14.11.2023, 01:14 ✶
Bywały takie momenty w życiu, gdy należało przeciwstawić się ojcu i zachować jak prawdziwy mężczyzna. Od czasu do czasu Ulyssesowi zdarzało się przeciwstawiać Chesterowi Rookwoodowi. Zazwyczaj jednak robił to w sprawach małych, malutkich, takich które mógł sobie później wytłumaczyć jako nieistotne, które nie miały żadnego znaczenia. Cichy ruch oporu, gdy jako dziecko wybierał na śniadanie płatki z mlekiem a nie jajka i kiełbaski albo ta noc, gdy wymknął się przez okno a potem spędził ją w ruinach rezydencji Gauntów (razem z Shafiqiem próbowali odkryć naturę tego miejsca). Nic przesadnie ważnego. Chester Rookwood najwyżej zacząłby krzyczeć albo uderzyłby otwartą ręką w blat kuchennego stołu.
Ale były też sprawy ważniejsze, gdzie Ulysses bardzo rzadko decydował się w ogóle zaprotestować, a co dopiero stanąć okoniem. I chociaż ostatnio coraz częściej próbował negocjować z ojcem, jeszcze chyba nigdy nie opowiedział się tak bardzo przeciwko jego decyzji jak w chwili, w której wchodził po schodach prowadzących do Św. Mungo i kierował się korytarzem, ku pomieszczeniu, gdzie miała przebywać Eunice Malfoy.
Serce mu dudniło. Wybijało jakiś dziwny, zbyt szybki rytm, tak kompletnie niepodobny do tego, jak się zachowywało normalnie. Nawet wiadomość o aranżowanym małżeństwie z Eunice nie przyśpieszyła jego bicia, odwrotnie, jakby je ochłodziła. Teraz jednak biło jak szalone na myśl o czymś zupełnie przeciwnym, na myśl o zerwaniu.
Musiał z nią zerwać.
Po wieściach, które przekazała mu Vespera, to aranżowane małżeństwo nie miało racji bytu. Pewnych spraw nie dało się ot tak pogodzić. Małżeństwa jego siostry z Perseusem Blackiem nie dało się połączyć z małżeństwem jego i Eunice Malfoy.
W teorii więc Ulysses wiedział, że postępuje właściwie. Ale był też w jego zachowaniu pewien cichy egoizm, pewna ulotna lekkość, gdy uświadamiał sobie, że znowu nie będzie miał narzeczonej. Owszem, lubił Eunice. Ba, traktował ją nawet jak swego rodzaju przyjaciółkę. Ale jej nie kochał. Ona też go nie kochała. A ich małżeństwo byłoby tylko dogodzeniem dwójce ojców, którzy upatrzyli sobie w takim mariażu własnych korzyści.
I, paradoksalnie, to właśnie ten egoizm pomógł mu w podjęciu tak szybkiej decyzji. I bez niego wiedziałby, że nie może stanąć przeciw siostrze, ale nie szedłby korytarzem Św. Mungo a zamiast tego pukałby do drzwi gabinetu ojca i prosiłby go o pozwolenie na zerwanie z Eunice.
Ulysses przełknął głośno ślinę. Przystanął przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu, gdzie miała przebywać panna Malfoy. Z boku wyglądał tak samo schludnie jak zwykle: w nienagannym garniturze, z wypastowanymi butami, w białej koszuli i z krawatem, ale twarz miał inną. Zazwyczaj pozostawała pozbawiona przesadnej emocjonalności, tym razem sporo zdradzała. Niebieskie oczy błyszczały żywo a blade policzki były nieco zaróżowione. Uniósł rękę i zapukał do gabinetu, a potem nacisnął na klamkę i pchnął drzwi, by zajrzeć do środka.
- Eunice? Czy moglibyśmy porozmawiać? Teraz?
Ale były też sprawy ważniejsze, gdzie Ulysses bardzo rzadko decydował się w ogóle zaprotestować, a co dopiero stanąć okoniem. I chociaż ostatnio coraz częściej próbował negocjować z ojcem, jeszcze chyba nigdy nie opowiedział się tak bardzo przeciwko jego decyzji jak w chwili, w której wchodził po schodach prowadzących do Św. Mungo i kierował się korytarzem, ku pomieszczeniu, gdzie miała przebywać Eunice Malfoy.
Serce mu dudniło. Wybijało jakiś dziwny, zbyt szybki rytm, tak kompletnie niepodobny do tego, jak się zachowywało normalnie. Nawet wiadomość o aranżowanym małżeństwie z Eunice nie przyśpieszyła jego bicia, odwrotnie, jakby je ochłodziła. Teraz jednak biło jak szalone na myśl o czymś zupełnie przeciwnym, na myśl o zerwaniu.
Musiał z nią zerwać.
Po wieściach, które przekazała mu Vespera, to aranżowane małżeństwo nie miało racji bytu. Pewnych spraw nie dało się ot tak pogodzić. Małżeństwa jego siostry z Perseusem Blackiem nie dało się połączyć z małżeństwem jego i Eunice Malfoy.
W teorii więc Ulysses wiedział, że postępuje właściwie. Ale był też w jego zachowaniu pewien cichy egoizm, pewna ulotna lekkość, gdy uświadamiał sobie, że znowu nie będzie miał narzeczonej. Owszem, lubił Eunice. Ba, traktował ją nawet jak swego rodzaju przyjaciółkę. Ale jej nie kochał. Ona też go nie kochała. A ich małżeństwo byłoby tylko dogodzeniem dwójce ojców, którzy upatrzyli sobie w takim mariażu własnych korzyści.
I, paradoksalnie, to właśnie ten egoizm pomógł mu w podjęciu tak szybkiej decyzji. I bez niego wiedziałby, że nie może stanąć przeciw siostrze, ale nie szedłby korytarzem Św. Mungo a zamiast tego pukałby do drzwi gabinetu ojca i prosiłby go o pozwolenie na zerwanie z Eunice.
Ulysses przełknął głośno ślinę. Przystanął przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu, gdzie miała przebywać panna Malfoy. Z boku wyglądał tak samo schludnie jak zwykle: w nienagannym garniturze, z wypastowanymi butami, w białej koszuli i z krawatem, ale twarz miał inną. Zazwyczaj pozostawała pozbawiona przesadnej emocjonalności, tym razem sporo zdradzała. Niebieskie oczy błyszczały żywo a blade policzki były nieco zaróżowione. Uniósł rękę i zapukał do gabinetu, a potem nacisnął na klamkę i pchnął drzwi, by zajrzeć do środka.
- Eunice? Czy moglibyśmy porozmawiać? Teraz?