• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[7 czerwca 72, Prawa Czasu] Opowiedz mi o przyszłości

[7 czerwca 72, Prawa Czasu] Opowiedz mi o przyszłości
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
16.10.2023, 11:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:02 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

Brenna nigdy nie spodziewałaby się, że kiedykolwiek wejdzie do Praw Czasu. To nie tak, że zupełnie nie wierzyła w jasnowidzenie czy wróżby - bo wierzyła, przynajmniej do pewnego stopnia. Po prostu była absolutnie nimi niezainteresowana, zakładając, że od jasnowidzów powinna trzymać się bardzo, bardzo daleko, bo jeszcze zobaczą za wiele (chyba że chodziło o ciągnięcie Idy za rękę z nadzieją, że sprawdzi, czy o, ta osoba nie ma złych intencji). A że wróżby i tak nigdy nic jej nie dadzą, najwyżej namieszają niepotrzebnie w głowie.
Nie potrzebowała mieszania w głowie, za to bardzo potrzebowała interpretacji paru symboli.
Nie wspominając już o tym, że Vakel Dołohow zdawał się tak przykładnym mężem i ojcem, że Brenna jakoś odruchowo zaczynała wietrzyć tutaj podstęp.
Umówiła się prywatnie, chociaż przychodziła w sprawie służbowej. Głównie dlatego, że Brygada Uderzeniowa nie miała budżetu na konsultacje z Dołohowem, a Brenna niezbyt chciała sama siedzieć i wróżyć z fusów, która z trzech interpretacji uzyskanych z trzech różnych, pokątnych źródeł, zawiera choć gram prawdy. (O ile w ogóle któraś.) Należała do tych szczęśliwych jednostek, które mogły sypać pieniędzmi w stronę pracy, i do tych absolutnie naiwnych i głupich jednostek, które były faktycznie w stanie to robić, nie ogarniając tej prostej prawdy, że w pracy powinieneś zarabiać, a nie dokładać, żeby ją dobrze wykonać.
Ale po prostu miała dużo pieniędzy, a w Departamencie było za wiele nierozwiązanych spraw.
Nie miała na sobie munduru, bo raz, była po godzinach, dwa, nie chciała zwracać uwagi na to, że BUM puka do drzwi Dołohowów. Założyła najbardziej nijaką szatę, dokładnie taką, jaką założyłby przeciętny czarodziej - ani bogaty, ani biedni, ot załatwiający tego dnia jakieś zwykłe sprawy. Nie miała makijażu poza pudrem, którego zaczęła używać, odkąd w maju trzy osoby wyraziły obawę, że za mało sypia i za mało je (jakby Brenna mogła jadać za mało - no naprawdę, o co ją podejrzewano, może jeszcze o odstawienie kawy?). Nie wyróżniała się absolutnie niczym - nie stała się może całkiem nierozpoznawalna, ale że jeśli ktoś ją znał, to zwykle w konkretnych kręgach, raczej nie rzucała się w oczy.
Zapłaciła u pracownika żądaną sumę (bez mrugnięcia okiem, chociaż Brennie przyszło do głowy, że jest absurdalnie wysoka - czy naprawdę ludzie płacili tyle, tylko po to, żeby Vakel powiedział im, jak bardzo związek jest skazany na niepowodzenie, albo do jakiego miejsca pójść, by spotkać miłość życia?) i... cóż, czekała na pozwolenie na wejście do gabinetu.

@Vakel Dolohov


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#2
16.10.2023, 17:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2023, 17:54 przez Vakel Dolohov.)  
Nie dla Dolohova były długie kolejki ustawiające się do jego gabinetu po tanie wróżby, bo nie były to początki jego kariery - to ci mniej popularni wieszcze oferowali swoje usługi za nic, lub ustawiali swoje stragany na lokalnych sabatach. Vasilij te czasy miał już za sobą - on tę karierę rozwinął na tyle, aby ci wróżący tam za grosze korzystali przy tym z jego podręczników. I nie zamierzał cofać się wstecz.

Czuł się kimś ponad nimi.

I mogli mówić, co chcieli, mogli szeptać z zazdrością cokolwiek im ślina na język przyniosła, ale nie mogli zmienić prawdy, jaką było to, że Dolohov miał rację - znajdował się na szczycie i chociaż w takim wieku kariery zbliżały się już do swojego schyłku, to miał przed sobą jeszcze wiele lat tutaj, gdzie mógł spoglądać na innych z góry, a oni mogli podziwiać jego dokonania. I był z tego wszystkiego bardzo dumny. Na tyle dumny, aby dla dobra swojej reputacji jako kogoś trwałego w uczuciach i o stabilnym życiorysie, jeżeli chodziło o sprawy uczuciowe, nie rozstał się z tą przeklętą Annaleigh, chociaż miał ją za skończone kurwiszcze. Nie zmył też siebie maski uśmiechu, jaką przywdziewał kiedy ktokolwiek o nią pytał. Pewnie zdziwiłby się gdyby ktoś mu powiedział, że ktoś pokroju Longbottom nie nabierał się na jego wieloletnią grę, ale nie mógł też nic na to poradzić.

Przekraczając próg jego gabinetu, Brenna mogła stwierdzić, że z pewnością lubił eleganckie wnętrza, ale był też człowiekiem ekscentrycznym i znajdowało to swoje odbicie w trzech rzeczach - w kotarach zasłaniających Aleję Horyzontalną, obszytych złotą nicią we wszystkie znane gwiazdozbiory, w niezliczonej liczbie prawdopodobnie losowo ustawionych zegarów, które tykały cicho, grając w ten sposób przypominającą szum deszczu melodię, a także w nim samym - o wiele wyższym niż wydawało się po zdjęciach z gazet, siedzącym na swoim fotelu z miną, za którą wiele jego fanek dałoby się pociąć.

- Witam w Prawach Czasu, panno Longbottom - powiedział z uśmiechem, wstając, aby wyciągnąć rękę w jej kierunku. - Niech panna zajmie miejsce, które najbardziej do niej przemawia. - Tu, przy biurku, albo przy stoliku ze szklaną kulą, gdzie mogła wybrać pomiędzy fotelem i małą sofką. - Proponuję herbatę czarną, jaśminową, lub napar owocowy, ale akurat dzisiaj tylko jeżeli lubi panna kwitnące jabłonki...

Znał ją, nie musiała się przedstawiać, nawet gdyby nie wpisano jej do kalendarza z imienia i nazwiska. Nie miało to jednak absolutnie nic wspólnego z tym, że uważał ją za osobę choćby odrobinę ciekawą. Ciekawy był jej brat, bo Dolohova bardzo bawiła i ciekawiła jego relacja z Kanclerzem, a jak się wiedziało o Eriku Longbottomie, to wiedziało się mimowolnie o jego młodszej siostrze. Nie znaczyło to oczywiście, że był do niej negatywnie nastawiony - to nie była niechęć, lecz zupełna neutralność. Tego samego spodziewał się z drugiej strony. Zaskarbiając sobie sympatię tłumów, działał w taki sposób, żeby się od niego odczepiły oba obozy polityczne. Pewnie by go niektórzy mieszkańcy Little Hangleton mogli posądzić o bliższe relacje ze Śmierciożercami, bo nazwisko robiło swoje, ale on uparcie zatrudniał w swoim gabinecie badaczy nie do końca czystej krwi i zamiast w wyzywanie mugolaków na wiecach politycznych, bawił się w jakieś nudziarskie prace naukowe, konferencje, horoskopy w Czarownicy, felietony w Horyzontach Zaklęć i kochanie swojej czystokrwistej żony.

Prezentował się, jak zawsze zresztą, przyjaźnie jak na takiego wielkoluda. Widać po nim było, że bardzo dba o swoją aparycję i może nawet zakrawało to trochę o przesadę, bo snob był z niego straszny, ale to nie był człowiek emanujący negatywną energią. No, chyba że ktoś posiadał umiejętności pozwalające na prześwidrowanie wnętrz jego umysłu, bo pod tym wesołkiem bawiącym się kartami tarota kryło się zepsucie.

@Brenna Longbottom


with all due respect, which is none
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
16.10.2023, 18:09  ✶  
Zawsze uważała, że wnętrze domu czy gabinetu wiele mówi o tym, kim dany człowiek jest – albo o tym, za kogo chciałby się uważać. Kiedy przebiegła spojrzeniem po wnętrzu pomieszczenia, do którego weszła, zastanowiła się przelotnie, czy Vakel był ekscentrykiem i lubował się w pamiątkach albo czy zegary były magiczne, czy te wszystkie zegary i kotary były częścią drobnej gry. Rozstawieniem sceny przed widzem, na której dekoracje mówiły: patrz, jestem bogaty, jestem tajemniczy, zastanawiaj się, na co mi te wszystkie zegary.
Nie to, że odpowiedź naprawdę miała znaczenie w tym wypadku, w końcu nie wpadła tutaj próbować go aresztować. A jej odruch wietrzenia podstępu miał zdecydowanie więcej wspólnego ze skłonnościami do doszukiwania się drugiego dna, zrodzonymi w ostatnich latach pracy w Brygadzie, i ogólną niewiarą prasie, niż z tym, że on popełnił jakikolwiek błąd.
– Panie Dolohov – przywitała się, ścigając jego rękę. Uścisk miała mocny, choć nieprzesadnie, bo przecież nie zamierzała tutaj mocować się z nim na uściski rąk, a na wnętrzu dłoni pozostały drobne odciski, niemożliwe do usunięcia na stałe nawet wszystkimi maściami Nory, zupełnie nieprzystające czystokrwistej. On był wysoki, ale nie górował nad nią przesadnie, bo i Brenna należała do osób bardzo wysokich – rodzinne u Longbottomów. Głównie to pod względem aparycji łączyło ją z bratem, oboje byli wysocy, i oboje mieli dość ciemne włosy.
Że ją przywitał nazwiskiem, nie było nic zaskakującego – nie kryła w końcu nazwiska. A gdyby dowiedziała się, że kojarzył ją jako siostrę Erika…? Cóż… nie byłaby zaskoczona. Zawsze właśnie tym była dla wielu ludzi w pierwszej kolejności: siostrą swojego brata. I nigdy nie wzbudzało to w niej ni grama goryczy, bo kochała go najbardziej na świecie, a w pewnym momencie sama zaczęła wypychać go do przodu, tam, gdzie jak sądziła, powinien zawsze stać.
W świetle.
Cienie za jego plecami chciała zostawić sobie.
– Dziękuję, ale liczę, że nie zajmę panu wiele czasu – powiedziała, odmowę łagodząc lekkim uśmiechem. Całkiem szczerym, bo faktycznie była wobec Vakela neutralna. Nie interesowało ją wróżbiarstwo, ale i nie była wobec tej sztuki negatywnie nastawiona. Nie mogła wykluczyć, że po cichu popiera Voldemorta, nic jednak na to nie wskazywało. Wszak tam, gdzie taki Rookwood organizował kontrmarsze przeciwko charłakom i spoglądał na mugolaka w pracy z jawną pogardą, Dołohow zatrudniał osoby półkrwi i pewnie nie wyrzuciłby spod drzwi klienta, który miał ojca mugola. Nie umiała zajrzeć pod płaszczyk uśmiechu i sympatycznej aparycji, i chociaż od listopada 70 roku szukała noży za plecami ludzi, nie dostrzegała w tym mężczyźnie więcej zepsucia niż mogłaby dostrzec w miłej pani z pobliskiej kwiaciarni.
Ale i tak nie była na tyle głupia, bo przyjmować herbatę od kogokolwiek obcego.
Usiadła przy biurku, nie odrywając spojrzenia od Vakela. Nie patrzyła na niego szczególnie natarczywie, ot raczej zwykle utrzymywała kontakt wzrokowy z rozmówcą… jeśli akurat nie zastanawiała się, czy ktoś zaraz na nich nie napadnie albo coś w pobliżu nie przyciągało jej uwagi, ale tu, w zaciszu gabinetu, żadna z tych dwóch opcji nie miała racji bytu.
– Chciałabym, aby zinterpretował pan dla mnie kilka symboli, panie Dolohov. Otrzymałam sugestię, że mogą być używane przez wróżbitów. Być może pan będzie mógł przybliżyć mi ich znaczenie – powiedziała, wyciągając z kieszeni kopertę, w której znajdował się papier, na który pracowicie przeniosła symbole jedna z Brygadzistek, radząca sobie z ołówkiem i rysunkiem znacznie lepiej niż sama Brenna.

@Vakel Dolohov


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#4
03.01.2024, 11:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.01.2024, 11:54 przez Vakel Dolohov.)  
Miejsca takie jak Prawa Czasu rządziły się swoimi zasadami, miały swoje rytuały. Herbata dla gości odwiedzających ten gabinet była jednym z takich właśnie rytuałów - gromadził filiżanki w przeróżnych rozmiarach, żeby dopasowywać je do przewidywanej długości spotkania. To pomagało - dobrze rozumiał niezręczność płynącą z takich rozmów i wiedział, jak wiele osób doceniało coś, co dawało im solidny argument do poruszenia się swobodnie. Jego rozmówcy chętnie sięgali po herbatę nie tylko dlatego, że zasychało im w gardle, czasami robili to po to, żeby rozprostować kości, zasłonić twarz przy upijaniu drobnych łyków, odwrócić spojrzenie... Proste i społecznie akceptowalne, wygodne. Przy okazji każde takie spotkanie można było zwieńczyć stosowną wróżbą znajdującą się na dnie, ale...

Nie zamierzał przecież nikogo do tego zmuszać.

Skoro wybrała biurko, to zajął swoje standardowe miejsce - fotel naprzeciw niej. Wyglądał w nim dobrze - to był dopasowany do niego mebel wykonany na zamówienie.

- Dobrze więc, z czymże panna do mnie przychodzi? - Nie wyglądał na kogoś urażonego, albo zdziwionego odmową, po prostu dostosował się do Brenny. Dominował innych i fakt faktem, bliskich zmuszał do wielu rzeczy wbrew ich woli, ale obcy, jego klienci - cóż, nie zamierzał być wobec nich żenująco nachalny, ani też nie brał niczego, co mówili głęboko do serca, bo nie musiał. No i był zbyt zarozumiały, żeby dotarła do niego krytyka lub niechęć pojedynczej jednostki, jeżeli ich nie łączyła zażyła relacja, a osoby, jakie uważał za bliskie, stanowiło zamknięte na piętnaście kłódek, zaszczytne grono trzech osób - jego asystent, jego córka i jego kuzynka, ta co też się na rodzinę wypięła. Poza tym - nic. Zero. Null. Pierdolcie się wszyscy.

Interpretacja symboli? Dolohov zamrugał. Sytuacja wydała mu się dziwaczna, bo wizyta w tym miejscu należała do kosztownych, a pomocne w interpretacji książki Longbottom odnalazłaby w pierwszej-lepszej bibliotece... Co sprawiło, że postanowiła przyjść akurat tutaj? Oczywiście przyjął kopertę i otworzył ją sprawnie, wyciągając zawartość na blat biurka. Najwyraźniej jej się spieszyło, nie chciał więc marnować cudzego czasu, bo sam nie cierpiał na jego nadmiar i nie lubił przeciągania spotkań, które dało się zamknąć w kilka minut i wszyscy chcieli takiego właśnie obrotu spraw.

- Istnieje tu jakiś kontekst, przez którego pryzmat powinienem na to spoglądać? - Zapytał, ośmielając się próbie zajrzenia w to głębiej - być może wykaz intencji pokazałby mu coś więcej, niż Brenna zechciałaby powiedzieć? Zgadywał, że to nie sprawa Brygady, pewnie mieli swoich ministerialnych wróżbitów w Departamencie Tajemnic...

@Brenna Longbottom

Rzut PO 1d100 - 90
Sukces!


with all due respect, which is none
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
15.01.2024, 19:58  ✶  
Problemy z Departamentem Tajemnic były trzy mianowicie po pierwsze zajęłoby to trochę czasu, a Brenna wolała już zapłacić niż czekać, po drugie istniała bardzo duża szansa, że skończyłaby siedząc na przeciwko Alexandra Mulcibera albo któregoś z Rookwoodów, panoszących się po Departamencie Tajemnic jak mole po szafce pełnej źle pozamykanych opakowań ryżu i makaronu. Tymczasem ofiarą był syn czarodzieja i mugolki, a co Mulciberowie myślą o mugolakach, stało się jasne podczas rządów Leacha, zaś chociaż niby nie użyto czarnej magii i na razie nic nie wskazywało na udział śmierciożerców – wtedy pewnie sprawę przejęliby aurorzy – Brenna wzdrygała się przed angażowaniem jakiegoś brata czy bliskiego kuzyna Alberta Rookwooda. Wreszcie zaś trzeci: wieszcz, z którym już rozmawiała, za bardzo nie pomógł, a podręcznikowe wskazania wzbudziły w niej tylko frustrację.
Nie wspominając już o tym, że być może niektórych informacji nie powinna w ogóle wrzucać do Ministerstwa.
Morpheus, jak na złość, był zaś chwilowo nieosiągalny.
I właściwie pośród tego, co Vakel mógł zobaczyć w jej przyszłości i w związku z tymi znakami, chyba to przebijało się na pierwszy plan – w strzępach przyszłości przewijał się Longbottom, mężczyzna Vakelowi zapewne doskonale znany z przeszłych lat. Jego pusty pokój, pusty gabinet w Departamencie Tajemnic, jakiś pusty salon, a potem te same pomieszczenia, w których to migał, to znikał Morpheus.
Wszędzie było pełno Morpheusa.
Najwyraźniej z nim też chciała się skonsultować, ale nie była pewna, czy się jej to uda w najbliższym czasie. Poza tym pojawiała się ciemnowłosa kobieta, która nie tak dawno temu odwiedziła gabinet Vakela u boku Erika Longbottoma, listy, z tymi samymi znakami wkładanymi do koperty, świece ustawione w kręgu, biblioteczne półki i jakiś dom, prawdopodobnie w Little Hangleton, coś co wyglądało jak krew na ścianie…
– Powiedziałabym, że to wiadomość, panie Dolohov, ale trudno mi powiedzieć, jakiego rodzaju.
Niektóre symbole na kartce były dość oczywiste, przynajmniej pozornie. Wszystkie razem zdawały się jednak nieco wykraczać poza znaczenia, jakie dało się znaleźć w każdym podręczniku wróżbiarstwa – a wszak gdy były ze sobą splecione, zwykle nie interpretowało się ich oddzielnie… Pojedynczych z kolei Dolohov w ogóle nie znał, co prawdopodobnie mogło oznaczać tylko jedno: nie były w istocie żadnymi symbolami wróżbiarskimi, a czymś, co wymyślił twórca, chociaż gdy splatało się je z pozostałymi, popychały ku jednej interpretacji. Niemal wszystko dotyczyło tutaj trzeciego oka, dostrzegania przyszłości, bycia wieszczem, czy też może raczej „fałszywym” wieszczem, a to, co od tej tematyki odbiegało, jak flaga – zwiastowało niebezpieczeństwo lub zemstę.


@Vakel Dolohov


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#6
19.02.2024, 02:44  ✶  
Dolohov zamrugał przyjaźnie, po czym jego spojrzenie zjechało w dół - z oczu Brenny na przekazaną mu kopertę. Jasnym stało się, że dostrzegł w jej słowach coś więcej, jak to jasnowidzowie mieli w zwyczaju, ale pozostał w tym nieco tajemniczy, bo nie odezwał się już wcale, a oboje należeli do tego typu osób, którym wręcz nie zamykała się jadaczka. Ględziłby teraz dalej, sam pewnie nie wiedząc o czym, gdyby nie to, że twoim trzecim okiem dostrzegł właśnie Morpheusa. Relacja Dolohova z jej wujkiem pozostawiała po sobie cholernie dużo przerażającego smutku, obejmującego jego duszę i tak spętaną już ogromnym bólem i wściekłością. Miał już jednak ponad czterdzieści lat, takie sceny nie sprawiały, że nie mógł przez to oddychać. Dopiero wieczorem, kiedy usiądzie w swoim fotelu i nie będzie musiał robić nic przez dłużej niż minutę, przypomni mu się ta scena, a wraz z nią jego sypialnia z dzieciństwa. Będzie tam siedział i użalał się nad tym wszystkim, aż ktoś nie pomacha mu ręką przed twarzą i nie zapyta o to co się wydarzyło, a on nie odpowie, że „przypomniało mu się, jak już nie wiedział, kim jest bez niego” tylko „nic”. Ale to „nic” nie będzie prawdą, tylko pragnieniem szaleńca. 

- Część to faktycznie symbole związane z przepowiadaniem przyszłości, ale część to zwyczajne bazgroły, którymi chciano połączyć je w jedną całość. - Brzmiał, jakby przynajmniej częściowo odpłynął myślami w inne miejsce. - Mój nauczyciel zawsze podsuwał mi tego typu łamigłówki, żebym sobie wyostrzył percepcję na sprawy nieoczywiste, spoglądał na to wszystko twórczo. Całkiem przydatna umiejętność, ale zawsze uważałem, że po jakimś czasie takie zabawy stawały się kompletnie bezużyteczne, przynajmniej jeżeli chodziło o realizowanie ich pierwotnego założenia - jak się nauczyło tych wszystkich sposobów ich rozwiązywania, to człowiek w tym utykał i próbował stosować je już zawsze, przyzwyczajał się do sposobu, w jaki zostały zaprojektowane. Rozleniwiał się, ale wciąż dostawał za to nagrody. Ahhh, uwielbiałem takie zabawy jako dziecko, cóż to za wspaniały powrót do przeszłości. - Tylko to nie była wesoła łamigłówka podsunięta mu przez Profesora w ramach nauki przez zabawę, a poszlaka w jakiejś sprawie Brygady... - Znaczy, ee... - tak rzadko w życiu cię zacinał, wręcz nigdy tego nie robił, więc sam siebie tym krótkim ee zdenerwował - podejrzewam, że znaleziono to na miejscu zbrodni. Oh mam nadzieję, że się panna o to nie obrazi. - Zachowywał się trochę, jakby to jak bardzo był ekscentryczny, było jakąkolwiek nowością. Odwrócił własną uwagę od tych głupot przejściem do rzeczy. - Ale proszę spojrzeć, to się po prostu układa jak puzzle, tylko trzeba pozaginać kartki...

To powiedziawszy, przeszedł do tego zaginania, tak żeby końce tychże symboli znajdowały się na krawędzi papieru. To nie była prosta układanka, właściwie to Dolohov zdołał utworzyć aż dwie możliwe wersje mające przynajmniej odrobinę sensu, a jednocześnie zrobił to strasznie szybko, szczególnie w obliczu tego, że ostatecznie nalegał na to, aby Longbottomówna została tu chwilę dłużej i napiła się tejże herbaty lub naparu. Wypracowane sposoby, o których wcześniej mówił, musiały zadziałać... dlaczego więc wbiło go to w aż taką konsternację? Tak naprawdę to stworzona przez niego „ilustracja” mająca być rozwiązaniem nie przedstawiała niczego mającego większy sens.

Przeniósł spojrzenie na Brennę, jeszcze raz. Wpatrywał się w nią, jakby chciał wyczytać coś z jej oczu. Za pomocą magii? Być może. W rzeczywistości Dolohov analizował tylko i wyłącznie mimikę jej twarzy. Uśmiechała się? Był w tym jakiś, choćby cień bycia podstępnym...? Czy ona coś knuła? Brenna wciąż wydawała się być tym samym człowiekiem, który przekroczył próg gabinetu Praw Czasu - a więc albo była doskonałą aktorką, albo można było od razu wykluczyć bycie kimś mającym obsesję na punkcie jego dzieł. Skoro nie był jej pierwszym wyborem w tej sprawie (to wydedukował na podstawie ukazanej mu wizji), chylił się ku opcji drugiej.

- Od kogo panna to dostała?

Od razu było widać, że chciał zapytać o coś jeszcze. To, co powiedział i zrobił, było jedynie zalążkiem historii tlącej się w jego głowie, ale zaczął od tego, co najbardziej go interesowało.


with all due respect, which is none
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
19.02.2024, 21:24  ✶  
– W takim wypadku to wyjaśniałoby, dlaczego jasnowidz, z którym się konsultowałam, nie był w stanie wiele powiedzieć – mruknęła Brenna. Przyszła w końcu do Vakela, bo potrzebowała faktycznego specjalisty i zależało jej na czasie, więc gdy jasnowidz, z którym rozmawiała zawiódł, a Morpheusa nie było akurat pod ręką, zdecydowała się spróbować tutaj. Wysłuchała jego wyjaśnień, wyjątkowo wcale się nie wtrącając, nie rozgadując i pozwalając sobie tylko na ten krótki komentarz, bo miała wrażenie, że w tym przypadku jej odpowiedzi wcale nie są potrzebne. – Tak. Kod rzeczywiście jest związany z miejscem zbrodni – przyznała bez większych oporów, bo kłamanie mu prosto w oczy przecież tylko by go zniechęciło (a zapewne zorientowałby się, że kłamie), chociaż ani myślała wdawać się w szczegóły.

Gdy nalegał na tę herbatę, Brenna ustąpiła, bo nie chciała zbytnio objawiać paranoi, jaką powoli, ale systematycznie przejmowała od Alastora, a poza tym – mimo wszystko – wątpiła, by Vakel podał jej veritaserum czy truciznę we własnym gabinecie. Była w końcu tylko przeciętną, mało ważną Brygadzistką, a on człowiekiem, który dbał o swoją karierę. Przeszło jej przez głowę (bo w końcu była Detektyw i nie zostałaby nią, gdyby nie myślała od czasu do czasu), że może chce zajrzeć do fusów na dnie filiżanki, a choć nie do końca rozumiała, czemu jej przyszłość miałaby go choć trochę interesować, skoro nie płaciła za jej obejrzenie, to przecież nie dopatrzy się w umieszczonych w naczyniu rozmiękłych resztkach herbaty niczego, co straszliwie chciałaby przed nim ukryć. Popijała więc herbatę niespiesznie, obserwując jego poczynania, skupiona głównie na tym, co działo się z kartką, nie na samym jasnowidzu. Na jego twarz wzrok uniosła dopiero, gdy i on na nią spojrzał.

Jeżeli miała jakieś ukryte powody, by tu przyjść albo była jego psychopatyczną fanką, to naprawdę grała doskonale.
Gdy się witali i rozmawiali na początku, uśmiechała się do niego sympatycznym uśmiechem, ale teraz, czekając na rozwiązanie zagadki, utrzymywała neutralny wyraz twarzy. Nie wydawała się ani trochę zdenerwowana czy przejęta, wyraźnie też jednak nie czuła się w tym przedziwnym gabinecie nieswojo. W brązowych oczach Potterów, które sprawiały, że ich posiadaczka po prostu chyba nie mogła wyglądać groźnie, nie iskrzyła ani odrobina fanatyzmu, uwielbienia, raczej umiarkowane zainteresowanie. Jeśli mógł skądś kojarzyć jej twarz, to stąd, że mignęła mu może gdzieś kiedyś na jakiejś sali balowej albo w tłumie zmierzającym na widownię podczas premiery Selwynów. Ewentualnie z tego nieszczęsnego tygodnika Czarownica i głośnego rankingu, jaki tam opublikowano parę tygodni temu. Nigdy nie pojawiła się na żadnym spotkaniu z Vakelem, nie bywała na sympozjach naukowych, na jego wykładach dotyczących Trzeciego Oka (ironia losu, bo sama miała tę moc we krwi i używała jej pewnie wcale nie rzadziej niż ci, którzy zrobili z tego sposób na życie), nie uczestniczyła w ani jednym spotkaniu Spectrum i z pewnością ani razu nie poprosiła go o autograf. Brenna w ogóle raczej nie ulegała żadnym obsesjom, a wszak dorastała pod okiem jasnowidza, tajemnicza moc Vakela więc nie fascynowała jej tak, jak niektórym.

– Jeżeli ma pan na myśli, kto ją zostawił, to podejrzewam, że był to sprawca, panie Dolohov. Jeśli chodzi o autora tej konkretnej kopii, którą tutaj przyniosłam, sporządziła ją jedna z Brygadzistek.
Podejrzewała, że nie do końca o to pytał, ale… była ciekawa, co odpowie na jej słowa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#8
19.02.2024, 23:45  ✶  
Dolohov nie skomentował w żaden sposób jej słów, ale od razu było widać, że chciał coś powiedzieć. Rozchylił nawet wargi, ale zaniechał bardzo szybko - powodem takiego działania była chęć upewnienia się, czy aby na pewno nie zrobi z siebie idioty przed dziewczyną będącą „zawsze o krok od rozbicia sobie łba”, bo teraz kiedy musiał mierzyć się z widokiem nawiedzającego go Morpheusa, nie mógł nie myśleć o jego opowieściach z pociągu jadącego do Szkocji. To było potworne, jak szybko tak słodkie i wyraźne wspomnienie przerodziło się w coś niosącego ze sobą tak solidną i bolesną dawkę smutku. On jednak nie dał po sobie tego poznać - tego, że wcale nie była przeciętną, mało ważną Brygadzistką, tylko małym berbeciem, o którym opowiadał mu i innym człowiek, w którym Dolohov lata temu tak mocno się zakochał - jego życie było jednym, wielkim kłamstwem, więc i teraz kłamał doskonale. Na przykład bardzo skutecznie okłamywał siebie (że wcale go to nie obchodziło) i świat (też, że wcale go to nie obchodziło), no bo to było dawno i nieprawda (tylko czasem o nim myślał, odkąd Annaleigh przestała poić go swoimi specyfikami, może po prostu jak żona odstawia ci amortencję po prawie dziesięciu latach to robisz się nostalgiczny i przypomina ci się, jak to jest być szczęśliwym i kogoś kochać), a rodzina Longbottomów wcale go nie obchodziła (to nie tak, że bardzo chętnie zaprosiłby jej brata na kolację),  a tak w ogóle to wcale nie jest samotny (a to jak płacze na kanapie jedząc diamenty to tylko taki efekt uboczny wielkiej sławy). Kilka, małych, zupełnie nieistotnych kłamstewek - co to było dla człowieka muszącego występować regularnie przed tłumami ludzi i  udowodnić im bycie nieomylnym, byciem doskonałym, w dziedzinie jaką się zajmował?

Przekonał samego siebie bardzo mocno, czyli wcale, więc w sumie dobrze dla wszystkich tu obecnych, że Brenna nie wpatrywała się w jego spowitą wewnętrznym mrokiem twarz, a na kościste palce bawiące się dziecinnie prostą układanką. Dziecinnie prostą układanką, o ile znało się pewne sposoby i sposobiki. Dokładnie, wręcz wyraziście dokładnie takie, jakich Dolohov uczył się od swojego nauczyciela. Pierwsza myśl - to jego nauczyciel był tym mordercą, ale to nie było możliwe, bo kiedy ma się czterdzieści lat, to twoi starzy profesorowie rozpadający się już wtedy, kiedy przekazywali ci swą starszą wiedzę, aktualnie znajdowali się gdzieś w Limbie. Istniała jednak o wiele prostsza odpowiedź na to pytanie.

Vakel z głośnym trzaskiem otworzył szufladę swojego biurka i wyciągnął z niej swój notatnik, który następnie otworzył na świeżej stronie i zaczął na nim pisać. Później powrócił do poprzedniego układu, tego porzuconego na rzecz nowego i też coś zapisał. Miał teraz przed sobą szereg cyfr, pierwszy dosyć chaotyczny, drugi... pozornie też, ale tylko jeżeli wpadło się w pułapkę losowości, bo kiedy czytało się te cyfry od prawej do lewej, od razu rzucały się w oczy cztery: 1972. To była data.

- Zaraz wrócę - oznajmił i faktycznie opuścił gabinet. Nie mógł zabrać jej ze sobą, bo biblioteka mieściła się w tej części kamienicy, w której Dolohovowie mieszkali, dziwnie więc byłoby wprowadzać kogoś obcego do przestrzeni, w których potrafiły wylegiwać się jego żona i córka. Normalne przyniósłby mu to Peregrin, ale nawet on nie zrozumiałby, o jaką książkę mu chodzi. Poszedł więc po nią sam, pozostawiając Brennę samotną w gabinecie pełnym tykających zegarów, z filiżanką herbaty i takim dziwnym poczuciem, że wróżbita jednocześnie wspaniale się bawił, rozwiązując tę zagadkę, jak i coś go w tym wszystkim dogłębnie przeraziło.

Wrócił z książką i z gazetą. Mówiąc konkretniej, z wydaniami Proroka Codziennego.

- ...to data i wydanie. Szyfr bibliograficzny. - Wyjaśnił, książkę odkładając na bok. Było to dzieło zbiorowe kilku autorów, w tym (co za wielkie zaskoczenie) jego samego. A później zaczął sprawdzać te gazety, sunął palcem po artykułach, aż wreszcie dojechał palcem do reklamy jakiegoś pubu pod mostem na Charing Cross Road. - Znów piorunująco łatwe - zupełnie tak, jakby ktoś zaprojektował to dla niego, co za wielka niespodzianka - jasnowidz, z którym się panna konsultowała, w przeciwieństwie do mordercy, nigdy nie przeczytał Szyfrownicy, której jednym ze współautorów jestem. Nie muszę korzystać z trzeciego oka, żeby wiedzieć, że w tym pubie na jakiejś obskurnej ścianie męskiej łazienki znajdziecie następną wiadomość. - Podniósł to tomiszcze i wręczył jej do ręki. Pierwsze, jedno z naprawdę niewielu wydań, niecieszące się szczególną popularnością. Szkoda, pomyślał. Bo to zwiększało szansę, że któryś z jego fanów nie tylko był mordercą, ale i idiotą, bo tak łatwo dał się złapać... chociaż kogoś takiego jak Dolohov bardziej zawodził jakikolwiek brak własnej inwencji. Z jakiegoś powodu nie przeszło mu przez myśl obawianie się o bycie jakimś następnym celem, czy inną bzdurę. Przecież ktoś tak głupi nigdy nie zdołałby go pokonać (a może raczej go dogonić, kiedy zacząłby uciekać).


with all due respect, which is none
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
20.02.2024, 12:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2024, 15:31 przez Brenna Longbottom.)  
Nie miała pojęcia, co łączyło Morpheusa i Vakela. Gdyby wiedziała, nie przyszłaby tu nigdy - nie zbliżyłaby się nawet do tego Gabinetu, choćby ją proszono i jej grożono. Nie wiedziała, że wiele lat temu Morpheus skarżył się na nią, że wiecznie jest o krok od rozbicia sobie głowy (wciąż była: to się nie zmieniło, tylko w najbliższych dniach miała wyciągać wraz z Heather Apolla, którego próbowała zeżreć drzewo, bo kazano jej sprawdzać anomalie w Little Hangleton, w Zakazanym Lesie uderzać o pnie i wpadać do dziur, skakać na ludzi z dachów i jako wilk, i jeszcze napatoczył się nawet nieumarły, Brenna po prostu łatwo znajdowała kłopoty, nawet gdy ich nie szukała). Że potem pewnie wuj mógł do tego człowieka narzekać, jak gdy nauczyła się chodzić trochę pewniej uciekła spod jego kurateli, ledwo odwrócił oczy - wszystkie trzy sztuki, że w sposobie w jaki się uśmiechała, można było doszukiwać się ulotnego, rodzinnego podobieństwa.
Dla niej Vakel był po prostu jasnowidzem, choć bez wątpienia bardzo w swoim fachu utalentowanym, celebrytą, nieco ekscentryczną jednostką. Kimś, kto prawdopodobnie miał inne poglądy niż ona i kto z jednej strony należał do tego samego świata, a z drugiej do zupełnie innego. Nie znała go, nie znała jego pierwszej ani drugiej żony, nie znała jego córki, a twarz asystenta rozpoznałaby i to właściwie wszystko. Sądziła, że tak jest z wzajemnością: że dla niego ona jest jedną z nieważnych osób, wchodzących do tego gabinetu, bo nie było w niej przecież niczego, co mogłoby ją na tle innych ludzi wyróżnić. (I tylko uśmiechała się czasem podobnie do swojego ojca, a on uśmiechał się podobnie do Morpheusa: ale nie wiedziała przecież, jak dobrze Vakel zna ten uśmiech.) Nie łączyła ich żadna historia i nie sądziła, że znów zetkną się jeszcze inaczej niż mijając się na jakiejś charytatywnej gali czy na korytarzach Galerii Averych podczas otwierania nowej wystawy.
- Proszę się nie spieszyć - powiedziała tylko, kiedy powiedział, że zaraz wróci.

Czekała cierpliwie.
Nie ruszyła się z fotela, nie próbowała myszkować, nie wierciła się nawet szczególnie. Chociaż Brenna należała do tych, którzy nie lubili marnować czasu i raczej gnała przez życie niż przez nie szła, wiedziała, że są chwile, kiedy trzeba po prostu usiąść spokojnie, bo tego wymaga sytuacja. Przypatrywała się więc tym zegarom i sączyła herbatę, by w końcu jej resztę i rozmiękłe fusy pozostawić na blacie.
Uniosła odrobinę brwi, kiedy Vakel wrócił i podsunął jej stosy prasy i książkę, której – z dużym prawdopodobieństwem – nie zdołałaby zrozumieć. Informacja o wiadomości w pubie sprawiła jednak, że poderwała głowę i spięła całe ciało, jakby przez ułamek sekundy chciała się poderwać, cisnąć tę książkę z powrotem na stolik i wybiec z pomieszczenia, by pognać prosto tam – sprawdzić, czy Vakel ma rację i Brenna faktycznie znajdzie tę informację na ścianie.
Nie zrobiła tego jednak.
Bo mimo wszystko nie awansowała na Detektywa tylko dlatego, że jej rodzina obsiadała Departament od pokoleń, a matka miała znajomości niemal wszędzie.
– Skoro zostawił wiadomość, zakładam, że chciał, żebyśmy ją znaleźli – stwierdziła więc spokojnie, a jej palce przebiegły po okładce podsuniętego jej tomiku. – Chyba że chciałby poczuć się dużo mądrzejszy od nas, ale wtedy ta cała zabawa nie miałaby wielkiego sensu i urwała się tutaj, a włożył w nią trochę za dużo pracy. Pańskim zdaniem, panie Dolohov, ile osób byłoby w stanie odszyfrować tę wiadomość? Jakichś umiejętności poza wiedzy o symbolach do tego potrzeba?
Czy aż tak bardzo wierzył w ministerialnych pracowników?
Zakładał, że w jakiś sposób trafią do odpowiedniej osoby... dlaczego? Ile osób poza Vakelem rozwiązałoby tę zagadkę?
I jeżeli potrzeba było bardzo określonej wiedzy i doświadczenia, aby w ogóle taki kod stworzyć, to poważnie zawężało grono podejrzanych.
Może naprawdę mocno.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#10
11.03.2024, 15:55  ✶  
Jej cierpliwość nie miała tu znaczenia, bo Dolohov nie miał najmniejszego zamiaru tej cierpliwości wykorzystać. Sam fakt, że nie miał wszystkiego pod ręką i nikt mu tego pod rękę nie mógł podać, był dla niego bardzo frustrujący - należał do tych osób, które nie chodziły z miejsca na miejsce, tylko biegały. Funkcjonował w wiecznej manii, wiecznie pobudzony, potrzebował załatwiać takie rzeczy szybko i nieszczególnie lubił marnować cudzy czas, bo własny czas uważał za coś na wagę złota. Miał tu jeszcze tyle do zrobienia, a lata mijały nieubłaganie, ostatnich sześć pod wpływem specyfików Annaleigh mignęły mu przed twarzą jak za pstryknięciem palca - kiedy docierało do niego w jak czarnej był dupie ze wszystkimi badaniami jakie miał w planach, każda sekunda wydawała się być na wagę złota, ale on nie żył tylko badaniami. Żył wieloma aspektami swojej kariery, potrzebował tego wszystkiego jak powietrza. Takich spraw też - ucieszyłby się z tego, że Longbottom mimo wszystko wybrała akurat jego gabinet do zapoznania się z detalami tejże sprawy, gdyby nie...

No właśnie, gdyby nie to w jaki sposób ją rozwiązał.

Nawet nie uraczył jej skinięciem głowy w odpowiedzi na to idiotyczne „chciał żebyśmy ją znaleźli” no bo to przecież była oczywista oczywistość. Nic w tym ciekawego nie było, więc na początku nie planował nawet otwierać ust, ale skoro ta oczywista oczywistość wybrzmiała i została doprawiona dalszą częścią wypowiedzi...

- Oczywiście, że chciał aby ktoś to znalazł - zaczął więc, bardzo spokojnym jak na niego głosem - nie gwiazdorzył teraz, lecz zwyczajnie opowiadał o tym w jaki sposób postrzega tę sytuację. - I zastosował odpowiedni komunikat. Dobrze nadany komunikat dostosowany jest do odbiorcy, on tych odbiorców zawęził sobie do grona osób, które będą potrafiły rozwiązać jego zagadki i zapewne chce się bawić z Brygadą dłużej niż przez dwie, ale... Ten popis absolutnego braku kreatywności każe mi zakładać, że nie wpadnie nagle na coś oryginalnego, nawet kiedy silę się na chociaż odrobinę wiary. - Tak naprawdę, to nie wierzył w niego ani trochę. Generalnie nie był człowiekiem miłym ani wyrozumiałym, a kiedy ktoś przedstawił mu się z takiej perspektywy... Ani to ciekawe, ani mądre, chociaż przez tych kilka sekund, kiedy brał to za zabieg okoliczności, faktycznie uśmiechnął się na wspomnienie swojego dawnego nauczyciela... - Książka, jaką pannie przekazałem, niewątpliwie posłużyła tutaj jako źródło. Chyba nigdy żeśmy jej nie dodrukowali, ale egzemplarze znajdą się pewnie w bibliotece Parkinsonów, więc zawężenie tego do ilości osób... - pokręcił głową - to niszowa pozycja, ale podpisana moim nazwiskiem. Nie przyda się tutaj żadna wiedza o symbolach i wróżbiarstwie sama w sobie, tylko wysoko rozwinięta percepcja, zdolność do powiązania ze sobą rzeczy nieoczywistych, ale nie w sposób, w jaki robi to synektyka chociażby, to jest bardziej - dostosuj komunikat do odbiorcy... - jakby wzięła panna gliniany garnek, rozbiła go o schodki, a później rozbiła tam jeszcze kilka bardzo podobnych garnków i z tych odłamków próbowała poskładać tylko ten pierwszy. Tak, to jest trudne, wielu powiedziałoby, że niemożliwe. - Ale z nim wszystko byłoby możliwe. - To odważne założenie - ale on lubił odważne założenia i z odważnych założeń słynął - ale moim zdaniem ktoś zostawiał te ślady, bo chciał trafić na kogoś, kto też skojarzy ją z tym dziełem. Podążając tą ścieżką trafiłaby więc panna prosto do paszczy lwa. - Ale to się nie zdarzy. - Zapytałem o to kto pannie przekazał, bo od osób zaangażowanych w sprawę rozpocząłbym poszukiwania. Ktoś taki chciałby pewnie obserwować wasze starania z pierwszego rzędu.


with all due respect, which is none
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (3395), Brenna Longbottom (2893)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa