle zdała się Brennie raczej upiorna niż piękna, umilkła.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
08.08.2023, 14:42  ✶  

Kiedy tak teraz patrzyła na różdżkę w ręce Brenny… Gdzie była jej własna różdżka? Tym razem jej sukienka nie miała kieszeni, rozejrzała się też po stolikach – nigdzie jej nie było. Na chwilę znowu poczuła narastającą panikę. Na chwilę, bo rozmowa z Brenną ją na razie zajęła.

- N-nie, nie znam. Nigdy go nie widziałam. Ale to nie był żaden uczeń. Ani nauczyciel. Jestem pewna – z twarzy był… podobny absolutnie do nikogo. Nie potrafiła dopasować jego wyglądu do żadnej znanej osoby, nikogo wcześniej spotkanego, widzianego… No bo gdzie? To nie mógł być żaden czystokrwisty czarodziej, chyba by go poznała? Ale najważniejszym pytaniem było: co on tu u licha ciężkiego robił?

Niemal przylgnęła do Brenny, kiedy ta ją objęła, by wyprowadzić z sali. Chyba nigdy wcześniej sama nie czuła się taka bezbronna, taka bezsilna, taka słaba… Pokiwała głową, godząc się na ten pomysł, by poszukać dyrektora. Tak. Kto jak kto, ale on nie zostawi ich w potrzebie. Nie zignoruje tego, że jedna z uczennic została właśnie zaatakowana i tak naprawdę to mało brakowało, a by umarła.

- Nie wiem – nie wiedziała, naprawdę, czy potrzebuje uzdrowiciela. Pewnie potrzebowała. Pewnie ktoś powinien ją teraz obejrzeć. Wzruszyła za to ramionami, czuła się fatalnie i tak po prawdzie… trochę było jej już wszystko jedno. Przeszły przez drzwi, muzyka przestała być słyszalna, teraz po korytarzu niosły się tylko ich kroki. Stukanie szpileczek, jakie miała na zgrabnych nóżkach Victoria. W co była w ogóle ubrana Brenna? Dopiero teraz, gdy szły, to się tym zainteresowała. Nie miała na sobie balowej sukni, tylko… To chyba te jej mugolskie wdzianko, w którym czasami paradowała. Wiedziała, że mugolskie, przecież Victoria przez lata miała na tyle do czynienia z mugolami, że po prostu rozpoznawała ich dresiki.

Zaraz. Przecież dopiero co była na balu w Hogwarcie. Jakie kilka lat z mugolami? Spojrzała też po sobie. Wcale nie miała na sobie pięknej sukni, tylko czarne spodnie i elegancką koszulę w nie wsadzoną. Szpilek też nie było, a ten odgłos wydawały buty na zgrabnym obcasiku. Wymacała też kieszeń spodni i z ulgą wyciągnęła swoją różdżkę. To tam była…

Dopiero gdy uniosła spojrzenie z podłogi na korytarz by skontrolować drogę, to zorientowała się, że wcale nie są w Hogwarcie. Były zupełnie gdzie indziej. Sufit wielkiej hali tonął w mroku, tak jak i góra naprawdę ogromnych, kilku metrowych regałów. A wszystkie były równiutko zapełnione najróżniejszymi woluminami. Większymi, mniejszymi, grubszymi, cieńszymi. Kolorowymi i nie. Światło leniwie oświetlało niewielkie przejścia pomiędzy półkami z kaganków umocowanych na ścianach w równych odległościach. Tabliczka pomiędzy przejściami dumnie oznajmiła, że znajdowały się właśnie w dziale „Fauna – zwierzęta magiczne i niemagiczne”.

Biblioteka. Były w bibliotece. I to nie byle jakiej. Lestrange od razu rozpoznała to miejsce, należące do jej rodziny – największa, najpiękniejsza, najbogatsza biblioteka w Anglii. A kto wie? Może i na świecie?

- Czy my… Czy my nie miałyśmy iść do dyrektora? – brązowooka zmarszczyła brwi. Bardzo powoli docierało do niej, że tutaj mało co miało sens, albo raczej, że nic nie miało sensu. Tylko nadal bolała ją szyja, nawet pomasowała ją sobie odruchowo. Zaraz… - Jaki mamy dzisiaj dzień?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
08.08.2023, 15:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2023, 18:30 przez Brenna Longbottom.)  
– Dopadnę go potem – obiecała Brenna, chociaż to jakoś dziwnie brzmiało w ustach osiemnastoletniej uczennicy, ale słowa same się jej wyrwały. Czy w ogóle powiedziałaby, pomyślała coś takiego w tamtych dawnych, beztroskich czasach, nawet postawiona w obliczu takiego zagrożenia? – W takim wypadku pomyślimy i o uzdrowicielu.
Szła przed siebie, z różdżką w jednej ręce, drugą wciąż obejmując Victorię, i nie zauważyła nawet, że Lestrange nagle nie miała już na sobie błękitnej, balowej sukni, i że wcale nie idą po dobrze znanych korytarzach Hogwartu.
Dopiero kiedy Victoria spytała, czy nie miały iść do dyrektora, Brenna przystanęła i rozejrzała się uważniej. I ona rozpoznawała Bibliotekę Maeve. Brygadzistka nie była z tym miejscem związana tak mocno, jak Lestrange, ale bywała tutaj wielokrotnie. Czasem – kiedyś częściej niż obecnie – prywatnie, by pogrzebać w książkach, które ją interesowały. Czasem służbowo, bo przecież często sprawy okazywały się bardziej skomplikowane niż ktoś mógłby zakładać. Niż sama zakładała, kiedy żartowano z niej, że będzie tylko wystawiać mandaty za źle zaparkowane miotły…
No tak. Te myśli uświadomiły ją, że wcale nie miała osiemnastu lat. I wcale nie były dopiero co w Hogwarcie. A może były? Brenna nie umiała jeszcze pozbierać myśli. Puściła wreszcie Victorię, gdy upewniła się, że ta nie przewróci się z braku podparcia i podeszła do najbliższego regału. Poruszała się dość cicho, a jednak zdawało się jej, że każdy krok niesie się po opustoszałej bibliotece. To miejsce nie jawiło się jej już tak przyjemne, jak podczas poprzednich wizyt. Było jak z mugolskiego horru.
Nie mogła sobie przypomnieć, jak tu trafiły. Nie rozumiała też, dlaczego jest tutaj tak pusto. Normalnie dziwiłoby ją to dużo bardziej niż teraz, chociaż i tak czuła, że zimne dreszcze pełzają jej po kręgosłupie. Lewą ręką ściągnęła jakąś księgę, a potem – podpierając ją o regał, bo w prawej dłoni wciąż trzymała różdżkę – otworzyła. Choć jednak widziała wcześniej tytuł, to teraz litery skakały jej przed oczyma, nie mogła odczytać treści.
– Chyba miałyśmy iść do dyrektora – przyznała. Wepchnęła wolumin byle jak na inne, nie dbając o to, że nie wraca na swoje miejsce, choć wiedziała, że w oczach tutejszych bibliotekarzy to niewybaczalna zbrodnia. Który był dzisiaj…? – Ja… nie jestem pewna. Zostało… kilka dni do pełni – powiedziała powoli. Zawsze wiedziała, której nocy będzie pełnia. – Dwudziesty drugi maja? – strzeliła, ale w jej głosie brakowało pewności. Powoli przeszła wzdłuż regału. Wyglądał jak zwykle, tylko niektórych tytułów nie potrafiła odczytać, tak jak tych liter w księdze. Jakby światło kaganków do nich nie sięgały, spowijał je przedziwny cień…
– Ale Albusa tutaj przecież nie będzie. Chyba powinnyśmy znaleźć wyjście – powiedziała powoli. – To chyba tędy?
Oddaliła się parę kroków od Victorii i zajrzała za regał. Widziała głównie ciemność, ale była prawie pewna, że dalej powinny być schody prowadzące na parter. Skoro w tej chwili były w dziale fauny i flory, mogły przejść do historycznego i stamtąd wyjść na Horyzontalną...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
08.08.2023, 20:31  ✶  

Sama przejechała palcem po jednym z woluminów czytając jego tytuł. Nie ułożył się w żadne sensowne słowo, ale dla jej umysłu nie miało to większego znaczenia – wszystko było normalne, wszystko było sensowne. Znała to miejsce, przychodziła tutaj bardzo często, zwłaszcza w wakacje pomiędzy latami szkoły. Później, w dorosłości, również lubiła tu przesiadywać, z różnych powodów. Kochała książki, kochała wiedzieć, kochała dowiadywać się nowych rzeczy. Teraz jednak chyba nie była tutaj z powodu głodu wiedzy, a…

Miały znaleźć dyrektora. Bez sensu, że były akurat w bibliotece Maeve, ale i tak z ciekawością spojrzała po kilku książkach. Nie zauważyła nawet, że Brenna oddaliła się od niej, przechodząc wzdłuż regału, zaś Victoria po prostu wzięła do ręki jedną z książek i otworzyła ją na jakiejś losowej stronie. Zamyślona przeszła wpatrzona w tekst, który wydawał się być sensowny, a nie był ani trochę, za głosem Longbottom i poderwała głowę na pytanie, że „to chyba tędy” by… Nie zobaczyć obok Brenny. Była sama. Przecież dopiero co ją słyszała.

- Co? Poczekaj na mnie! – rzuciła do niej i zamknęła książkę, odkładając ją byle gdzie, w ogóle nie na ten regał na który powinna i potruchtała przed siebie. - Gdzie jesteś? – krzyknęła i poczuła, że panika znowu w niej narosła. Tylko, ze ten jej krzyk… to był właściwie teraz krzyczek, jeszcze przed chwilą mówiła normalnie, a teraz przypomniała sobie, że bolało ją gardło, i płuca i… Odruchowo przyłożyła dłoń do szyi, w drugiej przytrzymała różdżkę.

Światła wokół niej nagle zgasły, Victoria zatrzymała się gwałtownie i odwróciła za siebie.

- H-halo? Brenn? – powiedziała na głos i mocniej złapała różdżkę, chcąc rzucić Lumos, w tym jednak momencie usłyszała przy sobie jakiś krok, potem westchnięcie i… Ból rozszedł się po jej ciele, kiedy nieco uniosła rękę i wtedy poczuła, jak w miękką tkankę, w przedramię, wbija się ostrze. To było jak błysk światła rozlany przed oczami, ale nie zrobiło się ani trochę jasno. Krzyknęła z bólu. Odwróciła się chyba w ostatnim momencie, bo gdyby nie to, to skończyłaby z nożem pod żebrami. Napastnik zręcznie wyciągnął ostrze, sprawiając kolejną falę bólu i ciął znowu, tym razem rozcinając skórę na wierzchu dłoni Victorii. Na oślep wyciągnęła różdżkę i cisnęła zaklęciem, przewracając najbliższy regał. Setki książek posypały się, robiąc straszny harmider.

Gdyby tylko zapaliła światło, to widziałaby, że to powstrzymało napastnika tylko na kilka chwil, w których musiał złapać równowagę, uciec spod mebla, a potem… Przymierzał się do skoku.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
08.08.2023, 20:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2023, 20:49 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna odwróciła się, chcąc powiedzieć coś do Victorii… ale Victorii nie było. Mogłaby przysiąc, że odeszła tylko kilka, może kilkanaście kroków, teraz jednak widziała tylko bardzo długi regał, którego krańce wręcz ginęły w ciemności. Aż tak straciła poczucie czasu?
- Victoria?! – zawołała. Nie usłyszała krzyku Lestrange. Może był zbyt cichy, a może stało się coś innego, może dzieliła je zbyt wielka odległość… a przecież przysięgłaby, że nie odeszła aż tak daleko! Ale już dojrzała w oddali nagły błysk światła, a potem straszliwy huk dotarł do jej uszu. Brenna rzuciła się do przodu, odruchowo robiąc to, co robiła zawsze, kiedy chciała znaleźć się gdzieś szybciej: przemieniła się w skoku. I wzdłuż regału nie biegła już kobieta, a wilczyca o ciemnej sierści.
Wilczy noc był wrażliwszy niż ludzki. Zapach krwi uderzył w niego, doprowadzając do szaleństwa. Słyszała Victorię – i słyszała kogoś jeszcze, kto był tutaj. Niewiele myśląc, z warkotem, który wydarł się ze zwierzęcego gardła, przebiegła obok Lestrange i skoczyła. On też skoczył, choć nie ku Brennie, a ku Victorii. Zderzyli się w powietrzu, wilczyca i krępy mężczyzna, a potem potoczyli pomiędzy porozrzucane książki przy przewróconym regale. Brenna zatopiła kły w jego ramieniu, a on szarpnął się, chwilę później w jakiś sposób – może magią, nie widziała wyraźnie, a ciemność i czerwona mgiełka wściekłości utrudniała dostrzeżenie, co dokładnie się dzieje – zdołał zrzucić ją na ziemię. Kolejny regał, o który uderzyli w kotłowaninie, zawalił się i Longbottom umknęła spod niego w ostatniej chwili, przetaczając się już jako kobieta.
Znów nie widziała, gdzie znikł napastnik. Otaczało je na za dużo cieni.
Było tu za ciemno. Zbyt strasznie. Za wiele miejsc do ukrycia się… Miała wrażenie, że wcale nie są w bibliotece Maeve, ale w jakimś upiornym miejscu, że ten człowiek może wyłonić się z każdego ciemnego kąta. Spanikowany umysł podpowiadał jedno: uciekać. Uciekać stąd.
– Chodź! – zawołała, podrywając się. Z trudem łapała oddech, ale mimo to rzuciła się ku Victorii, chwyciła ją za rękę i pociągnęła wzdłuż regału, tam, gdzie – jak sądziła – powinno znajdować się wyjście. W ustach wciąż czuła smak krwi, a jej zapach wcale nie stał się dużo mniej intensywny teraz, kiedy na powrót stała się człowiekiem. Pod palcami też poczuła krew, i uświadomiła sobie, że Victoria jest ranna, że trzyma ją za pokrwawioną dłoń. Zwolniła, oglądając się na nią, szukając ran, chociaż instynkt wzywał do biegu, do ślepej ucieczki.
Była wilkiem.
Ale gdzieś tu był groźniejszy drapieżnik, który ruszył na polowanie. I choć we śnie Brenna nie umiała myśleć w pełni racjonalnie, poskładać tego wszystkiego w całość, zaczęło do niej docierać, że Victorię upatrzył sobie na ofiarę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (3214), Brenna Longbottom (2788)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa