• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[maj, 1959, Hogwart] A w Hogwarcie bez zmian

[maj, 1959, Hogwart] A w Hogwarcie bez zmian
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.10.2022, 10:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 20:03 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

maj, 1959, III rok nauki w Hogwarcie, szlaban w Zakazanym Lesie

Brenna Longbottom na ogół była dość grzeczną dziewczynką. Odrabiała prace domowe, nie pyskowała przesadnie nauczycielom i nie tylko nie dręczyła młodszych dzieci, ale też odprowadzała pierwszaki pod klasy i dawała cukierki tym, które znajdowała w ciemnych kątach płaczące za mamusiami. Na ogół jednak nie oznaczało „zawsze”.
Czasem winna była jej ciekawość. Czasem fakt, że kiedy czyjeś zachowanie się nie spodobało, potrafiła się na tę osobę rzucić, nawet jeżeli potem lądowała w Skrzydle Szpitalnym. Nauczyciele niestety nie wykazywali zrozumienia wobec wymówek w rodzaju „chciałam tylko zobaczyć, co jest w tej szklarni” ani „on popchnął moją koleżankę, jak mogłam nie dać mu w nos”? Kończyło się to zwykle utratą punktów, jak i szlabanem.
Jak tego ranka.
- Zakazany Las. Zakazany Las. Jak sama nazwa wskazuje jest Zakazany. Zakazują nam do niego wchodzić, bo to okropnie niebezpieczne, a teraz nagle wymyślili, że mamy to zrobić za ich wiedzą i błogosławieństwem. I jeszcze gajowy nas zostawia samych – wyliczała Brenna. Nie odeszli wprawdzie daleko od chaty gajowego, i początkowo szli wraz z nim, ale ten zwabiony jakimś dźwiękiem poszedł to sprawdzić. Zostawiając ich dwójkę przy gąszczu, na trasie często przemierzanej przez jednorożce.
Zaczepiały włosami z ogona i grzywy o drzewa i czasem je tu gubiły. Ich dzisiejszym zadaniem była próba pozbierania tychże w ramach kary.
- Może tak naprawdę uznali, że pora się nas pozbyć? Jak w Jasiu i Małgosi. Jeszcze trochę i zaczną posyłać tu pierwszoklasistów. Nocą do tego – uzupełniła Brenna, lustrując spojrzeniem najbliższe gałęzie. Nie mając pojęcia, że właściwie to pod tym względem za jakieś dwadzieścia lat będzie można podsumować kary krótkim: A w Hogwarcie bez zmian.
Brązowe włosy, ścięte na linii szyi, miała rozczochrane. Złoto – czerwony szalik Gryffindoru zwisał jej niemal do ziemi, niedbale zawiązany. Ciemna szata, tradycyjnie noszona przez uczniów Hogwartu, nosiła ślady trawy, znak, że Brenna albo gdzieś się wywaliła, albo, co bardziej prawdopodobne, po prostu leżała na trawie. Mimo swojego gadania, nie wydawała się przestraszona tym, że trafiła do miejsca pełnego potworów, o którym pośród uczniów krążyły złowieszcze plotki.
Ot Brenna chyba jeszcze nie nauczyła się strachu. Poza tym miała skłonności do nieco nadmiernej pewności siebie, jeśli szło o zaklęcie ofensywne, a życie nie zdążyło dać jej nauczki.
- Za co cię tu wysłali? – spytała swojego towarzysza, wspinając się na palce, aby sięgnąć po jeden z włosów, długi i złocisty, który wypatrzyła, gdy zalśnił między gałęziami w promieniach słońca. Plotła do chłopaka spokojnie, wszak byli na jednym roku od kilku lat. Zresztą, aby być sprawiedliwym, Brenna była na tyle gadatliwa, że pewnie plotłaby do niego nawet, gdyby był Ślizgonem, z którym dotąd nie zamieniła słowa.– Ciekawe, czy ten jednorożec stanął dęba, że to jest tak wysoko…
Było w tym trochę racji, bo Brenna, podobnież jak jej brat i kuzynostwo, była wysoka. I wciąż rosła, istniała więc spora szansa, że będzie nie tylko najwyższą dziewczyną w klasie, ale też pozostanie wyższa od większości kolegów nawet, gdy ci wejdą w okres wyrastania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#2
21.10.2022, 21:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2022, 21:26 przez Theseus Fletcher.)  
Szedł dziarsko, z rozciętą wargą, która z każdym kolejnym krokiem pobolewała coraz mocniej i przyprawiała chłopca o kwaśny grymas. Theseus Fletcher przyjął karę bez zbędnego narzekania. Bywały gorsze, a pomoc gajowemu w Zakazanym Lesie nie należała do tych z kategorii uciążliwych. Przynajmniej nie dla niego.

- Najwyraźniej nie na tyle Zakazany. – mruknął pod nosem, Brenna wyrwała go ze swoich myśli. Nie zauważył nawet, że gajowy oddalił się od nich już chwilę temu. – Może chcieli nas przestraszyć? – powiedział niby do koleżanki, niby do samego siebie.

- Myślisz, że mają tutaj jakąś chatkę w środku lasu? – zaśmiał się, szczerze rozbawiony tym pomysłem. Wątpił w to, że włodarze tego szkoły i terenów należących do Hogwartu, chcieliby zrobić im coś złego.

Przeszedł parę kroków do przodu, mieli między sobą może dwa, trzy metry. Przez myśl mu przeszło, że chciałby wspiąć się po drzewie i trochę posiedzieć na tej dużej, pewnie wiekowej gałęzi, która zakręcała się od pnia w kąt prosty. Zrezygnował jednak, wzdychając pod nosem. Wyglądałby jeszcze gorzej niż teraz, poszarpany i brudny po niedawnej bitce.

- Yhmm... Ścigałem się ze Ślizgonem... – przyznał. Nie była to cała prawda, przecież zaczęli się tłuc, a jeden z nich dostał nawet miotłą przez głowę. Było mu jednak głupio przyznać się do wszystkiego. Ojciec zawsze mu powtarzał, że przemoc nie jest najlepszym rozwiązaniem. Inna sprawa, że sam był zwykłym hipokrytą.

- A ciebie? – odbił szybko. Zrobił duży krok naprzód, pomiędzy wysoką trawę i nieprzyjemnie wyglądające krzaki. – Te musiały być z ogona. – uznał, bo nie musiał wysilać się tak jak panna Longbottom.

- Znasz się na grzybach? – palnął nagle.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
21.10.2022, 21:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2022, 21:38 przez Brenna Longbottom.)  
- Przestraszyć? Myślisz, że psor od eliksirów siedzi tu gdzieś w krzakach i zaraz na nas wyskoczy z "łoooo", żebyśmy od tej pory byli już zawsze grzeczni?
Modnie rozcięta warga nie uszła uwadze Brenny. Po części dlatego zresztą spytała, dlaczego tu trafił. Była ciekawa, czy szlaban miał z tym coś wspólnego. Jej też zresztą czasem zdarzało się paradować z twarzowym siniakiem pod okiem albo inną ozdobą urody, wskazującą na to, że Longbottomówna wzięła się z kimś za łby.
W gruncie rzeczy wdawanie się w głupie bójki było niemalże gryfońską tradycją, tak? Trzeba było dbać o opinię Domu. Szkoda, że Opiekunka Gryffindoru tego nie rozumiała.

- O, znasz Jasia i Małgosię? - ucieszyła się. Choć czystej krwi, już na drugim roku została wielką fanką mugolskiej literatury. To wtedy podebrała starszemu koledze, pochodzącemu z mugolskiej rodziny, Hobbita. Po początkowym narzekaniu, że obrazki się nie ruszają, nie spała całą noc, bo czytała. A kolejnego dnia zażądała więcej. - Myślę, że nie muszą mieć tu żadnej chatki w środku lasu, bo największą wiedźmą to jest nasza psorka od numerologii. Nie wiem, dlaczego wybrałam numerologię. Chyba wcześniej upadłam na głowę. Dwa razy.
Złocisty włos został starannie zwinięty i umieszczony w kieszeni. Brenna przy okazji natrafiła ręką na wepchnięte tam wcześniej czekoladowe żaby. Słodycze też zaczęła nosić ze sobą na drugim roku, kiedy natrafiła na zapłakaną pierwszoklasistkę. Nie za bardzo umiała sobie radzić w takich sytuacjach, ale zdążyła się nauczyć, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć czekolada to jakiś pomysł.

- Żabę? - spytała, podsuwając jeden egzemplarz Theseusowi, a drugi odwijając z papierka, żeby po chwili wepchnąć go sobie do ust. Było to zaskakujące, że jedząc tak dużo, Brenna nie tylko nie jest pulchna, ale wręcz chorobliwie chuda. Nie szczupła, jak szczupłe były te wszystkie hogwarckie piękności, przyciągające cudzy wzrok, ale koścista. Mogło mieć to coś wspólnego z jej wzrostem i aktywnością, ale kończyny miała wyjątkowo patykowate. - Wlazłam na dach szklarni numer trzy - przyznała bez wahania, chyba nawet trochę z siebie dumna, jakby to było jakieś wielkie osiągnięcie. Co poradzić, dopiero niedługo miała skończyć czternaście lat...

- Eee... wiem, że jeśli są wielkie i czerwone, to pewnie lepiej ich nie jeść. A jak rosną w Zakazanym Lesie, to pewnie lepiej ich nie ruszać, bo okażą się halucynogenne albo bo ja wiem, spróbują ogryźć ci nos - odparła, podchodząc do Fletchera, zaintrygowana, czy wypatrzył jakieś grzybki. Wbrew własnemu ostrzeżeniu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#4
21.10.2022, 22:00  ✶  
Przystanął na moment, z kilkoma kosmykami jednorożca w dłoni. Jemu chodziło o jakieś potwory, którymi mogli ich później straszyć, żyjące gdzieś tam w otchłaniach, w ciemnym lesie. Bo na pewno jak pójdą głębiej, to zrobi się ciemniej. Tak przecież w książkach pisali. Tych mniej naukowych i mniej czarodziejskich.

Zmrużył oczy i uśmiechnął się pod nosem, nie wiedząc do końca jak na to zareagować. Nie chciał jej przecież obrazić, czy coś. Byli z tego samego roku i oboje nosili na sobie żółto-czerwone szaliki Gryffindoru. Znał Brennę, przelotnie. Zamienili ze sobą parę zdań lub więcej. Można powiedzieć, że nawet ją lubił. Sam był raczej z boku, miał niewielkie grono przyjaciół, większość skupiona wokół Quiddicha.

Drugie pytanie trochę zbiło go z pantałyku, czasem się zapominał. Niektóre wersje opowieści czy książek mugolskich trafiały również do świata czarodziejów. Sam uznawał pewne rzeczy za praktyczne. Ale to inna bajka.

- No… tak. – odpowiedział po chwili. Zmruży oczy ponownie. – Ale to nie jest... raczej... taka bajka do snu. – dodał. Przez myśl przeleciało mu wspomnienie o mamie, która czytała mu do snu.

- Ty czytasz mugolskie rzeczy? – zapytał neutralnym głosem. Ugryzł się zaraz w język. Przecież przez to się pogryzł z tym Ślizgonem, który go zaczepiał o jakąś głupotę. Owszem, dał się sprowokować, ale tamten zaczął!

- Dzięki. – Wystawił łapę po żabę i schował ją z papierkiem do kieszeni płaszcza. Przyglądał się przez chwilę jak Brenna odwija swoją.

- Czemu? – zapytał. – Potrzebowałaś czegoś ze środka? – dociekał. Robiąc mały obrót, odsłonił kawałek miejsca przy drzewie.

- Ale te halucynogenne, wbrew pozorom, też są potrzebne. Mówią nam tylko, że mamy ich unikać, żeby nam do głowy nie przyszło próbować. Widziałem kiedyś jak Brandon liże grzyba i urosły mu uszy… - powiedział, rozbawiony. Podniósł ręce i przyłożył obie dłonie do uszu, chcąc zobrazować jak duże były owe uszy Brandona, kolegi z zespołu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.10.2022, 22:16  ✶  
Obrażenie Brenny... pewnie byłoby łatwe, wystarczyłoby rzucić coś o jej bracie, rodzicach albo nazwać koleżankę szlamą. Prawdopodobnie skończyłoby się to pojedynkiem albo bójką. Z drugiej strony uwagi o niej samej zdawały się mało dziewczynkę obchodzić. Na pierwszym roku jeszcze się czasem obruszała i przejmowała, ale z każdym kolejnym jakby mniej zwracała na nie uwagę.
- Porzucanie i zjadanie dzieci. Uważasz, że to idealna bajka do snu - powiedziała, obracając się ku niemu. Najpierw minę miała poważną, ale potem nieoczekiwanie wyszczerzyła się w uśmiechu. - Lubię cię, zostań moim najlepszym przyjacielem - oznajmiła, raczej żartobliwie, ale wyglądało na to, że opowieść o porzucaniu i zjadaniu dzieci jest jej zdaniem czymś, co absolutnie trzeba cenić.
Jej matka czytywała na dobranoc raczej baśnie barda Beedle'a albo opowiadała o znanych czarodziejach. Brenna jednak, nie zawsze chętna wprawdzie do nauki, zawsze była za to chętna do czytywania książek przygodowych. A że odkryła, że te mugolskie opowieści bywają fascynujące... Nadrabiała sama. Przekupując często uczniów mugolskiego pochodzenia albo odkupując od nich książki.
- Pewnie, że tak. Zauważyłeś, że w tych mugolskich bajkach, to prawie zawsze wiedźmy są złe? I ci ich pisarze, na gumochłona jednego, to dopiero mają wyobraźnię. Czarną taką. Zawsze ktoś tam komuś każe obcinać pięty albo palce, albo kogoś zjeść, albo wyłupić oczy... - wyliczała, ale nie wydawało się, że choć trochę jej to przeszkadza. Żywa wyobraźnia Brenny wprawdzie po takich bajeczkach jeszcze niedawno produkowała sporo koszmarów, mieszających się z - o czym jeszcze nie wiedziała - wspomnieniami przodków albo wydarzeniami z przeszłości miejsc, w których była, ale Gryfonka i tak szczerze je uwielbiała. - Chociaż Tolkien, o kurczę, Tolkien to jest dopiero gość. Schować się mogą wszystkie te bajki Grimmów.
Gdy już zjadła żabę, przyglądała się przez chwilę dołączonej do niej karcie. Nikolas Flamel. Ten to dopiero miał szczęście.

- W sumie to nie. Właściwie to potrzebowałam czegoś z jej dachu.
Timmy ze Slytherinu wrzucił tam lalkę Violi z Hufflepuffu. Brenna po prostu nie mogła tego tak zostawić, prawda? Gdy została przyłapana, milczała uparcie, ale wcale nie z chęci ochraniania Timmyego. Zwyczajnie bardzo się bała, że Timothy tez dostanie szlaban i wtedy będą musieli odhaczyć go razem. A to by się skończyło bójką, jak nic.

Pochyliła się, przyglądając grzybowi, którego pokazał, odsłaniając miejsce przy drzewie. Miała ochotę dźgnąć kapelusz palcem, ale - z pewnym trudem - się powstrzymała. Jeszcze faktycznie odgryzłby jej palec.
- Lubisz zielarstwo? Wiesz, co to za grzyb? - spytała, jakby faktycznie była tym zainteresowana. Po prawdzie chyba była. Brennę właściwie interesowało wszystko. Było kulką czy raczej ze swoją fizjonomią patykiem energii i zainteresowania wobec świata.
Może dlatego dziadek mówił o niej, że jest jak szczeniak.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#6
23.10.2022, 18:20  ✶  
- Chodziło mi o to, że… że no wiesz. – nie mógł złapać oddechu, chyba się nawet trochę zaczerwienił na policzkach, ale zwalmy to na karb jeszcze chłodnej wiosny. Tak, aby chłopcu nie było przykro ze względu na swoje zawstydzenie. – Wiesz, są też inne bajki. – kontynuował z niemałym trudem, ale za to biorąc o jeden haust powietrza za dużo. Wypluł go z kolejnym, tym razem lepiej złożonym, choć nie do końca przemyślanym zdaniem. – Takie bajki, które są bardziej adekwatne.

I gdyby nawet nie zdawał sobie wcześniej sprawy, że zakłopotanie podkolorowało jego buzię chwilę temu lekkim różem, tak teraz mógł być tego pewien. Nikt nigdy, nawet Geraldine, nie powiedział do niego wprost o przyjaźni. Słowa jako tako nie rozumiał, tak samo jak wartości tego typu znajomości.

W pierwszych kilku sekundach nie mógł się ruszyć, lecz po chwili zmarszczył brwi, potarł nos i przesunął się na krok czy dwa, aby ukryć zakłopotanie.

Co się w takich sytuacjach odpowiada? Och, przecież nie wiedział, czy ją lubi. Znaczy się, jasne, była… w porządku. Jak na dziewczynę. Nie wszystkie dziewczyny potrafiły być takie w porządku. Większość z nich reagowała z krzykiem, na choćby dziwnie wyglądające robale, czy inne takie chłopackie rzeczy. Sam Theseus na przykład mógł takie robale zbierać i wrzucać je do słoika, żeby z tatą później coś połowić… Zresztą, czemu myślał teraz o robalach? Co odpowiedzieć, co odpowiedzieć?

- Ale to nie można tak chyba. – skierował na Brennę swoje różowe policzki i ciepły wzrok pod zmarszczonymi brwiami. – Miałaś kiedyś jakiegoś najlepszego przyjaciela? – postanowił podejść ją od tej strony.

- Mój tata kiedyś mi powiedział, że to przez to, że to przez to, że ludzie się boją czego nie znają. – wzruszył ramionami. Theseus mówił dużo mądrych rzeczy, których jeszcze do końca nie rozumiał. A przyszło mu zrozumieć niektóre z nich jakiś czas później. Nie można mu jednak było odebrać tego, że miał bardzo dobrą pamięć.

- Czytałaś Tolkiena?! – zapomniał o wszystkim, zakłopotanie na chwilę zniknęło. – Nie gadaj! – powtórzył.
Temat szklarni i chodzenia po dachu zszedł na dalszy plan. Theseus nie miał zamiaru do niego wracać, widocznie nie chciała mówić nic więcej. Tak jak on zresztą. Poza tym, sprawiła że rozgadał się i ożywił na tyle, żeby zapomnieć o całym szlabanie.

- Te wyglądają mi na jakieś… pasożytnicze. – powiedział przyglądając się grzybom dokładniej. – Nie wiem, czy magiczne, może. Ten cały las jest magiczny, więc nie dotykałbym. – powiedział, ponownie z lekkim rumieńcem na policzkach. – Ale teraz takich zwykłych nie będzie zbyt dużo. – dodał. – Yhm, lubię. Grzyby akurat są proste. Ale trzeba być ostrożnym. – tłumaczył.

Odsunął się i już stawał na palcach, by dosięgnąć kolejnej partii włosów jednorożca, tym razem zaczepionych o zwisające kilka gałęzi, obok krzaka, którego przed chwilą eksplorował.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
23.10.2022, 18:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.10.2022, 18:42 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna czasem plotła, co jej ślina na język przyniesie. Propozycja była chyba wystosowana półżartem, półserio. Może też po części wynikało to z tego, że ona nigdy nie miała problemów z mówieniem o przyjaźni. Miała szczęście dorastać w kochającej się rodzinie, w Dolinie Godryka, otoczona przez wielu czarodziejów.
Może i przyjaźń była czymś więcej niż tylko koleżeństwo, ale Brenna i ją znała. I była gotowa przyjaźnić się z całym światem. No, może poza tym Ślizgonem, przez którego tutaj trafiła. Ale Theseus był Gryfonem, był równolatkiem i w dodatku cenił Jasia i Małgosię, jak mogłaby nie czuć wobec niego pewnej sympatii? Zwłaszcza, że odczuwała ją na tym etapie swojego życia wobec większości ludzi...
Nie zauważyła do końca jego zakłopotania, bo błysnął jej kolejny włos - ba, cała kępka włosów - pomiędzy gałęziami i sięgnęła po nie, by nimi zamachać nad głową z triumfalną miną, jakby oto zdobyła jakiś sztandar. Nie dojrzałaby ich, gdyby Fletcher nie zwrócił uwagę na grzyba. Jak nic, jakiś jednorożec zaczepił się tu ogonem.

- Mówisz, że nie można? - namyśliła się, a potem zmarszczyła czoło. Spoważniała trochę, jakby teraz poświęciła tematowi trochę więcej uwagi. - Hm, no takiego najlepszego to nie, bo głównie to podbieram przyjaciół bratu. Przyjaciółka się liczy? - zastanowiła się. Norę miała za przyjaciółkę, acz z drugiej strony trochę dzieliło je dwa lata różnicy wieku, w Hogwarcie całkiem sporo, oraz różne Domy. - Możemy zacząć od "przyjaciół" - zezwoliła łaskawie, po czym starannie umieściła włosy jednorożca w torbie. Najlepsi to chyba faktycznie było trochę za dużo.

- Powaga? - zdziwiła się z kolei, kiedy wygłosił faktycznie mądre stwierdzenie. Była jeszcze trochę za młoda, aby w pełni móc zrozumieć jego znaczenie. Bardziej je przeczuwała niż pojmowała i może dlatego, chcąc obrócić to w żart, nie przyznawać się do swojej niewiedzy, wypowiedziała kolejne słowa. - To już wiem, czemu tak strasznie boję się numerologii.
Rozsiadła się na trawie po tych słowach, przypatrując z uwagą grzybom pasożytniczym. Nie dotykała, chociaż ją kusiło. Obserwowała za to uważnie, jakby liczyła, że faktycznie są magiczne i zaraz zrobią coś ciekawego.

- Pewnie, że czytałam - oświadczyła, jakby to było najnormalniejsze na świecie, choć wśród czarodziejów zaiste nie było. Słowa te wygłosiła pochylona, tak mocno, że krótkie włosy zamiotły aż trawę: próbowała obejrzeć ogony grzybów i to, co znajdowało się pod kapeluszami. - Thomas, może kojarzysz, jest dwa lata wyżej od nas, to przyjaciel mojego brata. Jest z mugolskiej rodziny i od niego pożyczyłam. Ej, zaraz, to ty też go znasz? - Uświadomiła sobie poniewczasie, zadzierając głowę, by na niego spojrzeć. Do tej pory mogła o to męczyć tylko Hardwicka. - Ulubiona postać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#8
25.10.2022, 19:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2022, 19:52 przez Theseus Fletcher.)  
Można, nie można… nie wiedział. A może tak już było? I to była rzecz całkowicie w porządku? Nie mógł dojść ze sobą do porządku w tej konkretnej sprawie. Może poukładał to sobie dużo później? Może w dorosłym życiu nadal miał problemy z zaakceptowaniem tego typu rzeczy społecznie umownych? To, jakim stał się człowiekiem było dopiero kształtowane, przez wydarzenia z młodości, przez napotkane po drodze osoby i znajomości.

- Nie wiem, może można? – zaczął, wziął haust powietrza w płuca. To był ten czas główkowania, w końcu z rumieńcem na ustach uśmiechnął się krzywo i uniósłszy jedną brew, tłumaczył dalej, co miał na myśli. – Bo jeśli „najlepszy” jest najlepszym, to nie ma już lepszego. A jeśli znajdziesz lepszego od najlepszego, to… co pomyśli ten poprzedni…? – wypluł z siebie, pod koniec stawiając znak zapytania… który również był pytajnikiem do samego siebie. Prawie się w tym mędrkowaniu zaplątał.

- Okej, możemy. – Pokiwał głową, nie do końca rozumiejąc co znaczy „możemy zacząć”. To w końcu co się zaczyna? Przyjaźń, ale to takie łatwe?

Podczas tej krótkiej rozmowy Brenna zdołała odciągnąć chłopaka od ponurych myśli o minionej kłótni ze Ślizgonem. I nie było szczególnie ważne to, że się zawstydził. Szybko o tym zapomniał, a różowe policzki już na dobre zostały dopisane w dzienniczku win tej matki natury i majowej pogody.

- Numerologia jest dziwna, co nie? – pociągnął temat. – Czemu się jej boisz? Coś ci się sprawdziło? – zapytał.

- A gra w Quiddicha? – zapytał, bo kojarzył kilku podobnych chłopaków, najczęściej z boiska. – Chyba go kojarzę, ale nie jestem pewien…

- Chyba… - zatrzymał się na chwilę, z kępką białych włosów ściśniętych w pięść. – Aragorn. – pokiwał głową sam do siebie. – A twoja?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
25.10.2022, 20:14  ✶  
Dla niego takie rzeczy były trudne. Dla niej proste i naturalne, przynajmniej wtedy, gdy była jeszcze dzieckiem. Nie rozważała za wiele, idąc przez życie z wyciągniętą dłonią – i często trzymając w niej cukierka. Miało się to na niej do pewnego stopnia zemścić, ale wtedy, mając trzynaście lat, w rozczochranej głowie Brenny nie było za wiele miejsca na rozkładanie takich konceptów na części pierwsze.
- Może wtedy obaj będą najlepszymi przyjaciółmi? – zasugerowało z zastanowieniem, jakby sama nie była pewna. Miała całe mnóstwo znajomych i całkiem sporo przyjaciół, chociaż było trochę prawdy w tym, że przynajmniej ich część podbierała bratu. A dokładnie bezczelnie wpakowywała się w ich towarzystwo, robiąc to tak często, że i Erik, i jego koledzy zaczynali traktować to jak coś normalnego.
Wyprostowała się wreszcie, porzucając obserwację grzyba. Nie wstawała z trawy, najwyraźniej nie mając zamiaru od razu rzucać się do poszukiwania włosów jednorożców.
- Dziwna? „Straszna i okropna”, chciałeś powiedzieć. I nic mi się nie sprawdziło, bo mi ani razu nie wyszły poprawne obliczenia – parsknęła. – Rozważam przepisanie się na wróżbiarstwo, a to już taka zupełna desperacja…
Było w tym coś zabawnego, ironia, której on nie mógł pojąć: bo Brenna sama posiadała Trzecie Oko, ukierunkowane jednak ku przeszłości. Czego zresztą dowiedziała się całkiem niedawno. A jakoś wróżbiarstwa się obawiała…
- Tak, gra w drużynie. Moją? Gandalf. Ja tam bym się nie obraziła, jakby stanął na moim progu i zaprosił mnie na przygodę – powiedziała, z westchnieniem zbierając się wreszcie z trawy i rozglądając za kolejnymi włosami. Była za młoda, by pamiętać, że Frodo i Sam na tej „przygodzie” ryzykowali życie, zdrowie, głodowali, odnosili rany, tracili towarzyszy i ten pierwszy skończył ze złamaną psychiką. – Ej, myślisz, że gajowy nas tu porzucił? Bo coś długo nie wraca. Kurde, a ja zapomniałam sypać okruszki, żeby móc trafić z powrotem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#10
27.10.2022, 19:28  ✶  
Theseus nie miał naturalnej łatwości do poznawania ludzi. Owszem, kiedy rozpoczynała się rozmowa, język mu się rozsupływał i stawał się bardziej naturalny. Mechanizmy obronne wzięły mu się w dużej mierze z dziwnych metod wychowania ojca, który powtarzał mu od małego, że na ludzi się uważa i nikomu nie można ufać. Chłopak dzielnie stosował tę zasadę, ale w pewnym momencie po prostu natura ciekawskiego dzieciaka zaczęła brać górę. I nie mógł zaprzeczyć, że choćby w towarzystwie Brenny czuł się powoli coraz bardziej swobodnie. Rozmowa pozwoliła mu tę sylwetkę obcej osoby uczłowieczyć.

Nie odpowiedział jej już na ten wątek z przyjaciółmi. Po części dlatego, że sam nie był co do tego w stu procentach pewien. A co, jeśli się mylił i to ona miała rację? A jak zareagowałaby na jego wykłócanie się o własne zdanie? Później będzie się nad tym wszystkim jeszcze zastanawiał, może zapyta o to kogoś? Nie, nie, raczej będzie się wstydził.

- Wróżbiarstwo to już dopiero…! – zaczął, ale nie dokończył. A co wróżbiarstwo? Ano farmazony. Nie był pewien, czy to jest dla wszystkich takie grzebanie w nieścisłościach i niedosłownym doborze fusów czy innych bzdur, które i tak można sobie interpretować po swojemu.  – Wolałbym nie wiedzieć co mi się przytrafi. – dodał. Nie wspomniał, że go to trochę przerażało. Głównie.

- Ale musiałabyś najpierw zebrać drużynę. – uśmiechnął się, po raz pierwszy w pełni pewny siebie, jak mała szelma.
Na wspomnienie o gajowym, tylko obrócił się w stronę, z której przyszli. Wzruszył ramionami. Dla niego nie było to problemem.

- Chodźmy dalej, tam jest więcej tych włosów. A gajowy nas na pewno znajdzie. Przecież jest gajowym, prawda? – zapytał, nie licząc nawet na odpowiedź. Poprawił torbę na ramieniu i jak powiedział, tak zrobił, ruszając do przodu dziarskim krokiem.

Po jakimś czasie krzyknął krótko, wywróciwszy się w mech.

- Hej, łap go! – krzyknął wskazując na skaczące stworzonko. Z początku trudno było dostrzec co to jest. Z dosyć charakterystycznym odgłosem przesuwało się do przodu, to w jedną, to w drugą stronę. Z początku slalomem, a później, napotykając przeszkodę w postaci Brenny, prosto na nią i kolejny raz w bok.

Theseus obejrzał się szybko w prawo i za siebie. Było ich więcej i musieli wejść na ich teren prywatny! Uciekały oto w podskokach skaczące muchomory!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3043), Theseus Fletcher (2103)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa