• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[11/06/1972] Opowieści duchów

[11/06/1972] Opowieści duchów
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.01.2024, 15:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.06.2024, 13:16 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV

Zachodzące słońce zabarwiło niebo nad Little Hangleton czerwienią i złotem. Ostatnie, słoneczne promienie, odbijały się w szybach niewielkiego domku, stojącego kawałek drogi od miejscowego cmentarza. Budynek przypomniał trochę te, jakie widywało się w lepszych dzielnicach londyńskich przedmieść: starannie przystrzyżony trawnik, białe ściany, firanki w oknach, a nawet mugolski samochód, stojący w garażu. To wszystko nie wyglądało ani trochę dziwnie czy groźnie. Nie pasowało ani do ogólnego wizerunku wioski, o której niekiedy mawiano, że jest miarą ludzkiego szaleństwa, i gdzie ciągle zdarzały się różne dziwaczne rzeczy, ani do siedziby egzorcysty.
A jeszcze dwa tygodnie temu mieszkał tutaj pan Mikah Everlasting, emerytowany, ministerialny egzorcysta, który jakiś czas po odejściu z Ministerstwa przyjmował jeszcze prywatne zlecenia. Zmarł w wieku lat dziewięćdziesięciu siedmiu, jak na czarodzieja może nie wybitnie sędziwym, ale uważanym już za całkiem słuszny.
Brygadę Uderzeniową wezwano, kiedy dwa dni temu jego spadkobiercy weszli na strych i zaczęły się „kłopoty”.
„Kłopoty” jak się okazało obejmowały przypadkowe uwolnienie ducha, ale też kilka innych rzeczy, a i jedno, i drugie, mocno przerastało głowy nie tylko rodziny Everlastinów, lecz także biednych brygadzistów. Brenna mogła ganiać przestępców czy walczyć z nieumarłymi, ale naprawdę nie miała pomysłu, jak walczyć z czymś, co pozostaje niematerialne…
– Dom jest nawiedzony. Tak totalnie, totalnie nawiedzony – oświadczyła Brenna Longbottom, podpierając się o zadbany, biały płotek, otaczający posesję. Miała na sobie zwykłe, mugolskie ubrania, odpowiednie do pogody, koszulkę i jeansy, bo chociaż akurat w pobliżu domu Mikah mieszkali głównie czarodzieje, zawsze mógł napatoczyć się jakiś mugol i mundur Brygady mógłby zwrócić nadmierną uwagę.
– Rodzina niechcący uwolniła, prawdopodobnie, poltergeista. Coś równie wkurzającego jak Irytek, zrzucanie przedmiotów, i inne tego typu atrakcje. Ale jeden poltergeist jeszcze nie byłby problemem. Problemem jest fakt, że wypuścili go, sprawdzając na strychu pudełka. I jak relacjonują, tych pudełek jest tam strasznie, strasznie dużo.
Mówiła lekkim tonem, absurdalnie i niestosownie tą sytuacją rozbawiona, chyba głównie dlatego, że podejrzewała, że zdaniem Sebastiana jakimś cudem to wszystko było jej winą, i to mimo tego, że kiedy pan Mikah Everlasting złapał w pudełko pierwszego ducha, na świecie nie było jeszcze ani jej, ani nawet żadnego z jej rodziców. Macmillan zdawał się z jakichś powodów wierzyć, że Brenna przyciąga kłopoty, a przecież to nie było tak. Po prostu Sebastian był ministerialnym egzorcystą, prawda? Dość oczywiste, że zgłaszało się do niego ze sprawami dotyczącymi duchów…
– Mówiąc w skrócie, podejrzewamy, że pan Everlasting egzorcyzmowane przez siebie duchy trzymał w pudełkach, zamiast zgodnie z procedurami odsyłać je podczas Beltane lub Samhain na drugą stronę.  Udało mi się dostać na górę, chociaż nadmienię, że nie było to łatwe, bo poltergeist próbował zrzucić na mnie żyrandol i rzucał we mnie talerzami, i naliczyłam tam jakieś sto pięćdziesiąt pudełek. Pewnie nie wszystkie są… ehem, nawiedzone, bo prawdopodobnie Ministerstwo zorientowałaby się, że coś jest nie tak, gdyby trzymał w ten sposób ich więcej, no ale w części chyba siedzą duchy? Więc potrzebujemy kogoś, kto pozbędzie się tego poltergeista. A potem sprawdzi pudełka. I wskaże, w których siedzą duchy. Aha, czy wspomniałam, że poltergeist próbował je pootwierać? Zdołałam zabezpieczyć przed nim strych paroma zaklęciami, ale to nie jest trwałe rozwiązanie, więc jak się nie pośpieszymy…
Tu urwała i po prostu machnęła rękoma, w tym geście zamykając wszystkie możliwe konsekwencje tej sytuacji. Bardzo dużo uwolnionych duchów w przeklętym Little Hangleton. W najlepszym wypadku wyjątkowo nawiedzony dom, opowieści mugoli o dziwnych wydarzeniach i wściekli spadkobiercy, składający dużo skarg do Ministerstwa Magii, domagający się zaradzenia na problem. W najgorszym razie – mogły rozleźć się po miejscowości. Brenna nie znała się na duchach, podobnie opętać kogoś dało się tylko w Beltane i Samhain, ale nie była pewna, czy dotyczy to też tej sytuacji, w której duch już był po tej stronie? Czy nie mogłyby poopętywać mieszkańców? A co jeżeli po prostu poczekają do października i to zrobią?
- No i... nie mamy pewności, czy jakiegoś nie otworzył, zanim tu dotarłam - dodała jeszcze z pewnym namysłem. Może nie powinna o tym wspominać, ale zmuszała ją do tego uczciwość.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
24.01.2024, 21:38  ✶  
Rodzice za dobrze mnie wychowali, pomyślał Sebastian, powtarzając słowa, które przyszły mu do głowy, gdy Brenna Longbottom ponownie zjawiła się w jego gabinecie. Powinien nauczyć się mówić jasne i kategoryczne słowo "nie". Na tym etapie współpracy z Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów powinien zawiesić na drzwiach tabliczkę ze zdjęciem grupowym Brygadzistów i Aurorów z podpisem: tych państwa nie obsługujemy. Jedna miała talent do znajdowania kłopotów, a reszta najwyraźniej szła w jej ślady. Sam fakt, że grupa tych ''tumanów'', z czego przynajmniej jednego mógł nazwać przyjacielem, wpakowała się w Beltane do Limbo, jasno wskazywała na to, że żadna wyprawa z tymi ludźmi nie mogła przebiec bez przynajmniej jednej komplikacji.

Wbrew swojemu rozsądkowi, pierwsze doniesienia Brygadzistki wzbudziły jednak jego ciekawość. Everlasting był znany w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, wielu nazwałoby go nawet gwiazdą. Niezliczona ilość wyróżnień, masa zamkniętych akt... Z tego, co orientował się Macmillan, w recepcji po dziś dzień przyjmowano kartki z podziękowaniami za rozwiązanie spraw sprzed lat. Chociaż wykrywalność opętanych wzrastała wraz z biegiem lat, tak niektóre przypadki pozostawały nieleczone przez lata. Niektórzy zdążyli stracić nadzieje, że ich bliscy na powrót staną się sobą. Nic dziwnego, że dalej okazywali wdzięczność wydziałowi.

— Naprawdę? Kto by się spodziewał — mruknął, podwijając rękawy ciemnego swetra do połowy przedramienia. Na ramieniu wisiała mu torba, w której miał swój zestaw małego egzorcysty. To przecież było oczywiste, że nie przyprowadziłaby go tu, gdyby nie miało to związku z duchami albo jakimś opętaniem. — A myślałem, że czarnoksiężnicy założyli tam swoją melinę i mam posłużyć za przynętę. — Uniósł minimalnie kąciki ust, rozbawiony własnym żartem. — Dużo to może być zupy w garnku, a nie naczyń z uwięzionymi duszami. Mów konkretnie. Ile ich ma?

Z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez kobietę, kręcił coraz intensywniej głową na prawo i lewo. To musiało być jakieś fatum. Sto pięćdziesiąt pudełek. To musiał być jakiś niesmaczny żart. Że też takie wypadki musiały trzymać się Longbottomówny jak rzep pisdwakowego ogona. Brakowało, tylko żeby mu oznajmiła, że dowiedziała się o tym wszystkim kompletnie przypadkowo, bo akurat była w okolicy albo znała się ze spadkobiercami od Everlastingów. Westchnął ciężko, przymykając na chwilę oczy.

— Dziwne, że nie stosował się do zaleceń. Wiesz, ile dyplomów dostał w trakcie swojej kariery? — Uniósł pytająco brew. — Dużo, naprawdę dużo. W departamencie jest jak legenda. — Najwyraźniej nawet jak zostawałeś bohaterem Ministerstwa Magii, to i tak była szansa na gwałtowny upadek. — Raczej nie znalazł całego magazynu przeklętych pudełek na aukcji... Rodzina wspominała, co robił po odejściu z Ministerstwa? Przyjmował jeszcze jakieś zlecenia?

Skrzywił się na brzmienie własnych słów. Wątpił, aby stary czarodziej miał aż takie branie wśród ofiar duchów, aby wypełnić ponad setkę naczyń, jednak jeśli tak nie było... To Komitet ds. Opętań Śmiertelników musiał mieć cholernie podziurawione akta, skoro aż tyle dusz zostało znalezionych na strychu. I jeszcze ten poltergeist. Sebastian poprawił sobie torbę na ramieniu, uderzając czubkiem buta o dziurę w płycie chodnikowej.

— Na początek trzeba będzie wydzielić przestrzeń, jak wejdziemy do środka. Narzucić bariery ochronne, żeby nie mógł ot tak wylecieć przez okno albo otwarte drzwi. Wolałbym za nim nie latać po podwórku — stwierdził, rozglądając się po podjeździe. — Zwabiłbym go też na parter i zamknął dojście na strych. Może spróbować nas tam zagonić.

Jeśli złośliwy duch miał, chociaż połowę charakteru Irytka z Hogwartu, to na pewno przy pierwszej okazji będzie próbował zrobić im na złość, gdy dowie się, kim są i po co tutaj przyszli. Macmillan pchnął furtkę na działkę z nieprzyjemnym grymasem na twarzy, po czym machnął krótko dłonią. Panie i bodyguardzi przodem. A w tym wypadku miał do czynienia z oboma w jednej osobie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
24.01.2024, 22:20  ✶  
Brenna czasem zastanawiała się, dlaczego Sebastian Macmillan nie pracował po prostu w kowenie jako tamtejszy egzorcysta. Jego życie byłoby pewnie wtedy dużo spokojniejsze – bo jednak w tego typu przypadkach jak tutaj, ludzie zwykle szli do Ministerstwa, a wtedy współpraca między działowa była potrzebna, bo Brenna w końcu nie mogła uganiać się za poltergeistem z miotłą…
Podejrzewała, że tak naprawdę Macmillan mimo całego umiłowania porządku po prostu niekiedy nie mógł się powstrzymać. Nie, kiedy szło o limbo, duchy i ciekawe przypadki.
– Zgłaszasz się na ochotnika, kiedy trafi się taka okazja? – spytała Brenna, zerkając na Sebastiana i też uśmiechając się, nieco szerzej niż wcześniej, bo momenty, gdy z Macmillana wychodziło skrywane zwykle poczucie humoru warte były szczególnego docenienia. – Na ścianie salonu wisi dwanaście – odparła automatycznie, kiedy Sebastian spytał, czy wie, ile jest dyplomów. Mogło być oczywiście ich więcej, ale już nie miała czasu aż tak głęboko kopać w dokumentacji Everlastinga: za to zwróciła uwagę na szczegóły, kiedy weszła do domu.
Chociaż musiała przyznać, że jakiś dyplom mogła przegapić, w końcu przez unikanie talerzy i żyrandoli należało zachować ostrożność. W każdym razie mężczyzna faktycznie jawił się jako… wzór do naśladowania. Brenna zastanawiała się, czy przypadkiem na stare lata coś nie przestawiło się mu w głowie albo… może w jego pracy wydarzyło się coś, co skłoniło go do zmiany postępowania?
– Amy, to znaczy Amarylis Everlasting, jego wnuczka, znam ją z Hogwartu… – zaczęła, przy okazji kompletnie nieświadomie wypełniając to „brakowało tylko tego, aby znała się ze spadkobiercami Everlastinga”. – Twierdzi, że po odejściu na emeryturę prowadził prywatne badania i chyba okazyjnie przyjmował zlecenia. Odwiedzała go czasem i nie zauważyła niczego specjalnie podejrzanego. Podobno zrobił się trochę nerwowy, kiedy przytrafił się mu wypadek, ale nie odbiło się to jakoś mocno na jego zachowaniu. Jeżeli miałabym strzelać, to po pobieżnych analizach… celowałabym na jedno z dwojga. Albo nie wypuszczał ich, bo to był jakiś jego prywatny eksperyment, albo przez ten wypadek zaczął bać się otwierać drogi na drugą stronę? To znaczy… nie wiem, jak to zwykle wygląda w Samhain, ale ostatnio było wiesz, dość upiornie.
Znów zerknęła na Macmillana. Mówiąc o „ostatnim razie” miała rzecz jasna na myśli rytuał, który odprawili w podziemiach Ministerstwa, gdzie dwóch potomków Trelawneyów, wywoływacz duchów oraz egzorcysta, wspólnie otworzyli ścieżkę w zaświaty. Brenna wiedziała, że to był wyjątkowo przypadek, bo dusze naznaczono piętnem czarnej magii i cierpiały uwięzione w czaszce, a oni przerwali zasłonę dzielącą ich od Limbo w dniu, w którym nie powinno się to stać. Ale sama myśl o tamtej nocy napełniała ją chłodem, bo przypominała o rzeczach, o których człowiek zwykle myśleć nie chce. O własnej śmiertelności, o tym, co jest lub nie jest dalej i że nawet ducha można skrzywdzić.
– Chłopcy zabezpieczyli okna, więc na razie nigdzie nie zwieje, strych… no tak jak mówiłam, nie wiem, ile to wytrzyma, postaram się puścić coś bardziej trwałego.
Bez żadnych protestów wysforowała przed Sebastiana. Jakby nie było, on miał tego poltergeista egzorcyzmować, a ona miała zapewnić mu bezpieczeństwo. Oznaczało to, że jeśli ktoś miał czymś oberwać po wejściu przez drzwi, to tą osobą będzie ona…
I ledwo pchnęła drzwi, poleciała ku niej pomarańcza. Tak szybko, że Brenna nie zdążyła rzucić zaklęcia, choć różdżkę miała już w dłoni.
[b] – Tak, poltergeist zdecydowanie nigdzie nie zwiał
– stwierdziła, kiedy owoc, trochę już przejrzały, odbił się od jej ramienia i upadł na podłogę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#4
28.01.2024, 03:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.03.2024, 19:51 przez Sebastian Macmillan.)  
Nie tylko Longbottom zadawała sobie to pytanie. Przychodziły takie momenty, gdy i Sebastian zachodził w głowę, czy przypadkiem nie popełnił błędu, postanawiając skupić się na swojej karierze egzorcysty w murach Ministerstwa Magii. To pragnienie wiedzy i zgłębienie specyficznych darów rodziny od strony matki pchnęło go w tę stronę. Nie przeszło mu nawet przez myśl, aby odrzucić wierzenia kowenu. Kontakty z duchami tylko uświadomiły, jak ważna jest wiara w cokolwiek i że bóstwa mają moc, która potrafi wynieść ludzi na szczyt, ale i zepchnąć ich w przepaść.

Nie potrafił się jednak wyzbyć wrażenie, że poprzez oddalenie się od kowenu i nieskończenie wszystkich święceń przestał być aż tak szanowany w kwaterze głównej sabatu. Chociaż nie, może brak szacunku to złe słowo. Dalej był poważany, ceniono jego wiedzę, umiejętności, ekspertyzę i szacunek w stosunku do Pani Nocy. Czy mu jednak w pełni ufano? Zdaniem Sebastiana, Beltane udowodniło, że kowen wiedział więcej, niż mówił, a niektórzy trzymali mordy na kłódkę nawet w obliczeniu cierpienia innych czarodziejów i czarownic. A może nie żałuje samego oddalenia się od nich, a tego, że po prostu nie znam ich tajemnic?, pomyślał tępo, jednak zaraz odsunął tę krytykę w dal.

— Nie — odparł z cichym westchnieniem, krzywiąc się z zaniepokojeniem na widok jej uśmiechu. To chyba było oczywiste, że najpierw by odmówił, a potem zażądał przysłania dodatkowego wsparcia i kogoś, kto zastąpi go w odgrywaniu tej niechlubnej roli. Co ona sobie w ogóle myślała. — Jesteś mądra, więc na pewno sama dojdziesz do tego, czemu się do tego nie nadaję.

Macmillan parsknął śmiechem, gdy Brenna uzupełniła lukę w całej opowieści. Czemu go to w ogóle nie dziwiło? Oczywiście, że Brenna Longbottom była powiązana z ''ofiarami'' swojego śledztwa. I to jeszcze ze szkoły! Na pewno z Amarylis wiązały ją jakieś pozytywne relacje. Piły razem piwo kremowe w Hogsmeade? Sypiały w tym samym dormitorium? Razem odmawiały koronki do miłosierdzia Matki? Mógł się założyć, że w trakcie wspólnej nauki Brenna nie raz i nie dwa udzieliła koleżance jakiejś przysługi. A teraz pomoże odegnać poltergeista po jej dziadku, pomyślał, ścierając pojedynczą łezkę z policzka. Absolutnie urocze.

— Oczywiście, że znasz. — Wbił w nią niemalże... znudzone spojrzenie. Jego powieki minimalnie opadły, nadając jego twarzy pozory zmęczenia. Piekło zamarznie, kiedy Longbottom nie będzie powiązana ze sprawą przez jakiegoś pociotka albo nie będzie jej przynajmniej kojarzyć. — Dla egzorcysty powinno to być bardziej naturalne doświadczenie. Kiedy uchylasz furtki na siłę, wywierasz nacisk na świat, podczas świąt jak Samhain to druga strona sama wyciąga do ciebie rękę. O! — Pstryknął palcami. — To tak jak z prezentami. Kiedy robisz to na siłę i bez okazji, wpychasz je komuś do rąk, nawet jeśli ich nie chce, ale kiedy robisz to na Yule, ludzie sami wyciągają po nie ręce, są bardziej gotowi, bo wiedzą czego oczekiwać. W święta druga strona też jest bardziej chętna do kontaktu.

Co nie znaczy, że obdarowujący tak chętnie przekazuje podarki, dodał w myślach, chociaż wolał jeszcze nie poruszać tej kwestii. Najpierw poltergeist, potem duchy Everlastinga. Nie miał zaszczytu pracy z nim, jednak sądząc po reputacji, dziwił się, że nie zgłosił się do jakiegoś ze swoich znajomych z Ministerstwa Magii. Stara gwardia egzorcystów dalej wałęsała się po piwnicach Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Gdyby miał jakieś kłopoty, na pewno znalazłby tam wsparcie. Duma mogła tu utrudniać, a poza tym...

— Osobiście mam nadzieję, że akurat on nie babrał się w Limbo — powiedział dosyć kolokwialnie jak na niego, a wjego głosie rozbrzmiał lekki chłód. — Chociaż oboje wiemy, że to ostatnio w modzie.

Z radością puścił Brygadzistkę przodem. Nie miał zbyt dużego wyboru: jeśli nie chciał pakować się w sam środek niebezpieczeństwa jako pierwszy, to musiał jej ufać. I tym jej znajomym z Brygady Uderzeniowej, którzy zabezpieczyli okna. Jak przemyślnie. Na pewno pomyśleli nad tym dłużej niż nad tym, żeby wskoczyć do Limbo zaraz za Czarnym Panem i jego Śmierciożercami. Wystarczyła sama myśl o oddziałach czarnoksiężnika, aby ich zaatakowano; pomarańcza pomknęła prosto w ramię Brenny.

— Cudownie — odpowiedział z udawanym entuzjazmem, zamykając za sobą drzwi. Nacisnął parę razy na klamkę, co by upewnić się, że zamek faktycznie nie był otwarty. Sebastian skinął głową ku wnętrzu domostwa, co by Brenna ruszyła do przodu, a w tym czasie zgarnął z podłogi pomarańczę i zaczął przerzucać z jednej dłoni do drugiej. — Halo? Jest tu ktoś?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
28.01.2024, 13:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.01.2024, 13:25 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna już, już miała zacząć zapewniać Sebastiana, że na pewno doskonale sprawdziłby się w roli tej przynęty i może nawet snuć wizje, w jaki sposób mogłaby przebiegać taka akcja, kiedy zapewnił, że „nie”… ale jego kolejne słowa sprawiły, że zamarła na moment, przypatrując się mu przez chwilę ze zdziwieniem.
– Sebastianie Macmillan, nie wiem, czy powinniśmy wchodzić do tego domu. Obawiam się, że masz gorączkę i bredzisz w delirium – oświadczyła w końcu, uśmiechając się do niego z pewnym rozbawieniem, którego nawet nie próbowała skrywać. Bo och, bywała bystra – ktoś kiedyś nawet żartobliwie skomentował kiedyś, że jej brat wziął cały urok osobisty i czar Longbottomów, a ona całą bystrość (co było trochę krzywdzące dla Erika, chociaż z tym urokiem osobistym mieli sporo racji) – ale raczej nie mądra.
I tę bystrość w pewnych sytuacjach ukrywała absolutnie celowo.
Na pewno też nie spodziewałaby się uznania jej właśnie przez Sebastiana Macmillana, który nie tak dawno na jej widok poderwał się, jakby oczekiwał, że wchodzi do gabinetu, aby go zamordować.

Uniosła lekko brwi, zupełnie nie pojmując, dlaczego uznał, że „oczywiście, że zna” Amarylis. Właściwie czy to było aż takie dziwne…? W końcu wszystkie dzieciaki chodziły do Hogwartu i zwykle kojarzyły osoby w podobnym wieku. Brenna czasem zapominała, że niektórzy trzymali się głównie swojego rocznika albo swojego Domu, bo nie każdy był aż tak hiperaktywny jak ona i nie każdy miał dość czy to odwagi, czy to bezczelności, by podchodzić do przypadkowej osoby, którą zobaczył w bibliotece, na błoniach czy w Hogsmeade.
– Hm… tak, to brzmi sensownie – stwierdziła z pewnym zastanowieniem, bo Sebastian wybrał odpowiednie porównanie. Brenna była tą osobą, która miała szczęście urodzić się w wybitnie majętnej rodzinie i bardzo lubiła wręczać podarki. A jednocześnie już dawno musiała znaleźć jakiś złoty środek, by obdarowany nie poczuł się niezręcznie. Na przykład czekoladowa żaba wręczona tak, by ubrać to jako żart? Większość osób ją przyjmie. Nowa szata? To już bez okazji nie przejdzie w wielu przypadkach. Czasem uciekała się do animowych przesyłek, czasem dbała, by prezent był drobiazgiem, czasem tworzyła pozory targu, w rodzaju prośby o pomoc w czymś, w czym niekoniecznie pomocy potrzebowała, a czasem czekała właśnie do urodzin czy Yule… Nigdy nie wpadłaby na to, że z otwieraniem drogi do Limbo mogło być tak samo. – Może naprawdę po prostu eksperymentował. Albo coś rzuciło się mu na głowę, tylko dobrze się maskował?
*

– Jak się woła poltergeista? Są jakieś uniwersalne sposoby? Panie polergeiście, kici kici! Taś taś? – zawołała Brenna, ruszając w głąb domu. Uniosła różdżkę i wyszeptała inkantację, otaczając ich oboje zaklęciem bariery, bo poprzednia wizyta w tym domu oraz pamięć o wybrykach Irytka uczyły ostrożności. Pomarańcza mogła być tylko początkiem. – O, popatrz, tu jest żyrandol, który na mnie próbował zrzucić – powiedziała, gdy weszli już do salonu, wskazując na spory żyrandol i rozsypane wokół kawałki szkła. – Dziwne, że nie atakuje. Może wyczuwa coś od ciebie? Ostatnio już od progu ciskał we mnie talerzami…
Szczątki tych zresztą też leżały tu i ówdzie – zwłaszcza w pobliżu schodów, biegnących na piętro.
Ale poltergeist bez wątpienia tu był.
Świadczyła o tym i pomarańcza, ciśnięta w Brennę – i Sebastian po prostu czuł, że nie są tutaj sami: że coś ich obserwuje. Było to naglące uczucie, objawiające się mrowieniem w karku i dreszczem niepokoju, którego lepiej nie ignorować w przypadku egzorcysty i Trelawneya…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#6
01.02.2024, 03:49  ✶  
Może jako kapłan kowenu pokładał w owieczkach Whitecroftów zbyt duże nadzieje? W końcu nawet w Ministerstwie Magii panowały jakieś standardy. Na najniższych szczeblach zawodowych na pewno kręciło się wiele miernot, które ledwo ukończyły Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, ale miał przed sobą Brennę Longbottom. Potężne, znane nazwisko, zwłaszcza w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jej koneksje mogły być rozległe, ale musiała mieć atrybuty, które sprawiały, że była dobrą Brygadzistką. Sebastian naprawdę chciał wierzyć, że Brygadziści i Aurorzy byli w dużej mierze bystrzy i mądrzy.

— Mogę poczekać po drugiej stronie ulicy, jeśli chcesz zająć się tym sama. — Samo to, że zaczynał się rozgadywać w towarzystwie Longbottom, musiało znaczyć, że jako tako przywykł do jej obecności w swoim otoczeniu. — Pożyczę ci modlitewnik. Tylko mi go nie podrzyj.

Poklepał opiekuńczo materiał torby. Nie miał już zbyt wiele do powiedzenia o Everlastingu. Więcej się pewnie dowiedzą, gdy już uda im się dotrzeć na strych i...

— Taś-taś? — Zwolnił nieco kroku, powtarzając powoli słowa wypowiedziane przez Brennę. — Kici-kici? — Westchnął ciężko, po czym zgarbił, jakby samo wypowiadanie tych słów odbierało mu siły. Wbił w jej plecy pełne niedowierzania spojrzenie. Za jakie grzechy pokarało go współpracą z taką Brygadzistką? Chyba musiał poważnie nabroić w poprzednim życiu. — Tak to sobie możesz wołać do nieumarłego kota i kaczki sąsiadów. Poltergeisty woła się po imieniu. Jak Irytka w Hogwarcie. Pamiętasz go? Jak na niego wołałaś? Bo chyba nie chrum-chrum albo ćwir-ćwir?

To by zakrawało na komedię, a złośliwa zjawa na pewno nie popuściłaby tego płazem. Nawet Sebastian stał się parę razy ofiarą nieśmiesznych żartów z jego strony, jednak miał przynajmniej na tyle wyczucia, żeby mówić do niego po imieniu. Może Longbottom trzeba było skierować na jakieś dodatkowe testy i sprawdzić, czy aby na pewno wszystko było z nią w porządku?

Sama gadatliwość czyniła z niej natręta, ale przez takie pseudozabawne żarciki sprawiała wrażenie zgoła zdziecinniałej. Jak to możliwe, że jedna i ta sama kobieta latała po bagnach za kryształowymi czaszkami i jednocześnie chciała przywołać do siebie poltergeista słowami"kici-kici"? Na Śmierciożerców pewnie woła formułkami zaklęć niewybaczalnych i liczy, że faktycznie przyjdą, pomyślał mimowolnie Macmillan.

— Może cię nie lubi? — zasugerował takim tonem, jakby była to najbardziej prawdopodobna odpowiedź. — Wlazłaś na jego terytorium, przyprowadziłaś kolegów, zaczęłaś się rządzić i jeszcze go obrażasz... To niezbyt dobry początek znajomości. Zwłaszcza z istotą nieżyjącą.

Chwilę później z salonu wyleciał sporych rozmiarów wolumin i pomknął prosto w kierunku Brenny. Tym razem to chyba Sebastian go sprowokował. Może duchowi nie spodobało się określenie ''nieżyjący''? Mężczyzna pochylił się instynktownie, licząc, że jego koleżance uda się uniknąć atak poltergeista.

— Mnie też nie lubi — wystękał, prostując sylwetkę.

Skrzywił się, gdy coś mu strzyknęło w kolanach. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do ruchu. W znacznej większości przypadków egzorcyzmy nie wymagają dużej sprawności fizycznej. Poprawka, nie wymagały. W ostatnim czasie w świecie czarodziejów zachodziło tyle zmian, że mógł to równie dobrze dorzucić do listu. Do czego to doszło, żeby zawodowy egzorcysta musiał rozważać chodzenie na siłownię?

Sebastian sięgnął po różdżkę i machnął nią krótko. Może jego plan nie był najsprytniejszy, ale liczył, że przyniesie efekty. Za pomocą magii Kształcenia (rzucane wg statystyk z karty postaci pierwszoplanowej, żeby było fair) chciał wywołać falę powietrza, która uniosłaby kurz z otoczenia, aby następnie przetoczył się przez przestrzeń domu znajdującą się w ich polu widzenia. Żywił głęboką nadzieję, że drobinki brudu będą mogły przywrzeć do niewidzialnego ducha i ujawnić im jego położenie. A jak jemu nie wyjdzie, to Longbottom na pewno miała lepszy pomysł.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
01.02.2024, 10:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.02.2024, 10:32 przez Brenna Longbottom.)  
Rzuty - czyli zawsze mam szczęście poza sesjami z MG

– Właściwie to zwykle go nie wołałam, tylko próbowałam przepłoszyć. Wtedy używałam zdań w rodzaju „Krwawy Baron dostał ode mnie wczoraj wielką, popsutą rybę, jeśli nie zostawisz pierwszorocznych, to poproszę go o pomoc” albo „ Zostaw ten żyrandol, do diaska”. To pierwsze działało, to drugie niezbyt… – przyznała Brenna z rozbawieniem. Był to swego rodzaju paradoks, ale w Hogwarcie pełniła funkcję prefekta i zdarzało się jej bronić przed zakusami Irytka innych uczniów. Jej nominacja z jednej strony zdawała się absurdalna, bo Brenna miała w sobie pewną… pogardę wobec reguł i skłonności do pakowania się w kłopoty. Z drugiej jednak dziewczyna miała też w zwyczaju troszczyć się o innych uczniów i zbierała dobre oceny.
– Mówisz, że mnie nie lubi? To przykre. Miałam nadzieję, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi, adoptuję go i ruszymy wspólnie siać chaos i zagładę. Przydałby mi się taki własny, oswojony poltergeist… – westchnęła, a potem odruchowo poruszyła się, choć pocisk pod postacią książki nie został wycelowany w nią.
Kiwnęła z pewnym uznaniem, gdy kurz zaczął wirować. Zwykłe duchy były niematerialne, ale poltergeisty różniły się od nich: Irytek, który mógł strącać przedmioty, ciągnąć ludzi za nosy, sam jednak też bywał podatny na zaklęcia, stanowił doskonały przykład. Poltergeisty nie były w końcu duchami – a raczej… swego rodzaju manifestacją chaosu? Ten tutaj zaś był manifestacją wyjątkowo złośliwą, skoro zamierzał wypuścić na świat masę duchów.
Zaklęcie Sebastiana przetoczyło się przez salon, a potem rozległo się kichnięcie i w powietrzu zmaterializował się… kształt. Brenna nie czekała: postanowiła sprawdzić, czy skoro nauczyciel mógł wystrzelić gumę do żucia w nos Irytka, to ona mogła schwytać poltergeista. Łańcuchy wyczarowane jej zaklęciem pomknęły ku istocie, a czar był na tyle potężny, że zdołał ją skrępować.
A potem…
Brenna nie była pewna, co właściwie się stało.
Próbowała po prostu rozproszyć magię poltergeista, sprawić, że ten stanie się trochę mniej groźny. Na ducha by to oczywiście nie podziałało – nie mogła takiego odesłać do limbo, bo nie była egzorcystką. Ale ten byt przecież był stworzony z magii, nie zamierzała wysyłać go do żadnych zaświatów, prawda? O ile jednak czasem zaklęcia Brenny po prostu nie chciały działać i kończyła na przykład z uszkodzoną ręką…
…tak zdarzało się, że trochę przesadzała z mocą i odnosiła niespodziewany sukces.
W ich uszach zawibrował krzyk, który zdawał się odbijać od ścian, wprawił w drżenie szyby w oknach, sprawił, że coś pękło w kuchni. A potem pękł i sam poltergeist: a raczej rozpadł się na ich oczach, zawirował razem z kurzem, kiedy tworząca go magia została rozproszona.
Brenna zamrugała i bardzo, bardzo powoli opuściła różdżkę.
Ten byt musiał być dużo słabszy od Irytka, prawda…? Inaczej ktoś już dawno by się go pozbył.
– Ehem, tak… co ja właściwie zrobiłam? On dalej tu jest? – spytała powoli, bo przecież to Sebastian był egzorcystą! Ona nie miała doświadczenia z takimi istotami!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#8
03.02.2024, 20:17  ✶  
Trzeba było przyznać, że obecność Irytka w szkole sama w sobie była sporą zagadkę. Poltergeist od lat pomieszkiwał w Hogwarcie, ale czy na dobrą sprawę ktokolwiek wiedział, czemu obrał sobie zamek za swój dom? I czemu nikt go stamtąd nie wypędził po pierwszych wybrykach, pomyślał z przekąsem, bo zupełnie nie rozumiał decyzji grona pedagogicznego, co do tego konkretnego rezydenta. Bądź co bądź, przynosiło to więcej złego niż dobrego. Irytek nie był dobrym ochroniarzem, działał na szkodę uczniów i aż nazbyt często publicznie objawiał swój parszywy charakter i humor niskich lotów. Czy to litość dyrekcji trzymała go w murach szkoły, czy dyrekcja miała wobec niego jakiś dług, który od lat spłacała?

— Dobrze wiedzieć, że nawet jako dziecko byłaś taka aktywna, że wchodziłaś w pertraktacje z natrętnymi zjawami — wymamrotał pod nosem, chociaż na dobrą sprawę nie widział nic zabawnego w tym, do czego musiała się posuwać, aby wyegzekwować od duszka poprawne zachowanie. — Dziwię się, że nie straszyli go egzorcystami. Może to by go postawiło do pionu.

Gdyby nie to, że Irytek zdawał się wykorzystywać swoją obecność w zamku do ciągłych psot i utrudniania innym życia, może by mu nawet współczuł. Przez niecałe siedem lat w Biurze Rejestracji Post-istot i ich historii nasłuchał się całej masy opowieści o tym, czego to nie musiały znosić mniejsze i większe duchy. Niektóre potrafiły przez lata egzystować w nieświadomości co do tego, że... opuściły... swoją ludzką powłokę. Takie wywiady przypominały chwilami terapie, gdzie nigdy nie wiadomo było, co druga strona zrobi. Skonfundowany czy wściekły duch potrafił być trudnym przeciwnikiem. Poltergeisty mogły być uosobieniem chaosu, jednak można by je uznać za kuzynów zwykłych duchów.

— Wywołujesz wilka z lasu, Longbottom — ostrzegł ją i w gruncie rzeczy miał rację, bo zaraz poleciała w stronę Brenny książka.

Zaklęcie... zadziałało? Cóż, w tym przypadku postawił na żelazną logikę, ale i tak nie był pewny, czy mu się uda otrzymać oczekiwany efekt. Tym, co go jednak zaskoczyło, było to, że Brenna w pierwszym możliwym momencie zdecydowała się na kontratak. Sebastian schował się za jej plecami i wychylił się zza nich, dopiero gdy wychwycił zdziwienie (tudzież roztrzęsienie) w głosie czarownicy. Wyszedł więc na przód, aby zbadać sprawę.

— Doprowadziłaś do załamania jego struktury niematerialnej. Rozplątałaś jego sieć bytową. Rozproszyłaś magię trzymającą go w całości, a siła zaklęcia była na tyle duża, że powstrzymała podzielone części przed ponownym połączeniem się — wytłumaczył, starając się zminimalizować naukowy bełkot typowy dla specjalistów. — Krótko mówiąc: zabiłaś go. — Wbił w nią pełen powagi wzrok, mrugając co chwilę. — Na tyle o ile da się zabić poltergeista.

Pociągnął nosem, a po policzku poleciała mu pojedyncza łza, którą szybko wytarł wierzchem dłoni. To tylko kurz, który rozniósł po całym domu, dostał mu się do oczu. Przecież nie płakałby po poltergeiście, którego nawet nie znał, czyż nie? Sebastian westchnął ciężko i ruszył w kierunku kuchni, aby zaraz wrócić z opróżnioną z lemoniady butelką. Szarpnął za zamknięcie, po czym wykonał parę obrotów różdżką, celując w miejsce, w którym zniknął duch. Strumień skrzącego się niczym brokat powietrza wylądował w naczyniu.

— Będę siedział przy papierach do nocy — oznajmił Brennie, zamykając klips i wpychając jej do rąk butelkę. — Proszę, przywitaj się. To twój potencjalny osobisty poltergeist. — Uniósł kąciki ust w nieco kpiącym uśmiechu. Bo Longbottom na pewno rzeczywiście była chętna do tego, aby przyjąć tę znajdę pod swój dach. — Trudno mi powiedzieć, kiedy na nowo się uformuje, o ile w ogóle mu się uda. Musi być chol... bardzo słaby. Szacunki podpowiadają, że zajmie mu to od dwóch tygodni do pół roku. Chyba że esencja okaże się za słaba.

Ten ''brokat'' zamknięty w butelce? Resztki magicznej esencji, która prawdopodobnie mogłaby na nowo się ukształtować. To była jednak loteria; czasem się udawało, czasem wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę siłę zaklęcia, Macmillan szczerze wątpił, aby mu się to udało. Siła zaklęcia była duża i czar trafił go znienacka, toteż poltergeist nie miał pewnie nawet szansy wznieść minimalnych zabezpieczeń przed atakiem. Pewnie koniec końców wyląduje w magazynie Ministerstwa Magii.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
03.02.2024, 23:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.02.2024, 23:06 przez Brenna Longbottom.)  
Uśmiechnęła się tylko na jego stwierdzenie odnośnie pertraktacji ze zjawami. Mogłaby go zapewniać, że przecież to nic dziwnego, i że w Hogwarcie dużo było duchów, i że w ogóle jest absolutnie normalna jak na czarodziejkę… ale Macmillan już chyba wyrobił sobie opinię na jej temat, wrzucił do szufladki z napisem „ból głowy w ludzkiej formie” albo „chodząca katastrofa” i nie było co z tym walczyć.
– Słyszałam jak jedna nauczycielka go nimi straszyła. Nie zdawał się specjalnie tym przejęty… ale… no zdawał się dużo silniejszy niż ten tutaj. Sądzisz, że dałbyś radę wyegzorcyzmować Irytka? – spytała, z autentycznym zainteresowaniem. Bo wątpiła, aby złośliwą istotę w szkole trzymano z powodu litości dyrekcji. Dumbledore podejmował niekiedy nieco kontrowersyjne decyzje, ale przed nim w gabinecie zasiadało wielu innych dyrektorów i Brenna miała nieodparte wrażenie, że któryś z nich w pewnym momencie musiał stracić cierpliwość do Irytka.
Jeżeli wciąż był w Hogwarcie, to prawdopodobnie dlatego, że jego usunięcie było trudne lub niemożliwe.
Brenna nie była najmądrzejszą osobą na świecie, ale nie była też kompletną idiotką i bywała całkiem bystra. Najwyraźniej jednak zrozumienie, o co chodzi z „załamaniem struktury niematerialnej” i „rozplątaniem sieci bytowej” ją trochę przerosło, bo zamrugała, spoglądając na Sebastiana z pewnym zdumieniem.
– Nie chciałam? To znaczy… To w ogóle powinno zadziałać w ten sposób? – spytała, a potem otworzyła oczy szerzej, kiedy Macmillan podsumował krótko i treściwie: zabiłaś go. Opuściła wzrok na swoją różdżkę i przez chwilę stała po prostu, niepewna, jak na to zareagować. Czy poltergeista w ogóle można zabić? Czy powinna mieć z tego powodu wyrzuty sumienia? Czy zabijanie poltergeistów było nielegalne? Czy powinna sama siebie aresztować? Skoro stanowiły czystą manifestację magii chaosu i nigdy nie były ludźmi, to chyba nie…?
– Przepraszam – odparła odruchowo, kiedy wspomniał o papierach, ale nie była pewna, za co właściwie przeprasza. Nie miała pojęcia, że to w ogóle może tak zadziałać!!! I w ogóle, jakim cudem pozbyła się poltergeista, skoro kazano jej wzywać tutaj egzorcystę? Przecież mógłby sobie wtedy faktycznie spokojnie stać z drugiej strony ulicy, prawda?
Może Macmillan ją wrabiał.
Może sam zrobił coś, co załatwiło tego poltergeista.
Odruchowo przyjęła wręczoną jej butelkę, a potem, nie mogąc się powstrzymać, uniosła i skierowała ku oknu, próbując przyjrzeć się zawartości.
– Powinnam umieścić na niej napis „nie potrząsać”? – spytała, biorąc się w garść, bo skoro Sebastian zachowywał się dość spokojnie, to chyba jednak to zabicie nie było zabiciem – zabiciem, a tylko czymś metaforycznym. Albo zabiła go tak tylko troszkę, na określony czas, skoro energia miała szansę zebrać się znowu. Chociaż jeżeli go zamkną, to chyba się nie zbierze…? – Dzień dobry poltergeiście. Przeprosiłabym, że cię zabiłam, ale próbowałeś zrzucić na mnie żyrandol – oświadczyła, a potem opuściła butelkę i kąciki ust drgnęły jej lekko, gdy przeniosła wzrok z powrotem na Sebastiana. – Wiesz co? Zamykasz poltergeisty w butelkach, otwierasz drogę do Limbo i dokonujesz egzorcyzmów w Egipcie, a to ja twoim zdaniem pakuję się ciągle w jakieś dziwne kłopoty? – stwierdziła, mrużąc lekko oczy: iskrzyło w nich coś, co mogło być tylko rozbawieniem, które zastąpiło wcześniejszą konsternację.
A potem odwróciła się i skierowała w stronę schodów.
W końcu wciąż czekało na nich bardzo, bardzo wiele potencjalnie nawiedzonych pojemników…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
07.02.2024, 01:45  ✶  
— Samodzielnie? Byłoby ciężko. Miałbym z nim jakieś szanse, gdyby udało się go odizolować, powiedzmy w Wielkiej Sali czy jakiejś mniejszej klasie lekcyjnej. I musiałoby to być poza rokiem szkolnym, w trakcie ferii albo wakacji — wyjaśnił krótko. — Tylko że po takim czasie pewnie i tak nazbierał już sporo energii ze swoich psikusów. Oczywiście, zawsze można liczyć na to, że wyzbywa się tej siły, gdy praktycznie nikogo nie ma w zamku. Jakoś musi podtrzymywać swoją egzystencję, gdy nie ma jak się... karmić.

Widok kompletnego skonfundowania na twarzy Brenny sprawił, że aż się uśmiechnął. Był to jeden z tych gestów, jakie można było ujrzeć u nauczycieli, którzy pokazują jedenastoletnim czarodziejom i czarownicom absolutne cuda, nie tłumacząc jednak, jak udało się je wykonać. Przez moment pławił się w niezrozumieniu panny Longbottom. Wyglądała wtedy prawie jak zwykła, niewinna czarownica, która nie lata na co dzień za czarnoksiężnikami i kryształowymi czaszkami.

— Nie, ale ty najwidoczniej jesteś wyjątkowa i ciskasz mocniejszymi zaklęciami niż typowa czarownica — odparł, wzdychając ciężko.

Czyżby właśnie podbudował jej samoocenę? Ojej.

— A masz dużo wolnego czasu? — Zerknął na nią przez ramię, zatrzymując wzrok na dłużej na jej twarzy. No tak... Przecież to była Brenna. Po co w ogóle pytał? Nawet jeśli miała jakieś dziury w kalendarzu, to pewnie na bieżąco je wypełniała. Albo wyrywała puste kartki, żeby się nie stresować kilkoma wolnymi godzinami w dniu. — Jeśli nie chcesz z nim chodzić na zajęcia rehabilitacyjne z leczenia zaburzeń równowagi, to nie machaj tym na prawo i lewo. Nie wszystkie sesje są refundowane.

Musiał przyznać, że był pod wrażeniem własnej pewności siebie. Prawie sam uwierzył, że na jednym z pięter Szpitala św. Munga znajduje się klinika rehabilitacyjna dla duchów cierpiących na przewlekłe zawroty głowy czy problemy z błędnikiem. Zagryzł dolną wargę, robiąc co w jego mocy, aby powstrzymać uśmiech, próbujący wedrzeć się na jego usta. Czy on... Dobrze się bawił na zleceniu z Brenną Longbottom. Na Matkę, chyba czas wrócić do przedpołudniowych modlitw. Tracę zmysły, pomyślał, wzdrygając się.

— Owszem. Dokładnie to mam na myśli — potwierdził, szarpiąc za klamkę od strychu, a gdy ta puściła, zaprosił Brygadzistkę do środka. Nie miał zamiaru rezygnować ze swojej żywej tarczy. — Zapraszam.

Odliczył do dziesięciu, zanim przekroczył próg poddasza. Wolał się upewnić, że jeśli poltergeist zdołał w międzyczasie uwolnić jakieś duchy, to te nie skupią się na jedynej osobie, która mogła je odegnać. Magia Rozproszenia w rękach Brenny mogła być potężną bronią, ale miał wątpliwości co do tego, czy poradziłaby sobie nawet z jedną istotą ukrytą pośród pokrytych kurzem biblioteczek, regałów i...

— Święta Matko i wszystkie cuda natury — wyszeptał Sebastian, kręcąc się w miejscu, dopóki nie zakręciło mu się w głowie. Przecież to było czyste szaleństwo. To było jak trzymanie najważniejszych dokumentów kraju w tym samym pokoju co kolekcji nigdy niegasnących świeczek, które na dodatek miały tendencje do samodzielnej lewitacji. — On kompletnie oszalał. To najgorszy spadek, jaki można po sobie zostawić.

Podszedł do wysłużonej kanapy obładowanej pudełkami, a drewniana podłoga zajęczała przeraźliwie pod jego ciężarem. Spodziewał się ujrzeć pojedyncze artefakty porozstawiane niczym trofea na regałach, półkach, piedestałach i parapetach. To by pasowało do sędziwego egzorcysty, który celebrował każdy akt swojej pracy. I owszem, w niektórych kątach można było ujrzeć coś w tym stylu. Sebastian zwrócił jednak uwagę na to, co najgorsze... Czyli kartonowe pudła rozsiane po całym strychu, niekiedy nawet jedno na drugim, jakby stary Everlasting próbował zbudować z nich kolumny w swojej prywatnej świątyni.

— Mówiłaś, że jest źle, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle — przyznał, drapiąc się czubkiem różdżki po łopatce. Zgarbił się, rozglądając się bezwiednie. Ten strych przypominał tykającą bombę lub taką, która już zaczynała uwalniać swój ładunek. — Parszywa sprawa. Spróbuj otworzyć któreś z nich. Tylko ostrożnie. — Machnął różdżko, otwierając jedno z pudeł i zajrzał ostrożnie do środka. Powietrze zawibrowało, jakby Sebastian w ten sposób uwolnił minimalny ładunek magiczny skrywany pod wiekiem od miesięcy, jeśli nie lat. — Zaczynam podejrzewać, że on nie tyle coś badał, a po prostu zaczął kolekcjonować te duchy.

Uniósł w powietrze zegarek z otwieranym wieczkiem, który zaczął się powoli obracać. Macmillan zaczął przyglądać mu się z uwagą. Nie sposób było jednak na pierwszy rzut oka ocenić, ile czasu minęło, odkąd Everlasting z niego skorzystał. Mężczyzna wziął głęboki oddech i przymknął oczy, formując w głowie obraz znajdującego się przed nim zegarka. Może mógłby się z nim zestroić i...

— Mamy pierwszego — oznajmił zdołowanym tonem, odkładając naczynie na miejsce.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3923), Sebastian Macmillan (5157)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa