Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Ten dzień miał być taki jak większość. Szybkie zakupy w niedaleko oddalonym sklepie z komponentami, bo musiała uzupełnić swoją spiżarkę, później powrót do cukierni, żeby doglądać dobytku swojego życia. Nic nadzwyczajnego. Nie spodziewała się, że może zamienić się zupełnie przypadkiem w mężczyznę, bo kto mógłby w ogóle przewidzieć coś takiego. Może ktoś taki jak Morpheus Longbottom, czy ktoś równie uzdolniony (nie to, żeby uważała, że ktoś byłby w stanie mu dorównać, bo ostatnio pokazał jej nieco swoich umiejętności i zachwycił nimi pannę Figg).
Kiedy wracała obładowana torbami pełnymi dziwnych składników wpadła na poltergeista, a raczej to on wpadł na nią. Postanowił jej umilić ten piękny dzień. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a ten latał nad nią śmiejąc się w głos. Udało jej się jedynie głośno pisknąć, bo poczuła, że coś jest nie tak. Zrobiło jej się ciężej w pewnych miejscach, a w innych lżej, dotarło do niej, że została mężczyzną. To był powód do paniki, panna Figg wyśmienicie czuła się w swojej skórze, a teraz musiała paradować przez Aleję Horyzontalną jako chłop w sukience. W życiu by nie wpadła na to, że może ją spotkać coś równie upokarzającego. Nie miała pojęcia ile to potrwa, czy to już tak na zawsze? Bardzo, ale to bardzo by tego nie chciała. Poszła więc do Munga, aby podpytać o to kogoś kompetentnego. Na całe szczęście okazało się, że to jedynie chwilowe i że ta dziwna przypadłość skończy się jutro. Uspokoiło ją to bardzo, bo ogromnie obawiała się tego, że może jej tak zostać na stałe.
Uspokojona, ubrana w spodnie, pożyczone od uzdrowiciela (nie musiała go długo namawiać, była bardzo przekonywująca w swoich argumentach, najprawdopodobniej nikt nie byłby jej w stanie odmówić, gdy była spanikowana) przemierzała Aleję Horyzontalną. Miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią i pokazują palcami. Bardzo, ale to bardzo nie podobało jej się to uczucie. Musiała jak najszybciej znaleźć się w Norze, zamknąć na zapleczu i udawać, że gdzieś zniknęła. Taki był jej plan na przetrwanie, mogłaby też zasymulować grypę, czy inne choróbsko, może wtedy nikt by się nie zbliżał do jej pokoju, czy coś. Szła przed siebie bardzo szybkim krokiem, tak aby przypadkiem nie spotkać kogoś znajomego, bo najpewniej w tej postaci zapadłaby się pod ziemię. Oczywiście życie nie było takie kolorwe, wręcz przeciwnie - lubiło płatać figle, także w pewnym momencie odbiła się od kogoś dosyć mocno. Nie miała pojęcia, że ma tyle siły, bo wjechała w tę osobę niczym dzik w maliny, zapomniała o tym, że jest mężczyzną. Uniosła wzrok i wtedy do niej dotarło, że staranowała Longbottoma. Komponenty wysypały się z tej nieszczęsnej torby, kilka gałek ocznych węgorza poturlało się gdzieś bardzo daleko, jaja bahanka złapała jakimś cudem lewą ręką, nie widziała co stało się z resztą, bo spoglądała na Morpheusa Longbottoma niczym wół w malowane wrota, bardzo, ale to bardzo żałowała w tym momencie, że nie nauczyła się w Hogwarcie teleportacji.