28 lipca 1972, Islandia - domostwo Nordgersimów
Hjalmar Nordgersim & Pandora Prewett
Na świecie ciągle zachodziły jakieś zmiany. Jako, że los nikogo nie oszczędzał, zmiany, musiały też nadejść i w prywatnym życiu. Nie oszczędziło to nikogo, a już na pewno nie Hjalmara. Tego samego Islandczyka, który swoim uporem dorównywał przysłowiowemu osłu, zwłaszcza w kwestii odpoczynku i urlopu. Zawsze uparcie twierdził, że go nie potrzebuje i jest w porządku, a praca po 16 godzin dziennie to jest to. Wszystko jednak do czasu.
Pewien sojusz czy przymierze zawarte między południem, a północom chciało to zmienić. Obydwie strony miały swoje reprezentantki. Turcję reprezentował kwiat Orientu w postaci Pandory, a Islandię gwiazda zwaną Njalą. Najważniejsze było jednak to, że pełniły one bardzo ważne role w życiu Nordgersima i tym samym brał ich zdanie pod uwagę we wszelkich kwestiach. Oczywiście była jeszcze Lisa, która całkowicie skradła jego serce ale na całe szczęście nie mogła jeszcze opowiedzieć się po żadnej ze stron.
Kiedy atakowały go w pojedynkę, miał szanse jakoś się bronić, próbować się wymigać czy cokolwiek wymyślić. Kiedy robiły to we dwie - nie było takiej możliwości. Jedna dopełniała drugą dzięki czemu zyskiwały całkowitą przewagę nad biednym Hjalmarem, który nie bardzo potrafił sobie z nimi poradzić. To było po prostu zaskakujące jak się dogadywały. Nie musiały nawet rozmawiać - wystarczył gest, spojrzenie czy jakiś wyraz twarzy. Rozumiały się bez słów co jeszcze bardziej utrudniało Islandczykowi wszelkie próby rozczytania ich "enigmy".
Zgodził się. Pozwolił sobie wejść na głowę i przekonać się do tygodniowego urlopu na Islandii. Plan był prosty - mieli nawdychać się świeżego powietrza, odwiedzić kilka razy Svennsonów i nacieszyć się ciszą wraz ze spokojem. Mieli po prostu odpocząć. Odetchnąć od tego wielkomiejskiego zgiełku. W końcu w tej części wyspy, domostwa były oddalone od siebie o kilkadziesiąt, jak nie kilkaset metrów, co tylko sprzyjało szeroko pojętemu rozluźnieniu.
Pojawienie się Hjalmara i Pandory w domu u Njali i Ivara, sprawiło, że wyprawili wielką i huczną biesiadę. Zebrali chyba całą swoją rodzinę jak i większość sąsiadów. Nordgersimowi oczywiście się to za bardzo nie podobało, wszak nie uważał swojego przyjazdu za jakiś najlepszy powód do świętowania, ale rudowłosa miała najwyraźniej inne zdanie na ten temat. Podobnie jak zawsze - nie miała zamiaru też o tym dyskutować. Miało tak być i tyle, kropka.
Impreza była udana, chociaż w dłuższym rozrachunku była męcząca. Była też początkiem choroby, który dopadła dwójkę przybyszów z odległej Anglii. Tam gdzie dużo dzieci, tam duża szansa na rozłożenie się. Było to ryzyko z którym musieli się liczyć, wybierając się na Islandię. Przy takim obrocie spraw, musieli zrewidować swoje plany. Wycieczki piesze, napawanie oczu dobrem flory i fauny, musieli zamienić na leżenie pod kołdrami i odpoczywanie. Czy to nie było właśnie to czego chcieli?
Trochę tak, ale też trochę nie do końca. Na pewno nie tak to sobie wyobrażali. Mieli bardzo ambitne plany, które najwidoczniej miały się nie ziścić. Nic jednak straconego - o tym był przekonany Hjalmar. W końcu mieli siebie, więc czy potrzebowali kogokolwiek innego? Nordgersim oczywiście nie puściłby do domu Pandory. Nie w takim stanie w jakim się znalazła. Chciała lub nie - musiała zostać i wyzdrowieć nim mogłaby się gdzieś udać.
Czym prędzej poinformował listownie Njalę o ich przypadłości, a ta nie zostawiła ich na pastwę losu. Codziennie rano przynosiła im coś dobrego do jedzenia i w razie potrzeby odpowiednie lekarstwa, które wykonała własnoręcznie - była bardzo utalentowaną zielarką i eliksirolożką.
Gorączka i grypa zebrały swoje żniwa na ich wymęczonych duszach i ciałach. Przez większość tego czasu byli cieniami samych siebie. Siedzieli w ciszy i co jakiś czas upewniali się, że drugie jeszcze dycha i nie grozi mu niebezpieczeństwo.
Piątek jednak był całkiem łagodny w kwestii choroby. Hjalmar był w stanie się ruszać i nie bolała go głowa. Zyskał jakieś chęci do życia, więc korzystając z okazji, przebrał kilka ubrań z szafy, które tutaj zostały po ich wyjeździe do Wielkiej Brytanii. Wolał na wszelki wypadek przygotować im kilka koszulek na wypadek tego jakby jutro miało go znowu zmieść z planszy.
Przeszukując koszule natrafił na swój stary garnitur. Wiedział, że musi go przymierzyć. Czym prędzej udał się na szybki prysznic, a następnie przywdział strój i czym prędzej ruszył do Pandory, aby się jej w nim pokazać. Lekko też zaczesał sobie włosy, co by nie wyglądać jak bezdomny. Dobrał też do tego zegarek, zupełnie jakby mieli iść do jakiejś drogiej restaruacji - nawet jeżeli dalej siedzieli w domu i nie chcieli się nigdzie ruszać. Pozwolił też sobie na odrobinę perfumów - komplet musiał być pełen. Nie było miejsca na żadne nie doróbki.
- Jak się czujesz? - zapytał, pojawiając się w salonie - Znalazłem swój stary garnitur i powiem Ci, że... - wyprostował rękawy, aby im się lepiej przyjrzeć - Wygląda całkiem dobrze nadal. Ciekawość jest jedną z największych pułapek. Nie mogłem się powstrzymać i przejść obok niego obojętnie - przyznał, uśmiechając się pod nosem, wszak wiedział, że wygląda co najmniej dobrze - Wiem, że jeszcze nie jesteśmy całkowicie zdrowi... Ale może podgrzalibyśmy rosół od Njali i usiedli przy stole... Tak wiesz, jakbyśmy byli w jakiejś bardzo drogiej restauracji? - zaśmiał się na ten pomysł, kręcąc lekko głową z niedowierzaniem, że na coś takiego wpadł. Z drugiej strony była to jedyna szansa na jakąkolwiek rekompensatę tych kilku ciężkich ostatnich dni, które byli zmuszeni przeżyć.