• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[17.07.1972] Świstoklikiem w piękny rejs

[17.07.1972] Świstoklikiem w piękny rejs
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
05.12.2023, 19:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:06 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

17 lipca 1972, skoro świt
– Laurent & Victoria –



Kiedy miało się tyle pieniędzy, że nawet nie znało się dokładnej sumy na koncie, żadnym problemem nie było zorganizowanie właściwie w tydzień dwudniowej wycieczki do Włoch. Wystarczyło posmarować nieco więcej, skoro czasu było tak mało – na szczęście nie było na tym świecie niemożliwych, i z każdym dniem Victoria bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że babcia miała rację. Takim oto sposobem po kilku listach, w tym tych wymienionych z Laurentem co do szczegółów, po wizycie w banku Gringotta, wzięciu krótkiego, bo ledwie na dwa dni urlopu w Biurze – skoro świt zaczęli swoją podróż. Było cholernie wcześnie, bo mieli tylko dwa dni, a chociaż nie miała to być wycieczka objazdowa, bo chcieli zostać w jednym miasteczku, to i tak nie było to tyle czasu, by warto go było przetrwać na rozpoczynanie swojego krótkiego urlopu w południe.

Wybrana została Sycylia, a dokładniej Taormina – miasteczko położone nad morzem, z widokiem na Etnę. Piękna linia morza, stare budynki, wąskie uliczki… to właśnie zobaczyli, gdy po kilku skokach świstoklikami byli już na miejscu. Słońce dopiero wstawało, rysując promieniami i różem po granacie nieba. Widok z wysokości na morze był zapierający dech – ten spokój, ta cisza…

Victoria ubrała się w lekką, letnią sukienkę, sandałki, nawet rozpuściła włosy, które miękką falą opadały jej na plecy. Był poranek, nie było jeszcze bardzo ciepło, ale jej było już wszystko jedno, przecież i tak nie odczuwała ciepła. Pilnowała jedynie, by nie odsłaniać pleców, a sweterek, jaki miała teraz naciągnięty, służył tylko temu, by zakryć blizny na ręce. Wszystko, co ze sobą miała, to torebka na ramieniu, ale magia była wspaniała, można się było spakować do małej walizki na miesięczną podróż, to co dopiero na dwa dni i to wcale nie w zakątek świata, w którym byłoby zimno jak w piekle? Teraz trzeba było tylko dotrzeć do miejsca, w którym mieli zostawić swoje rzeczy i… mogli się zająć sobą i tym krótkim, acz intensywnym odpoczynkiem.

Byli tutaj całkowicie sami, zresztą taki był też cel świstoklika – by nie lądować w miejscu, gdzie mogli cię zobaczyć mugole… Lestrange rozejrzała się wokół i uśmiechnęła się do siebie. Wschodzące słońce, morze, wszystko oglądane z wysokości… człowiek czuł się taki malutki, a jego problemy nic niewarte. Spojrzała zresztą zaraz na Prewetta.

- I jak? Już żałuję, że to tylko dwa dni – odparła i wyciągnęła z torebki złożona w kostkę mapę, rozłożyła ją i zaraz dotknęła ją różdżką, by w ten sposób pojawiła się tam droga, jaka powinni przejść, by dostać się do miejsca, gdzie mieli zaklepany nocleg. A kiedy już tą drogą była zaznaczona, to przestała się wpatrywać w mapę i pozwoliła sobie się ponownie rozejrzeć po okolicy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
06.12.2023, 19:36  ✶  

Ciepło.

Słońce oblewało swoim ciepłem, ale było zupełnie innym rodzajem ciepła niż to, które drążyło Londyn. Bardziej zbliżone do tego, jakie można było zaznać u niego, ale jeszcze przyjemniejsze. Aż odetchnął tym powietrzem, wyjątkowym zresztą, wypełnionym wonią ciepłego morza i tutejszej roślinności. Przybycie tutaj rzeczywiście nie było problemem. Pieniądze i nazwisko otwierały wiele dróg. Szczególnie, kiedy miało się szerokie znajomości tak jak oni.

- Będą następne okazje. - Zapewnił ją, przyglądając się otoczeniu w zamyśleniu. Tak daleko od domu, a jednocześnie tak blisko. Wystarczyło użyć przygotowanego świstoklika znów. Znaleźć się tam, gdzie czekała na nich rodzina, praca, zajęcia. Gdzie czekał ten zły, szalony świat. Czy to była ucieczka? Mogli to uznać za ucieczkę? Jeśli tak to mógł chyba zostać uciekinierem. Chociaż na te dwa dni.

Spojrzał na mapę Victorii i powoli ruszyli w kierunku hotelu, w którym mieli przenocować. Od tego trzeba było zacząć - zostawić walizki, z którymi się pojawili. Normalnie Laurent wykorzystywał każdą chwilę, żeby zwiedzać. Dbał o przewodników i tak dalej, ale tym razem to nie było to, czego szukał. Czego oboje szukali. Teraz potrzebowali dokładnie tego, o czym rozmawiali - poleżenia na plaży, albo pospacerowania w samotności i spokoju. Jeśli w ogóle można mówić o samotności, kiedy się jest we dwoje. W hotelu już czekał na nich tłumacz, który zajął się pomocą z odebraniem zamówionego hotelu, tam zadbali o ich bagaże, mogliby pójść się odświeżyć, ale nie było takiej potrzeby. Żadne z nich w końcu "dalekiej podróży" nie odbyło. Laurent został w cienkiej koszuli i krótszych spodniach. Zapytałby normalnie, czy Victorii nie jest gorąco, ale... nie mogło być. Nie odczuwała w końcu temperatury. Ciepło czy zimno - mogło jej dopiero zaszkodzić przy niskich temperaturach czy wysokich - niebezpieczne. Nawet nie wiedziałaby, kiedy doznałaby odmrożenia. Poczułaby już przy tragedii. Skierował się razem z nią do poleconej przez tłumacza kawiarni przy plaży. Na poranne śniadanie i kawę, bo Laurent nie mógł, po prostu NIE MÓGŁ zaczynać dnia bez kawy. Taki nawyk, takie uzależnienie. Jedni palili, on pił kofeinę. Usiedli pod parasolką na pięknym tarasie z widokiem na morze, z którego delikatny wiaterek obmywał ich twarze i muskał kosmyki włosów.

- Nostalgiczny widok. Przypomina mi nieco o rejsie od wybrzeża Marsylii. - Tego z zeszłego miesiąca. - Noszenie czekoladek przy sobie weszło mi teraz w nawyk.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
06.12.2023, 23:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2023, 18:41 przez Morrigan.)  

Nie potrafiła stwierdzić tego, co Laurent – tego o cieple, że to było innego rodzaju niż w Londynie. Kiedy od dwóch i pół miesiąca nie odczuwasz tego przyjemnego uczucia, które cię tak okala, otula w ramionach, tej błogości, to człowiek uświadamiał sobie, jak szybko można się było do różnych rzeczy przyzwyczaić. Jak bardzo przestawały mieć one znaczenie, nawet jeśli zmiana była na gorsze. Więc Victoria nie potrafiła określić, że ciepło tutaj, w Taorminie jest innego rodzaju. Że jest jakby cieplej, że powietrze pod względem temperatury tak inaczej leży na skórze. Było jej jednakowo zimno, lodowato. Tego jeszcze nie próbowała – leżenia plackiem na słońcu przez kilka godzin, ale czuła, że i to nic nie da, że nawet w takich warunkach nie poczuje ani okruszka ciepła. Ale to nic, już się przyzwyczaiła i już się pogodziła, a i póki co kończyły jej się pomysły na to, co można zrobić, żeby ten stan odwrócić.

Victoria doskonale wiedziała, że to była ucieczka. Ale w tym wszystkim i tak dała Saurielowi znać, że nie będzie jej w domu przez dwa dni. Miała poczucie, kiedy o tym wszystkim myślała (a myślała o tym naprawdę dużo), że Sauriel ma traumę ze względu na swoich rodziców. Bo pragnął od nich miłości, a tej nie było – były tylko kary, cielesne, psychiczne… Potem była śmierć. Tu nie było miejsca na rodzicielską miłość (chociaż widziała, że Anna bardzo żałuje, że czuje się winna, że stara się jakoś odpokutować), więc i Sauriel nauczył się tej miłości… nie tyle nie chcieć, co jej unikać. I być może bał się, że jeśli się otworzy, to znowu ktoś go zrani, że zniknie. Brunetka nie wiedziała, czy tak jest, strzelała – ale nie chciała tego testować, tym bardziej biorąc pod uwagę, jak kruchy był teraz – więc żeby nie zgadywał i się nie zastanawiał, jeśli akurat czegoś w tym terminie od niej chciał, to posłała do niego sowę, że wróci za dwa dni. Trochę się ze sobą biła, czy w ogóle do niego pisać, czy mu się narzucać, ale wygrał rozsądek. Jeśli zaś Laurent chciał ich nazywać uciekinierami – to byłoby to bardzo dobre określenie, ale Victoria nawet nie próbowała siebie samej oszukać, że jest inaczej. Uciekała, by odetchnąć od problemów wszelakich i by spędzić chociaż dwa dni z osobą, która była prawdziwie bliska jej sercu, jednak w ten zupełnie czysty sposób.

– Mam taką nadzieję – odpowiedziała i ruszyli przed siebie, z mapą w ręku, by się nie zgubić. Ten spacer też był przyjemny, nawet jeśli z bagażami (te na szczęście im nie ciążyły). Tak, oboje potrzebowali po prostu spędzenia czasu ze sobą, bez wścibskości osób trzecich, to nie była wycieczka krajoznawcza, tylko dwa dni dla nabrania oddechu. A gdy byli sam na sam to mogli sobie w spokoju pomilczeć, albo porozmawiać od serca, nie mając z tyłu głowy, że ewentualny przewodnik czy tłumacz coś podsłucha i poleci z tym do jakiejś gazety… Bo oboje byli przecież osobami w ten czy inny sposób medialnymi.

Zostawili swoje rzeczy i skierowali się do ten poleconej kawiarni, ale nigdzie się nie spieszyli (no może Laurent do kawy…). Victoria narzuciła na ramię niewielką torebkę na łańcuszku, wzięła ze sobą okulary przeciwsłoneczne i kapelusz ze wstążką na później, jakby mieli już nie wrócić do hotelu. Dopiero kiedy już siedzieli przy stoliku, pod parasolką, zdecydowała się ściągnąć sweterek i przewiesiła go przez oparcie swojego krzesła.

– W pewien sposób to chyba podobny klimat – była kilka razy we Francji, ostatecznie to tam jej rodzina miała korzenie, ale nigdy jakoś bardzo nie ciągnęło ją do tego kraju. – Bardzo się cieszę, że przypadły ci do gustu. Cokolwiek pomagają? – uśmiechnęła się do niego. Nie zapytała o to, czy w ogóle ich potrzebuje, bo skoro je nosił… to chyba znaczyło, że tak. To te ataki paniki? Ciągle męczyła go wizja zabójcy we śnie? Victoria spojrzała miękko na Laurenta, ze współczuciem, ale też chciała mu dodać otuchy, więc wyciągnęła do niego dłoń, która leżała na stoliku.

Sama wolała zacząć dzień od herbaty, kawę lubiła też pić po południu, do ciastka, ale jednak też skusiła się na espresso – do pary ze słodkim rogalikiem. W hotelu powiedzieli im, żeby koniecznie spróbowali typowego włoskiego śniadania – i na to właśnie się zdecydowała.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
07.12.2023, 20:35  ✶  

Pokiwał w zamyśleniu głową. Tak - podobny klimat. Powtórzył to w swojej głowie, fizycznie przytaknął. Podobny - choć o Marsylii przypominała to nią nie była. Nie da się zwrócić straconych chwil. Nie zwrócisz nawet jednej sekundy, więc nie możesz prosić o lata. Zanikają. Bledną. Inne zapisują się w pamięci jak oznaczenia rozgrzanym prętem na zadzie konia. "Przynależę tu a tam" - zupełnie jak miejsca, które odwiedziłeś i w których spędziłeś swój czas, szczególnie ten współdzielony z innymi ludźmi. Ta cisza... cisza była w tym wszystkim błogosławiona. Dzieliły ich wszystkie rzeczy niewypowiedziane, ale tak powinno pozostać. A może nie powinno? Miał wątpliwości, lecz nie tu. Nie teraz. Teraz myślał o Kaydenie i o Francji. Myślał o tym, a jednocześnie był tutaj, przy pysznym zapachu kawy i zaproponowanym śniadaniu. Pisali kiedyś do siebie, że powinni jadać razem. Podobno to tak działało, że wtedy jesz chętniej, ale nie. To było opatrzone o wiele większą ilością "ale", większą ilością wypadkowych od standardu, jakim były "normalne posiłki". Dla Victorii Laurent zawsze taki był i zawsze tak wyglądał, a dla niego Victoria straciła parę kilogramów na przestrzeni tych miesięcy. Dziwne by było, gdyby tego efektu nie było, chociaż niektórzy podobno stres zajadali. Jedli więcej, żeby zapomnieć. Więcej, żeby się czymś zająć - czymś przyjemnym. Czymś, co będzie ich stymulować, zajmować. Sprawianie sobie rozkoszy pysznościami się w ten schemat wliczało.

- Pomagają. - Faktycznie pomagały, czy to był jakieś placebo? Nie wiedział, ale pomagały. W końcu ten strach odpływał i pozostawał tylko za słodki smak czekolady. O paradoksie - z jakiegoś powodu ta gorzka tak nie działała. Nie wiedział, dlaczego. A może to po prostu była magia pralinek samych w sobie, gestu, tego, jak wyglądały? Ta słodycz rozpływająca się w ustach pozwalała się skupić na czymś innym - potwierdzała się teoria stresu. Zawiodły tylko dwa razy - raz, kiedy znów miał dziwny sen i drugi raz przy rozmowie z ojcem. Ale tam nic by nie pomogło. - Wyobrażasz sobie mnie w małżeństwie? - Zapytał, wyrywając się pozornie z tego zamyślenia. Pozornie, bo uśmiechnął się i spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, ale w rzeczywistości te myśli gładko przepływały przez ten temat. Małżeństwo. Victoria samą siebie obrazowała w roli żony, bo przecież do tego została wychowana. Teraz nawet ciężko powiedzieć, czy przy byciu Zimną mogła zajść w ciążę. I choć byłoby to okrutne - to chyba musiałaby poznać fetyszystę, który byłby w stanie spędzić z nią te upojne godziny w łóżku. Optymistycznie mówiąc "godziny". To wszystko było okrutne. Podłe, złe życie, które nie pozwala dobrym ludziom po prostu być, a tym złym sypało aksamitne chabry pod nogi. Niech idą - bo przecież gdyby nie oni nie powstawaliby bohaterowie! Bohaterowie, których historia kocha. Byłoby kilka typów, które Laurent by wskazał na bohaterstwo. Rodzeństwo Longbottom chyba byłoby pierwsze na liście. Brenne znała chyba cała Anglia, nawet jeśli o niej nie pisali w gazetach. Dziwne, że nie pisali. Pewnie żaden z reportetów nie mógł za nią po prostu nadążyć.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
07.12.2023, 21:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2023, 18:41 przez Morrigan.)  

Pamięć z czasem ulatywała, wspomnienia stawały się mniej ostre. Ale były takie chwile w życiu każdej osoby, które były na kartach pamięci wyryte nożem aż do krwi – część z tego była bolesna, część całkowicie przyjemna. Victoria nie wiedziała co i ile dla Laurenta znaczyła Marsylia, nie wiedziała o jego bólu o ile ten w ogóle istniał. Ta dwudniowa wycieczka miała być… ucieczką od codzienności, odetchnięciem, nie zaś kłującym w serce przypomnieniem. Wiedziała, że Laurent wiele rzeczy jej nie mówi, ale akceptowała to, tak zwyczajnie. Uznawała, że jeśli kiedyś będzie chciał się czymś podzielić, to to zrobi – tak samo jak ona, jeśli będzie gotowa, to powie, o ile w ogóle tajemnica będzie należała do niej.

Tak, Laurent dla niej zawsze tak wyglądał, ale nawet ona zauważyła, że ostatnio to jadał jak wróbelek i że trzeba mu czasem o tym przypominać. Była na tym polu hipokrytką, bo co z nią? Sama zapominała o jedzeniu. Żołądek jej się ściskał mocno i zapominała o Bożym świecie, skupiona na poszukiwaniu odpowiedzi, a później po prostu na tym, by nie zatonąć, bo jej życie to była równia pochyła. A obecnie to dosłownie ślizgała się w dół i to też była dla niej ucieczka, żeby sobie wszystko poukładać. Wiedziała za to, że nie chce ani sobie ani Laurentowi psuć tego wyjazdu.

– To najważniejsze – uśmiechnęła się do niego, robiąc w myślach notatkę, by za jakiś czas posłać mu znowu jakieś czekoladki, by miał zapas. Te darowane smakowały o niebo lepiej niż kupione samemu, coś o tym wiedziała, w końcu wampir znosił jej sporo słodyczy i z każdych cieszyła się równie mocno. Bo były prezentem, myślą, która popchnęła do zakupu, nawet czegoś małego. Pytanie Laurenta lekko ją zaskoczyło i oderwała na moment spojrzenie od filiżanki z kawą, przyglądając mu się badawczo. Skąd to pytanie? Ale tak po prawdzie czy go sobie w małżeństwie wyobrażała… To niespecjalnie. Tryb życia jaki prowadził daleki był od domu i rodziny jaką miało się zbudować z drugą osobą, choć być może gdyby jego żonie to nie przeszkadzało… Ile wtedy byłoby z tego faktycznego małżeństwa, a ile sprawiania pozorów? Chyba wszystko zależało od dwójki ludzi tak po prawdzie. Ale nie potrafiła go sobie wyobrazić jako męża. – Nie bardzo – odpowiedziała po chwili widocznego zawahania, w którym musiała się zastanowić nad odpowiedzią. I ostatecznie odpowiedziała zgodnie ze swoim sumieniem, a nie z być może odpowiedzią jaką powinno się udzielić w towarzystwie. Sama o swoim małżeństwie wolała nie myśleć, bo jeśli źle pójdzie, to do końca życia zostanie starą panną. Pal licho nawet dzieci, nie chciała się przekonywać ani testować, czy jej wypełnione energią Limbo ciało było w stanie w ogóle donosić ciążę, nie była to w żaden sposób zachęcająca perspektywa i było to w ogóle gdzieś na szarym końcu jej priorytetów. Zaś fetyszysta, albo ktoś, komu nie przeszkadzałoby jej zimno… Victoria w ogóle o tym nie myślała. Jej egzystencja nie krążyła wokół seksu, liczyło się dla niej coś znacznie więcej, chociaż czasami, rzadko bo rzadko, ale jej myśli krążyły wokół tej przedziwnej rozmowy, jaką w kwietniu stoczyła z Saurielem, a która skończyła się na „no jakbyś chciała/chciał spróbować, to powiedz”. Była jednak daleka od traktowania ludzi przedmiotowo w ten sposób, bo były ważniejsze sprawy, naprawdę. – Nigdy nie jawiłeś mi się jako ktoś, kogo ciągnie do ustatkowania się – dodała po krótkiej chwili.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
08.12.2023, 14:33  ✶  

Niestety były takie dni w życiu człowieka, które były jak skaza na pięknie zapisanym pergaminie. Jedna brzydka, zakreślona strona w dzienniku - tak mogłoby się wydawać. Ktoś wylał tusz, albo to słone łzy zmoczyły kartkę, przez co wszystko stało się jedną masą niebieskiego tuszu. Niebieski ci pasuje - ten kolor smutku - usłyszał kiedyś od człowieka, którego bardzo sobie cenił. Też tak uważał. A jednak wszystko, co wolne, miało kolor niebieski. Morze, rzeki, strumienie i niebo czule całujące się z oceanem, splecione z nim niekiedy do tego stopnia, że nie sposób było odróżnić gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. W tym klubie złamanych, niebieskich serc mogliby sobie z Victorią przybijać toast za toastem. Kiedy człowiek był bardziej smutny? Kiedy o tym mówił i rozmyślał, czy może kiedy zapominał? Czy ucieczka dawała radość, czy była tylko zatrzymaniem tego smutku? Pauza na ekranie filmu. Nie było dziennika życia, który byłby idealny. Nie było takich opowieści, w których wszystko toczyło się od linijki, każda literka była równa i nie było przekreśleń. Niestety - niektóre kartki miały ich więcej, ale nie "niestety", że teraz trzeba tego żałować. Każda chwila, każda kreska, którą był nasz krok, sprowadziła ich pod tę parasolkę. To się po prostu zdarzyło. Trudno. Szkoda. Wszystkie słowa były lepsze od "żałuję". A jednak Laurent potrafił go używać.

Czy wspominanie o małżeństwie nadal stanowiło dla niej ból? Stanowił ten zlepek wspomnień, w których nie mówiła, że żałowała, ale mimo to nic nie było tak, jak powinno być? Nie wyglądało na to. Albo na tyle się skupiła na tym, jak zostało zadane pytanie i kogo dotyczyło, że przy tym sama nie zastanawiała się nad tym, czy boli czy nie, a jeśli tak to na ile. Przez całe życie bał się tego uczucia, które pojawiło się w Victorii, które widział tyle razy na własne oczy, że unikał przywiązywania się. W końcu odkrył, że nie potrafi przywiązać się do kobiet - nie w tym romantycznym sensie. Należało uważać, by więc nie dać głupiemu sercu wybrać nieodpowiedniej osoby, żeby potem nie skończyć jak marność nad marnościami - pod obcasem buta. Ze złamaniami i ranami, które trzeba leczyć. Na nic to wszystko. Na samym końcu i tak spotykałeś się z banałem, że serce nie sługa - i zrobi to, co zechce.

- Zawsze uważałem, że będziesz wspaniałą żoną i matką. Wybitną gospodynią, partnerką. Wyglądałabyś jak anioł w białej sukni. - Niektóre osoby jakoś łatwo było sobie wyobrazić w pewnych rolach. Inne jakoś im umykały. Czasem była to kwestia perspektywy, czasem niezdolności rozwinięcia wyobraźni, a niekiedy zwykłej sprzeczności. Co z tego, że możesz sobie coś wyobrazić, skoro twoje serce i mózg mówią ci "nieeee". To nie pasuje. - Moja siostra prawdopodobnie niedługo wyjdzie za mąż. Aydaya chyba ogłosi jej zaręczyny w swoje urodziny - na koniec sierpnia. - Urodziny niektórych czarodziejów były prawdziwymi widowiskami. Balami i ucztami, na których wystawiano siebie i innych czarodziei jak psy na konkursach. Albo konie do licytacji. - Naprawdę się zakochała. Mam nadzieję, że Edward i Aydaya dadzą jej swoje błogosławieństwo.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
08.12.2023, 22:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2023, 18:41 przez Morrigan.)  

Starała się w tym smutku nie pogrążyć, bo by już chyba całkiem przestała się o cokolwiek starać, przestałaby wstawać co rano z łóżka i po prostu spałaby, spałaby, spała… Była już na takim etapie życia, kiedy wszystko jak lawina się spierdoliło, że chyba ktoś, kto miał cały obraz sytuacji i bagna, w jakim siedziała po uszy, może mógłby stwierdzić, ze w sumie to się nie dziwi, że się poddała – ale ona się nie poddawała. Lestrange się nie poddawali. Miała swoje chwile załamania i jednej z nich Laurent był światkiem, kiedy całkowicie rozbita pojawiła się u jego progu, wyglądając gorzej niż nieszczęście. Na bogów nigdy przed nikim się taka nie pokazała, niemalże odarta ze swojej godności, jednak najwyraźniej każdy miał granicę swojej wytrzymałości, a kiedy tak wiele emocji kumulowało się w jednym czasie to nawet ktoś tak opanowany i spokojny jak Victoria mógł mieć problem, by swoje emocje schować do szafy. A Laurent? Niewiele mówił o swoich emocjach, nie miała pojęcia, co się działo, a ona niezwykła naciskać na ludzi. Nie miała pojęcia, że też się zakochał, że była to zakazana miłość i że ta osoba go kompletnie olała.

Czy wspomnienie o małżeństwie stanowiło ból? To zależy. Już dawno wyleczyła się z bólu i nieprzyjemności na wspomnienie o niedoszłym małżeństwie z Rosierem. Mogła go naprawdę nie znosić, ale nie życzyła mu źle i nie był to przyjemny temat – ale już dawno było i minęło. Nie była do niego przywiązana w żaden sposób. A to tutaj… To świeże, z Rookwoodem… Cóż znała go dużo dłużej, lepiej i w którymś momencie zaczęło jej zależeć, nie potrafiła wskazać, od którego to momentu. Odsunęła swoje emocje i ból, by po prostu zacząć działać, a nie leżeć w tym łóżku, zapłakana, na zmianę ze spaniem, by tylko nie musieć myśleć. Musiała coś zrobić. Musiała działać. I tak jak Laurentowi powiedział – nie wybaczyłaby sobie, gdyby teraz odpuściła. Może nie będzie dla niej żadnego jutra, przygotowywała się na najgorsze. Ale liczyła na najlepsze, bo w innym wypadku mogłaby już teraz się po prostu zabić i dać sobie spokój.

Mogłaby, niczym jej babcia, czekać w Limbo, aż jej bliscy do niej dołączą. Ale nie chciała. Nie uważała, że zakochanie się w kimś to coś złego. Nawet jeśli dla świata była to osoba zła czy nieodpowiednia. To był właśnie ten banał, że serce nie sługa, owszem… Ale był to też dowód, że było w stanie odczuwać uczucia wyższe. I gdy całe życie się przed tym bronisz, gdy przez całe życie serce nie biło mocniej na myśl o tej drugiej osobie, to można się było zacząć zastanawiać, czy jest ono w ogóle do tego zdolne? Było. I to zawsze uderzało w najmniej odpowiednim momencie. A już tym bardziej wtedy, kiedy wcale się tej miłości nie szukało.

Uśmiechnęła się blado i krótko na słowa Laurenta, chociaż nie od razu odwróciła wzrok. W końcu jednak spojrzenie jej ciemnych oczu spoczęło na linii morza, jaką było stąd widać.

– Nigdy nie marzyłam o ślubie i dziecku, brałam to za coś naturalnego, bo taka jest moja rola jako kobiety. Ale odkąd dowiedziałam się, że Sauriel jest wampirem, to… Zaczęłam dużo myśleć o tym, czego ja w ogóle chcę, a nie czego się ode mnie oczekuje – powiedziała po chwili, gdy już wzięła głębszy oddech i powoli wypuściła powietrze. Chyba jednak ją to wszystko trochę bolało, chociaż nie uciekła od tej rozmowy. – Wcale nie wiem, czy chcę mieć swoje dzieci. Może? – powiedziała w końcu. Nie wiedziała, naprawdę. Nie było w niej kategorycznego sprzeciwu, ale nie było też myśli, że to jej nadrzędny cel w życiu i że bez dziecka jej życie nie będzie spełnione (a niektórzy ludzie mieli tak silne poczucie macierzyństwa) i pełne. Za to potrafiła się sobie wyobrazić na ślubnym kobiercu i jako żonę, choć też wcale nie miała takiego poczucia, że musi, bo się udusi. – A może nie? – złapała za filiżankę i spojrzała w ciemny płyn. – To jej wybór, skoro nie wiesz, czy rodzice się na to zgodzą? – zapytała, przenosząc spojrzenie na Laurenta. Szczęściara – pomyślała. Szczęściara, że w tym świecie bogaczy i zakutych tradycjonalistycznych łbów udało jej się znaleźć kogoś, kogo pokochała i kto pokochał ją. – A myślisz, że jest szansa, że go nie dadzą? – pewnie zależało od tego, kto to w ogóle był. Victoria po części poczuła ukłucie zazdrości, bo to nie było sprawiedliwe; jedni mieli wolną rękę tyle lat, mogli sami znaleźć miłość, a drugich zmuszano wbrew ich woli. – Złóż jej ode mnie gratulacje w takim razie – sama Pandory nie znała, jakoś ich drogi nigdy się nie przecięły… aż do zdarzenia za trzy dni, jednak nie było co wybiegać w niedaleką przyszłość. – Ja pewnie nieprędko wyjdę za mąż. O ile w ogóle – stwierdziła i napiła się ze swojej filiżanki. A jej słowa miały drugie dno, bardzo smutne i wcale nie tak odległe, jeśli będzie miała prawdziwego pecha. – W każdym razie to będzie tylko mój wybór. Rodzina może mnie wypalić z gobelinu, mam to gdzieś. Ale trzeci raz mnie w żadne aranżowane małżeństwo nie wrobią, po moim trupie – za wiele ją to kosztowało. I nie zamierzała tego przechodzić po  raz trzeci, obiecała to sobie już dawno, gdzieś przy początkach znajomości z Saurielem – że jeśli jakimś cudem coś pójdzie nie tak, to to jest ostatni raz jak jej rodzina miesza się w jej sprawy sercowe (i łóżkowe). – I każdemu radziłabym to samo – a była prawdziwą weteranką…

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
11.12.2023, 00:08  ✶  

Poddać się. Poddać się i co dalej? Właśnie - wiecznie spać? Jak królewna z bajki, co czeka na księcia? Albo na nic nie czeka, bo zatopiona jest w krainie własnych wyobrażeń, sennych mar. Oby dobrych. Narzekać na wszystko? Płakać w kącie godzinami? Nie ważne, jak źle było to przecież życie było cenne i wciąż było w nim wiele cennych przeżyć do złapania i wplecenia w sennik zawieszony nad głowami nocą. Ponieważ to był sennik, Laurent rzadko go otwierał. A niektórych stron nie otwierał w ogóle przed innymi. Były zamknięte dla bliskich i najbliższych, pozostawały poskładane w tajemnicach egzystencji jego świata. Tego malutkiego. Czasem był moment, kiedy przychodziła potrzeba wyspowiadania się dla każdego. Co zmieni to, że komuś powiesz? Przyniesie ulgę? Niekoniecznie. Mówiło się łatwo o zrozumieniu, o akceptacji, o tym, że najbliżsi zrozumieją. Przyjaźń i związki rodzinne. Jeśli Laurent by w to nie wierzył jego świat stałby się o wiele bardziej smutny. Wierzył. Czasem jednak akceptacja nie była tym, czego oczekiwałeś. Nie musiał być to krzyk, nie musiały być nerwy. Wystarczyło ich już, dostawał cały zapas z naddatkiem. Ten dzień sprzed tygodnia był teraz jak zwykły sen. Nierealny, nieprawdziwy, równie dziwny w swym doznaniu jak każda z reakcji doznanych i zapamiętanych. I ta akceptacja też potrafiła być równie nierealna. Była, była rzeczywista, stała się. A jednak mózg nie przyswajał.

Tylko czemu?

- Jakie to smutne, że potrzeba tragedii, żeby zastanowić się nad sobą. - Ale to była prawda. Kiedy już wszystko pęka, kiedy przecieka do ciebie realny świat, gdy uzmysławiasz sobie, jak głęboko zakopany byłeś w mule to rozumiesz. Nagle pojmujesz, że to wszystko nie toczyło się tak, jakbyś sobie tego życzył. Niektórzy dostrzegali to szybciej, inni musieli zgubić grunt i stabilność, stracić zapach ogrodowych kwiatów i zamienić je na smród nieczyszczonego chlewu. Inni nie budzili się nigdy. Zawsze brnęli jak szaleńcy do przodu, albo byli bezradnymi ślepcami. Nie mogli się odnaleźć bez wskazania im kierunku. Laurent sięgnął po rogalika i przegryzł go, robiąc minę uznania dla wypieku i jego słodkości, która była minimalna dla niego samego. Nie zabijała słodkością. Zapił go gorzką kawą. - Łatwo wpaść w ostracyzm, jeśli się nie wypełni swojej roli. - Uśmiechnął się delikatnie, przez moment spoglądając na Victorię, kiedy jej oczy błądziły po niebieskim morzu. Tam, gdzie i jego wzrok się rozkochiwał i utknął zaraz. - Aydaya życzy sobie ogłosić w dniu swoich urodzin małżeństwo jednego z dzieci Edwarda. Nie wiem, czy dobrze przyjmą wybranka Pandory. Ale tak. To jej wybór. Prosto z serca. Jest z rodu czystej krwi. - Uprzedził ewentualne pytanie, dodając to tak na marginesie. Było to istotne, nawet bardzo, bo nawet jeśli Edward pozwalał na bardzo wiele i chciał dobrze dla swoich pociech (zawsze tak było) to miał zasady, których się trzymał. Nie wiedział, czy by zaakceptował brudną krew w swoim pięknym rodowodzie. Pewnie nie. Z drugiej strony... zaakceptował taką plamę, jaką był on. Więc może po prostu niedoceniał staruszka? Nie chciał się przekonać. - Złożę, jeśli będzie czego gratulować. - Bo może nie będzie. Może jednak wszystko wywróci się do góry nogami. Z Edwardem nie było to nigdy wiadome, szczególnie kiedy ścierał się z córką, która miała charakterek po nim. Uparta i stawiająca na swoim.

Słuchał w zastanowieniu słów kobiety. Jedząc powoli kawałek po kawałku tego rogalika to popijając kawą. Zastanawiając się nad tym, jak wyglądałby ten świat czarodziei, gdyby nie te zasady. Niemożliwe. Zawsze zasady musiały istnieć. Utopijny świat był jednak na wyciągnięcie ręki, a wszystko wydawało się bardziej zielone po drugiej stronie płotu. Ważne, żeby sobie zdawać sprawę z tego, że to tylko miraż. Pobożne życzenia. Trawa wszędzie była taka sama, po prostu chcieliśmy, żeby była inna. Tak nam się wymarzyło.

- Chciałbym małżeństwa. - Odezwał się w końcu. Tym spokojnym, ciepłym tonem. Ten ton znalazł swoje odbicie w jego oczach skierowanych ku morzu i uśmiechu. - Chciałbym te słodkie poranki opisywane przez poetów i te trudne, całkowicie rzeczywiste, w których nikt nie ma dobrego nastroju, ale trzeba wstać i iść dalej. - Niezależnie od tego, jak było ciężko. Od rzuconych klątw, od napotkanych wrogów, od cienia nad własnym życiem i światem. Bo przecież poranki Victorii proste nie były. Nie były proste też noce. Laurent wstawał całkiem spokojnie - bo automatycznie. - Być sobą i nie musieć się starać, a zaraz starać się po stokroć. Kochać i być kochanym. Być najważniejszy dla tej jednej osoby... - Miłość była czymś, co przekraczało granice. Na moment zawiesił się z rozchylonymi wargami. - Niestety zawsze wiedziałem, że to niemożliwe. - Dokończył, na kilka sekund poszerzając uśmiech. - Nie ma znaczenia, jak bardzo będę chciał i czego będę chciał. Jestem coś winien tej rodzinie. Własnemu nazwisku.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
11.12.2023, 18:40  ✶  

Tak, życie było cenne i niewiele ludzi miało szansę przeżyć je po raz drugi. Czy więc warto było się podporządkowywać woli innych? Głównie rodziny, która patrzyła na własne korzyści, nie na szczęście swych dzieci. Płacz nic tu  nie zmieniał, może pozwalał oczyścić psychikę z toksyn, pokazywał, że bolało, więc można było zadziałać, o ile w ogóle miało się do tego siłę.

– To nie była tragedia. Znaczy… Chyba nigdy ci o tym nie mówiłam, ale o ile z początku byłam wściekła, to później zaczęłam patrzeć na to zupełnie inaczej. Jak na szansę dla mnie – nie patrzyła na Laurenta, a ciągle na to morze. Na fale spokojnie rozbijające się o brzeg. Nie widziała ludzi, tylko wodę. – Sparowano mnie z osobą, której nie będę musiała żegnać na cmentarzu po dwóch miesiącach, przynajmniej nie w teorii. Dano mi czas, bym mogła go poznać, a nie wrzucono mnie od razu w narzeczeństwo jak poprzednio. I dla ciebie to tragedia, a dla mnie to… Po prostu stan? Nie oczekiwano by ode mnie zajścia w ciążę, nikt by mnie do niczego nie zmuszał. To pozwoliło mi się zastanowić, czego ja właściwie chcę. Nie czego inni chcą ode mnie, ani czego się ode mnie oczekuje. Nie jaka jest wola rodziny. Mogłam zajrzeć w głąb siebie i stwierdzić, że to nie jest wcale żadna katastrofa i że mi to w gruncie rzeczy jakoś bardzo nie przeszkadza. Jak wszystko, ma to swoje plusy i minusy, ale znasz mnie. Od razu zaczęłam się zastanawiać czy mogę za pomocą eliksirów stworzyć coś, co ułatwiłoby mu tę egzystencję? Do tej pory raczej tylko się gada o tym, żeby pomóc wampirom, ale czy ktoś tak naprawdę coś z tym zrobił? – nie i nikt. Chociaż słyszało się głosy, że Ministerstwo powinno coś zrobić, by wampiry pomóc przywrócić do ludzkiej postaci, lecz do tej pory było to dla Victorii czcze gadanie. Ale teraz już wiedziała, że jest to jak najbardziej możliwe. Problemem był tylko… czas. Jej czas. Czy w ogóle będzie go miała? A jeśli nie… to chciałaby ten czas, który jej pozostał, przekuć w coś wartego uwagi. W coś, co się komuś przysłuży… I wcale nie chciała tego czasu przesiedzieć pod parasolem, spychając swoje emocje w kąt. Laurent uważał, że wampir to nie towarzysz dla niej, dla nikogo – ale nie wiedział, że to ten wampir dał jej możliwość spojrzenia na swoje życie i zrozumienia co w nim nie gra. Że dobrze by było wyrwać się spod wpływu rodziców. Że to on otworzył jej oczy na wiele spraw, że sprawił, że chciała działać, ale też, że chciała się przed kimś otworzyć i kimś… zaopiekować. To był cały proces, wiele w tym było z wychodzenia z własnej strefy komfortu, lecz Victoria tego nie żałowała. – To prawda. Ale można też poszukać sojuszników. Czasy się zmieniają – poza tym mieli wojnę… Czy naprawdę w takich czasach trzeba było patrzyć na dawno utarte schematy i powinności, które nijak nie były regulowane przez prawo, a które za miesiąc mogą przestać mieć jakieś znaczenie?

Małżeństwo jednego z dzieci Edwarda. Laurent bardzo uważnie dobierał słowa i była pewna, że zrobił to celowo. I chyba już wiedziała, do czego to wszystko zmierza i wcale jej się to nie podobało. Nie, bo niedawno sama była w takiej sytuacji. Nie, bo wręcz dwa razy rodzina ją w to wrobiła, bo mieli takie widzimisię. Poznanie Sauriela to nie był kłopot, jak już Victoria ustaliła, natomiast chodziło o sam fakt. Plus to, że gdy jednak coś nie poszło po myśli matki, to Victorii się za to oberwało. I to ostatecznie przelało szalę goryczy.

– Cóż za wyszukany prezent. Zaręczyny jednego z dzieci męża – Victoria skrzywiła się lekko i odwróciła w końcu spojrzenie od morza, by przenieść je na Laurenta. – Zaręczyny powinny być dla zaręczanych, a nie jako wymuszony prezent urodzinowy – nawet jej matka nie miała takich pomysłów. Pierwsze zaręczyny miała niedługo po własnych urodzinach, w dacie totalnie niezwiązanej z niczym, a drugie w Beltane, jako dobra wróżba. Nie chciała obrażać Aydayi… No dobrze, może trochę chciała. Denerwowały ją niemożebnie takie zagrywki. – Czystej krwi i wybrany przez nią samą. Czego tu chcieć więcej? – Prewettowie wszystko już przecież mieli, nie zbiednieją od zaręczyn czy ślubu. Dlaczego by więc nie mieli go dobrze przyjąć?

A potem Laurent zaczął mówić – że chciałby małżeństwa, ależ był z niego romantyk w duszy. To akurat Victoria wiedziała od dawna – że był marzycielem-romantykiem, który trochę buja w obłokach, ale nie było w tym nic złego. I jednocześnie szukał ciągle nowych doznań, ciągle zauraczał się, by zaraz odkryć, że to nic takiego i poszukiwać dalej, nigdzie nie chcą zagrzać miejsca na dłużej. Był to jego wybór i jego decyzja, tak długo jak tym nikogo nie krzywdził… w tym siebie, to było chyba w porządku? Lestrange wiedziała, że na przykład ona by takiego trybu życia nie zniosła, że uschłaby jak kwiatek bez wody, gdyby zakochała się w kimś, kto ciągle szuka czegoś i kogoś innego, choćby miał wracać.

– Tak ci powiedzieli? Że jesteś im coś winien? – zapytała poważnie po chwili. – Że jesteś im winien swoje szczęście, dlatego, że ich własne zostało zniszczone przez ich rodziców i tak dalej i tak dalej? – spokojnie ze stuknięciem odłożyła pustą już filiżankę na spodeczek i uważnie spojrzała na Laurenta spod firany czarnych jak smoła rzęs. – Mamy jedno życie, a gdy ono się skończy, to w Limbo czekamy na tych, którzy byli nam bliscy, by do nas dołączyli. Widziałam to. I nieomal sama tam zostałam, nawet nie wiesz, jakie to było kuszące. Więc czy warto swoje szczęście składać na ołtarzu pragnień rodziców? Moim zdaniem nie warto, Laurent. Bo życie mamy jedno i jedną szansę na szczęście. Nie daj sobie wmówić, że jesteś komukolwiek cokolwiek winien. Nie jesteś – bo nie był. Ani Edwardowi, ani Aydayi, jej samej też nie był nic winien. Ale znała te zagrywki aż za dobrze. Isabella stosowała je skutecznie przez całe życie swojego najstarszego dziecka. – Dlatego uważasz, że to, co chcesz, jest niemożliwe? – zapytała już dużo łagodniej i nawet uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
13.12.2023, 09:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2023, 11:26 przez Laurent Prewett.)  

Tak, płacz oczyszczał z toksyn. Niestety oczyszczał również ze wszystkich sił, jakie zbierałeś, jeśli kończył się na byciu "tylko płaczem". Nie zmieniła się twoja rzeczywistość i mogłeś tak płakać w kółko i w kółko, ciągle nad tym samym. Ciągle lejąc te magiczne łzy z oczyszczającą solą. To romantyczne, kiedy pomyślisz, że łzy i morze łączył jeden element. Niestety romantyzm rzadko bywał elementem pocieszenia. Częściej był elementem przygnębienia. Był niepoprawny tak samo jak Victoria, dlatego był ostatnią osobą do oceniania tego, w co się pakowała i w co inwestowała swoje emocje. Byłoby prościej, gdyby mogli się w sobie zakochać i po prostu tak trwać. Teraz pryz zerwanych zaręczynach nie byłoby raczej problemu żeby załatwić małżeństwo. Ale nie. Nie mogli. I, o zgrozo, unieszczęśliwiliby się.

Nie musiała mu tych rzeczy mówić i ubierać w słowa, żeby wiedział. Żeby widział. Słyszał. Bardzo się zmieniła, najwyraźniej zdawała sobie z tego sprawę. To dobrze. Tak długo, jak długo prowadziło ją to na prostą i nie tworzyło wybojów, które dociskały do podłogi podeszwą buta. Bo niestety zmiany tego typu nie zawsze wychodziły na plus. Bunt buntem, ale chłód i pustka, jaką można potem doświadczyć od strony rodziny, kiedy to, co robisz, nie przynosi efektu pożądanego i rozczarowanie, jakie za tym przychodzi wyciskały kolejne łzy. To były ostatnie krople wody z ciała. Człowiek stawał się wyschniętym warzywem stanowiącym wynik zawodu sobą, rodziną, w końcu całym życiem. No bo co właściwie złego zrobiłeś, żeby zasłużyć na takich los? Czemu nie było lepsze, dlaczego nie dostałeś błogosławieństwa? Pan Bozia milczał w ogródku. Milczał też kiedy do siebie mówili nie spoglądając nawet na siebie wzajemnie. Bo Laurent nie musiał na nią patrzeć w tym momencie. To, że wampir nie był partnerem dla niej - to się przez ten fakt nie zmieniało. Na prostej, biologicznej płaszczyźnie. Ale to nie było teraz istotne. Małżeństwo z wampirem to jedno. Relacje z nim jeszcze coś innego. Tym nie mniej jak było już powiedziane - serce nie sługa. Można je temperować, kontrolować do stopnia, w którym robił to on. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że on był w tym mistrzem. Przecież manipulował tym swoim serduszkiem chyba od zawsze.

- Ma już swoje lata. Chyba chciałaby się doczekać wnuków. - Uśmiechnął się lekko, ale tak, to prawda - bardzo wyszukany prezent. - Powinny. Jaką szkoda, że nie są. - Dobierał niemal zawsze uważnie słowa. Chociaż czasem wydawało mu się, że są idealnie pasujące, a okazywało się, że gorzej wybrać nie mógł. Nie ma ludzi nieomylnych.

- Nie muszą mi tego mówić. To moje słowa. - Chociaż tak, rzeczywiście coś podobnego usłyszał ostatnio od Ayadyi, ale to nie miało znaczenia. Nie dla tej myśli. A może miało? Nie tak łatwo uciec z drzewa rodowego, a wykreślenie z niego to nie była po prostu wolność. To była odpowiedzialność za to, co robisz reputacji rodziny. To, co robisz samemu sobie. Ostracyzm społeczeństwa był straszny. Nagle okazywało się, że nie ma już tyłu znajomości, że ludzie zamykają przed tobą drzwi, że nie chcą robić z tobą interesów. Nie musiała mu jednak tłumaczyć jak to było po drugiej stronie. Widział i czuł to nie raz. - Czy nasi rodzice też nie mają tylko jednego życia? - Czy można się po prostu odciąć i potem nie żałować? Nie wiedział. On by nie potrafił, nie tak zupełnie. Spoglądał w jej ciemne oczy.

- Bo moje serce ucieka tylko do mężczyzn, Victorio.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5658), Laurent Prewett (4384)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa