22.10.2022, 19:14 ✶
03.03.72
e.lestrange & i.moody / dom zeneidy moody
Chrapliwy dźwięk przesuwającej się po winylu rączki mechanizmu koił zmysły. Pierwsze nuty jubileuszowej płyty The Hobogoblins, którą Ida dostała na urodziny w zeszłym roku od brata. Na próżno było szukać wielu takich sentymentalnych pamiątek w mieszkaniu. Stanowiło ono prędzej jeden z regularnych przystanków na drodze ciągłej gonitwy aurorki, niż autentyczny dom, który można było nazwać “swoim”. Rzeczy prywatne, dokumenty, ubrania, porozrzucane były w zasadzie po całej powierzchni poddasza, składającego się już i tak z zaledwie trzech pomieszczeń i przedpokoju, wliczając kuchnię i łazienkę. To właśnie z tej ostatniej wyszła Ida, trzymając na świeżo umytych włosach ręcznik. Dzisiejszą zmianę zakończyła o wyjątkowo ludzkiej godzinie, do domu wracając już o dwudziestej i nieprzyzwyczajona do takich luksusów, zdecydowała się na spontaniczne sprzątanie.
Ciągnąc za sobą dół od aksamitnego szlafroka po matce, przebrała się tylko w świeżą bieliznę po umyciu i zabrała do odgruzowywania stosów dokumentów balansujących często na podstawie w postaci jednej chybotliwej książki, czy teczki. Salono-sypialnia kobiety, zawsze tak wyglądała po zamknięciu większych śledztw. Zabierając w niezwykle nieprofesjonalny sposób wszystkie zmartwienia pracy do domu, mózg czarownicy niezdolny był zaprzestania analizy nawet jeśli miała to robić, pijąc poranną kawę, czy kładąc się do łóżka. Większość zapewne skrytykowałoby takie zachowanie, ale dla Moody praca była wszystkim.
Właśnie kiwała głową na wszystkie strony do taktu muzyki, wpychając przy tym papiery do zaczarowanego nesesera, kiedy od drzwi odbił się cichy pogłos. No tak.
Prawie zapomniała o swoim gościu. Odgarniając stopą parę butów z drogi, powiesiła jakiś płaszcz na haczyku obok lustra i mimowolnie rzuciła swojemu odbiciu spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
Idiotyzm.
Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, ani też nie zastanawiała nad różnicami w nim, ale coś w gościu, jakiego zaraz miała przyjąć, sprawiał, że rutynowe przyzwyczajenia poddawane były w wątpliwość.
— Hej. — Uchyliła drzwi stanowczym ruchem, a spod mokrej tkaniny na głowie, wysunął się kosmyk długich włosów. Oparła się o framugę, taksując spojrzeniem nowoprzybyłą.
— Ostrzegam tylko, że tutaj to nie rezydencja byłego Ministra Magii.— Zażartowała, wyginając usta w sarkastycznym uśmiechu, po czym ruszyła w głąb mieszkania.
Ciągnąc za sobą dół od aksamitnego szlafroka po matce, przebrała się tylko w świeżą bieliznę po umyciu i zabrała do odgruzowywania stosów dokumentów balansujących często na podstawie w postaci jednej chybotliwej książki, czy teczki. Salono-sypialnia kobiety, zawsze tak wyglądała po zamknięciu większych śledztw. Zabierając w niezwykle nieprofesjonalny sposób wszystkie zmartwienia pracy do domu, mózg czarownicy niezdolny był zaprzestania analizy nawet jeśli miała to robić, pijąc poranną kawę, czy kładąc się do łóżka. Większość zapewne skrytykowałoby takie zachowanie, ale dla Moody praca była wszystkim.
Właśnie kiwała głową na wszystkie strony do taktu muzyki, wpychając przy tym papiery do zaczarowanego nesesera, kiedy od drzwi odbił się cichy pogłos. No tak.
Prawie zapomniała o swoim gościu. Odgarniając stopą parę butów z drogi, powiesiła jakiś płaszcz na haczyku obok lustra i mimowolnie rzuciła swojemu odbiciu spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
Idiotyzm.
Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, ani też nie zastanawiała nad różnicami w nim, ale coś w gościu, jakiego zaraz miała przyjąć, sprawiał, że rutynowe przyzwyczajenia poddawane były w wątpliwość.
— Hej. — Uchyliła drzwi stanowczym ruchem, a spod mokrej tkaniny na głowie, wysunął się kosmyk długich włosów. Oparła się o framugę, taksując spojrzeniem nowoprzybyłą.
— Ostrzegam tylko, że tutaj to nie rezydencja byłego Ministra Magii.— Zażartowała, wyginając usta w sarkastycznym uśmiechu, po czym ruszyła w głąb mieszkania.
give me a bitter glory.