• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[noc 9-10.08.1972] Szaleństwo Windermere. Gdzie jest Owen Bagshot? | Cain & Victoria

[noc 9-10.08.1972] Szaleństwo Windermere. Gdzie jest Owen Bagshot? | Cain & Victoria
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#1
07.04.2024, 00:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.04.2024, 11:57 przez Cain Bletchley.)  

Ostatnie tygodnie nie były dla Bletchleya zbyt łaskawe. Długo nie wrócił do pracy i problemem nawet nie było to, że aż tyle przetrzymali go w szpitalu, chociaż samo leczenie trochę zajęło. Problemem było to, jakim trudem stało się przemieszczanie po Londynie. Był po prostu na zwolnieniu, pod opieką Leczniczy Dusz i cóż, przecież każdą traumę można było przepracować, prawda? Wrócił do pracy jakby nigdy nic, uśmiechnięty tak samo, jak miesiąc temu, przynosząc dla Victorii kubek kawy i kanapki od Pepy, która robiła je przecież fenomenalne. A dziś? Dziś przyszedł z kawą, bo chociaż niby nie było im pisane siedzieć do późnej nocy, to popołudniówka wystarczyła, żeby chcieć się chociaż trochę obudzić.

Cain zawsze pił słabą kawę z mlekiem i naprawdę lubił ją słodzić.

Informacje o inferiusach były... byłyby szokujące, gdyby nie to, że sporo się ich ostatnio przewijało. Przynajmniej na Bletchleyu nie zrobiły żadnego wrażenia, kiedy dostali zawiadomienie do pokoju, żeby jak najszybciej udać się na miejsce, bo trupy. Nic dziwnego, że uderzyli z tym do aurorów, skoro była mowa z góry o czarnej magii, a przynajmniej o istotach, które miały z tej czarnej magii powstać.

- Mają tu ładny spis zaginięć na przestrzeni trzech lat. Tara Roberts. Utonęła w czasie wakacji z mężem. Sprawa określona jako samobójstwo, mąż temu zaprzecza. Trójka zaginionych mugoli w lesie. Kolejny zaginiony: mugolak Martin Scott. Zwłoki jego dziewczyny, półkrwi czarownicy Elodie Legrand znaleziono tydzień po zgłoszeniu zaginięcia Scotta. - Cain podał Victorii teczkę, w której znajdowały się dane, jakie otrzymali i sam spojrzał na Ośrodek Windermere, który kiedyś cieszył się taką dobrą sławą, a teraz zostały po tej dobrej sławie tylko śmierdzące trupy. Jeśli wierzyć, rzecz jasna, w ostatnie zawiadomienie Bagshota. - Może pan Bagshot będzie bardziej chętny do większej wylewności na miejscu. - A może żadnych trupów nie było, bo przecież późną porą łatwo pomylić nawet centaura z jednorożcem, kiedy te biegają między drzewami. Teleportował się razem z Victorią prosto na wyznaczone miejsce i nie omieszkał zabrać ze sobą swojego małego ptaszora, którego wykorzystywał zamiast sowy, a który teraz siedział mu na ramieniu.

Skierował się do samego ośrodka, żeby tam machnąć odznaką i zapytać o to, gdzie rezyduje pan Bagshot, bo muszą się z nim zobaczyć. A przynajmniej tak chciał zrobić, bo kiedy wszedł do recepcji ta była pusta. Całkowicie, autentycznie, pusta. Jakoś to nadal nie wzbudzało wielkiego szoku w Bletchley.

- Dobry wieczór! - Zaanonsował głośniej, spoglądając to w lewo, to w prawo... ale po żywym duchu nie było tutaj nawet śladu. Cain podszedł do blatu, żeby go ominąć i znaleźć się po drugiej stronie - nie było w nim najmniejszego skrępowania, ale o tym już Victoria mogła się przekonać, że tak jak z jednej strony Bletchley potrafił tkwić w jednym miejscu i tentegować coś w głowie, spędzać miesiąc na obserwacji jednego człowieka, tak potem były chwile, kiedy łamał parę przepisów, a moralnością wykazywał się co najwyżej w skalach szarości, dopóki nie krzywdziła ona drugiego człowieka bezpośrednio. A poszedł tam teraz, żeby położyć łapy na księdze gości. Otworzył ją tak, żeby Victoria też mogła zajrzeć. Popukał palcem w numer domku, który zajmował Bagshot, a potem obrócił ją w kierunku Victorii.


!szaleństwoWindermere


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
07.04.2024, 00:19  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: ma ładne oczy. Czemu nigdy wcześniej nie wydawało ci się to tak oczywiste? Ładne oczy i ciepły uśmiech. Takim ludziom można ufać w ciemno. A to jak mówi? A jak się porusza? Musicie się trzymać razem. Zawsze razem. Na zawsze.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza, ogarnia cię obsesja na jego punkcie.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
07.04.2024, 12:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 21:25 przez Victoria Lestrange.)  

Victoria trochę czuła się winna tego, co stało się Cainowi – sama na własne życzenie w tym czasie pilnowała New Forest, chociaż dostała na to zgodę i polecenie Moody, a później nawet całe oficjalne zadanie, ale przez to Cain nie wybrał się z nią do Belfastu. Trochę już razem pracowali i było widać jak na dłoni, że po prostu się uzupełniają, dopełniają – jego siłą nie były pościgi i wybuchy (nawet dosłownie), a bardziej subtelna magia. Tam, gdzie ona mogła wytworzyć ściany, tarcze i ognie, tam Cain wolał coś przetransportować, przenieść, albo… coś komuś wmówić. Na przykład, że nigdy go tutaj nie było. A jednak to on był w Belfaście i wrócił bardzo ciężko ranny. Teraz jednak radził sobie coraz lepiej. Ta dzisiejsza kawa i kanapka zostały przyjęte z uśmiechem i prawdę mówiąc, nic nie zwiastowało tego, że tuż przed końcem ich zmiany przyjdzie do Ministerstwa jakieś zgłoszenie o żywych trupach widzianych w lesie przy jeziorze Windermere. Kończyli właśnie swoją zmianę, ale żywe trupy przy jakimś mugolskim ośrodku… To musiało zaalarmować – i zrobiło to. Zrobił się harmider, Cain dostał jakieś papiery o tym miejscu, a w tym czasie Victoria, trochę nauczona doświadczeniem i przezornością, jak taka mama na szybkości pakowała im plecaki, ładując do swojego cały zapas czekoladek, jakby mieli jakimś cudem utknąć w drzewie i czekać na zbawienie, ale też jakieś eliksiry własnej roboty, zapasowe ciuchy na zmianę (a tego nauczył ją wkurwiony smok…). Zdążyła jeszcze pobiec do sowiarni i wysłać naprędce napisany list, pozwalając w tym czasie Cainowi się dopakować…

– Trochę dużo tych śmierci jak na tak nieduży ośrodek – mruknęła, odebrawszy od Caina teczkę, do której spojrzała bardzo pobieżnie. Na daty – zaczęło się trzy lata temu, i może to w porównaniu do skali lat nie było jakoś dużo, ale z drugiej strony jedno miejsce, tyle śmierci i zaginięć… Nie. To nie mogło być przypadkowe. Rzeczywiście coś dziwnego działo się w Ośrodku. Ale żywe trupy… To zawsze łączyło się z czarnoksiężnikami. Victoria w ostatnim czasie dużo z tymi truposzami miała do czynienia i nie miała wcale na myśli swojego byłego narzeczonego. W Lesie Wisielców, na Perle Morza, w Hogsmeade… – Mam nadzieje, że się jakoś zamknął w tym swoim domku – będą musieli to sprawdzić. Poprawiła jeszcze ułożenie pasków plecaka na swoich ramionach i teleportowali się.

Oto byli. Pośród nocnej ciszy, przerywanej graniem świerszczy ukrytych w trawie i rechotu żab. Było przyjemnie chłodno, chociaż dla Victorii to jak zwykle bez większego znaczenia. No i było też ciemno – ale to tym lepiej, mniejsza szansa, że mugole będą się kręcić po okolicy. Miała takie poczucie, że jest trochę… za cicho… jak na to, że po okolicy miały grasować żywe trupy.

Ona co prawda żadną odznaką machać nie zamierzała, bo nie zrobi to na mugolu żadnego wrażenia, za to było widać, że są z jakichś służb, a i pewnie możnaby poczarować właściciela, czy ktokolwiek sprawował pieczę nad wynajmem i ośrodkiem o tej godzinie, by jednak im powiedział, gdzie Owen Bagshot ma domek i żeby nie kręcił się po okolicy. Akurat to miejsce znaleźli szybko – tylko… jakoś pusto było. Sama nie odzywała się, wchodząc za Cainem do środka. Nie zaskoczyło ją ani trochę, że zachowywał się, jakby był u siebie i po prostu sprawdził sobie sam który domek zajmował Bagshot. A gdy odwrócił do niej księgę, to sama popatrzyła na kilka nazwisk, ale zanotowała też w pamięci interesujący ich numer. Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu i kiwnęła do Caina głową, że pora stąd iść.

Musiała wyciągnąć swoją różdżkę, by poświecić sobie nią jak mugolską latarką, żeby te numerki były dla nich jakkolwiek widoczne. Przedzieranie się w nocy po ciemku nie było nazbyt przyjemne, a poza tym ciągle miała w pamięci, że cholera… były tu widziane żywe trupy.


!szaleństwoWindermere
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
07.04.2024, 12:05  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: ma ładne oczy. Czemu nigdy wcześniej nie wydawało ci się to tak oczywiste? Ładne oczy i ciepły uśmiech. Takim ludziom można ufać w ciemno. A to jak mówi? A jak się porusza? Musicie się trzymać razem. Zawsze razem. Na zawsze.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza, ogarnia cię obsesja na jego punkcie.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#5
07.04.2024, 12:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 21:31 przez Cain Bletchley.)  

Poprawił plecak na ramieniu i rozejrzał się po pustym wnętrzu. Jego głos niemal rozniósł się echem po ścianach. Niemal, bo było tu za dużo mebli, żeby mogło się tak wydarzyć. Ciemno. Pusto. Jak miasteczko-widmo, do którego zapomniały zaglądać żywe stworzenia. Zapomniały, a jednak był tutaj historyk, jednak miejsce było popularne, jednak życie się tutaj kręcić musiało. I to całkiem niedawno, bo kiedy przejechał palcem po blacie nie widział żadnych oznak większej ilości kurzu, na podłodze nie było śladów po zlepionym od wilgoci brudzie. Bo było wilgotno. Nieprzyjemna atmosfera tego miejsca powinna w nim wzbudzać dreszcze, albo chociaż cień jakiejś emocji, ale tak się nie działo. Niepokoiła go tylko cisza. Ta głucha, pusta cisza.

- Nic bardzo ciekawego. Korespondencja przyjęć, rezerwacji miejsc. Dużo odwołanych na sierpień. - Przekładał kolejne listy, niektóre otwierał, inne odrzucał od razu, takie jak rachunki, chociaż na jeden z nich spojrzał, żeby ocenić, czy trzymały się normy, czy może fiksowały w jakimś kierunku. Nie był specjalistą w dziedzinie duchów, ale obecności poltergeistów potrafił wariować elektroniką mugoli, a to musiało się jakoś przełożyć na rachunki. Przesunął wzrokiem po jednym, drugim, ale odłożył je na miejsce. Dokładnie w to samo miejsce, gdzie wszystko się znajdowało. Tak jak i przesunął księgę, którą przeglądała Victoria. A kiedy przypadkiem dotknął jej dłoni, to przeszedł go dreszcz. Jakby prąd przeleciał przez jego ciało. Wrażenie tak przyjemne, że podniósł na nią spojrzenie - tylko w pierwszej chwili zdziwione. Bo w drugiej jego szare oczy zaczęły się w nią wpatrywać przez moment jak zahipnotyzowane. Tak, była urodziwą kobietą, ale dopiero teraz pomyślał o niej w zupełnie nowej kategorii. Może to wina tego mdłego oświetlenia? Nastroju, gdy wszystko wokół zdawało się martwe, nawet wiatr, a ona była tu jedyną żywą? Nie, to nie to. Ona była po prostu zjawiskowa. Bardzo leniwie i powoli zaczął odsuwać tę księgę, żeby ją odłożyć na miejsce, nie do końca potrafiąc oderwać od niej wzrok nawet kiedy wychodzili z tego budynku. Nawet się o to nie starał. Wpatrywał się w nią dokładnie tak, jak spogląda się na obraz, który pochłania twoją duszę.

Dopiero kiedy znaleźli się pod domkiem Bagshota odwrócił od niej spojrzenie, żeby skupić je na tym miejscu. Dalej - cicho. Ich kroki nawet ginęły w tej krzątającej się po okolicy mgle.

- Człowiek, który zgłasza obecność inferiusów zostawia pusty dom i... - Zawiesił tutaj swoją opowieść nie dlatego, że miał coś do dodania. Dlatego, że tę opowieść należało o coś uzupełnić. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczając, że Victoria mogłaby czuć się winna temu, co się wydarzyło. To przecież jej wina nie była. To była wina tylko ludzkiej skłonności do destrukcji, ale na pewno nie jej. Uniósł brwi widząc brygadziste w drzwiach. - Dobry wieczór! Biuro aurorów. - Machnął odznaką, bardzo dosłownie machnął, tak jak by machnął byle babcie w recepcji, która pewnie wzięłaby ją za odznakę policyjną (Supernatural go tego nauczył). - Można? - Że wejść, rzecz jasna. Mógł przestawić gościa na bok, ale ten wydawał się stać w drzwiach, jakby jego życie od tego zależało.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
07.04.2024, 13:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 21:49 przez Victoria Lestrange.)  

Ośrodek sam w sobie nie wyglądał na opuszczony. Może ktokolwiek tu siedział o tej godzinie, po prostu wyszedł do toalety za potrzebą? Oni wykorzystali ten czas, myszkując przy biurku i może to nawet lepiej, że nikt nie zwrócił na nich uwagi, mniej problemów i kombinowania ich czeka – a trzeba było sprawdzić, co się dzieje. Znaleźć Owena, zapytać gdzie dokładnie te trupy widział, ile sztuk, jak się zachowywały… Przypadkowy dotyk Caina nie był niczym nadzwyczajnym – pracowali razem, jednak czasami gdzieś tam się dotykali, chociaż Victoria bardzo pilnowała, by to nie było długie ze względu na trupie zimno, jakim emanowała, ale dzisiaj… Aż uniosła spojrzenie na Bletchleya. Już dawno zauważyła, że ma ładne oczy i taki miły, chłopięcy wręcz uśmiech. Tylko czemu zwracała na to uwagę znowu akurat teraz? To przez to, że otarł się o śmierć? Że dobrze go było mieć przy sobie? Bo dobrze jej się z nim pracowało i bez słowa skargi znosił jej towarzystwo i to, że (co było widać jak na… dłoni) miała ewidentnie gorszy okres w życiu? Kiedy wyszli i ona co chwila zerkała jeszcze, niby to przypadkowo, w jego kierunku, choć w tym półmroku rozświetlanym światłem jej różdżki, niewiele może było widać. Ale to wcale nie było przypadkowe.

Po prostu czuła, że chce go mieć przy sobie. Że musi go mieć przy sobie. Z a w s z e.

– Myślisz, że był na tyle głupi, że poszedł w ten las, a one go… – nie dokończyła, bo było wiadome, co żywe trupy robiły z żywymi ludźmi. Sama nie była przekonana, czy to na pewno inferiusy, może ghoule? Może jeszcze coś innego…


Obecność brygadzisty stojącego przy drzwiach domku, do którego się zbliżali, nieco ją zaskoczyła. I to już nie zwiastowało nic dobrego. Victoria miała o tym bardzo złe przeczucia.

– Nie można – odparł mężczyzna, lustrując wzrokiem dwóch aurorów. – Rozkazy z góry – wyjaśnił, chyba zdając sobie doskonale sprawę, że ta dwójka w hierarchii była nad nim.

– Dlaczego nie? – rzuciła w odpowiedzi marszcząc brwi, wpatrując się uważnie w brygadzistę, który potarł sobie skroń, może nawet w takim nerwowym geście.

– Owen Bagshot zaginął. Nie było go tu, kiedy pierwsze osoby przyszły go sprawdzić, nie dostaliście informacji?

Victoria spojrzała na Caina, nie do końca rozumiejąc co się tutaj dzieje. Może przegapili komunikat, gdy się zbierali i pakowali… Może to wtedy kiedy poszła szybko wysłać sowę? Może Cain też w tym momencie się czymś zajął i im to umknęło… Ale jeśli Bagshot zaginął…

– Nie, nie dostaliśmy… – powiedziała krótko, chociaż miała wrażenie, że zaschło jej w gardle. – Ale to trzeba sprawdzić to miejsce, skoro zaginął, to może zostawił informacje?

– Boją się, że taka ilość ludzi zadepcze jakieś ślady, dlatego jest, póki co, zakaz wchodzenia do domku.

Victoria nie zamierzała się z tym kłócić… Miało to trochę sensu, ostatecznie chodziło o żywe trupy… Pewnie ściągnięto tutaj więcej służb. Powstrzymała przekleństwo, lekko zaciskając dłoń, ale kiwnęła głową do brygadzisty.

– Chodź – mruknęła do Caina i odwróciła się, chcąc się oddalić od domku, by mogli porozmawiać w spokoju. Przez moment zerkała na Caina, czując jakąś nieopisaną ulgę, że jest tutaj z nią, potem zbliżyła się do niego tak, że dzielił ich tylko krok.

– Sprawa mocno się komplikuje. Nie ma Bagshota, nie widziałam też nigdzie żadnych śladów po żywych trupach – mruknęła, gdy już byli sami. Chciała wyminąć Caina, po drodze nie mogąc się powstrzymać przed przypadkowym muśnięciem jego dłoni. To, że ich nie widziała, nie znaczyło rzecz jasna, że ich nie było, ale póki co na terenie ośrodka wydawało się być całkowicie normalnie – jak to w nocy w takich miejscach, gdy ludzie śpią.

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#7
07.04.2024, 16:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 21:50 przez Cain Bletchley.)  

Nigdy nie miał wielu osób, które trzymał blisko siebie. Właściwie prawie nikogo nie trzymał blisko. Nawet osoby, którym bardziej ufał, żeby powierzyć im kilka swoich tajemnic, nie stały zawsze przy nim. Trzymanie się na odległość nie była nawet do końca wyborem, ale nie była też przymusem. Była naturalna. Zawsze miał problemy wtopić się w otoczenie będąc tak całkiem sobą, bo będą całkiem sobą stawał się dla większości dziwny. Z biegiem lat to się tylko pogłębiało. Nie wiązał z tym żadnych odczuć, jego stosunek był ambiwalentny. Victorii ufał tak, jak mógł ufać koleżance z pracy. Była sumienna, była wykształcona, znała się na tym, co robiła i posiadała w sobie dokładność, o którą sam nie chciał być posądzany. Może nie połączyły ich jeszcze chwile wywracające tę ziemię do góry nogami, ale ten napływ ciepła i pewności, że gdziekolwiek by nie poszedł to ona byłaby przy nim i chroniłaby go był pokrzepiający. Gdyby ze mną była w Belfaście nie wydarzyłoby się... Zatrzymał się przed kończeniem własnego zdania w myślach, bo wolał nie zaglądać z powrotem na obrazy, które poruszane potrafił go skutecznie zdjąć z planszy. A teraz potrzebował się na tej planszy trzymać.

- ... zaatakowały. Jeśli przeżył... - Tak, co robią żywe trupy z żyjącymi? Wiele złych rzeczy. Jedyne, o co mogłeś się modlić w takich chwilach to o to, żeby nie powstać jako jeden z nich, co miewało różne skutki. Bogini Matka pozostawała zazwyczaj głucha na takie modlitwy. Mogli kontynuować historyjkę i wysnuć jej przedziwne mankamenty na drodze czystego domysłu. Nadal to była tylko bajka, na ile pokrywała się z prawdą? Bo to, że panowała tutaj aż taka cisza, mimo wzbudzania niepokoju, mimo poczucia nienaturalności, wcale nie była dziwna. Przecież była noc. Wszyscy spali, równie dobrze kobieta w recepcji mogła się kolibnąć na tapczanie na drzemkę. - Co zrobisz... - Odetchnął na tę wymianę zdań, pomasował kark i cofnął się od drzwi. Skoro polecenie z góry to polecenie z góry, ale to miejsce przestało go interesować dopiero w momencie, w którym znów ich dłonie się zetknęły. Cain się nie powstrzymywał - złapał Victorię za tę dłoń i pociągnął ją, żeby ją zatrzymać, obrócić ku sobie.

Tylko zabrakło mu słów. Zawsze brakowało mu słów, nagle jego głowa pustoszała, kiedy nie mógł przestać podziwiać piękna, jakie miał przed sobą i dreszczu pragnienia, który się w nim pojawił. Puścił jej zimną dłoń tylko po to, żeby unieść swoją do jej policzka, obserwując jej reakcje. To było całkiem ogłupiające... ale przecież nie mógł poczuć tego sam, prawda? To na pewno było tam zawsze, po prostu tego nie zauważał. Myślał o tym, że może jej ufać tak jak innym? Nonsens. Mógł jej powierzyć wszystko. Włącznie ze swoim życiem. Takie osoby po prostu nie mogły zdradzić. Miała oczy anioła - Amora, który wyleciał z francuskich ogrodów, by nieść na swoich skrzydłach płatki lawendy, a z dłoni sypać róże z Rozarium w L'Hay.

- Chyba nigdy ci nie powiedziałem, jak piękną kobietą jesteś. - To był bardzo prosty, zbyt płytki komplement, ale był bardzo szczery. Z głębi serca.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
07.04.2024, 18:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 21:57 przez Victoria Lestrange.)  

To ironia, nie uważasz? Potrafić wejść w czyiś umysł, myśli, widzieć wszystkie barwy ludzkiej aury i wiedzieć dokładnie, komu można ufać, a komu nie; pamiętać każdą chwilę, każdą jedną rzecz, jaka przewinęła się przez to życie i… nie trzymać nikogo blisko. Dlaczego nie, skoro Cain wiedział kto chciałby zdradzić, kto nie, każdą najbrudniejszą myśl – gdyby tylko chciał ją przeczytać. I była też ona, chłodna w obyciu, roztaczająca wokół siebie aurę niedostępności, bo to za wysokie progi na prawie wszystkie nogi, zamykająca swój umysł przed światem i ludźmi – a jednak były takie osoby, które do siebie dopuściła i ufała im, miała nadzieję, że ze wzajemnością… Nie, nie mogła być z nim w Belfaście – i wiedział dlaczego. Tamtego dnia, kiedy on badał, czy wybuchy w Irlandii były wywołane przez Śmierciożerców, ona z jednym z nich faktycznie stoczyła walkę.

Westchnęła i wydała z siebie jakiś nieokreślony dźwięk, kiedy on podjął jej urwaną myśl i sam jej nie dokończył – na myśl o tym, co się w tym lesie mogło dziać, aż zaczynała ją boleć głowa, bo to brzmiało jak znowu: kupa roboty. Szukanie Owena, szukanie tych trupów, późniejsza papierkowa robota. Coś musiało być w tym lesie, skoro znajdowano tu już martwych, ale… cholera, czemu tak ich było mało, skoro to miały być żywe trupy?

Co tu się do kurwy nędzy działo?

A wtedy Cain bardzo sprawnie i bardzo szybko złapał jej dłoń i ją zatrzymał. Nie szła jakoś bardzo szybko, ale i tak ten gest ją zaskoczył – tym bardziej, że pociągnięcie jej i przyciągnięcie skutkowało tym, że musiała się odwrócić. Nie puścił jej, a ona nie próbowała się wyrywać – jedynie zadarła głowę, patrząc na Caina z mieszaniną… zdumienia, zaciekawienia i fascynacji. Patrzył na nią trochę tak, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Może właśnie tak było… Bo ona też miała wrażenie, że kiedy teraz byli tutaj razem, to coś się zmieniło. Wszystko, co mówił, nawet jeśli podszyte było żartem, niosło w sobie tak wiele mądrości i tej pewności, że jest człowiekiem, któremu mogłaby powierzyć całą siebie. Dobrze się stało, że Moody ich ze sobą sparowała… A teraz zadrżała, gdy ją puścił, tylko po to, by ułożyć dłoń na jej policzku. Nie, nie czuł tego sam – wpatrywała się teraz w jego szare oczy i uniosła tę puszczoną dłoń, by ułożyć ją na wierzchu jego, gdy dotykał jej policzka.

– Chyba nie – może to dlatego, że wcześniej nosiła pierścionek zaręczynowy? On odstraszał i miał to robić, w końcu była zaklepana. Nie pomyślała nawet teraz, że ten komplement jest jakkolwiek płytki czy nieszczery – przecież Cain nie zrobiłby czegoś nieszczerego, prawda? Ona sama chciała coś powiedzieć, ale nie miała bladego pojęcia co. Nigdy nie była w tym dobra, w czarowaniu ludzi słowem, zbyt mocno rozbijała wszystko na czynniki pierwsze, analizowała, zostawiając swoje myśli dla siebie. To to mu się tak spodobało? Że nie mógł z niej czytać jak z otwartej księgi?

Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#9
07.04.2024, 20:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 22:01 przez Cain Bletchley.)  

Właśnie dlatego, że to wszystko wydawało się na wyciągnięcie ręki, wszystko się komplikowało. Cain za dobrze poznał się na ludzkiej naturze. Za wiele razy widział, jak najczystsza miłość zmieniała się w coś obślizgłego i paskudnego. Jak przyjaźnie obracały się przeciwko sobie i człowiek człowiekowi wydrapywał oczy. Uczucia były zmienne. Myśli były zmienne. Przekonania. Żaden człowiek nie stał w miejscu - wszyscy się przesuwali w czasie i przestrzeni, a wraz z nimi przesuwały się mankamenty dotyczące ludzi wokół i uczucia im towarzyszące. Nie zawsze była to kwestia jednego wydarzenia. Czasem zmiana zajmowała całe lata i łatwiej było ją zaobserwować. Był jeden człowiek, któremu Cain bardzo ufał i... przez to zaufanie został też bardzo skrzywdzony. Bo nic nie wskazywało na to, żeby ten cios miał się pojawić - a jednak był. To dotyczyło wszystkich ludzi wokół. Potem była kwestia tego nieszczęsnego zaufania. Jeśli chcesz komuś okazać zaufanie, to nie chcesz niszczyć całkowicie jego prywatności. Nie chcesz ciągle korzystać z tego, że możesz coś sprawdzić, a może wystarczy znaleźć taką osobę, która będzie ci krzyczeć: no wejdź mi do głowy! Kto szalony by się znalazł? Potem - jeśli nawet by się znalazł, to co dalej? Magia znajomości i obcowania z ludźmi polegała na tym, że można było ich poznawać, doświadczać ich, że mogli cię zaskakiwać, a jeśli możesz wszystko wyczytać, to co ciekawego ta osoba ci zaoferuje? Więc może - oklumenta? Taki jak Victoria? Tak... to musiało być to. Była tak bardzo autentyczna w swoich słowach, swoich czynach, a jednocześnie stanowiła nierozwikłaną zagadkę. Osobę, o której mógł się tyle dowiedzieć, z którą mógł tyle rzeczy nadal przeżyć.

Mieli tutaj pewne zobowiązania. Cain nie podchodził do tego nadmiernie energicznie, bo nic nie wskazywało na razie na obecność takowych - żadnego smrodu, żadnego śladu czarnej magii. Zapewne więc, jak na rozsądnego i poważnego człowieka przystało powinien usunąć swoje zapędy na bok i powinni skupić się na prześledzeniu tego, co się tutaj dzieje. Tylko że przecież nie byli jedynymi osobami wysłanymi tutaj, prawda? W Ministerstwie zrobiło się ogólne poruszenie, wyślą tutaj na pewno jakichś brygadzistów... Tylko co się w zasadzie stało? Skąd te emocje? Taki napływ, mocny, coraz mocniejszy. Tutaj. Tak nieodpowiedzialnie, tak niepasująco do niego... a może właśnie pasująco bardzo. Za bardzo jak na to, ile brudów chował w swojej głowie.

Spojrzał na domek, jedno szybkie zerknięcie i pociągnął Victorię tylko po to, żeby porwać ją na tył budynku, przyprzeć do ściany i skraść pocałunek z jej zimnych ust. Prawie jakby całował trupa. A jednak Victoria była bardzo żywa.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
07.04.2024, 22:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 22:05 przez Victoria Lestrange.)  

Ludzkie uczucia to nie było nic prostego, nic, co dało się łatwo złapać w jakieś proste ramy. Co takiego działo się, że się te uczucia zmieniały? Że miłość i przyjaźń przemijały, zmieniały się w coś paskudnego? Może faktycznie Cain dostrzegł to zbyt wiele razy, może nawet to przeżył więcej niż raz… a nawet ten raz to było o raz za dużo. Victoria tego nie wiedziała. Raczej nie pozwalała tej znajomości wyrwać się poza pracę; miała swoich przyjaciół, swoje bliskie osoby, Cain na pewni też je miał. On nie wciskał się w jej pomatwane życie prywatne, tym bardziej rozjebane od czasu Beltane, a ona nie wciskała się w jego – i mogli tak sobie trwać i pracować w spokoju… to nie tak, że się nie interesowała, co u niego się dzieje, przecież rozmawiali ze sobą w biurze, czy poza nim, ale byli tylko tym: współpracownikami; partnerami w pracy. Nic więcej. A teraz Victoria miała poczucie, że to był błąd. Że powinna go mieć w swoim życiu jak najbliżej się da. I och jak dobrze, że tym razem był tutaj z nią.

Gdzieś w umyśle zakołatała jej myśl, złapana na podstawie tych raportów czytanych na szybko, że ludzie uważają, że to miejsce jest dziwne, bo rozbija związki i przyjaźnie, a czasami wręcz zacieśnia inne relacje – może to było to? Krótki moment realizacji na temat tego, kto w życiu jest ważny? Ale co z innymi osobami, które w jej życiu istniały? Do tej pory przecież byli dla niej najważniejsi, a jej serce… Jej serce i uczucia to nie była gąbka, którą można było wycisnąć i napełnić zupełnie nagle czymś zupełnie innym, zresztą nadal tam były, przyćmione teraz tym nagłym wrażeniem, uczuciem, tą obsesją, która jej mówiła, że Bletchley jest osobą, której mogłaby zawierzyć swoim życiem… swoim wszystkim. Nawet pomimo tego, że tak mało o nim wiedziała.

Zdecydowanie powinni sprawdzić, co się stało… pójść go poszukać. I tych rzekomych truposzy też, była przecież odpowiedzialną osobą, która nie tak łatwo poddawała się emocją, a na pewno nie chłonęła ich z innych ludzi, a jednak teraz jakby coś ją uderzyło w głowę i straciła rozum i nawet nie protestowała, gdy Cain pociągnął ją i poczuła za plecami niezbyt przyjemne deski budynku. A następnie dotyk ciepłych ust na swoich. Nie była taka, na pewno nie, by ot tak się temu poddawać, tym bardziej że obecnie nikogo nie szukała i nie była otwarta na romanse, ktoś jednak mocno zaprzątał jej myśli i serce, a jednak… to było miłe. I to był on, osoba, którą chciała mieć obok siebie. Więc oddała ten pocałunek, może trochę niepewnie, a jej zimne dłonie zabłądziły najpierw na jego przedramiona, a ostatecznie na kark. Miała takie poczucie, że nie powinna i jednocześnie, że przecież nie dzieje się nic złego, a z trzeciej strony, że… są przecież w pracy i to takie… cholernie nieprofesjonalne, ale był tutaj z nią, więc wszystko będzie dobrze. Poczuła dreszcz, i nie było to związane z zimnem, do tego się przyzwyczaiła już dawno temu i wręcz warknęła w usta Caina, nim odrobinę przesunęła głowę; najpierw ugryzła go delikatnie w płatek ucha, a chwilę potem westchnęła i bardzo cicho wyszeptała:

– Chyba powinniśmy go poszukać. Co jak jeszcze coś sobie zrobi…

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5379), Pan Losu (126), Norvel Twonk (180), Cain Bletchley (5586)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa