• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów [07.06.72, Św. Mungo] Niespodziewany koniec aranżowanego związku - Eunice & Ulysses

[07.06.72, Św. Mungo] Niespodziewany koniec aranżowanego związku - Eunice & Ulysses
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#1
11-14-2023, 12:14 AM ✶  
Bywały takie momenty w życiu, gdy należało przeciwstawić się ojcu i zachować jak prawdziwy mężczyzna. Od czasu do czasu Ulyssesowi zdarzało się przeciwstawiać Chesterowi Rookwoodowi. Zazwyczaj jednak robił to w sprawach małych, malutkich, takich które mógł sobie później wytłumaczyć jako nieistotne, które nie miały żadnego znaczenia. Cichy ruch oporu, gdy jako dziecko wybierał na śniadanie płatki z mlekiem a nie jajka i kiełbaski albo ta noc, gdy wymknął się przez okno a potem spędził ją w ruinach rezydencji Gauntów (razem z Shafiqiem próbowali odkryć naturę tego miejsca). Nic przesadnie ważnego. Chester Rookwood najwyżej zacząłby krzyczeć albo uderzyłby otwartą ręką w blat kuchennego stołu.
Ale były też sprawy ważniejsze, gdzie Ulysses bardzo rzadko decydował się w ogóle zaprotestować, a co dopiero stanąć okoniem. I chociaż ostatnio coraz częściej próbował negocjować z ojcem, jeszcze chyba nigdy nie opowiedział się tak bardzo przeciwko jego decyzji jak w chwili, w której wchodził po schodach prowadzących do Św. Mungo i kierował się korytarzem, ku pomieszczeniu, gdzie miała przebywać Eunice Malfoy.
Serce mu dudniło. Wybijało jakiś dziwny, zbyt szybki rytm, tak kompletnie niepodobny do tego, jak się zachowywało normalnie. Nawet wiadomość o aranżowanym małżeństwie z Eunice nie przyśpieszyła jego bicia, odwrotnie, jakby je ochłodziła. Teraz jednak biło jak szalone na myśl o czymś zupełnie przeciwnym, na myśl o zerwaniu.
Musiał z nią zerwać.
Po wieściach, które przekazała mu Vespera, to aranżowane małżeństwo nie miało racji bytu. Pewnych spraw nie dało się ot tak pogodzić. Małżeństwa jego siostry z Perseusem Blackiem nie dało się połączyć z małżeństwem jego i Eunice Malfoy.
W teorii więc Ulysses wiedział, że postępuje właściwie. Ale był też w jego zachowaniu pewien cichy egoizm, pewna ulotna lekkość, gdy uświadamiał sobie, że znowu nie będzie miał narzeczonej. Owszem, lubił Eunice. Ba, traktował ją nawet jak swego rodzaju przyjaciółkę. Ale jej nie kochał. Ona też go nie kochała. A ich małżeństwo byłoby tylko dogodzeniem dwójce ojców, którzy upatrzyli sobie w takim mariażu własnych korzyści.
I, paradoksalnie, to właśnie ten egoizm pomógł mu w podjęciu tak szybkiej decyzji. I bez niego wiedziałby, że nie może stanąć przeciw siostrze, ale nie szedłby korytarzem Św. Mungo a zamiast tego pukałby do drzwi gabinetu ojca i prosiłby go o pozwolenie na zerwanie z Eunice.
Ulysses przełknął głośno ślinę. Przystanął przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu, gdzie miała przebywać panna Malfoy. Z boku wyglądał tak samo schludnie jak zwykle: w nienagannym garniturze, z wypastowanymi butami, w białej koszuli i z krawatem, ale twarz miał inną. Zazwyczaj pozostawała pozbawiona przesadnej emocjonalności, tym razem sporo zdradzała. Niebieskie oczy błyszczały żywo a blade policzki były nieco zaróżowione. Uniósł rękę i zapukał do gabinetu, a potem nacisnął na klamkę i pchnął drzwi, by zajrzeć do środka.
- Eunice? Czy moglibyśmy porozmawiać? Teraz?
Czarodziej
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#2
11-15-2023, 05:56 PM ✶  
Życie Eunice ponownie stawało na głowie, choć tym razem była nieco spokojniejsza niż wcześniej. Oględnie rzecz mówiąc, mniej więcej zdawała sobie już sprawę z tego, jak wygląda spędzanie z kimś życia pod jednym dachem, jak również... po prostu lepiej znała przyszłego małżonka. I jakoś już miała do niego więcej zaufania niż do Blacka, na którym koniec końców sparzyła się okrutnie. Nie mówiąc już o tym, że nie tak dawno odbyta rozmowa, po koncercie, na który to razem się wybrali pomagała ujrzeć świat w nieco jaśniejszych barwach; choć oczywiście zdawała sobie też sprawę z tego, że rozmowa rozmową - a rzeczywistość boleśnie to może zweryfikować. Tak, jak było to poprzednim razem.
  Cóż, rodzice nie zawsze wiedzieli, co jest najlepsze dla ich dzieci, ewentualnie tak naprawdę wcale a wcale ich to nie obchodziło. Bo gdyby obchodziło - to zapewne mogłaby zaryzykować i wskazać, że no, jest taki jeden, przez którego się uśmiecha na samą myśl o nim, bynajmniej nie starszy o jakąś dekadę i znakomicie rokuje na przyszłość, jeśli chodzi o kwestie finansowe, więc... no, dlaczego by nie? I jeszcze sama chciała, a to już dawało większe szanse na przetrwanie relacji niż zakucie w małżeńskie okowy jedynie z powodu widzimisię rodziców.
  No ale było, jak było, musiała grać tymi kartami, jakie otrzymała; z nadzieją, że jednak zagra dobrze i na dłuższą metę się ułoży. Tak że zdecydowanie nie spodziewała się, że jakiś chichot losu sprawi, iż córka Rookwoodów zejdzie się z - pożal się Matko - byłym mężem, a co dopiero praktycznie od razu nabawi się nieszczęsnego brzucha. I to w momencie, w którym to przecież uzgadniano mariaż jej brata. Tym bardziej więc nie spodziewała się nagłej wizyty w Mungu... prędzej założyła, że do pomieszczenia wszedł uzdrowiciel, który zlecił jej wykonanie zadania, bowiem...
  - Uporządkowałam już dwie szafki, trzecią zara... - urwała, uświadamiając sobie, że tenże uzdrowiciel bynajmniej by nie pukał, no i miałby inny głos. Odwróciła się, jeszcze ze słoiczkiem w dłoni, by na własne oczy się przekonać, iż słuch jej nie mylił.
  Zamrugała, obrzucając narzeczonego spojrzeniem.
- Ulysses? - odłożyła naczynie z powrotem na półkę, po czym skierowała się w stronę mężczyzny. Błękitne spojrzenie wydawało się być zaniepokojone, zwłaszcza że... no co mogła pomyśleć? Zaróżowione policzki? Błyszczące oczy? Do tego wizyta w Mungu? Wprawdzie specjalizowała się głównie w eliksirach i roślinach, ale z przeziębieniem czy czymś w ten deseń zapewne też by sobie poradziła - Źle się czujesz? Piłeś ostatnio jakiś eliksir? - spytała, wyciągając już dłoń, żeby sięgnąć jego czoła i sprawdzić, czy nie jest zanadto ciepłe...
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#3
11-19-2023, 05:06 PM ✶  
Ulysses zamarł. Pytanie Eunice nieco wytrąciło go z równowagi. Zmarszczył brwi, rozpaczliwie szukając w sobie jakiejś szybkiej riposty, czegoś co pozwoliłoby mu od razu przekierować rozmowę na właściwe tory.
Kiedy zmierzał do niej korytarzami Św. Mungo, to wydawało się jakieś prostsze. Miał wejść i powiedzieć, że muszą się rozstać. Tylko tyle. Aż tyle.
Eunice poczuła, że czoło miał ciepłe, ale nie gorące. Raczej nie trawiła go gorączka, najwyżej stan podgorączkowy. Nie odsunął się od niej, ale i się nie przysunął. Po prostu stał zamarły, gubiąc się we własnych myślach.
Ulysses otworzył usta i zamknął je. Znowu je otworzył. Znowu zamknął. No dalej, znajdź jakąś odpowiedź, przecież zadała ci proste pytanie! Ale nie chodziło o „nie”. Chodziło o ubranie słów w taki sposób by stojąca przed nim młoda, ładna kobieta zrozumiała, że to na pewno nie była jej wina, że to nawet nie była jego wina (chociaż gotów był wziąć ją na swoje barki) i w żadnym wypadku winną nie była też Vespera. Czasami rzeczy po prostu się działy.
W przypadku jego i Eunice, może nawet działy się same aż za bardzo. Przecież jednakowo nie chcieli tego małżeństwa. Jednakowo ulegali wpływom ojców i podporządkowywali się ich zachciankom. Ulysses może nie potrafił rozpoznawać wszystkich emocji, ale umiał dostrzec – może przez to, że takich osób nie było wiele, albo bo właśnie już (jak mu się zdawało) poznał jedną taką – że Eunice go nie kochała. Tak, jasnowłosa lubiła go i była to przyjemnie pokrzepiająca myśl (bo lubili się oboje, bo może na tej sympatii udałoby się im nawet stworzyć jakiś zgodny, pozbawiony wzlotów i upadków związek), ale nie darzyła żadnym głębszym uczuciem. I on zresztą też jej nie kochał.
- Nie. Nic nie wziąłem. Nic nie piłem – odpowiedział, przypominając sobie rozmowę, którą odbyli wcześniej. Miał jej nie ignorować. Rozmawiać z nią. Odpowiadać jej na pytania. Nie zostanie jej mężem, ale mógł chociaż zastosować się do ich ustaleń. – Musimy porozmawiać – powtórzył ciszej. Oczy mu nadal płonęły. – Na osobności. To dość pilne, Eunice.
Czarodziej
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#4
11-20-2023, 08:47 PM ✶  
Ten aspekt Milforda potrafił być niezwykle irytujący - rozmawiasz z kimś, a nagle ta osoba się zacina, niczym nienaoliwione zawiasy. Potrafił być - ale i też Eunice zdawała sobie sprawę z tego, że naprawdę to nie jest wina Ulyssesa, że tak działał jego umysł... nieświadoma, że w tej konkretnej sytuacji to nie choroba wywołała taką, a nie inną reakcję Rookwooda. To jej pytanie wywołało swego rodzaju "zawieszenie się", to poszukiwanie właściwej odpowiedzi, konkretnych słów najwyraźniej najzwyczajniej w świecie się przedłużyło... tylko tyle i aż tyle; wystarczyło, żeby podczas tej chwili mogła nie tylko upewnić się, że temperaturę miał względnie w normie (względnie, ot, może ciut cieplejszy, ale ostateczny werdykt mógł wydać tylko termometr; z pomocą dłoni to mogła co najwyżej stwierdzić, że skóra nie parzy, co kwalifikowałoby się do natychmiastowego wysłania pod kołdrę. Co najmniej) i nawet nieco się odsunąć. Cierpliwie poczekała, aż natężone procesy myślowe znajdą swój koniec...
  Skinęła lekko głową, skreślając zatem kolejne możliwości. Nie pił. Nie jadł. Więc dlaczego, skoro nie chodziło o dolegliwości...? Zmarszczyła brwi. Rozmowa? Przygnał tutaj tylko dlatego, że chciał porozmawiać? Nie mógł wysłać sowy i poprosić o poświecenie chwili? Co takiego musiało się stać, że już, teraz, natychmiast?
  Cóż, niewątpliwie zaraz się tego dowie.
  - Chwileczkę - stwierdziła w końcu, starając się ukryć niepokój i wyminęła mężczyznę, żeby otworzyć drzwi, wychylić przez nie głowę, upewnić się, że przypadkiem nikt się tu nie kręci... i żeby z powrotem cofnąć się do pomieszczenia oraz przekręcić klucz w zamku. Jak na osobności, to na osobności; może lepiej, żeby nikt nie wparował w środku rozmowy, która zresztą nie wyglądała na udzielanie pomocy.
  - Rozumiem, że to nie może poczekać, aż stąd wyjdę? - bardziej stwierdziła niż spytała, opierając się jednocześnie plecami o drzwi - Raczej nie mamy wiele czasu, zanim uzdrowiciel tu przyjdzie, ale... - wskazała gestem dłoni krzesło; na najwygodniejsze specjalnie nie wyglądało, tak samo jak raczej nie było co liczyć na gorącą herbatę.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa