22.08.2023, 00:08 ✶
Fragmenty wywiadu, przeprowadzonego z Victorią Lestrange, przez Darcyego Lockharta.
Ukazał się 30 maja 1972 roku, na drugiej stronie Proroka Codziennego – a informacja o wywiadzie pojawiła się na okładce.
Victorię Lestrange odwiedziłem w ciepły, majowy dzień, w posiadłości jej rodziców. Dom Lestrangów leży na obrzeżach Doliny Godryka – to elegancka budowla, otoczona ogrodem, po której od razu widać, że należy do zamożnego, czarodziejskiego rodu. Panna Lestrange, która była na tyle uprzejma, by przywitać mnie osobiście, prezentowała się jak dama. Ciemne, starannie czesane włosy, niezbyt wysoki wzrost, filigranowa sylwetka i elegancka suknia – nigdy nie pomyślałbym, że jest aurorką. A jednak, Victoria Lestrange od jakiegoś czasu pracuje w Biurze Aurorów i podczas Beltane nie tylko stawiła czoło śmierciożercom, ale też walczyła z ich przywódcą, jeśli wierzyć plotkom weszła do samego Limbo… i przeżyła.
Moja rozmówczyni już na wstępie zadeklarowała, że nie może mówić o Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, jego poczynaniach oraz samej walce z nim (a nawet o tym, czy faktycznie została stoczona). Te sprawy objęte są służbową tajemnicą. Opowiedziała mi jednak fascynującą historię o tym, jak wyglądał pierwszy etap walk podczas Beltane… i o tym, co zobaczyła w miejscu, do którego trafiła: jak wierzy ona i zdaje się wielu innych podziela tę wiarę – w Limbo. Zaświatach, do których odchodzą wszyscy czarodzieje.
Darcy Lockhart: Była pani w Slytherinie. Tak jak ja zresztą. Takich jak my nie kojarzy się zwykle z bohaterstwem, a jednak walczyła pani ze śmierciożercami i, jeśli wierzyć opowieściom, nawet Z Tym, Którego Imienia Nie Można Wymawiać. Jeśli pani pozwoli, chciałbym zacząć właśnie od Polany Ognia. Od momentu, w którym rozpoczął się atak. Proszę mi opowiedzieć, jak to wyglądało z pani perspektywy.
Victoria Lestrange: Bębny ciągle brzmiały, najpierw zobaczyliśmy pięć słupów światła, zaraz po tym usłyszeliśmy krzyki, wrzaski wręcz. Na początku byłam sama, w tłumie wyłapałam Patricka, a Mavelle dopchała się do nas chwilę później. Ziemia zaczęła pękać, widziałam mignięcia, kiedy ludzie próbowali się teleportować. Śmierciożercy wzięli się znikąd. Spadające ciała mugoli zresztą też. Zrobił się straszny popłoch, ludzie zaczęli się tratować, zaklęcia śmigały, a wokół ognisk Beltane powstała ściana czarnego ognia. Rozproszyłam magię jednego z tych świateł, które pojawiły się znikąd. A za chwilę jakiś Śmierciożerca nas odepchnął i wylądowaliśmy chyba najbliżej tego dziwnego ognia. Wtedy zrobiła się taka dziwna cisza. Ludzie uciekali chyba do Kniei, a brygadziści i aurorzy jakoś się podzielili, żeby opanować chaos. Byliśmy sami, ja Mavelle i Patrick.
DL: Słyszałem, że do starć dochodziło w kilku miejscach wokół ognisk. Wiem, że pośród walczących znajdowali się Erik Longbottom i Heather Wood... oraz oczywiście Atreus Bulstrode.
VL: Tak, w kilku miejscach, ale przyznam szczerze, że nie wiem kto był z kim i co dokładnie robił. Na cały sabat moją partnerką była Mavelle, to akurat dość naturalne, że w całym chaosie się odnalazłyśmy, bo obie szłyśmy na miejsce zbiórki. Patricka widziałam wcześniej z Erickiem, Atreusa chyba z Brenną, ale naprawdę nie wiem jak się ludzie zgrupowali kiedy nastąpił atak.
(…)
DL: – Żywiołak ziemi? Atakował i śmierciożerców, i Ministerstwo, jak rozumiem… Skąd się tam wziął, pani zdaniem? Czyżby rodzina Macmillanów w jakiś sposób zabezpieczyła Polanę?
VL: Skąd się wziął… Na to nie znam odpowiedzi. Chyba wszyscy byli po równo zdziwieni, i Śmierciożercy i my. Nie wiem czy to Macmillanowie. Prawdę mówiąc, gdybym musiała spekulować, biorąc pod uwagę, że byliśmy na sabacie ku czci Matki, może to był jej obrońca?
(…)
VL: Teraz jest to jasne, że było to Limbo, ale wtedy… Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Nie wiedziałam, że to Limbo. Myślałam, że przypadkiem nie wiedząc weszliśmy w jakiś portal… Tylko, że wygląda na to, że tak się nie stało. Nie tak do końca przynajmniej. Mówili, że nasze ciała leżały przy ogniskach i podobno wyglądaliśmy jakbyśmy spali… albo gorzej. Myślałam, że gdziekolwiek jesteśmy, to bardzo rzeczywiste, ale były tam też takie rzeczy… Takie, które powinny mi już wtedy dać do myślenia. Ale różni się mocno. Tak jakby… nie ograniczały go te same prawa co nas, jakby wszystko było tam możliwe. Pamiętam, że słyszałam głos, szept właściwie. Mówił do nas, że nie powinno nas tam być, żebyśmy zawrócili, bo nie przyszła na nas jeszcze pora. Pamiętam też, że coś nas obserwowało z lasu, to było takie dziwne wrażenie... Były też słowa o cyklu. Zobaczyliśmy błyskawice na niebie i pobiegliśmy za tym, aż dotarliśmy na skraj lasu. Tam… To wyglądało jak wielka wichura. Drzewa, kamienie, wszystko były wyrywane ziemi i leciały jakby do centrum, tylko nie my. A w centrum był… Był ogień. Rozgrzany tak, że nie był wcale czerwony, tylko niebieski. A tam… Widziałam kształty. Czasami mówi się, że przed śmiercią życie przelatuje nam przed oczami. Jeśli tak, to w ogniu zobaczyłam koniec. Sceny z mojego życia, moich bliskich, moje emocje. Przypomnienie kim byłam i kim jestem.
(…)
Czy Victoria Lestrange, towarzyszący jej aurorzy oraz Sami Wiecie Kto i jego poplecznicy faktycznie byli w krainie umarłych? Czy dostaliśmy wreszcie pewną odpowiedź na pytanie: co czeka nas po śmierci? Specjaliści, z którymi skontaktowałem się, aby omówić tę sprawę, nie są zgodni. Niektórzy z nich uważają, że mógł to być efekt hipnozy albo przedziwne iluzje – i to, co zobaczyli pracownicy Ministerstwa, nie było prawdą.
Zdaniem innych Limbo to przedziwna kraina, która znajduje się blisko naszego świata. Kraina, którą mogą przemierzyć dusze czarodziejów, nim odejdą w ogień – do miejsca, z którego niekiedy powracają duchy.
W tej całej sprawie jest jednak jeszcze drugie dno. Pytanie, na które panna Lestrange nie mogła lub nie chciała udzielić odpowiedzi.
Dlaczego ten, który przybrał przydomek lorda, postanowił udać się aż do krainy umarłych?
Ukazał się 30 maja 1972 roku, na drugiej stronie Proroka Codziennego – a informacja o wywiadzie pojawiła się na okładce.
Victorię Lestrange odwiedziłem w ciepły, majowy dzień, w posiadłości jej rodziców. Dom Lestrangów leży na obrzeżach Doliny Godryka – to elegancka budowla, otoczona ogrodem, po której od razu widać, że należy do zamożnego, czarodziejskiego rodu. Panna Lestrange, która była na tyle uprzejma, by przywitać mnie osobiście, prezentowała się jak dama. Ciemne, starannie czesane włosy, niezbyt wysoki wzrost, filigranowa sylwetka i elegancka suknia – nigdy nie pomyślałbym, że jest aurorką. A jednak, Victoria Lestrange od jakiegoś czasu pracuje w Biurze Aurorów i podczas Beltane nie tylko stawiła czoło śmierciożercom, ale też walczyła z ich przywódcą, jeśli wierzyć plotkom weszła do samego Limbo… i przeżyła.
Moja rozmówczyni już na wstępie zadeklarowała, że nie może mówić o Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, jego poczynaniach oraz samej walce z nim (a nawet o tym, czy faktycznie została stoczona). Te sprawy objęte są służbową tajemnicą. Opowiedziała mi jednak fascynującą historię o tym, jak wyglądał pierwszy etap walk podczas Beltane… i o tym, co zobaczyła w miejscu, do którego trafiła: jak wierzy ona i zdaje się wielu innych podziela tę wiarę – w Limbo. Zaświatach, do których odchodzą wszyscy czarodzieje.
Darcy Lockhart: Była pani w Slytherinie. Tak jak ja zresztą. Takich jak my nie kojarzy się zwykle z bohaterstwem, a jednak walczyła pani ze śmierciożercami i, jeśli wierzyć opowieściom, nawet Z Tym, Którego Imienia Nie Można Wymawiać. Jeśli pani pozwoli, chciałbym zacząć właśnie od Polany Ognia. Od momentu, w którym rozpoczął się atak. Proszę mi opowiedzieć, jak to wyglądało z pani perspektywy.
Victoria Lestrange: Bębny ciągle brzmiały, najpierw zobaczyliśmy pięć słupów światła, zaraz po tym usłyszeliśmy krzyki, wrzaski wręcz. Na początku byłam sama, w tłumie wyłapałam Patricka, a Mavelle dopchała się do nas chwilę później. Ziemia zaczęła pękać, widziałam mignięcia, kiedy ludzie próbowali się teleportować. Śmierciożercy wzięli się znikąd. Spadające ciała mugoli zresztą też. Zrobił się straszny popłoch, ludzie zaczęli się tratować, zaklęcia śmigały, a wokół ognisk Beltane powstała ściana czarnego ognia. Rozproszyłam magię jednego z tych świateł, które pojawiły się znikąd. A za chwilę jakiś Śmierciożerca nas odepchnął i wylądowaliśmy chyba najbliżej tego dziwnego ognia. Wtedy zrobiła się taka dziwna cisza. Ludzie uciekali chyba do Kniei, a brygadziści i aurorzy jakoś się podzielili, żeby opanować chaos. Byliśmy sami, ja Mavelle i Patrick.
DL: Słyszałem, że do starć dochodziło w kilku miejscach wokół ognisk. Wiem, że pośród walczących znajdowali się Erik Longbottom i Heather Wood... oraz oczywiście Atreus Bulstrode.
VL: Tak, w kilku miejscach, ale przyznam szczerze, że nie wiem kto był z kim i co dokładnie robił. Na cały sabat moją partnerką była Mavelle, to akurat dość naturalne, że w całym chaosie się odnalazłyśmy, bo obie szłyśmy na miejsce zbiórki. Patricka widziałam wcześniej z Erickiem, Atreusa chyba z Brenną, ale naprawdę nie wiem jak się ludzie zgrupowali kiedy nastąpił atak.
(…)
DL: – Żywiołak ziemi? Atakował i śmierciożerców, i Ministerstwo, jak rozumiem… Skąd się tam wziął, pani zdaniem? Czyżby rodzina Macmillanów w jakiś sposób zabezpieczyła Polanę?
VL: Skąd się wziął… Na to nie znam odpowiedzi. Chyba wszyscy byli po równo zdziwieni, i Śmierciożercy i my. Nie wiem czy to Macmillanowie. Prawdę mówiąc, gdybym musiała spekulować, biorąc pod uwagę, że byliśmy na sabacie ku czci Matki, może to był jej obrońca?
(…)
VL: Teraz jest to jasne, że było to Limbo, ale wtedy… Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Nie wiedziałam, że to Limbo. Myślałam, że przypadkiem nie wiedząc weszliśmy w jakiś portal… Tylko, że wygląda na to, że tak się nie stało. Nie tak do końca przynajmniej. Mówili, że nasze ciała leżały przy ogniskach i podobno wyglądaliśmy jakbyśmy spali… albo gorzej. Myślałam, że gdziekolwiek jesteśmy, to bardzo rzeczywiste, ale były tam też takie rzeczy… Takie, które powinny mi już wtedy dać do myślenia. Ale różni się mocno. Tak jakby… nie ograniczały go te same prawa co nas, jakby wszystko było tam możliwe. Pamiętam, że słyszałam głos, szept właściwie. Mówił do nas, że nie powinno nas tam być, żebyśmy zawrócili, bo nie przyszła na nas jeszcze pora. Pamiętam też, że coś nas obserwowało z lasu, to było takie dziwne wrażenie... Były też słowa o cyklu. Zobaczyliśmy błyskawice na niebie i pobiegliśmy za tym, aż dotarliśmy na skraj lasu. Tam… To wyglądało jak wielka wichura. Drzewa, kamienie, wszystko były wyrywane ziemi i leciały jakby do centrum, tylko nie my. A w centrum był… Był ogień. Rozgrzany tak, że nie był wcale czerwony, tylko niebieski. A tam… Widziałam kształty. Czasami mówi się, że przed śmiercią życie przelatuje nam przed oczami. Jeśli tak, to w ogniu zobaczyłam koniec. Sceny z mojego życia, moich bliskich, moje emocje. Przypomnienie kim byłam i kim jestem.
(…)
Czy Victoria Lestrange, towarzyszący jej aurorzy oraz Sami Wiecie Kto i jego poplecznicy faktycznie byli w krainie umarłych? Czy dostaliśmy wreszcie pewną odpowiedź na pytanie: co czeka nas po śmierci? Specjaliści, z którymi skontaktowałem się, aby omówić tę sprawę, nie są zgodni. Niektórzy z nich uważają, że mógł to być efekt hipnozy albo przedziwne iluzje – i to, co zobaczyli pracownicy Ministerstwa, nie było prawdą.
Zdaniem innych Limbo to przedziwna kraina, która znajduje się blisko naszego świata. Kraina, którą mogą przemierzyć dusze czarodziejów, nim odejdą w ogień – do miejsca, z którego niekiedy powracają duchy.
W tej całej sprawie jest jednak jeszcze drugie dno. Pytanie, na które panna Lestrange nie mogła lub nie chciała udzielić odpowiedzi.
Dlaczego ten, który przybrał przydomek lorda, postanowił udać się aż do krainy umarłych?