Tu nawet nie chodziło o to, że jakoś przesadnie w te układy gwiazd i horoskopy wierzył, ale zawsze uważał że przezorny zawsze ubezpieczony, no i sprawiało mu to ogromną przyjemność. Czasem też podobne głupotki podsyłał i innym znajomym, ale dwa tygodnie temu do Notta przyszedł nie tydzień dla lwa, a skrawek który wspominał o tym, że ośrodek wypoczynkowy wita i zaprasza wszystkich w swoje skromne progi.
Bott miał coś do zapomnianych przez boga miejsc, gdzie kończyła się cywilizacja, a zaczynało braterstwo z przyrodą, bo tego typu miejsca jasno i wyraźnie krzyczały RYBY, a jeśli ktokolwiek cokolwiek o nim wiedział, oprócz oczywiście zamiłowania do wypieków, to to że łowić ryby to uwielbiał i nie było dla niego nic lepszego (oprócz pieczenia) niż rozłożenie się na pomoście albo łódce z wędką. Nawet niekoniecznie nie nastawiał się na złowienie czegokolwiek - liczył się spokój, cykanie, bzyczenie komarów i pluskanie wody.
Dlatego też wreszcie zawitali oboje w to jakże urokliwe miejsce, bo na temat tego jak podoba mu się krajobraz Bott nie zamknął się chyba ani na moment, odkąd tylko znaleźli się w letniskowym domku, który został im przydzielony. Chatka była ciasna, ale własna, z dwoma łóżkami wciśniętymi pod ścianami, niewielką komodą i czymś, co chyba można byłoby nazwać salonikiem, gdyby miało się odrobinę dobrej woli. Bertie miał tej woli jednak bardzo dużo, więc się nie ograniczał.
- Oh i mamy salon. A fotele nawet niczego sobie, nawet się bardzo nie chyboczą, ale są za to bardzo wygodne. Dawaj Philip, klapnij sobie, chociaż żeby sprawdzić - rzucił rozanielony, zapadając się w wysiedzianej przez lata pufie, podczas gdy nóżki skrzypiały trochę niebezpiecznie.
Na dworze powoli zbierało się ku wieczorowi i woda przyjemnie czerwieniła się, ustępując w niektórych miejscach lawendowym i pomarańczowym pasmom, które zachodzące słońce malowało na niebie. Wszystkiemu dodawał uroku fakt, że zebrana w powietrzu sierpniowa wilgoć tworzyła przy tafli wody mgliste pasma. Dla Bertiego - po prostu raj.
!szaleństwoWindermere