• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[22.06.72, zmierzch, Warownia] Pióra feniksa

[22.06.72, zmierzch, Warownia] Pióra feniksa
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
04.11.2023, 13:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:35 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV

Była niewyspana.
Sprawa statku, pomijając już wpływ, jaki wywarła pewnie na wszystkich tam obecnych – w tym Brennę, która miała zamęt w głowie większy niż kiedykolwiek wcześniej, z wielu różnych względów – zostawiła też po sobie wiele raportów do napisania i rzeczy do zrobienia. A wczoraj były też przecież urodziny Nory. W efekcie nie miała po prostu kiedy iść spać. Dziś do tego wszystkiego doszła rozmowa z Dumbledorem, i Brenna czuła, ze grunt pod nogami zapada się jej coraz bardziej i bardziej.
Pozwoliła sobie na godzinę spędzoną w ruinach na skraju wrzosowiska, by dojść do względnej równowagi psychicznej, przemyśleć, czy ma prawo iść do Danielle, czy też wręcz odwrotnie, nie ma prawa do niej nie pójść, i uspokoić rozszalałą zapewne aurę. Ostateczna konkluzja jej przemyśleń była taka, że zasadniczo to nie, jako kochająca kuzynka nie powinna iść do Dani, ale teraz musiała myśleć jako cholerna, lewa ręka, która wiedziała, że Zakon – Feniksa – Nie – Ma – Medyków – Poza – Koleżanką - Patricka, a jeżeli ma rekrutować ludzi ze sprawdzonego otoczenia, powinna zacząć od własnego domu. Poza tym jako Brenna – dość mocno wierzyła w to, że każdy ma prawo dokonać własnego wyboru. Mogła popychać lekko w konkretną stronę, ale nie miała prawa barykadować drzwi czy przez nie przepychać.
Dlatego gdy nad Doliną Godryka zapadał już zmierzch, Brenna wróciła do domu, rozważała jeszcze przez chwilę, do których drzwi zapukać najpierw i wreszcie wybrała pokój Danielle. Jej ubranie było przesiąknięte zapachem trawy, po tym, jak spędziła godzinę leżąc po prostu wśród roślin porastających wnętrze ruin.
– Dani? – zapytała, uchylając drzwi, kiedy padła odpowiedź. Zmierzyła najmłodszą z panien Longbottom uważanym spojrzeniem, jakby chciała ocenić jej stan. Nią samą statek wstrząsnął: z powodu Maddie, z powodu pani Sadley, i z powodu całej tej wizji oraz tego, co tam się działo, zwłaszcza w połączeniu z zastanawianiem się, i jak na jej zachowanie, i Bulstroda, wpłynęła pierdolona więź. Istniała całkiem duża możliwość, że rzeczy, które zobaczyła Danielle we śnie, też odcisnęły na niej swoje piętno. Nawiedziły ją nagle wątpliwości, czy nie powinna poczekać do jutra.
Tyle że żyli w czasach, gdy chyba niczego nie należało odkładać na jutro.
– Masz chwilę? Chciałabym o czymś z tobą porozmawiać. To ważne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#2
04.11.2023, 14:46  ✶  

Od czasu pogrzebu ojca popadła w letarg. Oczywiście, chodziła do pracy, próbowała angażować się w pomoc innym, starała się nie pokazywać po sobie, jak bardzo przygniotło ją to, co się wydarzyło i o ile przed obcymi dawała radę utrzymywać "jest okej, nic mi się nie dzieje", tak bliscy znali ją zbyt dobrze, by nie widzieć zmian, jakie w niej zaszły, a jej desperackie próby funkcjonowania w społeczeństwie kosztują ją niemały wysiłek. Na biurku leżały otwarte listy, na które nawet zaczęła pisać wiadomości zwrotne, jednak żadnej nie dała rady dokończyć, pozostawiając adresatów bez odpowiedzi. Większość czasu spędzała we własnym pokoju, do części wspólnych domu schodząc tylko z konieczności, gdy już faktycznie musiała. W Warowni ciężko jest przeżywać trudne chwile, gdy dookoła jest tak wiele przyjaznych, wspierających twarzy i choć nie mówiła tego na głos, była wszystkim domownikom ogromnie wdzięczna, nawet jeżeli mogłoby wydawać się, że na dobrą sprawę ich obecność nic nie zmieniła. Zmieniła, na lepsze - najmłodsza Longbotttom miała poczucie, że nie jest sama. Niektóre drogi trzeba przejść jednak samodzielnie. Niektórym demonom trzeba stawić czoło samemu, nie chowając się za plecami silniejszych.

Nigdy nie uważała, że jest silna, a wydarzenia z ostatnich dwóch miesięcy dobitnie jej to uzmysłowiły. Kiedy siedziała przy biurku, obracała w dłoni pióro, po raz kolejny zabierając się do napisania listu i po raz kolejny brakowało jej słów; z łatwością układała je w głowie, przelanie ich na papier spotykało się z blokadą. Już przykładała końcówkę pióra do pergaminu, gdy rozległo się stukanie do drzwi; kompletnie zaskoczona, zbyt mocno nacisnęła pióro, powodując dosyć dużą, rozległą plamę atramentu, w którą dodatkowo wpakowała swoją dłoń.

- Cholera... - mruknęła pod nosem. Odłożyła pióro, złapała pergamin i zgniotła go w dłoniach, rzucając gdzieś w kąt; odpisywanie musi poczekać. - Otwarte! - odpowiedziała szybko. Na widok Brenny, posłała w jej kierunku lekki uśmiech, gestem zapraszając do środka. Rozglądając się, zdała sobie sprawę jak w wielkim chaosie pogrążone jest pomieszczenie; sprzątanie w nim spadło gdzieś na dalszy plan. Odruchowo sięgnęła po różdżkę i machnęła nią, chcąc posprzątać choć pobieżnie, by Brenna nie potknęła się o jakiś przedmiot rzucony niedbale na podłogę.

"Musimy porozmawiać, to ważne" w przypadku jej kuzynki oznaczać bardzo wiele rzeczy.
- Pokaż - odezwała się, podnosząc z krzesła. - I od razu powiedz, czym i gdzie oberwałaś - dodała szybko, najwyraźniej będąc w pełni przekonana, starsza Longbottom zaś wpakowała się w jakieś kłopoty i wymaga pomocy medycznej, o której wolałaby nie informować pracowników Munga.



let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
04.11.2023, 15:06  ✶  
Wydarzenia odbijały się na niemal wszystkich w Warowni – na Danielle, Lucy i Mavelle bodaj najbardziej – i ciężko było to ukryć. Brenna miała w gruncie rzeczy w udawaniu, że wszystko jest w porządku, ogromną wprawę, ale Dani akurat zawsze niosła serce na dłoni. I Brenna miotała się trochę pomiędzy chęcią pomocy, a chęcią zapewnienia wszystkim trzem kuzynkom przestrzeni, niepewna, jaką taktykę przyjąć, aby okazać się wsparciem, ale ich nie przytłoczyć. Zwykle oznaczało więc to po prostu w przypadku Dani podsuwanie gorącej czekolady, upewnianie się, że zjadła kolację czy przysiadanie się, jeśli akurat ta zdecydowała się zejść na dół, a Brenna przypadkiem była w domu.
Weszła do środka, starając się na nic nie nadepnąć. I uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy Danielle od razu zażądała, aby pokazać jej obrażenia. Kiedy tak o tym myślała, nie mogła nawet jej winić – chyba sama dokładała kuzynce zmartwień, chociaż starała się nie przychodzić do niej z byle czym. Ale tylko w ciągu maja i czerwca Brenna stawiła się w tym pokoju z kawałkiem ręki wyrwanej przez wampirzycę, żebrami poobijanymi przez trolla, rozbitym łukiem brwiowym na Nokturnie, dwukrotnie pobita przez wampira, poturbowana po walnięciu w drzewo, i po przygodzie z traktorem, nie wspominając już o tym dniu, kiedy wylądowała w Mungu…
– Nie tym razem – powiedziała, unosząc ręce w obronnym geście. I faktycznie, nie wydawała się poturbowana, a przynajmniej Danielle nie dostrzegła żadnych tego oznak na pierwszy rzut oka. – Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale dzisiaj jestem cała i doskonale zdrowa. Chociaż tak teraz myślę, że chyba powinnaś wystawić mi rachunek za te wszystkie konsultacje medyczne – oświadczyła z szelmowskim uśmiechem, chociaż tak naprawdę wcale nie było jej do śmiechu. Nie tym razem.
Zrzucała kuzynce na barki chyba nazbyt wiele.
Odetchnęła i przeszła przez pokój, by opaść na fotel. Pewne rozmowy łatwiej było toczyć na siedząco.
– Ale mogę potrzebować medyka. Możemy potrzebować medyka – powiedziała, szybko prostując to „ja” na „my”. – W sytuacjach, w których niekoniecznie chcemy, żeby wiadomości o obrażeniach znalazły się w rejestrach kliniki. Bo w klinice Munga prawdopodobnie też pracują osoby, które niekoniecznie sprzyjają Ministerstwu. Rozumiesz, co mam na myśli, Dani?
Urwała. Bo to był moment, w którym Danielle mogła zdecydować, czy w ogóle chce kontynuować tę rozmowę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#4
04.11.2023, 16:10  ✶  

Martwiła się o kuzynkę i każde pojawienie się w drzwiach jej pokoju było niejako sygnałem, że musi zakasać rękawy i wesprzeć ją wiedzą medyczną. Wiedziała jednak, że rzucenie "uważaj na siebie, bądź ostrożna następnym razem" to puste słowa, które nic nie znaczą i które nijak nie zmuszą dziewczyny, by zatrzymać ją w domu i by unikała niebezpieczeństw. Pchanie się w takie sytuacje było niejako wpisane w ich nazwisko, czy tego chciały, czy nie. A ona, jako uzdrowicielka, jedyne co mogła zrobić, to być gotowa o każdej porze dnia i nocy, by uleczyć powstałe rany, czy złamać klątwę, jaka na nich ciąży. Z czasem nawet przestała pytać o szczegółową historię powstałych ran, wiedząc, że niektóre z nich kuzynka wolałaby zachować dla siebie. I jakkolwiek źle to zabrzmi - trochę do tego przywykła.

Uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona odpowiedzią; nie tego się spodziewała. Założyła ręce na piersi i posłała podejrzliwie spojrzenie starszej Longbottom.

- Nie wierzę Ci. Chcesz mi powiedzieć, że tym razem wyszłaś bez szwanku i nawet włos Ci z głowy nie spadł? - pokręciła lekko głową, najwyraźniej średnio wierząc jej zapewnieniom. Ta jednak zdawała się być w perfekcyjnym zdrowiu, dlatego młodsza Longbottom nie drążyła tematu, choć nie mogła powstrzymać podejrzliwego spojrzenia, jakim obdarzyła kuzynkę. Na wspomnienie o rachunku, machnęła dłonią. - Zapomnij - w życiu nie wzięłaby od niej pieniędzy za coś takiego - Albo dla zaspokojenia własnego sumienia uznaj, że to w zamian za każdy przygotowany i podstawiony pod nos posiłek - dodała. Widząc, jak kuzynka kieruje się w stronę fotela (co sugerowało, że rozmowa będzie dłuższa), machnęła różdżką, by rzeczy z drugiego fotela samoistnie uporządkowały się i wylądowały tam, gdzie ich miejsce. Podeszła bliżej i usiadła, kierując twarz w jej stronę.

- Ty, Mav, Erik, wasi znajomi...? - upewniła się, czy dobrze rozumie słowa kobiety. - Wiesz, że możecie na mnie liczyć pod tym względem i to, co wydarzy się w Warowni, nie wyjdzie poza jej mury - przytaknęła. Westchnęła głębiej, słysząc jej kolejne słowa. Od czasu wojny, zwłaszcza po wydarzeniach na ostatnim sabacie, sama nie wiedziała już, komu poza własną rodziną można ufać. Społeczeństwo dzieliło się coraz bardziej i ludzie, z którymi wcześniej dogadywała się bez problemu, potrafili posyłać jej wrogie spojrzenia. - Tak jak w trakcie sabatu. Obiecałam, że wesprę was tak, jak tylko będę w stanie... - jej gardło zacisnęło się na myśl o tym, co wydarzyło się na początku maja - I słowa dotrzymałam - nawet śmierć taty tego nie zmieni.

- Wiedziałaś, co się wtedy wydarzy. Wtedy, na sabacie. Dlatego chciałaś, żebym była w pogotowiu, gotowa leczyć rannych - zmrużyła delikatnie oczy. W jej głosie na próżno było szukać oskarżeń o to, ze coś zostało przed nią zatajone. Bardziej... stwierdzenie faktu? - Skąd? Kto Ci powiedział? - zapytała otwarcie. Wyglądało na to, że obie zamierzają zagrać w otwarte karty.



let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
04.11.2023, 16:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2023, 16:40 przez Brenna Longbottom.)  
– Hej, to się zdarza! – zapewniła Brenna. – Ledwo tydzień temu ja i Victoria najpierw biłyśmy się z jednym gościem, potem z infernusem, a potem z dwoma czarnoksiężnikami i wyszłam z tego bez jednego draśnięcia! – oświadczyła niemalże radośnie. Głównie dlatego, że podczas tej przygody naprawdę ucierpiał tylko biedny Apollo, który spadł z drzewa. I oczywiście ten gość, na którego zeskoczyła z dachu i ten, któremu rozbiła głowę, ale oni byli tymi złymi, więc nie trzeba było się przejmować, tak? A akcja była w pełni legalna, nie było potrzeby kryć szczegółów. – Ale mam na myśli: byłam dzisiaj bardzo grzeczną dziewczynką, wyszłam na spotkanie, podczas którego…
…niebo zawaliło mi się na głowę.
- …nie stało mi się żadna krzywda, a potem po prostu poszłam na spacer. I nie wpadłam nawet na nim do żadnej dziury – oświadczyła, moszcząc się wygodniej w fotelu. Nogi wyciągnęła przed siebie, nie odrywając spojrzenia od Danielle.
Mav, Erik, wasi znajomi… zasadniczo to tak, bo przecież wszyscy w Zakonie byli ich znajomymi.
Twarz jej nie drgnęła, kiedy Danielle wspomniała o sabacie, o tym, że słowa dotrzymała i że nic nie wyjdzie poza mury Warowni, ale coś we wnętrzu Brenny wywinęło salto. A przynajmniej Longbottom byłaby gotowa przysiąc, że tak właśnie się stało.
– Pamiętam. Byłaś wspaniała i zrobiłaś tam więcej niż ja – przyznała bez oporów, bo w ostatecznym rozrachunku Danielle zgasiła jeden z katalizatorów – nawet jeśli okazało się, że de facto nie było sensu tego robić, bo i tak nic nie zyskali – i uratowała życie Moss. Brygadzistka byłaby martwa, gdyby nie Dani. – Nie wiedziałam „co” się wydarzy – sprostowała jeszcze. Gdyby wiedziała, wytapetowałaby całą cholerną Dolinę plakatami informującymi o tym, że nie należy iść na sabat, zamknęła Norę i Salema w klubokawiarni, i zadbała o to, aby na miejscu był cały Zakon Feniksa, choćby musiała siłą wyciągać ich na tę polanę. A przynajmniej tak myślała o tym w tej chwili. – Wiedziałam, że „coś” się wydarzy. Nie spodziewałam się… chyba nie spodziewałam się czegoś takiego. Ostatecznie Voldemort… miał podobno tak dbać o czystą krew – wyjaśniła, bo nie, nie miała zamiaru się tego wypierać. Zresztą, Danielle musiałaby być ślepa, aby nie wiedzieć, że czegoś się spodziewali. – Dostaliśmy przeciek. Od osoby, która zdobyła informacje o planach śmierciożerców i omal nie zapłaciła za to życiem – dodała cicho Brenna, mając oczywiście na myśli Arabellę Bulstrode. Erik wraz z Norą szukali lekarstwa, a Lucy była jedną z osób, która miała przełamać klątwę…
– I mówiąc „my” nie mam na myśli Ministerstwa – dodała, spoglądając kuzynce prosto w oczy. W takich chwilach żałowała szczerze, że posiada zdolność spoglądania w przeszłość, nie czytania aur. Nawet jeśli ta pierwsza w pracy była nieoceniona, ta druga mogłaby jej pomóc sprawdzić, co chodzi teraz po głowie Danielle I… to że Dani ten talent właśnie posiadała, też mogło być dla nich wielką pomocą. – Bo Ministerstwo na pewno jest zinfiltrowane. Nie wiemy kto dokładnie, gdzie, kiedy, wiemy tylko, że „ktoś” i nie mamy nic poza podejrzeniami. Borginowie na przykład, mający mocną reprezentację w różnych wydziałach? Są wśród nich mordercy, Dani. Twój szkolny kolega najmniej pomaga informacjami w łowach na kilka osób. Dlatego jeśli chcesz kontynuować tę rozmowę, nic co powiem, naprawdę nie może wyjść poza Warownię. Nieważne, jak mocno komuś ufasz.
Stanley czy Ulysses… żadnemu z nich przecież nie mogli zaufać. I to nie tak, że Brenna rzucała tu kamieniem. Bo wśród jej przyjaciół też były osoby, które kochała z całego serca, a którym zaufać nie mogła. Aż do Beltane nie wiedziała, po której stronie stanie Victoria. Nie była pewna, czy Castiel albo Cynthia nie noszą mrocznego znaku. I byli ludzie, do których wciąż miała słabość, jak Lorraine, Anthony czy Vincent, którzy prawie na pewno byli wmieszani w różne rzeczy. Wojna rozdzielała nawet rodziny i dawnych przyjaciół.
Ale w ostatecznym rozrachunku najważniejsze było przecież trzymanie języka za zębami. Bo w takich sytuacjach nie chodziło tylko o życie osoby, która przekazałaby informacje.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#6
05.11.2023, 20:06  ✶  

Powinna zacząć prowadzić dziennik wypraw Brenny, w którym odnotowywałaby ile razy wpakowała się w kłopoty i ile razy wyszła z nich bez żadnych uszkodzeń ciała; doświadczenie podpowiadało jej, że takowych byłoby znacznie mniej niż takich, które później wymagały odwiedzin u uzdrowiciela. A ile było tych, o których Dani zwyczajnie w świecie nie wiedziała? Ah, szkoda gadać. Pokręciła wymownie głową, choć na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Wszyscy pacjenci tak gadają. A jak się spytasz ile eliksiru na odurzenie wypił, to powie że absolutnie nic - wzruszyła wymownie ramionami - Szkoda, że objawy mówią co innego... ale niech Ci będzie, powiedzmy że Ci wierzę - dodała. Droczyła się, ale tylko trochę. Kiedy rozmowa stopniowo zeszła cięższy temat, uśmiech z jej twarzy zszedł, a ona sama wydawała się być spokojna i przede wszystkim poważniejsza, co całkowicie kłóciło się z beztroską, jaka emanowała wokół niej jeszcze przed wydarzeniami z maja.

Na moment odwróciła wzrok i głęboko westchnęła, dopiero po chwili kręcąc głową w odpowiedzi. Moss udało się uratować, ale to był przypadek, dobre zrządzenie losu i to, że dziewczyna miała w sobie ogrom walki i chęci do życia. Katalizatory? Zgasili je tylko i wyłącznie dlatego, że Moody był w pobliżu i ochronił ją przed stratowaniem
- Nie o to mi chodzi. Zresztą... to już i tak nie ma żadnego znaczenia - mruknęła i chyba nie trzeba było domyślać się, co konkretnie miała na myśli. Niezależnie od tego jak bardzo się starali, zawiedli, a jej ojciec nie przeżył tej nocy. Wszelkie zasługi i to, co udało im się zrobić, nie miało już żadnego znaczenia.

Nie odzywała się. Mogła nawet sprawiać wrażenie nieobecnej, choć było to tylko pozory - każde słowo jakie wypowiadała do niej kuzynka docierało do niej bardzo dokładnie i wyraźnie. Informator, którego odwaga pozwoliła choć w niewielkiej części przygotować się na coś nieuniknionego omal nie przypłacił za to życiem. Ministerstwo jest zinfiltrowane. Ah... musiałaby być głupia, żeby się tego nie spodziewać. Wiele wysokich stanowisk w ministerstwie obsadzone było osobami, które nawet nie kryły się z niechęcią do "czarodziejów wątpliwego pochodzenia". Idee propagowane przez Voldemorta idealnie wpasowywałyby się w ich narrację.

- Zakładam, że w Mungo też ma swoich wyznawców i informatorów... - mruknęła, to było bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem. Nikomu nie można ufać. Momentalnie przed oczami pojawiło się kilka twarzy, w tym Borgina, o którym wspomniała Brenna. On też...? 

- Nie wyjdzie - odpowiedziała krótko. - Tak jak żadna sytuacja, gdy potrzebowałaś mojej magii uzdrawiającej - dodała, co było niejako potwierdzeniem jej słów. Tak jak sabat, gdy wiedziała, że coś się wydarzy, a jednak słowem nie pisnęła nikomu, choć nosiło ją, żeby co po niektóre osoby zamknąć na klucz i nie wypuszczać tego dnia z domu. - Powiedz mi tylko, co mam robić i jak wam pomóc,


let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
05.11.2023, 20:31  ✶  
To zawsze miało znaczenie. W końcu gdyby nie Dani, Moss by nie żyła. Tu i teraz. Ale też Brenna nie przyszła się tu sprzeczać czy rozmawiać o wyrzutach sumienia – własnych albo tych Danielle. Mogła sobie wyobrazić przebieg takiej rozmowy, znała na to i siebie, i kuzynkę dostatecznie dobrze. I była pewna, że w ostatecznym rozrachunku… ta niczego by nie zmieniła o tym, co myślały o przebiegu tamtej nocy.
– Praktycznie na pewno – przyznała Brenna, uśmiechając się krzywo. – Nie zawracałabym ci głowy tak często, gdybym mogła po prostu iść do Munga.
I tak była zdrajczynią krwi. Ale była zdrajczynią krwi uważaną za głupiego pajaca, zakochanego w swojej pracy, owszem, zasadniczo jednak gadatliwego i mało szkodliwego. Wątpliwe, aby ktokolwiek podejrzewał ją o robienie czegoś więcej niż szaleńcze bieganie od sprawy do sprawy, nie różnicując podejrzanych ze względu na status krwi. Nie chciała więc, żeby do tego obrazka dołączyła cała kolekcja dziwnych obrażeń, która zostałaby opisana w klinice i mogła przyciągnąć czyjąś niechcianą uwagę.
Teraz musiała na to uważać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nikomu nie wolno ufać.
Ta myśl krążyła i po głowie Brenny. Nie była pewna, czy ufa już komukolwiek. Nie chodziło nawet o to, że dopuszczała do siebie myśl, że Danielle zdradziłaby ją świadomie: ale jak często dobra wiara, źle ulokowane zaufanie, odrobina naiwności czy uczucia doprowadzały do tragedii? Czy sama Brenna nie wiedziała o tym najlepiej, bo przecież też były osoby, na których jej zależało, i na znajomość z którymi cieniem kładła się wojna? Ile razy obracała w głowie pewne rzeczy, ile razy mogłaby zaryzykować sobą, ale nie całą resztą?
– Właściwie to co samo, co do tej pory, po prostu nie tylko dla mnie – powiedziała Brenna, odruchowo zerkając na swoją rękę. Wciąż nosiła długie rękawy, bo blizna po ataku wampirzycy jeszcze się utrzymywała i zniknąć pewnie miała dopiero na koniec lata pod wpływem używanych maści. I tak Brenna miała szczęście: w mugolskim świecie pewnie dopiero wtedy rany zasklepiłyby się do końca… – Mam sporo ludzi, którzy są gotowi nadstawić głowę i są w tym dobrzy. Ale właściwie praktycznie nikogo, kto mógłby ich potem poskładać w jedną całość. Jest dostępna… raptem jedna osoba i to niesprawdzona – mruknęła, bo ostatnio wprawdzie do sieci dołączyła Florence Bulstrode, ale jej Brenna nie znała, kontaktem tamtej miał być ktoś inny. Sama po prostu nie miała kogo posłać, gdyby w tej chwili ktoś zgłosił „zapotrzebowanie”.
A musiała kogoś takiego mieć.
– Wyleczyć osoby, które oberwą. Niewykluczone…że czasem w terenie – dokończyła, przenosząc wzrok na Danielle. Z pewną rezygnacją. I odrobiną wyrzutów sumienia. Derwin nie chciał jej w to mieszać. Lucy nie chciała jej w to mieszać. Chcieli ją chronić. Przed walką, ale i chyba wyborami: takimi, jakie wziąć podejmowała cała reszta. Jakie podejmowała Brenna, gdy decydowała, komu co powiedzieć i czyją rękę, po którą kiedyś tak chętnie sięgała, puścić. Ale teraz, bo Beltane, Brenna czuła, że niewiedza nikogo nie ochroni, i po prostu… naprawdę potrzebowała zaufanego uzdrowiciela. – Sama chyba zauważyłaś, co tu się dzieje – dodała miękko. W końcu Danielle była aurowidzem, widziała nici powiązań i mieszkała z nimi pod jednym dachem. – Grindewalda nie pokonało żadne Ministerstwo Magii, a Albus Dumbledore. Tym razem też wbrew pozorom nie siedzi bezczynnie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#8
02.12.2023, 02:31  ✶  
Nikomu nie wolno ufać.

Dawniej, uważała się Brenna jest na tym punkcie nieco przewrażliwiona. W jej oczach było to zboczenie zawodowe, ale szanowała to; dało się przyzwyczaić do tego, że za każdym razem kiedy została poczęstowana jakimiś słodyczami pochodzącymi spoza Nory Norki, bardzo podejrzliwie im się przyglądała, nim wzięła pierwszego gryza. Teraz zaczynała rozumieć, co kierowało jej kuzynką. 

Kiwnęła głową, najpierw bardzo powoli, jakby rozważała wszelkie za i przeciw tego, co zostało jej zaproponowane. W rzeczywistości, przetrawiała słowa Brenny. Istniał ruch oporu. A ona otrzymała właśnie szansę, by zrobić coś więcej; nawet, jeżeli mogło się to wiązać z bardzo wieloma, niekoniecznie przyjemnymi konsekwencjami. Ile można było czekać bezczynnie? Jak mogła wycofać się, dbając wyłącznie o swój komfort, udawać że problem jej nie dotyczy? Koniec końców, była Longbottom - mimo, że Tiara zagrała jej na nosie i zdecydowała inaczej, drzemało w niej coś, czego nie dało się zignorować.

- Pomogę Wam. Dokładnie tak, jak dotychczas pomagałam Tobie. Bez informowania personelu Mungo - odpowiedziała poważnie, posyłając spojrzenie kuzynce. Mimo, że jej twarz była blada a oczy podkrążone, można było dostrzec w nich coś, co po ostatnim sabacie znacznie przygasło. Iskrę determinacji i zawziętości, typową dla nazwiska, jakie nosiła. W jej głowie pojawiło się pytanie, którego jednak nie mogła zachować dla siebie - Myślisz, że to dlatego tata został zabity? - zapytała otwarcie i mimo trudnego tematu, jej słowa brzmiały spokojnie, wręcz neutralnie, jakby zadawała pytanie o pogodę czy o to, jak jej minął dzień w pracy.

Kiwnęła głową ponownie. Wiedziała, że coś się dzieje - Nie zdradzaliście szczegółów, więc nie dopytywałam - odpowiedziała, a kącik jej ust uniósł się lekko. Mimo, że teoretycznie powinna czuć się wykluczona, ani przez moment nie miała swoim bliskim tego za złe. W przeciwieństwie do nich, nie była aurorem ani brygadzistką. Nie miała na co dzień do czynienia ze złem, a jej życie nie było zagrożone. Ale teraz, po tym co wydarzyło się na Sabacie? Teraz już nikt nie był bezpieczny. A ona nie mogła już dłużej siedzieć bezczynnie - To on jest odpowiedzialny... za ten ruch oporu? - zapytała, celowo przeciągając zdanie, jakby zawahała się i w międzyczasie szukała odpowiedniego słowa, jakim mogłaby to określić.



let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
02.12.2023, 09:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.03.2024, 20:41 przez Brenna Longbottom.)  
Jako dziecko i nastolatka, a nawet już po Hogwarcie, była aż nazbyt ufna. Skłonna zapraszać do świątecznego stołu kogoś, kogo poznała dosłownie dziesięć minut wcześniej. Ale później pracowała jako glina i wreszcie przyszła wojna – nieufność więc wkradała się do jej duszy powoli, za to systematycznie. Obcy może nie mieli szansy łatwo tego dostrzec, bo Brenna dalej paplała, dalej potrafiła ledwo znane osoby ciągać za rękę, dalej zagadywała ludzi na ulicy, ale Dani z nią mieszkała i była aurowidzem.
Czy w tym przesadzała? Pewnie tak.
Ale nie chciała ryzykować, zwłaszcza teraz.
- Dziękuję – powiedziała, w ogóle nie zaskoczona, bo czego innego mogła się spodziewać? Gryfoni nie mieli monopolu na odwagę i determinację. Danielle trafiła do Hufflepuffu, bo była dobrą duszą i miała w sobie pewną miękkość wobec ludzi – ale ta wcale nie oznaczała słabości. – Został zabity, bo próbował ochraniać uciekających ludzi przed śmierciożercami. Dla nich nie miałoby znaczenia, co robił wcześniej i jaka jest jego krew, skoro to zrobił. Ale tak, był tam, bo go uprzedziłam – przyznała. Jej głos nie oddawał teraz żadnych emocji, brzmiał niemalże martwo. Gdyby Derwin nie należał do Zakonu, może nie poszedłby na Beltane i wciąż by żył. Ale w ostatecznym rozrachunku rzucił swoje życie po to, by ocalić innych i zrobiłby to niezależnie od Dumbledore’a: tego Brenna była pewna.
– Derwin i Lucy nie chcieli cię w to wciągać – przyznała. Nie wyjaśniała dalej: nie czuła, że musi, wisiało to przecież pomiędzy nimi. Ojciec i siostra chcieli, by ich oczko w głowie było bezpieczne, ale odcinanie jej od tego wcale nie zapewni bezpieczeństwa, a Warownia coraz bardziej i bardziej znajdowała się w oku cyklonu, a oko cyklu miało to do siebie, że było niby miejscem bezpiecznym… wystarczył jednak krok, by takim być przestało.
Nieświadomość przed niczym nie ochroni.
– Z powodu tego wszystkiego i po tym wywiadzie Erika… obawiam się, że może stać się celem, on albo któreś z nas – dodała, odrywając spojrzenie od Danielle i przenosząc je na okno. Nie, nie zganiła brata za wywiad, pochwaliła go wręcz, ale to wymagało nasilenia ostrożności. W końcu Erik był sławny i oficjalnie wystąpił przeciwko śmierciożercom. Tam gdzie Brenna była gadatliwym pajacem, którym można pogardzać, on… – Dlatego… bądź ostrożna, Dani. Staramy się już nie chodzić po Dolinie w pojedynkę, sprawdzać regularnie, czy ktoś nie obserwuje domu, zostawiać skrzatowi informację, gdzie idziemy. Jeśli mamy wątpliwości, zadać jakieś pytanie.
Wielosokowy, metamofromofia, zaklęcia zwodzące. Plan A, B i C, co Brenna?
Uśmiechnęła się, trochę blado.
– Ruch Oporu to dobra nazwa.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2367), Danielle Longbottom (1693)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa