• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3
[14.05.72] Najbardziej pechowy złodziej świata

[14.05.72] Najbardziej pechowy złodziej świata
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.08.2023, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:14 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

wiadomość pozafabularna
Scenariusz obu postaci: kieszonkowiec

Wizyta na Horyzontalnej przebiegła nad wyraz pomyślnie i to mimo tego, że zanim Brenna weszła do budynku, oblano ją wodą. Partnerka Watchera okazała się dość chętna do mówienia, być może dlatego, że "ukochany" z kolei tak chętnie zostawił ją w barze samą w towarzystwie wampira, rzucając się do ucieczki. Jej wskazówki pomogły ustalić, gdzie szukać Williama. Brenna była więc usatysfakcjonowana: miała informacje i mogła je wykorzystać.
Seria drobnych kłopotów, jaką zwiastowało chińskie ciasteczko z wróżbą, nie zakończyła się jednak wcale na zgubieniu portfela i nieprzewidzianej kąpieli.
Brenna szła Pokątną. Ledwo co wpadła szybko do banku, wypłacić parę sykli i galeona (chociaż goblin trochę dziwnie na nią patrzył, gdy poprosiła o taką kwotę ze swojego wypełnionego złotem skarbca, ale co miała poradzić na to, że zgubiła portfel, potrzebowała coś kupić, a nie chciała chodzić po ulicy ze stosami monet?) i wsunęła sakiewkę niedbale do kieszeni. Była trochę rozkojarzona: myślała o Watcherze, o Victorii, o Rookwoodzie (wampir, kurwa, wampir, w dodatku zaręczony z jej przyjaciółką, nie miała pojęcia, czy martwić się o Lestrange czy raczej o to, na ile można jej ufać), o Nokturnie i o tym, że przypadkiem zupełnie nie oszalała, bo ostatnio miewała bardzo dziwne, zdecydowanie nienaturalne przeczucie… A tłum, nawoływania, gwar śmiechów, mieszające się ze sobą zapachy, otaczające ją kolory, wcale nie ułatwiały skupienia. I tak, przez to wszystko nie zorientowała się od razu, że ktoś zabrał jej sakiewkę. Brenna zatrzymała się po prostu w pewnym momencie przy witrynie sklepu, w którym chciała tego dnia dokonać zakupu, sięgnęła dłonią do kieszeni… i ze zdumieniem zorientowała się, że kieszeń jest pusta. (Niewybaczalne, Bren, tracisz czujność.)
Ale nawet gdyby nie odkryła straty od razu czy za chwilę, to nie miało znaczenia, bo złodziejaszek postanowił dość szybko zaopiekować się także pieniędzmi kogoś innego. I chyba tym razem poszło mu znacznie mniej sprawnie niż te kilkadziesiąt sekund wcześniej z Brenną.
– Ty chujku! Ty głupi chujku! – dobiegły ją wrzaski i kiedy się odwróciła, zdążyła zobaczyć chłopaka, bardzo znajomego chłopaka, gnającego w stronę Nokturnu. A za nim biegnącą  Daisy Lockhart, chociaż Brenna tej akurat nie rozpoznała z daleka, nie mając szansy się jej przyjrzeć. Za to bardzo szybko odgadła, jaka zaistniała tutaj historia. I równie szybko zauważyła, że chociaż młody Edgar nie był najlepszym biegaczem, to ścigająca go dziewczyna nie ma szans go złapać: odległość między nimi stale się zwiększała.
Niestety, Brenna też była dość daleko.
Westchnęła. Wolałaby dopaść dzieciaka na własnych nogach, by nie wzbudzać paniki, ale nieważne, jak była szybka, to znajdowała się już zbyt daleko: nie było mowy, aby zdołała doścignąć Edgara, który mimo wszystko był zdrowym, młodym chłopakiem. Rzucanie zaklęć w tłumie z kolei nie wchodziło w grę. Mogła mieć więc tylko nadzieję, że większość przechodniów weźmie wilka za jeszcze jednego psa… zresztą i tak szybko zniknie w tym zaułku, wiodącym na Nokturn…
Kobieta wyciągnęła różdżkę, rzucając się do przodu. Opadła już na cztery łapy i wilczej postaci wystrzeliła do przodu, w pędzie mijając paru czarodziejów. Skręciła za Daisy oraz Edgarem – oj, jej nos już doskonale znał jego zapach, dzieciak nie miał żadnych szans na to, aby go zgubiła, nawet w tłumie, a na Nokturnie tłumów przecież nie było – w alejkę. Znowu. Znowu uciekał na Nokturn, głupi chłopak… Przecież tam odstawał tak bardzo, że zaraz ktoś by go dorwał… I dla tej sakiewki ukręcił mu łeb. Czy te jego kradzieże to była desperacja, skrajna głupota czy już kleptomania?
Brenna minęła Daisy bez większego tłumu, a potem w momencie, w którym Edgar już wypadł na wylot uliczki, i znalazł się na Nokturnie, skoczyła chłopakowi na plecy, obalając go. Ten wydał z siebie krzyk pełen protestu, a na bruk upadły… dwie sakiewki.
Jedna należała do Daisy.
Druga do Brenny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#2
10.09.2023, 17:32  ✶  
Zacznijmy od tego, że Daisy nigdy nie była typem sportowca. W ogóle nie była typem dziewczyny, która rano je owsiankę i ćwiczy jogę a wieczorem idzie pobiegać, żeby się odstresować. Daisy była tym kompletnie odwrotnym typem. Rano piła kawę i najchętniej pochłaniała pączka, do pracy się aportowała a po pracy znowu się aportowała do domu by wieczorem, po prostu poleżeć na bujanym fotelu z romansem w ręku (i jeszcze, jak już była jesień to pod kocykiem i z gorącym kakao).
W idealnym życiu Daisy w ogóle nie musiałaby używać swoich nóg bardziej niż na krótki spacer. A teraz musiała biec za tym skończonym durniem. I chociaż jej ciało wołało: zatrzymaj się, daruj mu swoją sakiewkę, to nie ma sensu, płuca cię palą a serce zaraz opuści trzewia, to wiedziała, po prostu wiedziała, że się nie zatrzyma. Nie zatrzyma i nie pozwoli skurwysynowi wygrać.
Bo jeśli było coś, czego Daisy miała w nadmiarze (poza całym morzem fantazji) to był to ośli upór. A ten nie pozwalał się jej w tym momencie poddać. Prędzej gotowa była upaść i zemdleć ze zmęczenia (chociaż akurat naiwnie wierzyła, że ma lepszą kondycję od Edgara, choć tak naprawdę na poziom kondycji to mogła pewnie rywalizować najwyżej z pięćdziesięcioletnim palaczem) niż pozwolić, by kieszonkowiec ukradł jej sakiewkę.
Gwoli ścisłości: miała w niej akurat dwa sykle. To nie był jakiś szczególny majątek, ale w życiu Daisy liczyły się ZASADY. No i to, że akurat tę sakiewkę dostała od mamy na święta i miała wyhaftowane stokrotki i śliczną literkę D na przodzie.
A ten skunks na pewno by tego nie docenił.
- Do… do… dopadnę cię! – krzyknęła za Edgarem, ale sama zaczynała czuć, że o ile ktoś się nie zlituje i po prostu nie podstawi gnojowi nogi, to większe szanse miała na rozległy zawał a nie na złapanie dupka.
I wtedy wyprzedził ją wilk.
Daisy nie interesowała się przesadnie światem zewnętrznym, ale potrafiła rozróżnić wyrośniętego psa od wilka. To było trochę związane z tym, że swego czasu interesowała się warzeniem eliksirów, tak na wszelki wypadek, gdyby jej się kiedyś w życiu przydała amortencja. Nie była pewna, czy serce podeszło jej do gardła ze strachu, przez zbliżający się zawał czy z euforii, bo wilk najwidoczniej też nie lubił Edgara.
- Dobrze! Zagryź go! – krzyknęła, przystając w momencie, gdy chłopak padał przygnieciony na ziemię. Oddychała ciężko, była spocona i miała kolkę, ale po jej duszy rozlewało się przyjemne odczucie, że istniała jednak sprawiedliwość na tym świecie.
Trzymając się ręką w pasie ruszyła w stronę leżącego na ziemi Edgara. Nie obchodziło ją, że zaczął się szarpać i jęczeć jak jęczybuła. W oczach młodej dziennikarki zasłużył właśnie na wszystko, co go teraz spotykało. Ale ruszyła dość ostrożnie. Wilk był po jej stronie, jak sprawiedliwość, ale jakby jednak zmienił zdanie i zechciał ją również zjeść to Daisy wolałaby jednak choć trochę mu to utrudnić.
- TY durniu! – syknęła w stronę leżącego na ziemi chłopaka. – I ty się dziwisz, że nie masz żadnych znajomych? Że nikt cię nie lubi? Już w Hogwarcie byłeś skończonym, zarozumiałym dupkiem, a teraz jeszcze jesteś najdurniejszym złodziejem na świecie! Jeśli mojej sakiewce stała się malutka krzywda to obiecuję, że cię kopnę. W kroczę cię kopnę! Pięć razy!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
10.09.2023, 17:46  ✶  
Zagryź go?
Monolog Daisy sprawił, że z wilczego gardła wydobyło się coś, co w pierwszej chwili brzmiało jak warkot, a potem coraz bardziej i bardziej jak śmiech… i wreszcie faktycznie stało się krótkim chichotem, który padł już z ludzkiego gardła Brenny Longbottom, w którą przeistoczyła się wilczyca. Nieco rozczochranej i odzianej obecnie po cywilnemu.
– Obawiam się, że zagryzanie kieszonkowców jest nielegalne – poinformowała Daisy, wykręcając jednocześnie rękę chłopaka do tyłu. Ten jęknął. Nie mógł jej zobaczyć, ale rozpoznał głos. I na pewno skojarzył, że raz już dopadł go wilk, zamieniający się w kobietę. – Cześć, Edgar. Bardzo niemiłe spotkanie. Kolejne nadmienię.
– Nie, nie, nie! Nie, znowu ty! Ty mnie prześladujesz! Chodzisz za mną ulicami! Nie pozwalasz mi spokojnie żyć! Ja to zgłoszę! Niewinny obywatel nie może…
– Niewinny obywatel tym razem nie uniknie Azkabanu. Który to raz? Czwarty? Piąty? – powiedziała Brenna niemalże łagodnym tonem. Wcześniej było jej żal tego chłopaka. Teraz nie była już pewna. Uparcie wybierał drogę przestępczą, mimo tego, że dostał już mandat i pouczenie, kilka dni w areszcie, że czekała go rozprawa, bo ukradł sakiewkę i dał się na tym przyłapać nie raz, nie dwa, a trzy, i teraz wreszcie został schwytany bodaj po raz czwarty. A może już piąty? Zaczynała tracić rachubę. A jego zachowanie za każdym razem sprawiało, że w głowie Brenny zrodziło się podejrzenie, że chłopak powinien zostać zwyczajnie wysłany na diagnozę w Lecznicy Dusz. To niemożliwe, żeby był normalny, prawda? Po prostu niemożliwe, aby ktoś taki zachowywał się w ten sposób. – To twoja sakiewka, jak rozumiem? – wskazała na dwie, leżące na chodniku, po czym wydobyła z kieszeni kajdanki, by skuć nimi ręce chłopaka. Pomyślała przy okazji, że miała w gruncie rzeczy szczęście. Edgar zabrał jej tylko sakiewkę, a nie kajdanki.
Gdy Edgar poczuł dotyk chłodnego metalu na nadgarstkach, szarpnął się. Zamrugał. Chyba zaczęło do niego docierać, jak bardzo źle jest, bo szybko zamrugał, chcąc powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Przecież nie mógł rozpłakać się przed Daisy. Spojrzał zresztą na nią, a jego twarz wykrzywił grymas złości, może nawet nienawiści. Gdyby go nie goniła! Gdyby ona za nim nie pobiegła, ta głupia Brygadzistka na pewno nie zorientowałaby się, że zabrał jej sakiewkę! Zemściłby się za te wszystkie poprzednie upokorzenia i wreszcie poczuł się lepszy! To była jej wina.
– To ciebie nikt nie lubił – wysyczał, szarpnął się w uścisku Brenny. – Myślisz, że ludzie nie wiedzieli, jaką jesteś kłamczuchą?
– Nie pogarszaj swojej sytuacji – oświadczyła Brenna, zmuszając go by wstał, ale na wszelki wypadek tak, aby znaleźć się między nim a panną Lockhart. Nie chciała, by ta spróbowała zrealizować swoje obietnice dotyczące kopniaków w krocze. – Życzy sobie pani złożyć zawiadomienie? – spytała, jedną ręką wciąż trzymając Edgara, a drugą sięgając po różdżkę. Normalnie nie odważyłaby się na taką beztroskę, ale jego zdążyła poznać. I tak nie zdoła się wyrwać.
Był najgorszym i chyba najbardziej pechowym złodziejem na całym świecie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#4
10.09.2023, 18:25  ✶  
Daisy zamrugała, gdy na jej oczach wilczyca przeobraziła się w Brennę Longbottom. Przewróciła z niedowierzaniem oczami. No naprawdę? Psuja? Akurat Psuja? Czy ona miała jakiś patent na ratowanie jej dupska?
Odwróciła zmieszana spojrzenie od brygadzistki, by utkwić ją w leżącym na ziemi Edgarze. Patrzyła na niego z oślim uporem, wyobrażając sobie jak do niego dopada, jak łapie go z włosy i jak uderza jego głową o chodnik. Tak raz albo dwa razy, aż udałoby się jej rozkwasić mu nochala.
Brwi jej powędrowały do góry, gdy zrozumiała, że to najwidoczniej nie pierwsze spotkanie Psui i Edgara. No litości, jak można być tak głupim, żeby po raz kolejny dać się złapać tej samej brygadzistce? Tak, to prawda, że Daisy czasem wydawało się, że akurat Psuja potrafiła być w kilku miejscach jednocześnie, ale właśnie dlatego nigdy nie próbowałaby jej okradać. W sumie nikogo nie próbowałaby okradać, bo właściwie nikt nie miał tego, czego pożądała najbardziej, ale no jakby się już znalazło to na pewno by sobie odpuściła, gdyby spoczywało w kieszeni Psui.
- Tak, to moja sakiewka – odpowiedziała, podchodząc do leżącego na ziemi Edgara i Brenny. Przykucnęła by podnieść sakiewkę z ziemi. – O tutaj jest monodram z literką od mojego imienia. Literkę i te stokrotki wyhaftowała mi mama – opisała.
Ależ ją korciło, by w tym momencie rzucić się z pięściami na Edgara. Taki przyduszony do ziemi nie miałby z nią najmniejszych szans. Daisy preferowała uczciwą walkę tylko wtedy, gdy mogła ją wygrać. W każdym innym przypadku wolała zwycięstwo za wszelką cenę.
Cóż, póki co musiała się zadowolić tym, że Psuja nałożyła temu kretynowi kajdanki na ręce. Chociaż mogłaby je przynajmniej odrobinę mocniej ścisnąć. Tak, żeby go zabolało, tak jak Daisy bolała kolka w boku, której się przez niego nabawiła.
Generalnie to była dorosłą kobietą, ale w jej przypadku dorosłość nie równała się z byciem przesadnie dojrzałą kobietą. A kiedy się wściekała to po prostu chciała dokopać przeciwnikowi najbardziej jak się dało. A już dawno odkryła, że najbardziej to bolało wtedy, gdy uderzało się poniżej pasa.
No i nie lubiła Edgara. Nie lubiła go już w Hogwarcie, a teraz to go po prostu nie znosiła. Bo śmiał ukraść jej sakiewkę. Bo to już nawet nie chodziło o kłamanie. Daisy nie wstydziła się tego, że miała bujną fantazję. Uważała, że świat fantazji był o wiele ciekawszy od prawdziwego życia. Chodziło o to, że Edgar ośmielił się okraść akurat ją.
- Myślisz, że ludzie nie wiedzieli, że biegasz do łazienki Jęczącej Marty, żeby się wypłakać? – odparowała, patrząc na niego z góry. W sumie nie mogła na niego patrzeć z góry, dzieliła ich zbyt mała różnica wzrostu (i to na niekorzyść Daisy), ale całą swoją sylwetką wyrażała wyższość wobec kieszonkowca. – Albo, że próbowałeś okraść Notta i wsadził ci za karę do muszli klozetowej? Jak można być takim debilem, żeby nie zrozumieć, że po prostu nie nadajesz się do kradzieży? Brać na litość też nie umiesz.
- Zamknij się – warknął Edgar.
- To ty się zamknij. To ty jesteś aresztowany a nie ja. Ukradłeś mi sakiewkę. A wiesz ile w niej było? – zapytała powoli. A potem rozsupłała rzemyk i sięgnęła do niej ręką, by schwycić nędzne dwa sykle i zacisnąć na nich palce.
Psuja mogła stać między nimi, ale Daisy po prostu nie umiała być dorosła. Za bardzo piekła ją złość na Edgara.
- Dałeś się durniu przyłapać na kradzieży dwóch sykli! – syknęła, wychylając się zza Brenny i ciskając monetami w kieszonkowca. – Za to sama sakiewka jest sporo warta. I bardzo chętnie złożę na ciebie zawiadomienie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
10.09.2023, 18:46  ✶  
Brenna mimowolnie zerknęła na sakiewkę. A potem machnęła różdżką, za pomocą accio przywołując do siebie swoją własną sakiewkę. Poznawała Daisy – ta mignęła jej na balu, pamiętała ją z zaułka na Pokątnej, gdzie zaatakował ją kot, ale nie mogła przypomnieć sobie jej nazwiska. I bardziej niż spotkanie z nią, zaskoczyło ją raczej kolejne już spotkanie z Edgarem. Bo naprawdę… chłopak ciągle na nią wpadał. Albo na Patricka, który też zetknął się z nim przecież dwa razy.
– Jeżeli sprawdzę ci kieszenie, znajdę kolejne sakiewki? – spytała, niemalże łagodnym tonem.
– Nie!
– Wiesz, że i tak je potem sprawdzę, prawda?
Edgar jakby oklapł.
– Nie. Były tylko te dwie – wymamrotał, a Brenna odetchnęła. Po prostu nie miała czasu ani energii szukać właścicieli sakiewek. Musiałaby to zepchnąć na jakiegoś stażystę, i pogodzić się z myślą, że biedny Michael pewnie nigdy nie ustali właścicieli, a potem by ją to gryzło, i w końcu znowu nie poszłaby spać, bo uznałaby, że jednak musi się tym zająć… Teraz, po Beltane, kieszonkowcy byli po prostu najmniejszym problemem.
Mimowolnie zacisnęła mocniej dłoń na przedramieniu chłopaka, kiedy Daisy zaczęła mówić, po czym na moment zwróciła na nią spojrzenie. Wiedziała, że ten dzieciak nie był lubiany w Hogwarcie, że nie osiągał sukcesów, bo gdyby było inaczej, nie kradłby teraz na Pokątnej. Poza tym ktoś, kto przyłapany zachowywał się w ten sposób po prostu nie mógłby być popularny. Chyba że byłby bardzo przystojny albo bardzo bogaty, a Edgar po prostu nie był.
– Wystarczy. To nie jest dobry moment na takie wspominki – oświadczyła Brenna. Ton dalej miała spokojny, chociaż zachowanie Daisy nie podobało się jej tylko trochę mniej niż to, jakie przejawiał chłopak. Wsunęła sobie sakiewkę do kieszeni, a chwilę później odruchowo spróbowała osłonić chłopaka przed monetami. Jedna trafiła go w czoło, druga jednak walnęła w wyciągnięte przedramię Brygadzistki. Tego jednak Detektyw już nie skomentowała.
Edgar był, jak zdawało się Brennie, nietypowo milczący. Może dlatego, że tuż obok była koleżanka ze szkoły? Że obawiał się, jaki jeszcze jad może wysączyć się z jej ust? A może zrozumiał wreszcie, że tym razem przesadził? Czekała go rozprawa po ostatnim wybryku, gdy już nie dało się tego załatwić ot tak… a teraz prawdopodobnie miał już zostać w areszcie, skoro była to recydywa. Czekał go Azkaban.
– Jesteś aresztowany za kradzież w warunkach recydywy. Masz prawo zachować milczenie, ale jeżeli masz coś na swoją obronę i nie powiesz tego teraz, może to zaszkodzić później twojej sytuacji. Panią… Zapraszam za mną, jeżeli życzy sobie złożyć zawiadomienie. Musimy iść do punktu Fiuu i do Ministerstwa Magii.
Ona sama potrafiła się teleportować, ale Edgar nie, a nie była w stanie zabrać go za sobą. Pchnęła lekko chłopaka, zmuszając do tego, aby zaczął iść. W stronę Pokątnej. Wcześniej jeszcze rozejrzała się, ale choć to był Nokturn, wszyscy jakby się rozpierzchli. Najwyraźniej ze względu na porę nikt nie chciał od razu napadać na Brennę dokonującą aresztowania. Może dlatego, że uznali Daisy nie za przypadkową osobę, a także kogoś z Brygady?
Brenna stłumiła westchnienie i ruszyła ulicą.
To był naprawdę długi dzień.
Postać opuszcza sesję


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#6
10.09.2023, 19:22  ✶  
Daisy patrzyła na Edgara jak kot na zagnaną w kąt mysz. Czy zachowywała się dziecinnie i mogła sobie darować wypominanie mu, że nie był ani lubiany, ani popularny w szkole? No pewnie, że mogła. A on mógł nie kraść jej sakiewki. I mógł jeszcze nie pyskować do niej, kiedy Psuja przydusiła go do ziemi. Pewnych rzeczy po prostu można było nie robić, ale się robiło i potem należało ponosić konsekwencje swojej głupoty.
Młoda dziennikarka też musiała ponosić konsekwencje swoich zachowań. Bo jak bardzo by sobie nie wyobrażała, że jest uwielbiana, popularna, znana, boagata i uratowała właśnie księcia Martina, to czasami dopadało ją życie. A jak już ją dopadło, to musiała się z nim potem mierzyć i mierzyć, i czasami nie wychodziła z tego starcia zwycięsko.
Teraz też trochę minęła jej cała triumfalna para. Zamrugała powiekami szybko a potem posłała Psui bardzo głupie spojrzenie.
- Ale jak to Azkaban? – zapytała dość głośno i dość piskliwie. Nagle jakby uderzyły w nią wcześniejsze słowa brygadzistki i dotarło do niej, że ta mogła nie żartować. Azkaban wydawał się jej jednak dość ponurą opcją za kradzież dwóch sykli. No i naprawdę, tylko Edgar mógł mieć takiego pecha, żeby trafić do Azkabanu za coś tak błahego. Czy tam nie powinni trafiać jacyś poważniejsi przestępcy niż złodziej nieudacznik? Daisy nie wiedziała, ale perspektywa by tam siedział za jej dwa sykle, jakoś jej nie pocieszała. – A nie mogę jednak kopnąć go w krocze i uznamy, że z mojej strony sprawa załatwiona? – zaryzykowała, dobrze wiedząc, że Psuja na pewno nie zgodzi się na bicie podejrzanego. Nawet jeśli ten naprawdę zasłużył na kopa w dupsko.
Ale dwa sykle naprawdę nie były warte tego, żeby Edgar stawał przez nie oko w oko z dementorami. Nawet sakiewka, chociaż podarowana przez mamę Daisy i tak ładnie wyhaftowana, nie była tego warta.
- Nadal cię nie znoszę, wiesz? – rzuciła, patrząc twardo na kieszonkowca. Ale w jej głosie pojawiły się jakieś miększe, łagodniejsze nuty. I Brenna Longbottom pewnie już wiedziała do czego zmierzała stojąca naprzeciwko niej młoda kobieta. – Co za pech, że właśnie sobie przypomniałam, że pożyczyłam ci tę sakiewkę. O ja głupia, jak mogło mi to wylecieć z głowy? No to tego, i tak zależało ci tylko na pieniądzach, więc możesz sobie wziąć te dwa sykle. Oddasz mi je kiedyś tam. Przepraszam za zamieszanie – rzuciła do Psui, a potem odwróciła się i pośpiesznie ruszyła w stronę Nokturna.
Już raz zapłaciła szwendanie się tam sporą cenę. Teraz jednak, oczywiście, o tym nie myślała. Jak Daisy denerwowała się łatwo i łatwo wybuchała, tak naprawdę wcale nie chciała, żeby Edgar trafił do Azkabanu. To znaczy inaczej, na pewno chciała żeby tam trafił, ale no na godzinę może? A właściwie to naprawdę sądziła, że ze trzy plaskacze załatwiłyby sprawę. Przynajmniej, jeśli o nią chodziło.
Tak więc przyśpieszyła, by za moment zniknąć w jednym z zaułków Nokturna, a potem przejść między budynkami, równolegle do Brenny i Edgara, ale nie tak, żeby Psuja mogła ją zobaczyć. Tak, też szła do punktu aportacyjnego. A potem miała nadzieję, że zakopie się na fotelu, w swoim pokoju i czytając książkę, kompletnie zapomni o sprawie Edgara. Chociaż może powinna sprawdzić, czy naprawdę nie skończył w Azkabanie?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1632), Daisy Lockhart (1649)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa