• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[12.06.72] Mgły Zakazanego Lasu

[12.06.72] Mgły Zakazanego Lasu
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
30.08.2023, 15:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:04 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Prompt: „Pro­mie­ni gra ró­ża­na top­nie­je w si­nej mgle”

Gdy teleportowały się na skraju Zakazanego Lasu, dopiero wstawał świt. Na zachodzie niebo wciąż było jeszcze granatowe, na wschodzie zaś pierwsze promienie słońca zamalowały je różem, złotem i błękitem. Las tonął wciąż w półmroku, a między drzewami snuła się mgła. Brenna spodziewała się, że w jego głębi - tam gdzie szły - tej będzie więcej. Jednorożce, istoty dobre i pełne światła, wybrały sobie na legowisko bodaj najmroczniejsze, leśne zakątki. Być może po to, by łatwiej im było się ukryć. Przynajmniej tak było dziesięć lat temu, bo Brenna nie mogła być pewna, czy nie przeniosły się podczas tej dekady. Nie była specjalistką od magicznych stworzeń, a to miejsce poznała tylko z jednego powodu.
Na wilczych łapach swego czasu dość często przemierzała leśne odmęty i zdołała wywąchać parę ciekawych rzeczy. Od tamtych dni minęły jednak długie lata. Czasem wydawało się jej, że całe życie.
- To absolutne szaleństwo - poinformowała Brenna Victorię, ale w jej głosie rozbrzmiewały nuty rozbawienia. Palce zatknęła za szlufki od jeansów, bo rzecz jasna nie wybierała się do Zakazanego Lasu w sukience. - Czy ja cię absolutnie zepsułam, Tori, skoro nie wybiłaś mi tego z głowy i jeszcze tu jesteś?
To nie było mądre, urządzać sobie taką wycieczkę, kiedy miało się masę pracy, widmo wojny już nie tylko majaczyło na horyzoncie, a zawisło na dobre nad ich światem, kiedy w innym lesie niż ten pojawiły się potwory, i kiedy obie miały na głowie masę spraw prywatnych czy rodzinnych.
Ale po części dlatego Brenna właściwie miała na to ochotę. Na tę od dawna odkładaną wycieczkę, na próbę zakradnięcia się pod legowisko jednorożców, na odrobinę szaleństwa, nie mającego związku z nadstawieniem głowy. Na niemądrą decyzję, jedną z tych, które przecież zawsze lubiła - bo inaczej nie wchodziłaby tutaj jako nastolatka, nie próbowała z ciekawości badać jaskiń w okolicach Hogsmeade, nie krążyła po tak sobie obcym, mugolskim Londynie, nie ciągnęła przez całe lata Mavelle czy przyjaciół w różne podejrzane, ale "ciekawe" miejsca. Jedną z tych, na które od dwóch lat tak rzadko mogła sobie pozwalać.
W takich mrocznych czasach dobrze było czasem zrobić coś, co było absolutnie niepowiązane z pracą, z działalnością Zakonu, poczuciem obowiązku czy chęcią pomagania komukolwiek.
- Jeżeli uda się znaleźć trochę ich sierści albo włosów, pewnie przyda ci się to do eliksirów, możemy więc użyć tego jako pretekstu - dodała. - Ostatnia szansa, żeby się wycofać! - rzuciła, spoglądając na moment na Victorię, nim sama ruszyła w sino - różaną mgłę, snującą się pomiędzy drzewami.
Podobno do trzech razy sztuka. To był już czwarty raz. Brenna miała nadzieję, że tym razem obejdzie się bez jakichś straszliwych wypadków, w końcu nie planowały zbliżać się do części lasu, w których grasowały centaury i na pewno nie do tych, gdzie były wielkie pająki...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
31.08.2023, 20:20  ✶  

Kiedy Brenna „ostrzegła” Victorię, że pewnego dnia stanie na progu jej domu, żeby zabrać ją na „randkę” do Zakazanego Lasu, Victoria pomyślała sobie tylko, że dlaczego niby nie, to byłoby przecież miłe, a poza tym to nie zgadzała się z teorią Brenny, że do trzech razy sztuka – bo Longbottom ubzdurała sobie, że kiedy Victoria wchodzi z nią do lasu to zaczynają dziać się rzeczy w miejscach. Z pewnością natomiast nie zgadzała się z twierdzeniem, ze kiedy są razem do „kupy”, to nagle przyciągają do siebie pecha. Brunetka nie wierzyła w większość takich przesądnych bajdurzeń, w większość wróżbiarzy i jasnowidzów też nie (były rzecz jasna wyjątki…).

Ale chyba nie spodziewała się, że Brenna znajdzie się na jej progu w środku nocy (i to dosłownie) nie dlatego, że komukolwiek groziło jakieś niebezpieczeństwo, bo śnił się jakiś… Nocny Zabójca (Victoria miała na niego już kilka przydomków), tylko dlatego, że zapragnęła teraz-dziś wybrać się do Lasu. I to bynajmniej nie na grzyby. Skrzatka Strzałka chyba była równie zdziwiona co Victoria, ale żadna z nich nie narzekała. Lestrange po prostu się ubrała w pierwsze co jej wpadło w ręce i nie było sukienką, a potem tak jak stała, była gotowa się przenieść… Kominkiem, potem teleportem… Ostatecznie trafiły dokładnie tam, gdzie miały trafić, dokładnie o tej porze, o której tam trafiły.

A było pięknie. Wschody słońca były piękne, Victoria znacznie bardziej lubiła je od zachodu – słońce budziło się i malowało niebo. A ta mgła… Ach ta mgła… Można się było zakochać.

- Powiedzmy, że byłam zbyt zaspana, żeby myśleć trzeźwo. Czy taka narracja ci pasuje? – rzecz jasna nie była to prawda. Victoria potrzebowała mało czasu, by dojść do siebie, po obudzeniu w dowolnych warunkach, bo jej sen zawsze był bardzo czujny. Victoria w ogóle nie zgadzała się z kolejną teorią Brenny – tą, w której ta niejako ją zepsuła. Ciemnooka miała po prostu ogromne pokłady tolerancji, cierpliwości oraz ciekawości. Ta niebezpieczna mieszanka powodowała, że była w stanie wytrzymać z Brenną, nic sobie nie robić z tego, ze za nią nie nadąża (a może w ogóle tego nie zauważać, co pozwalało oszukać mózg i sprawić, że jednak w swej życiowej powolności jednak doganiała Longbottom) i teraz udawać, że nic się nadzwyczajnego nie stało.

- Och, byłoby wspaniale. To taki rzadki składnik… - powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem. Sierść jednorożca, albo włosy z jego grzywy lub ogona – było tyle rzeczy, jakie mogła z nich zrobić. Niech więc będzie, niech to będzie pretekst i wymówka, skoro Brenna ich potrzebowała. - Wycofać gdzie. Już wstałam i się ubrałam, po co to marnować? – to chyba przesądzało sprawę.

Zagłębiła się za swoją towarzyszką w różowawej mgle. Była lekko wilgotna i osiadała na skórze i włosach, przez co pukle Victorii skręciły się trochę mocniej.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
31.08.2023, 22:28  ✶  
- Mam uwierzyć, że ty nie myślałaś trzeźwo? – spytała Brenna z rozbawieniem. To nie tak, że ona sama zawsze była narwana – bo wbrew pozorom umiała zastanowić się nad swoimi poczynaniami i ustalić plan. Czasem. Ale z nich dwóch tą dużo trzeźwiej myślącą zawsze była Victoria i Brenna nie wątpiła, że ta umiała ogarnąć sytuację nawet przebudzona o trzeciej nad ranem. (A Brenna nie była aż tak okrutna, stawiła się u niej tuż przed świtem.)
- Gdybym potrzebowała pretekstu, to by mnie tu nie było – roześmiała się już szczerze na kolejny komentarz. Bo dla niej pretekstem często było po prostu „bo chcę” albo „bo ktoś chce”. Teraz, gdy bliżej było jej trzydziestki niż dwudziestki, a na świecie trwała wojna, może nieco rzadziej niż kiedyś, ale wciąż tkwiła w niej ta dziewczyna, która wspinała się na najwyższe drzewo Kniei, bo chciała sprawdzić, czy da radę albo wsiadała do pociągu tylko dlatego, że ktoś miał ochotę gdzieś pojechać.
Była tutaj, bo chciała.
Zakazany Las w tej okolicy wcale nie zdawał się Zakazany, a na pewno nie o tej porze. W dodatku – po prawdzie – w tej chwili było tu bezpieczniej niż na skraju puszczy, w pobliżu której obie mieszkały. Wilgoć zdawała się oblepiać ubrania, buty strącały krople rosy z liści, w powietrzu pachniało igłami oraz polnymi kwiatami. Brenna wędrowała początkowo ścieżką, którą wydeptali mieszkańcy Hogsmeade, ale potem skręciła w las. Miała nadzieję, że dobrze zapamiętała ścieżkę i nie prowadzi ich właśnie ku gniazda wielkich pająków. Na całe szczęście – Brenna się kiedyś po tym lesie włóczyła, a Victoria nieco więcej wiedziała o świecie fauny i flory, istniała więc szansa, że wyjdą stąd całe i zdrowe.
Po pewnym czasie teren stał się nieco trudniejszy. Przyszło im przejść nad obalonym pniem, zmurszałym już ze starości, pochylić się, aby przedostać między gęsto rosnącymi drzewami. Wreszcie musiały ostrożnie zejść po zboczu – Brenna tu obejrzała się na Victorię, by w razie czego podać jej rękę i pomóc – a potem Longbottom za pomocą magii usunęła z ich drogi nieco na bok ostre, cierniowe pędy. Siedliska jednorożców rzadko były w końcu w bezpiecznej, łatwej do znalezienia okolicy – zbyt wielkie niebezpieczeństwo groziło tym zwierzętom.
– Daj mi moment – poprosiła, kiedy znalazły się w pobliżu jeziora, dość płytkiego, ale rozlewającego się na dużą odległość pośród drzew. Sina mgła spływała znad niego na całą okolicę, a serce Brenny zabiło mocniej, bo rozpoznała to miejsce: była pewna, że to tutaj, lata temu, mignął jej jednorożec. Czy mieszkały tu dalej? Mogły przenieść się gdzieś… albo ucierpieć.
Brenna przykucnęła, przemieniając się w wilka. Przemknęła wzdłuż jeziora na czterech łapach, węsząc tuż przy ziemi… bo złapała trop… tropy… A Victorii tymczasem na krzewie mignęło coś, czego Brenna nie zauważyła, bo i się na tym nie znała – wprawdzie tylko pojedynczy, ale złocisty i długi włos jednorożca.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
02.09.2023, 00:49  ✶  

– Przecież powiedziałam, że „powiedzmy” – powtórzyła spokojnie, skoro Brenna nie zrozumiała przekazu za pierwszym razem. A tak naprawdę, to wiedziała doskonale, że Longbottom w ten sposób się z nią droczyła. – Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że jak się wypije alkohol, to się trzeźwo nie myśli, a i mnie to nie omija – oczywiście, że piła do ich nocnej eskapady sprzed dziewięciu lat. To też był czerwiec… A o świcie nad ziemią też unosiła się podobna mgła. – Ja co prawda wczoraj nie piłam, ale myślę, że już zrozumiałaś, co chcę ci powiedzieć – skwitowała pogodnie i zupełnie niezrażona zagłębiała się za Brenną w las.

– Byłabyś – nie uwierzyła jej. Preteksty były po to, by uspokoić własne sumienie, które buntowało się przed zachciankami, a choć pod tym względem to Brenny wydawało się być całkiem szerokie, to jakoś jej się nie wydawało, by przyjaciółka zawsze robiła wszystko, na co tylko miała ochotę. Teraz jednak i tak nie miało to większego znaczenia, bo fakt był taki, że obie znalazły się na skraju Zakazanego Lasu, od strony Hogsmeade, i z każdym krokiem wchodziły głębiej.

Lestrange niezbyt często wchodziła w las, ale to nie tak, że była tu po raz pierwszy. Faktem było jednak, że na ten moment, był on na pewno bezpieczniejszy niż Knieja w ich rodzinnych stronach – i to pomimo tego, jakie stwory zamieszkiwały Zakazany Las. Miał on taką nazwę przecież nie po to, by straszyć jedenastolatków, którzy trafiali do Hogwartu na swój pierwszy rok nauki.

Wchodziły coraz głębiej. Victoria czasem coś zagadywała Brennę, ale w większości kontemplowała ciszę i spokój; powoli budzącą się tego dnia faunę i florę, wdychała zapachy, chłonęła dźwięki… Kochała rośliny. To pośród ziemi i zieleni czuła się najlepiej; nie w powietrzu, nie w wodzie, chociaż dla niej żywioł ognia był całkowicie łaskawy i umiłowany. Nie szła ślepo za Brenną. Ta może i kiedyś chodziła po tych ścieżkach, ale lata mijały, a pamięć lubiła płatać figla. Zresztą zwierzęta też migrowały. Dlatego też ciemnowłosa przyglądała się otoczeniu, czy faktycznie idą jakąś sensowną drogą, a nie wprost do gniazda jakichś arachnidów. Częste i wielkie pajęczyny byłyby całką niezłą wskazówką. Tych na szczęście po drodze nie było; były za to inne niespodzianki, ale Victoria nawet dała sobie radę. Faktycznie zaczęła ćwiczyć i to pomimo przeciwności jakie w zeszłym miesiącu ją trafiły. A te ćwiczenia się przydawały. Koordynacja ruchowa z pewnością się poprawiła.

– Hmm? – mruknęła, oglądając się na Brennę, która postanowiła zmienić swoją postać. To było przyjemne miejsce, choć w samym środku lasu, wcale nie takiego gościnnego. Jezioro pięknie odbijało na swej tafli okoliczne drzewa. Lestrange wtedy odwróciła się, miała wrażenie, że zobaczyła coś… Jakiś błysk. Odeszła kawałek, chcąc się przyjrzeć i aż jej dech zaparło. Włos. Jeden. Ale nie do pomylenia z czymkolwiek innym. –Bren – powiedziała, starając się to zrobić dość cicho. Delikatnie dotknęła złoty włos, chcąc wyplątać go z krzaka możliwie najdelikatniej jak tylko się dało. Chciała go sobie zatrzymać, rzecz jasna. Ale wcześniej pokazać Brennie i dać jej go powąchać. – Jest piękny – a tylko jeden jedyny, mieniący się złotem.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
02.09.2023, 18:10  ✶  
Brenna kręciła się przy brzegu, węsząc, to przy ziemi, tu w powietrzu. Obiegła pobliskie drzewo, i chyba szukałaby tropu dalej - a może tylko go sprawdzała, bo wyglądała, jakby coś podchwyciła? - gdyby Victoria nie wypowiedziała jej imienia.
Wilczyca podbiegła do Lestrange, i już wbiegając po niezbyt stromej skarpie zmieniła się w pół ruchu.
- Ładne - przytaknęła, przyglądając się włosowi, który znalazła Victoria. - To chyba młodego? Czy starsze też miewają takie złote grzywy? - spytała, trochę niepewna, bo magiczne stworzenia nigdy nie były jej specjalnością, a ostatni raz jednorożca widziała wiele lat temu - i zarówno jego grzywa, jak i sierść, zdawały się Brennie w nocnym blasku srebrzyste.
- Zdaje mi się, że je wyczułam. Na pewno wyczułam coś, a skoro to znalazłaś, to znaczy, że nadal tu są... siedlisko było gdzieś tam, za tymi krzewami, jeśli użyjemy kameleona, może nawet uda się je zobaczyć, póki nie podejdziemy za blisko. Tylko... hm, powiedziałabym, że wyczuwam też człowieka? Trochę dziwne, bo to jednak głębia Zakazanego Lasu. Może ktoś zabłądził?
W porządku, od strony Hogsmeade las był "Zakazany" tylko z nazwy. Uczniowie nie mogli wchodzić na tereny przylegające do szkoły, a obcych powstrzymałyby zaklęcia chroniące szkołę, Brenna jednak podejrzewała, że do puszczy w pobliżu miasteczka mieszkańcy zapuszczali się wielokrotnie. Były jednak teraz w jego głębi, w dodatku w okolicy raczej niedostępnej, nie spodziewała się więc tutaj żadnych przypadkowych spacerowiczów.
Z drugiej strony, one tu trafiły.
Oddała włos Victorii, pozwalając jej go schować. I wahała się przez moment, rozważając, czy od razu ruszyć dalej, ku krzewom, zza którymi w pobliżu skał prawdopodobnie znajdowało się siedlisko, skryte we mgle… czy też zadać pytanie, krążące jej po głowie już od jakiegoś czasu. A właściwie to dokładnie od miesiąca.
– Tori? Jeżeli nie chcesz odpowiadać i o tym rozmawiać, po prostu każ mi nie wtrącać nosa nieswoje sprawy. Ale czy ty naprawdę chcesz wyjść za Sauriela Rookwooda? – wyrzuciła w końcu z siebie. Być może naprawdę nie powinna się wtrącać: dobrą wolą w końcu piekło brukowano. Victoria była dużą dziewczynką i jeżeli zgodziła się na aranżowane małżeństwo, miała swoje powody – a Brenna nie powinna ich negować.
Ale na litość bogini.
Rookwood – a miała dobre powody, by nie ufać Rookwoodom. Wampir, ktoś na kogo Brenna wpadła całe dwa razy i kto przy obu tych razach pokazał, że całkiem blisko mu do potwora. Był nie tylko narzuconym narzeczonym, ale też… trupem. U jego boku Victoria nigdy nie pojawi się nigdzie w dzień, nie urodzi dzieci. Czekał ją ostracyzm ze strony wielu czystrokrwistych rodów. Nie wspominając już o tym, że Sauriel Brennie zdawał się zwyczajnie niebezpieczny – i przyszło jej nawet do głowy, że może ktoś Lestrangów zwyczajnie szantażował.
Więc tak, jeżeli Victoria taką decyzję podjęła, Brenna zamierzała ją uszanować. Ale jeżeli chciałaby wykręcić się z tego małżeństwa… była gotowa poruszyć niebo i ziemię, żeby w tym pomóc.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
03.09.2023, 02:07  ✶  

– Tak, młodego – potwierdziła, wpatrując się we włos, który trzymała w dłoni, bardzo delikatnie. – Stają się srebrzyste po jakichś dwóch latach. Śnieżnobiałe po siedmiu. Rogu tez nie mają dość długo – dodała, zamyślona. Skoro to było źrebię jednorożca, to pewnie musiało tu być całe stado. Nie była ekspertem od magicznych zwierząt, miałaby problem się takim zająć, ale jakieś podstawy, albo nawet więcej, znała. Powiedzmy, ze była taka średniozaawansowana.

– Człowieka? – o ile ktoś nie wpadł na podobny pomysł co one, żeby o świcie oglądać jednorożce w Zakazanym Lesie… Ale mógł to być też żądny przygód uczeń z Hogwartu, o duszy wolnej jak dusza Brenny. Albo… Cóż. Albo ktoś, kto nie miał dobrych zamiarów. Trochę opcji było.

Victoria zwinęła złoty włos, bardzo delikatnie, i schowała go sobie do torby, zdawała się w ogóle nie zważać na ciężką atmosferę, która nagle zapadła, nim jeszcze Brenna zdecydowała się zadać swoje pytanie. Brunetka płynnie dokończyła swój ruch, nie odzywając się przez moment, kiedy upewniała się, że bezcenny włos jest bezpieczny i nic mu się w torbie nie stanie. Dopiero kiedy miała pewność, podniosła głowę i spojrzała na Brennę, w tej pełnej napięcia chwili.

A potem westchnęła. To już drugie tego typu pytania czy zagajenie rozmowy, w ciągu dwóch tygodni. Victoria wiedziała, skąd się to bierze. Ale obie osoby… miały zupełnie inną sytuację rodzinną.

– To nie jest takie proste jak ci się wydaje, nie ogranicza się tylko do chcę albo nie chcę – powiedziała w końcu. – Na początku nie chciałam, to chyba dość oczywiste. Sauriel ma wyjątkowo trudny charakter, a wtedy robił wszystko, żeby tylko się pokłócić. Ale przestał. Przestał traktować mnie jak wroga. W bliższym poznaniu zdecydowanie zyskuje – mogła powiedzieć Brennie, że to nie jej sprawa, ale podskórnie czuła, że trzeba to wyjaśnić. Poza tym… Jej też ta sprawa ciążyła. Ta, i wszystko co z nią związane. A tutaj, w Zakazanym lesie, były całkiem same. I mogły porozmawiać bez wścibskich uszu. Przez myśl Lestrange przebiegło, że może jednak Brenna wyciągnęła ją tutaj celowo… –  Więc czy chcę? Nie wiem, Brenna. Nie wiem. Co wiem na pewno to to, że rodzina mi nie odpuści, jeśli nie zrobię tego, co chcą. W moim rodzie nie ma takich luksusów jak wybieranie swojej własnej ścieżki. Póki nie korzysta na tym cała rodzina, znaczy, że jest do niczego. A najlepiej, jeśli w takich ważnych kwestiach to starsi decydują. Za nieposłuszeństwo są kary. Wypalenie z rodzinnego gobelinu to ta najmniejsza – uśmiechnęła się smutno do Brenny. Była pewna, że nie musi jej tego tłumaczyć. – Ale przede wszystkim… Nie jestem odpowiedzialna tylko za siebie. Jeśli ucieknę… Boję się tego, co zrobią wtedy Saurielowi – powiedziała cicho. – Nawet sobie nie wyobrażasz co mu zrobili za ten areszt i wstyd jaki przyniósł rodzinie. Co ciągle mu robią i jak traktują. Bo przecież to wampir, przecież drugi raz nie umrze, wszystko się zagoi. Nikogo tam nie obchodzi, że nadal czuje ból jak normalna osoba. Że go coś boli – spuściła wzrok i zaczęła mówić jeszcze ciszej. – Jak myślisz, dlaczego taki jest? Bo chciał? Nie chciał. Jedyne co chciał, to żyć po swojemu. I taką cenę za wolność zapłacił. Zamiast wydziedziczenia to… – nie dokończyła. Wiedziała, że u jego boku to życie będzie trudne. Że będzie oglądała jak on ciągle jest taki sam, a ona się starzeje. Że nie będą mieli dzieci. Że nie będą razem oglądać wschodów słońca. Ostracyzm – tym się zbytnio nie przejmowała, bycie wampirem nie było zabronione, mogli sobie gadać co chcieli, ale tak… To nie miało być łatwe życie. Nie wiedziała czy w głowie miesza jej ten cały rytuał, czy nie, ale po prostu było jej go żal, bardzo. I nie chciała go zostawiać na pastwę tych ludzi, którzy członka swojej rodziny traktowali… tak.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
03.09.2023, 16:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.09.2023, 23:31 przez Brenna Longbottom.)  
Zasadniczo, celem całej wycieczki nie było wypytanie Victorii. Dla takiej rozmowy Brenna równie dobrze mogłaby zaprosić ją po prostu na kawę, wyciągnąć na spacer, a nawet ostatecznie zadać pytanie w ministerialnej kafeterii. Skoro jednak pojawiła się okazja… postanowiła ją wykorzystać.
- Wiem, że to nie jest proste – przyznała bez oporów. Może i jej rodzice nie próbowali na siłę wydawać córki za mąż, a ojciec chyba pogodził się nawet z myślą, że jak długo trwa wojna, nie ma mowy, by choćby o tym pomyślała. Żyła jednak dostatecznie blisko świata czystokrwistych, aby zdawać sobie sprawę z tego, że „wybór” bywał luksusem, który nie każdy posiadał. I dlatego nigdy nawet nie spytała o Rosiera – co najwyżej w delikatnej formie, co myśli o narzeczonym. Ale w oczach Brenny Sauriel był złym wyborem pod każdym względem. Jak niby rodzina Victorii miała skorzystać na takim oblubieńcu? Chociaż akurat to niezbyt Brennę interesowało. Bardziej martwiła się, że to małżeństwo mogło doszczętnie zrujnować Lestrange życie. – I wiem, że oni nie spytają cię, czego chcesz. Ja pytam.
Bo ostatecznie, jeśli odpowiedź brzmiałaby „tak” lub „raczej tak”, pozostawało nie pytać nigdy więcej. Nie miało znaczenia, co myślała Brenna, jeżeli Victoria znając Sauriela zdecydowała, że jednak chce dzielić z nim życie albo że ze względu na rodzinę wkracza na taką drogę i nie zamierza nawet myśleć o innej.
A jeżeli brzmiałoby „nie”?
Wtedy istniało wiele sposobów na to, aby przynajmniej spróbować. I niekoniecznie wiązały się z koniecznością ucieczki od rodziny, chociaż gdyby Victoria zdecydowała się na taki krok… to Brenna by jej pomogła. Tak, jak już za całkiem niedługo jej kuzynostwo miało pomóc niejakiemu Syriuszowi Blackowi. Były i inne opcje – od prób przekonania ojca, przez stosowanie nacisków z różnych stron na Lestrangów, po zwykłe rozpuszczanie plotek czy dostarczenie na próg posiadłości paru informacji, tak że matka Victorii mogłaby zdecydować, że bycie teściową Rookwooda, wampira, zniszczy jej reputację. Bo Brenna, jeżeli szło o bliskie osoby, potrafiła wykazać się bezlitosnością, o którą nie podejrzewałoby jej wielu.
– Rookwoodowie to banda poprańców – mruknęła, kiedy Victoria wspomniała o karach i o tym, że Sauriel nie chciał być wampirem. To przy okazji potwierdzało pewne podejrzenia Brenny, do tej pory będące przecież tylko podejrzeniami. Bo przecież mogli go przemienić w próbie uratowania życia. Sama nie była pewna, kto jest bardziej chory – matka Victorii, oddająca córkę wampirowi, czy ojciec Sauriela, pozwalający syna w wampira zamienić. Mimowolnie pomyślała o Charliem: który uciekł dosłownie w ostatniej chwili, bo inaczej nie zostałby wydziedziczony, a po prostu zabity. Może tak naprawdę to było największym problemem Sauriela: on w tym krytycznym momencie... nie miał do kogo uciekać.– Martwisz się o niego. Rozumiem – skwitowała po prostu, kiwając głową, bo to była odpowiedź, którą musiała zaakceptować. – Nie będę więcej pytać. Ale jeżeli „nie wiem” zamieniłoby się w „nie” daj mi po prostu znać. Gdybyś potrzebowała pomocy... też dla niego... również – dodała jeszcze łagodnie. Victoria mówiła, że mu ufa. Troszczyła się o niego. I zapewniała, że nigdy jej nie tknął.
Ale Brenna nie mogła wymazać z pamięci wspomnienia tego, jak Sauriel wyglądał tamtej nocy, w pokoju Victorii. I myśli, że jego ojciec, który najwyraźniej karał syna za nieposłuszeństwo, nie musiał urodzić się potworem.
Oraz tej, że skoro podnosił rękę na swoje dziecko, nic nie powstrzyma go przed podniesieniem tej ręki na nieposłuszną synową.
Tylko czy miała prawo go oceniać, skoro własna rodzina za próbę uwolnienia zmieniła Rookwooda w wampira?
Odwróciła się, i machnęła różdżką, we własnym kierunku, rzucając zaklęcie kameleona. Nie zdążyła zaoferować Victorii, że zrobi to samo dla niej.
Spomiędzy krzewów wypadł bowiem młody jednorożec, którego sierść dopiero zaczynała zamieniać się ze złotej w srebrną.
- Jaki… - zaczęła Brenna, ale i tych słów nie dokończyła, w powietrzu bowiem błysnęło zaklęcie i obaliło zwierzę. Z ust Brenny wydobył się zdławiony okrzyk, a potem, choć nie widziała jeszcze przeciwnika, odruchowo zeskoczyła ze skarpy – w ruchu widoczna mimo zaklęcia – sięgając jednocześnie po własną różdżkę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
04.09.2023, 11:23  ✶  

To w żadnej mierze nie był prosty temat dla Victorii. Mieszała jej się powinność, zmartwienie, uczucia i to co w ogóle chciała w jedno, co tworzyło mieszankę kompletnie wybuchową. Jeszcze ten cholerny rytuał… też mieszał w jej uczuciach, choć z początku tego nie zauważyła – zmiana była gwałtowna, ale myślała że ma to związek z jej otarciem się o śmierć. Że… nie ma nic do stracenia, jedno było życie, może trzeba było przestać się oszukiwać… ale jednak okazało się to być fałszywe.

Ale czy na pewno? Znaleźli sposób by się o tym przekonać. Trzeba było tylko udać się do klątwołamacza i trzymać kciuki, żeby jednak to było właściwe rozwiązanie. Chociaż wtedy… nie będzie tyłu wymówek by ciągle się oszukiwać, że to tylko ułuda, uczucia wszczepione przez kogoś… coś. A w głębi serca Victoria wiedziała że do końca to… wcale tak nie jest. Ale do ślubu to się wcale nie spieszyła i tak.

Co jednak Victoria przyznawała bez oporu to to, że sto razy bardziej wolała Rookwooda od Rosiera. Ale też obie relacje wyglądały kompletnie inaczej.

- Nie pali mi się do ślubu. Saurielowi też nie – jeśli mogła czegokolwiek chcieć to więcej czasu. Bardziej poznać narzeczonego, dotrzeć się z nim… może wypracować jakieś… cokolwiek wspólnego życia. Póki co byli rzuceni na głęboką wodę, choć przynajmniej dali im czas na zapoznanie się przed zaręczynami. Przynajmniej jakoś nauczli się pływać. No i… poznała go na tyle, że mu zaufała. Może był to błąd, ale komu nie ufać jak nie mężczyźnie, który miał zostać twoim mężem? Gdy został z nią kilka dni w Londynie zachowywał się wzorowo.

- Nie wszyscy. Ale tak – przyznała cicho. Miała o nich akurat całkiem podobne zdanie. Bo kto normalny swojego syna za nieposłuszeństwo karze w ten sposób…? - A on nie ma z nimi zbyt dobrego kontaktu. Z wielu powodów. Nawet z własną matką… – i to też rozumiała, bo miał do Anny żal. Chociaż widziała, że kobieta stara się jakoś odpracować swoje błędy i nadal troszczyła się o syna na ile to było w ogóle możliwe. - Jasne. Dziękuję, Brenn. To wiele dla mnie znaczy – uśmiechnęła się do czarownicy, bo tak naprawdę było. Wsparcie osób z zewnątrz potrafiło dodać sił, zwłaszcza tych psychicznych. Sama wiedzą o tym, że nie jest się całkiem samemu. - To działa w dwie strony, mam nadzieję, że to wiesz – dodała jeszcze.

Nadal się uśmiechała, kiedy Brenna machnięciem rzuciła na siebie zaklęcie. I wtedy z zarośli wybiegł nieduży jednorożec, bez rogu, ale jego sierść i umaszczenie mówiły wszem i wobec czym jest i w jakim mniej-wiecej wieku. Wiedziała co Brenna chciała powiedzieć: jaki piękny, i to samo pomyślała Victoria. Nigdy nie widziała tych zwierząt na żywo, na własne oczy, ale wtedy… błysnęło. Mały jednorożec upadł. Victoria zadziałała instynktownie.

Rzuciła się do przodu, gotowa zasłonić małego swoim ciałem, w dłoni już miała różdżkę, by zapobiec kolejnym zaklęciom za pomocą Protego.

- Leż, nie bój się. Obronie cię – nie miała pojęcia czy jednorożec w ogóle rozumiał co się do niego mówi.


Rozpraszanie:
Rzut PO 1d100 - 21
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 78
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
04.09.2023, 17:28  ✶  
Brenna kiwnęła głową i uśmiechnęła się tylko do Victorii, gdy ta wspomniała, że to działa w dwie strony. Była za to wdzięczna. I pewnie istniały sytuacje, gdy byłaby w stanie do niej przyjść. Ale prawda była taka, że Longbottom bywała pod tym względem odrobinę hipokrytką, bo nienawidziła prosić o pomoc - i nawet jeżeli poszłaby za Lestrange w sam ogień, miała wiele obaw wobec jej rodziny i obecnie narzeczonego.
Victoria mu ufała. Ale źle ulokowane zaufanie Brenny mogło kosztować nie tylko jej własne życie. W duchu zastanawiała się... czy Sauriel Rookwood nie poznał Victorii zbyt późno. Czy jej samej nie poznał zbyt późno, bo przecież jeszcze przed przemianą, gdyby została poproszona o pomoc, na pewno by jej udzieliła. Czy wampir, w dodatku w takiej rodzinie, mógł jeszcze zachować swoje człowieczeństwo?
Nawet gdyby jednak chciała coś powiedzieć - nie było już na to czasu. Brenna, nieco zamazana, choć wciąż widoczna, gdyby ktoś spojrzał wprost na nią, pomknęła do przodu, ku źródłu zaklęcia, nie oglądając się nawet na to, co zrobi Lestrange. Bo była wściekle pewna: polowania na jednorożce są absolutnie nielegalne, a nawet gdyby legalne były, po prostu... nie umiałaby
Jednorożec wydał z siebie bolesne rżenie, pełne przerażenia. Próbował się podnieść, ale nie zdołał, kopyta nie udźwignęły jego ciężaru. Victoria przemknęła przed niego w samą porę - tarcza, którą ustawiła, pochłonęła kolejny ogłuszacz i rozprysnęła się. Z tej pozycji Lestrange dostrzegła między drzewami czarodzieja, który miotał te czary: mężczyznę w średnim wieku, ubranego w strój w barwach szarości i zieleni. Nie wyglądał jak ktoś, kto przypadkiem zabłądził w lesie podczas przechadzki. Ciężkie buty, ubranie, niezbyt duży plecak, wszystko zdawało się być przygotowane specjalnie pod wyprawę w głąb puszczy.
Zawahał się, wyraźnie zdziwiony, że przed nim wyrosła jakaś kobieta. Nie od razu wypalił kolejne zaklęcie. Za to Brenna, która podbiegła bliżej, cisnęła własne: celując prosto w niego próbowała wyczarować magiczne więzy.
Gdzieś w oddali - za krzewami, ale wcale nie jakoś bardzo daleko - usłyszały jeszcze inne rżenie i czyjeś głośne przekleństwa.

Rzut PO 1d100 - 85
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 67
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
05.09.2023, 21:29  ✶  

Tak właśnie było: Sauriel poznał Victorię nieco zbyt późno… Może inaczej mógłby uniknąć swojego losu. Może pewne rzeczy potoczyłyby się inaczej… Niestety życie to nie bajka i było właśnie tak, że poznali się już po fakcie. Ale nawet teraz Victoria o niego walczyła. Pomalutku. O jego duszę i człowieczeństwo. Tylko czy to nie była walka z góry skazana na porażkę? Tego nie mogła wiedzieć, wierzyła za to, że każdemu należy się odrobina światła, zwłaszcza komuś, kto zmuszony jest żyć w ciągłym mroku; tak dosłownie, jak w przenośni.

Ścisnęło jej się serce widząc, że młody jednorożec nie ma nawet siły ustać na swoich nogach. Kolejny ogłuszacz z pewnością by go oszołomił na dłużej, na szczęście zdążyła. Je tarcza pochłonęła zaklęcie, jednorożec znowu zarżał, a Victoria na krótko rzuciła  na niego okiem. Klęczała przed nim, kolana utytłane w ziemi, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia.

– Leż, maleńki – powiedziała cicho i już ponownie skupiała się na kierunku, z którego wcześniej wystrzeliło zaklęcie. Zobaczyła go. Mężczyznę. Ubranego tak, by jak najbardziej zlać się z tłem jaki robiły krzewy i drzewa Zakazanego Lasu. Jego zawahanie się kosztowało go tyle, że Brenna w tym czasie zdołała wyczarować więzy, które oplotły go ciasno, aż wywalił się jak długi. Zanim to jednak nastąpiło, Victoria spróbowała wytrącić mu z dłoni różdżkę za pomocą Expelliarmusa.

I wtedy usłyszała inne rżenie i ludzkie głosy.

– Szlag. Bren. Leć. Ja tu zostanę i… - i zamierzała przypilnować by mężczyzna w średnim wieku jednak nie wyrwie się z więzów. I że małemu jednorożcowi nic nie jest. Zerknęła na niego jeszcze raz, chcąc się upewnić, że nie był ranny. Że zaklęcie, którym oberwał nic mu nie zrobiło. Że gdy upadł, to się na nic nie nadział… Obserwowała źrebaka, starając się nie zrobić niczego, co go jeszcze bardziej przestraszy. Chciała przypilnować, by nie wbiegł w las, skoro najwyraźniej kręcili się po nim ludzie mający naprawdę złe zamiary. Cholerny kłusownicy.


Translokacja:
Rzut O 1d100 - 18
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 29
Akcja nieudana
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3791), Victoria Lestrange (3949)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa