• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[lato 1972] Pod pokładem pleni się robactwo

[lato 1972] Pod pokładem pleni się robactwo
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#1
20.08.2023, 19:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:17 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

21 CZERWCA 1907 ROKU, GDZIEŚ NA OCEANIE W DRODZE KU WIELKIEJ BRYTANII



Victoria Lestrange


To był wstrętny dzień, który Victoria spędziła najpierw sprzątając kajutę hrabiny, u której służyła od trzech lat, a potem uciekając przed jej pijanym, rozkapryszonym i namolnym synem. Cztery godziny sprzątania cudzych rzygów a łóżko dalej śmierdziało tak, jakby starsza pani nie tylko do niego zwymiotowała, ale też nasikała.
A potem trzeba było pochylić głowę. Uśmiechnąć się uniżenie, ale niezbyt szeroko, żeby arystokratka nie uznała, że Victoria pozwala sobie na zbyt wiele. A potem warto było zacisnąć zęby i liczyć na to, że jej syn da sobie spokój, bo przecież zawsze dawał sobie w końcu spokój.
Ale dzisiaj nie chciał sobie dać spokoju, więc wreszcie nie wytrzymała, uderzyła go w twarz i wybiegła na korytarz. I teraz nie wiedziała nawet, czy jeszcze miała pracę, czy mogła wrócić do hrabiny i czy w ogóle chciała wracać. Może i była tylko robakiem, ale nie chciała być dłużej poniżana.

Geraldine Yaxley


Ten dzień nie był jeszcze taki najgorszy. Tak, praca na statku była ciężka i wieczorami Geraldine często padała wycieńczona na koję i zasypiała jak tylko zamknęła oczy, ale przynajmniej zarabiała własne pieniądze. Pieniądze za które, jak miała nadzieję, w przyszłości kupi sobie mały domek z małym ogródkiem. Wcale nie musiała mieć męża. Już jednego miała, a po jego ciężkiej ręce do teraz nosiła brzydką, podłużną bliznę na twarzy. Kiedy zresztą obserwowała jak inne praczki i sprzątaczki były traktowane przez podróżujących, cieszyła się z własnego oszpecenia. Może patrzyli na nią jak na robaka, ale to takie robaki jak ona, dźwigały na plecach cały ten statek.

Erik Longbottom


Erik marzył o wyjściu na pokład, o stanięciu przy burcie i wystawieniu twarzy w kierunku słońca, o powiewie wiatru na policzku. Marzył też o wielu innych, całkiem przyziemnych rzeczach, takich jak: samodzielny pokoik, malutka łazienka i jeden dzień, który mógłby spędzić w łóżku, po prostu śpiąc lub czytając gazety.
Gdyby nie to, że do podjęcia się pracy na Perle morza zmusiło go życie, nigdy nawet nie przestąpiłby trapu. Gdyby dwa lata wcześniej ktoś mu powiedział, że będzie wrzucał węgiel do ogromnego pieca, by bogaci skurwysyni mogli się przechadzać po statku lub wpierdalać kawior na pozłacanych talerzach wyśmiałby go. A teraz dokładnie to robił. Był malutkiem robaczkiem w wielkiej machinerii i i nie miał żadnego znaczenia.
Ten dzień był zły na wielu różnych poziomach. Najbardziej dlatego, że Weiss, najważniejszy wśród palaczy, podejrzewał go o zniszczenie jednego z luków bagażowych. Cóż, mylił się, ale gdyby Erik wiedział kto zniszczył bagaże kilkorga darmozjadów z góry, chętnie by się z tym kimś podzielił dniówką. Poza tym, zarobił potężny cios pogrzebaczem, gdy po raz kolejny wstawił się za trzynastoletnim Elijahem Sterlingiem. Elijah był mały, chudy a dźwiganie worków z węglem było ponad jego możliwości. Jeśli już musial pracować, mogli go przydzielić do czegoś lżejszego.

Victoria, Geraldine, Erik


Geraldine Price pchała wózek z pościelą przez korytarz. Znajdowała się pod głównym pokładem, daleko od nadbudówki z kajutami pasażerskimi, zaledwie piętro nad ładownią podzieloną na mniejsze luki bagażowe i kilka grodzi od wielkich pieców, dzięki którym statek w ogóle płynął. Ciągnęła wózek w kierunku pralni.
Wymijała właśnie Victorię Stone, ciemnowłosą, młodą, całkiem ładną pokojówkę jakiejś angielskiej hrabiny, gdy obydwie usłyszały krzyk dochodzący z pralni.
- Jeszcze raz przyłapię cię na szperaniu w cudzych kieszeniach a obiecuję, że powyrywam ci nogi z dupy przy samej szyi! – wrzeszczała jakaś kobieta. – Klękaj na kolana i przepraszaj dobrego Boga za niegodziwość, której się dopuściłeś!
Głos rozpoznali Garaldine oraz Erik Braun, który akurat wchodził po schodach (korzystał z przerwy na papierosa). Należał do matki Elijaha, otyłej, bardzo religijnej kobiety, która niemiłosiernie tłukła swoje dzieci. Podobno była wdową po jakimś marynarzu, ale dla Geraldine wyglądała najwyżej na dziwkę, która narodziła bękartów a potem stała się już zbyt brzydka by kupczyć ciałem, więc próbowała zarobić w inny sposób.


Tura trwa do 24.08.2023 roku do godziny 21.00

ZASADY OBOWIĄZUJĄCE W TEJ SESJI
1. Postacie posiadają jedynie wiedzę, jaka zostanie im przekazana w narracji. Używanie metawiedzy jest zakazane.
2. Postacie nie są świadome, że śnią i nie pamiętają swoich prawdziwych żyć ani tego, że są czarodziejami.
3. To ja zacznę wam zsyłać informacje, dzięki którym wasze postacie będą mogły zrozumieć, że coś jest nie w porządku.
4. Mimo, że to sen, jesteście w pełni działający a wasze działania znajdą odbicie w wydarzeniach z 21 czerwca 1972 roku. Mogą również znaleźć odbicie w sesjach równoległych.
5. Celem nadrzędnym dla was – jest odkrycie, że wszystko co widzicie nie jest prawdziwe. Celem drugorzędnym – odkrycie części historii, która doprowadziła do tego, ze Perła morza stała się statkiem widmo.

Gdyby coś było dla was niezrozumiałe, po prostu się ze mną konsultujcie albo przez discorda/pw albo przez pytania w tym wątku.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
20.08.2023, 20:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.08.2023, 20:48 przez Geraldine Yaxley.)  

Liczył się cel. Miała go przed oczami, kiedy kładła się na łóżku zmęczona po całym dniu pracy. Było warto. Coraz bliżej, na wyciągnięcie ręki znajdowały się marzenia. Jej własny, mały domek. Ogródek. Coś, czego zawsze pragnęła, jednak jak na razie nie było dane jej osiągnąć. Wierzyła, że już niedługo wreszcie spełni swoje marzenia. Sama. Bez żadnego mężczyzny u boku. Nie zamierzała się już z nikim wiązać. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, pewnie nigdy w życiu nie wyszłaby za mąż. Nie mogła, niestety. Małżeństwo pozostawiło ślady, nie tylko te fizyczne, a również psychiczne. Na całe szczęście miała już to za sobą. Najgorsze minęło, pozostała tylko blizna zdobiąca jej twarz. Czy jej to przeszkadzało? Z początku tak, z czasem zaczęło być czymś w deseń granicy, która oddzielała ją od tamtego i tego życia. Pogodziła się z tym, jak wyglądała. Do tego stało się to również gwarancją spokoju, nikt nie patrzył już na nią jak na kobietę. Została praczką, nic nie znaczącą praczką za którą nikt się nie oglądał. Wystarczyło, że robiła swoje. Malutka na tle tego wielkiego statku.

Price szła przed siebie. Pchała wózek z pościelą. Dzień, jak każdy inny. Właściwie wszystkie zlewały się jej w jeden, gubiła się w tym, co to za dzień tygodnia. Nie przeszkadzało jej to. Tutaj nie musiała się niczym przejmować, mogła wreszcie odetchnąć, najważniejsza była przyszłość, a każdy dzień przybliżał ją do osiągnięcia celu. Tylko to się liczyło.

Przeniosła wzrok na kobietę, która pojawiła się na korytarzu. Ładna. Pomyślała i trochę jej współczuła, bo wiedziała, jak mogą być traktowane ładne kobiety. Przystanęła w miejscu, gdy usłyszała krzyki dochodzące z pralni. Znała ten głos. Wiedziała do kogo należy. Na samą myśl o tej kobiecie robiło się jej niedobrze. Przejechała prawą dłonią po bliźnie na policzku, nie znosiła przemocy. Sama była jej ofiarą, co dopiero mogło czuć niewinne dziecko? Nie zamierzała czekać, nie zamierzała pozwolić tej obrzydliwej kurwie znęcać się nad dzieckiem.

Geraldine Price postanowiła zareagować, zachować się zupełnie inaczej niż wszyscy inni, którzy wiedzieli o jej cierpieniu. Zostawiła wózek z praniem, żeby jej nie spowalniał i pobiegła w stronę pralni.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
20.08.2023, 22:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.08.2023, 22:25 przez Erik Longbottom.)  

Praca na pełnym morzu nie była dla niego spełnieniem marzeń. Chociaż z pozoru praca głęboko w trzewiach statku miała przynieść wytchnienie od widoku uprzywilejowanych kobiet i mężczyzn, lepszych od niego pod każdym względem, tak każdy kolejny dzień zdawał się tylko przypominać, jak nisko w hierarchii społecznej obecnie się znajdował. Kto wie, może tak było nawet lepiej? Nigdy nie wiadomo, co by mu wpadło do łba, gdyby na wyższych pokładach natrafił na jakichś sukinkotów, którym wydawało się, że mogą wszystko tylko dlatego, że siedzieli na kupie złotych monet?

— Zmywam się na parę minut — mruknął do współpracownika, klepiąc go po ramieniu. Skrzywił się z niezadowoleniem, czując ból w okolicy żeber, gdzie oberwał pogrzebaczem. Na tyle się zdaje twoje dobre serce, pomyślał przelotnie, jednak powstrzymał się od dalszego monologu. Zrobił, to co musiał. Dzieciak nie powinien się tutaj uwijać. Każdy to wiedział.

Wytarł brudną twarz pierwszą lepszą szmatą, jaką miał pod ręką. Nie poprawiło to jakoś drastycznie jego aparycji, jednak przynajmniej nie wyglądał, jakby przez ostatnie osiem godzin taplał się w składzie węgla w kotłowni. Wyciągnął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów i wyszedł na korytarz, aby ruszyć na półpiętro.

Nie zdążył nawet dobrze rozpalić ognia, gdy po korytarzu rozniosły się czyjeś krzyki. Erik aż zamarł na chwilę, nasłuchując. Matka Elijaha. Cholera. Dzieciak musiał znowu wpaść w tarapaty. W sumie nie było to takie dziwne: takie wołania były na statku na porządku dziennym. Zwłaszcza w segmentach statku, gdzie bogatsi pasażerowie nie mieli teoretycznie wstępu. Nie każdy przejmował się tym, że usłyszy go reszta załogi. Uwagę Erika przykuły jednak odgłosy biegu. Czyżby ktoś postanowił zainterweniować?

— A to ci dopiero kurwa ciekawostka — mruknął, a kierowany instynktem sam zaczął kierować się za okrzykami. Po pokonaniu półpiętra praktycznie padł jak długi na korytarz, potykając się o wózek z praniem. — Kurwa! — Rozejrzał się, aż jego wzrok padł na Victorię. — Co tu się...

Wtedy rozległy się kolejne okrzyki. Zepchnął wózek na bok, podbiegając w stronę pralni, co by koniec końców – prawdopodobnie – zatrzymać się w progu lub zawisnąć nad sylwetką Geraldine, w zależności od tego, gdzie zastał kobietę.




the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
20.08.2023, 22:35  ✶  

Nienawidziła tego – tej pracy, tych ludzi. Tego, że była traktowana jak ktoś gorszego sortu; pokojówka, znaczy siła robocza, z którą można robić wszystko. Można zarzygać, może zasikać łóżko, a ktoś inny to posprząta – po co korzystać z wychodka, albo z miski, skoro można oddać wszystko na łóżko, a potem kazać komuś innemu to dotykać. Można też próbować obłapiać, rzucić na ścianę, nie pozwolić odejść ani do swoich obowiązków, ani dla chwili wolnego. Przecież ktoś taki jak ona wytrzyma – bo od tego właśnie jest: od spełniania zachcianek kogoś, dla kogo pracuje. Pracuje, czy jest niewolnikiem? Czy jej tez nie należało się choć trochę szacunku? Nie miała go od hrabiny – cokolwiek się nie działo, ostatecznie Victoria kłaniała się nisko i uśmiechała się, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie miała go też od jej syna, który po raz kolejny pozwolił sobie na nazbyt wiele. Jego alkoholowy oddech buchnął jej w twarz, kiedy po raz kolejny przyszpilił ją do ściany kajuty i nie chciał pozwolić, by sobie poszła. Czuła go, gdy się nad nią nachylał, kiedy bełkotał coś po swojemu – coś, czego nawet nie bardzo chciała słuchać. Po co właściwie to znosiła? Czemu jeszcze nie odeszła…? A dokąd by miała? Przy hrabinie miała pewność, że zostanie jej zapłacone. Ale kiedy jego dłoń wplotła się w ciemne, piękne włosy – jej chlubę, to Stone nie wytrzymała. Po prostu trzasnęła go w twarz. Na tyle mocno, że się odsunął – albo nie mocno, tylko po prostu się zdziwił? Ale Victoria nie czekała. Po prostu uciekła z kajuty i wypadła na korytarz, z mocno bijącym sercem. Wybiegła w takim pośpiechu, że nie zdążyła się oporządzić na tyle, by wyglądać odpowiednio godnie. I szczerze? W tej chwili ani myślała tam wracać. Przecież nie była żadnym robakiem… Nie stała tam pod drzwiami tylko po to, by synalek mamusi, gdy tylko się opamięta, znowu próbował się do niej dobierać – uciekła więc stamtąd i zatrzymała się zdaje się… gdzieś niedaleko ładowni. Gdzieś nad nią, mówiąc dokładniej. Stała tam, oparta o ścianę, oddychała ciężko, oczy miała przymknięte, kiedy usłyszała krzyk.

Damski krzyk.

Otwarła oczy. Zobaczyła wtedy, że nie jest sama, obok niej znajdowała się kobieta, która pchała wózek z pościelą. Kolejna służka. Ale krzyk nie ustępował. Geraldine rzuciła się do biegu, zostawiając wózek, o który potknął się Erik. Stone rzuciła się, by  pomóc mu wstać. Na jego niedokończone pytanie mogła jedynie wzruszyć ramionami – nie wiedziała kto krzyczał, a dlaczego… Treść mówiła wiele. Ale i ten mężczyzna pobiegł do źródła głosu. Więc co miała zrobić Victoria? Stać tutaj? Wrócić do swojej pani? Nie. Nie chciała się natknąć ani na nią, ani na – co gorsza – jej syna. Pobiegła więc za tamtą dwójką.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#5
22.08.2023, 00:35  ✶  
Elijah Sterling siedział na podłodze. Zasłaniał rękoma twarz. Jego warga krwawiła a brudny policzek dodatkowo był poczerwieniały. Najwyraźniej matka zdążyła go już uderzyć, zanim Victoria, Geraldine i Erik wpadli do pralni.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie… - mówił szybko, chaotycznie, myląc słowa i jąkając się ze stresu. Nie dlatego, żeby się naprawdę próbował modlić i przepraszać za niegodziwości – jak chciała Fanny Sterling - ale by uspokoić ją i nie dostać znowu w twarz.
Geraldine spotykała tę kobietę czasem w pralni a Victoria widywała na korytarzu, gdy myła podłogi. Matka Elijaha była na statku przydzielana do różnych zajęć, tam gdzie akurat brakowało wolnych rąk do pracy. Dzisiejszego dnia najwyraźniej miała zmianę w pralni. I tutaj musiała się natknąć na ukrywającego się syna.
Czy Elijah rzeczywiście próbował coś ukraść? Podczas pobytu na statku, Geraldine była w pralni tyle razy, że znała to pomieszczenie niemal na pamięć. Godzinami tkwiła tu pochylona nad miską szorowała brudne ręczniki i prześcieradła; krochmaliła je, prasowała, układała pedantycznie by inna sprzątaczka – ta bez blizny, z przyjaźniejszą twarzą mogła potem zmienić pasażerom pościel lub przekazać ją tym trochę wyżej stojącym w hierarchii służącym, jak Victoria, by sami to zrobili. Było tu trochę żelazek, drewnianych balii, wiader i środków piorących, ale nie widziała nic, co mogłoby paść łupem trzynastolatka.
Erik mógł się za to z łatwością domyślić, że chłopak, najwidoczniej, próbował się ukryć w pralni. Być może robił to przed Weissem, który wiecznie się na niego wydzierał i popychał go – bo Elijah nie nadążał z noszeniem worków z węglem i ogólnie odstawał od reszty palaczy. Być może dlatego, że na cudzą agresję zawsze reagował raczej próbami łagodnej kapitulacji i ucieczki. Zresztą, problem z młodym Sterlingiem polegał jeszcze na tym, że się nie bronił, nie próbował oddawać, nie atakował sam a zamiast tego, dość długo próbował udawać, że niczego nie słyszy, nie widzi i nie zauważa. Aż wreszcie spadał na niego cios i już nie dało się udawać.
- O, pani Price – wymruczała Fanny, wreszcie dotarło do niej, że była bohaterką widowiska, jakiego w żadnej mierze być nie chciała. – Przyłapałam Elijaha jak tutaj myszkował. Ale już go ukarałam. Mogę obiecać, że nic nie zginęło – rzuciła przymilnie.
Erika zignorowała a Victoria wzbudzała w niej wyraźny niepokój. Jej syn dalej się modlił, tylko ciszej, jakby nie wiedział, czy powinien się zamknąć, czy też nowe osoby w pralni przyszły upewnić się, że matka wymierzyła mu odpowiednią sprawiedliwość.

Tura trwa do 25.08.2023 roku do godziny 21.00
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
22.08.2023, 07:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.08.2023, 07:05 przez Geraldine Yaxley.)  

Dobiegła tam. Jednak zjawiła się zbyt późno. Miała do siebie żal, nie pomogła temu niewinnemu chłopcu, że dostał w twarz nim się tutaj pojawiła. Spojrzała na niego, klęczał na ziemi, modlił się. Twarz schował w dłoniach, ale widziała krew na jego wardze. Nie zwlekała, stara Fanny miała ten problem, że złapała ją na gorącym uczynku, a na jej oczach nikt nie będzie krzywdził niewinnych. Póki co zignorowała słowa kobiety, ważniejszy był dla niej chłopiec, chciała się upewnić, że jest cały i zdrowy.

Miała w sobie tę odwagę, której brakowało jej kilka lat temu. Zbliżyła się powoli do Elijah - nie chcąc go wystraszyć. Póki co ignorowała jego matkę. Zbliżyła się do chłopca, nie mogła patrzeć jak klęczy. Taka bogobojna kobieta, a tłukła swoje własne dzieci. Gdzie w tym wszystkim był ten cały bóg? Czemu nie reagował, jak kaci krzywdzili swoje ofiary? Dlaczego na to wszystko pozwalał. - Już dobrze. - Nachyliła się jeszcze do Elijah, po czym szepnęła tym razem ciszej. - Nie skrzywdzi cię więcej, nie pozwolę na to. - Nie miała zamiaru go zawieść. Miała dziwne poczucie odpowiedzialności, pojawiło się, gdy tylko zobaczyła, co się tutaj stało. Musiała mu pomóc, nie mogła dopuścić, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Zresztą słyszała o tym, że Fanny krzywdzi swoje dzieci, przyłapała ją, teraz się nie wymiga od odpowiedzialności. - Wstań. - Wyciągnęła rękę w stronę chłopca, aby pomóc mu się podnieść. Wolała nie myśleć, jakie to musi być dla niego upokarzające.

Czuła się pewniej dlatego, że nie była w pralni sama. Przybiegł tu też jakiś mężczyzna, kojarzyła jego twarz, też musiał tu pracować od jakiegoś czasu i ta ładna pokojówka, z którą mijała się na korytarzu. Byli świadkowie, to powinno tylko pomóc.

Dopiero teraz spojrzała na Fanny Sterling. W jej oczach widać było złość. To wydarzenie spowodowało, że wróciły do niej wspomnienia. Te, które najchętniej wymazałaby ze swojej pamięci. - Nikt o to nie prosił. Tutaj nie ma rzeczy, które są warte cokolwiek. - Skrzyżowała ręce na piersi, nie chciała dać się ponieść emocjom, musiała jakoś się trzymać. - Wolałabym, żeby pani obiecała, że nigdy więcej nie zrobi temu chłopcu krzywdy. - Dodała jeszcze, póki co bardzo spokojnym tonem. Nadal stała między Elijah, a jego matką.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
22.08.2023, 20:46  ✶  

Modlić się? W takiej chwili, w takim miejscu? Nie lepiej, gdyby poszedł odmawiać modlitwę do swojej kajuty, albo kapliczki, albo… To nie był moment na siedzenie na podłogę i mamrotanie próśb do Boga. Nie, kiedy przed momentem słyszeli wrzaski o kradzieży… Ale też kazała klękać i przepraszać Najwyższego – i Victoria czuła się tym wszystkim zdegustowana. Dlaczego ludzie tacy byli? Pod przykrywką bogobojności ukrywali swoje paskudne charaktery, swoje wady, okropne skazy. Jak jej hrabina (Nie. Nie jej. Nie wrócę do niej), jak pani Stirling. Widziała tę kobietę czasami. Kojarzyła ją – ale nie wiedziała o niej specjalnie dużo, interakcje miały minimalne, głównie ze względu na to, gdzie dotychczas pracowała Stone (a może podjęła decyzję pochopnie? Pod wpływem chwili? Może powinna wytrzymać do końca rejsu i wtedy odejść i nigdy nie wrócić…? – Nie. Mam dość tego ciągłego poniżania. I j-e-g-o).

Victoria w milczeniu lustrowała scenę. W tej ciszy układała własne rozpierzchłe myśli, łapała poziom po rozedrganiu (dłoń na szczęście przestała się jej tak trząść z nerwów) i w końcu – próbowała zrozumieć co tutaj się działo. Co takiego próbował ukraść ten młody chłopak z cholernej pralni, że to paskudne babsko się na niego wydarło, a sądząc po napuchłym policzku i krwi na wardze – dostał w twarz. Mocno.

Chyba jednak trochę zbyt mocno.

Sprzątaczka… albo praczka – nie była pewna, kim na statku była Geraldine, kobieta, która tutaj przybiegła przed nią – podeszła do chłopca, i Victoria temu też nie przeszkodziła. Wolała się zorientować z grubsza, niż pochopnie wydać jakiś osąd. Ale biorąc pod uwagę, jak tamta kobieta nagle zaczęła się przymilać… Poczuła wstręt. Od razu przypomniał jej się pijany synalek hrabiny i zacisnęła mimowolnie dłoń.

- Skoro nic nie zginęło, to po co ten wrzask – odezwała się w końcu. - Ma pani ciężką rękę jak na to, że nic się nie stało – mówiła spokojnie, a przynajmniej starała się… Emocje sprzed kilku minut nadal się jednak nie wyciszyły.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
22.08.2023, 22:27  ✶  

Jego wzrok padł na poobijanego przez matkę chłopaka. Żałował go, naprawdę. Statek to nie było miejsce dla młodych, bez względu na opowieści, które można było zasłyszeć w nadmorskich pubach i tawernach. Rośli mężczyźni w sile wieku nieraz poddawali się presji pracy podczas wielodniowych rejsów, a co tu dopiero mówić o nastolatku, który najwyraźniej nie miał oparcia we własnej matce. Erik obdarzył kobietę niespokojnym spojrzeniem, pocierając dłonią kłykcie lewej dłoni.

Wzniósł oczy ku niebu, gdy kobieta go po prostu zignorowała, skupiając się na kobiecie, która dobiegła tutaj jako pierwsza. Bił się z myślami, czy powinien się wtrącić do tej dyskusji, czy też pozwolić, aby ta rozwijała się w swoim własnym tempie. W sumie, jaka była gwarancja, że jego interwencja cokolwiek zmieni na lepsze? Fanny mogła równie dobrze przerzucić swoją złość na niego, twierdząc, że skoro pracuje z jej synem, to mógłby „wbić” mu do głowy parę przydatnych lekcji. Wzdrygnął się na tę myśl.

— Posłuchaj ich, Elijah — odezwał się w końcu, występując na przód. Zerknął na Geraldine i Victorię. — Możesz iść do kuchni na dolnym pokładzie. Powiedz, że odbierasz moją porcję. I tak nie jestem głodny. — Zrobił krótką pauzę. — A my... Porozmawiamy z twoją mama.

Uniósł lekko kącik ust. Gładkie kłamstwo, ale ku większemu dobru. Jeśli Geraldine chciała doprowadzić kobietę do porządku, to chyba lepiej było usunąć stąd dzieciaka, zanim matka zacznie w nim upatrywać diabelskiego nasienia czy innego przekleństwa, z jakim musi się mierzyć każdego dnia.

Zrobił kolejny krok do przodu. Czy jego słowa będą miały jakiekolwiek znaczenie? Nie był kapitanem, nie był marynarzem, był tylko brudnym palaczem. Skrzywił się na tę myśl. Czy to jednak stawiało go niżej niż panią Sterling?




the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#9
24.08.2023, 00:19  ✶  
To było dziwne.
Gdy Geraldine pochyliła się nad Elijahem poczuła niepokój, mnóstwo niepokoju. Chłopak odsunął ręce od twarzy, patrzył na nią ze strachem, ale Price też czuła ten strach. Przenikał ją na wskroś. Patrzyła w ciemne oczy dziecka, widziała rozbitą wargę, zaczerwieniony od ciężkiej ręki matki policzek. Ale też, gdy Sterling dość pokracznie zaczął się wycofywać, dostrzegła blednące siniaki na rękach i potężny strup, jak ślad po świeżym oparzeniu wychylający się spod rozpiętej koszuli. Geraldine nie mogła tego wiedzieć, ale Erik i owszem – przynajmniej część obrażeń na ciele chłopaka nie było dziełem Fanny, ale Weissa.
Elijah, z wyraźnym wahaniem (i krótkim pytającym spojrzeniem w stronę skamieniałej matki) ujął rękę Price, drugą oparł się mocniej na podłodze i dźwignął, by wstać. Geraldine znowu poczuła silny niepokój. Była tylko praczką na Perle Morza, ale jednocześnie jej natura jakby alarmowała ją, że powinna szykować się do walki? Uczucie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.
- D-dobrze – odpowiedział na słowa Erika. Może nawet powiedziałby więcej, ale obecność matki, a może i to, że z całej trójki ludzi poza Braunem, właściwie kobiet nie znał, sprawiała, że po prostu wycofał się w stronę drzwi a potem, zaraz po przekroczeniu progu, puścił się biegiem.
Fanny Sterling patrzyła na Erika, Victorię i Geraldine zmieszana. Kręciła głową.
- Pani, pani Price myśli, że ja go po złości krzywdzę? – zapytała skonsternowana. – To prawda mam ciężką rękę, ale on... on nie jest dobrym dzieckiem - usprawiedliwiła się przed Victorią. - Próbowałam wyplenić z niego to co w nim siedzi, ale to jest silniejsze. On kradnie. Nie słucha. Znika na długie godziny. Łazi za damami z drugiej klasy – wyliczała z wyraźną złością w głosie.
Z korytarza dobiegły kolejne krzyki. I znowu głos rozpoznał Erik. Tym razem krzyczał Weiss. Najwidoczniej, podobnie do niego samego, zdecydował się właśnie na chwilową przerwę w pracy. A potem, równie niespodziewanie jak krzyk się rozniósł, to umilkł. Tylko coś uderzyło o ścianę.

Tura trwa do 28.08.2023 roku do godziny 21.00
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
24.08.2023, 07:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.08.2023, 07:03 przez Geraldine Yaxley.)  

Kiedy Price nachylała się nad chłopcem ogarnęło ją dziwne uczucie. Niepokój był tak silny, że omal się nie cofnęła. Nie chciała jednak wzbudzać w chłopcu jeszcze silniejszego strachu, chociaż nie było to takie proste. Ten strach zaczął wypełniać i ją. Dreszcze przeszły jej po plecach. Do tego wszystkiego doszło współczucie. Kiedy zbliżyła się bowiem do Elijah zobaczyła stare rany. Ileż ten biedny chłopiec musiał już przeżyć w swoim krótkim życiu? Świat był tak kurewsko niesprawiedliwy. Było jej przykro, bardzo przykro, że dopiero teraz udało jej się złapać Fanny na gorącym uczynku. Powinna wcześniej zareagować, przecież docierały do niej słuchy, że krzywdzi swoje dzieci, dotychczas jednak nic nie zrobiła. To była jej wina, poniekąd.

Elijah jednak jej zaufał, przynajmniej na tyle, że ujął jej dłoń. Wiele to dla niej znaczyło. Obiecała sobie, że zajmie się tym chłopcem i nie pozwoli na to, aby ktoś jeszcze go skrzywdził. Nie na tym statku, przynajmniej tyle mogła zrobić. Po raz kolejny ogarnęło ją dziwne uczucie, ten niepokój był aż nienaturalny. Coś mówiło jej, że powinna być gotowa do walki. Tylko dlaczego miała walczyć? Nim jednak zaczęła się nad tym zastanawiać wszystko minęło. Miała gdzieś z tyłu głowy świadomość, że dzieje się coś dziwnego.

Przeniosła wtedy spojrzenie na Erika, który odezwał się do chłopca. Skinęła w jego kierunku głową z wdzięcznością, że pomyślał o tym, aby chłopiec wyszedł stąd, kiedy mieli zająć się jego matką. Nie powinien na to spoglądać.

Kamień zresztą spadł jej z serca, kiedy również i młoda kobieta zaangażowała się w tę rozmowę. We trójkę mogli zdziałać więcej. Gdy chłopiec ruszył w stronę drzwi szepnęła jeszcze do niego cicho. - Uważaj na siebie, jak coś to cię znajdę, znajdę cię i ci pomogę. - Bo kuło ją w sercu na samą myśl, że ponownie ktoś mógłby go skrzywdzić.

Gdy Elijah zniknął Geraldine przeniosła wzrok na jego matkę. Spokój, który pojawił się, gdy zwracała się do chłopca zniknął. Zrobiła kilka kroków do przodu, żeby znaleźć się bliżej Sterling. - Przemoc nie jest rozwiązaniem. - Wysyczała przez zęby. - Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia, jeśli jeszcze raz zobaczę, że podnosisz na niego rękę, to porozmawiamy inaczej. - W jej głosie było coś, co sugerowało, że to, co mówi to prawda.

Wtedy po raz kolejny do pomieszczenia doszły krzyki. Geraldine musiała zdążyć, tym razem musiało jej się udać. Rzuciła się do przodu jak najszybciej potrafiła. Wybiegła na korytarz, nie podobał jej się ten dźwięk, który usłyszała. Coś właśnie bardzo mocno uderzyło w ścianę. Biegła w stronę z której wcześniej słyszała krzyki.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Norvel Twonk (3781), Geraldine Yaxley (2837), Erik Longbottom (2300), Victoria Lestrange (2921)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa