• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[02.07.1972r.] Kosmos i maliny

[02.07.1972r.] Kosmos i maliny
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#1
21.02.2024, 12:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:55 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Morpheus i Neil realizują tutaj prompt letni: ,,Zapachy lata"


Z otwartych na oścież okien uciekała na ulicę cicha melodia z radia przepleciona zapachami pieczonego ciasta malinowego, które już zaczynało apetycznie rumienić się w piekarniku. Zamyślony chłopak siedział przy biurku, z notesem, przeglądając strony, przesuwając palcami po kartkach przepełnionych leśnymi zapachami. Suszone kwiaty szeleściły gdy wilgotny wiatr wpadał do środka robiąc zamieszanie w czarnych włosach upiętych luźno w nieskładny kucyk. Uniósł wzrok obserwując zaczerwienione od zachodzącego słońca dachówki. Westchnął ciężko wciągając bose stopy na krzesło i odchylając się do tyłu na oparcie. Kiedy to wszystko się skończy? Kiedy będzie kolejny raz? Po każdej pełni doceniał wolność, to że znów może wyjść i zobaczyć świat, wrócić do niego. To było uciążliwe, jednak po tylu latach przyzwyczaił się już trochę, a przynajmniej nie reagował już strachem.
Odetchnął głęboko, wstając w końcu, zabierając jabłkowy kompot i idąc do kuchni, aby skontrolować stan ciasta. Nie spodziewał się gości, a sam wszystkiego nie zje, więc pewnie część zaniesie do pracy, część rozda sąsiadom. Sam jeszcze nie wiedział. Przemył dłonie, z których opuszek za nic nie chciała zejść czerwień barwnika z owoców. Jeszcze kilka ładnych dni będzie wyglądał jakby dokonał na kimś mordu. Uśmiechnął się do siebie po chwili wyłączając piekarnik i idąc do pokoju, aby odpalić kwiatowe kadzidło, którego dym, zaraz połączył się z melodią i wonią malin w ucieczce za okno
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
22.02.2024, 19:06  ✶  

Dźwięk dzwonka naruszył spokój i ciszę domostwa Enfera, rozlegając się u drzwi uporczywym dzwonieniem. Zanim Neil dotarł do drzwi, będąc już w połowie, usłyszał bardzo znajomy głos Morpheusa, podszyty rozbawieniem, jakby na dźwięk kroków w korytarzyku, chociaż równie dobrze mogło to być jasnowidzenie Longbottoma, który wiedział, kiedy jego kochanek podejdzie do drzwi.

— To Morpheus. Nie przestrasz się, jak otworzysz drzwi.

Niewymowny nadal miał na sobie bardziej służbowe, ze swoich ubrań, nadal czarne i matowe, dodające mu lat i powagi, zresztą właśnie powrócił z pracy. Powinien był teleportować się wprost do Munga i zostać wysłany do klątwołamaczy, jednakże efekt przekleństwa, które go trafiło, tak mu się spodobał, że postanowił pozostawić go jeszcze chwilę, zwłaszcza że okazał się całkowicie nieszkodliwym. W tym momencie Morpheus wyglądał chorobliwie blado, przynajmniej na pierwszy rzut oka, bowiem przy bliższym spojrzeniu, skóra mężczyzny wyglądała jak porcelanowa emalia, a po szyi wspinał się, niczym tatuaż, błękitny malunek, jak z zastawy stołowej, który zdawał się poruszać, roślina rozkwitała, coraz bardziej rozwijając się na szczękę oraz policzek jasnowidza.

Został zainfekowany magią, która zmieniała pigment w jego skórze, powodując wizualną iluzję, podczas dość rutynowej sprawy dla Departamentu Tajemnic. Zabezpieczał zwój z panią Rookwood, który czynił niebywałe szkody w nabywcach (oraz reputacji domu aukcyjnego, do którego należał i do którego zwracano przedmiot z agresywnymi żądaniami odszkodowania). Na całe szczęście dla czarodzieja, skończyło się klątwą wizualną, a nie złamaną nogą.

Morpheus przyniósł ze sobą typowy miejski zapach lata, który przylgnął mu do ubrania. Gofry z Pokątnej, ich tłusta lepkość z pudrową posypką, warstewka potu na skórze od gorąca, pewnego rodzaju nostalgia za czasami szkolnymi, która plątała się gdzieś w połach płaszcza, jak kurz ulic, które łaknęły deszczu. 

—Miałem mały, nieszkodliwy wypadek przy pracy — wyjaśnił, jak zwykle nie wyjaśniając kompletnie niczego. Jego skóra zmieniła się płynnie w całkowity błękit, trwając niby w bezruchu, ale zachęcając do dotyku, bo dawała wrażenie aksamitu. Pod rękoma jednak jego skóra była zupełnie normalna. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#3
22.02.2024, 19:34  ✶  
Wzdrygnął się na dźwięk dzwonka. Przecież... O tej porze? Kogo diabeł niesie?
-Już!-odkrzyknął z pokoju, ustawiając lepiej doniczkę na parapecie, aby przeciąg wywołany otworzeniem drzwi nie zatrzasnął okien i niczego nie zniszczył. Wygładził koszulkę i pomaszerował w stronę wyjścia chwytając po drodze różdżkę, tak na zaś, choć i tak odłożył ją na szafkę gdy tylko usłyszał za drzwiami głos Morpheusa. On tutaj? Nie było to zaskoczenie, ale kompletnie nie spodziewał się, że mężczyzna będzie miał dzisiaj dla niego czas.
-Coś ty zrobił?-zapytał przekręcając zamek i łapiąc za klamkę. Przywlókł mu jakiegoś bezdomnego psa do domu? Kota? Jakąś mięsożerną roślinę wielkości krowy? Przejście się otworzyło, jego jasne oczy wylądowały na nienaturalnie bladej skórze. Rysy twarzy czarodzieja wydały się nagle zupełnie obce, zanikały przez biel, uwidaczniały się przez pełzający wzór. Niezmieniające się ale przy każdym spojrzeniu inne.
Zmarszczył brwi, obleciał go wzrokiem od dołu do góry i już otwierał usta w cisnącym się na nie pytaniem, ale odpowiedź przyszła i bez tego. Zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową, jak matka widząca rozbrajający wybryk syna. Wyciągnął rękę, chwycił go za koszulę i wciągnął do mieszkania. Zamknął za nimi zamek. Hol znów wypełnił się cudownym zapachem mężczyzny, tak dobrze znanym wilkołakowi. Gofry, pot, maliny i kadzidło.
-Nieszkodliwy mówisz? Na pewno?-zapytał, przykładając dłoń do jego twarzy, zadzierając mu nieco podbródek, aby przyjrzeć się szyi, szczęce, policzkowi. Wszędzie taki był? Na całym ciele?-Wygląda pięknie... Jak niebo.-wymruczał z pochwałą, w końcu opanowując swoje dłonie, zabierając je z miękkiej skóry i dając Morpheusowi przestrzeń na choćby zdjęcie butów.
-Napijesz się czegoś? Mam kompot i właśnie upiekłem ciasto.-zapytał, chcąc skupić się na czymś innym niż tylko na chęci dotykania mężczyzny. W jego wzroku widać jednak było niegasnącą fascynację nowym wyglądem kochanka.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
23.02.2024, 16:19  ✶  

Lato w mieście pachniało inaczej, ale pewne rzeczy się nie zmieniały i był to zapach ciasta z malinami. Malwa również często piekła je podczas wakacji, wystawiając jedną blachę niby przypadkiem na parapet, do wystygnięcia, niczym w mugolskich kreskówkach, których Morpheus nie widział nigdy na oczy, nie wiedział nawet o ich istnieniu. Było to ciasto przeznaczone na stracenie przez młodych Longbottomów (i przybłęd) podczas spędzania czasu w ogrodzie oraz w Dolinie. Co prawda jadł je może raz, ale zapach, ten wspaniały zapach zawsze kojarzył mu się z dobrymi czasami.

— Pchałem ręce nie tam, gdzie trzeba — odpowiedział zawadiacko, zdejmując buty i odkładając je tak jak zwykle, równo pod ścianą. Zdjął też wierzchnią część lnianej szaty, zostając w czarnej koszuli i spodniach, odwieszając ją dokładnie na haczyku, tak aby się nie odkształciła. Jedwab był mało wdzięczny pod tym względem. — Mogłem mieć połamane nogi, więc uznaję to za zwycięstwo.

Pozwolił się oglądać, jak małe dzieło sztuki, by udać się za Neilem do kuchni. Usiadł na niewygodnym krześle, zakładając nogę na nogę. Zawsze zapominał, jakie mieszkanie Enfera było małe, nawet gdy odwiedzał je dość często. Nie wyobrażał sobie żyć w tak niedużym miejscu, nawet pokoje w hotelach, które wynajmował, zazwyczaj były apartamentami, aby mieć osobny salonik.

— Herbaty, takiej jak zawsze.

Błękit zaczął zmieniać się w brzoskwiniowe pomarańcze i róże, jakby Morpheus przyoblókł się w zachód słońca. Tylko w miejscach, gdzie Neil go dotknął, znikąd pojawiły się chmury, jakby wywołane ciepłem jego palców, namalowane na skórze obłoki, sunące z gracją przez policzek i usta. Morpheus oparł się łokciem o stół, aby oprzeć głowę na dłoni i bardzo intensywnie wpatrywał się w poczynania Neila. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#5
23.02.2024, 21:12  ✶  
Pieczenie do złudzenia przypominało mu zabawy w świece, kadzidła i eliksiry. Dodaj to i tamto w odpowiednich proporcjach, wymieszaj powoli, podgrzej i gotowe. Od zawsze radził sobie z tym dobrze. Od zawsze byłą to jego mała ostoja stabilności. Od zawsze dawało to chociaż namiastkę poczucia kontroli nad własnym życiem, które płynęło coraz szybciej, nie mając zamiaru zwolnić, a co dopiero zatrzymać się. W kuchni czas przybierał inne kształty gdy dłonie w mące zostawiały ślady na blacie i drzwiach lodówki.
-Nie powiem, że nie masz racji.-przytaknął mu. Morpheus już nie raz opowiadał o swojej pracy w mniej lub bardziej szczegółowy sposób, ale jedno zawsze czaiło się gdzieś pomiędzy słowami. Praca ta nie była bezpieczna, wiedział to, dlatego wolał się upewnić, że na pewno nic mu nie będzie, nie chciał, żeby Morpheus zaraz mu w ramionach umarł. Co by wtedy zrobił? Nie, nie będzie nawet o tym myśleć.
Skinął głową i pomaszerował do kuchni, zaraz nastawiając wodę, przygotowując filiżankę, wyjmując herbatę, tę co zawsze. Wiedział, co Morpheus będzie pić, ale wolał i tak dawać mu wybór, bo może kiedyś zmieni zdanie i spróbuje czegoś nowego. Zerknął na niego kątem oka, wyjmując ciasto z piekarnika i odkładając rozgrzaną blachę na drewnianą tackę. Zamachał dłońmi, bo pomimo rękawic ciepło szybko przebijało się do skóry.
Woda powoli nabierała temperatury gdy ciasto próbowało ją wytracić, a dłonie Neila ponownie znalazły się na skórze Morpheusa gdy stał przy nim. Zaczesał mu kosmyk za ucho, pogładził wierzchem dłoni policzek, a kolory uciekały, zmieniając się, jak ośmiornice.
-Jak to jest mieć na skórze cały kosmos?-powiedział, nieco zamyślony, śledząc palcem trasę kolorów, wplatając dłoń w jego włosy gdy barwy skryły się pod nimi. Spojrzał mu w ciemne oczy, jak kot obserwujący błyski lamp odbijające się od świątecznych bombek.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
23.02.2024, 23:15  ✶  

Morpheus był człowiekiem rytuałów, bo bez nich nie umiał znaleźć miejsca na spontaniczność w sposób bezpieczny dla siebie. Pilnował kalendarza, prawie jak wilkołaki oraz zegarka, aby nie zgubić się w godzinach i dniach. Pory roku miały swoje reguły i zasady, rytm życia, który może nie był tak widoczny w Londynie, ale na prowincji już tak. Lato w Dolinie Godryka paliło karki, sprawiając, że skóra była opita słońcem i pachniała w ten szczególny ciepły sposób, świerszcze śpiewały swoje koncerty, wszędzie unosił się zapach koszonych traw, nawoływania powracających z pól rolników. Longbottom lubił rzeczy przewidywalne, jak ulubiony rodzaj herbaty, w tym samym kubku czy miejsce przy stole w kuchni.

Oparł wolną dłoń na biodrze Neila, zaczepiając palce o szulfki do paska i lekko je przez to obniżając na jednej stronie.

— Nic nie czuję. Gdyby Rookwood nie zwróciła uwagi na kolor, dopiero bym zauważył przy spojrzeniu na dłonie. Chyba, że chodzi ci o metafizne przemyślenia, a nie odczucia z ciała. Wtedy... To trochę obce, chcąc dotknąć czegoś i nagle czerń. Biel. Gwiazdy, wybuchająca supernowa czy dziwny wzór w paski. Mam wrażenie... Że to nie do końca jestem ja, na pewno nie zostanę dłużej, niż to potrzebne, ale... Pomyślałem, że ci się spodoba.

Uniósł jedną brew w górę, sugestywnie, i przeniósł wyżej też dłoń, wsuwając ją lekko pod koszulkę Neila, w niemym zapytaniu o pozwolenie. Przedstawił gładkim ruchem nogi, aby obie mieć na ziemi. Lubił jego skórę, niedoskonale ludzką, miękką i zawsze lekko pachnącą jak apteka, zielony, ziołowy zapach, głównie na dłoniach, z żywicznymi i dymnymi akcentami. To, co kryło się pod sztucznymi woniami perfumy, co mówiło o codzienności.

— Chodź do mnie — poprosił, ściszonym głosem, który prawie zaniknął w szumie gotującej się wody. W tej chwili, wypełnionej zapachem ciasta, miękkim światłem i spokojem oczekiwania na herbatę, przez moment Morpheus żałował, że nie może pokochać Neila. Żałował okrucieństwa świata, w jakim przyszło im żyć oraz własnego skrzywienia, chłodnych kalkulacji pragnienia oraz wygody.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#7
23.02.2024, 23:56  ✶  
Przewidywalność i spontaniczność. Świat zawsze dawał opcje, aby wybrać tą, jaka pasuje bardziej, dopiero życie w poczuciu obowiązku wobec szkoły, pracy, innych ludzi sprawiały, że preferencje trzeba było sztucznie dopasowywać, wmawiając sobie, że właśnie tak powinno być, tylko my jesteśmy nie tacy jak inni, popełniamy błędy, to nasza wina, że ciało nie gra z zegarem.
Jego dotyk jak zawsze sprawiał przyjemność. Dłoń wisiała zawieszona palcem na szlufce, ale ani trochę nie ciążyła wilkołakowi, jak niezliczona ilość ich poprzednich spotkań. Miłość, prawda? Zakochanie, zadurzenie... Trzymając to wszystko w sobie męczył się. Wypowiedzenie swoich pragnień i spotkanie się z rozczarowaniem bolały, ale teraz dziwny rodzaj presji zanikał. Czarodziej nie był tutaj bo musiał, bo się do tego zobowiązał przysięgami i wielkimi słowami, był tu bo chciał tu być, a to było cenniejsze niż wszystkie obietnice składane przed ołtarzem w obecności zapachu mszalnego wina i mdłego kadzidła.
-Dobrze myślałeś.-nie mógł się na niego napatrzeć i na pewno uwieczni z pamięci jego wygląd w swoim notesie, tuż obok gałęzi cisu.
Przyglądał mu się rozluźniony, pozwalając aby jego dłoń przesuwała się gdzie miała życzenie, w końcu sam również go dotykał.
Proste polecenie zostało wysłuchane. Usiadł miękko na jego nogach, uwielbiał mieć jego biodra między swoimi udami. Dłoń wpleciona we włosy przesunęła się nieco dalej, na tył. Palce lekko złapały kosmki, delikatnie odchylając jego głowę, by wilkołak mógł przyjrzeć się wędrującym po szyi odcieniom pomarańczu walczącym z granatem o miejsce na niebie. Opuszka palca pogładziła jego szyję, a kolory rozpierzchły się na wszystkie strony przyjmując wygraną niebieskiego, który rozgościł się na skórze okrywającej delikatnie pulsujące żyły.
-To jak coś, co widzi się w snach.-wyszeptał niewiele myśląc o tym co mówi. Dachówki robiły się ciemniejsze, przechodząc w odcienie szarości. Chłodne powietrze zawirowało w pokoju, szukając drogi do kuchni, chcąc zabrać zapach malin i ciepło jakim obdarzał go mężczyzna, ale siedząc tak blisko, nie miał zamiaru go tak łatwo oddawać.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
27.02.2024, 01:53  ✶  

Zarówno wewnątrz pomieszczenia, jak i na ulicach Londynu duszność zawitała ozonową brzemiennością burzy i nadchodzących gromów, jeszcze nie dając znaków, czy przyjdzie deszcz, czy burza jest sucha, grzmiąca i przerażająca, jak omeny. Jakby korespondując z muzyką świata, tam gdzie dotykał go Neil, zaczynały pojawiać się małe błyskawice, świecące w półmroku pomieszczenia. Morpheus złapał za szczękę młodszego czarodzieja i przyciągnął jego usta do swoich na krótką, namiętną chwilę.

— Spędzasz za dużo czasu wśród mugoli — oznajmił mu, na lekkim bezdechu oczekiwania, ściągając jego koszulkę w bardzo chaotyczny, ale koniec końców skuteczny sposób. Odrzucił ją gdzieś na stolik i na nowo złączył ich w pocałunku, nie zmieniając nijak pewnego pośpiechu i agresji, jaka w nich drzemała. Przycisnął jego biodra do swoich w bardzo zaborczym geście.

Wtedy też zagwizdał gwizdek z czajnika, zagłuszając całkowicie wszelkie inne dźwięki dookoła nich, wywołując śmiech u Niewymownego.

W świetle lamp kuchennych Neila mógł w końcu wyraźnie zobaczyć księżycowe znamiona przetrwania, blizny które wcześniej odnalazł dotykiem i teraz uczył się wzrokiem, opowiadające o przetrwaniu. Enfer z aparycji wyglądał na bardzo delikatną osobę, ale on pamiętał tę wolę przetrwania z baru, waleczność i energię, jaką tamten się poruszał, gdy był dostatecznie zmotywowany.

— Słyszałem coś o jakiejś herbacie — szepnął, lekko gryząc ramię kochanka. Nie zostawił śladu, chociaż go to kusiło, jak niemal nigdy. Poczucie winy znów pojawiło się gdzieś w trzewiach, ale zagasił je bardzo szybko. Smukłe kończyny, jasne oczy, ciemne włosy, Neil miał w sobie wszystkie cechy, które go pociągały w ludziach najbardziej, a na dodatek przystał na ten układ. To tylko seks.

Nie zrzucił Neila ze swoich kolan, ale lekko podwinął nogi pod krzesło, aby tamten zaczął się nieco zsuwać w drugą stronę; Morpheus bywał złośliwy, z niczego się nie brała różdżka, która tak świetnie korespondowałaby z czarną magią.

Uczucie którym darzył Neila było przegnite. W poszukiwaniu straconej młodości, odczarowaniu pewnych zdarzeń, a jednocześnie świadomości, że to nic nie zmieni. Jeśli chciał zachować swoją pracę, mieć szansę na awans, nie mógł obnosić się z tym, z kim sypia. Nie mógł obiecać, że będzie zasypiać przy nim, budzić się i wspólnie pić kawę, czytać gazetę. I gdzieś w środku czuł, że nie powinien dawać mu jeszcze więcej powodów do cierpienia, ale był samolubny i pragnął.

Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszlyem.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#9
27.02.2024, 02:22  ✶  
Burza przyjdzie, nieważne jaka, ale zawita prędzej czy później, nie da się jej uniknąć, ale czemu myśleć o niej gdy pogoda jeszcze się nie zepsuła? Wolał korzystać z tego co jest, teraz kiedy już nic nie miało żadnego znaczenia, kiedy i tak nie dostanie marzenia, swojej upragnionej gwiazdki z nieba. Zazdrość i związany z nią ból upomną się kiedyś o swoje i nie będzie to przyjemne.
Dał się przyciągnąć do pocałunku, zaraz śmiejąc się pod nosem na jego komentarz. Czy to było oskarżenie? Złośliwość? Rada? Nie umiał teraz tego odczytać, z resztą nie było na to czasu, bo zaraz przyciśnięty jęknął w jego usta. Tak blisko, chciał bliżej, chciał więcej, dużo więcej niż Morhpeus mógł mu dać, choć sam był w gotów już w tej chwili oddać mu wszystko.
Zaśmiał się rozbawiony ironią losu, który za pomocą czajnika dawał im znać, że powinni trzymać emocje na wodzy. Spojrzał za siebie, na szalejącą nad kuchenką parę. Zerknął na gest Gwieździstego i zaraz złapał go lekko za szczękę, całując czule w nos. Wspierając się lekko o jego ramiona, podniósł się, uciekając od niego i zaraz irytujący dźwięk świszczenia ucichł, a w pokoju rozniosła się woń zalanych wrzątkiem liści. Zamieszał wodę, zerkając na boki, jakby czegoś szukał, ale koniec końców zrezygnował.
-Chcesz ciasta do herbaty?-zapytał, obracając się do niego bokiem, gotów sięgać po talerzyk i widelczyk.-Nie dodawałem tam cukru, maliny mają go wystarczająco.-co prawda ciasto było jeszcze dość ciepłe, ale herbata również, tak czy siak trzeba będzie odrobinę odczekać żeby się nie poparzyć. Czy Wszechświat mu odmówi?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
28.02.2024, 21:13  ✶  

— Dobry chłopiec — powiedział niższym głosem niż zwykle, też wstając z miejsca i obejmując w pasie Neila, gdy ten robił herbatę. Niby nie chciał mu przeszkadzać, ale niebiańskie dłonie pozostawały niespokojnie łakome, oczekując niemal wulgarnej responsywności na pieszczotę, w sumie bardzo prostą, bo dostępną przez brak koszulki drugiego czarodzieja. Morpheus lekko drapał go odrastającym zarostem po karku i szyi, gdy składał na bladej skórze pocałunki. Trochę jak w przypadku niezwykłości rysów twarzy Potterów, szybko odrastający zarost stanowił dziedzictwo mocno kojarzące mu się z brodatym ojcem; sądził, że to jakieś geny z dawnych czasów. Drzewo genealogiczne rodów czystokrwistych łączyło korzenie i korony w jedną całą, jak kołacz, nie drzewo. Każdy był z kimś spokrewniony i po czterech pokoleniach już udawano, że wcale nie.

— Najpierw ty, a później deser? — zaproponował, niemal mruknięciem, zahaczając zębami o jego ucho, przecież herbata i tak musiała ostygnąć, co nie działo się tak prędko o tej porze roku. — Możemy tak zrobić, a później wyślesz mnie do pracy z czułym pożegnaniem?

Czy Morpheus właśnie postanowił odwiedzić swojego kochanka w czasie, w którym Ministerstwo płaciło mu za pracę? Owszem. Morpheus miał nienormowany czas pracy, który powodował, się nie musiał chodzić na konkretne dyżury ani od ósmej do czwartej. To oczywiście powodowało takie sytuacje, jak opuszczenie urodzin czy jakichś świąt w rodzinnym gronie, ponieważ działo się coś ważnego, do czego wymagano jego konsultacji. Wiele lat doświadczenia w zawodzie sprawiały, że był coraz bardziej i bardziej potrzebny. Neil stanowił miłą odskocznię od obowiązków i napięcia z nimi związanego. Musiał jednak się jeszcze odczarować.

Mógł poudawać, zostać wystawionym za drzwi jak dobry mąż, który najpierw zrobił swojej ukochanej z nóg galaretę. Zresztą, planował właśnie tak zrobić z Neilem. Nie zamierzał nawet przechodzić do sypialni, stół wystarczy aż nadto na ich potrzeby. Zawsze mógł odkupić, jeśli się złamie.

Przylgnął do pleców Neila, drażniąc skórę lekko szorstkim lnem. Napawał się zapachem jego skóry. Lubił ten lekko kwaśna wiń życia, prawdziwości, lata, nie tylko zupełnie czystej skóry. Było w tym coś niezywkle pobudzającego, przyjemność z obcowniania z samą taką formą bliskości, nawet jeżeli kradzioną. Wplątał palce we włosy Neila i gwałtownie odciągnął jego głowę do tyłu.

— Pamiętaj, będziesz musiał być cicho albo zatkam ci usta. — Obietnica czy przestroga? Może oba. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Neil Enfer (2476), Morpheus Longbottom (2583)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa