Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Część zakonnej fabuły Tropem przepowiedni, zaczętej wraz z sesją Nie umkniesz przeznaczeniu.
Brenna może nie była tym najostrzejszym nożem w szufladzie, ale myślenie wyłączała jednak całkiem dość rzadko. Na dojście do wniosku, że Morpheus wcale nie potrzebuje jej rady w sprawach mody (nie to, że nie umiałaby ich udzielić: wbrew wrażeniu, jakie zwykle sprawiała, doskonale orientowała się w najnowszych trendach… ale wujek jednak bił ją na głowę pod względem szyku) i połączenie wsuniętego pod drzwi liściku z prośbą, jaką mu dostarczyły, zajęło jej więc ledwo parę sekund i to tylko dlatego, że akurat była na kofeinowym głodzie.
Nie wątpiła, że się mu uda. Morpheus był poukładany, bystry po krukońsku, sprytny po ślizgońsku i miał jasnowidzenie na podorędziu. Nie obawiała się więc o powodzenie zadania, a raczej niepokoiła się, jakie informacje dokładnie uzyskał i w jakim kierunku mogły ich one popchnąć.
Bo to mogło być nic. Nic wielkiego. Nic specjalnego.
A mogło być… coś. Brenna nie była pewna co i bała się o tym myśleć – bo te myśli zaczynały od razu dryfować do wszystkiego, co stało się podczas Beltane. Szanse na to, że ktoś ze śmierciożerców zainteresuje się sprawą nie były niby bardzo wielkie, ale… jednak… istniały.
Tego wieczora po raz pierwszy od dawna wypadła więc z pracy równo o czasie, być może szukając paru kolegów, ale pracoholizm pracoholizmem, Zakon Feniksa zawsze miał pierwszeństwo. I ledwo przyszła do domu (no dobrze, po obowiązkowym przywitaniu ze stadem psów i złamaniem psich serc tym, że natychmiast nie zabrała ich na spacer – chociaż na tym na pewno były, bo dzisiaj miały je wyprowadzić Dani i Lucy…), niemal natychmiast popędziła na pierwsze piętro i skierowała się ku pokojowi Morpheusa.
Zapukała, chociaż podejrzewała, że wiedział, że tu jest. Nawet jeśli nie podpowiedziało mu tego jasnowidzenie, to popiskiwania Gałgana i potem tupot jej nóg oraz psich łap na schodach były ciężkie do przegapienia. Odczekała grzecznie chwilę, a potem pchnęła drzwi i zajrzała do środka.
– Cześć. Możemy pogadać o szatach i modzie. Powiedziałabym, że w celu zrobienie z ciebie najprzystojniejszego mężczyzny na Lammas, ale nie wiem, czy Erik nie ukradnie ci tego tytułu – rzuciła żartobliwie, chociaż w duchu trochę się martwiła, co takiego usłyszy.