Właściwie to było całkiem ośmieszające. Przynajmniej w jego własnych oczach. Albo i nie tylko..? Już po jakże szczęśliwym starcie tego piekielnego miesiąca, który wyciągnął diabelskie ramiona, żeby zamknąć w uścisku i już nie wypuścić wszystko zaczęło sypać się do reszty. Z jednej strony Edward chciał, żeby odwiedził Perseusa Blacka, z drugiej... nie. To była ta sama strona medalu. Ciągle to samo nieudacznictwo, bycie zbyt słabym, nieodpowiednim, niedopasowanym do zimnych murów zamku rodu Prewett ani do ciężaru, z jakim przychodziła władza, którą jego ojciec się tak pysznił i szczycił. Nie narzekał. Laurent prawie nigdy nie narzekał. Nie uskarżał się - za to zdecydowanie za dużo płakał. To pewnie przez to, że jego oczy wyglądały jak dwa szkiełka, w których zaklęto przejrzyste, morskie fale. Błękit i lazur tańczyły w nich przy każdym blaski światła, jakby naprawdę zaraz możliwe było poczucie zapachu jodu w powietrzu. A jednak to nie jodem pachniał blondyn o włosach tak jasnych, że przypominały platynę. Łagodniejsze w swojej intensywności piżmowe perfumy były właściwie wyczuwalne dopiero po zbliżeniu się. Musiało być tak czy inaczej coś absolutnie magicznego w soli, skoro zawierał ją ocean. I zawierały ją ludzkie łzy.
Ciepła pogoda była tragicznie dysfunkcyjna, jeśli myślałeś ciągle o tym, że niezależnie od tego, ile łez zostanie wylanych i jak wiele cierpienia przetoczy się przez te ziemie - słońce zawsze pozostanie takie samo. Nie zwalczą go gromy ludzkich oczu i nie przyślą czarnych chmur tylko dlatego, że kręci ci się w głowie. Wołać do Nieba mógł każdy, ale ile tym wołaniem osiągali? Choć byli ci, którzy potrafili zmienić pogodę na własne życzenie, ha... Nie, Laurentowi piękna, letnia pogoda nie przeszkadzała. Niekoniecznie za to potrafił się nią cieszyć z uwagi na cel wędrówki, jaki miał przed sobą. Nie należał do najodważniejszych ludzi tego świata, ale nie przeszło mu przez myśl, żeby zawrócić. Nie radził sobie, nie potrafił porozmawiać z kimś... z kimkolwiek tak, jakby sobie tego życzył. Czy też problem leżał w tym, że nie życzył sobie tego wcale? Nie radził sobie. Cokolwiek i jakkolwiek nie zostałoby ujęte jedno zdanie ujmowało pełnię problemu. Bardzo źle sobie radził.
Parę dni wcześniej posłał więc sowę do lekarza, o którym wspomniał Edward mając nadzieję, że został on wyłowiony z jego pamięci ze względu na to, że jest po prostu dobrym magipsychologiem, czy też psychiatrą, a nie dlatego, że był jego człowiekiem. Albo osobą mu dłużną czy zaangażowaną w jakąkolwiek jego działalność. Czy też, o zgrozo, długi w kasynie. Tak, owszem, Laurent już mówił wielkimi słowy o zaufaniu lekarzom i obowiązującej ich etyce... a nadal nie potrafił im zaufać. To, co siedziało w ludzkiej głowie, złożoność problemów, szereg spraw na to się składających był tak delikatny - był jak szkielet ludzki zrobiony ze szkła. Dmuchanego szkła - cała podstawa wystarczyła, że zostanie lekko dotknięta i... I sowa wróciła z odpowiedzią i propozycją dostępnych terminów, więc Blondyn po prostu poszedł za ciosem.
Dzięki niech będą Morganie, że mimo wędrowania za ciosem nikt go nie był. Przynajmniej dzisiaj.
Sprawdził godzinę na zegarku na nadgarstku, żeby się upewnić, że nie jest zbyt wcześnie - nie wypadało. Pogoda zresztą dopisywała, mógłby się jeszcze przejść, ale nie. Odetchnął, spoglądając na budynek i przez moment wsłuchując się w dźwięki zawsze towarzyszące Horyzontalnej. Szum. Nie przepadał za nim, tak jak nie przepadał za zapachem miasta. Za tym kamieniem, który przysłaniał wszystko i za więzieniem, jaki stanowił dla oczu ludzkich i wiatru, który chciał w wolności gościć między drzewami. Tymczasem - oto my. Wielka ludzkość, która sama dawała zamykać się w te kraty. Wszystko dla wygody. Laurent otworzył oczy. Przed nim rozciągało się klasyczne dla Anglii zabudowanie - ale jakże... przytulne. Przynajmniej na nim sprawiło to takie wrażenie wyjęte z tych opowieści (sztucznej prozy) o najbardziej szczęśliwych, angielskich rodzinach czarodziei. Zapukał do odpowiednich drzwi stając przed nimi w błękitnej koszuli w delikatne, granatowe wzory i granatowych spodniach - bardzo elegancko i wprawne oko bez problemu wychwyciłoby, że wszystko leżało na nim idealnie. Innymi słowy - ta prosta garderoba pewnie mogłaby stanowić zarobek niektórych ludzi przez miesiąc. Tym bardziej dodając do całości delikatną, złotą biżuterię dopełniającą wizerunek.