Ulica Horyzontalna - Poltergeist I
Stanley Stacey Borgin & Anthony Antoinette Borgin
Piątek, weekendu początek. Stanley bardzo dobrze o tym wiedział i zamierzał dobrze wykorzystać ten dzień. Nie omieszkał uwzględnić w planach swojego ulubionego kuzyna Anthony'ego. Nie mieli zbyt dużo do roboty od rana, wszak liczyli na jakiś rozwój wydarzeń lub coś, co pociągnie ich w pewnym kierunku aby zapewnić chociaż trochę rozrywki. Panowie spotkali się w mieszkaniu starszego Borgina na ulicy Horyzontalnej. Wypili po kawce przy której urządzili sobie małą pogawędkę o pracy w Ministerstwie, a następnie ruszyli na miasto - pogoda dopisywała i nic nie wskazywało, że ten dzień ma się obrócić w coś nieoczekiwanego czy nawet złego.
- Mówię Ci Anthony... - zwrócił się do swojego kompana kiedy przytrzymał mu drzwi od wyjścia z klatki, sięgając po papierosy wolną dłonią - Coś mi mówi, że będziemy się świetnie bawić - uśmiechnął się od ucha do ucha, wychodząc na dwór - Zresztą jak zawsze. Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego przecież - zaśmiał się, częstując kuzyna ich wspólną nikotynową zgubą - Zapalisz? Chyba nie rzuciłeś ot tak, zmieniając swój całkowity nawyk? - spojrzał badawczo na dziedzica - To by świadczyło, że w końcu się ustatkowałeś i jakaś panna Ci zawróciła w głowie... Wiesz zakazała palić bo to afe i w ogóle... - wzruszył ramionami - Ale Tobie to chyba nie grozi? No przynajmniej dopóki William kogoś Ci nie znajdzie, bo sam to się nie kwapisz aby to zrobić - poklepał go po plecach, schodząc po schodkach jako pierwszy, pozwalając mu na chwilę zadumy. Dosyć nie długiej, ponieważ zaraz pogonił go dłoni, przecież nie będzie na niego czekał całą wieczność.
Stanley przejechał sobie po brodzie w zastanowieniu, rozglądając po okolicznych uliczkach - Hmmm... Pójdźmy tędy - wskazał otwartą dłonią na miejsce, które zostało wylosowane w dzisiejszej loterii dróg i tras do pokonania - Przejdziemy kawałek, a później skręcimy w prawo i jakoś dalej to będzie - stwierdził, odpalając papierosa metalową zapalniczką. Co prawda, zarówno on jak i Anthony, umieli magię, mogli więc z niej korzystać do rozpalania fajek ale korzystanie z zapalniczki miało w sobie to "coś" - Ahhh - wycedził przez zęby z zadowolenia kiedy pierwsza partia dymu dotarła do płuc. Andrew nie wiedział jednak, że wybrana przez niego ścieżka będzie miała fatalne skutki.
Nie zdążyli zrobić 10, może 15 kroków, kiedy zza rogu wyskoczył jakiś wariat w masce klauna czy czegoś takiego, rechocząc jak psychopata czy inna żaba - Hahaa... Hihihii - zaśmiał się, machając palcami w kierunku dwójki mężczyzn - Skadidle... Skadoodle! Hhahahha! Hihihihi! - kontynuował swój złowieszczy śmiech, który przypominał trochę hienę na żerze. Nim jednak jeden czy drugi z Borginów zareagowali jakkolwiek na to co miało przed chwilą miejsce, jegomość zdążył odskoczyć z powrotem w alejkę z której przybył i rozmył się jakby w ogóle nie istniał.
- Co jest... - zamrugał w osłupieniu, próbując dojść do siebie po tym dziwnym incydencie. Stanley w życiu widział dużo dziwnych rzeczy ale to "coś", biło na głowę chyba wszystko o czym mógł w tym momencie pomyśleć. Nie omieszkał jednak podejść i zerknąć w miejsce gdzie tamten poszedł. Jak pomyślał, tak też zrobił - ruszył przed siebie. Zatrzymał się po kilku krokach spoglądając w boczną alejkę - ta niestety była pusta. Starszy z dwójki mężczyzn postanowił podzielić się swoim postrzeżeniem, więc obrócił się w kierunku Anthoney'ego... Gdzie jest kurwa Anthony?! Przetarł oczy ze zdumienia. Był święcie przekonany, że ten znajdował się tuż za nim. Teraz nie było tutaj czarnowłosego, a jakaś dama... w opałach? - Umm... Nie widziała pani mojego kuzyna? Takiego wzrostu mniej więcej, bez zarostu... Trochę jak dziecko z twarzy... - opisał pokrótce Iana, łapiąc się za swoją brodę, a raczej to co po niej zostało - O kurwa... - rozszerzył oczy na szerokość dużych, złotych monet, spoglądając na "kobietę" - Anthony... Czy ja też nie jestem sobą? - zapytał, łapiąc się nerwowo dłońmi po twarzy. Stanley Stacey, ponieważ należy nazywać rzeczy po imieniu, zerknęła w prawo na swój bark, gdzie dostrzegła długie włosy, co tylko skwitowała przeczącym pokręceniem głową.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972