- ...totalnie mogli tutaj polować tylko na kozice. One podobno potrafią włazić nawet po pionowych powierzchniach. Dajesz radę czy potrzebna pomocna dłoń?
Na całe szczęście, nie wspinali się po pionowej ścianie - ale i tak było stromo, na tyle, że niekiedy trzeba było podeprzeć się nie tylko nogami, ale i rękami. I kamieniście. Kilka kamyków uciekło spod ciężkiego, chroniącego kostkę buta Brenny, kiedy ta obróciła się, spoglądając za Victorią i Apollem.
Wiele o niej mówiło, że nawet podczas takiego włażenia, wciąż gadała.
Jeszcze więcej, że odruchowo wysforowywała na przód, zanim sobie przypominała, że nie powinna zostawiać reszty towarzystwa za bardzo z tyłu.
Również na szczęście, nie musieli pokonywać całej drogi pod górkę. Teleportowali się dość wysoko, na skarpę, w pobliżu obozowiska kłusowników, jak wiele wskazywało świeżo opuszczonego, ale i tak koniecznego do sprawdzenia, którego lokalizację udało się określić dzięki aresztowaniom, jakich dokonały w ostatnim czasie. Niestety, w samych jaskiniach, oznaczonych na mapie, teleportować się nie dało, a nie byli też pewni w której z trzech - leżących dość blisko siebie i wszystkich na znalezionej mapie zakreślonych - znajdowało się rzeczone obozowisko. To oznaczało, że kilkaset ostatnich metrów musieli pokonać mugolskim sposobem.
- Chyba że mają tutaj jakieś gniazda hipogryfy i w ogóle... O, chyba dotarliśmy - oświadczyła Brenna, wdrapując się na skalną półkę. Przysiadła na niej, obracając się ku wejściu do jaskini.
- Brenna? - wydyszał Apollo, opadając na ziemię, gdy wspiął się na miejsce. Brygadzista był mistrzem translokacji, znał nie tylko teleportację, ale też teleportację łączoną, a co za tym szło: wykorzystywał je często, chętnie, niekiedy teleportował się z własnej sypialni do własnej kuchni i nie przywykł do takich spacerów.
- Aha?
- Gdybym miał siłę, to zepchnąłbym cię w dół. I miałbym ogromną satysfakcję patrząc, jak się staczasz.
- Maruda - odparła Brenna, ani trochę nieprzejęta groźbą. - Sprawdzisz, czy na wejściu nie postawili czegoś paskudnego? - spytała Victorii, wyciągając z niewielkiego plecaka manierkę z wodą.