Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Neil & Morpheus & Anthony
Śnił o błękitnym jeziorze, o chłopcu, który spoglądał w jego toń, jak urzeczony, chłopcu, który miał jego twarz, młodszą o prawie trzy dekady, z długimi włosami, które w lokach spływały mu po ramionach. Na skroniach chłopca ułożono wianek z niezapominajek. Patrzył na niego z oddali, z drugiego brzegu stawu, jak chłopiec nachyla się, a wtedy jego własne odbicie wyciąga ku niemu szponiaste pazury ponad lustro wody i wciąga nagle w głębinę, jakiej nie powinno być w tak maleńkim zbiorniku. Kiedy jednak chciał rzucić się chłopcu (sobie?) na ratunek, nie mógł się poruszyć, jego nogi zmieniły się w sól i rozsypywały z każdą próbą ruchu. Walczył ze skamienieniem, tylko przyspieszając własną anihilację.
Ze snu wyrwało go pukanie. Do izolatki, chociaż nie mógł tego widzieć, weszła magipielęgniarka, z medykamentami. Pomogła niewidomemu wieszczowi połknąć preparaty, a następnie wstrzyknęła mu insulinę w brzuch, chociaż początkowo personel był nieco niepewny co do tej formy leczenia cukrzycy, całkowicie mugolski. Poprosił ją również, aby napisała dla niego i wysłała notatkę. Nie obyło się bez czarującego uśmiechu z nutą flirciarstwa oraz mglistych sztuczek profetycznych, aby skomplementować jej uczesanie, widziane w przyszłości, chociaż kobieta zaraz go skarciła, bowiem właśnie z powodu talentów trzeciego oka znalazł się w szpitalu.
Notatka została wyraźnie napisana kobiecą ręką, ale podpis, chociaż koślawy, zdecydowanie należał do Morpheusa.
Chciałem Cię odwiedzić po powrocie z Włoch, jednakże znalazłem się w św. Mungu. Jeśli chcesz sprawić mi wizytę, leżę w pokoju nr 147, na końcu korytarza na trzecim piętrze.
![[Obrazek: hTq8KyX.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=hTq8KyX.png)
Jak w każdym szpitalu, izolatka Morpheusa wyglądała tak samo, jak inne pokoje pacjentów. Zielonkawe linoleum na podłodze, podobnie chorobliwie pomalowane trzy czwarte ściany farbą olejną, aby dało łatwo się ścierać nieczystości, a reszta na biało. Metalowe łóżka, szorstkie, białe pościele, nieduże stoliki, wszystko wyglądało podobnie do mugolskich szpitali. Longbottom słuchał radia, stojącego na parapecie, które nadawało magiczną stację, ale akurat zamiast audycji, grała muzyka. Czarodziej siedział, opierając się o poduszki i o tym, że nie śpi, świadczyło spokojnie tasowanie kart, których i tak nie mógł zobaczyć.
Wyglądał zupełnie inaczej, nawet nie bacząc na bandaże na oczach, które oplatały jego głowę. Wydawał się dziwnie blady pod opalenizną i zaniedbany. Policzki zdobiła szorstka czarno-srebrna szczecina, a idealnie uczesane włosy, ujarzmione żelem Potterów, słynną Ulizanną, teraz okalały go czarną aureolą loków, których Neilowi nigdy nie było dane zobaczyć w pełnej krasie, nawet po wspólnie spędzonej nocy. Okiełznanie kędziorków tak weszło mu w nawyk, że zapewne nawet jego rodzina już nie pamiętała, że je ma na głowie.
Tasował karty, dla komfortu ich ciężaru.