Statek zakołysał się. Erik, Victoria i Geraldine usłyszeli jakieś podejrzane dźwięki dochodzące ze środka, gdzieś spod pokładu. Brzmiały mniej więcej tak, jakby coś tam pękło z trzaskiem. Może to statek pękał w szwach? Może magia jednak nie wystarczyła? Albo otrzymali błędne informacje i zatonąć miał już teraz a nie w środku nocy?
Rozglądając się dookoła, nie widzieli nigdzie ani Brenny, ani Mavelle, ani Atreusa. Z każdą chwilą ból trawiący ich głowy mijał. Ciągle nie czuli się tak, jak na pewno powinni się czuć – ale dochodzili do siebie. Byli w pełni sprawni, dobrze pamiętali wizje, w których do niedawna tkwili.
Ale czasy były już współczesne. Perła Morza wyglądała na zdezelowany, trzymany tylko siłą magii statek. Kiedy wchodzili do nadbudówki, nieświadomie właściwie, powielili kroki aurora i dwóch brygadzistek. W środku dostrzegli drewniane schody z przegniłym dywanem i ogromny kryształowy żyrandol. Na ścianach wisiały tu nawet jakieś ramy i obrazy – teraz niestety na ich płótnach osiadło tylko błoto i glony. Kiedyś to wnętrze musiało zachwycać przepychem, teraz było brudne i obskurne.
Zmysły alarmowały Geraldine, ostrzegały ją przed potworami, które powoli budziły się ze snu. I to nie było tak, że wyczuwała je w jakimś konkretnym miejscu. Wstawały pod pokładem, w okolicach pralni i trochę wyżej na piętrze dla pracowników coś podnosiło się do (nie)życia. I na górze. Na piętrze klasy drugiej i na piętrze klasy pierwszej, i na samym szczycie w restauracji.
Schody trzeszczały, gdy się po nich wspinali na górę. Miejscami pozostawały śliskie, bo drewno nie zdążyło jeszcze należycie obeschnąć a miejscami oblepiały je glony. Całą trójką minęli piętro klasy drugiej i wspięli się na to zajmowane przez klasę pierwszą. Korytarze były tu szersze. Na ścianach widać było resztki tapety w złote kwiaty a w suficie umieszczono świetliki, dzięki którym do środka wdawało się trochę światła. Idąc jeszcze wyżej wyszli w miejscu, które kiedyś musiało służyć za coś w rodzaju restauracji z bufetem? Ocalała tutaj część stołów i nawet kilka krzeseł. Był też bar z pustymi, porozbijanymi butelkami po różnego rodzaju alkoholach a nawet scena dla zespołu z leżącymi na niej resztkami instrumentów.
Ktoś siedział w głębi restauracji przy jednym ze stolików.