Prompt: „Promieni gra różana topnieje w sinej mgle”
Gdy teleportowały się na skraju Zakazanego Lasu, dopiero wstawał świt. Na zachodzie niebo wciąż było jeszcze granatowe, na wschodzie zaś pierwsze promienie słońca zamalowały je różem, złotem i błękitem. Las tonął wciąż w półmroku, a między drzewami snuła się mgła. Brenna spodziewała się, że w jego głębi - tam gdzie szły - tej będzie więcej. Jednorożce, istoty dobre i pełne światła, wybrały sobie na legowisko bodaj najmroczniejsze, leśne zakątki. Być może po to, by łatwiej im było się ukryć. Przynajmniej tak było dziesięć lat temu, bo Brenna nie mogła być pewna, czy nie przeniosły się podczas tej dekady. Nie była specjalistką od magicznych stworzeń, a to miejsce poznała tylko z jednego powodu.
Na wilczych łapach swego czasu dość często przemierzała leśne odmęty i zdołała wywąchać parę ciekawych rzeczy. Od tamtych dni minęły jednak długie lata. Czasem wydawało się jej, że całe życie.
- To absolutne szaleństwo - poinformowała Brenna Victorię, ale w jej głosie rozbrzmiewały nuty rozbawienia. Palce zatknęła za szlufki od jeansów, bo rzecz jasna nie wybierała się do Zakazanego Lasu w sukience. - Czy ja cię absolutnie zepsułam, Tori, skoro nie wybiłaś mi tego z głowy i jeszcze tu jesteś?
To nie było mądre, urządzać sobie taką wycieczkę, kiedy miało się masę pracy, widmo wojny już nie tylko majaczyło na horyzoncie, a zawisło na dobre nad ich światem, kiedy w innym lesie niż ten pojawiły się potwory, i kiedy obie miały na głowie masę spraw prywatnych czy rodzinnych.
Ale po części dlatego Brenna właściwie miała na to ochotę. Na tę od dawna odkładaną wycieczkę, na próbę zakradnięcia się pod legowisko jednorożców, na odrobinę szaleństwa, nie mającego związku z nadstawieniem głowy. Na niemądrą decyzję, jedną z tych, które przecież zawsze lubiła - bo inaczej nie wchodziłaby tutaj jako nastolatka, nie próbowała z ciekawości badać jaskiń w okolicach Hogsmeade, nie krążyła po tak sobie obcym, mugolskim Londynie, nie ciągnęła przez całe lata Mavelle czy przyjaciół w różne podejrzane, ale "ciekawe" miejsca. Jedną z tych, na które od dwóch lat tak rzadko mogła sobie pozwalać.
W takich mrocznych czasach dobrze było czasem zrobić coś, co było absolutnie niepowiązane z pracą, z działalnością Zakonu, poczuciem obowiązku czy chęcią pomagania komukolwiek.
- Jeżeli uda się znaleźć trochę ich sierści albo włosów, pewnie przyda ci się to do eliksirów, możemy więc użyć tego jako pretekstu - dodała. - Ostatnia szansa, żeby się wycofać! - rzuciła, spoglądając na moment na Victorię, nim sama ruszyła w sino - różaną mgłę, snującą się pomiędzy drzewami.
Podobno do trzech razy sztuka. To był już czwarty raz. Brenna miała nadzieję, że tym razem obejdzie się bez jakichś straszliwych wypadków, w końcu nie planowały zbliżać się do części lasu, w których grasowały centaury i na pewno nie do tych, gdzie były wielkie pająki...