• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[10.07.72, pod wieczór] Łuski i szpony

[10.07.72, pod wieczór] Łuski i szpony
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
17.12.2023, 22:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:07 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

- ...totalnie mogli tutaj polować tylko na kozice. One podobno potrafią włazić nawet po pionowych powierzchniach. Dajesz radę czy potrzebna pomocna dłoń?
Na całe szczęście, nie wspinali się po pionowej ścianie - ale i tak było stromo, na tyle, że niekiedy trzeba było podeprzeć się nie tylko nogami, ale i rękami. I kamieniście. Kilka kamyków uciekło spod ciężkiego, chroniącego kostkę buta Brenny, kiedy ta obróciła się, spoglądając za Victorią i Apollem.
Wiele o niej mówiło, że nawet podczas takiego włażenia, wciąż gadała.
Jeszcze więcej, że odruchowo wysforowywała na przód, zanim sobie przypominała, że nie powinna zostawiać reszty towarzystwa za bardzo z tyłu.
Również na szczęście, nie musieli pokonywać całej drogi pod górkę. Teleportowali się dość wysoko, na skarpę, w pobliżu obozowiska kłusowników, jak wiele wskazywało świeżo opuszczonego, ale i tak koniecznego do sprawdzenia, którego lokalizację udało się określić dzięki aresztowaniom, jakich dokonały w ostatnim czasie. Niestety, w samych jaskiniach, oznaczonych na mapie, teleportować się nie dało, a nie byli też pewni w której z trzech - leżących dość blisko siebie i wszystkich na znalezionej mapie zakreślonych - znajdowało się rzeczone obozowisko. To oznaczało, że kilkaset ostatnich metrów musieli pokonać mugolskim sposobem.
- Chyba że mają tutaj jakieś gniazda hipogryfy i w ogóle... O, chyba dotarliśmy - oświadczyła Brenna, wdrapując się na skalną półkę. Przysiadła na niej, obracając się ku wejściu do jaskini.
- Brenna? - wydyszał Apollo, opadając na ziemię, gdy wspiął się na miejsce. Brygadzista był mistrzem translokacji, znał nie tylko teleportację, ale też teleportację łączoną, a co za tym szło: wykorzystywał je często, chętnie, niekiedy teleportował się z własnej sypialni do własnej kuchni i nie przywykł do takich spacerów.
- Aha?
- Gdybym miał siłę, to zepchnąłbym cię w dół. I miałbym ogromną satysfakcję patrząc, jak się staczasz.
- Maruda - odparła Brenna, ani trochę nieprzejęta groźbą. - Sprawdzisz, czy na wejściu nie postawili czegoś paskudnego? - spytała Victorii, wyciągając z niewielkiego plecaka manierkę z wodą.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
19.12.2023, 21:09  ✶  

Spędziła całkiem przyjemny dzień; jeden z niewielu ostatnio. I to spędziła go ze swoim… byłym, niedoszłym… jak go nazywać? To było skomplikowane, ale tak właśnie było. Nie chciała, by Rookwood przegapił zaćmienie słońca, więc wyciągnęła go z domu i to był naprawdę strzał w dziesiątkę. Aparat też mu się podobał, widziała to, bo się nagle ożywił. W ogóle się ożywił, gdy mu oznajmiła, że go wyciąga z domu i dlaczego. I dlatego to był miły dzień. I miała nadzieję, że będzie takim już do końca. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że właśnie dzisiejszego wieczora przyjdzie im się przenieść w miejsce, gdzie będą musieli się wspinać, że będzie tam dużo kamieni… i w ogóle. Victoria czasami coś sobie stęknęła pod nosem, chociaż i tak nie było aż tak źle jak mogło być, ale na głos się nie skarżyła. Nie było żadnego jojczenia, że ojojo za ciężko, że musi usiąść, że przerwa… Pocieszające było za to to, że Apollo zdawał się trzymać jeszcze gorzej od niej.

– Nie, spoko – odparła, łapiąc oddechy i ignorując większą część wypowiedzi Brenny, ale wiedziała, że pannie Longbottom i tak nie będzie to przeszkadzać. Bo i tak paplała i tak. W sumie to dobrze, przynajmniej nie szli w ciszy do akompaniamentu szurania i dyszenia.

Kiedy stanęli prosto, to od niechcenia, niedbale odgarnęła ciemne włosy z czoła, głośno wypuściła powietrze przez usta, a potem pochyliła się do przodu i oparła dłonie na kolanach, biorąc kilka głębszych wdechów. Kilka razy cos tam odpowiedziała Brennie, ale na większość nie miała po prostu siły, skupiona by kłaść stopy tak, żeby zaraz znowu sobie czegoś nie skręcić – ale to nie tak, że nie słuchała.

– Tak. Potrafią. Kozice – rzuciła, nadal łapiąc oddech. – A niektóre. Umieją. Udawać, że. Nie żyją – dodała, po czym się wyprostowała, zakładając dłonie na biodra, a potem, jeszcze raz odgarnęła włosy i zupełnie niepotrzebnie poprawiła upięcie. – Hipogryfy? Mogą mieć – rozejrzała się wokół, nic nie mówiąc na to, ze Apollo ewidentnie miał dość. Tak, był mistrzem teleportacji – mało mieli takich specjalistów jak on, i Victoria ciągle pamiętała, by się do niego zwrócić o pomoc w kilku prywatnych lekcjach, za które rzecz jasna by mu zapłaciła. Trochę ćwiczyła z Cainem, trochę sama – ale to głównie translokację samą w sobie i szło jej coraz lepiej, a potrzebowała wziąć od kogoś trochę lekcji i wskazówek do teleportacji łącznej.

Victora ostatecznie pokiwała głową, a gdy już uspokoiła oddech, to wyciągnęła swoją różdżkę i ostrożnie zbliżyła się do wejścia jaskini.


Rozpraszanie
Rzut PO 1d100 - 85
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 44
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
20.12.2023, 09:34  ✶  
- Poważnie? A czemu miałyby udawać, że nie żyją? - spytała Brenna, unosząc manierkę do ust, by napić się wody.
Obserwowała Victorię, kiedy ta podeszła do wejścia do jaskini i sama również sięgnęła po różdżkę, by w razie czego móc reagować. Zresztą - ostatnimi dniami, gdy miała okazję, w ogóle zerkała na Lestrange nieco uważniej niż zwykle, tak samo jak na Mavelle i Patricka.
Rewelacje, które przywiozły z drugiego krańca Europy, nie były w końcu może niespodziewane, ale na pewno ani trochę pocieszająco.
Brenna chciałaby pomóc. Tyle że nie jedyne, co mogła zrobić, to próbować zorganizować wycieczkę gdzieś do Afryki, co samo w sobie nie było trudne, ale już zdobycie informacji, gdzie na czarnym lądzie szukać odpowiednich osób, było... nieco trudniejsze.
I nie miała pojęcia - ani o zerwanych zaręczynach, ani o dzisiejszym spotkaniu Victorii i Sauriela, ani o wielu innych rzeczach. Tym, o czym nie mówiły, a co je dręczyło, można by chyba w ostatnich miesiącach wypełnić hogwarckie jezioro.
Coś zalśniło przy wejściu do jaskini, iskierki pojawiły się i wygasły. Najwyraźniej faktycznie zabezpieczono to miejsce, ale Lestrange była na tyle dobra w magii rozpraszającej, aby zniszczyć tę barierę.
- W porządku... proponuję, by Pan Maruda został na razie na zewnątrz, na wypadek, gdyby coś zaczęło się ma nas walić i trzeba było wezwać pomoc albo gdyby była tam rozpadlina, do której mógłby mnie wepchnąć - powiedziała, podnosząc się. Wciąż z różdżką w dłoni ruszyła bliżej wejścia i mruknęła inkantację homenum revelio. Niby kryjówka powinna być opuszczona... Ale kto wie?
Kiedy nic się nie stało, powoli ruszyła do środka, rozświetlając różdżkę za pomoc lumos. Gdyby nie zaklęcie, zdjęte przez Victorię, Brenna pomyślałaby, że to zwykła grota: wąski korytarz wiódł w dół i nie dało się dostrzec żadnych oznak nie tylko bytności człowieka, ale też jego działalności. Na wszelki wypadek rzuciła po drodze kolejne zaklęcie rozpraszające, a i sprawdzała, czy przypadkiem nie wejdą zaraz w jakąś pułapkę... wyglądało jednak na to, że poza tą pierwszą barierą żadnych niespodzianek nie było.
Dopiero po dobrych kilkudziesięciu metrach dotarły do większej groty.
Pustej.
– Chyba mieli tu namiot, ale zdążyli go zwinąć – mruknęła Brenna, przykucając, by przyjrzeć się podłożu, które wyglądało tak, jakby coś w nie tak dawno temu wbito. Niewykluczone, że jeden z tych namiotów, w środku znacznie większych i wygodniejszych niż wydawałoby się z zewnątrz.
Strzeliło i Brenna nagle nie była już Brenną – a wilczycą. Zaczęła kręcić się po grocie, w poszukiwaniu śladów. Victoria mogła dostrzec, że po pierwsze wejście, którym tu weszły, nie było jedynym, a po drugie – coś błyszczącego pod jedną ze ścian…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
20.12.2023, 22:07  ✶  

Uśmiechnęła się lekko pod nosem na pytanie Brenny, choć był to krótki uśmieszek – oddychała przez usta.

– To mechanizm obronny – bardzo śmieszny i dla ludzi całkowicie prymitywny, ale może na jakieś drapieżne bestie działało? – Udają martwe, więc po co je gonić – mdlały na zawołanie jak niektóre panienki, by zrobić wokół siebie zamieszanie. Może tak się powinno te dziewuchy nazywać? Kozami?

Rewelacje, jakie kuzynki przywiozły nie były dla Victorii dużym zaskoczeniem; gdzieś w głębi serca od początku czuła, że to sprowadzi na nią śmierć. Że umrze szybciej, niż później. Ale i tak, kiedy Mavelle przekazała jej wieści, to nią wstrząsnęło. Nadal nie do końca się pozbierała i nie bardzo wiedziała co ma w ogóle zrobić, i gdy o tym myślała, to trochę ją paraliżowało… Ale ten pierwszy szok minął i powoli wchodziło pogodzenie się z własnym losem. Nie zasłużyła sobie na to, wiedziała o tym. Zasłużyła na to, by prawo nie powodowało, że nie ma dostępu do wiedzy i że tym trudniej odwrócić te skutki – za to, co zrobiła, co zrobili, Ministerstwo powinno pomóc im wrócić do zdrowia, a oni nie byli w stanie zrobić nic i blokowali prawnie wszystkie możliwości. Władza ją zawodziła, po prostu. A ona oddawała za nich swoje zdrowie… i wychodziło, że swoje życie też.

Victoria dostrzegła mignięcie rozpraszanego zaklęcia i odetchnęła, rozluźniwszy się, skoro udało się tego pozbyć. To znaczyło, ze byli na dobrym tropie – bo zaklęcie samo się przecież nie rzuciło. Ani też nie rzuciło się bez powodu. Kiwnęła głową, Apollo chyba był zadowolony z tego, że może zostać na zewnątrz, a Victoria, zapaliwszy Lumos na swojej różdżce, weszła do jaskini.

Było tutaj… dziwnie sterylnie jak na to, że jeszcze chwilę temu wejście było obłożone zaklęciem. Sterylnie w tym znaczeniu, że nie było śladu, żeby mieli tutaj urzędować ludzie. Sama zresztą co jakiś czas rzucała zaklęcia, bo nie wierzyła, że jeśli coś było na wejściu, to już w głębi będzie całkiem czysto – a jednak było.

– Uwinęli się szybciutko, a jednak obstawili wejście magią – powiedziała cicho, rozglądając się po otoczeniu, trzymając różdżkę wysoko nad głową. Tylko mrugnęła, gdy Brenna zmieniła się w wilka, a sama też rozglądała się po grocie, pamiętając, by dawać światło też wilczycy. – Ale może uciekli innym korytarzem – mruknęła, wskazując różdżką to drugie wyjście (a może też i trzecie i czwarte, jeśli było ich więcej) – mogły je zbadać później. Sama zaś podeszła ostrożnie do tego świecącego… czegoś. Z różdżką przed sobą. – A to co… – mruknęła pod nosem do siebie.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.12.2023, 16:55  ✶  
Nie akceptowała po prostu hasła: umrą.
Teraz żyli i nie wydawało się, że dzieje się z nimi coś złego. Sam specjalista mówił, że nawet jeżeli energia się wyczerpie, niekoniecznie oznacza to śmierci - mogło być też powrotem do normalności. I dopatrywał się szansy na odwrócenie całego procesu w Samhain.
Arcykapłanka jakoś wyrwała Atreusa z Limba.
A to wszystko oznaczało, że istniały możliwości. Trzeba było tylko je odkryć.
- Och...
Brenna zamrugała, wyraźnie skonsternowana ideą udawania śmierci w ramach mechanizmu obronnego. Jej wiedza przyrodnicza oscylowała mniej więcej na poziomie przeciętnego absolwenta Hogwartu - i nie obejmowała postępowania kozic w przypadku zagrożenia.
- Żeby je zjeść...? - zasugerowała niepewnie. - To znaczy, jeśli ktoś goni kozę, to chyba po to, żeby ją pożreć?
Ale może wchodziły tutaj w grę jakieś inne, tajemnicze interesy, których Brenna nie była w stanie ogarnąć. Zresztą, machnęła na to ręką stosunkowo szybko, bo w tej chwili miały na głowach jednak coś ważniejszego.
*

- Nie ma świeżych tropów - poinformowała Brenna z pewnym rozczarowaniem, odmieniając się z powrotem. W wilczej formie kierowała się przede wszystkim nosem, a ten podpowiadał jej dość jasno, że poza nią a Victorią w ostatnich dniach nie było tutaj ludzi.
Nie zaskakiwało to Brygadzistki, bo gdyby spodziewała się tutaj aktywnego obozu, nie przyszliby przecież tylko we troje. Było jasne, że w chwili, gdy tamci zaczęli podejrzewać, że schwytani sypną - od razu zaczęli się zwijać z tych bardziej oczywistych lokalizacji. Ale i tak poczuła odrobinę rozczarowania.
- Wciąż mnie dręczy myśl, co tutaj robili... to znaczy, to odludne miejsce, jasne, nikt ich tu nie dorwie, ale na co się czaili? - zastanowiła się Brenna, podchodząc do wejścia, które wcześniej zauważyła i Victoria. – I do licha, nawet niczego nie zgubili. Może jak sprawdzimy, dokąd prowadzi, to coś wyjaśni. Idziemy? – zapytała, odwracając się do Lestrange.
Ta znalazła coś… mniej więcej rozmiarów połowy jej dłoni, płaskiego, gładkiego, zielonego jak trawa. I bardzo twardego.
Prawdopodobnie zgubił to któryś z kłusowników.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
22.12.2023, 22:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.12.2023, 22:49 przez Victoria Lestrange.)  

Victoria była… przerażona wizją śmierci, ale wcale nią nie zaskoczona. To był dziwaczny dysonans, w którym nie bardzo chciała w ogóle na ten temat myśleć, a z drugiej strony – nie chciała tak tego wszystkiego też zostawić. Zamierzała szukać dalej, powiedzieć wszystko Cynthii, czy nie mówiła jej nieco podobnych rzeczy? O tym, że energia z Limbo ją… przyćmiewa? I gdy wymieniała zaklęciem jej energię… to był ten jeden jedyny moment, kiedy poczuła trochę ciepła. Więc to MUSIAŁO być możliwe. Musiało. Samhain… Ale musiała być też gotowa na to, że zwyczajnie może się nie udać. Że przy próbie wymiany na stałe tej energii… zostanie bez niczego i… umrze. Może to naprawdę będzie „ostatnie 100 dni jej życia”.

Uśmiechnęła się do Brenny. Mogła jej zacząć tłumaczyć jak to było z drapieżnikami, że niektóre goniły dla zabawy, kotowate zwłaszcza lubiły męczyć swoje ofiary, ale nie było na to za bardzo miejsca. Musiały więc zostać przy mdlejących na zawołanie kozach.


Przyjęła do wiadomości, że kłusownicy musieli opuścić jaskinię już dłuższy czas temu, a nie przed paroma godzinami, skoro Brenna nie mogła sowim wilczym nosem znaleźć niczego ciekawego. Czyli się spodziewali, że ktoś z Ministerstwa może wpaść na ich trop, nie byli aż tak głupi i nieostrożni. To oznaczało, że jeśli gdzieś ich wytropią, to dobrze będzie się przygotować. Brak tropów też był zwyczajnie wskazówką, ale i tak dobrze było się rozejrzeć po okolicy – no i zbadać ten drugi korytarz, zdecydowanie.

– Może faktycznie hipogryfy? Chociaż nie widziałam jak tu szliśmy żadnego takieto charakterystycznego miejsca, gdzie mogły zakładać swoje gniazda – odparła i kucnęła przy tym błysku przy ścianie, który zwrócił jej uwagę. Dźgnęła przedmiot różdżką, ale nic się nie wydarzyło. Przyglądała się przez moment w ciszy, nim wyciągnęła lewą dłoń, by po to sięgnąć i unieść. Obejrzeć z każdej strony, pod światło, bez światła… Miała mętlik w głowie gdy tak na to patrzyła, aż zmarszczyła brwi, bo mózg wykonywał właśnie skomplikowane obliczenia matematyczne, aż coś nie zaskoczyło i nawet popukała knykciami o… łuskę. Bo to była łuska.

Łuska smoka.

– Zgubili – mruknęła do Brenny z opóźnieniem, bo ta do niej gadała, a Victoria po prostu się wyłączyła, chociaż słuchała co się do niej mówi. Ale w końcu się do niej odwróciła i zamachała dłonią, w której wciąż trzymała łuskę. – I to nie byle co. To łuska walijskiego zielonego – smoka oczywiście, ale to się rozumiało samo przez się… Chyba, ze Brenna nie wiedziała, to wtedy Victoria mogła dopowiedzieć, że chodzi o smoka. – Dziwne znalezisko do zgubienia – dodała jeszcze, znowu patrząc na piękną łuskę. Pewnie Laurentowi by się spodobało. – Tak, chodźmy... – podniosła się, a łuskę wsunęła do kieszeni.


Pszyrka
Rzut Z 1d100 - 21
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 87
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
23.12.2023, 10:32  ✶  
Prawdopodobnie kłusownicy w ogóle nie byli głupi. Za to mieli straszliwego pecha, że dwie kobiety wybrały się na spacer do serca Zakazanego Lasu skoro świt. Nie spodziewali się tego – ale kto by się spodziewał? Zdrowi na umyśle ludzie nie robili takich rzeczy.
Chyba że byli Brenną Longbottom.
Potem nastąpiła już reakcja łańcuchowa. Spotkanie, infernus, czarnoksiężnicy, kolejne ujęcia i przesłuchania… Brenna w efekcie miała ręce pełne roboty, tej legalnej i tej na wpół legalnej oraz nielegalnej całkowicie, próbując sprawdzić wszystkie tropy i wyłapać jak najwięcej drani oraz klientów, także tych lubiących czarną magię.
Miała zamiar spróbować tu widmowidzenia – poszukać strzępków rozmów, imion, tonu głosu, miejsc, o których mogliby wspomnieć – ale na razie wolała nie rozkładać kręgu, zresztą takie rzeczy zwykle robiła, będąc sama, jeżeli tylko się dało. Najpierw i tak musiały się upewnić, że nic nie spadnie im na głowy.
– Może mają jakieś gniazda wyżej? Nie widziałyśmy, jak to wszystko wygląda od drugiej strony – zastanowiła się, a potem zamarła, kiedy Victoria wspomniała o łusce. Łusce walijskiego zielonego. – Zaraz. Masz na myśli smoka walijskiego zielonego? Takiego wielkiego, zionącego ogniem, z łuskami i pazurami? – spytała podejrzliwie, odruchowo zaciskając palce mocniej na różdżce. Rozejrzała się, jakby oczekiwała, że smok zaraz wyskoczy z jakiegoś kąta, ale zaraz się rozluźniła. Tutaj nie było po prostu wejścia na tyle dużego, aby taka bestia mogła tu wejść. Poza tym… – W porządku… chyba skoro był tutaj namiot… no to nie rozstawiliby go na środku smoczego gniazda… może po prostu któryś traktował to jako pamiątkę i wypadło mu, bo się spieszyli… – powiedziała Brenna, ale w jej głosie pobrzmiewało coś… coś na kształt pewnej rezygnacji, jakby zaczynała przeczuwać, że zaraz nastąpią rzeczy, które niezbyt się jej spodobają.
Brenna już zdążyła przywyknąć do pewnych wydarzeń.
Ruszyła jako pierwsza wąskim tunelem, sprawdzając go jeszcze dokładniej niż ten poprzedni i wyglądając zza każdy załom korytarza, bo w głowie wciąż dźwięczała jej myśl, że Victoria znalazła smoczą łuskę.
Najpierw w tunelu zrobiło się szaro – skądś docierała tutaj odrobina światła. A potem dotarły do wyjścia. Leżało jakieś dwa metry nad poziomem gruntu, było niewielkie i otwierało się wprost na jaskinię.
Wielką, z wielkim wejściem, ale…
…na szczęście pustą.
– Bogini, przez chwilę byłam prawie pewna, że wyjdziemy prosto na smoka – odetchnęła Brenna, przykucając, by przedostać na półkę skalną, ciągnącą się tuż za wejściem. Nie zeskakiwała jednak w dół. Zeskoczyłaby, gdyby Victoria nie znalazła tej łuski, ale teraz… Cóż. To nie tak, że Brenna nie umiała być ostrożna. Czasem była aż nazbyt ostrożna.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
24.12.2023, 00:08  ✶  

Było to prawdziwe zrządzenie losu. Prawdopodobnie polowanie na jednorożce skoro świt było najbezpieczniejsze, bo kto by łaził wtedy po a) lesie, b) Zakazanym Lesie, c) poza tym było wtedy już w miarę jasno, więc dla ludzi lepiej. Fakt, że Brenna (i Victoria) wpadły na podobny pomysł był dla nich prawdziwą zgubą i teraz mieli nie lada problem, biorąc pod uwagę, że kobiety deptały im po piętach od miesiąca. A w ciągu tego miesiąca zmieniło się tak wiele… Victoria miała cały rollercoaster emocji, a w większości niestety… ciągnęło ją to w dół i dno. To był ten moment spadania. Długi, niemalże bolesny. Ale w końcu przyjdzie moment, by się odbić, prawda? Teraz co prawda gwałtowny spadek prowadził przez wodę, ale kiedyś musiał nastąpić punkt przegięcia. Victoria bardzo tego chciała… ale nie ośmielała się w to wierzyć.

– Mogą mieć, to prawda – ale co jeszcze mogło tutaj mieć swoje leża, to takie zielone jaszczury, którego łuskę właśnie trzymała. Przyszedł ten moment zastanowienia – w miarę wysokie, strome góry, mnóstwo jaskiń… to były warunki, w których lubiły się właśnie zielone walijskie. Może ta łuska to tylko czyjeś trofeum… zgubione w pośpiechu… Raczej na pewno, bo ta jaskinie faktycznie była dla tegoż jaszczura za mała, ale to był cały ciąg przyczynowo skutkowy. – Tak, właśnie tego – odparła Brennie, rozglądając się teraz po pieczarze. No nie, zdecydowanie nie były to rozmiary na smoka… Przejście, którym przeszły, też nie miało odpowiednich gabarytów, a to, które miały zbadać… Victoria zmrużyła oczy, jak kot, który robi obliczenia i pokręciła głową. – Ta jaskinia jest za mała dla takiego smoka – powiedziała spokojnie do Brenny, ale miała bardzo podobne wnioski.

Takie, które bardzo jej się nie podobały…

Nie był to środek smoczego gniazda, ale te góry… Może wcale nie było tutaj hipogryfów, tylko coś znacznie bardziej niebezpiecznego.

Ruszyła za Brenną, nie mówiąc w zasadzie nic, bo ciągle myślała. Za to mocniej i pewniej złapała swoją wierną różdżkę, jakby sama gotowała się na dość niefortunny splot wydarzeń, w który mogły się zaraz wpakować.

Przystanęła na skraju wyjścia, mrużąc znowu oczy, ale to przez tę szarość i ciemność. Tak, zdecydowanie były nad gruntem, jeden nieostrożny ruch i noga złamana… Ta pieczara była z kolei ogromna.

– Nie mów hop… – mruknęła do Longbottom, nieufnie rozglądając się po okolicy, by zaraz zrobić dokładnie to samo co jej przyjaciółka. Przykucnęła i zrobiła krok na półkę skalną. Znając ich szczęście to naprawdę… Brakowało do tego wszystkiego tylko smoka. Albo lepiej, parki z młodymi – to byłoby zwieńczenie, wisienka na torcie. – Myślałam o tym cały czas. Te góry to idealne miejsce dla zielonych walijskich. Może tu wcale nie ma żadnych hipogryfów – a i kozy mogły być już pomału gatunkiem tu wymarłym, kto wie?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
24.12.2023, 11:31  ✶  
nie dzieje się (jeszcze) nic

- Myślisz, że naprawdę czaili się na dzikiego smoka? - mruknęła Brenna, po czym pokręciła głową, z pewnym niedowierzaniem. - Cholera, to dopiero się porywają. Ale jakby się nad tym zastanowić, to doskonały sposób na zarobek, gdyby się im udało. Z jednego smoczego serca można zrobić pewnie ze sto czy dwieście różdżek, że nie wspomnę o smoczej krwi... co da się ją zastosować na dwanaście sposobów, wiem z talii czekoladowych żab i o łuskach...
Zazwyczaj tego typu składniki pozyskiwano z rezerwatów. Od smoków, które padły z naturalnych przyczyn. Albo kiedy zostały gdzieś odłowione po tym, jak stwarzały zagrożenie dla okolicznych mieszkańców. Jednak pochwycenie jednego smoka nielegalnie, było pewnie warte rozstawiania tego całego obozu. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziłyby i smoczęta...
Brygadzistka tkwiła na tej skalnej półce, początkowo w bezruchu, rozglądając się i nasłuchując. Potem uniosła różdżkę i wzmocniła zaklęcie lumos, chcąc sprawdzić i ciemniejsze zakątki jaskini. Victoria miała rację: żadnych gniazd hipogryfów, za to zmieściłyby się tutaj ze dwa smoki i jeszcze całe stado kozic na dodatek. W dodatku po drugiej stronie leżało chyba coś, co wyglądało jak resztki kości - jakaś smocza zdobycz? Jeszcze dalej: coś, co chyba było gniazdem... Z tej odległości zdawało się puste. Ale czy na pewno takie było?
Nic się jednak nie działo.
- Odeszli kilka dni temu. Pytanie, czy to my ich spłoszyliśmy, czy... dorwali już smoka i dlatego się wynieśli.
A w takim wypadku pojawiały się dalsze pytania, jak to, dokąd go przetransportowali, czy jeszcze żył i jakie powinny być dalsze kroki - na przykład odwiedzenie producentów różdżek.
Brenna odetchnęła. Wciąż miała złe przeczucia. Ale przecież, jeśli faktycznie porwano stąd smoka - porwano smoka, jak to do licha brzmiało!!! - to trzeba było rozejrzeć się, wszystko sprawdzić, umieścić w raportach i tak dalej. Bo na razie miały tylko smoczą łuskę i podejrzenia, trochę za mało, aby pchać sprawę dalej.
Trzeba było zacząć od sprawdzenia gniazda. Dobrze, że w plecaku miała aparat...
- No to idę - mruknęła w końcu, kiedy żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że coś spróbuje je zeżreć lub zionąć na nie ogniem i zeskoczyła te dwa metry w dół. Ostrożnie ruszyła ku gniazdu i przechyliła się nad nim. W środku leżały skorupki - pęknięte jakiś czas temu. - Kurwa, tu faktycznie były smoki! I wykluły się pisklęta. Ale chyba byłyby za małe, żeby same opuściły gniazdo... Może to o nie chodziło kłusownikom? Matka pilnowała jajek, ale kiedy się wykluły, musiała iść znaleźć coś, by je na... nakarmić...
Brenna mówiła coraz wolniej.
Nie podobało się jej to, do czego to wszystko prowadziło.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
24.12.2023, 16:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.12.2023, 16:20 przez Victoria Lestrange.)  

Gdzieś na krańcu języka tańczyło Victorii pytanie, czy Brenna chce poznać jej zdanie oficjalne, czy szczere. Były tutaj jednak całkiem same, nie musiały się bawić w protokół, nie kiedy, cholera, znały się dwadzieścia kilka lat i to nie na zasadzie „z widzenia”.

– Jest taka szansa i to niemała… One lubią wysokie partie gór i jedzą owce i inne tego typu – w sumie to ludziom raczej nie szkodziły, chyba, że były bardzo bardzo bardzo głodne. A tu wszystko pasowało – Vitoria co prawda żartowała sobie o tych kozach w liście do Brenny, ale trafiła całkiem celnie, a teraz wszystko układało się w gładką całość. Znalezienie tej łuski, całkowicie przypadkowe, też otwierało nowe, całkiem oczywiste odpowiedzi na wiele pytań. – Wytwórcy różdżek, eliksirów, pewnie przeróżnych przedmiotów też. Mieliby niezły skup i to za niemałe pieniądze – przyznała Brennie, samej wyobrażając sobie ile różnych miejsc można dzięki temu obskoczyć. I ile z nich byłoby na Nokturnie, by ominąć ewentualne kontrole…

Korzystając ze światła, jakie rzuciła Brenna, Victoria też wypatrywała różnych szczegółów, a z każdym jednym odsuwało to wszelkie myśli o hipogryfach. Jeśli miała rację (a Victoria lubiła myśleć, że naprawdę rzadko się myliła), to wdepnęły właśnie w niemały problem, a jednorożce były ledwie przystankiem i małym przecinkiem w tej całej historii, od której to wszystko się zaczęło.

– To trwa już miesiąc. Myślisz, że to mogło być z naszego powodu? – może faktycznie ostatnie działania Brenny coś im namieszały w planach? Jeśli tak… Victoria wolałaby, żeby to było tak, a nie, że dorwali biednego smoka całą bandą i zrobili mu krzywdę. Bo jeśli to było to drugie, to naprawdę będą mieli problem to wszystko wyśledzić. Nie było to niemożliwe, skąd, ale jednak utrudniałoby sprawę. – Z drugiej strony kiepsko po sobie posprzątali, skoro zostawili za sobą tak cenną łuskę – może jednak uciekali w popłochu… przed wizją dorwania ich przez Ministerstwo, skoro wiedzieli, że ktoś depcze im po piętach?

Prawda była taka, że miały na teraz za mało informacji i zwyczajnie… m u s i a ł y się tutaj rozejrzeć – właśnie dla tych cholernych raportów (które Victoria całkiem lubiła wypełniać).

Stała na półce skalnej, gdy Brenna zlazła na dół. Wolała być w tej chwili na podwyższeniu, by mieć oko na to, co się tam działo, ale gdy brygadzistka nachyliła się nad gniazdem i zobaczyła w nim skorupki jaj, to Victoria wypuściła z siebie powietrze. Czuła narastające w niej napięcie, czuła, że coś tu jest cholernie nie tak. Obróciła się, by przytrzymać się półki i zsunąć na dół, zeskoczyć te kilkadziesiąt centymetrów i ostrożnie poszła za śladami Longbottom, chcąc na własne oczy zobaczyć co tam było.

I faktycznie, były to skorupki. I to nie przesadnie stare.

– Brenna. Jeśli wzięli pisklęta, to matka musi być wściekła. I mogą być tu nawet dwa smoki – powiedziała cicho, i aż zaschło jej w gardle. Z dwóch podowów: jeśli wzięli pisklęta to o matko, co za gnoje, najchętniej by ich rozszarpała własnoręcznie, zaś drugim powodem było to, że jeśli przy okazji nie odłowili matki, albo ogólnie rodziców, to razem z Longbottom właśnie bardzo kusiły los.

Bardzo.

Mocno ścisnęła swoją różdżkę.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4125), Victoria Lestrange (4719)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa