Dzień rozpoczął się od cudownego poranka. Słonko świeciło, ptaszki śpiewały, szata Peppy szeleściła donośnie wraz z każdym jej krokiem. Oto nadszedł ten dzień. Jej pierwsza rozmowa o pracę! I to prawdziwą pracę, nie taką w rodzinnej formie. Panna Potter już ćwiczyła swoje słowa na zakończenie. Zdziwioną minkę. "Oh, rzeczywiście państwo chcą mnie zatrudnić? Tak od razu, z miejsca? Jakże wdzięczna jestem za pokładane we mnie zaufanie."
Jak zwykle pognała raciczkami w przyszłość nierealną i nieosiągalną. Chciała zrobić wielkie wrażenie na rekruterach i zrobiła. Nigdy nie zapomną tej rozmowy. Nigdy nie zapomną młodej damy, która z tak niewyobrażalnym poczuciem własnej wartości krążyła wokół swych urojeń zupełnie oderwana od rzeczywistości. A rzeczywistością były ledwo mierne oceny z OWUTEMów na jej świadectwie i żadne kwieciste przemowy tego nie zmienią. Szczególnie, że jej wiedza o tym, czym zajmuje się Departament Magicznych Wypadków i Katastrof miało swoje źródło z plotkarskich artykułów w Proroku.
Sytuacja była tak absurdalna, że nawet Peppa zrozumiała swoje położenie. Kiedy dziękując za otrzymaną szansę usłyszała "Nie tego oczekujemy po naszych przyszłych stażystach", krew niemal odpłynęła jej całkowicie z głowy, czyniąc jej twarzyczkę tak bladą, jak idealnie uczesany blond włosów. Następnie zalała policzki, a nogi wyrwały ją z pomieszczenia ociekającego porażką. W ostatniej chwili nie zamieniła się w świnkę i nie czmychnęła w jakieś ustronne miejsce.
Na autopilocie ruszyła do wyjścia. Jej umysł wciąż był pod wpływem niesamowitych splotów emocjonalnych, które na przemian dusiły ją i zmuszały do krzyku. Ściśnięty żołądek napędzał nogi, by dostać się do windy jak najszybciej. Sytuacja mogła bowiem stać się jeszcze gorsza. Mogła wpaść na Laurence'a Lestrange, zastępcę tegoż departamentu, przed którym już dała najwspanialszy z popisów.
Gdy drzwi windy zamknęły się, a oczy zaszkliły łzami, wiedziała, że teraz jest już bezpieczna. Spokojnie zjedzie na dół, czy tam w górę i opuści Ministerstwo. Jakże paskudne miejsce! A te windy? Sama nie wiedziała, gdzie się teraz znajdowała. Na szczęście nie miało to znaczenia. Na szczęście już nigdy tu nie wróci. Jeszcze tylko minutka, może dwie, i będzie wolna od wszelkich nieprzyjemności związanych z tym miejscem.
Przecież nic gorszego się już dzisiaj nie stanie, prawda?