30.03.2024, 21:47 ✶
– To możliwe. Obawiam się, królowo, że nie znam się na roślinach nawet w połowie tak dobrze, jak twoja mama i Dora – przyznała Brenna bez oporów. Może inni lubili utrzymywać dzieci w przekonaniu, że każdy dorosły wszystko wie najlepiej, ale ona nie przepadała za udawaniem, że zna się na dziedzinach, o których w rzeczywistości nie miała pojęcia. Lepiej niech dzieciak od razu wie, że każdy ma swoje mocne i słabe strony. A teraz… nie chciała tutaj ani straszyć Mabel, ani okłamywać jej tak wprost.
Miała cholerną nadzieję, że Crawleyówna naprawdę użyła jakiegoś cudownego nawozu i stąd roślina tak wyrosła w zaledwie kilka godzin.
– Nie sądzę. Zaklęcia miały tylko chronić ogródek… a zwiększyć roślinę za pomocą zwykłego czaru można, ale on straci moc, jeśli nie zostanie specjalnie wzmocniony i rośliny i tak znów zmaleją – wyjaśniła, starając się ubrać tę podstawę teorii magii w jak najprostsze słowa. Mięśnie jej ramion zesztywniały za to nieco, kiedy Mabel zasugerowała, że być może sprawił to ten kwiatek…
Nie, to nie było możliwe, ale…
– Też mogę go obejrzeć? – zapytała, siląc się na spokojny ton, chcąc zabrać roślinę z dłoni chrześnicy. Tak na wszelki wypadek. Przyszło jej właśnie do głowy, że rośliny bywały różne, zwłaszcza te magiczne. Mogły szkodzić nie tylko zwierzętom. Co jeżeli Mabel trzymała właśnie w rączce kwiatka, który mógł nagle wyhodować sobie zęby, jak ta wredna, chińska kapusta, którą kiedyś pokazywano im na zielarstwie w Hogwarcie? Albo jeżeli okaże się, że roślina była trująca i sam dotyk wystarczył, aby zaszkodzić? Brennę zmroziło trochę na samą myśl i przejmując kwiatka przy okazji rzuciła okiem na rączkę dziewczynki, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Pomyślała, że jak tylko dojdą do domu, musi poprosić skrzatkę, żeby szybko znalazła Gałgana… tak na wszelki wypadek. – W takim razie co powiesz na to: pójdziemy teraz do domu, umyjemy ręce… Bardzo, bardzo dokładnie umyją ręce. – Przejrzymy atlas kwiatów, ale jeżeli nic nie znajdziemy w pół godziny, zjemy kolację, dobrze? A potem poprosimy o pomoc Franka albo Dorę, może któreś z nich będzie wiedziało, co to za kwiatek.
I skąd, u licha, Gałgan go wykopał.
Brenna, z kwiatem znalezionym przez Mabel w ręku – o swoją rękę bała się jednak trochę mniej niż o ręce Mabel – drugą dłoń oparła na ramieniu chrześnicy i po chwili obie z powrotem znikły w Warowni.
Wydawało się jej jeszcze, że kątem oka wyłapuje jakiś ruch przy krzewach. Zupełnie jakby ich gałęzie poruszały się, choć tego wieczora nie wiał wiatr.
Ale może to było tylko złudzenie…
Miała cholerną nadzieję, że Crawleyówna naprawdę użyła jakiegoś cudownego nawozu i stąd roślina tak wyrosła w zaledwie kilka godzin.
– Nie sądzę. Zaklęcia miały tylko chronić ogródek… a zwiększyć roślinę za pomocą zwykłego czaru można, ale on straci moc, jeśli nie zostanie specjalnie wzmocniony i rośliny i tak znów zmaleją – wyjaśniła, starając się ubrać tę podstawę teorii magii w jak najprostsze słowa. Mięśnie jej ramion zesztywniały za to nieco, kiedy Mabel zasugerowała, że być może sprawił to ten kwiatek…
Nie, to nie było możliwe, ale…
– Też mogę go obejrzeć? – zapytała, siląc się na spokojny ton, chcąc zabrać roślinę z dłoni chrześnicy. Tak na wszelki wypadek. Przyszło jej właśnie do głowy, że rośliny bywały różne, zwłaszcza te magiczne. Mogły szkodzić nie tylko zwierzętom. Co jeżeli Mabel trzymała właśnie w rączce kwiatka, który mógł nagle wyhodować sobie zęby, jak ta wredna, chińska kapusta, którą kiedyś pokazywano im na zielarstwie w Hogwarcie? Albo jeżeli okaże się, że roślina była trująca i sam dotyk wystarczył, aby zaszkodzić? Brennę zmroziło trochę na samą myśl i przejmując kwiatka przy okazji rzuciła okiem na rączkę dziewczynki, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Pomyślała, że jak tylko dojdą do domu, musi poprosić skrzatkę, żeby szybko znalazła Gałgana… tak na wszelki wypadek. – W takim razie co powiesz na to: pójdziemy teraz do domu, umyjemy ręce… Bardzo, bardzo dokładnie umyją ręce. – Przejrzymy atlas kwiatów, ale jeżeli nic nie znajdziemy w pół godziny, zjemy kolację, dobrze? A potem poprosimy o pomoc Franka albo Dorę, może któreś z nich będzie wiedziało, co to za kwiatek.
I skąd, u licha, Gałgan go wykopał.
Brenna, z kwiatem znalezionym przez Mabel w ręku – o swoją rękę bała się jednak trochę mniej niż o ręce Mabel – drugą dłoń oparła na ramieniu chrześnicy i po chwili obie z powrotem znikły w Warowni.
Wydawało się jej jeszcze, że kątem oka wyłapuje jakiś ruch przy krzewach. Zupełnie jakby ich gałęzie poruszały się, choć tego wieczora nie wiał wiatr.
Ale może to było tylko złudzenie…
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.