Sarah Macmillan & @Loretta Lestrange
Galeria sztuki przy Alei Horyzontalnej
Każda ciemna ścieżka miała gdzieś swój początek. To były rzeczy drobne - jakieś pojedyncze iskry nienawiści, albo chora ciekawość odnośnie tego, cóż takiego wydarzy się, jeżeli wrzucimy ślimaka do wiadra, albo oderwiemy jaskółce skrzydła. Macmillan, posiadająca tak wiele kompleksów, że gdyby za każdy z nich dostała złotą monetę, prawdopodobnie nie musiałaby pracować już do końca życia, była pewna tylko jednej rzeczy stawiającej ją w pozytywnym świetle - była aż do bólu dobra, wyzbyta i tych iskier, i ciekawości na temat pozbawiania innych życia. Była czysta. I bardzo chciała tę czystość zachować, bo to przecież było coś pielęgnowanego latami...
Niestety, jej ciemna ścieżka również się odnalazła. Sarah wkroczyła na nią dokładnie w tej sekundzie, kiedy spostrzegła oczy swojej matki, wlepione z nią z taką przykrytą pudrem i grubymi rzęsami irytacją. A później powiedziała jej o swoim planie i Sarah pobladła momentalnie. Ona miała się uczyć od Loretty Lestrange? Czego Loretta mogłaby jej nauczyć? Kobieta kojarzyła jej się z przepychem, sławą, z fantazyjnymi obrazami, które wisiały w pokoju jej matki. W pierwszej chwili pomyślała więc, że chodzi o malowanie właśnie, ale później dotarło do niej, że matka użyła określenia „nauczycielka magii”.
...jakiej magii mogłaby uczyć jej Loretta Lestrange?
Prawdy dowiedziała się przed samym wyjściem. Pewnie by w ogóle nie dotarła na Aleję Horyzontalną, gdyby nie cios w policzek, który piekł ją do tej pory, nawet dobrą godzinę później, kiedy stała już na korytarzu galerii i wpatrywała się w obraz, zastanawiając się czy przedstawia on po prostu jakieś abstrakcyjne plamy, czy faktycznie jego twórca ukrył pomiędzy nimi dosyć precyzyjnie oddany, męski sutek. I dlaczego w ogóle wiedziała tak wyraźnie, że był to sutek męski? Nie znała odpowiedzi na to pytanie, tak samo jak nie potrafiła pojąć dlaczego ktokolwiek mógłby myśleć, że da radę skrzywdzić kogokolwiek za pomocą zaklęcia. Pomijając złożone śluby, Macmillan była pewna, że jej różdżka wydałaby z siebie co najwyżej smutne pierdnięcie, gdyby celowała nią w coś co żyje. Jak więc miała skończyć się lekcja, podczas której nie udało jej się wykrzesać z siebie nic?
Widać po niej było od razu, że jest kapłanką Macmillanów, ale w ogóle nie przypominała swojej matki, Orchidei. W nią wdał się Murtagh. Sarah wdała się w ojca, może poza włosami, ale albinizm skutecznie wymazał i to podobieństwo.
a flower of melodrama
in eternal bloom.