08.12.2023, 23:17 ✶
Brenna z natury nie była wcale osobą skorą do gniewu. Cierpliwie znosiła obrazy pod własnym adresem, wygadywanie głupot, prztyczki w nos od losu jak potknięcie się o korzeń czy zniszczenie ulubionej koszulki. Ale gdy wściekłość już przychodziła, łatwo niósł ją do przodu, czasem za daleko. Teraz zaś złość tkwiła pod powierzchnią skóry, niewyładowana, i zatruwająca powoli, ale systematycznie. Zbierała się od dawna, może już od Beltane, nie mając szansy na prawdziwie ujście, rozbudziła się jednak rankiem: na Voldemorta, na śmierciożerców, na Limbo, bogów i cały świat. Brenna grzebała ją, jak zawsze, przysypywała ziemią, i gdyby nie ta trójka, naprawdę byłby ten spacer, zakupy, odrobiną zwiedzania...
Próba ataku rozzłościła ją jednak straszliwie, a to że okazali się nieudolni, paradoksalnie tę złość tylko podsyciło.
- Ich nie muszę pytać. Na całe szczęście wiem, że odpowiedź brzmi nie - stwierdziła, przerzucając sobie plecak przez ramię. A potem spojrzała na Mavelle, zapatrzoną w burzowe niebo, zaciskającą szczęki i pieści, i jej własny gniew odszedł jak ręką odjął, zastąpiony przez troskę.
W normalnych okolicznościach może zwaliłaby to na karb złości na tę trójkę, ale ostatnio działo się wiele rzeczy, które wyczuliły Brennę jeszcze bardziej na każdy grymas i gest kuzynki. Podeszła do niej i dotknęła jej ramienia. Pod palcami czuła chłód, bo zimno promieniowało od skóry Bones przez przemoczony materiał koszulki.
Ale to zimno nie miało znaczenia.
A raczej miało: ale tylko dlatego, że wiedziały już. Wiedziały, że może pochłonąć Mavelle i pozostałą trójkę.
- Mavy? - spytała cicho, niepewna, czy to nie kolejny raz, gdy do umysłu Mavelle napłynęły wspomnienia wuja...
Próba ataku rozzłościła ją jednak straszliwie, a to że okazali się nieudolni, paradoksalnie tę złość tylko podsyciło.
- Ich nie muszę pytać. Na całe szczęście wiem, że odpowiedź brzmi nie - stwierdziła, przerzucając sobie plecak przez ramię. A potem spojrzała na Mavelle, zapatrzoną w burzowe niebo, zaciskającą szczęki i pieści, i jej własny gniew odszedł jak ręką odjął, zastąpiony przez troskę.
W normalnych okolicznościach może zwaliłaby to na karb złości na tę trójkę, ale ostatnio działo się wiele rzeczy, które wyczuliły Brennę jeszcze bardziej na każdy grymas i gest kuzynki. Podeszła do niej i dotknęła jej ramienia. Pod palcami czuła chłód, bo zimno promieniowało od skóry Bones przez przemoczony materiał koszulki.
Ale to zimno nie miało znaczenia.
A raczej miało: ale tylko dlatego, że wiedziały już. Wiedziały, że może pochłonąć Mavelle i pozostałą trójkę.
- Mavy? - spytała cicho, niepewna, czy to nie kolejny raz, gdy do umysłu Mavelle napłynęły wspomnienia wuja...
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.