07.04.2024, 02:44 ✶
Daisy nie lubiła nocą włóczyć się po wrzosowiskach. Nawet w lecie, o takiej porze było tam raczej zimno i mokro. W dodatku do butów przyklejała się świeżo utkana (przez jakiegoś nadgorliwego pająka chorującego na bezsenność) pajęczyna.
Ale bywały takie momenty w życiu, gdy wypadało odrobinę się wysilić i poświęcić własną wygodę (i sen, a Daisy akurat nie miała najmniejszych problemów z zasypianiem) na rzecz napisania najlepszego artykułu do Proroka Codziennego, jaki tylko świat widział. No tak naprawdę to nie i nawet Lockhart o tym wiedziała, ale wolała tak sobie w tym momencie wmawiać, zamiast skupić się na smutnej rzeczywistości i tym, że właśnie męczyła się niemiłosiernie, byle tylko zrobić kilka głupich zdjęć jakiemuś mugolskiemu ośrodkowi wypoczynkowemu, który leżał na kompletnym zadupiu. Po cholerę w ogóle jakiś historyk magii zechciał się tutaj zatrzymać? No naprawdę, nie mógł kulturalnie popisać tych swoich dyrdymałów przy kawie i pączku w Klubokawiarni Nory Figg?
Dobrze, że przynajmniej nie była w tej swojej wędrówce sama, ale towarzyszył jej Astaroth.
- Myślisz, że tutaj naprawdę mogą być jakieś potwory? – zapytała go, gdy znaleźli się mniej więcej dwieście, może trzysta metrów od wejścia na teren Ośrodka Windermere. – Może ludziom po prostu odbija? Koniec świata. Brak cywilizacji. Tylko jakieś stare, drewniane domki i wielkie jezioro. Ostatni raz jak byłam nad wodą skończył się tak, że prawie nie utonęłam. Jakaś syrena próbowała mnie utopić. – Wzdrygnęła się mimowolnie. Bo to wcale nie było tak, że Daisy jak ostatnia naiwna kretynka bez pomyślunku władowała się sama do wody, bo nagle zaczęło jej się wydawać, że przy brzegu pływa Martin Crouch. Co on w ogóle miałby robić przy molo w Allhallows? Taki mężczyzna jak on z pewnością pływał w jakichś bardziej prestiżowych miejscach. Ale przynajmniej przestała o nim tak obsesyjnie myśleć. – O, dziura w siatce. Przechodzimy? – zapytała Astarotha. – W ogóle słyszałeś coś o Owenie Bagshocie? Ja zdołałam wybadać tylko tyle, że to historyk magii i że nie jest taki stary jak to się może wydawać. – No bo w oczach Daisy było wiadomo, że jak ktoś zajmuje się historią magii to musi być albo w wieku profesora Binnsa z Hogwartu albo jest jeszcze starszy. – I może to jego zniknięcie to nie przykułoby mojej uwagi – na pewno nie przykułoby mojej uwagi – gdyby nie to, że tutaj, w tym Ośrodku Windermere, to się podobno nie zdarza po raz pierwszy. Wiem, że na pewno zginęła tu dwójka czarodziei. Może nawet byłeś z nimi na roku. Chodzi mi o Martina Scotta i jego dziewczynę Elodie Legrand – wyjaśniała szeptem dalej. – Jej ciało znaleziono ale jego nie. I teraz ten Bagshot. Może spotkało go dokładnie to samo, co Scotta? I to podobno nie są jedyne przypadki.
!szaleństwoWindermere
Ale bywały takie momenty w życiu, gdy wypadało odrobinę się wysilić i poświęcić własną wygodę (i sen, a Daisy akurat nie miała najmniejszych problemów z zasypianiem) na rzecz napisania najlepszego artykułu do Proroka Codziennego, jaki tylko świat widział. No tak naprawdę to nie i nawet Lockhart o tym wiedziała, ale wolała tak sobie w tym momencie wmawiać, zamiast skupić się na smutnej rzeczywistości i tym, że właśnie męczyła się niemiłosiernie, byle tylko zrobić kilka głupich zdjęć jakiemuś mugolskiemu ośrodkowi wypoczynkowemu, który leżał na kompletnym zadupiu. Po cholerę w ogóle jakiś historyk magii zechciał się tutaj zatrzymać? No naprawdę, nie mógł kulturalnie popisać tych swoich dyrdymałów przy kawie i pączku w Klubokawiarni Nory Figg?
Dobrze, że przynajmniej nie była w tej swojej wędrówce sama, ale towarzyszył jej Astaroth.
- Myślisz, że tutaj naprawdę mogą być jakieś potwory? – zapytała go, gdy znaleźli się mniej więcej dwieście, może trzysta metrów od wejścia na teren Ośrodka Windermere. – Może ludziom po prostu odbija? Koniec świata. Brak cywilizacji. Tylko jakieś stare, drewniane domki i wielkie jezioro. Ostatni raz jak byłam nad wodą skończył się tak, że prawie nie utonęłam. Jakaś syrena próbowała mnie utopić. – Wzdrygnęła się mimowolnie. Bo to wcale nie było tak, że Daisy jak ostatnia naiwna kretynka bez pomyślunku władowała się sama do wody, bo nagle zaczęło jej się wydawać, że przy brzegu pływa Martin Crouch. Co on w ogóle miałby robić przy molo w Allhallows? Taki mężczyzna jak on z pewnością pływał w jakichś bardziej prestiżowych miejscach. Ale przynajmniej przestała o nim tak obsesyjnie myśleć. – O, dziura w siatce. Przechodzimy? – zapytała Astarotha. – W ogóle słyszałeś coś o Owenie Bagshocie? Ja zdołałam wybadać tylko tyle, że to historyk magii i że nie jest taki stary jak to się może wydawać. – No bo w oczach Daisy było wiadomo, że jak ktoś zajmuje się historią magii to musi być albo w wieku profesora Binnsa z Hogwartu albo jest jeszcze starszy. – I może to jego zniknięcie to nie przykułoby mojej uwagi – na pewno nie przykułoby mojej uwagi – gdyby nie to, że tutaj, w tym Ośrodku Windermere, to się podobno nie zdarza po raz pierwszy. Wiem, że na pewno zginęła tu dwójka czarodziei. Może nawet byłeś z nimi na roku. Chodzi mi o Martina Scotta i jego dziewczynę Elodie Legrand – wyjaśniała szeptem dalej. – Jej ciało znaleziono ale jego nie. I teraz ten Bagshot. Może spotkało go dokładnie to samo, co Scotta? I to podobno nie są jedyne przypadki.
!szaleństwoWindermere