• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[05.08.72, koło 10] Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia

[05.08.72, koło 10] Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
17.03.2024, 12:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 23:03 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Zasady i kostki.
1. Tura trwa cztery dni. W pierwszej turze można napisać po trzy posty, w kolejnych po dwa posty.
2. Jemy w sadzie, są stoliki i koce.
3. To grupówka, można wejść multi, ale nie sadzajcie ich blisko siebie (tak, Pasku, może wpaść Heather). Po to sad, i jest jeden duży stół + dwa mniejsze stoliki + ogrodowa huśtawka, żeby nie nastąpił bezpośredni kontakt.
4. Kostka niespodzianka, ale UWAGA, wolno nią rzucać dopiero w trzecim poście danej postaci: !roślinywarowni – rzut nie jest obowiązkowy. Kości związane są z buntem żywiołów i dziwnych zachowań roślin w całej Anglii w sierpniu (ale to drobiazgi, nic was nie spróbuje zeżreć)
5. Proszę jak na potańcówce opisywać w jednym zdaniu na początku co robicie. Będzie nam wszystkim łatwiej.
6. Można wejść i wyjść w dowolnym momencie. Nie trzeba pisać w każdej turze. W zamierzeniu sesja nie będzie też bardzo długa.

*

Sad Warowni w Dolinie Godryka



Brenna biega w tę i z powrotem, znosząc jedzenie i naczynia.

Sierpień tego roku nie był szczególnie pogodny, ale na razie przynajmniej nie zanosiło się na deszcz. Ze względu na to, że w Warowni gościli nie tylko domownicy – a większość z nich ustawiła grafiki w pracy tak, by mieć tego dnia wolne – ale też sporo gości, zdecydowano, że przyzwoita pogoda zostanie wykorzystana i śniadanie będzie podane w sadzie. Pośród drzew, w cieniu jabłoni przez cały rok stał długi, drewniany stół, wytarty ze starości i dwie ławki, a teraz jeszcze skoro świt Brenna wylewitowała z domu dwa okrągłe stoliki i kilka krzeseł, jeden ustawiając w pobliżu czereśni, a drugi przy krzewach malin. Przysiąść można było też na bujanej huśtawce ogrodowej albo jednej z dwóch zwykłych huśtawek, zawieszonych na jednym z drzew. Zarówno na drewnianym stole, jak i mniejszych stolikach, położono kolorowe obrusy. Słońce wstało już dawno – śniadanie zapowiedziano dopiero na okolice dziewiątej – dziesiątej zakładając, że większość gości raczej będzie najpierw odsypiać wczorajszą noc – i poranna rosa zdążyła zniknąć, a nocny chłód ustąpić.
Gałęzie jabłoni i wiśni uginały się pod ciężarem owoców, krzewy malin i agrestów zdawały się zieleńsza i gęściejsze niż w zeszłym roku, a trawa, chociaż koszono ją zaklęciami zaledwie dwa dni temu, znów się rozrosła, w niektórych miejscach ponad miarę. Nie dziwiło to już jednak chyba nikogo – dziwne zjawisko nie dotyczyło w końcu tylko Warowni ani nawet Doliny Godryka, bo sięgało nawet Londynu, gdzie kwiaty potrafiły przebijać się ostatnio i przez płyty chodnikowe…
Brenna, w jeansach i koszulce, krążyła w tę i z powrotem pomiędzy Warownią i sadem, lewitując za sobą jedzenie i talerze. Na stolikach pojawiały się więc koszyki z bułeczkami i chlebem, trzymające temperaturę naczynia z jajecznicą i kiełbaskami, talerzyki z plasterkami sera, szynki i pomidorów, wreszcie świeżo zrobione tosty, dzbanki z kompotem, herbatą oraz rzecz jasna… kawą. Owoce można było sobie zerwać prosto z drzew.
Przystanęła przy „głównym” stole, najpierw upewniła się, że wszystko, co powinna przynieść, już tutaj leży. A potem rzuciła nieco podejrzliwe spojrzenie w stronę ogródka Dory – cieszyła się, że ten jest ogrodzony. Nie tylko dlatego, że goście go nie zdepczą, ale że rosły tam rośliny różne, i byłoby trochę głupio, gdyby któreś pod wpływem tej całej dziwnej, sierpniowej anomalii, postanowiły zeżreć któregoś z gości. Albo z domowników. Właściwie to najlepiej, żeby nikogo nie zeżarły.

Tura trwa do 21.03



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#2
17.03.2024, 14:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.03.2024, 13:42 przez Samuel McGonagall.)  
Jest ubrany w to samo co na Potańcówce (łącznie z diademem, którego zdaje się nie zauważać)
Pomaga przy organizacji śniadania – przynosi bogato rzeźbione liściastym motywem krzesła i stołek z domku ogrodnika

Rozmawia zmieszany z Brenną


Świt obudził go samotnością i chłodem. W pierwszej chwili nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, a jego płuca momentalnie wypełniły się haustem nerwowo zaciągniętego powietrza. W drugiej chwili chciał uciec, chciał jak najprędzej wrócić do Kniei. W trzeciej przypomniał sobie, że to niemożliwe. Był rozchwiany i zdezorientowany, poprzedni wieczór zdawał się mu być snem, ale nie był pewien do końca po przebudzeniu, czy to było marzenie, czy koszmar, ten charakterystyczny koszmar, gdzie o poranku tak bardzo marzysz, żeby to była prawda, że tym bardziej cierpisz, że prawdą to nie jest. Ubrał się w jedyne ubrania, jakie miał przy sobie, już suche, choć wciąż pachnące jeziorem, o lekko poszarpanych nogawkach. Lekko rozchełstana koszula wyszywana białą nicią w ptaki siedzące na gałęziach, odsłaniała liczne zaczerwienienia, oparzenia, drobne rany cięte i szlak niewielkich krwiaków. W blond włosach wciąż lśnił posrebrzany diadem.

Wyszedł do ogrodu, odprężając się, chłonąc spokój z natury otulonej ochronnymi ramionami Longbottomów. Musiał dać znać Brennie, że przyjął jej zaproszenie, musiał przeprosić za kilka spraw i jak najszybciej się stąd ulotnić. Układał sobie słowa, dotykał miękkiej trawy, ignorując piekącą skórę, rozczesując skołtunione myśli. W końcu po kilku godzinach rozpoczął się ruch i trudno było mu złapać gospodynię kolejnego, choć mniejszego wydarzenia. Instynktownie zaczął pomagać, translokacja przyniósł stołek i dwa krzesła z domku ogrodnika aby nikomu nie zabrakło miejsca.

W końcu też udało mu się złapać Brennę

– Brenna hej ja... – zagadał bardzo cicho, dotykając lekko jej ramienia, dla zwrócienia dla siebie uwagi. – Wczoraj było świetnie i mmm... pamiętasz jak w liście zaproponowałaś, żebym użył domku ogrodnika? No więc, pomyślałem "hej czemu nie, może fajnie będzie spać po kilku miesiącach raz jako człowiek" no i ten... macie tam bardzo wygodne łóżko hehe, sam je w końcu zrobiłem... – bablał unikając kontaktu wzrokowego, drapiąc się po głowie, choć każdy ruch sprawiał mu ból. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i ten no... pójdę już, nie będę Wam przeszkadzał w śniadaniu.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
18.03.2024, 00:39  ✶  
[+]Cierpienia panicza Erika, czyli jak dziala rytual Beltane
Mabel Figg była największym cudem, jaki spotkał w życiu Norę. I to nie tylko dlatego, że była jej najukochańszym skarbem i jedyną córeczką, ale także przez to, że tylko myśl o tej jednej małej osóbce powstrzymywała Erika przed tym, żeby metaforycznie nie rozerwać blondynki na strzępy, gdy tylko wpadnie w jego ręce. Ta kobieta nie miała żadnych zahamowań, a ostatnia noc dobitnie mu to udowodniła i to pod naprawdę najróżniejszymi względami.

Zaczęło się od nagłych bólów głowy i tego, że żołądek zaczął wywracać mu się na drugą stronę, gdy tylko wrócili do Warowni. Czuł się, jakby nagle znalazł się pod ostrzałem czarnoksiężników i nie mógł komuś pomóc, chociaż aż nazbyt dobrze wiedział, że ktoś takowego wsparcia wymaga. Jego ruchy i zachowanie stawały się coraz bardziej paniczne, przez co, gdy tylko ''powitali'' zabranych z potańcówki gości, zaszył się w swojej sypialni.

Z niemałym trudem powstrzymał się przed wybiegnięciem na zewnątrz i szukania Nory po krzakach. Bo że chodziło o nią, to wiedział doskonale. Tak jak ona wiedziała o jego starciu z górskim trollem i traktorem Paxtonów, tak on wiedział o... tym, co się właśnie działo. Rytuał z Beltane informował go o niebezpieczeństwie grożącym Norze, ale nie o jego przyczynie. I to był cholernie duży problem! Gdyby nie obetnica, jaką złożył pannie Figg w stodole, już dawno powiedziałby o wszystkim siostrze. Razem na pewno udałoby im się ją znaleźć w mig, jednak... Chciał być lojalny.

Chciał wierzyć, że Nora wiedziała, co robi, chociaż instynkt i magia sugerowały coś zupełnie innego. Więc czekał, okryty kocem, dalej w pomarańczowej koszuli, jaką mu wybrała. I chociaż po pewnym czasie niebezpieczeństwo zdawało się zanikać, tak równie szybko okazało się, że ustąpiło miejsca czemuś gorszemu: zazdrości.

I to potężnej zazdrości, która zdawała się mieszać ze smutkiem i żalem; emocjami, które Erikowi towarzyszyły w ostatnich dniach aż nader często. To było coś nowego, bo Erik zazwyczaj nie był zazdrosny o Norę. Kochał ją jak siostrę i uchyliłby jej nieba, gdyby tylko miał ku temu okazję, jednak nigdy nie myślał o niej w kategoriach potencjalnej partnerki. Była mu zbyt bliska, za dobrze się znali i za bardzo mu na niej zależało. To byłoby wobec niej niesprawiedliwe. I może właśnie ta słabość do niej stanęła u podstaw chłodnej zazdrości, jaka zdawała się kłuć go w serce?

Koniec końców, być może nad ranem, udręka dobiegła końca, co pozwoliło Longbottomowi zasnąć na trochę. Nie, żeby to cokolwiek zmieniało, bo jednak przygotowania do imprezy i uczestniczenie w niej same w sobie odcisnęły na nim swoje piętno. Mentalne połączenie z Norą tylko go bardziej dobiło. Obudziła go Malwa, informując przy okazji, że domownicy zaczęli się zbierać w ogrodzie na śniadanie. Śniadanie?, pomyślał tępo, zerkając na zegarek. Już na tym etapie domyślał się, że to nie będzie dobry dzień. A przecież musiał zaraz wbić się w garnitur i zjawić się na ślubie Perseusza.

Musiał jednak podnieść się z łóżka. Chociażby po to, aby sprawdzić, czy Nora dotarła bezpiecznie do Warowni, pomimo przygód, jakie spotkały ją po drodze. Bo jeśli jej nie było w domu... Serce zabiło mu szybciej na samą myśl, gdy wyobraził sobie reakcję Brenny czy kogokolwiek kto był bliski Norze, a obecnie znajdował się w ogrodzie. Gdyby Figg coś się stało przez to, że Erik nie pisnął słowem o tym, że wyczuwa, że coś jest nie tak. Kaplica. Albo gorzej. Rów przy wjeździe do Doliny Godryka.

~~*~~

Czy szybki prysznic i przebranie się w świeże ciuchy wystarczyło, aby doprowadzić Erika do porządku po tej okropnej nocy? Zdecydowanie nie. Jednakże, dzięki temu, że się ogolił i doprowadził grzebieniem włosy do porządki i spryskał delikatnymi perfumami, nie wyglądał, jakby ostatni tydzień spędził piwnicy. Nawet panika w spojrzeniu zdawała się zniknąć, poddając się codziennemu znużeniu. Tylko lekkie drżenie dłoni i nerwowe spojrzenia zdradzały, że coś może być nie w porządku. Przed wyjściem z pokoju, zgarnął z półki nienapoczętą jeszcze paczkę papierosów i zapalniczkę. Będzie dzisiaj palił jak smok, choćby miał zadymić cały ogród i salę weselną Blacka.

Ledwo zszedł na parter i ruszył w stronę wyjścia do ogrodu, gdy przy drzwiach na tarasach dostrzegł, zerkającą ciekawsko za okno Norę. Zatrzymał się w pół kroku, wstrzymując oddech. Zacisnął wolną rękę w pięść, resztkami sił powstrzymując się przed tym, aby nie zacząć na nią krzyczeć i wyrzucić jej tego wszystkiego, co musiał przeżywać przez ostatnią noc. Zacisnął usta w wąską linię i ruszył w jej stronę, nie patrząc jednak bezpośrednio na nią. Co mogła zobaczyć przed sobą? Tego samego mężczyznę, co wczoraj z tą różnicą, że tym razem przywdział jasno-beżową koszulę i ciemne spodnie, zamiast ciuchów z potańcówki. Wydał się też jakby niezadowolony i... obrażony?

— Cieszę się, że kopciuszek wrócił z balu — mruknął na powitanie, taksując ją od stóp do głów pełnym dezaprobaty wzrokiem. — Miło, że po takim czasie znalazłaś drogę do domu. — Złapał z nią kontakt wzrokowy, odmawiając jej jednak prawa do zobaczenia jego uśmiechu, choćby minimalnego. Jakąś karę musiała odbyć. — Chodź, bo herbata wystygnie. — Zrobił dwa kroki w stronę ogrodu, jednak zaraz znów się zatrzymał, gdy zorientował się, że Nora dalej stoi jak słup soli. — Panie przodem.

Uniósł wymownie brwi, wyganiając ją poniekąd na zewnątrz. A może po prostu chciał mieć pewność, że ta ponownie gdzieś nie zniknie? Zaczekał w progu, aż blondynka ruszy w stronę sadu, obserwując uważnie, jak coraz bardziej się oddala. Westchnął cicho i wyszedł na taras, aby tam odpalić papierosa. Eh, a miał poczekać do czasu, aż chociaż coś najpierw zje. Może to jednak już było uzależnienie? Ruszył w stronę rozstawionych na śniadanie stołów.

— Dzień dobry wszystkim — powitał zebranych, siląc się na lekki, niezobowiązujący ton.

Skinął głową Brennie i Samuelowi. Jeśli Nora postanowiła dosiąść się do stołu, Erik poszedł w jej ślady, siadając bezpośrednio naprzeciwko niej. Rozsiadł się wygodnie na krześle, opierając kostkę jednej nogi na kolanie. Zaciągnął się papierosem, aby zaraz wypuścić w powietrze mały kłębek dymu.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#4
18.03.2024, 00:59  ✶  
Nora schodzi na dół, chwilę stoi przed drzwiami, ale Erik zmusza ją do wyjścia do ogrodu

Nie zmrużyła oka. Nie była w stanie zasnąć po tym, co zdarzyło się nocą. Mimo zmęczenia, które przyszło, nie była w stanie nawet na chwilę odpłynąć w objęciach Morfeusza. Gryzło ją sumienie, pojawił się wstyd, że pozwoliła sobie na takie zachowanie, bo przecież jej nie zdarzały się takie wybryki, nadużyła zaufania Erika, a do tego zawiodła i siebie. Nie potrafiła zapanować nad emocjami, które ją zaskoczyły, pojawiły się niespodziewanie i przyćmiły jasność jej umysłu. Teraz musiała zmierzyć się z konsekwencjami, bo nadszedł dzień i wszystko było zdecydowanie bardziej widoczne. Noc zasłoniła podjęte decyzje swoimi ramionami, a teraz zostawiła ją z tym wszystkim samą.

Dawno w jej życiu się tak wiele nie wydarzyło, jakby nie patrzeć to przecież prawie się utopiła, Książę Kniei uratował ją od śmierci, a później, później nie mogła mu się oprzeć, tak po ludzku.

Słońce znajdowało się już wysoko, to był znak, że musi opuścić bezpieczną przestrzeń czterech ścian, że musi zejść na dół, na śniadanie, o którym wspominała jej Brenna. Ogarnęła się w miarę, ubrała na siebie fiołkową sukienkę, przeczesała jasne włosy szczotką, którą zorganizowała jej przyjaciółka, obejrzała się w lustrze i zauważyła cienie pod oczami, niestety z tym nic nie była w stanie zrobić na szybko. Pozostawało mieć nadzieję, że ludzie powiążą je raczej z wyśmienitą i długą zabawą na potańcówce niż z jej nocną eskapadą.

Po cichu wyszła z sypialni, nie chcąc zwracać na siebie uwagi, bardzo nie chciała, żeby doszło teraz do jakiekolwiek konfrontacji, szczególnie z Erikiem, bo bała się, że musiałby się stąd szybko ulotnić, a to pewnie nie umknęłoby czujnemu oku gospodyni.

Znalazła się w kuchni, gdzie przywitała Malwę. Miała zamiar jej pomóc w przygotowaniu jedzenia, tyle, że najwyraźniej wszystko było już gotowe, na nic się więc tutaj nie przyda. Wzięła w ręce jeden z półmisków, w którym znajdowało się pieczywo, żeby nie robić pustych przebiegów i mieć choć taki delikatny wpływ na to śniadanie.

Miała już wyjść na zewnątrz, kiedy zauważyła w ogrodzie przez okno tarasu Brennę i Samuela, co bardzo skutecznie spowodowało, że przystanęła w miejscu, wpatrywała się w nich dłuższą chwilę, po czym się cofnęła. Nie do końca wiedziała, co powinna zrobić w tej sytuacji. Najchętniej to by po prostu stąd wybiegła z krzykiem, ale nie do końca było to na miejscu.

Usłyszała kroki, odwróciła się, żeby zobaczyć, kto się za nią pojawił. Jak widać zawsze mogło być gorzej. Erik był zły, dostrzegła to od razu, tak naprawdę też wcale się nie dziwiła, sama pewnie zachowałaby się analogicznie, gdyby on wywinął jej podobny numer. - Przepraszam. - Powiedziała bardzo cicho, bo było to jedyne na co mogła się w tej chwili wysilić, brakowało jej słów, i nie chciała mu się tutaj tłumaczyć z tego wszystkiego, nie kiedy w każdej chwili ktoś mógł się tutaj pojawić. Jej twarz była blada niczym kreda.

Już nie ucieknie, westchnęła jedynie cicho, spuściła głowę w dół i wykonała polecenie przyjaciela, bo ton głosu, jakiego użył sugerował, że nie ma innego wyjścia. Znalazła się na zewnątrz, szła powoli, bardzo powoli w stronę stołów, które znajdowały się w sadzie, jej dłonie mocno zaciskały się na półmisku, który niosła. Gdy zbliżyła się do obecnych była w stanie wydusić jedynie ciche Dzień dobry, jej spojrzenie na chwilę zatrzymało się na Samie, jednak bardzo szybko uciekła wzrokiem, żeby nie zostać przyłapaną na wpatrywaniu się w niego.

Później postawiła pieczywo na stole. Dosyć szybko usiadła na jednym z krzeseł przy wielkim stole, ku jej niepocieszeniu Erik wybrał miejsce na przeciwko niej, najwyraźniej będzie musiała się mierzyć z jego karcącym wzrokiem przez to całe śniadanie. W przeciwieństwie do przyjaciela ona siedziała wyprostowana niczym struna, widać po niej było, że trochę zaczęła się tym wszystkim stresować.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
18.03.2024, 11:20  ✶  
Rozmawiam z Samem, zdejmuję mu diadem i mówię, żeby siadał i jadł.
*
O Morgano i Merlinie, jak ty wyglądasz?!
Mniej więcej taka myśl przeszła przez głowę Brenny, gdy obróciła się od stolika na głos Samuela. I nie chodziło o ubrania, rozchełstane i nieświeże, noszące ślady całonocnej zabawy, później wędrówki przez Knieję i wreszcie kąpieli w jeziorze. McGongall wyglądał, jakby w nocy z kimś się pobił. Chociaż nie, zaraz. Krwiaki i podrapania to jedno, ta kąpiel w jeziorze, akurat po potańcówce, to jednak drugie!!! Brenna zamarła więc na moment, z koszykiem z pieczywem w ręku, po prostu się mu przyglądając przez kilka sekund.
Z najwyższym trudem skupiła się na tym, co mówił i powstrzymała się przed wygłoszeniem tej pierwszej myśli na głos. Sam prawdopodobnie trochę źle by ją zrozumiał. Poza tym… poza tym teraz chyba interesowało ją bardziej coś innego… I nawet nie to, że najwyraźniej na terenach Warowni przybył im kolejny lokator, wprawdzie nie bezpośrednio w domu, ale w jego okolicach. (To puściła niemal pomimo uszu, w ich rzeczywistości ludzie pojawiający się nagle na progu, aby zostać na parę dni lub na parę lat, albo dotychczasowi mieszkańcy decydujący, że to pora udać się gdzieś w daleki świat, stanowili już właściwie element codzienności.)
– Kąpałeś się w nocy w jeziorze? – spytała prosto z mostu, zważywszy na stan ubrania oraz charakterystyczny zapach. Dobrze Brennie znany, bo przecież jej też najmniej parę razy w życiu zdarzało się skąpać w ubraniu, mniej lub bardziej celowo. I wiedziała, że tej nocy przytrafiło się to przynajmniej jeszcze jednej osobie. – Nie wygłupiaj się, Sam, jak możesz przeszkodzić w śniadaniu? Zamierzasz komuś wyrywać jedzenie z rąk? Zajmij sobie po prostu miejsce, niczego nie zabraknie. Nie mam nic przeciwko temu, później ustalimy co i jak – stwierdziła, odnotowując sobie, aby pamiętać o umieszczeniu karteczki na drzwiach lodówki.
– Tylko moment, to chyba trochę za mało oficjalna okazja na takie ozdoby – dodała, odstawiając koszyk z pieczywem. Diadem mógł ujść na potańcówce, ale tutaj, w poranek w sadzie, w dodatku w zestawieniu z tą dawno zrujnowaną fryzurą i wczorajszym ubraniem, nie prezentował się najlepiej. Brenna sięgnęła więc ku włosom Samuela, by uwolnić ozdobę i przywrócić im jaki taki porządek, a potem wręczyła mu tę leśną koronę. – Weź sobie kiełbaskę albo dziesięć – poradziła. Kątem oka wyłapała, że Nora i Erik wychodzą z domu i zajmują miejsca, ale Brenna bardzo się starała w tej chwili na nich nie patrzeć. Miała dziwne przeczucie, że tuż obok niej rozgrywały się jakieś dramaty, i jeszcze nie była pewna, jak na nie reagować.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#6
18.03.2024, 13:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.03.2024, 13:43 przez Samuel McGonagall.)  
Sam zwierza się Brennie i nie zauważa nowych biesiadników
Zacisnął mocno usta na pytanie o kąpiel w jeziorze, tak mocno, że cienka linia niemal zniknęła, a jego szeroko otwarte, przestraszone niebieskie oczy były odpowiedzią samą w sobie. Znali się zbyt długo, by Brenna nie widziała jak wiele mu to pytanie robi niedobrego. Albo – zależnie od perspektywy – dobrego. Spokój budowany przez kilka ostatnich godzin runął jak domek z kart, rozkruszył się niczym jajko memrotka, które wypadło z gniazda i dokonało swojego losu rozbijając się o stwardniałe korzenie drzewa, które miało być dla niego domem i schronieniem. Poczuł drżenie, falowanie powietrza, jej słowa dochodziły do niego jak przez mgłę.

Był ważniejszy temat, a teraz kiedy dziwiła się, że nie może tu zostać...

– Brenna ja... ja boję się, że komuś zrobię krzywdę. – przyznał w końcu, cichym zdesperowanym szeptem, gdy tylko srebrny diadem został wyjęty z jego włosów. Przysunął się do przyjaciółki blisko, łapiąc ją za ramie, wiedząc, że jest zajęta organizowaniem, że nie ma na to czasu, ale pchała nim bezsilność i strach, ktoś jeden musiał zrozumieć i ze wszystkich ktosiów najlepiej jeśli byłaby to właśnie ona. – Jest coraz gorzej, Knieja po prostu nie daje mi odejść... Wszędzie gdzie idę, wszystkie ogrody, którymi pomagałem się zajmować wyglądają coraz gorzej. Bluszcz który zasadziłem miesiąc temu wygląda na trzyletni, zboża rosną i przekwitają przytłoczone kłosami, jabłka... są wszędzie. Brenna zrozum ataki... są coraz częstsze, nie mam w sercu spokoju, nie mam swojego domu, nie mam gdzie się schować, ledwie kilka dni temu splądrowałem ogródek Dorze... – wskazał na zamknięty teren obłożony bardzo wyraźnymi obecnie zakazami wstępu, wypuszczając tym samym ramię Brenny, a potem powracając zeszkolnym wzrokiem do jej ugniecionego rękawa, jakby dziwiąc się, że w ogóle ją przed chwilą dotykał – a wczoraj... – podjął głucho – wczoraj też prawie przeze mnie... – głos ugrzązł mu w gardle, spuścił głowę przytłoczony poczuciem winy.

Może na szczęście, nie zauważył pojawienia się Nory i Erika, skupiony na ubraniu w słowa własnych obaw i lęków, wyrzuceniu słów z głowy w nadziei, że odciąży to ją, że znów będzie tak jak kiedyś, gdy mógł nawet próbować się teleportować i nie obrywał od zaborczej ziemi rykoszetem.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
18.03.2024, 13:41  ✶  
Podchodzę do stołu i kradnę Erikowi papierosa.

Niektórzy wyglądali bardzo wczorajszo (Samuel), inni od rana biegali jak kot z pęcherzem (Brenna), niektórzy wyglądali jakby wypili trzy razy więcej, niż powinni (Erik), a jeszcze innych wyraźnie męczyło coś, co śmierdziało jak kac moralny (Nora).

Morpheus zdecydowanie tak nie wyglądał.

Wujek Longbottomowej młodzieży, w kwiecistej koszuli z egipskiej bawełny, sprawiał wrażenie kogoś, kto przespał jak dziecko całą noc, a nie balował do końca potańcówki, nie opiekował się wstawioną Septimą, nie był w dwóch miejscach na raz, grając z Atreusem w karty. To po prostu przyzwyczajenie do spania po kilka godzin i funkcjonalnie trzydzieści dwie godziny w ciągu doby, dzięki Zmieniaczowi Czasu. O tym, że nie do końca kontaktował świadczył fakt, że gdy stanął na werandzie i sprawdził kieszenie spodni, znalazł tam jedynie różdżkę, wystającą z kieszeni dla niej przeznaczonej. Nie miał przy sobie papierosów, które zostały na jego szafce nocnej. Albo u Septimy.

Rozejrzał się po zgromadzeniu, zawiesił wzrok na papierosie Erika i zmrużył oczy, jakby słońce go zbyt mocno raziło. Miał ochotę zapytać, czy ktoś umarł, ale po wydarzeniach Beltane byłoby to bardzo w złym guście, zwłaszcza wobec Brenny, której poczucie winy wisiało ciężką chmurą nad nią.

Lekkim krokiem kurortowicza, pozwalając bosym stopom zanurzyć się w wyjątkowo dżdżystej o tej porze roku trawie, kolejnym znaku, że nie było z nim za dobrze, udał się do stołu i w momencie, w którym Erik rozdzielił swoje usta z bibułką, oparł się biodrem o stolik i zabrał mu papierosa, aby samemu się zaciągnąć, odchylając do tyłu głowę w zadowoleniu.

— Byłem na weselszych stypach — stwierdził głośno, usadowiając się na wolnym miejscu, które odpowiadało temu, przy którym zawsze siadał w kuchni. Wyciągnął nogi do przodu pod stołem, krzyżując je w kostkach. Poza tymi detalami jak brak butów czy papierosów, wyglądał absolutnie poprawnie na swoje standardy: włosy zaczesane Ulizanną, aby ukryć jego loki, gładko ogolona twarz, wyprasowana koszula, spodnie z zakladkami, złoty łańcuszek czasozmieniacza, a nawet rodowy sygnet, pozostawały na miejscu.

Martwił się o Septimę, ale poprosił Malwę, aby zostawiła na jej szafce eliksir na problemy żołądkowe i wzmacniający oraz szklankę wody.

Nalał sobie herbaty do filiżanki, dodał trochę mleka z dzbanuszka i zamieszał, tak że ani razu nie stuknął metalem o porcelanę. Przynajmniej do momentu, gdy wydawało mu się, że zobaczył w oknie sylwetkę panny Ollivander. Udawał, że wcale nie. Zwłaszcza, że uwaga zdecydowanie skupiała się gdzieś poza nim. Bardzo dobrze.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#8
18.03.2024, 14:26  ✶  
Thomas podchodzi do stołu potykając się o własne sznurówki, wita się, siada obok Erika, po czym upycha przeklęte sznurki do butów, zdając niezręczne pytanie.

Wstanie z łóżka nie było najłatwiejszą czynnością tego poranka. Szczególnie wtedy, gdy niemalże cofnęło mu się na widok na wpół pełnej butelki whisky stojącej na jego szafce nocnej, w głowie zaś nadal kręciło mu się niemal jak po przeteleportowaniu się przez pół kraju. Nie takie dni jednak udawało się jakoś przeżyć, Thomas więc ledwo, bo ledwo, ale doczłapał się do łazienki, by choć trochę doprowadzić się do ogólnego statusu człowieka. A potem zwlókł się na dół do ogrodu, przed wyjściem na zewnątrz nasuwając na nos swoje okulary przeciwsłoneczne. Przeklęte słońce, przeklęty kac.
Wyglądał raczej zwyczajnie, w szarych, wygodnych spodniach i błękitnej koszulce, oraz trampkach - nie zasznurowanych nawet, na nogach. Cud, że jedynie raz się potknął, niemal lądując twarzą w nienaturalnie jak na jego oko wysokiej trawie, gdy próbował dotrzeć do stołu, przy którym siedziała już część domowników i gości - udało mu się jednak wyratować.
I musiał przyznać - Morpheus miał zdecydowanie rację, co do wisielczego nastroju.
- Powiedziałbym dzień dobry, ale nie jestem tego taki pewien. Ktoś umarł, czy to tylko efekt masowego zatrucia alkoholowego? - zaczął, siadając gdzieś obok Erika. Poklepał się po kieszeni, zdając sobie sprawę, że też nie ma papierosów, z drugiej strony w momencie, kiedy poczuł dym uznał, że może jednak jeszcze chwilę poczeka. Zanim będzie musiał wstać od stołu, by rzeczywiście rzygnąć gdzieś w krzaki.
Sięgnął więc po kawę i kubek, nalewając sobie czarnej jak dzisiejszy nastrój jego niektórych towarzyszy śniadania cieczy, po czym wziął głęboki łyk, od razu czując, że zrobiło mu się lepiej. Tego potrzebował, zdecydowanie.
- Jak w ogóle się wczoraj bawiliście? - zapytał, choć nagle poczuł, że może to nie jest właściwe pytanie, dlatego odwrócił wzrok, skupiając się na swoich sznurówkach, które postanowił chociaż upchnąć do środka butów, niwelując możliwości, że sobie weźmie i ten głupi ryj rozwali.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
18.03.2024, 15:54  ✶  
Erik pali papierosa, ale Morfeusz mu go zabiera, więc Erik zapala kolejnego.
Erik zalewa sobie i Norze herbatę.
Erik rozmawia z Tomaszem i Morfeuszem i przy okazji pewnie denerwuje Norkę.
Erik oferuje fajkę Tomaszowi.


Nie odpowiedział na jej słowa ubolewania. Zwykłe cichutkie przepraszam, w tym przypadku nie miało najmniejszego znaczenia. Jedynym plusem tego, że natknęli się na siebie przed wyjściem do Warowni, było to, że Erik miał fizyczny dowód na to, że dziewczyna wróciła w jednym kawałku z potańcówki. Nie wyjaśniało to wprawdzie, co jej się przydarzyło po drodze, że wyczuł grożące jej niebezpieczeństwo, a potem bliskość innej osoby, ale przynajmniej nie zaginęła pośród okolicznych pól ani nie zawieruszyła się w Kniei Godryka. Jeszcze tego brakowało, żeby w swej naiwności próbowała walczyć z Widmami.

Po przejściu do sadu, nie zwrócił większej uwagi na ciuchy Sama, wychodząc z założenia, że ten po porstu nie miał lepszych ciuchów na przebranie. Poza tym większą uwagę przykładał do tego, aby zająć odpowiednie miejsce, żeby Nora nie mogła się po prostu od niego odwrócić. Już miał ponownie zaciągnąć się papierosem, gdy ten został mu brutalnie odebrany przez Morfeusza. Wywrócił teatralnie oczami.

— W takim razie dobrze, że zahaczamy dzisiaj jeszcze o wesele. Rzadki zaszczyt - stypa i ślub w jeden dzień. — Skarcił wuja pełnym pretensji wzrokiem, jednak nie skomentował odebrania mu papierosa. Zamiast tego wyszarpnął z paczki kolejną fajkę i wsunął ją między wargi, aby zaraz odpalić. — Może u Perseusza zaznasz nieco radości.

Wzdrygnął się mimowolnie, bo dopiero teraz, na krótko przed ceremonią, dotarło do niego, że w gruncie rzeczy tylko ich dwójka zjawi się na ceremonii jako reprezentacja Longbottomów. Brennę musiałby najpierw ogłuszyć i związać, że dała się zaprowadzić do ''jaskini lwa'' jak zapewne jawiła się dla niej sala weselna pełna Rookwoodów i Blacków. Była nieco uprzedzona, ale potrafił zrozumieć, skąd to wynika. Miał tylko nadzieję, że nie przekłada się to jakoś mocno na jej ocenę poszczególnych członków tych rodzin.

Machnął od niechcenia różdżką, sprawiając, że jeden z dzbanków wypełnionych wrzątkiem zalał mu czarną herbatę w filiżance. Zerknął przelotnie na Norę i poruszył delikatnie czubkiem różdżki; dzbanek zaczął lewitować w kierunku dziewczyny, aby i ją uraczyć gorącym napojem z rana, aby koniec końców spocząć między licznymi półmiskami na stole. Longbottom skinął głową Thomasowi, uśmiechając się minimalnie. Chociaż jego dobrze było widzieć, skoro udało mu się doprowadzić do końca rodzinne sprawy.

— Dalej próbujemy się wszystkich doliczyć. Na szczęście nikt nie zaginął w nocy — zażartował niewinnie, zawieszając wzrok na pannie Figg, jakby ten komentarz miał na celu rozśmieszyć konkretnie ją. Potem jednak znów zwrócił się w stronę Hardwicka. — Niektórzy bawili się zdecydowanie lepiej od innych — wyjaśnił nonszalancko, podsuwając Thomasowi paczkę fajek, gdyby i on chciał skorzystać z erikowych zapasów. — Większość została do końca, więc można to uznać za kolejny sukces Brenny.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
18.03.2024, 16:36  ✶  
Nora pije herbatkę i walczy z demonem w postaci Erika

Siedziała na tym nieszczęsnym krześle, i czekała jak na ścięcie, aż zaczęła się wokół nich zbierać dalsza część towarzystwa. Wujek Morpheus wyglądał niczym młody bóg, co wyróżniało go na tle pozostałych obecnych. Jednak lata doświadczenia robią swoje. - Nie wiem, jak to robisz Morpheusie, że zawsze prezentujesz się tak świetnie. - Próbowała być miła i gadać o głupotach, to była chyba najlepsza możliwa opcja w tej chwili.

Później pojawił się Thomas, który wyglądał cóż, na mocno wczorajszego. Chyba nie tylko ją poniosła ta impreza, nawet się uśmiechnęła pierwszy raz dzisiaj, kiedy się potknął i o mało nie zaliczył gleby. Kto by się spodziewał, że nieszczęście innych może przynieść odrobinę radości.

- Obstawiam to drugie, bo chyba nikt nie umarł. - Może i było blisko tego, żeby to ona została tym ktosiem, który zaliczyłby prawdziwy zgon, ale o tym wiedział tylko Longbottom i Samuel.

Zapomniała o tym, że Erik idzie dzisiaj na wesele. Zrobiło jej się przez to jeszcze bardziej głupio, bo nie przespał tej nocy, kolejnej też nie prześpi. Może powinna mu na szybko uwarzyć jakiś eliksir w ramach rekompensaty. Nie czuła jednak, że to by wystarczyło, aby odpokutować winy.

Później w jej kierunku podleciał dzbanek z wodą, skinęła jedynie przyjacielowi w podzięce, po czym sięgnęła po napój, upiła z filiżanki niewielki łyk. Jej wzrok mimowolnie zmierzał w kierunku Brenny i Samuela nie miała pojęcia, o czym rozmawiają, jednak trochę się niepokoiła, że jeszcze tutaj nie podeszli. Co jeśli Brenna połączy fakty? Robiło jej się gorąco na samą myśl.

Po chwili zamyślenia jednak powróciła już ciałem i duchem do mężczyzn, którzy znajdowali się tuż obok niej.

- Nie wiedziałam, że aż tak świetnie się bawiłeś. - Skomentowała jeszcze słowa Erika, skrzyżowała przy tym ręce na piersiach, nie pozwoli mu ze sobą pogrywać, nie przy tych wszystkich osobach.

- Thomas, nie wyglądasz najlepiej, bez obrazy, może łyknij sobie herbatki. - Dodała jeszcze widząc, jak bardzo zmęczony był Hardwick, albo sprawiał po prostu takie wrażenie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2718), Erik Longbottom (3287), Thomas Hardwick (1667), Nora Figg (2419), Pan Losu (126), Morpheus Longbottom (1892), Samuel McGonagall (2336)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa