• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[5.08.1972] Ratunku, utknąłem w windzie

[5.08.1972] Ratunku, utknąłem w windzie
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#1
12.11.2023, 16:22  ✶  

Dzień rozpoczął się od cudownego poranka. Słonko świeciło, ptaszki śpiewały, szata Peppy szeleściła donośnie wraz z każdym jej krokiem. Oto nadszedł ten dzień. Jej pierwsza rozmowa o pracę! I to prawdziwą pracę, nie taką w rodzinnej formie. Panna Potter już ćwiczyła swoje słowa na zakończenie. Zdziwioną minkę. "Oh, rzeczywiście państwo chcą mnie zatrudnić? Tak od razu, z miejsca? Jakże wdzięczna jestem za pokładane we mnie zaufanie."

Jak zwykle pognała raciczkami w przyszłość nierealną i nieosiągalną. Chciała zrobić wielkie wrażenie na rekruterach i zrobiła. Nigdy nie zapomną tej rozmowy. Nigdy nie zapomną młodej damy, która z tak niewyobrażalnym poczuciem własnej wartości krążyła wokół swych urojeń zupełnie oderwana od rzeczywistości. A rzeczywistością były ledwo mierne oceny z OWUTEMów na jej świadectwie i żadne kwieciste przemowy tego nie zmienią. Szczególnie, że jej wiedza o tym, czym zajmuje się Departament Magicznych Wypadków i Katastrof miało swoje źródło z plotkarskich artykułów w Proroku.

Sytuacja była tak absurdalna, że nawet Peppa zrozumiała swoje położenie. Kiedy dziękując za otrzymaną szansę usłyszała "Nie tego oczekujemy po naszych przyszłych stażystach", krew niemal odpłynęła jej całkowicie z głowy, czyniąc jej twarzyczkę tak bladą, jak idealnie uczesany blond włosów. Następnie zalała policzki, a nogi wyrwały ją z pomieszczenia ociekającego porażką. W ostatniej chwili nie zamieniła się w świnkę i nie czmychnęła w jakieś ustronne miejsce.

Na autopilocie ruszyła do wyjścia. Jej umysł wciąż był pod wpływem niesamowitych splotów emocjonalnych, które na przemian dusiły ją i zmuszały do krzyku. Ściśnięty żołądek napędzał nogi, by dostać się do windy jak najszybciej. Sytuacja mogła bowiem stać się jeszcze gorsza. Mogła wpaść na Laurence'a Lestrange, zastępcę tegoż departamentu, przed którym już dała najwspanialszy z popisów.

Gdy drzwi windy zamknęły się, a oczy zaszkliły łzami, wiedziała, że teraz jest już bezpieczna. Spokojnie zjedzie na dół, czy tam w górę i opuści Ministerstwo. Jakże paskudne miejsce! A te windy? Sama nie wiedziała, gdzie się teraz znajdowała. Na szczęście nie miało to znaczenia. Na szczęście już nigdy tu nie wróci. Jeszcze tylko minutka, może dwie, i będzie wolna od wszelkich nieprzyjemności związanych z tym miejscem.

Przecież nic gorszego się już dzisiaj nie stanie, prawda?

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#2
03.12.2023, 00:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:33 przez Rabastan Lestrange.)  
Po dosyć burzliwej rozmowie z ojcem, udało mu się wywalczyć wypożyczenie karocy na ten dzień. Chciał odwiedzić pannę Black w jej pracy i może skorzystać z okazji, żeby wybyli na lunch do jakiejś knajpy na Pokątnej. Podobno przed paroma tygodniami w magicznej dzielnicy otworzyła się kawiarnia o bardzo dobrych opiniach. Wypadałoby sprawdzić, czy recenzje na mieście miały w sobie ziarno prawdy. Tylko dlatego zawitał dziś do Ministerstwa Magii.

Dotychczas wydawało mu się, że praca tutaj w dużej mierze polegała na tym, że siedziało się za biurkiem, zagryzało się ciastkiem poranną herbatę i dbano o to, aby kolejka petentów zmniejszała się w regularnym, acz niezastraszającym tempie. W końcu, gdyby ktoś zauważył, że praca idzie zbyt dobrze, to kierownik działu zaraz zacząłby gadkę o zwiększeniu produktywności u reszty pracowników. Niestety, tym razem Rabastan nie miał okazji zobaczyć Bellatriks obsługującej złaknionych pomocy czarodziejów.

— Kto to widział, żeby o tak wczesnej porze robić wypad w teren? — mruknął pod nosem, naciągając kaptur ciemniej bluzy głębiej na twarz.

Nie miał ochoty czekać w poczekalni, toteż kierował się prosto do wyjścia. Nie podobało mu się tutaj. Korytarze Ministerstwa Magii niebezpiecznie kojarzyły mu się ze szpitalem – może to kwestia tych wszystkich urzędników, którzy niczym lekarze przemykali między gabinetami, jakby od tego zależało życie wszystkich pracowników departamentu? Odetchnął ciężko, gdy drzwi windy w końcu się uchyliły.

Na widok samotnej czarownicy, Lestrange cofnął się o pół kroku. Przez moment przeszło mu przez myśl, że w sumie, to mógłby dostać się na parter schodami, jednak... Chyba był na to zbyt leniwy. Koniec końców wszedł do środka, przycisnął przycisk odpowiedniego piętra i zaszył się w rogu metalowej puszki.

Przymknął oczy, gdy winda ruszyła, jednak chwilę później wybałuszył je, gdy od strony sufitu zaczęło się wydobywać głośne turkotanie i stukanie, a następnie brzęczenie jakby koła zębate nagle zaczęły się obijać o metalowy pręt. Rabastan zerknął kontrolnie na towarzyszącą mu czarownicę. Mogła być pracownicą i coś wiedzieć na ten temat!

— To tak na co dzień wygląda? — rzucił głośno, próbując przekrzyczeć niepokojące odgłosy maszyny.

Dźwięki nie ustępowały, a wręcz tylko przybierały na sile wraz z tym, jak winda pędziła w górę, pokonując kolejne piętra. Zaklęta tablica z przyciskami wskazała, że zbliżali się do parteru, jednak wtedy... Winda stanęła, sprawiając, że zarówno Rabastan, jak i panna Peppa zachwiali się, tracąc równowagę.
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#3
27.12.2023, 16:05  ✶  

Lękowo obserwowała wskaźnik pięter wyczekując holu głównego. Nie dane jej było zakończyć swojego nieszczęścia. Winda zatrzymała się na jednym z pięter. Peppa starała się uspokoić. To na pewno losowy pracownik ministerstwa, który jej nie zna. Przecież zatrudnionych jest tu dziesiątki czarodziejów. Większość z nich jest dla niej zupełnie obojętna. To będzie tylko anonimowy pracownik...

Niestety nie tym razem.

Drzwi nie otworzyły się do końca, a przez dziewczę już przeszła fala ciepła. Znajoma sylwetka tyle razy jaśniała w odmętach jej wyobraźni swego czasu, że teraz w mgnieniu oka potrafiła dostrzec go na odległość. Peppa zastygła z wytrzeszczonymi oczami, a Rabastan zrobił krok w tył. Czy wiedział? Jak wiele wiedział?

Ale wszedł do środka. Nie patrzył już na nią. Zupełnie zignorował.

Nie wie — powtarzała sobie w myślach. Jakby mógł wiedzieć o jej przelotnym, ale intensywnym romansie, jaki odbyła z nim kilka lat temu poprzez intensywne wpatrywanie się w niego na korytarzach Hogwartu? Ale wciąż tu był. Czuła emanujące z niego ciepło, jego obecność elektryzowała wręcz powietrze w całej objętości windy. Ale to oczywiście były tylko jej urojenia.

Nie ruszyła się. Oczy wciąż wpatrzone w drzwi, które w końcu zamknęły się, a winda ruszyła dalej. I wydała dziwny dźwięk. Wtedy Peppa spojrzała na wskaźnik. Wciąż nie byli przy holu głównym.

Rozejrzała się za źródłem hałasu. Cóż za dziwy. A wtedy do niej przemówił.

Pierwszy raz odezwał się do niej. Marzyła o tym tak długo. Całe dwa miesiące urojonego romansu. I w końcu do tego doszło, ale w zupełnie nieoczekiwanych warunkach.

— Uhm, n-niestety nie wiem, pierwszy raz tu jestem... — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Jej policzki pokryły się pąsem. Tak bardzo nie chciała pozwolić sobie na odgrzewanie dawnych uczuć. Ale przecież nic by się nie stało, gdyby ucięli sobie pogawędkę. On zapomniałby o tym tuż po wyjściu z windy, a ona zyskałaby ekscytujący skarb w postaci oszałamiającego wspomnienia.

Chciała znów otworzyć usta. Zapleść jakąś głupotkę, byle by pociągnąć konwersację. Ale winda się zatrzymała tak nieoczekiwanie, że żadne z nich nie było przygotowane na kontratak. Grawitacja podrzuciła ich zaskoczone serca, a dodatkowo popchnęła pannę Potter w ramiona Rabastana.

Myślała, że to już koniec. Że dzień rozmowy o pracę skończy się śmiercią. Ale otworzyła oczy i żyła. I cóż to było za życie...

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#4
08.01.2024, 20:44  ✶  
Nie zareagował w żaden widoczny sposób na zaskoczenie, które wyrysowało się na twarzy dziewczyny z windy. Może też spodziewała się, że to będzie samotna jazda i nikt nie będzie naruszał jej przestrzeni? Z lekkim wahaniem Rabastan wkroczył do środka, zerkając bez zainteresowania na współpasażerkę. Uosobienie niewinności, stwierdził zamyślony. Gdyby nakazano mu opisać jedną frazą tę dziewczynę, to tak by ją określił. Wydawała się delikatna i miała w sobie coś z rodzaju... Dziecięcej naiwności? Może to była taka uroda, a może po prostu była na tyle młoda, że dorosłe życie nie zdołało jeszcze jej zbytnio nadwyrężyć?

Mimowolnie zaczął się zastanawiać, w jaki sposób mógłby wykorzystać jej aparycję. Gdzie najmniej rzucałaby się w oczy? Gdzie wtopiłaby się w tłum, stając się jego nierozerwalną częścią? Na pewno nie widział jej w barze czy ekskluzywnym pubie na Horyzontalnej lub Pokątnej. Od razu zwróciłaby na siebie uwagę. Galeria sztuki? Zaczarowane ogrody? To już bardziej pasowało. Odnosił wrażenie, że świetnie wpasowałaby się w miejsca, w których królowała natura. Polne łąki, wiejskie posiadłości... Przekrzywił głowę, wbijając spojrzenie w tył głowy czarownicy. Ciekawe, jak Bellatriks zareagowałaby, gdyby upodobnił ją do tej dziewczyny. Albo na odwrót, gdyby pozwolił nieznajomej przez parę godzin skryć się pod szczupłą, ciemnowłosą wiedźmą.

Niestety, nie miał możliwości rozszerzyć tej myśli, bo winda łaskawie ruszyła i... Zaczęła wydawać dziwne odgłosy. Rabastan kiwał się raz w prawo, raz w lewo, próbując przemieszczać ciężar ciała z jednej nogi na drugą, jakby w jakiś sposób miało to złagodzić efekty niekomfortowe jazdy. Kiedy winda łaskawie zatrzymała się, chłopak poleciał w tył i uderzył barkiem o ścianę windy. Nie zdążył nawet przekląć siarczyście, gdy w ramiona dosłownie wpadła mu druga pasażerka tej przeklętej metalowej puszki. Zareagował instynktownie; zamknął dziewczę w niedźwiedzim uścisku, co by nie odtoczyła się gdzieś na bok lub nie zaliczyła spotkania z podłogą.

— Ja pier...dzielę — sarknął, wypuszczając głośno powietrze z ust, aby zaraz zacząć chichotać. Rozejrzał się z niepokojem na boki. — Niezłe sobie atrakcje wymyślili. A niby główny ośrodek władzy w tym chorym państwie. Ministerstwo Magii, phi. Raczej Ministerstwo Usterek i Niedorobienia.

Wyprostował się, odsuwając od siebie Peppę. Podszedł powoli do panelu z przyciskami, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Po krótkiej obserwacji wydedukował, że ''teoretycznie'' powinni być już na parterze. Drzwi jednak nie chciały się otworzyć. Rabastan wcisnął przycisk, a w środku windy rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwonka towarzyszący każdemu wciśnięciu jakiegoś przycisku na panelu. Poza tym nic się jednak nie stało. Skrzywił się, zerkając przez ramię na Peppę.

— Spróbuję otworzyć drzwi. Chyba coś się po prostu zacięło. — Wyciągnął z kieszeni bluzy swoją różdżkę i machnął nią krótko.

A potem drugi raz.

I trzeci.

Dopiero wtedy, przejście zaczęło się otwierać, jednak... Nie było to raczej to, co chcieliby zobaczyć. Przed nimi była praktycznie goła ściana. Nie licząc szpary na niecałe dziesięć centymetrów u samej góry. Serce Rabastana zaczęło bić szybciej, gdy zdał sobie sprawę, że utknęli. W swojej samolubności nie pomyślał jednak o tym, że wypadałoby poinformować o tym współpasażerkę. Poza tym - chyba widziała w jakiej są sytuacji, prawda? Zamiast tego zamarł, gapiąc się w szparę. Pierwszy raz był w takiej sytuacji.

— H-halo? — wystękał cicho, aby po chwili ochrząknąć i przemówić bardziej donośnym tonem: — Pomocy?
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#5
08.01.2024, 21:17  ✶  

Peppa sprawiała zaskakująco mylne wrażenie. Chłopak stawiał ją na tle spowitych naturą krajobrazów, podczas gdy Peppie najlepiej żyło się z dala od mchu, paproci i unoszących się nad jeziorem komarów. A porównanie jej do Bellatrix... Znalazłby w obu paniach więcej podobieństw niż różnic. Spłoszona panna Potter wyglądała jak spłoszona sarenka, ale szybko ujawniała rudy ogon cwanego liska. Być może to będzie jej druga forma animaga?

A może drobna mrówka, w którą najchętniej by się zmieniła, gdy jej policzki zanurzyły się w piersi Rabastana, a jego silne ramiona bezpiecznie otuliły ją ochroną przed upadkiem. Na moment straciła dech. Nie tylko z powodu tragedii łączących ich relacji, ale też fizycznie nie mogła nabrać powietrza będąc utkniętą w czarodzieju.

Myślała, że spłonie ze wstydu, gdy odsunął ją od siebie. Na całe szczęście zajął się drzwiami zamiast spoglądaniem w pomidorowe lico towarzyszki. Serce Peppy unosiło się jak szalone. Chęć wstrzymania się od budowania potencjalnie niewłaściwej relacji wyparowała tak szybko, jak funkcjonalność windy, w której się znajdowali. Objęła swe ramiona, jeszcze chwilę temu spoczywające w uścisku marzeń. Gdy Rabastan produktywnie dążył do rozwiązania problemu, Peppa śniła na jawie i rozważała symulację omdlenia. Ale czy nie doprowadzi to do zbyt dużego zamieszania i zwiększenia chęci czarodzieja do wyrwania się z tego smutnego miejsca?

— Och! — wydała z siebie, gdy i do niej dotarł obraz ściany w miejscu drzwi. Niewielka przerwa sugerowała mnogość rozwiązań sytuacji, ale Peppa jak najszybciej chciała oderwać myśli Rabastana od szparki.

— A to dopiero przygoda! Chyba mi się w głowie kręci... — westchnęła nieco dramatycznie. Oparła się dłonią o ścianę windy i spuściła niewinnie wzrok licząc na dżentelmeńską reakcję towarzysza.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#6
13.01.2024, 19:51  ✶  
Od słowa do słowa, od skojarzenia do skojarzenia, w głowie Rabastana malował się obraz tego, jaka mogłaby być Peppa, gdyby wszystkie jego domysły co do jej osoby okazały się prawdziwe. Oczywiście, nie było to zbyt prawdopodobne. Pierwsze wrażenia przy napotkaniu nowej osoby nie były czymś w stu procentach świadomym. Gdy na nią zerkał, w jego głowie nie pojawiał się obraz łudząco do niej podobnej. Nie oceniał jej przez pryzmat wszystkich poznanych jak do tej pory blondynek, przypisując jej tym samym zestawu cech, jakie najbardziej wybijały się z ich grona.

Pozwolił, aby te kilka charakterystycznych szczegółów Peppy napędziło jego wyobraźnię, a ta... Najwyraźniej wskazała mu kierunek niezbyt zbliżony do prawdy. O tym, jednak nie miał prawa wiedzieć. Czy błędne przekonanie o delikatności panny Potter zniknie jak sen złoty, kiedy już wyswobodzą się z opresji? A może wręcz przeciwnie; Peppa nie ukaże swej zadziornej natury, pozwalając, aby Rabastan na myśl o niej widział ją pośród pasiek lub polnych pól?

— No właśnie: Och! — sarknął pod nosem, wpatrując się bezmyślnie w ścianę tuż za drzwiami windy.

Na jego wołanie o pomoc nikt nie odpowiedział. Czy w ogóle byli na dobrym piętrze? Czy ta szpara u góry faktycznie prowadziła na parter? A może konsoleta windy tak zwariowała, że wywiozła ich w zupełnie inne miejsce? Bądź co bądź, wydawała podczas jazdy te przedziwne, mechaniczne odgłosy... A Rabastan w dużej mierze sam nie wiedział, czego się spodziewać po stanie technicznym budynku Ministerstwa Magii. Było tu tyle departamentów i trzy razy tyle pomniejszych biur. Na czymś trzeba było oszczędzać. Zwłaszcza po tym, jak taki mugolak, jak Leach rządził tu przez parę lat.

Przecież to się nadaje na skargę, pomyślał rozemocjonowany. Będzie musiał porozmawiać z ojcem... O ile w ogóle będzie mu dane szanse wrócić do rodzinny. Spanikował jeszcze bardziej, gdy dziewczyna, która mu towarzyszyła, zaczęła narzekać na zawroty głowy. Rozejrzal się na prawo i lewo; jego wzrok omiótł wszystkie cztery kąty metalowej puszki, w jakiej byli zamknięci. Nie przywykł do przewodzenia czemukolwiek. To nie byla jego robota. Zawsze, gdy trzeba było dowodzić, w okolicy zawsze znajdował się ktoś lepszy. Jak nie Rudolf, to Bellatriks, a jak nie oni, to jakiś inny Malfoy, Black czy inny ''godny'' czystokrwisty.

— To pewnie od tego szarpania windy. — Spojrzał na nią z zaniepokojeniem. Czy jego gadka jakoś jej pomagała? Znalezienie powodu zamroczenia raczej nie sprawi, że poczuje się lepiej. Podszedł do niej powoli, dotykając lekko ramienia Potterówny. — Może lepiej będzie usiąść?

Jeśli przystała na jego sugestię, pomógł jej opaść powoli na ziemię, po czym dosiadł się do niej, wgapiając się w szparę w ścianie. Westchnął ciężko, krzyżując nogi w kostkach. Nie miał przy sobie żadnego papierka, jakim mógłby się posłużyć, aby wysłać wiadomość. Poza tym nie był pewny, czy zawiniątko przetrwałoby podróż. Jeśli nie byli niedaleko głównego atrium, to liścik mógł przepaść w jakimś szybie lub utknąć w innej windzie albo trafić na jakiś stos dokumentów niesiony przez jakąś asystentkę, która...

— Musimy stąd wyjść — stwierdził sucho, przymykając na moment oczy. Sięgnął po swoją różdżkę, obracając ją między palcami. — Tutaj podobno nie działa teleportacja, poza jakimiś specjalnymi strefami dla pracowników. — Nie pamiętał, skąd to wie. Może Bella mu o tym wspomniała? Albo ktoś z rodziny? — Znasz tutaj kogoś? Jakichś znajomych? Albo znasz jakieś zaklęcie, które mogłyby... Pomóc?

Rabastan nie był najbardziej kreatywną osobą pod słońcem. Przywykł do tego, że to inni wpadali na genialne pomysły, potem jeszcze tęższe umysły je przerabiały tak, aby faktycznie były wykonalne, a to on lądował jako jeden z ''roboli'', którzy wprowadzali go w życie. A teraz miał sam opracować ucieczkę z tego... z tego więzienia? Niedoczekanie! Niby jak?
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#7
18.01.2024, 20:35  ✶  

Obydwoje tworzyli obrazy siebie nawzajem tak bardzo różne od rzeczywistości. Podczas gdy egocentryczna Peppa w umyśle Rabastana była niewinną pasterką, czarodziej figurował w jej myślach jako rycerz w lśniącej zbroi. Prawdziwy bohater, który zawsze pomaga damom w potrzebie.

No właśnie.

Przywódcze umiejętności Rabastana stawiały go w pozycji uległej nawet do domniemanej niewinnej dziewuszki, a bystrość umysłu kończyła się na sugestii przycupnięcia na podłodze i wyjęcia różdżki. Ale iluzja Peppy jeszcze nie pękła. Propozycję czarodzieja odebrała jak spragniony podróżnik naczynie z wodą. Pod kolejnym dotykiem — nawet symbolicznym — nogi same się ugięły, co idealnie wprowadziło czarownicę do pozycji siedzącej. Nienaganną pozycję pupa-podłoga Peppa ćwiczyła wiele razy, gdy Maya wyciągała ją na błonia. Potterówna nie przepadała za sadowieniem się na trawie, ale często ulegała przyjaciółce.

Gdy myśli Rabastana krążyły wokół przyborów piśmienniczych, Peppa, jak gdyby wiedziała o tym, przesunęła swoją teczkę bardziej za siebie. Trochę po to, by nie opierać się bezpośrednio o windę, a trochę, by czasem nie spytał o jej zawartość. Którą stanowiło mierne CV i jeszcze bardziej mierny arkusik wyników egzaminów końcowych. A oprócz tego notatnik i ołówek. Coś, co bardzo by się im przydało, dlatego musiało jak najszybciej zniknąć z tego wymiaru egzystencji, by jak najdłużej dane było parce czarodziejów siedzieć w tym okropnym metalowym pudełku.

Peppa przyłożyła dłoń do twarzy w geście intensywnego zastanawiania się nad powstałym problemem. Rabastan dał jej okazję wykazać się, ale czy powinna z niej skorzystać? Na pewno nie od razu. Jeszcze nie teraz. Najpierw musi wyrosnąć między nimi nić porozumienia. Cegiełki czasu muszą nadać wyraźniejsze kształty temu wspomnieniu, aby pamięć o nim nie wyparowała Lestrange'owi jeszcze przed obiadem. Peppa zamierzała trzymać go tu tak długo, aż będzie mieć pewność, że gdy spotkają się po raz kolejny, jej widok przypomni mu przeżytą wspólnie przygodę. A nawet więcej! Sama myśl o windzie podsunie mu przed oczy wyobraźni sylwetkę dobrze zadbanej blondynki o zadartym nosku.

W pierwszej chwili chciała pochwalić się swoją znajomością z Laurencem Lestrange, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Dopiero co popisała się przed mężczyzną swoją marnością. Jakiekolwiek pokrewieństwo nie łączyłoby pracownika ministerstwa z Rabastanem, wolała nie spędzać kolejnych nocy na zamartwianiu się, ileż to nieprzychylnych rzeczy jej sympatia dowie się od krewnego na temat Potterówny.

— Możemy transmutować jakiś obiekt w latające stworzenie. Gdy wyleci przez tą szparę, być może przykuje czyjąś uwagę — zaproponowała spoglądając na chłopaka. Pąs znów wstąpił na jej twarz, gdyż dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak blisko siebie się znajdują. Bliżej, niż kiedykolwiek. Była pewna, że zemdleje, jeśli ich spojrzenia się spotkają, dlatego szybko odwróciła wzrok.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#8
23.01.2024, 20:16  ✶  
Rabastan, dobry człowiek. Koń by się uśmiał na takie stwierdzenie. Młoda Potterówna była najprawdopodobniej jedyną osobą, jaka mogłaby zdecydować się na określenie Lestrange'a bohaterem. Gdyby te słowa faktycznie padły z jej ust, zapewne najpierw pokryłby się czerwienią, a potem zaśmiał w głos, aby zaraz zaprzeczyć. Nie maił w sobie za grosz heroizmu. Wolał obserwować rozwój wypadków z boku; gotów wkroczyć w chwili kryzysu, ale tylko, gdy sytuacja stawała się podbramkowa. Jego serce już dobry kawałek czasu temu zostało skalane mrokiem. To, że nie epatował nim na każdym kroku, było zupełnie inną kwestią. Znał swoje ciągoty, a więc wiedział też, że uleganie swoim ciemnym pragnieniom mogło tylko narobić mu problemów.

To, że komunikował się z Peppą, zamiast działać na własną rękę, było kwestią manier, niźli tego, że czuł się odpowiedzialny za młodą kobietę. Nie znał jej, toteż była mu obecnie dosyć obojętna, chyba że nagle padłaby plackiem na ziemię i oznajmiła, że umiera albo zaczyna rodzić. To mogłoby sprawić, że jego priorytety uległyby drastycznej zmianie. Chyba nikt nie chciałby mieć ciężarnej na sumieniu i to w zatrzaśniętej windzie. Chociaż wygląda na tak delikatną, że taki incydent to pewnie dla niej koniec świata, pomyślał, zupełnie nieświadom tego, jak bardzo sprzeczne z prawdą są jego przypuszczenia. Cóż, nie powinno się oceniać książki po okładce.

— A masz coś takiego? — spytał z nadzieją, wbijając wyczekujący wzrok w teczkę dziewczyny. — Wpadłem to tylko w odwiedziny, nie mam przy sobie żadnych hmm... rzeczy.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie była to prawda. Na szyi dalej miał srebrny medalik. Mimowolnie przejechał palcem po łańcuszku i wizerunku kruka, wyciągając go spod koszuli. Starał się nie transformować osobistych przedmiotów; magia była nieprzewidywalna, nigdy nie było wiadomo, czy zaczarowany przedmiot wróci do dawnego kształtu. To była jednak sytuacja z rodzaju tych, gdzie trzeba było działać szybko. Westchnął głęboko, a końcówki jego włosów pociemniały, reagując na jego zmianę w nastroju.

— Jak ty masz właściwie na imię? — Zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że nawet się sobie nie przedstawili. Nic dziwnego, w windzie raczej nie było to powszechnym zwyczajem. Tak samo jak nie witało się z każdym, kto podróżował Błędnym Rycerzem późno w nocy. — Ja jestem Rabastan. Rabastan Lestrange.

Wbił wzrok w drzwi windy. Nie musiał patrzeć na dziewczynę, aby wyobrazić sobie iskierki zainteresowania tańczące po jej oczach. Wiele osób tak reagowało. Nazwisko Lestrange sporo znaczyło w kręgach medycznych, toteż dosyć łatwo byłoby mu przypiąć łatkę syna bogatych medyków, która przygotowuje się do przejęcia jakiejś małej kliniki w magicznej dzielnicy miasta, czy stażysty w Szpitalu św. Munga. Synem bogatego lekarza był, ale sam nie planował iść w jego ślady.
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#9
24.01.2024, 12:32  ✶  

Jakże dalecy byli od prawdy, jeden i drugi. Nadawali sobie nawzajem cech postaci z romantycznych powieści, podczas gdy obydwoje byli raczej typem, który ukradłby dziecku lizaka z bliżej nieokreślonych powodów. Sprawiali cudowne pozory, błyszcząc jak książęta, gdy pod tą piękną osłonką kryło się już nie tak piękne wnętrze.

Dla Peppy koniec świata już nastał wraz z tragiczną rozmową rekrutacyjną. Rabastan wstępujący do windy był jak anioł śmierci. Utknęła z nim w Hadesie, a jako że była martwa, nie stały przed nią żadne granice.

Musiałaby włożyć teczkę pod spódnicę, żeby ukryć ją przed wzrokiem Rabastana. Skórzana aktówka wciąż wystawała zza jej pleców i aż prosiła się o użycie w tej nieciekawej sytuacji.

— Oh, posiadam kilka... rzeczy, ale nie jestem pewna, czy mogłabym ich użyć... Mam tutaj tylko świadectwo i wyniki egzaminów, wolałabym nie wystawiać ich na zniszczenie... — wyznała, tym razem całkiem szczerze. Zapewne mogłaby odmienić papierowego ptaszka w arkusz ocen, ale gdyby ktoś z zewnątrz zniszczył jej dzieło... To było zbyt ryzykowne.

To nie tak, że potrzebowała tych dokumentów. Przypadnie jej praca w firmie rodzinnej, do której żadne papiery nie są jej potrzebne. A fakt posiadania w teczce także kilku pustych kartek i ołówka nie musiał się ujawnić. Przynajmniej nie teraz.

Podniosła wzrok, gdy Rabastan badał swój medalik. Czyżby był aż tak zdeterminowany, że gotów był poświęcić coś bardzo osobistego? Peppa również miała biżuterię - drobne kolczyki i zegarek, niestety złota nie dało się transmutować.

Jej serduszko zawirowało, gdy metamorfomagia chłopaka dała o sobie znać. Uwielbiała to. Uważała to za niesamowicie poetyckie i atrakcyjne. Jednocześnie z niesmakiem reagowała na innego metamorfomaga z jej roku, uznając go za dziwaka i emocjonalnego ekshibicjonistę.

Nie na długo bicie serca mogło pozwolić sobie na wysokie obroty, gdyż nagle zamarło wraz z nieuchronnym momentem, o którym nawet nie pomyślała wcześniej. Musiała się przedstawić. To ten moment, kiedy zweryfikują się jej najgorsze obawy. Przedstawi mu się, a Rabastan odpowie coś w stylu "Oh, jak miło poznać kuzynkę" i jej serce rozsypie się w drobny mak.

Czarodziej podjął kolejne nieudane podejrzenie. Peppa nigdy nie kojarzyła go z resztą jego rodziny. Dla niej od zawsze był "najbardziej czarującym chłopakiem w szkole". Nawet nie myślała, czy również zostanie uzdrowicielem, jak większość jego rodziny. W jej mniemaniu najlepszym zawodem dla Rabastana było zostanie jej małżonkiem.

— Wiem — odpowiedziała po chwili, decydując się na szczerość. — Kojarzę cię ze szkoły... — Liczyła, że to wyznanie zbliży ich ku sobie. Nie będą już "jakimś panem" i "jakąś panną" w windzie. Będą "absolwentami Hogwartu". Ale co z tego, gdy nadszedł ten ważny moment. Musiała się przedstawić. W grę nie wchodziło kłamstwo. Peppa żyła w przekonaniu, że każdy równie dobrze jak ona znał niuanse społeczności czarodziejów. Co prawda nie potrafiła wymienić imion wszystkich przedstawicieli każdej z rodzin, ale wierzyła, że fałszywe podawanie się za kogoś z konkretnego rodu mogło zostać momentalnie zweryfikowane. Przypadkowego nazwiska też nie chciała podawać. Musiała podać takie, które rozpoznawał i kojarzył jako godne noszenia. Przecież nie powie, że jest od Weasley'ów. Momentalnie znalazłby sposób na ucieczkę z windy.

— Peppa. Peppa Potter.

Spuściła lekko wzrok czekając na najgorsze.

a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#10
24.01.2024, 21:37  ✶  
— No to chyba nie warto — wymamrotał niezadowolony z takiego obrotu spraw. Załatwienie sobie kopii tych dokumentów musiało być czasochłonne, a nie chciał dziewczynie utrudniać życia. Szarpnął za naszyjnik, odrywając tym samym zawieszkę od łańcuszka. — Niech to cholera weźmie...

Zaczął obracać maleństwo między palcami. Liczył, że będzie w stanie transmutować wizerunek kruka w kopię Edgara. Wprawdzie ten prawdziwy buszował obecnie na zewnątrz, ale nie powinien stać się zazdrosny. Bądź co bądź, transmutowany ptak nie pozostanie tu zbyt długo. Rabastan już miał sięgnąć po różdżkę, gdy dziewczyna ponownie się odezwała. Jej uwaga połechtała nieco jego ego, ale także sprawiła, że poczuł się nieco skonfundowany.

Jasne, nazwisko i status krwi robiły swoje, bo dzieciaki z prominentnych rodzin znacząco wybijały się z tłumu, ale żeby go kojarzyć z twarzy czy imienia? Prędzej spodziewał się czegoś takiego po Rudolfie lub Bellatriks. Bądź co bądź, to oni wiedli prym w Ślizgońskiej paczce. Tylko skąd jest ona, pomyślał, czując, że powoli zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją.

Lestrange nie szukał na siłę towarzystwa, toteż twarze, jakie mijał na szkolnych korytarzach, szybko mu powszedniały i znikały z pamięci. Zwłaszcza w późniejszych latach, gdy jego pozycja w Hogwarcie nieco się ugruntowała, nie widział większego sensu w tym, aby interesować się, kto konkretnie uczy się w niższych rocznikach. Na pewnym etapie edukacji każdy po prostu zajmował się swoim najbliższym kręgiem znajomych i własnymi sprawami. Może mijali się po prostu podczas codziennych posiłków w Wielkiej Sali?

— Kojarzysz? — Zamrugał parokrotnie, odchylając się lekko w bok, aby jeszcze raz przyjrzeć się dziewczynie. — Emm... Zajęcia z Zielarstwa z Hufflepuffem?

To był strzał w ciemno, ale może okaże się trafny? Dalej opierał się na tym, że Peppa kojarzyła mu się z cechami typowymi dla sporej części Puchonów. Żółci często byli obiektem żartów pośród znajomych Rabastana, więc może... O nie, nie, nie. Nawet ja nie mam takiego pecha, postanowił Rabastan, odsuwając od siebie tę myśl. To nie tak, że nad kimkolwiek się znęcał w ten sposób, jednak... Każdemu zdarzały się jakieś podśmiechujki z kogoś, przez jakąś zabawną sytuację. To, że spotkałby kogoś takiego po latach i zamknął z nim w windzie, byłoby wyjątkowo niefortunnym splotem zdarzeń.

— Och, a więc jesteśmy kuzynostwem! — Uśmiechnął się beztrosko, nie słysząc na szczęście, jak serce Peppy pęka na milion małych kawałeczków. — Moja matka wywodzi się od Potterów. Rosalie, kojarzysz może?

Rodzicielka tuż po ślubie zdystansowała się od swoich krewnych, jednak dalej utrzymywała z nimi kontakt. Wprawdzie trudno było utrzymać mocne więzy ze wszystkimi - dystans i różnice poglądowe robiły swoje - jednak kobieta była całkiem nieźle rozeznana w tym, jakie zmiany zachodzą pośród gałęzi drzewa genealogicznego Potterów. Lestrange nachmurzył się nieco. Zaledwie miesiąc temu spotkał się z Brenną Longbottom, również kuzynką, a teraz natykał się na kolejną? Cóż za zbieg okoliczności.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Peppa Potter (4518), Rabastan Lestrange (5172)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa