• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
Rachunek Sumienia - Przetasowanie Kart (Part 1) | Bellatrix & Rabastan

Rachunek Sumienia - Przetasowanie Kart (Part 1) | Bellatrix & Rabastan
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#1
07.10.2023, 08:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2023, 08:10 przez Bellatrix Black.)  

Beltane przyniosło wiele zamieszania. Cieszyło ją to, marzenia Czarnego Pana dzięki temu już niedługo mogły się spełnić. Dolina Godryka nie była już jak dawniej. Czarodzieje oglądali się za siebie, w Kniei nie było bezpiecznie. Nareszcie zaczęli traktować ich poważnie! Już od dawna powinni mieć się na baczności, wiedzieć, że tacy jak ona mogą nadejść. Niech się boją, panikują, będą słabsi i łatwiej będzie nad nimi przejąć władzę.

Black widziała na własne oczy skutki ataku Lorda Voldemorta na sabat. Widziała, co działo się w lesie dzień po tym. Widziała trupy, które za sobą pozostawił, była dumna, że może go wspierać swoimi działaniami. Przecież nie pojawiła się tam dla siebie, najchętniej by nie przebywała pośród tych czarodziejów o wątpliwym pochodzeniu. Zdawała sobie jednak sprawę, że każda okazja jest dobra, aby czerpać informacje.

Z tego samego powodu zgłosiła się do tego, żeby stacjonować w Dolinie i robić porządek z mugolami, którzy zaczęli się tam pojawiać w ilościach ogromnych. Zamieszanie było większe, niż jej się wydawało na samym początku, bo jakaś siła ciągnęła tych ludzi do Doliny. Stworzyła się jakaś anomalia, nie do końca miała świadomość, jak działała, ale był to bardzo dobry powód, żeby wrócić w tamte okolice.

Najchętniej poradziłaby sobie w zupełnie inny sposób z tymi mugolami, ale musiała się pilnować. Działała w tym momencie z ramienia ministerstwa, jak reszta amnezjatorów, więc wypadało aby postępowała według zasad. Na pewno zauważyliby kilka ciał, jeśli by ich pozabijała, a tego nie chciała. Istotne było, żeby nikt nie wiedział, po której jest stronie - przynajmniej jak na razie. Zdawała sobie sprawę, że to rozsądne, tyle, że miała czasem ochotę się pochwalić, że wspiera Czarnego Pana, jeszcze przyjdzie na to czas.

Trixie leżała na pryczy (łóżkiem by tego nie nazwała) w swoim pokoju w wynajętym domu w Dolinie Godryka, chociaż jej zdaniem było to trochę za dużo powiedziane, sytuacja wołała o to, żeby sam Merlin się w to zaangażował, bo nie wypadało, żeby panna z dobrego domu, jak ona spała w takich warunkach.

Bellatrix nie zmrużyła oka. Miała problemy ze snem, bardzo często rozmyślała nad tym, czy uda im się przejąć władzę nad czarodziejskim światem, pozostałe światła w domu był przygaszone - robiło się późno, a od rana czekało ich dużo pracy. Hurtowo czyścili pamięć mugolom, którzy zjawiali się w Dolinie, było to nawet zabawne, chociaż bardziej by ją bawiło, gdyby raz na zawsze mogła się ich pozbyć.

Z rozmyśleń wyrwały ją głosy, które dochodziły zza okna. Brzmiały, jakby się ktoś kłócił, co sugerował podniesiony ton. Podniosła się z łóżka, aby podsłuchać, co się dzieje. Wtedy do niej dotarło, że byli to mugole, którzy planowali coś przeciwko ministerstwu. Chcieli stąd zwiać, przed czyszczeniem pamięci. Oj, kto by się spodziewał, że znajdą się wśród nich takie zawzięte elementy. - Ciekawe, bardzo ciekawe. - Mruknęła pod nosem. Bardzo szybko wpadł jej do głowy pewien pomysł. Nie mogła jednak tego zrobić od razu, potrzebowała chwili, musiała skorzystać z pomocy Rabastana.

Teleportowała się do jego jaskini z nadzieją, że jak zawsze będzie w niej siedział. Nie miał zbyt bujnego życia towarzyskiego, więc powinna mieć szczęście. - Rabastan, potrzebuje Mery Sue, natychmiast! - Żadnego dzień dobry, pocałuj mnie w dupę, czy coś innego. Musiał zdać sobie sprawę, że przypadek jest pilny i szybki i musiał jej pomóc już, teraz, od ręki. Na szczęście byli przygotowani na takie sytuacje i każdy z nich miał stworzone swoje alter ego. Nie powinno my to sprawić najmniejszego problemu. Nie mogła przecież wyjść do mugoli jako Bellatrix Black, jeszcze by ją ktoś zauważył. Czas, aby stała się Mery Sue.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#2
07.10.2023, 22:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2023, 22:39 przez Rabastan Lestrange.)  

W przeciwieństwie do swej partnerki w zbrodniach wymierzonych w zakały świata czarodziejów, młody Lestrange trzymał się z dala od Doliny Godryka. Bądź co bądź, podczas ich małej wycieczki do Kniei tuż po Beltane zrobili wszystko, co mieli do zrobienia. Dopełnili swój obywatelski obowiązek wsparcia rządu (i ludzi) w potrzebie, upewnili się, że ich widziano, a tym samym udowodnili sceptykom, że wielkie i starożytne rody czystej krwi bardzo chętnie udzielają pomocy poszkodowanym. Nawet jeśli nieoficjalnie nie było to im jakoś szczególnie na rękę.

Z uwagi na pracę w radio Rabastanowi obiły się o uszy plotki o wielkich zbiegowiskach mugoli w Dolinie, jednak na szczęście nikt z szefostwa nie uznał za stosowne wysłać go tam celem zebrania jakichś dodatkowych materiałów. Jego rola dalej ograniczała się do prowadzenia nocnych audycji i ta rutyna niezmiernie cieszyła chłopaka. I zapewne cieszyłby się kolejną nocą w kanciapie Nottów z filiżanką parującej herbaty, gdyby nie to, że... Zdołał się przeziębić. Niesamowite, biorąc pod uwagę to, że potrafił się teleportować, ale jednak taka była prawda. A Rabi miał to do siebie, że chorował dosyć... skrajnie.

Jaki widok mogła więc zastać Bellatriks, gdy postanowiła teleportować się bezpośrednio do jego siedziby? Wszystkie okna zostały przysłonięte przez ciężkie kotary, a Rabastan leżał w łóżku, z kilkoma poduszkami, wielką kołdrą i równie grubym kocem okrywającym całym jego ciało. Praktycznie w każdym kącie pokoju walały się zużyte chusteczki, a sama gwiazda tego przedstawienia charczała i pociągała nosem, wydając z siebie jęki godne najstraszniejszych Widm rezydujących obecnie w Kniei.

— A ja — zaniósł się kaszlem, przypominając chrząkanie wieloletniego palacza — eliksiru pieprzowego? — Uniósł dłonie na wysokość twarzy, wpatrując się w Bellę z niedowierzaniem. — Czy widzisz go w moich dłoniach? No właśnie!

Kolejny atak kaszlu. Z każdym kolejnym kaszlnięciem, kolor włosów Rabastana ulegał gwałtownym zmianom. Raz stały się białe jak śnieg, potem żółte jak żółtko jajka, a na koniec purpurowe niczym jedne z najbardziej ekskluzywnych buteleczek z perfumami sprzedawanych w drogerii Potterów na Pokątnej. Oczy chłopaka zaszły łzami, a on sam podciągnął kołdrę pod samą szyję.

— Poza tym... Poza tym, na co ci ona o tej porze? — Obrzucił ją ciekawskim spojrzeniem — Wyglądasz, jakbyś w ogóle nie spała. Ciebie też dopadła ta zaraza w powietrzu?

Parsknął, łapiąc się za gardło, jednak w końcu przywołał przyjaciółkę do swojego boku. O ile znalazła skrawek łóżka wolny od chusteczek, miała nawet miejsce, aby usiąść niedaleko niego. Blondyn sięgnął po różdżkę i zapalił przy pomocy magii lampkę nocną, ograniczając jednak dopływ światła do minimum, co by nie podrażnić swojego zmęczonego chorobą wzroku.

— Jak to było? Żółte włosy, brązowe oczy, wysoka, ale z grubymi kośćmi? — odpuścił sobie kwieciste opisy, starając sobie poukładać w głowie obraz persony, którą zazwyczaj przybierała dzięki niemu Bellatriks. — Mogę się walnąć z kolorem oczu. Nie pamiętam, czy uderzaliśmy bardziej w ciemny brąz, czy jasny...

Rabastan zagryzł dolną wargę, starając się powstrzymać kolejną falę kaszlu, co by przypadkiem nie opluć panny Black. A potem zaczął praktykować swoją personalną magię, co by przemienić Bellę w tajemniczą Mery Sue.

Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#3
08.10.2023, 22:56  ✶  

Pokój Rabastana... był niczym jaskinia. Kotary były zasłonięte, nie wpadało do środka żadne światło. Sam Lestrange leżał w łóżku, przykryty kołdrą, zasłonięty poduszkami. Nie wyglądał najlepiej, właściwie to zupełnie przeciwnie. Nie umknęły jej te walające się wszędzie chusteczki. Przymrużyła oczy i spoglądała na niego dłuższą chwilę, wyglądał żałośnie. Nie powiedziała tego jednak w głos, nie zjawiła się tu po to, żeby komentować sposób, w jaki żył.

- Masz katar? Czyli umierasz. Wy, mężczyźni jesteście tacy słabi... - Nie mogła się powstrzymać. Jej ojciec miał podobnie, miała wrażenie, że wszyscy mężczyźni bardzo dramatyzowali jeśli chodzi o choroby. Nie miała pojęcia, z czego to wynika i jeszcze śmiali mówić o tym, że kobiety to słabsza płeć - dobre sobie. Nigdy się z tym nie zgadzała.

- Przestań się mazać, przyniosę ci eliksir, jeśli będziesz grzeczny, ale jutro. Przeżyjesz? Czy umrzesz w nocy? - Nie miała pojęcia, czy wytrzyma do rana. O ile wszystko pójdzie po jej myśli bardzo chętnie go odwiedzi z tą skromną fiolką w ramach podziękowania za wsparcie. Nie wątpiła w to, że jej pomoże. Rabastan zawsze robił to, o co go poprosiła, prawdziwy był z niego przyjaciel, ze świecą takich szukać w dzisiejszych czasach.

Starała się nie roześmiać, kiedy kaszlał, a jego włosy zmieniały przy tym kolor, chociaż z jej perspektywy wyglądało to naprawdę zabawnie. Nie udało jej się w pełni zapanować nad swoim śmiechem, więc mógł usłyszeć kilka tłumionych dźwięków. Zakryła sobie usta dłonią, aby to przyciszyć.

Podeszła bliżej łóżka Lestranga i usiadła na jego skraju, kiedy już się uspokoiła. Na szczęście ten chwilowy atak nie trwał zbyt długo. - Żadna zaraza, nie mogę spać, bo muszę myśleć, jak mogę pomóc Czarnemu Panu rosnąć w siłę. - Przewróciła oczami, bo to było dla niej oczywiste. Nie miała czasu na choroby, na sen i inne głupoty. Musiała ciągle szukać sposobów na to, aby Lord Voldemort wreszcie przejął władzę nad czarodziejskim światem. - Nie mam czasu na wyjaśnienia Rabi, muszę wracać do Doliny, obiecuję, że rano Ci o wszystkim opowiem. - Zamierzała się przecież tu pojawić i pochwalić mu tym, co zrobiła. Oczywiście nie przyjmowała w ogóle opcji, że jej plan się może nie powieść. Wszystko pójdzie jak z płatka, wizualizowała sobie już, jak pan Lord Voldemort będzie ją wychwalał przy innych śmierciożercach za jej zaangażowanie. To było warte każdego poświęcenia.

- Nikt nie może mnie rozpoznać, a jest tam cała masa ludzi z ministerstwa. Potrzebuję jej. - Powiedziała jeszcze, żeby Rabastan zrozumiał, że naprawdę jest to bardzo ważne. Nie mogła dać się rozpoznać, musiał zmienić jej oblicze.

Przyjaciel zapalił lampkę, na całe szczęście miał trochę sił, żeby to zrobić. Była uratowana. - Idealnie. Dokładnie tak było. - Nie musiała wyglądać dokładnie tak, jak wtedy, jednak najważniejsze było to, żeby nikt nie powiązał Mery Sue z Bellatrix Black. Kobieta, którą stworzyli z Rabastanem była jej zupełnym przeciwieństwem, nikt by jej nie kojarzył z Trixie, świetnie to wtedy wymyślili. - i tak w ciemności nie zobaczą oczu, obojętne, jaki kolor wybierzesz. - Czekała, aż Rabastan skończy swoje czary mary i będzie mogła wrócić do Doliny.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#4
09.10.2023, 23:38  ✶  

Sarknął z niedowierzaniem, gdy Black postanowiła uderzyć w kwestię płci. I gdzie ta słynna równość, o którą tak walczyła w gronie swych krewniaków i ich ukochanej organizacji? Jak trzeba było walczyć o swoje – kobiece – prawa, to wszystkie chwyty były dozwolone, ale gdy delikatne męskie zdrowie było zagrożone, to nic! Zero tolerancji, tylko słowa potępienia. Jakby mogła, to pewnie jeszcze kopnęłaby go w tyłek i wywaliła na zewnątrz, żeby się zahartował. Podciągnął kołdrę pod same oczy, jakby obawiał się, że przyjaciółki spełni jego wyimaginowaną groźbę.

— A żebyś wiedziała, że umrę! — Westchnął dramatycznie, szarpiąc palcami materiał kołdry. — Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale mężczyźni naprawdę chorują bardziej dotkliwie. Jesteśmy delikatniejsi. — Odkaszlnął kilka razy, wbijając skonfundowane spojrzenie w Bellę. — Albo mamy po prostu gorszą odporność... To od tego wysiłku!

Na szczęście jego umysł był zbyt zamroczony chorobą, aby zdać sobie sprawę z tego, jak irracjonalnie to zdanie brzmiało w jego ustach. Bądź co bądź, nie należał do najaktywniejszych ludzi. Gdyby to zależało od niego, to spędziłby większość swojego życia w łóżku, pod ciepłą kołderką, kompletnie ignorując dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent społeczeństwa. Miało to swoje plusy i minusy. Jedni mówili odludek. Inni, że jest indywidualistą. A on przynajmniej nie musiałby się martwić tym całym szumem informacyjnym w poczytnych pisemkach pokroju Proroka Codziennego i Czarownicy.

— Ehh. — Wziął głęboki oddech. — Niech ci będzie. Spróbuje wytrwać. Do rana. Ale potem nie ręczę za siebie. Nie wiem, do czego mogę się posunąć, jeśli gorączka się zwiększy.

Może zacznę postrzegać mugoli jako swoich przyjaciół, pomyślał ze strachem, wzdrygając się na samą myśl. To już byłoby zbyt dużo. Nawet jak na niego. Po tym wszystkim, co mu wyrządzili, on miałby po prostu puścić to w niepamięć i spojrzeć na nich, jak na zwykłych... Umysł Rabastana zalała fala nieprzyjemnych wspomnień, co skutecznie nasiliło jego ból głowy. Opadł na poduszki, przymykając na moment oczy.

— A skoro tu jesteś, to zapewne wpadłaś na jakiś genialny pomysł?

Powinien był się domyślić, że nie była to wizyta towarzyska, a coś związanego z pracą. Huh, „pracą”. Jakby kiedykolwiek dostali, chociaż złamanego galeona za swoje trudu. Wystarczającą zapłatą miała być satysfakcja i możliwość uczestniczenia w planie zbudowania społeczeństwa czarodziejów na nowo. Mimo to czasem ciężko było nie postrzegać przynależności do grona czarnoksiężników w inny sposób: struktura, sposób, w jaki dostawali zadania, meldunki... Było w tym zaskakująco dużo struktury. Jak w każdej organizacji, pomyślał Rabastan, po raz kolejny wypuszczając z siebie ciężkie westchnienie.

— Moja droga, ty jesteś z Ministerstwa Magii — zauważył i to nawet całkiem sprytnie. W przeciwieństwie do niego, jej praca w oddziale amenezjatorów faktycznie otwierała pewne drzwi w kwestii infiltracji. I radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Jedno Obliviate tu, drugie tam i nie było żadnych wiarygodnych świadków. — Świetnie! — Klasnął słabo dłońmi. — A więc trafił ci się odcień... Kakao?

Zmrużył oczy, nachylając się nad Bellą i przyglądając się jej zmienionej twarzy pod różnymi kątami. Miał nadzieję, że nie machnął się przy swoich czarach i nie okaże się, że jedno oko różniło się drastycznie od drugiego. Tego chyba żadne z nich by nie chciało. Lub tego, aby oryginalny wygląd Black zaczął się wylewać zza jej maski. Ugh, to byłoby dopiero okropne. Musieliby kompletnie zmienić plan działania, a przecież zdobycie papierów na te konkretne twarzyczki wcale nie było takie łatwe!

— Dobrze się czujesz? — Uniósł pytająco brwi, starając się dowiedzieć, czy nie walczyła teraz mimowolnie z jakimiś efektami ubocznymi zaklęć zmieniających wygląd.

Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#5
10.10.2023, 10:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2023, 10:36 przez Bellatrix Black.)  

Ciekawe, gdzie Rabastan widział równość w tym przypadku. Kobiety bez problemu funkcjonowały z przeziębieniem, chorobą, czy podobnymi dolegliwościami. Jeśli chodzi zaś o mężczyzn wystarczał po prostu katar i byli bliscy śmierci. Nie potrafiła tego zrozumieć, też nie wiedziała dlaczego to właśnie płeć piękna była nazywana słabszą, nie był to jednak odpowiedni moment na takie rozważania. Widziała, jak Rabastan naciąga kołdrę na głowę, jakby się chciał przed nią schować, niesamowicie ją to bawiło.

- Nie strasz Rabastan, co ja bym bez ciebie zrobiła, gdybyś umarł. - Nie spodziewała się, że jest on jednym z facetów, którzy tak mocno przeżywają chorobę, trochę stracił w jej oczach, mimo wszystko bardzo ceniła sobie jego osobę. - Twój ból jest lepszy niż mój. Oczywiście, bardziej chorujecie. - Nie potrafiła uwierzyć, że w to brnie. Przecież nie było to stwierdzone w żaden naukowy fakt, tylko należało od wiecznego pierdzielenia głupot. Bardzo sceptycznie podchodziła do tych słów. - Gorszą odporność, tak, oczywiście. To na pewno jest przyczyna. - Pokiwała głową z politowaniem, ale nie chciała w to brnąć dalej, bo czuła, że niepotrzebnie mogą się tutaj pospinać.

Sama Trixie nie miała pojęcia, jak do tego doszło, że udało jej się zaprzyjaźnić z Rabastanem. Był z niego dzikus, całkiem spory, który nie lubił towarzystwa, jednak jakoś się dogadywali od lat. Pięknie ze sobą kontrastowali, ale jak widać nie przeszkadzało im to wcale w ich relacji, mimo, że osobowości mieli zupełnie różne.

- Dasz radę Rabastan, wierzę w to, że przetrwasz tą noc, nad ranem przyniosę ci dostawę eliksiru pieprzowego, obiecuję. - Musiała być dobrą przyjaciółką, mimo, że nie do końca rozumiała ten jego problem katarowy. Miała zamiar jednak dotrzymać słowa i zjawić się tutaj z lekarstwami. Szczególnie, że Lestrange sam często jej pomagał, wypadało aby mu się odwdzięczyła.

Oczy jej zabłyszczały, gdy przyjaciel wspomniał o genialnym pomyśle. Ten to zawsze w nią wierzył, dodawało jej to skrzydeł. - Oczywiście, jak każdy mój pomysł! - Skromna zdecydowanie nie była. Nie zamierzała w ogóle rozwazać, że jej idea była postrzegana zupełnie inaczej.

- Wprowadzę trochę zamieszania, bardzo dyskretnie. Trzymaj kciuki, aby wszystko poszło po mej myśli. - Nie chciała mu póki co opowiedzieć więcej, żeby później móc się pochwalić swoim sukcesem. Była bardzo pyszna i nawet przez chwilę nie wątpiła w swoją wyjątkowość i fenomenalność.

- Liczę na to, że Czarny Pan wreszcie doceni moje oddanie. - Bardzo, ale to bardzo na tym zależało, żeby Lord Voldemort ją pochwalił. Lubiła komplementy, bardzo chciała, żeby Voldemort ją wyróżnił, pochwalił, cokolwiek. Ważne było dla niej, aby widział jej zaangażowanie.

- Właśnie dlatego, że ja jestem z ministerstwa magii potrzebuję Mary Sue. Nie mogą mnie rozpoznać, bo to się może źle skończyć. - Trudno było pogodzić pracę i knucie przeciwko czarodziejom, którzy bratali się ze szlamami. Ona jednak znalazła rozwiązanie - jak zawsze.

lestrange skończył swoje czary. Była pewna, że mimo problemów ze zdrowiem udało mi się zrobić to, o co poprosiła. Czuła, że wpatruje się w jej oczy, żeby zobaczyć, jaki efekt osiągnął. - Mniejsza o to, jaki to odcień, może być i kakao, najważniejsze, że nie jestem już Bellatrix, dziękuję ci bardzo za pomoc. Na pewno szepnę o tym słówko Czarnemu Panu. - Dodała jeszcze, żeby Rabastan miał świadomość, iż mu również będzie się należało dobre słowo.

- Bardzo dobrze się czuję, dziękuję za wszystko, oczekuj mnie nad ranem, zjawię się tutaj z tym eliksirem. Teraz czas na mnie, mam robotę do wykonania. - Podniosła się z łóżka i aportowała do Doliny Godryka.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#6
10.10.2023, 13:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2023, 13:04 przez Rabastan Lestrange.)  

— Ten drugi Lestrange śpi w drugim skrzydle. — Uśmiechnął się, wybitnie zadowolony ze swojego dowcipu. — Ostatnio bardzo za tobą tęskni. Na pewno chętnie by ci pomógł w jakimś pogromie albo innym zakłócaniu porządku na ulicach Londynu.

Czy miał jakiś wybór? Oczywiście, mógł poprosić skrzata lub brata, żeby załatwili mu odpowiednie leki, jednak... Rezydencja Lestrange'ów była spora. Zanim zebrałby siły na to, żeby podnieść się z łóżka i dostać się do pokoju Rudolfa, pewnie i tak za oknem pojawiłyby się pierwsze promienie słońca. A skrzata wolał nie mieszać w swoje sprawy. Jeszcze palnąłby przy nim coś odnośnie do swojej pracy w rozgłośni radiowej, a ten popędziłby do jego ojca. Lub matki. Nie. Lepiej było nie ryzykować. Pokiwał więc głową, przyjmując do wiadomości propozycję przyjaciółki.

— Jest w tym jakaś logika — zgodził się po dłuższej chwili, zwiększając nieco siłę światła lampki. — Tylko postaraj się nie spalić Mary na rzecz jednego zadania. Te dokumenty miały nam wystarczyć na dłuższy czas.

Zdobycie fałszywek dobrej jakości zajęłoby im trochę czasu, a biorąc pod uwagę, że działania Śmierciożerców zaczynały powoli nabierać tempo, aż żal byłoby stracić takiego asa w rękawie. Chociaż, jakby się tak nad tym zastanowić, to i tak byli na całkiem dobrej pozycji przez to, że zjawili się w obozie wolontariuszy po Beltane. To zapewniło im wiarygodność i ograniczyło szansę na to, że jakkolwiek powiążą atak bezpośrednio z ich rodzinami. Szanowane rodziny czystej krwi już i tak zbyt często lądowały na celowniku służb bezpieczeństwa.

— Cała przyjemność po mojej stronie — wymamrotał, czerwieniąc się na wzmiankę o Czarnym Panie. Dalej miał w pamięci ich ostatnie spotkanie w Kromlechu, kiedy to próba... wymierzenia sprawiedliwości... została przez niego dramatycznie przerwana. Wątpił, aby ten dzień łatwo wypadł mu z głowy. — Powodzenia. Nie daj się złapać.

Uniósł wyprostowaną dłoń w geście pożegnania, obserwując, jak przemieniona Bellatriks znika. Równie szybko, jak się pojawiła, pomyślał z przekąsem, wzdychając ciężko. Wizyta przyjaciółki rozbudziła jego ciekawość. Co też działo się teraz w Dolinie Godryka, że Bella potrzebowała tak konkretnej pomocy? Bądź co bądź, przynależność do Ministerstwa Magii powinna jej raczej pomóc w poruszaniu się po tym terenie. Miała powód; była Amenzjatorką.

Machnął na ślepo różdżką, co by zgasić światło w pokoju. Nie było sensu tego roztrząsać. I tak nie domyśli się prawdy. Miał zbyt mało informacje. W gruncie rzeczy, całkiem dobre zabezpieczenie, zwrócił uwagę Rabastan. Może i miał wstęp do budynku Kromlechu, jednak czy to oznaczało, że cieszył się głębokim zaufaniem wewnętrznego kręgu? Nie był pewny, a skoro nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, to najwyraźniej nie wiedział o wszystkim, co działo się w organizacji. Może tak było lepiej. Dla Śmierciożerców. Dla Bellatriks. Dla niego.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bellatrix Black (1673), Rabastan Lestrange (1513)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa