Lato było czasem bardzo pracochłonnym dla osób, które pałały się profesją taką jak Nora. Wypadało korzystać z dobrodziejstw natury, aby przygotować się na to, co miało nadejść. Mimo tego, że lato trwało w pełni musiała myśleć o tym, że niedługo się skończy. Czas zacząć przygotowywać się do zimy, która była zdecydowanie dużo bardziej surowa i uboga w składniki, które mogły przydać się w kuchni. Wiadomo, że importowane nie smakowały tak pysznie, jak te z własnego ogrodu.
Norka stała w swojej kuchni i spoglądała na masę skrzynek, które znajdowały się w pomieszczeniu. Można było w nich dostrzec truskawki, maliny, borówki i inne owoce. Minę miała raczej przerażoną, bo nie miała pojęcia od czego zacząć. Powinna sobie przygotować jakiś plan, pod wpływem chwili zakupiła jednak to wszystko, bo szkoda było nie skorzystać z okazji. Na całe szczęście Wendy stała za barem, więc mogła się tym zająć. Postanowiła napisać do Aveliny, która przecież znajdowała się całkiem niedaleko. Liczyła na to, że znajdzie dla niej chwilę i trochę jej pomoże. Trochę jej było głupio prosić o pomoc, ale czasami bywały i takie momenty. W zasadzie też bardzo chciała się z nią spotkać, bo się za nią stęskniła, a przy tej hurtowej produkcji będą miały sporo czasu na plotkowanie. Był to ogromny plus.
Drzwi od kuchni się otworzyły, a stała w nich kuzynka. Norka podbiegła do niej i rzuciła się jej na szyję. Ubrana była jak zawsze, w bardzo krótką, tym razem limonkową sukienkę, a na wierzch miała narzucony fartuszek w pszczółki. Włosy związane na czubku głowy, aby jej nie leciały do tych przetworów. Oczywiście na stopach miała buty na obcasie, wcale jej to nie przeszkadzało podczas gotowania.
- Moja wybawicielka, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. Trochę mnie poniosło. - Odwróciła się tyłem do kuzynki, aby jej pokazać, jak wyglądała sytuacja.