Czwartki były dniami, w których można było połączyć przyjemne z pożytecznym, omówić sprawy związane z życiem zawodowym przy paru kieliszkach. W piątki, dla kontrastu, zazwyczaj wychodziło się z najbliższymi znajomymi, przynajmniej w mniemaniu Elliotta, który może nie oddzielał życia towarzyskiego od tego profesjonalnego grubą linią, ale na pewno starał się zachować jakiś balans, aby mieć czysty umysł przy poniedziałkowym powrocie do biura.
Dobiegała dziesiąta wieczorem, więc większość osób, z którymi przesiadywał zaczęła zbierać się do domu, kończyła swoje trunki ewentualnie domawiała ostatnią kolejkę będąc w nieznośnym stanie upojenia. Ruch w barze nie malał, bo pomimo, iż Elliott nie miał zwyczaju pijać w spelunach, tak nawet te lepsze bary zapełniały się dość szybko przy metropolii jaką jest Londyn i przy tym jak wiele profesji można było tu wykonywać; w końcu nie każdy człowiek jest przykuty do biura od godziny dziewiątej do siedemnastej od poniedziałku do piątku.
Tłum przelewał się z jednej strony lokalu na drugą, dym papierosowy wypełniał pomieszczenie swoimi powolnie sączącymi się strużkami przenikając przez włosy i ubrania, a zmieszana miazga podchmielonych już głosów dudniła w uszach. Każdy chciał coś powiedzieć, zostać usłyszany. W prawym rogu baru ktoś właśnie odpalał papierosa, w lewym mężczyzna zaśmiał się tak głośno, że kilka par oczu ze środka sali spojrzało się w tamtym kierunku w konsternacji. Drzwi do lokalu regularnie otwierały się i zamykały wpuszczając, jeszcze w miarę ciepłe, bo letnie, powietrze. Jesień była na horyzoncie; gromadzące się na progu liście przybierały ciepłe odcienie czerwieni, pomarańczów i brązów, ale do faktycznej zmiany poru roku i generalnego ochłodzenia wieczornych powiewów było jeszcze trochę czasu.
- Przyszedłeś sam? - Elliott uznał, że jak opuści towarzystwo, z którym wszedł do baru parę godzin temu, to nic wielkiego się nie stanie. Omówili już wszystko to, co go najbardziej interesowało, a teraz rozmowa zamieniła się w bełkot, który niekoniecznie Malfoya interesował. Był przezorny i, mimo że nie wylewał za kołnierz, to wolał ograniczać ilość spożywanego publicznie alkoholu. Na szali miał reputację, o którą bardzo mocno dbał, nie tylko dla dobra własnej kariery, ale też zdrowia psychicznego i uszu; Pan Malfoy Senior potrafił być nie dającą odpocząć katarynka, jeżeli zrobiło się coś, co akurat mu było nie w smak.
- Musisz mi wybaczyć wścibskość, ale zauważyłem cię już jakiś czas temu i nie umknęło mojej uwadze, że nikt się do ciebie nie dosiada, ani ty tego nie robisz. - uniósł brwi stojąc przed Erikiem ze szklanką pełną trunku o bursztynowym zabarwieniu. Marynarkę miał luźno zawieszoną na ramionach, ale koszulę wciąż schludnie zapiętą, złapaną mankietami przy rękawach - Nie masz nic przeciwko towarzystwu? Moje, na to wygląda, nie jest już zdolne to kolejnych rozmów, które nie będą pijacką mamałygą, więc sam rozumiesz. Chyba, że chciałeś odpocząć od jakichkolwiek głosów. Nie narzucam się. - mimo swoich słów, położył bladą dłoń na oparciu krzesła.
- Oh no i gdzie moje maniery? Dobry wieczór. - z Longbottomem widywali się na korytarzach Ministerstwa, ale Elliott nie mógł powiedzieć, aby byli bliskimi przyjaciółmi. Pamiętał Erika ze szkoły, gdy ich stosunki były na pewno o wiele cieplejsze i mniej oficjalne, ale Hogwart skończył się ponad dziesięć lat temu, przynajmniej dla niego. Czasami wydawało mu się, jakby jedna z tych niezobowiązujących rozmów, jakie prowadzili z drugim mężczyzną jeszcze w nastoletnich latach, była zaledwie wczoraj. Czas pędził nieubłaganie, a Malfoy zdawał sobie sprawę, że od sielankowego wspomnienia z błoni czy dziedzińców zamku wiele się zmieniło - oni sami, ich poglądy, cele, sam świat wydawał się innym miejscem. Może nie bardziej szarym, ale na pewno stracił część swoich kolorów, chociażby tych zawartych w szkolnych szatach. Już wtedy ich określały, ale nie tak jak ich opinie czy wykonywane prace w świecie dorosłych. Wtedy to wszystko było zaledwie zalążkiem, ich błędy mogli naprawić rodzice, a teraz? Stali przed sobą jako dwójka dorosłych ludzi, których łączyło pare wspólnych wspomnień i bardzo sztywne powitania w murach miejsca pracy. Elliott powstrzymał grymas niezadowolenia, który cisnął mu się na usta wraz z ta myślą. Nauczył się dawno temu, ze należy doceniać to, co dał nam los, a nie rozpaczać za tym, co mogłoby być i, co minęło.