07.02.2024, 02:11 ✶
Każda seria niefortunnych zdarzeń ma swój początek; jakiś punkt zapalny, informujący Wszechświat, że od tego momentu musi zmobilizować swoje wszystkie siły, by uczynić bardziej nędznym los wybranego śmiertelnika. Wspomnianym punktem nie musiało być nic wielkiego i szczególnie wartego uwagi; wręcz przeciwnie, mógłby to być drobiazg zupełnie nieważny, jak na przykład źle przyszyty guzik mankietu, który pewnego letniego popołudnia postanowił na dobre pożegnać się z matulą koszulą, spakować swoje skromne nitkowe bagaże i ruszyć w świat! Mógł być to też list, który zbłąkana sowa podrzuciła do błędnego adresata. Albo coś jeszcze mniejszego, jak koniczyna przy wiejskiej drodze zerwana przez dzierlatkę.
Historia Perseusa zaczyna się od bukietu róż.
Nie były to jednak zwykłe kwiaty - ich herbaciane płatki gryzły się z wnętrzem gabinetu Blacka, podobnie jak gryzł się błękitny flakon, w którym zostały postawione. Naczynie natychmiast rozpoznał, stało najczęściej w dyżurce pielęgniarek w głównym gmachu Lecznicy Dusz lub na recepcji; tam wypełnione świeżo ściętymi frezjami, bzem lub najpospolitszymi polnymi chabrami cieszyły oko zarówno pacjentów, jak i personelu, czyniąc to miejsce chociaż mniej smutnym i bardziej przystępnym. Nie potrafił jednak pojąć skąd flakon pojawił się nagle w jego osobistej służbowej przestrzeni, w dodatku wypełnione jasnymi różami. Wprawdzie nieszczególnie się znał na symbolice kwiatów oraz ich kolorów, ale był pewien, że nie miało to żadnego niestosownego wydźwięku. Życzliwość oraz wdzięczność to dwa pierwsze słowa, jakie zagościły w głowie Perseusa, gdy patrzył na ten osobliwy element wystroju.
Pozostawało pytanie, kto i w jakim celu je tam zostawił. Podrapał się po karku, próbując rozwikłać tę zagadkę. Nie zważał przy tym na to, że stał wciąż w progu własnego gabinetu, z drzwiami otworzonymi na oścież i gapił się w przestrzeń. Jego współpracownicy już tego przywykli - Black potrafił niekiedy urwać w połowie zdania i wpatrywać się w ścianę, a myślami był gdzieś daleko. Nie oznaczało to jednak, że zaniedbywał swoją pracę. Wręcz przeciwnie, w takich chwilach szukał właśnie rozwiązania problemu. Nikt na Perseusa nie narzekał - może oprócz Simone Malfoy, ale jak to mówiło stare czarodziejskie przysłowie (które właśnie wymyślił) martwi i ryby głosu nie mają. Zatem można skwitować jego pracę słowami pełen profesjonalizm.
Z zamyślenia wyrwały go kroki; elegancki stukot równie eleganckich damskich obcasów na starej drewnianej podłodze. Odwrócił się, obdarowując mijającą go praktykantkę serdecznym uśmiechem. Dziewczyna - młoda adeptka sztuki niesienia pomocy potrzebującym - nieśmiało odwzajemniła jego gest, a leki na tacy, którą niosła, zadrżały nieznacznie.
— Dzień dobry, doktorze Black — przywitała się, unikając jego spojrzenia, zupełnie tak, jakby sama obecność Perseusa ją onieśmielała. Cóż za nonsens!, pomyślał magipsychiatra, przyglądając się jej spąsowiałym policzkom. Czarownica była w trakcie kursów uzdrowicielskich i została wysłana do Lecznicy Dusz w ramach przyuczenia do przyszłego zawodu. Czy wybierze magipsychiatrię jako swoją specjalizację? To byłoby całkiem... sympatyczne. Magiczna służba zdrowia miała cały sztab uzdrowicieli od ciała; stale brakowało tych od duszy.
— Dzień dobry, panno... — przeciągnął "o", starając się przypomnieć sobie godność dziewczyny. Na Merlina, przedstawiała mu się zaledwie tydzień temu! Jakże mógł zapomnieć? Och, potrzebował urlopu, by odpocząć od tego wszystkiego, co działo się wokół niego. Czuł się jak samotna skarpetka rzucona do mugolskiej pralki - pozwalał losowi na kręcenie nim w bębnie życia, bezwiednie mu się poddając. Nie miał zresztą wyboru, siły fizyki przyciskały do ścianki, nie pozwalając się poruszyć.
— Brown — pośpieszyła mu na ratunek dziewczyna, wciąż niepewna tego, czego powinna się spodziewać po ekscentrycznym magipsychiatrze. Czyżby wyglądał groźnie? Być może poirytowanie odrobinę odcisnęło się na jego twarzy, jednak każdy człowiek byłby zirytowany, gdyby jakiś nieznajomy kręcił się w jego twierdzy (w tym przypadku gabinecie)!
— Ależ tak, naturalnie, panna Brown — nic dziwnego, że zapomniał, skoro miała tak pospolite nazwisko. Brown, co to w ogóle miało znaczyć? Jak można mieć nazwisko od jakiegoś koloru? Brown! Co następne? Green? A może Black? Och, zaraz... — Panno Brown, czy wie panna skąd wzięły się te kwiaty?
Twarz dziewczęcia natychmiast się rozpromieniła.
— Tak, sama je tutaj przyniosłam — oświadczyła dumnie — Ktoś zostawił je rano na recepcji. Nie było żadnego listu, jedynie na bileciku pisało, że są dla pana i... — umilkła, wpatrując się w twarz Perseusa. Co tym razem w niej dojrzała, że pobladła? — Czy... czy zrobiłam coś nieodpowiedniego?
— Ależ skąd! Dziękuję serdecznie za zajęcie się kwiatami — powiedział Perseus. Wyciągnął nawet do niej dłoń, aby ją uścisnąć, zapominając przy tym, że dziewczyna ma przecież już w rękach tacę. Dygnęła więc w odpowiedzi, a on cofnął dłoń, czując się coraz bardziej niezręcznie. — Cóż.... Umm... Nie będę już pannie przeszkadzał, pacjenci z pewnością czekają na leki. Jeszcze raz dziękuję i życzę miłej pracy.
Nim praktykantka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Perseus zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Znalazł się sam na sam z kwiatami, które zjawiły się znikąd. Czy to był pomysł Vespery? Nie, to chyba nie ona. Przyszła żona podarowałaby mu raczej czerwone kwiaty lub czarne - na tyle zdążył poznać jej estetykę. Chyba, że w ten sposób chciała mu przekazać coś, czego nie były w stanie wyrazić słowa. Powinien ją o to zapytać, gdy wróci do domu. Ich domu. Jak to ładnie brzmiało! A co jeśli te kwiaty nie są od Vespery? Co jeśli to jakaś pacjentka, która liczyła na małe tête-à-tête poza godzinami pracy? Nie, lepiej jej nie powie. Niepotrzebnie by się tylko zdenerwowała, a to nie byłoby dobre ani dla niej, ani dla dziecka, ani dla Perseusa. Czy to był jakiś żart? Jeśli tak, to któżby chciał zakpić z Blacka? Cóż, lista była długa - sam jeszcze niedawno wysyłał osobliwe listy.
Westchnął ciężko, mierząc bukiet wzrokiem, jakby był jego największym wrogiem. W pewnym sensie tak było - niewiedza odnośnie tożsamości tego, kto stał za tym osobliwym podarkiem, sprawiała, że każdy mięsień jego ciała napinał się niespokojnie. Ale zaraz, chwileczkę! Przecież ta przemiła dziewczyna wspomniała, że w środku był bilecik! Być może Perseusowi uda się odkryć tożsamość nadawcy po samym charakterze pisma lub odnajdzie w krótkiej notatce jakąś wskazówkę. Jak pomyślał, tak zrobił i w następnej chwili pochylał się nad różami, szukając pośród nich kawałka kartoniku. Znalazł go wreszcie - zapisany był starannym pismem, ale zupełnie niepodobnym do żadnego mu znanego. Zaklął więc pod nosem siarczyście.
W tej samej chwili dotarł do niego słodki, kwiatowy zapach. Zbyt słodki, jak na jego gusta, bowiem zaraz potem poczuł, jak kręci go w nosie. Na domiar złego, wraz ze zbliżającym się kichnięciem, poczuł to charakterystyczne uczucie ciągnięcia w pępku, które pojawiało się za każdym razem, gdy człowiek (a będąc bardziej dokładnym - czarodziej) przymierzał się do teleportacji. Rozszczepię się zaraz!, pomyślał przerażony i nie wiedział już, czy łzy w jego oczach to efekt fizjologii, czy przerażenia. Rozszczepię się zaraz, rozerwę na kawałki, rozrzuci mnie po całej Anglii i nikt nigdy mnie nie odnajdzie! Elliott pomyśli, że znów wyjechałem bez słowa, że zostawiłem ich wszystkich, bo przestraszyłem się odpowiedzialności. Śmiertelnie się na mnie obrazi za to, że zginąłem w tak głupi sposób! Mój najbliższy i najdroższy przyjaciel!
Kichnięcie. A po nim cichy świst.
Zastawa zadrżała, kiedy postać odzianego w biały kitel lekarski Perseusa wylądowała na stole w jadalni Elliotta Malfoya. Na domiar złego, jego twarz wylądowała w wazie zupy (na szczęście już nieco ostudzonej), zachlapując tłustymi plamami biały obrus, zaś jego dłoń wylądowała w sorbecie przeznaczonym na deser. Ale że stół wytrzymał jego ciężar? Trzeba pogratulować stolarzowi, który go wykonał.
Upokorzony i nieco obolały magipsychiatra podniósł wzrok na swojego osłupiałego przyjaciela oraz towarzyszącego mu syna (najwidoczniej trafił na porę obiadową w domu Malfoyów), wytarł twarz rękawem kitla i uśmiechnął się nieco głupkowato. To znaczy, w taki sposób, w jaki zawsze uśmiechał się w tych sytuacjach, jakby zaraz miał powiedzieć co złego, to nie ja. I rzeczywiście, podobne słowa padły zaraz z jego ust.
— Elliott, to nie tak jak myślisz — zaczął ostrożnie, schodząc ze stołu — Eee... Chciałem powiedzieć, że nie wiem co myślisz, ale jeśli myślisz, że zrobiłem to celowo, to wcale tak nie było. Właściwie, to wszystko jest winą tych przeklętych róż. Kto wysyła magipsychiatrze róże? Była jeszcze ta dziewczyna, Brown ma na nazwisko. Rozumiesz? Brown! Wydaje mi się, że ona zrobiła to celowo, żebym się rozszczepił. Przyniosła te przeklęte róże do mojego gabinetu i postawiła na środku w tym obskurnym niebieskim wazonie. A jaka dumna przy tym była! Ciii.... Nic nie mów, Elliocie. Wiem, wiem, zaraz powiesz, że oszalałem. Może i tak, ale dzieje się tyle rzeczy, z którymi nie umiem sobie poradzić! Opowiem ci zresztą podczas spotkania Błękitnych Koszul. Na czym to ja stanąłem...? Ach tak, róże. Niedobre kwiaty! Wyobraź sobie, że od ich zapachu zakręciło mi się w nosie, ale tak zwyczajnie, bo miałem wrażenie, że zaraz się teleportuję, a co gorsza, rozszczepię przy tym! Pomyślałem wtedy o tobie, bo przecież byłbyś zły, gdybym zniknął, no i... oto jestem — uśmiechnął się koślawo, a potem zwrócił się do Nicholasa i podał mu na powitanie dłoń. To znaczy, tylko palca — Cześć, maluchu!
Wyprostował się i odkaszlnął.
— Przepraszam za ten chaos. Pozwól, że go naprawię — mówiąc to wyjął z kieszeni różdżkę i machnął nią, próbując sprawić, aby rozlana na obrus zupa wróciła do wazy. Tymczasem jedyne, co Perseusowi się udało, to przewrócić naczynie i wylać całą jego zawartość na stół. Natychmiast schował różdżkę za plecami. — Wybacz... To do zobaczenia wkrótce, cześć!
Po tych słowach jak gdyby nigdy nic wybiegł z mieszkania (a raczej wyszedł tak szybko, na ile pozwalała mu noga, gdy nie wspomagał się laską, która została w Lecznicy) i zostawił skonfundowanego Elliotta oraz jego syna z rozlanym talerzem zupy. Co za dzień!
Koniec sesji
![[Obrazek: 2eLtgy5.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=2eLtgy5.png)
if i can't find peace, give me a bitter glory