24.10.2022, 15:38 ✶
Zamrugał zdziwiony, bo w sumie nie spodziewał się, że taka propozycja padnie. Z drugiej jednak strony, wiedział, że był jednym z bliższych przyjaciół dziewczyny spośród facetów. Co więcej, uchodził za nad wyraz odpowiedzialną i rzetelną osobę, której serce było czyste niczym... Tak, zdecydowanie rozumiał, czemu Nora życzyła sobie, żeby był blisko z jej dzieckiem. Świetny wzór do naśladowania.
— Ja... Ja... Oczywiście, że się zgadzam. Dlaczego by nie? — powiedział, a jego uśmiech powiększał się z sekundy na sekundę. Zaśmiał się w głos. — Muszę tylko powiedzieć, że przy wzmożonym kontakcie, mogą na dziecko przejść pewne cechy Longbottomów. Po prostu uczciwie ostrzegam. Powinnaś się liczyć z tym, że dziecko stanie się nad wyraz punktualne, będzie wrażliwe na krzywdę innych i wykształci parę innych nad wyraz pożądanych w tych czasach cech.
Cóż, oby ten mały żarcik nieco rozpędził pełną niepewności atmosferę. Najgorsze już chyba mieli za sobą, jeśli chodziło o kwestię przedstawienia Erikowi nowych wieści. Kąciki jego ust cały czas były wykrzywione ku górze. Chrzestny. Nie spodziewał się przyjąć takiego tytułu jeszcze przez najbliższe parę lat, ale cieszył się, że może w ten sposób pomóc swojej najbliższej przyjaciółce.
— Dalej będziesz osiągała jakieś cele. Może nie w takiej dziedzinie, w jakiej początkowo zakładałaś, ale mimo wszystko. I jestem pewny, że będą tak samo dumni, gdy zobaczą, że pomogłaś swojemu dziecku nauczyć się chodzić czy mówić, jak gdybyś zakładała własną firmę lub wychowywała smoki w rezerwacie. — Uśmiechnął się pogodnie.
Bądź co bądź postawa, jaką Nora prezentowała względem życia, raczej nie brała się znikąd. Ktoś jej wpoił pewne wartości i chociaż Erik chciałby móc powiedzieć, że była to w sporej mierze jego zasługa, to nie można było zapomnieć o roli rodziców, czy dziadków w tym procesie. Zdarzało mu się parę razy rozmawiać z babcią Nory, która mieszkała w Dolinie Godryka i była to całkiem przyzwoita kobieta.
— To twoja decyzja. Będziesz już miała wystarczająco dużo stresu, więc chyba faktycznie nie warto sobie dokładać i robić czegoś wbrew sobie. Poza tym, skoro już byłaś u lekarza, to pewnie też dostałaś jakieś wstępne zalecenia. — Pokiwał głową, zauważając lekki błąd w swoim rozumowaniu. Medyk zajmujący się Norą pewnie miał dostęp do jej karty pacjenta, więc raczej zauważył jej wiek i poinformował, na co powinna uważać.
Erik zmarszczył lekko brwi, gdy zdał sobie sprawę, jak niechętnie Nora wspomina o ojcu dziecka. Ponownie nawiedziły go pytania co do tożsamości tego jegomościa. Jeśli dziecko miało się urodzić za niecałe pół roku, to oznaczało, że puchonka zaszła w ciąże w ostatnim semestrze swojej nauki w Hogwarcie. Kto to mógł być? Jakiś kolega? Miłostka, o której nikomu nie wspominała? Wpadka na jakiejś imprezie?
Nauczyciel?, pomyślał ze zgrozą, biorąc na warsztat jedną z najbardziej kontrowersyjnych opcji. Machinalnie odciął się od tych przemyśleń, bo już zaczął wzbierać w nim gniew. Gdyby okazało się to prawdą, to chyba by nogi pourywał skurwysynowi. Wziął głęboki oddech. Nie, nie było sensu teoretyzować. Powinien się przede wszystkim skupić na swojej przyjaciółce. I dziecku, które w niej teraz było. Dziecku, które jeszcze w tym roku zawita na ten świat. Dziecka, dla którego będzie chrzestnym. Na Merlina.
— Chyba muszę się napić czegoś mocniejszego — stwierdził nieoczekiwanie, szukając wzrokiem jakiegoś pracownika pubu. — Dla ciebie soczek oczywiście? Jabłkowy, pomarańczowy?
— Ja... Ja... Oczywiście, że się zgadzam. Dlaczego by nie? — powiedział, a jego uśmiech powiększał się z sekundy na sekundę. Zaśmiał się w głos. — Muszę tylko powiedzieć, że przy wzmożonym kontakcie, mogą na dziecko przejść pewne cechy Longbottomów. Po prostu uczciwie ostrzegam. Powinnaś się liczyć z tym, że dziecko stanie się nad wyraz punktualne, będzie wrażliwe na krzywdę innych i wykształci parę innych nad wyraz pożądanych w tych czasach cech.
Cóż, oby ten mały żarcik nieco rozpędził pełną niepewności atmosferę. Najgorsze już chyba mieli za sobą, jeśli chodziło o kwestię przedstawienia Erikowi nowych wieści. Kąciki jego ust cały czas były wykrzywione ku górze. Chrzestny. Nie spodziewał się przyjąć takiego tytułu jeszcze przez najbliższe parę lat, ale cieszył się, że może w ten sposób pomóc swojej najbliższej przyjaciółce.
— Dalej będziesz osiągała jakieś cele. Może nie w takiej dziedzinie, w jakiej początkowo zakładałaś, ale mimo wszystko. I jestem pewny, że będą tak samo dumni, gdy zobaczą, że pomogłaś swojemu dziecku nauczyć się chodzić czy mówić, jak gdybyś zakładała własną firmę lub wychowywała smoki w rezerwacie. — Uśmiechnął się pogodnie.
Bądź co bądź postawa, jaką Nora prezentowała względem życia, raczej nie brała się znikąd. Ktoś jej wpoił pewne wartości i chociaż Erik chciałby móc powiedzieć, że była to w sporej mierze jego zasługa, to nie można było zapomnieć o roli rodziców, czy dziadków w tym procesie. Zdarzało mu się parę razy rozmawiać z babcią Nory, która mieszkała w Dolinie Godryka i była to całkiem przyzwoita kobieta.
— To twoja decyzja. Będziesz już miała wystarczająco dużo stresu, więc chyba faktycznie nie warto sobie dokładać i robić czegoś wbrew sobie. Poza tym, skoro już byłaś u lekarza, to pewnie też dostałaś jakieś wstępne zalecenia. — Pokiwał głową, zauważając lekki błąd w swoim rozumowaniu. Medyk zajmujący się Norą pewnie miał dostęp do jej karty pacjenta, więc raczej zauważył jej wiek i poinformował, na co powinna uważać.
Erik zmarszczył lekko brwi, gdy zdał sobie sprawę, jak niechętnie Nora wspomina o ojcu dziecka. Ponownie nawiedziły go pytania co do tożsamości tego jegomościa. Jeśli dziecko miało się urodzić za niecałe pół roku, to oznaczało, że puchonka zaszła w ciąże w ostatnim semestrze swojej nauki w Hogwarcie. Kto to mógł być? Jakiś kolega? Miłostka, o której nikomu nie wspominała? Wpadka na jakiejś imprezie?
Nauczyciel?, pomyślał ze zgrozą, biorąc na warsztat jedną z najbardziej kontrowersyjnych opcji. Machinalnie odciął się od tych przemyśleń, bo już zaczął wzbierać w nim gniew. Gdyby okazało się to prawdą, to chyba by nogi pourywał skurwysynowi. Wziął głęboki oddech. Nie, nie było sensu teoretyzować. Powinien się przede wszystkim skupić na swojej przyjaciółce. I dziecku, które w niej teraz było. Dziecku, które jeszcze w tym roku zawita na ten świat. Dziecka, dla którego będzie chrzestnym. Na Merlina.
— Chyba muszę się napić czegoś mocniejszego — stwierdził nieoczekiwanie, szukając wzrokiem jakiegoś pracownika pubu. — Dla ciebie soczek oczywiście? Jabłkowy, pomarańczowy?
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞