adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Tak naprawdę Brenna, wbrew temu, co podejrzewał Edward w swoim liście, nie została zaangażowana w sprawę New Forest jako Brygadzistka. Wszystko, co robiła, robiła absolutnie po godzinach, jako osoba prywatna.
I dobrze, bo tylko dzięki temu mogła spotkać się w tej sprawie z Prewettem. Gdyby prowadziła oficjalne śledztwo, występowałby tutaj niedopuszczalny konflikt interesów. Ale nie występował.
Mimo powagi sytuacji, trochę bawiło ją to, że miała odwiedzić rezydencję Prewettów. Jej rodzina i Prewettowie nigdy nie mieli po drodze. W tym przypadku chodziło o konflikt nie tylko interesów, ale także poglądów. Było w tym coś ironicznego, że ona sama dość często wchodziła w ten czy inny sposób w konszachty z członkami tej rodziny – i że zwykle wszystko zaczynało się absolutnym przypadkiem. I w tym, że sama poprosiła o spotkanie z Prewettem, ale niespokojne czasu wymagały nadzwyczajnych środków, a jej w końcu kazano działać. Nie była jeszcze pewna, czy to działanie wyjdzie na dobre, czy na złe, ale siedzenie na tyłku i nierobienie niczego z pewnością do niczego by nie doprowadziło. Nie spodziewała się jakichś spektakularnych sukcesów (i właściwie oczekiwała wszystkiego), ale musiała przynajmniej próbować.
Nie pojawiła się w mundurze, bo to by sugerowało, że chodzi o spotkanie oficjalnie związane z Departamentem. Nie wystąpiła w żadnej swobodnej stylizacji pt. „można uznać mnie za osobę bezdomną”, bo nie wątpiła, że Edward Prewett nie powitałby z radością kogoś w porwanych, mugolskich spodniach. Nie stroiła się także, bo nie było to spotkanie towarzyskie i mogłoby sugerować, że uważa się za lepszą od pana domu. Postawiła na taki sam strój, jaki zwykle zakładała, gdy załatwiała jakieś sprawy rodzinne z rodami czystej krwi – marynarkę i spodnie, które wyglądały skromnie, ale wprawne oko mogło łatwo rozpoznać dobrego projektanta. Nawet włosy, zwykle dość niepokorne, jako tako okiełznała, by nie sterczały na wszystkie strony. Odpowiednia prezencja w pewnych sytuacjach była połową sukcesu. A w tym wypadku chciała wyglądać na nieszkodliwą, sympatyczną dziewczynę, ale taką, która traktuje spotkanie poważnie i należy do odpowiedniej „sfery”.
Matka ostatecznie zdołała Brennę nauczyć paru rzeczy. Ot Brenna korzystała z tych nauk jedynie okazyjnie.
Pojawiła się dokładnie pięć minut przed umówioną godziną spotkania, z zegarkiem w ręku – akurat dość czasu, by ją zapowiedziano i poprowadzono przez gabinet. Podejrzewała, że w Kenswick nie obowiązywały takie zasady, jak w domu Longbottomów, gdzie goście – jeśli byli mile widziani i mogli ominąć zabezpieczenia – mogli po prostu wpaść o dowolnej porze dnia i nocy.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.