31.03.2024, 09:55 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 16:59 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Lato 1966, Klinika magicznych chorób i urazów
Brenna naprawdę nie miała pojęcia, jak do tego doszło.
To był zwykły patrol - jeden z tych nudnych, całkowicie zwykłych, które dostawała ostatnio trochę rzadziej, ponieważ widmowidz przydawał się w innych rzeczach, ale które wciąż musiała odbębniać, bo była jednym z pracowników z najkrótszym stażem. I przeciwko którym Brenna nigdy nic nie miała, bo idąc do pracy w Ministerstwie wcale nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego, a jej ambicje ograniczały się do "pomagać ludziom". W ramach zwykłego, nudnego patrolu, ona i jej partner w jednej chwili szli ulicą, w drugiej usłyszeli krzyk "łapać złodzieja", a w trzeciej znaleźli się w krzyżowym ogniu zaklęć, lecących ze wszystkich stron - bo ani złodziej nie był sam, ani okradziony nie był sam, a w dodatku jeszcze ukradziony przedmiot okazał się nielegalny, magiczny, prawdopodobnie przeklęty i postanowił wybuchnąć na środku ulicy.
Brenna nie wiedziała, jakim cudem udało się im rozegrać to tak, że nie ucierpiał poważnie nikt poza nią, złodziejem i pierwotnym właścicielem przedmiotu.
Nie była pewna, jakim sposobem dali radę całe towarzystwo aresztować i wepchnąć do aresztu, gdzie w tej chwili czekali na przesłuchanie.
Nie miała też zielonego pojęcia, co jej dolegało, ale podejrzewała, że kombinacja rzuconych zaklęć i znalezienie się w polu rażenia magicznego wybuchu wywołało dość dziwny efekt.
- Dzień dobry! Kazali mi wejść bez kolejki - poinformowała niemalże radośnie, pakując się do wskazanego gabinetu. Bez kolejki kazano jej zapewne wejść, bo twarz miała zalaną krwią, ciemne, krótkie włosy straszliwie rozczochrane, a mundur osmalony, nieco przypalony i w jednym miejscu pokryty zielonkawą mazią. W istocie jednak i jedno, i drugie, stanowiło najmniejszy problem. - O, cześć Basilius - przywitała się, jeszcze radośniej, kiedy w uzdrowicielu rozpoznała Krukona, który był na roku jej brata. Brenna, zwłaszcza w pierwszej i drugiej klasie, miewała skłonności do zawracania głowy Erikowi Longbottomowi bardzo często, także w przerwach pomiędzy lekcjami, nieraz więc niejako przy okazji dręczyła także osoby, które miały nieszczęście mieć z nim zajęcia. - Chyba potrzebuję pomocy magimedyka. O, popatrz, samo z siebie nie chce zejść, a nasz medyk, znaczy się bumowiec, który skończył trzy lata w Mungu i udziela doraźnej pomocy, spojrzał na to, złapał się na głowę i wykopał mnie tutaj... - westchnęła, podciągając rękaw lewej ręki i prezentując dziwaczne, czarne plamy, pokrywające skórę. W gruncie rzeczy nawet nie bolały, ale Brenna mimo całej swojej pozornej beztroski nie chciała ryzykować, że straci dłoń, więc kiedy przekazano jej takie zalecenia, grzecznie teleportowała się do Munga.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.