• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[noc z 8.07 na 9.07] Każda śmierć ma znaczenie

[noc z 8.07 na 9.07] Każda śmierć ma znaczenie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
06.02.2024, 15:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:50 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV

Brenna po raz trzeci przyjrzała się mapie i przeczytała dokładnie notatki, które sporządziła na temat sprawy. Jeszcze raz sprawdziła, czy zezwolenia, przez chwilę dostarczone jej przez osobę roznoszącą pocztę są kompletne i prawidłowo podpisane, a potem umieściła je w odpowiedniej teczce i też umieściła w szufladzie, którą następnie zapieczętowała zaklęciem i zamknęła na klucz.
Wreszcie wstała.
Heather akurat dziś nie było, Mavelle z kolei zajmowała się inną sprawą. Z Erikiem Brennę w pracy stosunkowo rzadko puszczano na akcje, a i ona jeśli gdzieś go ciągnęła, to zwykle tam, gdzie potrzeba było osobistego czaru, ewentualnie umiejętności rzucania zaklęć - niekoniecznie tam, gdzie człowieka czekało włażenie po schodach przecwipożarowych, a następnie włamywanie się przez okno do mieszkania w jednej z podlejszych dzielnic Londynu.
A wyglądało na to, że właśnie coś takiego będzie trzeba zrobić.
Pozostawali więc jej z obecnych i możliwych do wyrwania z Biura Hades McKinnon albo Aidan Parkinson. Ewentualnie mogłaby poczekać do jutra, ale Brenna nie lubiła czekać - czas był cenny i należało go wykorzystywać. Nie tylko dlatego, że na wolności biegał morderca i trzeba było upewnić się, czy to czarodziej i mają ruszyć w pościg, czy to mugol, i niestety pozostanie zawierzyć go kompetencjom mugolskiej policji. Przede wszystkim jutro mogło wyskoczyć coś znacznie pilniejszego...
- Aidan! - zawołała, kierując się do jego biurka, a potem posłała Brygadziście promienny uśmiech – fakt, że Parkinson uchodził za niezbyt przyjemnego człowieka, w niczym jej nie przeszkadzał, wszak uśmiechała się regularnie ostatnie kilka lat do Stanleya Borgina. A jednak… zazwyczaj uśmiechała się w ten konkretny sposób albo kiedy łgała komuś bezczelnie i prosto w oczy, wiedząc, że ta osoba z kłamstwa zdaje sobie sprawę, albo gdy chciała go namówić na zrobienie czegoś, co jest potencjalnie niebezpieczne, trudne lub nielegalne. W tym przypadku nielegalnie nie było (to znaczy było, ale tylko w świetle prawa mugolskiego, jako BUMowcy mieli pewne rzeczy w zakresie obowiązków), niebezpieczne na razie też nie (mordercy w mieszkaniu ofiary raczej się nie spodziewała), a czy będzie trudne… to się dopiero okaże. Na pewno jednak miało być nieco dziwaczne.
– Masz ochotę na dokonanie małego włamania? – spytała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#2
06.02.2024, 16:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.02.2024, 18:49 przez Aidan Parkinson.)  
To nie to, że Aidan był skończonym chamem i prostakiem - bo nim nie był. Nie należał też do przesadnie kulturalnych młodych ludzi, ale to nie było głównym powodem, dla którego część osób z biura go unikało. Powodem było jego nastawienie do obowiązków. W jego zachowaniu zawsze widać było irytującą manierę, jakby robił komuś łaskę samym faktem, że tu był. Nie migał się od pracy, nie pyszczył ludziom, którzy zajmowali od niego wyższe stanowiska i chyba tylko to sprawiło, że jeszcze nie wyleciał z hukiem. Parkinson był jednak znany z tego, że nienawidził części obowiązków, które miał tu każdy. Przy jednym z nich właśnie zastała go Brenna. Chłopak półleżał na biurku, z policzkiem przyciśniętym do blatu, i prawą ręką powolutku, w ślimaczym tempie, wypełniał raport. Merlinie, jakie to było nudne! Co z tego, że gdyby usiadł prosto i poświęcił na to 5 minut, to już dawno miałby biurokrację za sobą. No, prawie - bo z jego prawej strony piętrzył się stosik niewypełnionych kart. Można było więc powiedzieć, że Brenna spadła mu z nieba.
- Znam ten koci wyraz twarzy, inni zostawili cię na lodzie a potrzebujesz kogoś na teraz - stwierdził bezczelnie, odrywając głowę od biurka. Wlepił swoje niebieskie oczy w twarz Brenny, która mogła tego nie wiedzieć, ale miała przeróżne uśmiechy na różne okazje i powoli Aidan uczył się je rozpoznawać. Teraz miała minę kota, który właśnie przygotowywał się do srania na pustyni - była tak samo podekscytowana tym, co miało nadejść, że nie musiała nic więcej mówić, by go zainteresować. W gruncie rzeczy to nawet ją lubił, chociaż na jego gust gadała zbyt dużo, ale nie można było jej odmówić skuteczności. I nieszablonowego działania, które sam stosował.

Zmarszczył brwi, gdy wspomniała o włamie. Prawa dłoń odłożyła pióro z przesadną starannością, a niebieskie ślepia na chwilę oderwały się od sylwetki Longbottom, by nadzorować odkładanie narzędzia piśmienniczego. Już nawet nie kontrolował tych przesadnych ruchów, które innych wprawiały w kurwicę.
- To zależy - powiedział w końcu, łącząc dłonie na biurku. Przekrzywił lekko głowę, na powrót wlepiając spojrzenie w Brennę. - Jako przykładny brygadzista odpowiem ci, że nie wolno włamywać się do budynków, szczególnie jeżeli chce się zwinąć coś, co do ciebie nie należy. To łamanie prawa, a mamy świecić przykładem, nie?
Posłał jej leniwy uśmiech, lecz zaraz wstał i nachylił się w jej stronę odrobinę, tak żeby przypadkiem komuś nie przyszło do głowy, by robić za gumowe ucho.
- Jeżeli ty będziesz pisała z tego raport, to czemu nie. A jeżeli nie będzie z tego raportu, to tym lepiej. Prowadź - nie musiał brać kurtki, był lipiec i było ciepło. Sięgnął tylko po różdżkę, którą wyciągnął spod stosu na wpół wypełnionych raportów, i kiwnął Brennie że mogą iść. Nie pytał po co, dokąd i jaki był tego cel - już dawno nauczył się, że zadawanie tego typu pytań było bezsensowne. Co by mu odpowiedziała? Zobaczysz. Powiem ci później. Dowiesz się w swoim czasie. Mimo całego roztrzepania, braku snu i gadatliwości Longbottom nie prosiłaby go o coś nielegalnego, był tego pewien - do takich spraw na pewno miała wytypowaną inną ofiarę. Podejrzewał, że musieli trochę pobalansować na cieniutkiej nici, oddzielającej prawo od bezprawia - sam nie raz i nie dwa tak robił. - Aczkolwiek byłoby miło, gdybyś mi szepnęła na ucho później, o co chodzi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
06.02.2024, 18:21  ✶  
- E tam. Gdyby zostawili mnie na lodzie, po prostu zaopatrzyłabym się w łyżwy - zażartowała, a potem uśmiechnęła się nieco szerzej, kiedy wspomniał o tym całym świeceniu przykładem. - Nie wątpię, że świecisz nim niczym różdżka lumos w ciemną noc. Nie martw się, twój blask ani trochę nie przygaśnie, mam wszystkie potrzebne zgody, podpisane przez sędziego i papę Bonesa. Mugolska policja by się ze mną nie zgodziła, ale nie będziemy ich pytać o zdanie, prawda? - oświadczyła, po swojemu gadając nieco zbyt dużo tam, gdzie dałoby się to wszystko streścić w zaledwie paru słowach. - I oczywiście, że ja napiszę raport.
Mimo całego chaosu, który niekiedy ją otaczał, pod pewnymi względami była aż nazbyt uporządkowana i to była jedna z nich. Jej raporty były małymi dziełami sztuki, pełnymi odnośników, odnośników do odnośników, punktów, list załączników i tak dalej, i tak dalej. Znała Aidana Parkinsona dostatecznie długo, aby za żadne skarby nie być gotową powierzyć mu raportu ze sprawy, w którą się angażowała. Denerwowała się rzadko, jego maniery i te zachowania pokazujące, że on wcale nie chciał tu być, zwykle więc obserwowała z nieodgadnioną miną, nie zdradzając, co o tym wszystkim myśli… ale taki raport zdecydowanie wolała od początku napisać sama.
Kiedy wstał, odwróciła się, kierując do wyjścia. Z charakterystycznego munduru Brygady pozostały spodnie i koszula, bo wybierali się do mugolskiego Londynu, i choć panowała noc, nie chciała ryzykować, że zwróci na siebie uwagę. Na korytarzu skręciła ku atrium, skąd mogli się bezpiecznie teleportować.
- Mogę ci szepnąć nawet teraz, chociaż to cios prosto w serce, że nie piszesz się ze mną na każdy włam, jaki zechciałabym wymyślić... Mary Reed, mugolka, lat dwadzieścia. Zamordowana dwa dni temu, w wynajmowanej kawalerce. Dała nam cynk czarodziejka, której brat, mugol, pracuje w policji. Sprawa jest dziwna, dziewczyna i jej brat podejrzewają, że maczał w tym palce ktoś z naszych - wyjaśniła przyciszonym głosem, gdy zbliżyli się do atrium, o tej porze właściwie opustoszałego. - Uduszona, więc prawdopodobnie nie czarna magia, ale drzwi i okna były pozamykane od wewnątrz. Zabójca nie zostawił absolutnie żadnych śladów. To jeszcze nic takiego, ale jej sąsiadka przysięga, że tamtego dnia wyjrzała przez wizjer i widziała, jak ktoś stoi przed drzwiami Mary, po czym usłyszała trzask i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Co więcej podejrzewano przez chwilę mieszkającego w pobliżu chłopaka, bo stał przed kamienicą i dziwnie się zachowywał, ale okazało się, ze ktoś widział go tam w chwili, w której Mary zginęła.
To mogła być nadmiernie bujna wyobraźnia sąsiadki i bardzo sprytny przestępca, który jakoś wydostał się z mieszkania. W takim wypadku, niezależnie od tego, jak smutna nie byłaby śmierć Mary Reed, nie była to ich sprawa. Nie mogli nagle zacząć ścigać mugoslkich przestępców, naruszałoby to z dziesięć punktów ustawy tajności.
Jeżeli jednak ktoś zaklęciami zamknął i otworzył drzwi, teleportował się spod mieszkania, a wcześniej potraktował jakimś zaklęciem kogoś, kto zobaczył za wiele... to już było coś w obszarze ich zainteresowań, zwłaszcza że...
- Dwa tygodnie temu uduszono inną dziewczynę. Obie pracowały na ulicy. Niewykluczony ten sam sprawca. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy, to nieuchwytny, czarodziejski, seryjny morderca w mugolskim świecie. Mamy sprawdzić jej mieszkanie pod kątem magii. Może pogadać z tą sąsiadką, jeżeli uznamy, że to konieczne.
Pomijając sam fakt, że ich zadaniem było wyłapywanie takich gnid, jak szybko mugole zaczęliby tworzyć teorie spiskowe... będące blisko prawdy? Brennę bolała głowa na samą myśl.
Wyciągnęła z kieszeni karteczkę z koordynatami i podała ją Aidanowi.
– Widzimy się na miejscu czy masz jakieś pytania?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#4
06.02.2024, 19:10  ✶  
Aidan spojrzał na Brennę uważnie, wzrokiem wyrażającym pełne zaskoczenie i niedowierzanie. Nie do końca wiedział, czy ma poprosić o wodę na ten suchy żart, czy po prostu przetrzeć twarz dłonią i policzyć do dziesięciu. Wybrał więc opcję numer trzy - po prostu sięgnął po kubek i ostentacyjnie dopił jego zawartość.
- Słowo daję, Brenna, zaraz zacznę nosić przy sobie nie tylko fajki, ale i butelkę wody - skomentował tylko, przewracając oczami. Ale kącik ust mu drgnął. Tylko odrobinę, bo przecież nie pokaże jej, że jego poczucie humoru to prawdziwy rynsztok. Co było zabawne, patrząc na to, że w jego opinii właśnie do rynsztoka się udawali - nie mogło być inaczej, skoro mówiła o mugolskiej policji. Aidan czuł się od nich lepszy tak, jak każdy czystokrwisty (no, prawie każdy): bo potrafił czarować. Uważał ich za niekompetentnych i mocno ograniczonych, a na dodatek nieskutecznych w swoich działaniach.

Gdy wspomniała o ciosie prosto w serce, nie wytrzymał i prychnął. A może parsknął śmiechem? Zasłonił jednak usta wierzchem dłoni i zamaskował dźwięk udawanym kaszlem gdy tylko Brenna kontynuowała swoją przemowę. Po pierwsze: nie był aż takim dupkiem, żeby śmiać się jeśli chodziło o morderstwo, nawet jeśli chodziło o mugola. A po drugie: wolał wysłuchać wszystkiego teraz, niż potem dopytywać.
- Czemu myślą, że to ktoś od nas? - koleżanki czarodziejki-szlamy nie skomentował. Uważał, że praca nie była odpowiednim miejscem do wyrażania swoich poglądów, chociaż skrzywił się, gdy usłyszał że brudnokrwista razem z mugolem uważają, że to ktoś od nich. Odruchowo sięgnął po paczkę papierosów, ale w porę przypomniał sobie, że byli w budynku Ministerstwa. Tym razem głośno prychnął, tak by Brenna nie miała wątpliwości co do jego oburzenia. - No dobra, ten trzask i rozpłynięcie się w powietrzu mogą wskazywać na teleportację, ale skoro wszystko było zamknięte na cztery spusty od środka, to jakim cudem znalazł się na zewnątrz? Tylko skończony debil wyszedłby przed drzwi i się teleportował.
Nie przeczył, że czarodziej mógł być debilem, ale... Przecież łatwiej byłoby się teleportować w środku. Czemu tego nie zrobił? Zatrzymał się jednak i wyciągnął rękę w stronę ramienia Brenny, by ją zatrzymać.
- Weź na wstrzymanie, co? Ciężko połapać się w tej paplaninie, myśleć i iść za tobą jednocześnie - powiedział, marszcząc brwi. - Czemu uważasz, że ta kobieta sprzed dwóch tygodni też mogła zostać zamordowana przez tą samą osobę? Coś poza uduszeniem na to wskazuje? Jakieś punkty wspólne poza tym uduszeniem i faktem, że obie były kurwami? Poszlaki, plotki? "Trzaski" i rozpływanie się w powietrzu? Masz może raporty mugolskiej policji?
Zerknął na kartkę. A potem znowu na Longbottom. Niech mu odpowie na pytania, a potem się teleportuje. Ciekawiło go, czy Brenna zajęła się już bratem szlamy, czy jeszcze nie.
- Jeśli ich nie masz, mogę... Porozmawiać z tym mugolem. Może nieoficjalnie da nam kopię - porozmawiać, tak... Aidan potrafił być przekonujący. Nie dlatego, że był wybitnym oratorem, lecz dlatego, że parł jak taran i jeśli było trzeba: bił tam, gdzie bolało. Nie były to metody pochwalane przez Ministerstwo, ale tak jak Brenna czasem pracowała w cieniu, tak i Parkinson czasem robił pewne rzeczy w cieniu. Ważne, by dostali to, co chcą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
06.02.2024, 20:43  ✶  
Nie znała myśli Aidana na temat szlam i mugoli. Mogła zgadywać, jakie ten ma poglądy – Parkinsonowie nie należeli do najbardziej przyjaznych rodzin czystej krwi. Ale póki ktoś nie rzucał jej pewnych uwag w twarz, milczała, choćby dlatego, że w ten sposób więcej można było się dowiedzieć. W tej chwili liczyło się tylko to, żeby Parkinson dobrze wykonał swoją pracę, nie aby współczuł ofierze czy dobrze myślał o osobach, które się do nich zgłosiły.
– Aquamenti, Aidan, aquamenti – rzuciła Brenna, uśmiechając się lekko, po czym udała, że absolutnie nie dostrzegła ani uniesionego kącika ust, ani tego, że jego prychnięcie było w istocie śmiechem. A potem przystanęła, gdy Parkinson stwierdził, że słuchanie, myślenie i wędrówka są ciężkie na raz – kompletnie tego nie rozumiała, ale może ona po prostu czasem nie myślała… Właściwie na pewno czasem nie myślała.
Uniosła rękę, po kolei odginając kolejne palce.
– Raz. Sąsiadka widziała go tego samego dnia, ale prawdopodobnie nie w momencie, w którym dokonano zbrodni, a tuż przed nią. Mógł aportować się do środka, jeśli robił to na ślepo, to przez drzwi jest łatwiej niż z okolicy. Dwa. Obie uduszono w ten sam sposób, za pomocą ich własnych pończoch, przynajmniej tak twierdzi ten chłopak. Trzy. Obie były drobnymi blondynkami. Cztery. Objawy u tego mugola, którego podejrzewano, brzmią zdaniem tej dziewczyny, a pracuje w Lecznicy Dusz, jak efekt źle rzuconego oblivate. Jeśli chodzi o raporty, nie, ich nie mam, do nich trzeba będzie się dobrać, jeśli okaże się, że coś znajdziemy. Nie wiem nic o Mary Reed ani o poprzedniej ofierze oprócz tych rzeczy, nie mam pojęcia, czy coś je łączyło, czy nie. Przy tej pierwszej nie było żadnych podstaw do podejrzewania udziału magii, poza tym, że też wszystko było pozamykane, ale cholera wie, może to jakiś ten no… wyjątkowo uzdolniony ślusarz, czy co? Nie wiem, co mugole mogą zrobić z takimi zamkami. Na razie to tylko temat do sprawdzenia, dopiero do mnie wpadł. Może tak naprawdę nie ma w tym kompletnie nic więcej – wyjaśniła. Ostatecznie, jeśli okaże się, że nie było w tym żadnych czarów, to nie było potrzeby drążyć. A mimo najszczerszych chęci nie była w stanie być w kilku miejscach na raz i nie załatwiła na razie niczego poza papierkami: ach, jak ona zazdrościła stryjowi Morpheusowi tego zmieniacza czasu! Gdyby miała do niego dostęp, byłaby teraz w trzech miejscach na raz i starała się ogarnąć rozmowę z przynajmniej kilkoma osobami. – Jeśli potwierdzimy, że coś jest na rzeczy, to będzie następny krok – zgodziła się bez oporów odnośnie mugola. – Chociaż obawiam się, że trzeba będzie dopaść kogoś wyżej, a to będzie trudniejsze. To dzieciak, nowy w wydziale – uzupełniła. Podejrzewała, że brat mugolaczki nie ma wszystkich informacji, bo inaczej przecież by je im przekazał, skoro zależało mu, aby magiczna policja zainteresowała się tym wszystkim.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#6
06.02.2024, 22:58  ✶  
Mało kto znał przemyślenia Aidana w tej materii - i to nie dlatego, że się mało odzywał, lecz po prostu potrafił, w przeciwieństwie do niektórych, trzymać gębę na kłódkę. Zresztą wątpił w to, co słuszne, gdy tylko wyfrunął spod opiekuńczych skrzydeł rodziny. Ach, rodzina Parkinson... Ułożeni, oczytani ludzie, piękna para na zewnątrz i wewnątrz. Takiego wała.
- To jakaś nowa przyprawa? - zasunął jeszcze w odpowiedzi na to aquamenti, bo przecież nie przyzna się Brennie, że nie przepadał za zaklęciami, które tworzyły wodę. Jakoś tak kłóciły mu się z tym płomiennym imieniem i ognistym temperamentem.

- To ma więcej sensu - przyznał, kiwając głową. Jakoś tak założył, że pacan wylazł z mieszkania, zabezpieczył je i po prostu się teleportował. Być może po to, by siać chaos? Rzucić na kogoś konkretnego podejrzenie? Nie potrafił wczuwać się w umysły psychopatów, nie umiał wejść w ich buty i chociaż doskonale wiedział, w jaki sposób działają i poznał już kilka schematów, tak seryjni magiczni (lub nie) mordercy i ich motywy były dla niego kompletnie niezrozumiałe. Po prawdzie to nawet działania popleczników Voldemorta były dla niego niezrozumiałe, bo po co walczyć z kimś w taki sposób, skoro można było ich po prostu gnoić i okazywać swoją wyższość? Nawet nie to, że nienawidził szlamy, po prostu byli ludzie gorsi i lepsi. A on, rzecz jasna, był lepszy. - Mogłaś zacząć od tego, że jest aż tyle zbieżności, zamiast karmić mnie ochłapami.
Zauważył, lecz w jego głosie nie wybrzmiewała irytacja. Po prostu stwierdził fakt, bo gdy dopowiedziała to, co miała, to wszystko zaczęło się łączyć w jedną całość. Nie zmarnowali jednak za wiele czasu tą rozmową, a dla niego czas płynął odrobinę inaczej, więc i nie miał się o co złościć.
- Czyli debil, który nie potrafi wymazać pamięci, pozwala się przyłapać, morduje w ten sam sposób... Ech, kurwa, czemu mam wrażenie, że leziemy w pułapkę? - zapytał, drapiąc się po potylicy. Na wspomnienie o kimś wyżej niż zwykły policjant, Aidan wzruszył ramionami. - Możesz myśleć o nich co chcesz, ale mamy nad mugolami dużą przewagę. A jeśli zabronisz mi używać czarów, to po prostu z nim porozmawiam jak facet z facetem.
Wyszczerzył zęby, a potem chwycił kartkę i przeleciał po literach wzrokiem. Spojrzał Longbottom w oczy i cholera, czy ona właśnie zauważyła błysk świadczący o ekscytacji w jego oczach? Nie była w stanie mu się jednak przyjrzeć, bo Aidan niedbale zasalutował koleżance, a potem się teleportował na miejsce zbrodni.

Koordynaty były niezwykle dokładne - tak dokładne, że Aidan aportował się w środku mieszkania denatki. Kilka centymetrów od stołu w kuchni. Serce zabiło mu mocniej na myśl o tym, że wystarczyłoby odrobinę inaczej przeczytać współrzędne, instrukcje - i wylądowałby na stole lub w nim. I narobił takiego huku, że niechybnie ściągnąłby na nich uwagę całej mugolskiej policji. Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by o tym rozmyślać, bo obok niego pojawiła się Brenna, w tym charakterystycznym trzasku, o którym wspominała sąsiadka. Mieszkanie, w którym się znaleźli, było puste - zwłok oczywiście nie było, lecz drzwi zapewne zostały otaśmowane od zewnątrz, a technicy już wyszli. Czy zdążyli coś zepsuć, poprzestawiać? Parkinson rozejrzał się, na razie nie ruszając się z miejsca, a potem oświetlił dom krótkim Lumos. Byli w kuchni, drzwi były otwarte na oścież. Widzieli salon, a dalej: przymknięte drzwi do chyba sypialni? Obok były kolejne, pewnie na korytarz, bo różniły się od drzwi wewnętrznych. W salonie stała nieduża kanapa, dwuosobowa i nierozkładana, stolik kawowy i komoda naprzeciwko. Było też kilka regałów, stojak z gazetami i duża szafa przy drzwiach wyjściowych. W pokoju znajdował się też odbiornik oraz gramofon i całkiem pokaźna kolekcja płyt. Jedna z płyt była odpakowana i spoczywała na gramofonie, lecz igła była podniesiona, a urządzenie: wyłączone. Poza tym oboje dostrzegli pozostałości po technikach i policjantach. Kawałki taśmy policyjnej na ławie, woreczki strunowe, puste kartki i pędzel. Zdejmowali odciski? Najpewniej.
- Niechluje - mruknął, unosząc wyżej różdżkę. - No, to czego szukamy? Wszystko pewnie już zabrali, więc nie ma co tylko sprawdzić, czy są tu resztki magii.
Ale jednak jego zainteresował gramofon i w tamtą stronę zerkał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
08.02.2024, 09:29  ✶  
- Solennie obiecuję, następnym razem dostaniesz na dzień dobry dokładne wyliczenie punktowe wszystkiego, co wiem - przyrzekła, a kąciki ust drgnęły jej lekko. Aidan Parkinson zwykle wydawał się mało zainteresowany pracą, i nie znała go aż tak dobrze, by móc wyrokować, na ile jest to prawdziwa postawa, a na ile tylko poza. Ale tym razem chyba temat go zaintrygował, i nie chodziło nawet o jego minę czy spojrzenie, a o to, że dopytywał. - Chociaż teraz naprawdę sama wiem niedużo - dodała, bo była cała masa niewiadomych, i cała masa rzeczy do zrobienia. Rozmowa z sąsiadką, rozmowa z bratem mugolaczki, rozmowa z którymś z policjantów, prowadzących śledztwo, rozmowa z krewnymi ofiar, przeszukanie drugiego miejsca zbrodni i tak dalej, i tak dalej. W mieszkaniu Mary wszystko miało się dopiero zacząć... albo skończyć, jeżeli uznają, że jednak w całą sprawę prawdopodobnie nie jest zamieszana magia. - A to podobno ja jestem czarnowidzem - stwierdziła, uśmiechając się, chociaż na krótki moment. Bo spoważniała zaraz.
Chodziło w końcu o morderstwo. Nawet jeżeli nie dokonał go czarodziej, nie było powodem do żartów.
- Sama powiedziałabym, że jeśli to ktoś od nas, to właśnie osoba, której zdawało się, że ma taką przewagę nad mugolami, że nigdy nikt nie dopatrzy się w tym nic dziwnego - powiedziała z pewnym namysłem. Bo przecież czarodziei było tak niewielu w porównaniu z mugolami, że nie mieli szans wypatrzeć każdego przypadku.
Mieli "szczęście", że mężczyzna popełnił błędy.
Nie skomentowała słów o pogadaniu "w inny sposób". Nie miała zamiaru kłócić się, że nie mogą użyć zaklęć, jeśli będzie to potrzebne, by złapać czarodziejskiego przestępcę - chociaż pewnie przy próbie bicia policjanta już ona i Aidan mogliby się na siebie pogniewać. Nie była to jednak pora na to, aby roztrząsać. Nie odpowiedziała więc i aportowała się, zaledwie ułamek sekundy po Parkinsonie.
*

Rozejrzała się, gdy znaleźli się na miejscu, a potem wyciągnęła z kieszeni rękawiczki. Nie chciała, aby przypadkiem - gdyby policja tu wróciła - znalazła tajemnicze odciski palców, które ich zaalarmują.
- Śladów walki. Tego, że kogoś przyjmowała chwilę przed śmiercią. Tego, co robiła chwilę przed śmiercią - rzuciła pierwsze rzeczy, które przyszły jej do głowy, wodząc spojrzeniem po pomieszczeniu. Policja na pewno zabrała ciało, ubrania, pewnie pościel czy jakieś szklanki, by robić to mugolskie czary mary ściągania śladów, ale Brenna wątpiła, by tu sprzątali. Poprzewracane meble? Rozbite szkło? Ślad na ścianie? To mogłoby wskazywać na walkę. Starannie posprzątana sypialnia i kuchnia, dwa odsunięte krzesła, dwa talerze w zlewie albo na stole? Mogło podpowiadać, że kogoś świeżo przyjęła. A może łazienka będzie nosiła ślady tego, że właścicielka się w niej kąpała i nie zdażyła posprzątać? I tak dalej, i tak dalej... - Hm, chyba nie pracowała... tak całkiem na ulicy. Lepsi klienci? - zastanowiła się na głos, chyba mówiąc bardziej do siebie niż do niego, bo na pewno sam zauważył, że mieszkanie było dość duże. Nie mieli więc do czynienia z jedną z tych panienek "z ulicy", które ledwo wiązały koniec z końcem, Mary mogła mieć jakichś stałych, bogatszych klientów...
Zostawiła mu oględziny gramofonu i szafek, skoro od razu się do tego zabrał. Sama Brenna, starając się na razie niczego nie dotknąć, ruszyła przez pomieszczenie, mrucząc pod nosem zaklęcie i zgodnie z jego słowami faktycznie szukając śladów magii. Złocisty proszek zawirował, poszukując magicznych śladów. Nie mógł jej wskazać ani kto tu był, ani jakie zaklęcia rzucano, ani nawet kiedy... ale przez moment mignęły w nim ślady stóp. Tylko w jednym miejscu, przez moment – pewnie minęło zbyt wiele czasu, by mogła zobaczyć cokolwiek więcej – ale to już wiele mówiło.
Bo takie zostawiały w appare vestigum tylko magiczne istoty lub czarodzieje.
- Chyba jednak czarodziej - westchnęła Brenna. - Mamy nową sprawę – podsumowała, obracając się do niego, by zobaczyć, co takiego przyciągnęło uwagę mężczyzny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#8
08.02.2024, 11:57  ✶  
Zapewne było wiele osób, które nie chciały podpaść Brennie Longbottom - Aidan na szczęście nie należał do tego grona. Coś jednak w jego postawie sugerowało, że z jakichś powodów nie uderzyłby kobiety. Mało kto wiedział, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu Parkinsonów, a i on nie był skłonny do tego, by paplać na prawo i lewo o tym, co się wyprawiało. Lecz można było się domyślić, że stosunek do podnoszenia ręki na kobiety miał ugruntowane, solidne podstawy. Być może to właśnie dlatego tak zainteresował się tą sprawą? Nawet jeśli dotyczyła mugoli, którzy przecież byli gorsi, to wciąż dotyczyła kobiet. A to, że były kurwami, to już osobna kwestia. Nawet kurwy nie zasługiwały na taki los.

Aidan leniwym ruchem sięgnął do kieszeni spodni, by wyciągnąć rękawiczki. Ostatnie co chciał to zostawić odciski swoich palców na miejscu zbrodni.
- Podejrzewam, że mogli poprzestawiać niektóre rzeczy - powiedział, ruszając w stronę gramofonu. Wciąż była w nim płyta, ale nie widział opakowania. Ostrożnie zaczął otwierać szuflady i macać kartonowe, cienkie pudełka, by sprawdzić czego denatka słuchała. - Mieszkanie wygląda mimo wszystko na zadbane. Myślisz, że utrzymywała się głównie z kurwienia? Nie wygląda to na melinę, a tego bym się spodziewał.
Rzucił do Brenny, delikatnie przenosząc i podnosząc rzeczy. Nic. Aidan zmarszczył brwi. Czemu nie było tu pudełka? Zaraz jednak Brenna powtórzyła to, co sam powiedział. Kiwnął głową - myśleli więc podobnie. W teorii nie powinni kierować się stereotypami, ale ciężko było się ich wyzbyć. Kurwienie się było pracą dość niebezpieczną i z pewnością nie aż tak opłacalną.
- Może miała sponsora? - rzucił pytanie w eter, podejmując decyzję. Ostrożnie opuścił igłę na płytę i włączył gramofon. Z metalowej tuby popłynęły ciche dźwięki melodii.

Close to you
Why do birds suddenly appear, every time you are near?
Just like me, they long to be close to you.
Why do stars fall down from the sky, every time you walk by?
Just like me, they long to be close to you.


Aidan zamknął oczy. To jeden z tych hitów, który puszczali w radiu niemal non stop. Zadziwiający dobór repertuaru, patrząc na to czym się trudniła kobieta. Raczej nie puszczało się tego typu utworów swoim klientom, chociaż być może w ten sposób sprawiała, że przez chwilę czuli się wyjątkowi? Aidan podniósł igłę, by muzyka nie zaalarmowała sąsiadów.
- Mało o niej wiemy. Nie wiadomo czy kogoś miała, czy chciała z tym skończyć, czy nie kręcił się obok jakiś wyjątkowo namolny klient. Powinniśmy najpierw zdobyć raport mugolskiej policji - powiedział, przesuwając się do regału. Tam też nie było nic ciekawego, więc wrócił do kuchni i zajrzał do zlewu. Dwa kieliszki, z czego jeden stłuczony. Parkinson zmarszczył brwi. - Masz tam odłamki szkła?
Zapytał, ostrożnie wyciągając kieliszek ze zlewu. Obejrzał go, a potem odstawił na miejsce. Sięgnął do szafki obok i po prostu zaczął grzebać w śmieciach jak dzik w truflach.
- Butelka po winie... Fuj, resztki makaronu z jakimś sosem. Nie widzę talerzy, może ktoś je zmył i odłożył na miejsce. Duża porcja, pewnie nie zdążyli zjeść. Może nawet nie zaczęli. Wiesz co, Brenna? Myślę, że to była randka, może jakaś gra wstępna z klientem. Muzyka, wino, jedzenie. Brakuje tylko, kurwa, świeczek. Albo są w sypialni? Zerkniesz? - rękawiczki, poplamione czerwonym sosem, ściągnął i wywinął tak, żeby nie pobrudziły mu munduru. Nie miał zamiaru ich zostawiać nawet w koszu. Założył kolejną parę, przeszedł do salonu i stanął przy drzwiach do sypialni. Spojrzał na Longbottom i wykonał gest ręką, mówiący panie przodem.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
08.02.2024, 23:47  ✶  
– Sponsor, zamożniejsi klienci, może jakieś dodatkowe źródła dochodu? – wyliczyła Brenna, machnięciem różdżki pozbywając się pyłu, który ujawnił, że wcześniej był tutaj ktoś, kto również użył magii. Teraz mówiła znacznie bardziej rzeczowo niż zwykle, nie tak rozwlekle, tonem nie mającym w sobie nic ze zwykłej lekkości, bo byli na miejscu zbrodni i mieli sprawę.
Mieli czarodziejskiego mordercę.
Kogoś, kto mordował mugolki, wierząc że tu, w niemagicznym świecie, nigdy nie zostanie złapany.
Uniosła głowę, kiedy Aidan włączył gramofon. Przekrzywiła lekko głowę, wsłuchując się w dźwięki melodii, romantycznej i zdaniem Parkinsona nie pasującej do dziwki.
– Prostytutki też mogą marzyć – mruknęła, trochę gorzko, odwracając się, by zajrzeć do sypialni. – A może pogadasz z sąsiadką? Można załatwić to od razu. Nie chodzi tylko o tego mężczyznę, ale też mogła wiedzieć coś o Mary. Potem spotkanie z naszym informatorem, poda nam dane policjantów, od których trzeba będzie wyciągnąć raporty…
Nie miała zamiaru używać do tego pięści, ale confundusa i fałszywych papierów już tak. Byli czarodziejami i cóż, to stanowiło normalne metody postępowania. Z perspektywy mugoli moralnie naganne, z całą pewnością, ale Brenna nawet nie miała zamiaru tego rozważać. Skoro to była ich sprawa, musieli ją pociągnąć dalej.
Ale sąsiadka była pod ręką, a poza tym Brenna chciała po prostu pozbyć się Aidana z mieszkania, by sprawdzić kilka rzeczy po swojemu.
– Żadnego szkła. Jeśli jakieś było, policja je zabrała. Ślady po plamie na ścianie, trudno ocenić, jak stare – powiedziała, po czym wsunęła głowę do sypialni. Ostrożnie, bo nie chciała od razu wchodzić do środka i zaryzykować, że potencjalnie coś przeoczy, bo na przykład byłoby tuż za progiem. – Brak pościeli. Prawdopodobnie zabrana przez policję do badań. Brak śladów walki. Świeczek też brak.
Umilkła, a potem jej sylwetka rozmyła się i nagle nie było tam już Brenny, a wielka, czarna wilczyca. Zwierzę zadarło łeb, węsząc w powietrzu, pokręciło się po pomieszczeniu, obwąchało starannie łóżko. Tropów było wiele: zbyt wiele, bo kręcili się tutaj policjanci, technicy, patolog. Nie miała szans pochwycić śladu mordercy, ale…
– Zginęła chyba w sypialni. Poza uduszeniem musiał ją zranić albo ona jego, ciągle czuję słaby zapach krwi – rzuciła, kiedy zmaterializowała się z powrotem, klęcząc na podłodze. Woń krwi była jedną z tych, które ciężko pomylić z czymś innym. Ją oraz zapach czarnej magii Brenna wychwytywała bezbłędnie. – Nie czuję czarnej magii. Może ją unieruchomił zaklęciem, ale cokolwiek zrobił później, użył do tego własnych rąk – dodała, podnosząc się. A to oznaczało, że nie musieli przekazywać informacji do Biura Aurorów, przynajmniej na razie. – Z tego co mówisz, ktoś był tu wcześniej. Morderca? Ale jeśli on, czemu aportował się pod drzwiami? Sąsiadka się myliła? – mruknęła, w ostatniej chwili powstrzymując odruch przeczesania włosów palcami, bo miała przecież na dłoni rękawiczkę. Zbliżyła się do szafy i otworzyła ją ostrożnie, rzuciła okiem na ubrania w środku. Chociaż zwykle widywało się ją w mundurze albo w mugolskich, obszarpanych ciuchach, była Potterowną i jedno spojrzenie wystarczyło jej, aby postawić wniosek. – Ubrania dobrej jakości. Faktycznie miała pieniądze.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Let's start a fire
Ciemne włosy i niebieskie oczy. Wysoki, na oko 180 cm wzrostu. Młody, z gładko ogoloną twarzą i wiecznie znudzonym wyrazem twarzy. Uśmiech iście cwaniacki, sugerujący złośliwość.

Aidan Parkinson
#10
09.02.2024, 21:08  ✶  
Aidan spojrzał na Brennę krzywo. A może porozmawiasz z sąsiadką... to brzmiało tak, jakby chciała się go pozbyć. Coś kombinowała? A może Panna Brenna Longbottom nie lubiła rozmawiać z innymi? Na samą myśl o tym Parkinson pokręcił głową sam do siebie. Nie, Brenna kochała gadać, mogła nawet gadać do siebie, tu musiało chodzić o coś innego. Westchnął, a na jego usta powrócił ten krzywy, niezadowolony grymas.
- Nie możesz ty? Nie lubię starych, wścibskich bab - powiedział, sięgając do kieszeni spodni. Wyciągnął paczkę papierosów i obrócił ją w dłoniach. On by sobie wtedy na spokojnie wyszedł, zapalił i zebrał myśli, podczas gdy Brenna by trajkotała z kobietą, która lubi podglądać innych przez wizjer. Nie bez powodu na tę część drzwi mówiono także Judasz. - No pewnie, zmieniaj się, nie przeszkadza mi to, chętnie popatrzę na twój porośnięty futrem tyłek, to moje skryte marzenie.
Burknął kąśliwie, odwracając głowę w porę, by ominęła go przyjemność obserwowania przemiany. Nie to, że była obrzydliwa, bo nie była, ale coś w niej powodowało w Aidanie dyskomfort. Magia magią, ale jego mózg zaliczał potężnego laga za każdym razem, gdy animag przemieniał się na jego oczach. Sam nie wiedział czemu tak się działo - tak po prostu było.
- Może się nad nią pastwił. Nie wiemy tego, bo nie mamy raportu - zauważył po raz kolejny, przestępując z nogi na nogę. Brak podstawowych informacji o ofierze i liczbie oraz rodzaju jej ran zaczynał go drażnić. Mogli tu sobie siedzieć i nawet zamówić pizzę, a potem gdybać przez następny miesiąc, dopóki ktoś nie sprzeda mieszkania i nie postanowi go sprzątnąć na błysk, by - skutecznie zatajając informację o morderstwie - sprzedać je z zyskiem. Albo wynająć. Landlordzi to były czasem kurwy bez sumienia, jeszcze większe niż tacy na przykład śmierciożercy. - Może to był on. Słuchaj: zakochany klient sponsor, dla którego mimo zapewnień nie chciała rzucić swojej pracy. Rozmawiali o tym przy romantycznej kolacji, wkurwił się i ją po prostu zajebał. Sprzątnął co trzeba przy pomocy magii i potem się teleportował... Tylko czemu przed drzwi? Nie wiem, może debil, tak jak mówiłem. Albo drugi scenariusz: przygotowała kolację ale pierwszy był morderca. Posprzątał trochę, żeby zatrzeć ślady, a potem zwiał. A osoba, na którą czekała, pocałowała klamkę, nie wiedząc że Mary nie żyje.
Może i wydawał się być leserem i parszywym leniem, który jeden raport wypełnia przez tydzień, ale nie można było odmówić mu dedukcji, łączenia faktów czy wymyślania w miarę logicznych scenariuszy, bazując na zaledwie strzępkach informacji, które posiadał. Parkinson wzruszył ramionami, a potem podszedł do okna i zerknął na ulicę.
- Dobra, nie wiem co kombinujesz, ale jeśli masz zamiar przymierzać jej sukienki, to ja spadam. I, w przeciwieństwie do naszego mordercy-kretyna, aportuję się do PUSTEJ uliczki o tam, a potem jak człowiek myślący po prostu zapukam do drzwi sąsiadki i ściemnię jej, że jestem z policji - albo machnie różdżką i użyje zaklęcia, by mu uwierzyła. Ale tego nie musiał mówić na głos. - Spotkamy się za jakiś kwadrans w alejce?
Chciał ustalić przybliżony czas i miejsce, zanim pójdzie do tej baby na spytki. Bo nie będzie potem za Brenną latał.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3985), Aidan Parkinson (4764)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa