• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[10.07.1972] Kiedy ktoś cię kocha, jest tak, jakby otulił twoje serce kocem

[10.07.1972] Kiedy ktoś cię kocha, jest tak, jakby otulił twoje serce kocem
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#1
22.03.2024, 21:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:38 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—10/07/1972—
Aleja Horyzontalna, Bardzo Popularny Klub
Stella Avery & Stanley Borgin



To był długi dzień, nie mogła się doczekać jego zakończenia. Trochę ją wykończył, bo kręcił się wokół prób przed występem na przyjęciu. Została poproszona o to, aby zagrać podczas pięćdziesiątej rocznicy ślubu Slughornów. Musiała od czasu do czasu pracować, więc zgodziła się to zrobić.

Napisała nawet o tym w swoim pamiętniku, gdzie skrupulatnie notowała wszystkie istotne wydarzenia, w których brała udział, gdy wróci do domu na pewno dopisze tam informacje o tym, jak jej poszło. Pisała w nim od lat, żeby móc wspominać później swoje najlepsze występy, szczególnie, że ostatnio wszystko zlewało jej się w jedno. Lubiła od czasu do czasu wracać do tych dobrych momentów w swoim życiu.

Wszystko poszło po jej myśli, występ się udał, goście byli zachwyceni, szkoda, że nie zdawali sobie sprawy, że trochę pomogła sobie swoimi ukrytymi talentami. Korzystała z nich, kiedy tylko mogła, w końcu był to dar od losu, że miała takie umiejętności. Na scenie były wskazane, uwielbiała, kiedy publika była w nią wpatrzona jak w obrazek, a samymi zdolnościami muzycznymi trudno było to osiągnąć, szczególnie kiedy spotykały się osoby, które nie widziały się przez wiele lat.

Znajdowała się już w swojej garderobie. Czekała na Stanleya, który miał ją stąd odebrać. Dawno się nie widzieli, więc ogromnie cieszyło ją nadchodzące spotkanie. Wreszcie będą mogli spędzić ze sobą trochę czasu. Ostatnie wydarzenia, kolejne kłody rzucone pod nogi nie osłabiły ich relacji, nadal ze sobą korespondowali, jednak nie mieli czasu na spotkanie. Tęskniła za jego towarzystwem, więc ogromnie ją radowało to, że przyjdzie ją stąd odebrać i pójdą na randkę.

Przeglądała się w lustrze, niby wyglądała dobrze, jednak miała wrażenie, że jej waga ostatnio nie do końca jej odpowiada. W momentach słabości objadała się swoją ukochaną gorzką czekoladą, którą popijała winem. Chyba coraz bardziej było to po niej widać. Zaokrągliła się tu i ówdzie, i najprawdopodobniej zauważyła drugi podbródek. Zmartwiło ją to nieco, bo odkąd pamiętała wyglądała idealnie. Wpatrzona w swoje odbicie w lustrze, nie zauważyła otwierających się drzwi.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
01.04.2024, 22:03  ✶  

Sytuacja na przestrzeni ostatnich tygodni, strasznie się popierdoliła. Nic nie było tak, jak być powinno. Zaczynając od zderzenia z rzeczywistością w postaci przekazaniu faktu o tym, kim był ojciec Stanleya. To tylko był mały pikuś, a może wręcz szczyt góry lodowej - element, który wystawał znad wody i o którym wiedziała Stella. A co było pod spodem? Wiele złego i jeszcze więcej kłamstw, które nie powinny były nigdy opuścić sfery umysłu Borgina. Z drugiej strony to też nie było najgorsze, ponieważ to przesłuchanie w Ministerstwie było niczym kotwica zarzucona za burtę, a on miał niejako pójść z nią na samo dno.

Nie dawał jednak po sobie nic poznać, a przynajmniej próbował to robić. Wszelkie pytanie odnośnie sytuacji w BUMie, sprowadzał do prostego stwierdzenia - "po staremu". Nie mówił nic o tym, że brygada stała się jego były miejscem pracy, a Nokturn przywitał go z otwartymi ramionami. Nie wszyscy musieli o tym wiedzieć, czyż nie?

Ilość problemów, które go teraz trapiły, nie spowodowały jednak tego, że przestał się opiekować Stellą. Nic z tych rzeczy. Nadal musiał mieć na nią oko, ponieważ ona tego potrzebowała - nawet jeżeli twierdziła inaczej. Nic więc dziwnego, że kiedys napomknęła o jakimś koncern u Slughornów, stwierdził że ją odbierze. To była idealna okazja do spędzenia odrobiny czasu razem.

Z własnej ciekawości przyszedł do tego zacnego przybytku wcześniej. Stanley chciał posłuchać koncertu jaki dawała tutaj Avery. Specjalnie ustawił się gdzieś w rogu, aby jej przypadkiem nie speszyć - zepsucie jej występu to była ostatnia rzecz, którą miał w planach tego wieczora.

Ludzie się zajęli sobą, część pewnie gdzieś wyszła na papierosa, inni ubierali swoje płaszcze. W wielkim skrócie przestali się interesować muzyką i zaczęli udawać się do wyjścia. Impreza przecież nie mogła trwać całą wieczność - musiała się kiedyś skończyć.

Kiedy nadarzyła się okazja, Borgin przemknął na zaplecze, tak aby przypadkiem nie niepokoić właściciela tego przybytku. Sprawnym ruchem zwędził nawet jakiegoś kwiatka z jednego stolika i pewny siebie otworzył drzwi od garderoby.

Przyglądał się Stelli przez krótką chwilę zanim odchrząknął. Nie chciał jej przestraszyć ale był bardzo prostą istotą, a to co widział - prosiło się o komentarz. O docenienie.

- Wspaniały koncert... - przyznał, opierając się o framugę. Zaraz jednak dostał jakiegoś spazmu na ośrodkowym układzie nerowym, skupiając swój wzrok na jednym elemencie, a tak naprawdę to na dwóch. Nice skwitował pod nosem - Jeżeli mam być szczery to... - przejechał językiem po zębach za zamkniętą buzią - Wierzę, że zawsze można znaleźć szczęście, nawet mając tyłek wielkości dwóch kuli do kręgli. - dodał bez pardonu, wpatrując się trochę bezczelnie w jej tyłek. Cel uświęcał środki ale to było warte ryzyka. Jak się tak jemu przyglądał to rozumiał ideę szczęścia, ponieważ tak właśnie wyglądało szczęście. Borgin mógł tak po prostu stać i się patrzeć - co mu było potrzebne więcej do życia?

- Oczywiście to była tylko taka głupia przenośnia. Zapewniam, że figura pierwsza klasa - wytłumaczył zaraz, chcąc chyba odrobinę podreperować swoją sytuację. Zdał sobie właśnie sprawę, że palnął to trochę bez pomyślunku, wszak został zaślepiony - to była narracja, którą był gotów kontynuować, aby się jakoś z tego wytłumaczyć - Ta ostatnia piosenka to była chyba jakaś znana? - zapytał z zainteresowaniem. Stojąc z tyłu słyszał jak kilka osób śpiewało coś pod nosem - zupełnie jakby byli na jakimś karaoke. Chcąc być szczerym, musiałby przyznać, że strasznie fałszowali ale nie wypadało mu zrobić chryi na tak wielkiej sali.

- To jeszcze dla Ciebie - wyjaśnił, wystawiając dłoń z kwiatkiem w jej kierunku. Nie były to może dalie ale lepszy rydz, niż nic? Tak mu się przynajmniej wydawało.

- Może moglibyśmy tutaj zostać skoro inni już się zawinęli? Właściciel tego lokalu nie powinien mieć chyba żadnego problemu z takim obrotem spraw, czyż nie? - posłał jej pytające spojrzenie. W końcu to Stella znała szefa tego przybytku. Dla Stanleya było tutaj wystarczająco miło i przytulnie, że nie widział sensu, aby iść gdzieś indziej. No bo co im było potrzebne do szczęścia? Butelka wina?


wiadomość pozafabularna
link do całej rozpiski, aby później nie szukać


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#3
04.04.2024, 21:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.04.2024, 22:19 przez Stella Avery.)  

Nie miała pojęcia o niczym, co nie było czymś nadzwyczajnym. Borgin od zawsze ukrywał przed nią pewne sprawy, aby żyło jej się lżej. Może i było to jakieś rozwiązanie, ciekawe tylko jak długo będzie żyła w błogiej nieświadomości. Nie miała zielonego pojęcia o tym, jak wyglądała jego końcówka czerwca, bo nie wspominał o nawet małego słowa o tych komplikacjach, które pojawiły się w jego życiu. Nie wiedziała, że jest poszukiwany, więc nie miała oporu, aby się z nim spotkać w tym miejscu. Inaczej pewnie nie pozwoliłaby na to, żeby ryzykował, zresztą kto właściwie wie, jakby zareagowała, bo nie miała świadomości o tym, jak naprawdę wyglądało jego życie, można było na ten temat gdybać.

Oczywiście, że nie zauważyła jego obecności podczas występu, była skupiona na grze, na tym aby palce odpowiednio szybko dotykały strun, musiała pokazać się z dobrej strony, bo mogło jej to przynieść późniejsze korzyści, musiała coś robić poza malowaniem, rodzice zresztą wymagali od niej tego, żeby nie siedziała ciągle zamknięta w swoich czterech ścianach, bo podobno tam usychała, nie, żeby w to wierzyła, w końcu wlewała w siebie odpowiednie ilości alkoholu.

Wpatrywała się w swoje oblicze, jakby doszukiwała się kolejnych mankamentów w swojej urodzie, chociaż wiedziała, że jest ona ponadprzeciętna, nawet z racji na jej geny, jednak nadal szukała tych negatywów. Od zawsze chyba uważała, że czegoś jej brakuje.

Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała chrząknięcie, na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, gdy zauważyła kto stoi w drzwiach, jakby mogła się spodziewać kogoś innego. - Widziałeś koncert? - Nieco ją to zdziwiło, bo go nie zauważyła, może powinna się bardziej rozglądać, skoro czekały na nią takie niespodzianki.

Przeszywała go wzrokiem, gdy wspomniał o szczerości, ciekawa, czymże to zamierza się z nią podzielić. Jego komentarz spowodował, że szczęka jej opadła, to znaczy otworzyła usta ze zdziwienia. Nie tego do końca się spodziewała, poczuła, że pieką ją policzki. Przejrzała się odruchowo w lustrze, dosyć gwałtownie się przy tym odwróciła. Czyżby jej wątpliwości związane z tematem jej wagi faktycznie miały rację bytu? Skoro o tym wspomniał, to może faktycznie dobrze jej się wydawało.

- Czy też uważasz, że przytyłam? - Tyłek wielkości kul do kręgli wydawał się to sugerować. Mina nieco jej zrzedła, może faktycznie czas wziąć się za siebie? Za dużo alkoholu i czekolady...

- Tak, na pewno to tylko przenośnia. - Wbiła sobie te słowa bardzo głęboko i będzie do nich wracać sięgając po kolejną dawkę słodkości.

- Tak, to zeszłoroczny hit, ponoć najbardziej popularny utwór, nie sądziłam, że go znasz. - Borgin nie wydawał jej się nigdy jakoś specjalnie zainteresowany nowinkami rynku muzycznego, bywał tylko na jej koncertach, nie chodzili razem też na żadne karaoke, gdzie mógłby usłyszeć tę piosenkę.

Zbliżyła się do niego, kiedy wspomniał, o tym, że ma coś dla niej. Kwiatek. Bez doniczki, to już spory sukces. Wzięła go do ręki, po czym zbliżyła do nosa, żeby go powąchać, nie pachniał jakoś specjalnie intensywnie, co było pewne spowodowane tym, że Stanley zwinął go z jednego ze stolików i swoje już tu odstał, ale liczył się przecież gest. - Dziękuję. - Rozpromieniła się nawet trochę po tym nieco niefortunnym przywitaniu.

- Tutaj? Czy tam? - Sala powinna być już pusta, ale nie miała pojęcia, czy ktoś zaraz nie zacznie tam sprzątać, a garderoba wydawała się być całkiem przyjemnym miejscem. - Mam nawet coś na umilenie czasu. - Skierowała swój wzrok w stronę butelki szampana, którego dostała kiedy zeszła ze sceny, aż prosił się o otwarcie. - Jak ci minął dzień? - Zapytała jeszcze zupełnie niewinnie, bo w końcu wypadało też dowiedzieć się co u niego. - Złapałeś dzisiaj jakichś niebezpiecznych przestępców? - W końcu on zajmował się rzeczami ważnymi, w przeciwieństwie do niej.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
09.04.2024, 20:27  ✶  

Zawsze starał się przybyć chociaż na końcówkę koncertu, nawet jeżeli obiecał, że będzie na całym. Nie zawsze jednak mógł spełnić swoje obietnice, ale robił co tylko mógł, aby jednak to zrobić. Pracę Stelli dało się chociaż podziwiać i pozytywnie oceniać, a nie tylko patrzeć jak ktoś ślęczy nad biurkiem czy biega za jakimiś przestępcami.

Stanley pokiwał tylko głową na zgodę, ponieważ jego umysł był już zajęty czymś innym i brakowało mu słów, aby móc powiedzieć coś więcej. Odrobina czekolady nikomu nie zaszkodziła i trzeba było mieć tego świadomość. W końcu - wszystko było dla ludzi, a kawałek ów czekolady - albo cała - mogła tylko pomóc Avery w poprawnie humoru.

- Nie. Nie przytyłaś. Tak tylko powiedziałem przecież. Nie musisz się o to martwić, bo nie ma o co - dodał. Palnął głupio? Tak ale taki już był i często łapał się na tym po fakcie. Grunt, że udało to się obrócić w pozytywną sytuację - Bo w sumie to nie znam - przyznał - Połączyłem fakty widząc jak jacyś państwo śpiewali pod nosem. Może w sumie go gdzieś słyszałem? Nie wiem ale też nie bardzo czuję potrzebę, aby się nad tym zastanawiać - wyjaśnił. Piosenka nie miała teraz żadnego znaczenia. To inni pewnie bawili się świetnie, a później wsiedli w jakiś środek transportu, zależenie gdzie musieli dostrzec. Ci bardziej znający mugolski świat zapewne mogli skorzystać z jakiejś taksówki i tam urządzić sobie kolejne karaoke, wspominając przepiękny pokaz umiejętności, który dała tutaj Stella. Stanley był o tym przekonany, nawet jeżeli  był tylko kilka chwil podczas tego mistrzowskiego pokazu.

To już chyba była legendarna doniczka. W końcu chciał wtedy dobrze, tak jak chciał teraz. Mógł się bardziej postarać - niestety zabrakło czasu. Prowadzenie lokalu o różnym zabarwieniu nie było prostym zadaniem, a tym bardziej dla kogoś, kto nie miał żadnego doświadczenia w tej kwestii.

- Może być tutaj - wskazał dłonią miejsce, które było nieopodal nich Zapraszam - nie omieszkał również odsunąć krzesła Stelli, aby mogła usiąść - No proszę. To już chyba wyróżnienie najwyższej klasy - stwierdził. Sam nie bardzo potrafił ocenić tego szampana, wszak nie znał się na nich za bardzo. Był to temat całkowicie obcy dla Borgina - Powoli do przodu. Trzymałem kciuki za Twój koncert i widzę, że było warto - obdarzył Avery pogodnym uśmiechem. Kolejne pytanie sprawiło, że przejechał tylko językiem po swoich ustach. No tak, bo Ty nie wiesz... uświadomił sam siebie. Skąd miałaby wiedzieć, skoro jej nie powiedział?

- Nie... Dzisiaj spokojnie. Głównie jakieś papiery - wytłumaczył, kłamiąc tylko w połowie. W końcu wypełniał dokumenty, a to, że te potrzebne w kwestii działalności Głębiny, a nie raporty do Ministerstwa, to już całkowicie inna sprawa. Nie musieli się nad tym rozwodzić. Może inaczej - nie mogli się nad tym rozwodzić, bo każda próba kontynuacji tego tematu, byłaby zaraz zagaszona w zarodku przez Stanleya.

Nie mogli jednak za długo nacieszyć się własną obecnością, ponieważ zza rogu wyłonił się właściciel tego lokalu, który ewidentnie chciał coś powiedzieć Stelli. Nie widział, że była czymś zajęta?

- Panno Avery... Czy mógłbym poprosić panią na chwilę? - zapytał, zatrzymując się kilka metrów od ich stolika, bacznie się przyglądając dwójce, która tam siedziała. Borgin nie omieszkał wykorzystać okazję i pochylić się w kierunku swojej wybranki, aby szepnąć jej coś na ucho. Musiał się z nią podzielić pewnym spostrzeżeniem odnośnie tego człowieka.

- Trzeba umieć powiedzieć ,,nie”, to kardynalna życiowa umiejętność. Albo jeszcze lepiej: ,,nie i już”. - wyszeptał - Nie musisz przecież go słuchać. Jesteś już po pracy. Zdobyłaś dla niego i tak już wystarczająco dużo rozgłosu, a on zaraz pewnie zapyta czy nie chciałabyś grać regularnie, co niedzielę... do kotleta - kontynuował swój wywód. Nie było nic złego w graniu do kotleta ale ten chłopek chciał po prostu ugrać na tym wszystkim. To on chciał zgarnąć wszystkie nagrody, nawet jeżeli na nie w ogóle nie zasługiwał.

- Ekhem... - odchrząknął, chcąc ich chyba odrobinę pośpieszyć - Ja naprawdę proszę panią o chwilę uwagi. Chciałbym porozmawiać o pewnych, bardzo ważnych kwestiach. Bardzo proszę o minutkę, może dwie - dodał, lekko poddenerwowanym głosem. Tupnął nerwowo nogo. Na czole pojawiła mu się też kropla potu, a Stanley tylko posłał mu krótkie spojrzenie, nie dając tamtemu mężczyźnie zbyt dużo uwagi. On nie był najważniejszy w tej chwili. Czego on od niej mógł chcieć?

Chyba wszyscy byli zakochani w Stelli po tym wieczorze. Część zapewne w jej umiejętnościach, inni w stylu w jakim prezentowała swoje utwory, a inni może tak prawdziwie i bez żartów? Jeżeli tak - cóż, spóźnili się trochę. Nie zmieniało to jednak faktu, że niektórzy za bardzo pragnęli spędzić trochę czasu z tą artystką.

- Nie martw się, kochamy Cię. Powiedz mu ode mnie, żeby spadał na bambus. Emocjonalny popapraniec. - westchnął - Cokolwiek mu powiesz to będzie zadowolony, że poświęciłaś mu kilka sekund swojego cennego czasu - dokończył, ponownie obdarzając właściciela wzrokiem. Nie musiała do niego iść, chociaż wymagała tego kultura osobistą. Mogła mu powiedzieć tak jak polecił jej Stanley - krótko i na temat, niech się odczepi.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#5
11.04.2024, 22:38  ✶  

Doceniała to, że starał się ją wspierać w tym, co robiła. Czuła, że robi co może, aby zawsze znaleźć chociaż krótką chwilę, aby pojawić się przy niej, kiedy tego potrzebowała. To było naprawdę miłe, mało kto okazywał jej tyle wsparcie. Miała szczęście, że Stanley zagościł w jej życiu, i nigdzie się nie wybierał, przynajmniej tak zakładała, bo przecież ta sytuacja trwała od lat, gdyby chciał odejść, pewnie już dawno by to zrobił, bo miał ku temu wiele okazji. Uśmiechnęła się do niego ciepło, naprawdę ceniła jego obecność w tym miejscu. Mogli razem świętować jej udany występ. Niby niewiele, ale jednak dla niej każda wspólnie spędzona chwila była ważna, szczególnie, że ostatnio nie mili ich zbyt wielu, bo przecież był bardzo zapracowany.

- Powiedzmy, że ci ufam. - Skoro tak mówił, to pewnie miał rację. Cóż, swoim ewentualnym wzrostem wagi będzie się przejmować później, nie teraz. Nie było sensu drążyć tego tematu, bo jeszcze przypadkiem by się przy tym pokłócili, a tego zdecydowanie nie chciała, nie dzisiaj. To był dobry dzień i nie chciała tego popsuć.

- Typowe, ty szybko łączysz fakty, trochę ci zazdroszczę tej bystrości umysłu. - Była zupełnie szczera w tym co mówiła, ona sama nie do końca ogarniała to, co działo się wokół. Nie skupiała się na szczegółach, raczej błądziła z głową w chmurach. Artyści chyba tak już mieli.

Zaakceptował miejsce, może nie było nie wiadomo, jak wyszukane, ale mogli spędzić tutaj czas z dala od ludzi, w całkiem przyjemnej atmosferze. Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia od jego towarzystwa. Usiadła więc na tym krześle, które jej odsunął. Zaraz będzie mogła zanurzyć usta w szampanie, to był chyba ostatni punkt, który musiała odhaczyć, żeby ten wieczór był idealny.

- Czy ja wiem, ale zawsze miło, jak ktoś docenia występ, nawet jeśli jest to tylko szampan. - Jeden z wielu, które wypiła. Preferowała raczej wino, ale mogła się upić czymkolwiek, ważne, żeby poczuła alkohol, bo wtedy będzie jej jeszcze lżej. - To już wiemy dzięki komu poszło tak gładko, to te trzymane kciuki. - Kolejny uśmiech pojawił się na jej twarzy, przy Stanleyu wszystko wydawało się takie proste.

- Papiery to trochę nuda? Strasznie was męczą w tym BUMie. - Jakby nie mogli się skupić na tym, co było najważniejsze, przecież świat był pełen przestępców, których musieli złapać, zamiast dać im tę możliwość, to kazali swoim pracownikom uzupełniać jakieś nic nie znaczące raporty. Bez sensu.

Zupełnie niespodziewanie ktoś pojawił się w środku. Odetchnęła głośno, nieco zirytowana. Ciekawe, co tym razem wymyślił ten pajac. Skończyła już pracę i nie miała zamiaru być na jego każde zawołanie. Słowa Borgina pomogły jej ustalić priorytety. Uniosła głowę w stronę szefa, minę miała nieco zirytowaną. - Niestety, nie jest to odpowiednia pora, dzisiaj już skończyłam pracę, zapraszam kiedy indziej. - Znalazła w sobie na tyle odwagi, żeby go spławić, jej ton głosu był bardzo pewny, zapewne dzięki temu, co powiedział jej Stanley, gdyby była tutaj sama, to pewnie pobiegłaby do szefa, bez zawahania, bo miewała problemy z asertywnością. Tym razem jednak było inaczej. - Naprawdę, nic pan nie ugra, proszę odezwać się innym razem. - Rzuciła jeszcze, żeby to do niego dotarło, bo nie przestawał próbować, ale ona już podjęła decyzję. Chciała w pełni zająć się Stanleyem, w końcu pojawił się tutaj specjalnie dla niej.

- Nic nie jest bardziej ważne od niego. - Przeniosła spojrzenie na Stanleya, żeby uświadomić szefowi, że z tym nie wygra, mógł stąd odejść w podskokach.

Najwyraźniej mężczyzna nie zamierzał z nią dyskutować, bo zamknął drzwi bez słowa, chociaż widziała jego minę, nie był szczególnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Udało się! - Powiedziała jeszcze zadowolona do Stanleya, bo naprawdę cieszyła się z tego, że spławili jej szefa. Wspólnymi siłami.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
05.05.2024, 20:06  ✶  

Uff... Stanley odetchnął mentalnie. Poczuł ulgę, bo dał popis swoich troglodyckich zapędów, które momentami brały nad nim górę, a mimo wszystko nie wyszło tak źle jak mogło. Najważniejsze było to, że ustalili wspólną wersję wydarzeń. W końcu nie miała się czego wstydzić.

Borgin za to momentami zazdrościł Avery. To też nie tak, że doceniał jej innych walorów, ponieważ tam gdzie on nic nie rozumiał - jak sztuka czy muzyka - tak ona dawała sobie radę idealnie. Zdawał sobie jednak sprawę, że Stella miała zapędy melancholijne i do tego, aby odcinać się od otaczającej jej rzeczywistości. Sam chciałby móc tak zrobić - usiąść wieczorem z samym sobą i po prostu przestać myśleć o tym wszystkim co go otaczało. O wszystkich problemach i tej jednej, wielkiej układance, którą skrzętnie plótł od dłuższego czasu, a jeden fałszywy ruch mógł sprawić, że wszystko się rozpadnie.

- Albo może aż szampan? - zasugerował, kręcąc odrobinę głową. W końcu oni - brygadziści lub byli brygadziści, zależnie od osoby - nie dostawali żadnych prezentów za swoje "występy".

- Najważniejsze jednak, że się ludziom podobało, a mój wkład? Hmm... - zamyślił się na chwilę - To może 10% sukcesu. No dobra. Może 15, ale to już maksymalnie. Nie więcej - zapewnił - Bo nie można umniejszać Twojemu talentowi. Zresztą gdybym Ci nie wspomniał, że trochę obserwowałem to nawet byś nie musiała oddawać mi części swojego sukcesu - zaśmiał się. W gruncie rzeczy fajnie było dostawać laury za coś, czego się nie zrobiło, ponieważ tak było - Stanley po prostu przyszedł chwilę wcześniej.

- Wiesz jak jest Stella. Praca jak praca. Każą robić to robimy - skwitował. Borgin starał się wygaszać każdy temat Ministerstwa albo mówić jak najmniej o swojej "służbie". Ciężko było powiedzieć coś więcej, przyznać się czy po prostu wspomnieć, że wśród poszukiwanych osób jest chociażby ktoś taki jak on sam. Ot, od zera do bohatera, może negatywnego ale jednak. To jednak była wiedza na którą Avery musiała poczekać. Jak długo? Cóż, tego nawet nie wiedział sam Stanley.

Gdyby tylko wiedział jak pięknie Stella myślała o swoim pracodawcy, zgodziłby się z nią w 100%. Powiedzmy szczerze - gość był upierdliwy i mógłby się odczepić. Nic więc dziwnego, że Borgin odrobinę podpuścił Avery. Może dodał jej trochę otuchy, aby to ona odesłała tamtego mężczyznę z kwitkiem zanim zrobi to on. W końcu to ona zrobiłaby to w sposób bardziej elokwentny, niż groźby i ewentualny okład po twarzy.

Co by jednak nie powiedzieć - poradziła sobie bardzo dobrze. To już drugi raz w ciągu jednego dnia. Całkowite zaskoczenie. I to nie dlatego, że w nią nie wierzył. Nie wierzył, że będzie w stanie spławić tamtego mężczyznę. Jakoś tak nie pasowało to do Stelli, a jednak. Chociaż czy aby na pewno? Kiedy tak sobie przypomniał jak o mały włos nie poczęstowała go lampką wina na twarzy, która była rzucona z imponującym impetem... było, minęło - nie ma co się rozwodzić.

Właściciel przybytku dał za wygraną. Odpuścił. Jedyne na co sobie pozwolił Borgin, to pokiwanie głową. Nie było sensu niczego komentować, ponieważ Avery wyjaśniła go wystarczająco. Co innego mógł mu powiedzieć albo zrobić? Odprowadzić do drzwi i życzyć powodzenia? Nie było sensu, wszak i tak już został zmieciony z planszy.

Kiedy tylko ich przeszkoda zniknęła, rozchmurzył się i poprawił uśmiech na twarzy - To prawda ale... No, nie ukrywam. Jestem zaskoczony - podrapał się po czole - Prawdę mówiąc to mogłaś dać mu tą minutę... Ale doceniam, że potrafiłaś postawić granicę między pracą, a wolnym. Nie to co niektórzy - zaśmiał się pod nosem. Oczywiście chodziło mu o nikogo innego jak o siebie. W końcu to jemu czasami zdarzało się spóźniać czy stawiać służbę ponad wszystkim. To jednak było na początku, a im dalej w las, tym rzadziej takie coś miało miejsce.

- To może uczcimy ten podwójny sukces Twoją nagrodą? Pytanie tylko czy mam załatwić jakieś lampki czy będziemy pić z przysłowiowej "butli", co najmniej jakbyśmy byli rozwydrzoną młodzieżą w Hogwarcie? - zapytał. Wybór oczywiście należał do nikogo innego jak Avery. To była jej nagroda i powinna mieć prawo o niej zdecydować. Dla samego Borgina to mogli pić prosto z butelki, wszak siedzili tutaj sami.

- Dobrze w końcu móc się spotkać. Nie ukrywam, że ostatnio było z tym ciężko i biorę pełnie winy na swoje barki, chociaż mam nadzieję, że mi kiedyś to wybaczysz. Nie mniej jednak, poczyniłem pewne kroki, aby Ci to w pewien sposób wynagrodzić, a przy okazji obdarować czymś ładnym. Zapewniam, że w tamtej kwestii dałem z siebie 110% - postawił sprawę jasno - Masz jeszcze jakieś koncerty w tym miesiącu? - zapytał. Mógłby przecież złożyć jedną czy dwie niezapowiedziane, a jednak trochę zapowiedziane odwiedziny na ów wydarzeniu. Mógłby też się lepiej przygotować następnym razem i przynieść bukiet jej ulubionych kwiatów.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#7
05.05.2024, 22:46  ✶  

To nie był dzień w którym Avery miała ochotę się kłócić. Stęskniła się za nim, bo dawno go nie widziała. Bywały takie dni, że potrafiła się przyczepić o jedno źle wypowiedziane słowo, ale dzisiaj, zdecydowanie nie tego chciała. Nie miała pojęcia, kiedy znowu nadarzy się okazja do tego, żeby się spotkali. Chciała więc w pełni wykorzystać ten moment, nacieszyć się chwilą, bo ostatnio brakowało jej nieco radości i beztroski. Znowu łapały ją te nostalgiczne przemyślenia, nadal w pełni nie pogodziła się ze stratą, którą ciągle przeżywała, mimo, że minęło już tyle czasu. Dalej czuła, że nie wszystko jest w porządku, że kogoś lub czegoś brakuje w jej życiu i że chyba będzie musiała z tym żyć już zawsze. Może nigdy nie zazna już w pełni szczęścia? Nie było to szczególnie przyjemne myślenie, jednak nie umiała się tego pozbyć, to wracało do niej, często jeszcze dużo silniejsze.

Och, Avery jak nikt inny potrafiła się zapomnieć. Szczególnie, kiedy wypiła jedną butelkę wina, lub dwie. Alkohol przynosił ukojenie, łagodził egzystencje na tym świecie, odbierał ból. Lekarstwo najlepsze ze wszystkich i bardzo łatwo dostępne, czasem traciła dni, nie przejmowała się tym jakoś szczególnie, bo przecież nie miała praktycznie żadnych obowiązków, póki co udawało jej się docierać na wszystkie koncerty, więc tak naprawdę nikt nie zauważył, że ma jakiś problem. Sama właściwie go nie widziała, artyści już tak mieli? Prawda. Przecież im wybaczano więcej, musieli jakoś sobie radzić z całym złem tego świata, bo czuli bardziej niż inni, bo ich to przytłaczało. Społeczeństwo było im skłonne wybaczyć ich niedyspozycję.

- To zależy kto patrzy. - Dla jednych aż, dla innych tylko. To jak ze szklanką, jedni widzieli do połowy pełną, inni do połowy pustą. Ona zawsze chciała więcej, w ten sposób była wychowana, by dostawać wszystko to czego chciała, wszystko to, co najlepsze. Mierzyła wysoko.

Uśmiechnęła się ciepło do Borgina. Rozmowa z nim sprawiała, że czuła się tak lekko, jakby te wszystkie złe i nieprzyjemne myśli gdzieś uciekały, problemy przestawały istnieć. Szkoda, że ostatnio tak rzadko się spotykali. - Na szczęście wspomniałeś, dzięki temu możemy uznać, że ten sukces był wspólny i razem świętować. - Powiedziała melodyjnie.

- Cóż, takie wykonywanie poleceń musi być męczące na dłuższą metę. - Ona nie potrafiłaby się dostosować, chodzić codziennie do pracy? Jakim cudem. Nie umiała sobie nawet wyobrazić, jakie to musi być nudne. Jeszcze mogli cię zwolnić, za niepojawienie się w miejscu pracy. Dramat. Zdecydowanie wolała swoją ścieżkę kariery, robiła to co lubiła i mogła to robić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy miała na to ochotę, to trochę, jak wygrany los na loterii genetycznej, bo przecież nie miałaby tyle szczęścia, gdyby przyszło jej żyć w innej rodzinie.

Rzadko kiedy stawiała granice, raczej dawała sobie wejść na głowę, dzisiaj jednak chciała to zrobić. Pewnie, gdyby nie było tu Stanleya, to nawet przez moment nie pomyślałaby o tym, że mogłaby dyskutować z szefem, tylko potulnie by do niego pobiegła, jednak kiedy Borgin na nią czekał... Cóż, nic innego nie miało znaczenia. Nawet ten gbur, pewnie następnym razem posili się na jakąś pogadankę, ale właściwie co mógł jej zrobić? Zwolnić ją? Nie przejmowała się tym jakoś szczególnie.

- Przecież wiesz, że jak chcę to potrafię być stanowcza. - Jak nikt inny powinien o tym wiedzieć, pokazała mu chyba każdą ze swoich twarzy, te najgorsze też. Niestety, a właściwie to może i dobrze, bo wiedział, czego się spodziewać, kiedy coś pójdzie nie po jej myśli.

- Możemy pić z butelki, nie mam z tym problemu. Fajnie tak wrócić do czasów młodości. - Nawet Stelli zdarzyło się kiedyś pić wino w gwinta, chociaż na taką nie wyglądała. - Otworzysz tego szampana? Ja pewnie bym sobie trafiła w oko. - Podała mu do ręki butelkę, najwyraźniej sądziła, że jej nie odmówi, a właściwie tylko by spróbował...

Postanowiła usiąść, wdrapała się jednym zgrabnym ruchem na niewielki stolik, który znajdował w pomieszczeniu, na całe szczęście wytrzymał jej ciężar, spoglądała na swojego towarzysza z ciekawością, chciała zobaczyć, jak sobie radzi z butelką. - Wiesz, że nie musisz mi nic wynagradzać, prawda? - Wolała się upewnić, że nie miała wobec niego żadnych oczekiwań, przywykła do tego, że tak wygląda jego praca, może czasem ją to nieco smuciło, ale musiała się z tym pogodzić. - Nie ukrywam jednak, że coś ładnego brzmi naprawdę interesująco. - Uśmiechnęła się znowu, miło jej się zrobiło, że o niej pomyślał. - Mam, w przyszły czwartek i w następny czwartek, a co chcesz przyjść? - Będzie mogła się lepiej przygotować do występu mając świadomość, że może się tutaj pojawić.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
13.05.2024, 23:30  ✶  

To prawda. Ciężko było się nie zgodzić. Coś co dla Borgina było nowością i czymś niezwykłym, dla Avery było chlebem powszednim. Z jednej strony pochodzili przecież z jednego - tego samego świata, a w głębi duszy byli jednak z dwóch osobnych. Dalekich. Po dwóch przeciwnych półkulach. Stanley więc po prostu nie rozumiał niektórych rzeczy, chociaż bardzo starał się to robić i nadążać za Stellą. Najczęściej jednak bezskutecznie.

Czy wykonywanie poleceń było aż tak trudne? Dla kogoś kto nie był do tego przystosowany, przygotowany czy może "wytresowany" to zapewne tak. Borgin jednak był typowym żołnierzem. Trzeba było coś zrobić? Zrobił to. Trzeba było gdzieś się stawić? Stawiał się. Trzeba było się kogoś pozbyć? Cóż... to też dało się zrobić. Z drugiej strony to on chyba nie znał innego życia, niż takie, którym właśnie żył. Zawsze był ktoś nad nim - przez całe życie. Bardzo często było nawet kilka takich osób i na przestrzeni lat wcale to się nie zmieniło.

- No tak. Ciężko się nie zgodzić - zauważył, przypominając sobie 1001 twarzy Stelli Avery kiedy mu o tym wspomniała. Prawdę mówiąc to nawet potrafiła być bardziej stanowcza w pewnych kwestiach od niego. Dla własnego dobra, lepiej było jej nie denerwować. Może powinien był zostawić notatkę z poradą dla właściciela tego przybytku?

- Heh - zwilżył odrobinę usta - Może lepiej nie? Wtedy znowu musiałbym robić te wszystkie głupie rzeczy, których wolałbym nie powtarzać... - wspomniał - Z drugiej strony, skoro mielibyśmy wrócić do czasów młodości to nie powinniśmy siedzieć pod jakąś ścianą, która odgradzałaby nas od rzeczywistości? - zapytał, wszak był ciekaw. Stanley pamiętał jak to z koleszkami popijało się różne trunki w najdziwniejszych miejscach. Zarówno w szkole jak i później już w życiu zawodowym. Później niestety wychodziły ciekawe smaczki czy sytuacje jak te z kradzionymi kwiatkami w doniczkach czy pielgrzymkach na Pokątną.

- Oczywiście, że tak najdroższa. Zaraz postaram się to zrobić... - odparł, bacznie oglądając otwarcie butelki. No Stanley, musisz Dodawał sobie trochę otuchy, a trochę narzucał próg tego zadania. Nie chciał przecież jej zawieść, a może po prostu nie chciał wyjść na kogoś słabego? Sam sobie to robił...

Borgin był gotów, aby przystąpić do działania ale został zaskoczony. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw? Jakby ze wszystkich rzeczy na świecie to wspinaczka na stół w wykonaniu Stelli była czymś, czego w życiu by się nie spodziewał.

- Umm... Wie-e-em? - uniósł zdziwioną brew, przyglądając się Avery na wysokości - Mogę mieć pytanie? - zapytał, rozkładając odrobinę ręce - Skąd plan na... - miotał się w tym co chciał powiedzieć. Bez dwóch zdań został rozbrojony i nie bardzo potrafił się odnaleźć w tej sytuacji - To? - wskazał na swoją wybrankę, która zdobyła stolik znajdujący się nie aż tak daleko. Wszystko w porządku? Zadał sobie pytanie w myślach ale wolał na razie zostawić to z samym sobą.

- Nie boisz się, że spadniesz i stanie Ci się krzywda? - dopytał, chcąc mieć pewność, że tak na pewno będzie. Jeszcze by brakowało, aby tak się stało i miałaby idealną wymówkę do tego żeby móc siedzieć w domu jeszcze częściej. Trzeba było mieć na uwadze, że te koncerty były chyba jej jedyną odskocznią od czterech ścian na Pokątnej.

- Jak już będę miał jakieś konkrety to może... Hmm... Będę dawał Ci jakieś podpowiedzi? Coś jak ciepło-zimno, abyś miała możliwość samej zgadnąć czym to może być? - wzruszył ramionami, widząc w tym okazję na małą interakcję, tudzież zabawę - Mógłbym się postarać to zrobić. Stanąć gdzieś z tyłu, aby Cię nie nie stresować. Trzymać kciuki? Brzmi jak plan według mnie. Jak sądzisz? - zapytał, spoglądając na butelkę, którą należało w końcu otworzyć. Nie mogła przecież czekać na nich całą wieczność.

- Dobra. Spróbujmy to otworzyć... - stwierdził, kierując swoje słowa trochę do Avery, a trochę do samego siebie. Wycelował korkiem butelki w inną część sali, aby przypadkiem nie trafić Stelli, ponieważ byłoby to co najmniej średnie zachowanie, a tak naprawdę to tragiczne. Nie miał zamiaru krzywdzić jej w ogóle, a co dopiero szampanem, który był jej nagrodą.

- Uwaga... Otwieram - ostrzegł raz jeszcze i spróbował ze wszystkich sił to otworzyć, nie powodując zbyt wielkich strat we wszystkim - wystroju, ubiorze, pomieszczeniu i zawartości szampana.


Dwie próby na otworzenie butelki. Korzystam z aktywności fizycznej.
Rzut O 1d100 - 62
Sukces!

Rzut O 1d100 - 51
Slaby sukces...


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#9
19.05.2024, 00:02  ✶  

Avery nie umiałaby siebie wyobrazić jako kogoś kto się podporządkowuje. Zresztą, czy jakikolwiek artysta by potrafił? Im trudno było narzucić cokolwiek. To ich dosyć mocno różniło, bo Stanley od lat był nauczony wykonywać polecenia przełożonych, może też przez to czasem dochodziło między nimi do niesnasek, bo Stella patrzyła raczej tylko i wyłącznie na swój własny nos, chociaż próbowała to zmienić, nie zawsze jednak jej się udawało, ale naprawdę się starała! Dla niego była w stanie sporo zmienić w swoim zachowaniu, bo naprawdę zależało jej na Borginie. Była szczęśliwa, że kiedyś, zupełnie przypadkiem los skrzyżował ich drogi, był jedynym światełkiem nadziei jakie aktualnie widziała w swoim smutnym życiu.

- Cieszę się, że myślimy podobnie. - Dodała jeszcze uśmiechając się przy tym z satysfakcją, najwyraźniej pokazała już swoje wszystkie twarze Stanleyowi. Mogła wydawać się słaba i zupełnie niepozorna, jednak czasem wstępował w nią diabeł, czy inna istota, która nie do końca pasowała do jej anielskiej aparycji. Nie zdarzało się to często, aczkolwiek Borgin miał już szansę to zobaczyć, a co najważniejsze póki co nie uciekł, nadal trwał przy niej mimo tych czasem nie do końca uzasadnionych humorków.

- Tak naprawdę ja rzadko kiedy robiłam głupoty, tak, zdarzyło mi się pić z butelki, ale poza tym, chyba nic więcej. - Avery należała raczej do tych spokojnych dzieciaków, które nie szalały za bardzo. Nie miała wiele na sumieniu, była raczej tym przykładnym dzieciakiem, którego rodzice stawiają na wzór zachowania. - Ściana mogłaby się przydać. - Dodała jeszcze, chociaż trudno było uwierzyć, że faktycznie się z tym zgadzała.

- Wspaniale, nie mogę się doczekać, aż wreszcie go wypijemy. - Obserwowała przy tym bacznie swojego ukochanego, kiedy zajmował się butelką, wydawało jej się, że bez problemu powinien sobie z nią poradzić, nie wiedzieć czemu czuła dziwne przeświadczenie, że w swoim życiu otworzył wiele takich szklanych butelek.

- Tak, w najlepszym porządku, przecież daleko nie polecę... - Może nie była specjalnie sprawna fizycznie, jednak jakimś cudem udało jej się usiąść na tym stole. Nie ruszał się nawet na boki, co mogło świadczyć o tym, że nie był to wcale taki zły wybór. Stabilne krzesło, które nie było krzesłem, nic więcej.

- Nie lubię zagadek, jestem słaba w takie rzeczy. - Wolała mu to uświadomić, pewnie niepotrzebnie by się denerwowała, że po raz setny nie zgadła, co specjalnego dla niej przygotował. Byłaby zła i sfrustrowana, a chyba oboje woleli tego uniknąć.

- Jak najbardziej, przyjdź, osiągniemy kolejne sukcesy, razem. - Cieszyło ją to, że chciał się tutaj znowu pojawić, ostatnio nie mieli wielu sposobności do spotykania się, więc każda okazja była dobra. Trochę zaczynała tęsknić za jego częstą obecnością w swoim życiu.

- Nie spróbujemy, tylko na pewno otworzymy. - Nie wiedziała czemu mówi w liczbie mnogiej, skoro cała odpowiedzialność za otwarcie butelki znalazła się w rękach Borgina, jednak dobrze było chociaż udawać, że ma na to jakiś wpływ. Nie spuszczała z niego wzroku, chcąc się upewnić, że wie co robi. Miała nadzieję, że nie strzeli sobie korkiem w oko, bo raczej nie byłaby mu w stanie pomóc, gdyby coś takiego się wydarzyło.

Zakryła sobie twarz rękoma, kiedy wspomniał o tym, że otwiera, jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony, nie było jednak powodu, aby to robić, bo poszło mu to całkiem gładko. Klasnęła w dłonie widząc, że mu się udało. - Pięknie, jeszcze chwila i wreszcie będziemy mogli się napić. - Okazywała całkiem spory entuzjazm z tej okazji.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#10
26.05.2024, 16:35  ✶  

To naprawdę było zaskakujące i pełne podziwu, że Stella nie robiła prawie żadnych wybryków czy pod górkę własnym rodzicom. Tego samego nie można było powiedzieć o Stanleyu, który miał na bakier z byciem dobrym i przyzwoitym uczniem. Z drugiej strony też nie rozchodziło się tylko o czasy szkolne, ale również te późniejsze - te niby wielce "dorosłe".

To też nie tak, że Borgin był jakimś rasowym alkoholikiem, a co najwyżej koneserem. Nie raz zdarzyło mu się otworzyć taką czy inną butelkę. Najczęściej była to jednak od piwa czy rudej, które otwierało się znacząco prościej, ale dla chcącego nic trudnego. Przecież jakiś szampan nie powstrzyma dzielnego "brygadzisty", prawda?

- Prawda... - zgodził się, kiwając głową. Do góry raczej nie była w stanie polecieć - Jednak lepiej, abyś nie nabawiła się guza przed następnym występami. No chyba, że chcesz, aby zostały częścią Twojego wystroju na następnym pokazie - zasugerował. Oczywiście wszystko w ramach żartu, ponieważ nie życzył jej źle, a już na pewno nie, kiedy miała kolejne koncerty w następnym tygodniu. Pewnie mogłaby to jakoś wytłumaczyć, chociaż wersja wydarzeń, która mówiła "spadłam ze stołu, obserwując jak Stanley otwiera szampana", brzmiała co najmniej komicznie.

Borgin pokiwał głową na kwestię zagadek. W takim wypadku, Stella będzie zmuszona poczekać. Nic innego im nie pozostaje. W teorii mógł nie mówić i zrobić niespodziankę, ale tak chociaż mogła mieć z tyłu głowy, że coś się tam kręci i działa w tle.

Jak niewiele wystarczyło, aby zadowolić niektóre osoby. To była niemal dziecinna radość. Pomyśleć, że wystarczało zapowiedzieć swoje przybycie i to tyle. Coś wspaniałego.

- Może dostaniemy kolejnego szampana? - zaśmiał się. Dalej nie mógł w to uwierzyć, że artyści mieli tak fajnie. Dostawali wynagrodzenie za swój występ, do tego salwę owacji na stojąco i jeszcze jakieś kwiaty czy inne smakowite trunki. Według Stanleya to była chyba największa zaleta tej pracy.

Borgin pokiwał jeszcze głową na słowa Avery i czym prędzej wziął się za otwieranie tego szampana. Poszło mu zaskakująco łatwo, chociaż sam zakładał, że zaraz będzie tutaj jeden, wielki syf. Tak się nie stało, a sam korek odleciał kilka stolików na bok. Nic się jednak nie ulało, co znaczyło tyle, że będzie więcej dla nich.

- No. Voila! - uniósł butelkę w geście zwycięstwa - Sprawdźmy... - spojrzał na zawartość, a następnie odrobinę powąchał - Nie da się ukryć. Pachnie jak alkohol - zakomunikował. Nikt nie wlał wody do ładnego opakowania - to był już dobry znak.

- Proszę bardzo - wysunął butelkę w kierunku Stelli - Pierwszy łyk dla zwyciężczyni. To jakaś znana marka szampanów? - zapytał z ciekawości. Sam nie miał pojęcia. Mógł wypowiedzieć się odnośnie piwa czy trunków wysokoprocentowych, a o winie czy szampanie wolał się nie wypowiadać. Może Avery miała większą wiedzę od niego w tej kwestii?

- Jak tak teraz myślę... To może właściciel tego przybytku został kiedyś zraniony lub oszukany? Tak wiesz, w kwestiach miłosnych? - wzruszył ramionami, przyglądając się Stelli - I teraz próbuje to sobie rekompensować poprzez zapraszanie wszelkiej maści artystek. One - wy - wskazał na siedzącą przed nim blondynkę - Robicie swoją robotę, a on was potem zagaduje i Merlin jeden wie, co mu jeszcze może w głowie siedzieć - mówił na głos, to co mu siedziało w głowie. Brzmiało to bardziej jak jakaś teoria spiskowa, niż fakty, ale cóż - trzeba było mieć się na uwadze.

- Trzeba będzie mieć na niego oko. Grałaś tutaj w ogóle pierwszy raz?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stella Avery (4079), Stanley Andrew Borgin (4706)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa