• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
5.09.1969 | magiczny Londyn, bar || Erik & Elliott | Nobby Leach Powinien gryźć piach

5.09.1969 | magiczny Londyn, bar || Erik & Elliott | Nobby Leach Powinien gryźć piach
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#1
26.10.2022, 03:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:19 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Czwartki były dniami, w których można było połączyć przyjemne z pożytecznym, omówić sprawy związane z życiem zawodowym przy paru kieliszkach. W piątki, dla kontrastu, zazwyczaj wychodziło się z najbliższymi znajomymi, przynajmniej w mniemaniu Elliotta, który może nie oddzielał życia towarzyskiego od tego profesjonalnego grubą linią, ale na pewno starał się zachować jakiś balans, aby mieć czysty umysł przy poniedziałkowym powrocie do biura.
Dobiegała dziesiąta wieczorem, więc większość osób, z którymi przesiadywał zaczęła zbierać się do domu, kończyła swoje trunki ewentualnie domawiała ostatnią kolejkę będąc w nieznośnym stanie upojenia. Ruch w barze nie malał, bo pomimo, iż Elliott nie miał zwyczaju pijać w spelunach, tak nawet te lepsze bary zapełniały się dość szybko przy metropolii jaką jest Londyn i przy tym jak wiele profesji można było tu wykonywać; w końcu nie każdy człowiek jest przykuty do biura od godziny dziewiątej do siedemnastej od poniedziałku do piątku.
Tłum przelewał się z jednej strony lokalu na drugą, dym papierosowy wypełniał pomieszczenie swoimi powolnie sączącymi się strużkami przenikając przez włosy i ubrania, a zmieszana miazga podchmielonych już głosów dudniła w uszach. Każdy chciał coś powiedzieć, zostać usłyszany. W prawym rogu baru ktoś właśnie odpalał papierosa, w lewym mężczyzna zaśmiał się tak głośno, że kilka par oczu ze środka sali spojrzało się w tamtym kierunku w konsternacji. Drzwi do lokalu regularnie otwierały się i zamykały wpuszczając, jeszcze w miarę ciepłe, bo letnie, powietrze. Jesień była na horyzoncie; gromadzące się na progu liście przybierały ciepłe odcienie czerwieni, pomarańczów i brązów, ale do faktycznej zmiany poru roku i generalnego ochłodzenia wieczornych powiewów było jeszcze trochę czasu.
- Przyszedłeś sam? - Elliott uznał, że jak opuści towarzystwo, z którym wszedł do baru parę godzin temu, to nic wielkiego się nie stanie. Omówili już wszystko to, co go najbardziej interesowało, a teraz rozmowa zamieniła się w bełkot, który niekoniecznie Malfoya interesował. Był przezorny i, mimo że nie wylewał za kołnierz, to wolał ograniczać ilość spożywanego publicznie alkoholu. Na szali miał reputację, o którą bardzo mocno dbał, nie tylko dla dobra własnej kariery, ale też zdrowia psychicznego i uszu; Pan Malfoy Senior potrafił być nie dającą odpocząć katarynka, jeżeli zrobiło się coś, co akurat mu było nie w smak.
- Musisz mi wybaczyć wścibskość, ale zauważyłem cię już jakiś czas temu i nie umknęło mojej uwadze, że nikt się do ciebie nie dosiada, ani ty tego nie robisz. - uniósł brwi stojąc przed Erikiem ze szklanką pełną trunku o bursztynowym zabarwieniu. Marynarkę miał luźno zawieszoną na ramionach, ale koszulę wciąż schludnie zapiętą, złapaną mankietami przy rękawach - Nie masz nic przeciwko towarzystwu? Moje, na to wygląda, nie jest już zdolne to kolejnych rozmów, które nie będą pijacką mamałygą, więc sam rozumiesz. Chyba, że chciałeś odpocząć od jakichkolwiek głosów. Nie narzucam się. - mimo swoich słów, położył bladą dłoń na oparciu krzesła.
- Oh no i gdzie moje maniery? Dobry wieczór. - z Longbottomem widywali się na korytarzach Ministerstwa, ale Elliott nie mógł powiedzieć, aby byli bliskimi przyjaciółmi. Pamiętał Erika ze szkoły, gdy ich stosunki były na pewno o wiele cieplejsze i mniej oficjalne, ale Hogwart skończył się ponad dziesięć lat temu, przynajmniej dla niego. Czasami wydawało mu się, jakby jedna z tych niezobowiązujących rozmów, jakie prowadzili z drugim mężczyzną jeszcze w nastoletnich latach, była zaledwie wczoraj. Czas pędził nieubłaganie, a Malfoy zdawał sobie sprawę, że od sielankowego wspomnienia z błoni czy dziedzińców zamku wiele się zmieniło - oni sami, ich poglądy, cele, sam świat wydawał się innym miejscem. Może nie bardziej szarym, ale na pewno stracił część swoich kolorów, chociażby tych zawartych w szkolnych szatach. Już wtedy ich określały, ale nie tak jak ich opinie czy wykonywane prace w świecie dorosłych. Wtedy to wszystko było zaledwie zalążkiem, ich błędy mogli naprawić rodzice, a teraz? Stali przed sobą jako dwójka dorosłych ludzi, których łączyło pare wspólnych wspomnień i bardzo sztywne powitania w murach miejsca pracy. Elliott powstrzymał grymas niezadowolenia, który cisnął mu się na usta wraz z ta myślą. Nauczył się dawno temu, ze należy doceniać to, co dał nam los, a nie rozpaczać za tym, co mogłoby być i, co minęło.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
27.10.2022, 22:59  ✶  

Prowadzenie samotnego tournée po londyńskich barach nie było czymś, czym Erik zajmował się w każdy piątek. Owszem zdarzało mu się odwiedzać różne puby po pracy i zazwyczaj był wtedy otoczony grupką przyjaciół lub przynajmniej znajomych z departamentu. Równie liczne, jak wizyty w tego typu przybytkach były również odwiedziny, w które chętnie się udawał lub sam zapraszał bliskich do rodowej posiadłości w Dolinie Godryka. Zaleta pomieszkiwania u rodziny. Przynajmniej nie musiał martwić się o to, że metraż wpłynie negatywnie na ilość zaproszonych ludzi. W większości przypadków.

Tego wieczora potrzebował jednak czegoś innego. Siedział przy tym stoliku już co najmniej godzinę, a może nawet i dwie, a dalej nie potrafił sprecyzować, co tak naprawdę tchnęło go do tego, aby odwiedzić akurat to konkretne miejsce. Chęć przełamania rutyny? Znalezienia nowego towarzystwa, przy którym mógłby mówić wszystko, co mu ślina na język przyniesie, bo i tak ich ścieżki nie skrzyżowałyby się ponownie zbyt szybko? Prawdopodobne. Taka była specyfika lwiej części relacji zawiązywanych w takich miejscach. Szybkie, intensywne, ale także nierzadko szybko zapominane.

Czemu więc siedział sam w kącie, zamiast przesiąść się, chociażby do baru lub zagadać do losowej osoby? Zmarszczył brwi na tę myśl. Wyciszenie?, pomyślał, pozwalając, aby koncepcja ta pozostała na dłużej w jego głowie. Cóż, nie dało się ukryć, że większość ludzi wybrałaby sobie na to spokojniejsze miejsce. Z drugiej strony, wiele jednostek potrafiło się zrelaksować, dopiero gdy w tle coś się działo. Erik spojrzał smętnie na kufel z piwem kremowym i uniósł naczynie do ust, chłodząc sobie nieco gardło chłodnym napitkiem.

Rozmyślając nad sensem swojej egzystencji i nie zwracając większej uwagi na otoczenie, jego wzrok przetoczył się przed stolik, który zdążył już poznać niemalże tak dobrze, jak swoje służbowe biurko. Zatrzymał się na podkładce pod kufel, za którą z braku laku służyło wydanie Proroka Codziennego, które zgarnął z baru na początku wizyty. Znowu próbowali grać przedwczesną dymisją Leacha. Paskudna sprawa, pomyślał, spoglądając kątem oka na artykuł.

Była to chyba jedna z największych nagonek medialnych, jakie widział w ostatnich latach. Komuś się zdecydowanie nie podobało pochodzenie ostatniego Ministra Magii, a już na pewno możliwe zmiany, które mógłby wprowadzić. Stłumił w sobie pełne zawodu westchnięcie. Na Merlina, echo tej afery do tej pory niosło się korytarzami jego obecnego miejsca pracy. Że też musiało go prześladować jeszcze tutaj, w przypadkowym barze, który wybrał w gruncie rzeczy z kaprysu.

Zabębnił palcami o rączkę kufla. Nie sięgał po papierosy zbyt często, jednak w tym momencie miał akurat sporą ochotę zapalić. Nawet jeśli było to szkodliwe. Biorąc pod uwagę wykonywany zawód, wątpił, aby jego żywot dokonał się przez jedną chwilę słabości. Sięgnął do płaszcza zawieszonego na oparciu i zaczął przeszukiwać kolejne kieszenie. Nawet nie zwrócił większej uwagi, że ktoś do niego podszedł.

— Owszem, jestem tu sam — odparł, nie podnosząc wzroku i dalej grzebiąc po kieszeniach. — Niesamowite, wiem. To chyba po prostu jeden z tych wieczorów, gdy człowiek sam nie wie, co chce ze sobą zrobić. Może nie trafiłem do tej pory na kogoś chętnego do spędzenia wieczoru przy kremowym, czymś mocniejszym albo... Albo...

Zirytowany tym, że nie mógł znaleźć paczki papierosów, podniósł wzrok i aż zamrugał, gdy zdał sobie sprawę, z kim ma właściwie do czynienia. Automatycznie odrzucił płaszcz na bok i w pierwszym odruchu częściowo podniósł się z krzesła, aby zaraz znowu usiąść. Bądź co bądź nie spodziewał się, że ze wszystkich ludzi zgromadzonych w lokalu zagada do niego akurat dawny kolega ze szkoły, a nie przypadkowa, kompletnie nieznana mu osoba. Zamilkł, pozwalając Elliottowi dokończyć.

— Cóż... Zazwyczaj proponuję udostępnienia miejsca przy stoliku w zamian za drobną opłatą na drinka, ale w tym przypadku chyba zrobię wyjątek. — Odruchowo rzucił słabym żartem, starając się dostosować do nowej sytuacji. Brenna była zdecydowanie lepsza od niego w przewidywaniu nawet najmniej prawdopodobnych scenariuszy, nawet jeśli cechował ją katastrofizm. — Zapraszam.

Wykrzywił usta w zdawkowym uśmiechu. Popchnął końcówką buta nóżkę krzesła, o które opierał się Elliott, aby wysunąć je lekko, gdyż do tej pory było dosunięte niemalże do samego blatu. Taksował wzrokiem mężczyznę, zastanawiając się, co też skłoniło go do tego, aby odezwać się akurat do niego. Bądź co bądź ich stosunki nie były w ostatnim czasie przesadnie bliskie. Nie, żeby narzekał, bo w gruncie rzeczy wolał spędzić resztę wieczoru z kimś znajomym, niż pogrążony w kompletnej samotności, ale... To wciąż była niemała zagadka.

— Ciężki dzień? Negocjacje w departamencie skarbu przeniosły się do dywagacji o finansach przy ognistej? — spytał niezobowiązująco. W charakterystycznym dla siebie geście przechylił lekko czubek głowy w bok, przyglądając się z uwagą Malfoyowi. Odsunął na bok gazetę oraz kufel z piwem, chcąc poświęcić pełną uwagę swojemu rozmówcy.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#3
28.10.2022, 05:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2022, 12:12 przez Elliott Malfoy.)  
Filuterny uśmiech mimowolnie wkradł się na zazwyczaj nienagannie powściągliwą twarz Malfoya powodując, że jego policzki przyozdobiły się lekkimi zmarszczkami. Nie trwało to dłużej niż pare sekund, a Elliott nie miał też zamiaru specjalnie się za to karcić, bo po paru drinkach każdemu mogło przytrafić się opuszczenie gardy, zwłaszcza w tak nieszkodliwy sposób. Zachowanie Erika, gdy zauważył z kim ma do czynienia nie tylko rozświetliło mimikę zazwyczaj dość poważnego Elliotta, ale pozwoliło zaciekawionym ognikom zatańczyć w spojrzeniu jego niebieskich oczu. Nie odrywał wzorku od rozmówcy, gdy ten jeszcze chwilę temu kłopotał się z odnalezieniem czegoś, prawdopodobnie papierosów, pomyślał mimowolnie, w kieszeni płaszcza, tak samo jak teraz, gdy prawie, że przesunął stół przy nagłym podniesieniu się z miejsca.
- Myślę, że to musi wystarczyć - odparł kładąc na stole w połowie pełną paczkę papierosów i dość ciężką, złotą zapalniczkę, jeszcze ciepłą od dotyku dłoni - bo obawiam się, że kolejny drink musiałby poskutkować natychmiastowym wypiciem przez ciebie tego, który stoi praktycznie nieruszony. - usiadł na odsuniętym przez rozmówcę krześle kładąc swoją szklankę obok przedłożonego przed chwilą na blat wyrobu tytoniowego.
Blondyn obracał się w towarzystwie mówców, polityków i zawodowych kłamców, więc nie umknęło jego uwadze jak schludną dykcją odznaczają się wypowiedzi Longbottoma, nie skupił się na tym nigdy wcześniej, ale tym razem odnotował tę zaletę w myślach, sam nie wiedząc jeszcze do końca czemu, ale różne rzeczy przydawały się w najmniej spodziewanych momentach.
Powinien był przejąć pałeczkę rzucania żartami lub ciągnięcia rozmowy, czując, że drugi mężczyzna jest lekko zakłopotany, ale uległ chęci oglądania i słuchania dalszych jego prób. Zazwyczaj to on grał pierwsze skrzypce w debacie, więc niewielka odmiana też nie mogła niczemu zaszkodzić, zwłaszcza, ze rozmawiał z kimś dla czystej rozrywki, umilenia czasu, co też nie zdarzało się w jego życiu tak często. Większość rozmów, jakie zdarzało mu się prowadzić była podszyta metaforami i ukrytymi znaczeniami, a w pewnym momencie człowieka po prostu to wszystko męczyło. Zwłaszcza, że tak też odwiecznie wyglądały wymiany zdań przy rodzinnym stole, czy to w ścisłym gronie, czy podczas świąt.
- Stawiam następną kolejkę, jeżeli nie zamierzasz uciec przedwcześnie w popłochu. - dodał po chwili, poniekąd żartobliwie - Jeszcze ktoś by pomyślał, że spoufalasz się z tym okropnym Malfoyem, nie wiem czy twoja reputacja by to wytrzymała, Panie Detektywie. - sam rzucił żartem, hiperbolizując i gestykulując przy tym dość żwawo, acz nie nazbyt energicznie, wszystko co robił było w pewnym stopniu wyważone, aż chorobliwie i wyćwiczenie, spostrzegawcze oko na pewno bardzo szybko mogłoby to podłapać. Zupełnie jakby fakt, że zachowuje się swobodnie był też jedną z wielu nakładanych masek.
Sam po chwili sięgnął po papierosa i, chociaż zazwyczaj nie palił, miał awaryjną paczkę i zapalniczkę, gdy wychodził się napić. Znał nawyki swoich kompanów od kieliszka za dobrze, aby zakładać, że po jednym albo dwóch wróci do domu, a czwarty czy piąty drink to już jest ten moment, gdy chęć wdychania dymu tytoniowego woła o wzięcie w płuca jego stosownej ilości. Użył zapalniczki odpalając końcówkę bibułki, acz poczekał aż towarzysz zapali pierwszy.
- W tej pracy żadne negocjacje nie zostają w murach ministerstwa - wypowiedział słowa nie wyciągając papierosa z ust, co stłumiło odrobinę ich wyrazistość, zaraz się zaciągnął i wzruszył lekko ramionami. Nie mówił niczego, co nie byłoby dobrze rozumiane i znane przez resztę zatrudnionych w tym samym miejscu osób - zresztą, sam powinieneś wiedzieć jak to jest, założę się, że po przydzieleniu sprawy masz raczej mało czasu na wzięcie oddechu pomiędzy raportami a faktycznym działaniem w polu? Moja siostra była Autorem swego czasu, na pewno dała ci się we znaki, hm? - wtrącił, ale zaraz kontynuował - ,więc skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zdawała się znikać na parę dni, gdy zajmowała się naprawdę intensywnymi przypadkami. - rozwinął wypowiedź, aby ich rozmowa się bardziej kleiła, coby Erik miał możliwość zaczepienia w dialogu. Pomimo wcześniejszego, wewnętrznego rozbawienia jego widocznym i słyszalnym zakłopotaniem Elliott nie był aż tak okrutny, no i nie chciał wyjść na kompletnego gbura odpowiadając półsłówkami. Jakby nie patrzeć dyskusja i słowa były jego domeną, to robił w życiu, poza rubryczkami z liczbami, uprawiał politykę, a w niej krasomówstwo miało pierwszeństwo.
Spojrzał mimowolnie na gazetę, której Longbottom używał jako podkładki pod kufel. Nie umknęło jego uwadze, że brukowce znów podłapały temat głośnego odejścia Nobby'ego Leacha, zwłaszcza, że niektóre głosy osądzały młodszego brata jego ojca, Abraxasa, o usunięcie mugolaka ze stanowiska Ministra Magii.
- Czytasz te bzdury? - zapytał niezobowiązująco znowu unosząc odrobinę głowę i łapiąc spojrzenie zielonych oczu rozmówcy. Nie odwrócił już wzroku, podparł jedynie brodę na dłoni wciąż co jakiś czas zaciągając się papierosem.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
29.10.2022, 01:28  ✶  

Wprawdzie czuł na sobie wzrok młodego Malfoya, jednak nie czuł się tym wyjątkowo speszony. Mimo wszystko jeszcze chwilę temu robił dokładnie to samo. Co więcej, w ciągu swojego życia zdążył się przyzwyczaić do tego, że bez względu na to, jak bardzo by się nie starał, tak ciężko byłoby mu uniknąć wzmożonej uwagi ze strony innych ludzi. Wzrost, popularne nazwisko, dosyć częste reprezentowanie Brygady Uderzeniowej w mediach. Przynajmniej żaden ze mnie krajowy celebryta, powtarzał w myślach niczym mantrę.

— Doceniam uratowanie mnie przed oddaniem się w objęcia alkoholu. Kto wie, to mógłby być pierwszy krok w stronę poważnego uzależnienia. — Uderzył paznokciem o krawędź kufla, sprawiając, że przy stoliku rozległo się wysokie jęknięcie szklanego naczynia. Uśmiechnął się pod nosem. — Czyżbym zaciągnął właśnie dosyć ciężki do spłacenia dług wdzięczności? Ciekawy zwrot akcji, nie powiem.

Zerknął kątem oka na swój płaszcz. Wprawdzie mógł wrócić do przeszukiwania jego kieszeni, jednak mało stosowne byłoby odrzucenie oferty Elliotta. Papierosy i zapalniczka i tak leżały już na stole. Poza tym jaką miał pewność, że faktycznie zabrał swoją paczkę z biura? Nawet by się nie zdziwił, gdyby ktoś ją sobie pożyczył bez pytania. Z lekkim ociąganiem Erik sięgnął po oba przedmioty i zapalił zręcznie papierosa, aby następnie oddać własność właścicielowi.

— Wciąż tu jestem, czyż nie? — Odchylił lekko głowę i wypuścił z ust szarawą strużkę dymu. Uśmiechnął się nieco nieśmiało, bo w jego głowie dalej toczyła się walka, czy to niespodziewane spotkanie faktycznie jest tak niespodziewane, na jakie wyglądało. Może to przewrażliwienie siostry tak na niego wpływało? Na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. — Kolorowe pisemka byłyby zapewne wniebowzięte. Wreszcie mogłyby obrócić w perzynę obraz „złotego dziecka Longbottomów”. Na Merlina, jak to okropnie brzmi.

Przewrócił oczami, z trudem powstrzymując się przed prychnięciem. Robiło mu się słabo za każdym razem, gdy miał kontakt z tym określeniem. Nie czuł się komfortowo z tym, że próbowano stawiać go za ideał i uosobienie wszelkich cnót. Owszem, łechtało to czasami jego ego, jednak każdy artykuł czy komentarz tego pokroju sprawiał, że czuł tylko większą presję. A nawet on miał pewne wady. Mimo to znosił trudności, powtarzając sobie, że przecież dzięki temu promuje działalność rodu.

Każdy miał swoją rolę do odegrania w tej machinie. Może i był członkiem jednej z bardziej liberalnych rodzin, ale pewne zasady pozostawały niezmienne bez względu na wierzenia czy wyznawane wartości. Mediów to nie interesowało, dopóki mieli dobrą historię. Trzeba było robić dobrą minę do złej gry. Robienie sobie z żartów z kuriozum takich sytuacji nawet w niektórych przypadkach pomagało.

— Tylko, czy naprawdę nam to grozi? Do spoufalania się jeszcze kawałek. — zaczął konspiracyjnym tonem, chociaż po wykrzywionych ku górze kącikach ust można było poznać, że jest szczerze rozbawiony tkaną przez kolegę wizją. Odsunął na moment fajkę od ust. — Na razie poratowałeś biedaka papierosem. Potencjalnie też uchroniłeś przed popadnięciem w alkoholizm. Może nie jest Pan jednak taki okropny, Panie Malfoy?

Ciężko było odmówić Elliottowi racji w kwestii tego, jak wyglądała na co dzień praca w placówce takiej jak Ministerstwo Magii. Obowiązki służbowe ciągnęły się za człowiekiem i trzymały się go jak rzep psidwakowego ogona. Zabieranie pracy do domu było na porządku dziennym, nie wspominając nawet o tym, jak wyglądała sama praca. Miała oczywiście swoje benefity w tym satysfakcję związaną z poprawianiem bezpieczeństwa ich społeczności, ale wystarczyło lekko uchylić drzwi, aby nieźle się przerazić.

— Jest w tym trochę prawdy — przyznał po chwili namysłu, postanawiając podzielić się swoimi rozterkami. — Chociaż powiedziałbym, że ilość czy intensywność roboty nie jest tak dużym problemem, jak to, że biurokracja chwilami... przytłacza. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Nie mam nic przeciwko pracy na miejscu, ale wolę robić coś w terenie. To nowi pracownicy powinni się wdrażać przez pracę z dokumentami. Przynajmniej na start. A mi się już parę razy mi się zdarzyło, że przekazali sprawę komuś innemu, bo trzeba było wypełnić masę papierów. Zawsze jest coś do zrobienia.

Pokiwał głową na wzmiankę o Eden. Osobiście nazwałby ją małą legendą departamentu. Niektórzy ją podziwiali za tak nietypowe podejście, inni widzieli w tym odwagę, a jeszcze inni najzwyczajniej w świecie się jej nieco... bali. Pomimo upływu lat Erik nie wiedział, do której grupy pasował najbardziej.

— Hmm? — Wypuścił z ust kłąb dymu, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, o co chodzi. Dopiero po chwili zaszczycił spojrzeniem wydanie Proroka Codziennego. Zawiesił wzrok na wielkim zdjęciu na pierwszej stronie i westchnął ciężko. Wrócił wzrokiem do Elliota, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. — Cóż, niektórzy dziennikarze to hieny. Mogliby dać człowiekowi spokój, już i tak nieźle oberwał. Niesamowite, jaki wpływ na ludzi ma polityka. Jeszcze niedawno ludzie byli gotowi się o niego pozabijać.

Zaciągnął się papierosem, wzdychając cicho.

— Jak to szło? „Leach ma gryźć ziemię”? — Zmarszczył brwi, nie mogąc sobie przypomnieć dokładnej frazy, która swego czasu rozbrzmiewała praktycznie na każdym rogu. — Zgotowano mu tutaj małą kampanię nienawiści. Delikatnie mówiąc. W sumie trochę szkoda. Zawsze to nowa perspektywa w rządzie. Lepsze to niż stagnacja, a może nie zrujnowałby Ministerstwa w ciągu tych paru lat. Mógł mieć nawet parę dobrych pomysłów.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#5
02.11.2022, 06:58  ✶  
Na pytanie o dług wdzięczności przymrużył jedynie oczy, w definitywnym rozbawieniu podjął igraszkę, bo jeżeli chodziło o te słowne to mógł popisać się niejednym asem w rękawie.
- Na pewno zostanie Ci to zapisane w aktach, Panie Longbottom. - odparł wymuszenie poważnym i oschłym tonem jakby właśnie informował swojego rozmówce, że jego stażysta zniszczył najnowszą zastawę, jaką Ministerstwo kupiło za ciężko zarobione pieniądze podatników, więc musi przygotować się na wyczerpującą batalię z Departamentem Skarbu. Zaraz jednak zanurzył wargi w bursztynowym płynie, pozwalając aby ten urwał kolejne struny sztywnych konwenansów, jakie zazwyczaj trzymały blondyna w pionie. Każdy od czasu do czasu powinien mieć prawo do przerwy, a Elliottowi życie układało się ostatnio zaskakująco pozytywnie. Małżonce nie miał nic do zarzucenia, tak samo ona jemu, ojciec był zadziwiająco ukontentowany, a przy tym też niezbyt marudny, co dla blondyna było sytuacją stosunkowo nową. Nic dziwnego, że pozwalał sobie na dłuższe chwile rozluźnienia.
- Oh? Ja służę pomocą, jeżeli potrzeba zrujnowania reputacji poprzez spoufalanie się. Nie jestem pewien czy byłoby to cokolwiek godne nagłówków w Proroku, ale czasami mam wrażenie, że ucieranie nosa plotkarom w pracy sprawia mi więcej radości niż powinno. - wywrócił oczyma, co było dość niecodziennym widokiem, bo raczej starał się nie dawać innym przewagi w odczytywaniu swoich prawdziwych emocji, więc ukrywał je pod maską powściągliwości. Zaraz odchrząknął, ale uznał, ze chyba nie ma sensu naprawiania tej narracji, bo pod wpływem alkoholu, a być może też roku samego Erika, poczuł się na tyle rozluźniony, że był gotów ciągnąć tę słowną satyrę.
Rzucił Erikowi dłuższe spojrzenie jakby szukając w tym 'złotym dziecku Longbottomów' haczyków, takich samych jak miał w swojej karierze i we wszystkim co robił. Nie było w jego profesjonalnym i wystawionym na oczy publiki życiu ani krzty chęci, a jedynie gra powinności, którą musiał godzić z własnymi potrzebami.
- Presja ze strony rodziny, bliskich czy środowiska sprawia, że często robimy rzeczy, jakich dla własnego, wewnętrznego szczęścia nie powinniśmy nawet dotykać. - rzucił trochę w eter przeczuwając, że zatrzymane z trudem prychnięcie drugiego mężczyzny wiąże się z tym, iż ostatnie czego chciał to być odbieranym przez wszystkich jako ten bez skazy, mimo że taki obraz, z pozoru nie miał w sobie niż złego, to Elliott zdawał sobie sprawę jak dużo wysiłku musi mnożyć jego utrzymanie.
- Niech mi Pan, Panie Longbottom, nie prawi takich niespodziewanych komplementów, bo jeszcze pomyślę, że jestem przez Pana odbierany conajmniej pozytywnie, a to przecież byłoby nie tyle niemałym zaskoczeniem, a faktycznie spoufalaniem się, a przecież do niego jest jeszcze daleko. - lawirował pomiędzy tym, co zostało już wypowiedziane i grał na znaczeniu słów z pewną łatwością, która sprawiła, że kąciki ust znów poszły ku górze i tam się już zatrzymały. Gdyby ktoś w tym momencie do nich podszedł, prawdopodobnie miałby problem z dopasowaniem obrazu Elliotta do tego, co rysuje prasa, plotki i cała reszta tego tałatajstwa. Nie, aby kreślili go jako kogoś absolutnie okropnego, ale konserwatywne i tradycjonalistyczne podejście jego ojca i taka tez polityka, w której przodował, gdy sam był Ministrem magii odpiła na osobie młodego Kanclerze pewne piętno, zwłaszcza w niektórych kręgach.
- Rozumiem, czyli papierologia nie jest twoją najlepszą stroną? Muszę pamiętać żeby podsyłać ci wydłużoną wersję raportów o wydatkach w takim razie, nie możesz zbytnio cieszyć się pracą. - rzucił sarkastycznym żartem, wciąż wpasowując się w cały rytm rozmowy - Właściwie nie skłamałbym mówiąc, że pliki dokumentów to ogromna część mojej pracy. Sporo z nich ... - ugryzł się w język, ale nie dał po sobie poznać, że właśnie karcił się w myślach. Sporo z nich mówi mi bardzo dużo o rożnych osobach i instytucjach pomyślał do siebie Komu ty to chcesz powiedzieć, Malfoy? Chwila miłego traktowania i już tracisz głowę?kontynuował wewnętrzny monolog, ale zaraz musiał wrócić do wypowiedzi, aby nie zostawić jej zawieszonej pomiędzy nimi w urwanym moście - Sporo z nich jest po prostu tabelkami z liczbami, co ułatwia ich odczytanie. - dodał w końcu i odsunął od siebie na chwilę szklankę skupiając się na papierosie. Musiał odetchnąć od trunku, kolejny łyk alkoholu mógł spowodować, że wyrzuciłby z siebie zbyt ryzykowne myśli.
Nie rozumiał dlaczego z łatwością prawie podzielił się jedną ze swoich skrywanych myśli, ale zdawał sobie sprawę, że odczuwał w tym momencie coś na zasadzie tęsknoty do rozmów z Erikiem jeszcze ze szkoły, a być może po prostu do konwersacji mniej nadętych i oschłych? Luźniejszych? Bardziej ludzkich? Przygryzł wnętrze policzka, bo nieprzyjemne myśli zaczęły swoją gonitwę, a przecież czuł się już tak dobrze... za dobrze.
- 'Nobby Leach powinien gryźć piach' - wyrecytował prawie jak modłę, ale nie parsknął nawet, zwyczajnie poprawił cytat, który Erik chciał użyć - Niby tak, ale z drugiej strony wcale mnie to nie dziwi. Tak jest, jeżeli chce się wejść pomiędzy wrony, a nie zaczyna się krakać jak i one. Miał jako przeciwnika lata tradycji, której nie powinno się tak gwałtownie poddawać transformacji, nawet jeżeli ma się dobre pomysły.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
02.11.2022, 23:57  ✶  

W jego bystrym spojrzeniu zabłysły na chwilę wesołe ogniki, jak gdyby zupełnie nie spodziewał się takie obrotu spraw. Jako pracownik Brygady Uderzeniowej i zarejestrowany wilkołak miał świadomość, że informacje na jego temat prawdopodobnie są zakopane gdzieś głęboko w ministerialnych archiwach, ale prywatna teczka kolegi ze szkoły? Cóż za skandal. Uśmiechnął się przekornie.

— A więc masz na mnie akta, Elliottcie? — spytał z udawanym zdziwieniem.  — Aż mnie ciarki przechodzą na myśl o tym, co też mogłoby być zapisane w tych aktach. Oby coś pozytywnego. Może zliczałeś ile punktów zebrałem dla Gryffindoru?

Westchnął cicho.

— Nie bądź zdziwiony, jeśli się przypomnę w tej sprawie. Może przyjść taki czas, że faktycznie skorzystam z tej oferty — powiedział Erik. Wolał dla pewności ostrzec kolegę, że może się odezwać w tej sprawie w niedalekiej przyszłości. Ciężko było mu określić konkretny termin. Bądź co bądź, wiele zależało od tego, jak szybko straci samokontrolę w związku z częstym naruszaniem jego prywatności. Mogłoby się zdawać, że miał anielską cierpliwość, ale nawet ona miała pewne granice. — Jedno jest pewne. To będzie wielki dzień i pewnie równie wielki nagłówek w gazecie.

Spojrzał na niego z zadumą, jakby wyobrażał sobie w jakież to przedsięwzięcia musieliby się zaangażować aby osłabić pozycję młodego Longbottoma w mediach. Niestety, nie miał wiele czasu na rozwinięcie tych rozważań, ponieważ wzmianka o uprzykrzaniu życia reporterom, szybko sprowadziła go na ziemię. Wybuchł gromkim śmiechem.

— O, proszę. Miło słyszeć, że masz ku temu okazję. Nawet Ci nieco zazdroszczę. — Uśmiechnął się do siebie z jadowitą satysfakcją. Mało kiedy mógł wytykać reporterom niedociągnięcia. Chwilami robił za rzecznika prasowego Brygady lub bardzo dobry rozpraszacz dziennikarzy. Nie mógł rzucać zbyt ostrymi słowami, jeśli nie chciał narazić swojego miejsca pracy na złą reprezentację w mediach. — Mógłbyś przy najbliższej okazji wbić im ode mnie parę szpilek w ramach pozdrowienia? Oczywiście tak z dobrego serca, a nie przez jakieś... Nieprzyjemne, dawne zaszłości.

Odwrócił teatralnie wzrok na bok, puszczając jednocześnie nieco koślawe kółko z dymu. Nie żałował pismaków, którzy weszli w drogę Elliottowi. Sam znał paru reporterów, którzy wyróżniali się na tle swoich pobratymców, jednak były to pojedyncze jednostki i to takie z którymi rodzina miała kontakt od dłuższego czasu. Sprawdzeni ludzie. Co do reszty... Nie robiło mu się ciężko na sercu na wieść, że mogliby odczuć na sobie niezadowolenie Malfoya.

— Mów mi więcej. Zrób mi tę przyjemność. — Zaciągnął się papierosem, a po chwili wypuścił z ust popielaty obłok dymu, przyglądając się w zadumie, jak ten powoli znika. — Robi się gorzej, gdy faktycznie robisz coś wbrew sobie, a potem się okazuje, że jesteś w tym dobry. Bo masz odpowiednie obycie czy coś w tym rodzaju. Człowiek zaczyna kwestionować własną percepcję, chcąc przyjąć komplement. Bądź co bądź, sporo wysiłku idzie w to, aby osiągnąć określone efekty, więc czemu by tego nie zrobić? Chwila miłego połechtania własnego ego, a potem przychodzą wątpliwości.

Przez długi czas wzbraniał się przed intensywną współpracą z prasą czy innymi mediami funkcjonującymi w społeczności czarodziejów. Przez lata funkcjonował gdzieś w tle, gdy to starsi członkowie rodu grali pierwsze skrzypce przed reporterami i fotografami, a potem w najmniej oczekiwanym momencie, blask reflektorów został skierowany w niego. Wziął ten ciężar na swoje barki. Każdy ma swoją rolę do odegrania, pomyślał.

W sumie dosyć podobną kwestią była także jego kariera swoistego stróża prawa w Ministerstwie Magii. Wśród Longbottomów było wielu aurorów, jego własny ojciec swego czasu miał dosyć sporo do powiedzenia w kwestii tego, jak działały struktury Brygady Uderzeniowej. Nigdy go nie postawił na tej ścieżce wbrew jego woli. Sam na nią wszedł, wiedziony przeświadczeniem, że tak po prostu powinien zrobić. Heh, chyba jednak warunki w których wzrasta dziecko ma wpływ na to, jakim człowiekiem się stanie.

Gdzie byłby teraz, gdyby w paru kluczowych momentach swojego życia obrócił się na pięcie i zmienił bieg wydarzeń? Jego spojrzenie stężało nagle, a on sam pokręcił lekko głowę, odpędzając te myśli na bok. Niepewne terytorium. Można by wręcz rzecz, że niebezpieczne.

Poprawił się na krześle, pozwalając sobie na nieco bardziej komfortową pozę. Może jego instynkt samozachowawczy uznał, że żadne zagrożenie nie istniało, a może z szybkością równą najnowszym miotłom na rynku wrócił do dawnych przyzwyczajeń, kiedy to dywagacje z Elliottem w murach szkolnego zamku nie były jedynie dawnym wspomnieniem innych, spokojniejszych, a może nawet i w pewnych aspektach lepszych czasów. Było coś kojącego w przebiegu ich rozmowy.

— Oh? — Zamrugał Erik, jakby na moment został strącony z pantałyku. Na jedną straszną chwilę zapadła między nimi cisza. Otworzył lekko zdziwiony usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów, ale nagle gest ten przerodził się w ciepły, acz nieco pobłażliwy uśmiech. — Ależ to nie były komplementy, Panie Malfoy. To było po prostu krótkie podsumowanie moich obserwacji z drobnym załącznikiem w formie możliwych konsekwencji jakich udało nam się uniknąć. Proszę się nie martwić. Próba wybawienia mnie z opresji, to akurat naturalna reakcja. Wiele osób tak robią. To taki odruch.

Nie potrafił ukryć szerokiego uśmiechu, który wypłynął na jego twarz. Próbował utrzymać kontakt wzrokowy ze swym towarzyszem, toteż zagryzł mocno dolną wargę, nie chcąc śmiać się jak idiota. Samozadowolenie. Tak, to właśnie czuł. Przez moment miał wrażenie, że wypadł z gry i będzie musiał niezręcznie sprowadzić ich słowną gierkę na nieco bardziej standardowe tory, jednak w ostatniej chwili coś się zmieniło. W jego głowie zapaliła się lampka i po prostu dał się porwać nurtowi.

— Zapewniam jednak, że gdybym chciał Panu prawić komplementy, skupiłbym się na dużo bardziej intrygujących aspektach Pana osoby. Prawdę mówiąc lubię odwoływać się do wspomnień dzielonych z daną osobą. Albo doświadczeń, najlepiej takich w których osiągnęli sukces. To pozwala  stworzyć odpowiednią podstawę. W ten sposób pewne słowa lepiej wybrzmiewają i wzmacnia to poczucie własnej wartości danego osobnika — Nachylił się nad stolikiem, jakby właśnie wyjawiał światu swój największy sekret. Poczuł na języku metaliczny posmak krwi. — Znalezienie sukcesów w Pana życiorysie raczej nie byłoby trudne. Zapewne można się o nie potknąć.

Uniósł lekko brew i bez słowa sięgnął po kufel z piwem kremowym, aby umoczyć w nim na chwilę usta. Dało mu to też jakże potrzebną Może gdyby w jego głosie wybrzmiała zajadłość lub dawna uraza, wypowiedziane przez niego słowa brzmiałyby jak przytyk. Ze świecą było jednak tam szukać nawet toksycznej zazdrości. Wyrażał pochwałę, ale też swego rodzaju satysfakcję z tego, że dotrzymuje Elliottowi kroku w tym małym tańcu. Przynajmniej tak mu się wydawało. Mógł być w błędzie.

— Rozumiem, że to próba zrobienia mi na złość? Niebywałe. Fascynujące wręcz — skomentował, jakby pierwszy raz miał do czynienia z takim zachowaniem.

Wbił spojrzenie w blat stołu. Bądź co bądź, już chyba wolałby otrzymywać długie i zawiłe listy od Malfoya niż zostać ponownie zasypanym przez stos na wpół skończonych raportów i sprawozdań z prowadzonych interwencji i śledztw. Poza tym w przypadku Elliotta miał przynajmniej pewność, że wiadomość od niego byłby w stanie odczytać, gdyż z tego co pamiętał wykształcił on całkiem elegancki styl pisania. Chyba, że w hierarchii Ministerstwa Magii zaszedł już tak daleko, że to jego asystentka pisała za niego, a on jedynie dyktował. Na moment Erik zupełnie zapomniał o tym, że jego towarzysz mógł mieć dostęp do magicznego pióra, które samo by pisało.

— Uwierzę na słowo z uwagi na stare dzieje — mrugnął do niego niezdarnie, jednak w tym samym czasie dym z papierosa wdarł mu się do oczu, co sprawiło, że po prostu zamknął na moment swoje zielone ślepia. — Aczkolwiek z liczb można sporo wyczytać. Podobno. Pewnie przez to dochodzi do przestępstw finansowych. Oczywiście wiedza o tym, jak rozporządzać tego typu dokumentami, aby doprowadzić do takich przewinień, może też pozwolić na ich wykrycie lub całkowite uniknięcie.

Nie miał głowy do matematyki, toteż nie był w stanie powiedzieć wiele więcej. Zaciągnął się papierosem, odchylając lekko głowę w tył, aby wypuścić kłąb dymu ku sufitowi. Mruknął potakująco, gdy Elliot poprawił jego błąd. Przez chwilę sądził, że usłyszy jedynie sprzeciw wobec Leacha, ale zamiast tego spotkał się z krytyką sposobu w jaki działał. To przykuło jego uwagę i sprawiło, że w Eriku coś się rozbudziło. Została przed nim rozłożona nowa perspektywa, toteż grzechem byłoby się do niej nie odnieść.

— Rozsądne słowa — powiedział ostrożnie, poniekąd badając grunt. Czy taki dobór słów wynikał z prawdziwych odczuć Elliotta, czy też stanowił wyuczoną formułkę, którą wbił sobie do głowy na wypadek, gdyby ktoś go o to zapytał? — Chyba tak już jest z idealistami. Lub ludźmi, którzy chcą coś zmienić. Spoglądają na system, widzą w nim usterkę, więc starają się ją usunąć. Czasami bez względu na to, jak zmiana jednego trybiku wpłynie na pracę całej maszyny. Zarówno jeśli chodzi o krótkotrwałe jej funkcjonowanie, jak i długofalowe.

Przyłożył papierosa do ust, jednak nie zaciągnął się. Odsunął go od siebie, a pomiędzy brwiami Erika pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Wiele proponowanych zmian przez Leacha do niego trafiało, pomimo tego, że był czystej krwi.

— Zmiana może doprowadzić do tego, że maszyna będzie efektywniejsza, ale szybciej się zużyje, sprawiając, że będzie niezdolna do poprawnego funkcjonowania. Brak zmian nie zwiększa jakości działania, ale do pewnego stopnia daje pewność, że mechanizm będzie działał. Jakoś. Niekoniecznie lepiej lub gorzej. — Zaczął poruszać oczami na boki, jakby na bieżąco analizował swoje własne słowa. Dał się ponieść nurtowi i pozwolił myślom płynąć, aby dotarły do nowych wniosków. — Mówi się, że tradycje trzymają razem społeczność. Jednak nasza społeczność pomimo tego, że bazuje na wielu zwyczajach w tym wierzeniach, czarach i magicznych zdolnościach, trzyma się też statusu krwi. Leech nawoływał do równości, czyż nie? Nawet jeśli nie bezpośrednio, to jego własne pochodzenie było swego rodzaju... oświadczeniem.

Zrobił pauzę.

— Proponował zmiany, a ludzie boją się zmian. Jesteśmy przyzwyczajeni do stałych punktów w swoim życiu, dlatego spoglądamy wstecz z nostalgią. Przeszłość ciężko zmienić. Świadomość tego, że pewne aspekty społeczeństwa przetrwały całe pokolenia sprawia, że człowiek ma więcej siły. Gdyby zniszczyć te „filary” pozbawiamy społeczeństwa pewności co do przyszłości.

Zamilkł i wziął spory łyk kremowego piwa, aby nawilżyć wysuszone od długiego monologu gardła. Nie był pewien, czy doszedł do jakiejś puenty. Strach?, pomyślał. To była przyczyna upadku tego konkretnego Ministra Magii? Zmierzył Elliota czujnym spojrzeniem, jakby mógł wedrzeć mu się do głowy i sprawdzić, czy posiada odpowiedź na dręczące go pytanie.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#7
05.11.2022, 23:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.11.2022, 05:34 przez Elliott Malfoy.)  
Zgasił papierosa, powolnym ruchem przekręcił go w popielniczce i pozwolił by resztka dymu sączyła się i włączała w dużą chmurę, która lawirowała pod sklepieniem lokalu nad głowami wszystkich zebranych przy stolikach i barze gości.
Do przeszywających spojrzeń był przyzwyczajony, ale na te Erika odpowiedział równie intensywnym, jakby podejmował rękawicę. Jego twarz pozostała tym razem niewzruszona, wciąż w kącikach ust gubił się cień uśmiechu, bo każde wymieniane w tej konwersacji zdanie było o niebo ciekawsze niż rozmowy jakie prowadził tego wieczoru. Mimochodem spojrzał na, pusty już, stolik, przy którym siedział jeszcze chwilę temu. Czuł jakby dywagacje z tamtymi mężczyznami były odległą przeszłością, jakby odbyły się w innym życiu; poziom aktualnej konwersacji pozwalał poczuć, że żyje, a nie snuje się pomiędzy ludźmi jak wszystkowidzący, ale jednocześnie nieobecny poltergeist. Uwielbiał uświadamiać sobie, że posiada jeszcze jakieś pokłady ekscytacji i czystej radości, ale te przypominały mu też bardzo mocno dlaczego zazwyczaj nie pozwalał im wychodzić na wierzch. Mało było w jego życiu osób, których obecność sprawiałaby mu radość. Nawet żona, z którą dogadywał się nienagannie była tylko kolejną, przymuszoną powinnością. Był dobrym mężem, przyszłym ojcem, nienagannym pracownikiem i synem, ale tylko wtedy, kiedy nie był sobą, kiedy uczucia były schowane głęboko pod chłodną skorupą z kości słoniowej; zbyt dokładnie załatał w niej dziury, aby jakikolwiek powiew świeżości mógł się przez nią przedostać... ale czy na pewno?
- Nie wydajesz się tym zbytnio zaskoczony - pociągnął żart - Wiele osób pisze o tobie w swoich pamiętnikach? Dziennikach? Aktach? Pochwal się. - uniósł delikatnie brwi - Wierz mi, każdy szczegół jest ważny. Nawet się nie obejrzysz, a następnym razem zaproszę cię na kolację tylko po to, aby wiedzieć jaki jest twój ulubiony posiłek. Bo przecież zapytanie w prost byłoby zbyt impertynenckie.
Zaśmiał się pod nosem, ale już nie tak radośnie jak wcześniej, teraz pozwolił figlarnej nucie wyjść na prowadzenie.
Szklanka, wciąż oddalona od dłoni, kusiła barwą bursztynu, ale Malfoy wiedział, że jeszcze nie na to pora. Nie chciał zamawiać kolejnej kolejki, kiedy jego aktualny towarzysz wciąż był na tym samym, jednym piwie.
- Teoretycznie, zakładając, że te 'nieprzyjemne dawne zaszłości' faktycznie byłyby powodem, dla którego mnie o to prosisz, to jakie one by były? - zapytał, dość sarkastycznie podkreślając, że rozumie jak najbardziej, ze coś takiego musiało mieć miejsce. Nie spodziewał się czegoś wielkiego, pismaki potrafiły uprzykrzać życie w najmniej znaczący, ale bardzo irytujący sposób. Bycie osobą medialną było częścią ich zawodów, więc musieli znajdować sposoby na radzenie sobie z nimi. Elliott wolał mieć znaczną ich większość po swojej stronie, więc podrzucanie im plotek o innych ludziach było dość częstym zabiegiem z jego strony. Głównie dlatego zatrudniał na pozycję asystenta lub sekretarki osoby bardzo obyte w towarzystwie, znające Ministerstwo albo chociaż jego plotki. Sam nigdy nie miałby czasu, aby się tym wszystkim zajmować.
- Bycie w czymś dobrym wymaga odnajdowania się w środowisku oraz znania się na temacie, a jeżeli zostaliśmy wychowani w dany sposób to jedne rzeczy przychodzą nam o wiele łatwiej niż inne. To jasne, że łatwiej będzie nam się zająć tym, o czym słyszeliśmy przez całe życie niż podjąć nową, własną ścieżkę. Już nie wspomnę o konsekwencjach płynących z tego drugiego, bo też potrafią być ogromne. Należy czerpać satysfakcję z tego, z czego aktualnie możemy, myślenie o tym co mogłoby być albo, co by było zazwyczaj jest zgubne, to błędny ognik na horyzoncie sukcesu. - sam nie był pewien, czy to, co właśnie powiedział było szczere. Powtarzał to sobie tyle razy, aby w to uwierzyć i ostatecznie funkcjonował i od czasu do czasu nawet był zadowolony ze swoich osiągnięć, z tego jak wygląd jego życie. Wszystkie wątpliwości spychał na bok i znajdował im bardzo szybko wytłumaczenie, czy to w słowach ojca, siostry... czy swoich własnych. Nie miał wystarczająco dużo odwagi, aby oddychać swoim własnym powietrzem, chociaż kiedyś o niczym innym nie marzył. Czasami wydawało mu się, że sam zatrzaskuje się w pokoju bez okien i połyka klucz, aby na pewno nie móc ujrzeć słońca, bo te, mimo że byłoby przyjemnie ciepłe na skórze, oślepiłoby go swoim blaskiem. Miło było usłyszeć, od czasu do czasu, że inni borykają się z podobnymi problemami, nawet jeżeli ich sytuacje diametralnie się różniły.
- Pytanie tylko jak długo można dawać sobie chwilową satysfakcję aż w końcu dotrze się do punktu, w którym ona nie będzie już wystarczająca - dodał, ale znacznie ciszej. Wcale nie nieśmiało, a po prostu jakby głos ugrzęzł mu w gardle, gdy próbował to z siebie wyrzucić, jakby zaschło mu w ustach, a struny głosowe nie czuły się na siłach, aby podeprzeć jego wewnętrzne wątpliwości, jakby sabotowały to, co chce wyjść z wnętrza mocno wyuczonym, zakorzenionym schematem.
Uniósł kącik ust po raz kolejny, prawdopodobnie tym razem zadowolony, że udało mu się powiedzieć coś, co zaowocowało chwilą zawahania.
- Czyli chcesz przez to powiedzieć, że zwodzisz nas wszystkich maską nieporadnego, silnego, wysokiego mężczyzny? Ciekawa strategia. - wrzucił w to pytanie szczyptę sarkazmu, ale była to faktyczna, szczera, uwaga. Zaczął się zastanawiać czy Erik naprawdę robił takie rzeczy umyślnie, co jeżeli to wszystko było tylko częścią gry? Tej, o której sekundę temu jeszcze dyskutowali? Złoty chłopiec Longbottomów, trochę nieporadny, ale miły, wystarczająco skuteczny, aby zajmować okładki gazet swoimi osiągnięciami w pracy. Kolejna wypowiedź jedynie potwierdziła krótką myśl, Elliott sięgnął po resztkę alkoholu, gdy Erik tłumaczył mu w jaki sposób zdobywać sobie sympatię innych; znał ją doskonale i wykorzystywał w życiu dość często, jeżeli zależało mu na czyjejś sympatii i względach.
Bił się ze sobą w myślach przez dobrą chwilę, gdy umysł wytoczył mu dwie możliwości pociągnięcia tej konwersacji. Mógł być szczery i zasiać ziarno niepewności, albo potwierdzić słowa detektywa i przyjąć komplement, ba, odwdzięczyć się czymś podobnym. Spojrzał na uśmiechniętego mężczyznę i chyba serce uciekło mu na chwilę do gardła, bo mógłby przysiąc, że ostatnio, gdy czuł taką intensywna chęć uchylenia skrawka tajemnic swojej osobowości było zbyt dawno temu i konsekwencje takich akcji wciąż nawiedzały go w nocy przed snem, utrzymując powieki otwarte prawie, że na zapałkach.
- Jeżeli naprawdę nie patrzy się pod nogi to pewnie można. - ton jego głosu był śmiały, nie uciekał przed tym stwierdzeniem, jak przed poprzednim, przy którym głos ugrzązł mu w gardle - Doceniam to, że tak myślisz, zwłaszcza, że sam wiedziesz życie usłane sukcesami. Normalnie przyznałbym ci po prostu rację, ale z uwagi na starą znajomość poczułem się zobligowany do powiedzenia czegoś prawdziwszego. - nie był pewien czy nie uleganie pozytywnemu wybrzmieniu wypowiedzi Erika nie było w tym momencie nie tyle co nietaktowne, co po prostu niegrzeczne, ale był przekonany, że gdy przyjdzie na to czas będzie w stanie zderzyć się z konsekwencjami swoich własnych słów. Zazwyczaj musiał to robić w pracy, w domu też nauczono go, że każdy ton, sentencja i dobór słownictwa ma największe znaczenie, że dzięki odpowiedniemu podejściu można zjednać sobie wszystkich. Ale Elliott był zmęczony graniem, bo życie nie dawało mu odpowiednio wysokiego wynagrodzenia za występy na jego deskach, a przynajmniej nie takie, które by docenił.
Temat o matematyce skrzętnie pominął jedynie kiwając głową w zrozumieniu i potwierdzeniu słów towarzysza. Nie chciał wchodzić w szczegóły przekrętów, wiedział o zbyt wielu, aby poruszać ten temat z kimś z Departamentu Przestrzegania Prawa. Prawda była taka, ze liczby, mimo iż prowadziły często do przestępstw to bez swojej otoczki obracania się w towarzystwie oraz znajomości prawa niczego by nie zdziałały. Najgorsze nadużycia zazwyczaj wychodziły od samej instytucji, która powinna takowym zapobiegać, tutaj też nie było wyjątków.
- Fascynujące? No dobrze, przyjmuję to jako zaproszenie. - odparł bez zawahania i już odnotował sobie w głowie, aby przy następnym sprawdzaniu bilansów wypadków i innych tego typu rzeczy być nad wyraz upierdliwym i wysłać Erikowi parę notek, a może nawet zaprosić go na spotkanie,które mogło być emailemktóre mogło być załatwione w dwóch listach. Uśmiechnął się do siebie na tę wizję, bo były dni, w których oglądanie tego jak nękani przez niego urzędnicy wzdychają i wywracają oczami przynosiło mu niemałą satysfakcję. Czasami nawet nie krył się z tym, że wykorzystuje swoje stanowisko, aby utrzeć im nosa za nieodpowiednio uczynne wykonywanie swoich obowiązków. Elliott chorobliwie mierzył wszystkich innych swoją miara, jeżeli ktoś był niewystarczająco dobry automatycznie tracił jego szacunek. Nie lubił i nie cackał się z niekompetencją.
Dopił ostatni łyk rozwodnionego już roztopionymi kostkami lodu drinka toteż zmuszony był zamówić kolejną porcję, bo rozmowa była zbyt wciągająca, aby chciał zacząć się zbierać. Zresztą, noc była jeszcze młoda, a on nigdy nie sypiał najlepiej. Simone spędzała weekend z rodziną, on teoretycznie też powinien, bo jutro czekała go oficjalniejsza kolacja, ale będzie się tym przejmował rano zażywając eliksiry na kaca. Przy okazji poprosił tez o kolejne piwo dla Erika, bo skoro zarzekł się, że stawia kolejną kolejkę to tez miał zamiar dotrzymać słowa.
Zamrugał udając, że dym nowo odpalonego papierosa zaczął szczypać go w oczy, bo musiał przed sobą przyznać, że nie spodziewał się usłyszeć, że jego opinia jest rozsądna. Przynajmniej nie od kogoś o nazwisku Longbottom, nawet jeżeli tym kimś był Erik, jego dawny, dobry znajomy. Mogli się kiedyś dogadywać, ale Elliott był prawie pewien, że nie zgodziliby się w politycznych tematach. Nie dał po sobie poznać zdziwienia, zaciągnął się jedynie papierosem i dał skończyć drugiemu mężczyźnie myśl nie odrywając odeń spojrzenia; jednocześnie skorzystał z okazji, aby móc lepiej przyjrzeć się jego twarzy z bliska. Parodniowy zarost definitywnie mu służył, podkreślał ostrość szczęki i dodawał mu pare lat, ale w dobrym tych słowa znaczeniu; można powiedzieć, że pozbawiał obserwatora możliwości podważenia powagi i dojrzałości. Zielone oczy, teraz zamyślone, a wcześniej zatopione w ognikach rozbawienia kontrastujące z ciemnymi włosami, więc odznaczające się odpowiednio, aby rozjaśniać przystojną twarz.
Po chwili milczenia musiał przed sobą przyznać, że alkohol miał na niego wystarczający wpływ, aby nie zorientował się, że nadeszła jego kolej w dyskusji. Odchrząknął.
- Uważasz się za idealistę? - zapytał, mimochodem, bo chociaż to zdanie wypowiedział tylko po to, aby móc odtworzyć sobie w głowie raz jeszcze zarejestrowaną przed chwilą wypowiedź Longbottoma, tak był to aspekt, który faktycznie go ciekawił.
- Myślałeś kiedyś o karierze w polityce albo Wizengamocie? Myśle, że ludzie w obydwu przypadkach skorzystaliby z kogoś, kto w tak umiejętny sposób jest w stanie wyrazić swoją opinię i analizę sytuacji, jednocześnie nie urażając uczuć żadnej ze stron. Do odpowiedniego wyważenia należy mieć smykałkę, ale możliwe, że przymus dawania wywiadów przygotował cię już do tego, że ktoś zawsze może przyczepić się do danej części twojej wypowiedzi i wyciągnąć z niej co innego, niż ty chciałeś przekazać. - odparł na razie nie obdarzając rozmówcy swoim własnym punktem widzenia, właściwie zastanawiał się czy w ogóle powinien to robić oraz czy posiada jakąkolwiek opinię. Nie był pewien. Wypowiadanie się za zmianami, jakie chciał wprowadzić były Minister podważało autorytet jego rodziny oraz, przede wszystkim ojca, który jest aktualnie prowodyrem w szopce Malfoyów.
- Poniekąd masz rację, ale mam wrażenie, że omijasz bardzo ważną kwestię w tym wszystkim. Zmiany zawsze się dzieją, ale nie tak gwałtownie, w momencie jak ktoś chce przewrócić wszystko do góry nogami i stworzyć nowe zasady, według swojej modły oraz komfortu to wtedy pałeczka przechodzi z rąk jednej grupy sprawującej władzę do tej drugiej. Często kończy się to przechyleniem szali na drugą stronę, a nie pozbyciem się nierówności i problemu. - zrobił pauzę, bo właśnie przyniesiono im kolejne drinki. Skorzystał z tej chwili i zaciągnął się papierosem strzepując resztkę popiołu do popielniczki.
- Równość brzmi bardzo dobrze w aktorskich przemowach dla gazet, do ludzi, w obwieszczeniach, ale w prawdzie to tylko przykrywka do tego, aby ustanowić rzeczy, które według danej osoby działałyby lepiej. Za tym idzie wprowadzanie nowych ustaw i funkcjonowanie z ludźmi, którzy być może mają inną wizję na temat lepszej, zmienionej przyszłości. Głównie dlatego, że nie mówimy tutaj o kwestii stu czy dwustu lat. Moja rodzina wyznaje swoje wartości conajmniej od dziesięciu wieków, a to jest bagaż który bardzo trudno zmieścić w kadencji jednego człowieka jaki, być może, chciał dobrze.
Zaczął dość neutralnie, według siebie, bo też nie chciał odkrywać wszystkich kart, ale uznał, ze wrzucenie personalnej, rodzinnej historii będzie tutaj odpowiednim ruchem, aby przekazać ciężkość lat, historii i tradycji i jak bardzo osoby typu Leacha porywały się z motyką na księżyc.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
07.11.2022, 18:05  ✶  

Jeśli młody Longbottom faktycznie odwiedził to miejsce, aby przełamać swoją codzienną rutynę, to teraz po tych parunastu minutach rozmowy, można było z całą pewnością stwierdzić, że udało mu się to zrobić. Gdyby miał świadomość tego, że do ponowne spotkania z Elliottem mogłoby dojść już wcześniej, bardzo szybko zmieniłby się w człowieka pełnego wad, zdolnego przesiadywać przy pustym stole przez długie godziny. Czy jego ekscytacja wywodziła się z tego, że na swój sposób wrócili do dawnych, spokojniejszych czasów?

Możliwe. Nostalgia nie była czymś, co było dla niego nietypowe. W zaangażowaniu w trwającą wymianę zdań nie chodziło jednak tylko o wyrwanie z otchłani dziejów tych paru momentów i odtworzenie ich w obecnej rzeczywistości. Doceniał obecność dawnego przyjaciela. Cieszył się odnowionym kontaktem, chociaż nawet nie wiedział, ile on potrwa.

— Siostra zapewne powiedziałaby, że co druga osoba, którą mijam na ulicy, ma jakąś opinię lub drobną notkę na mój temat. Naprawdę sądzi, że jestem jakąś wielką gwiazdą, a nie kimś, kto po prostu pozwolił się wkręcić w to towarzystwo. — Pokręcił powoli głową. W jego głosie pobrzmiewała lekka pobłażliwość, jakby sam nie wiedział, co myśleć o stanowisku objętym przez Brennę. Po części doceniał jej pasję, ale z drugiej nieco się obawiał, czy niedługo nie zajdą o krok za daleko. Podniósł wzrok na Elliotta. — Myślę, że dla mediów jestem ciekawostką, którą wyciąga się, gdy nie dzieje się nic bardziej emocjonującego. Pewnie mają na mnie jakąś teczkę z wycinkami prasowymi i hakami, którymi chcieliby mnie zagiąć. Ministerstwo pewnie też coś ma. Znana rodzina, względnie wysoka pozycja zawodowa... — Zawiesił głos, nie chcąc dodawać wzmianki o Rejestrze Wilkołaków. Oczy Erika roześmiały się na wzmiankę o kolacji. — Cóż, w takim razie moje usta będą milczeć jak grób. Grzech zmarnować perspektywę takiej kolacji. Kto wie, może nawet pójdę ci na rękę i zdradzę, czym mi pachnie amortencja. To dopiero klucz zdolny otworzyć wiele drzwi.

Uśmiechnął się pod nosem, upijając nieco kremowego piwa. Mógł nie przepadać za tym, jak często stawał się obiektem atencji prasy, ale spędził w ich towarzystwie wystarczająco dużo czasu, aby wiedzieć, jakie tematy potrafiły ich zainteresować. Opowiadanie o działaniach Brygady Uderzeniowej lub najnowszym bankiecie charytatywnym może i były interesujące i potrafiły wzbudzić sympatię, jednak furorę robiła kontrowersja lub wyciągnięcie na światło dzienne bardzo personalnych rzeczy. Zapach eliksiru miłości był czymś niepowtarzalnym, niemalże intymnym. Gazety prześcigałyby się w tym, aby wysnuć jak najbardziej szokującą interpretację z tej informacji.

— Niektórzy dziennikarze lubią naruszać moją strefę komfortu, licząc, że poprzez ingerencję w barierę mojej prywatności zdobędą materiał. Nie lubię, kiedy to robią. Poza tym parę razy wybrali mało pochlebne zdjęcia do artykułów z moich udziałem. Wyobrażasz sobie umieścić na drugiej stronie ruchome zdjęcie, gdzie uchwycili mnie w trakcie przewracania oczami? Zupełny brak profesjonalizmu. — Wykonał teatralny młynek oczami, niejako udowadniając, jak mało pochlebna był to gest do uwiecznienia na ruchomej fotografii.

Przekrzywił lekko głowę w bok. Czy takie było przekleństwo rodzin czystej krwi? Stąpanie po skrzyżowaniu rozsądku, własnych potrzeb oraz oczekiwań rodziny, odbijając się raz za razem od każdej z tej opcji, dopóki nie poszło się na ustępstwa z każdą z trzech stron w celu osiągnięcia złotego środka? Zadowalaj wszystkich, nie zadowalaj nikogo, bo nie angażujesz się w żaden z aspektów wystarczająco głęboko. Jeden wielki paradoks.

— Może — odparł, gdyż potrafił zrozumieć, skąd pochodziły przemyślenia mężczyzny. — Chociaż oddawanie się kompletacji... Komplementacji... — Przymknął oczy, chcąc się zebrać myśli. Westchnął cicho i kontynuował: — Kontemplacji względem tego, co by było, gdyby lub co może być, nie równa się ignorancji. Człowiek może sięgnąć po to, co nie było mu oryginalnie pisane w ramach wychowania. Wystarczy tylko i aż odwagi. Jeśli historia naszych żyć została już spisana, trzeba by nieustraszonego człowieka, żeby przepisać scenariusz.

Zamarł na chwilę, zdając sobie sprawę z tego, jaki wydźwięk mogły mieć wypowiedziane przez niego słowa. W jego oczach zagościły iskierki smutku. Możliwe, że myśl ta przeszła mu już kiedyś przez głowę, jednak nie miał zamiaru akceptować takiego stanu rzeczy. Nie sądził, aby komplementowanie ludzi w określony sposób było manipulacją. Ludzie zyskiwali więcej, gdy podczas złych dni mogli odnieść się do swoich osobistych zwycięstw, do czegoś, z czego mogli być dumni. Czegoś do da im siłę by, pomimo kłopotów, iść dalej. W taki sposób chciał wywyższać ludzi.

— Wszyscy nosimy maski, panie Malfoy — Zaciągnął się papierosem, z niezadowoleniem zauważając, że raczej już mu na długo nie starczy. Wskazał gestem dłoni na pracownika lokalu, który obsługiwał bar. — Myślisz, że on zachowuje się w dokładnie taki sam sposób tutaj, jak podczas wypadu ze znajomymi do pubu, a tam tak samo, jak na kolacji u rodziców swojej dziewczyny? Owszem, pewne aspekty osobowości są niezmienne. Są podstawą tego, jak się prezentujemy. Ale szczegóły ulegają zmianie. Syn, ojciec, córka, współpracownik, kochanka, mąż, rywal, idiota w jednym aspekcie, geniusz w innym. Normy społeczne i stopień relacji międzyludzkich sprawiają, że dostosowujemy się do sytuacji. Oczywiście maska opada, gdy w grę wchodzą emocje czy uczucia. Zawartość jednej maski przelewa się w drugą, jeśli dwie odrębne sytuacje, w jakich bierzemy udział, zaczynają się mieszać.

Podczas wywodu raz po raz układał dłonie w piramidkę, tylko po to, aby po chwili ją zburzyć, a następnie znowu wznieść. Chociaż jego gestykulacja mogła wskazywać na to, że jest niepewny finałowej puenty, tak produkowane słowa padały z jego ust miękko, Może dlatego, że przejście do sedna nie było celem tej konwersacji. Traktował możliwość otwartego wypowiedzenia się, jako swoistą wymianę strumieni myślowych, pozwalających na lepsze zrozumienie rozmówcy, ale także pokazanie tego, jak sam pojmował świat.

— Rozumiem — odparł krótko, opierając łokcie o blat. Otaksował twarz Elliotta krótkim spojrzeniem. Doceniał tę szczerość. Nie każdemu przychodziło to łatwo, a biorąc pod uwagę, jak trudno byłoby w tej chwili ocenić, jak tak naprawdę sprawy się między nimi mają, tym bardziej go to poruszyło. — W takim razie i ja powinienem powiedzieć coś prawdziwego. Przejąłeś jedną z najwyższych funkcji w Departamencie Skarbu, po starym czarodzieju, który trzymał się stołka do ostatniej chwili. Nie znam się na specyfice pracy w tym sektorze Ministerstwa Magii, ale nie wyobrażam sobie, byś po prostu zostawił sprawy w takim stanie, jak je zastałeś. Zapewne zmieniłeś już co nieco. Usprawniłeś procesy, znalazłeś ludzi, którzy rozumieją twoją wizję i etos pracy. Wykazałeś się elastycznością, o której wielu mogłoby marzyć. Presja rodziny, presja współpracowników, presja rywali, presja narzucona na samego siebie. Ale ty wytrwałeś i dalej będziesz trwać. Myślę, że zajdziesz jeszcze daleko.

Zaciągnął się resztką papierosa, wypuszczając ostatni kłąb dymu z ust, a na koniec zgasił pozostałości po fajce w popielniczce. Nie była to najlepsza mowa, której celem było komplementowanie drugiej osoby, jaką wygłosił, jednak biorąc pod uwagę warunki, wydawało mu się, że poszło całkiem nieźle. Kto wie, może nawet podbuduje nieco swojego rozmówcę?

— Mogę kontynuować, jeśli sobie tego życzysz — dodał z ciepłym uśmiechem, podnosząc wzrok na Malfoya.

Miał wiele cech typowych dla idealisty. Wierzył w to, że nawet w najgorszej sytuacji można było osiągnąć sukces. Wykazywał się dobrym serce, ale bywał zbyt naiwny. Akceptował plany innych ludzi względem siebie, bo ciężko mu przychodziło odmawianie innym. Propagował wartości, które w teorii mogły sprawić, że świat miał potencjał zmienić się w lepsze, bardziej akceptujące innych, miejsce. Nie zamykał się jednak w bańce, nie był ślepy na to, że są inne drogi.

— Ty mi powiedz — odgryzł się nonszalancko. Przechylił czubek głowy w bok, spoglądając na rozmówcę z zainteresowaniem. — Jestem idealistą?

Nie musiał jednak tego od razu wykładać na tacy młodemu Malfoyowi.

— Nie, chociaż mogło mi to być sugerowane — przyznał z rozbrajającą szczerością, biorąc łyk piwa. — Oczywiście nie bezpośrednio przez Wizengamot. Bardziej jako odpowiedź na moje komentarze podczas rozmów. Przeraża mnie jednak to na jak wiele ustępstw musiałbym tam chodzić. Negocjacje, powiedzmy, że otwarta manipulacja innymi, wymiana przysług w zamian za głos. Nie jesteśmy społeczeństwem idealnym. Może moja perspektywa byłaby dla nich czymś nowym, ale czy uznaliby to za coś dobrego? Poza tym idą za tym inne ograniczenie. Co, jeśli by mnie spaczyli i już nie moglibyśmy prowadzić takich rozmów, jak teraz?

Słuchał wypowiedzi Elliotta z uwagą, ważąc różne za i przeciw, sprawdzając, czy podarowane mu przez srebrny język przyjaciela elementy układanki wpasowują się w jego osobisty zestaw puzzli, na jaki składała się jego własna perspektywa. Wiele odrzucił, części nie rozumiał, ale niektóre kawałki sprawiały, że rewidował własne poglądy. Ciężko byłoby go zmienić w zatwardziałą konserwę, ale doceniał wymianę punktów widzenia.

— Obrona własnych interesów. Lub większej grupy społecznej, jeśli w tym przypadku możemy mówić ogólnie o czarodziejach czystej krwi — wyrzucił z siebie, intensywnie myśląc. — Bagaż, o którym mówisz to nie tylko wartości, ale też styl bycia i dziedzictwo rodu o długiej historii. Zakładając, że inne rodziny o wysokim statusie wykazują podobne przekonania, Leach obiektywnie mówiąc, był niebezpieczny. Jak powiedziałeś, jedna osoba, nawet ograniczona Wizengamotem, nie byłaby w stanie objąć problematyki ciągnącej się od kilkunastu dekad. Chęć zachowania dynastii w niezmienionej formie, aby historia nie osądziła danego pokolenia, jako to, które doprowadziło do upadku lub obniżenia statusu w społeczeństwie. Presja pokoleń.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#9
13.11.2022, 07:32  ✶  
Myśli przesiąknięte gorzkim smakiem tytoniu kłębiły się pod blond kosmykami, szargały, zaciągnięte ostrymi hakami przyziemienia, wspomnienia. Zapędzona w kozi róg świadomość nie miała czym się bronić, więc zostawała podtapiana kolejnymi łykami bursztynowego trunku, gdy umysł ulegał regularnemu ruchowi dłoni, a usta dotykały chłodnej szklanki, aby przez przełyk przeszedł ostry i cierpki smak alkoholu.
Bezwzględna gilotyna absolutu przecięła cienką linkę pozwalającą na przepływ gromadzących się powoli w zgaszonym sercu emocji do dzielnie broniącego się umysłu. Alkohol działał odprężająco, miękkie słowa, chociaż wypuszczane przez Erika w dobrej wierze zapalały lampiony odległych krzywd. Ciepło i skumulowane, pijackie oddechy ciasnego pomieszczenia sprawiły, że oparł głowę na dłoni z trudem powstrzymując się, aby nie przymknąć szczypiących oczu. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem, spojrzeć na pogrążone w ciemności szare i białe cegły imperialnej stolicy, aby przywrócić swojej postawie chłód, do którego przywykła. Ocucić świadomość i instynkt samozachowawczy, ostudzić krzywdy i rozpalone logiczną argumentacją zmysły. Uległ zaledwie podchmieleniu, ciężkości stukotu wspomnień, ale tylko na krótką chwilę, jakby cały świat nagle miał się zatrzymać i ... Przesunął palcami po skroni mierzwiąc odrobinę jasne brwi powróciwszy do swojej wcześniejszej pozycji.
Brzmi jak randka, czyli jesteśmy umówieni?, chciał powiedzieć, ale roześmiał się jedynie do swoich myśli, gdy młoda twarz małżonki stanęła mu przed oczyma, a zaraz za nią przygalopował portret ojca, zawziętego, uśmiechającego się w ten obrzydliwy sposób, który świadczył o wygranej, o tym że zgarnął wszystkie pionki, że szach stał się matem.
- Czyli wystarczy kolacja, abyś już myślał o odkrywaniu kolejnych kart? Strach pomyśleć co by było jakbym zaproponował wspólny, krótki wypad do Portugalii. - kontynuacja żartu przyszła mu naturalnie, a słowa, pomimo nękających umysł myśli, brzmiały wciąż odpowiednio wyważenie, ton głosu pozostał filuternie zaczepny, a gardło odpowiednio zachrypnięte. Automatycznie zaczął się zastanawiać się czym mógłby Erikowi pachnie eliksir miłości, czymś z odległego, acz przyjemnego wspomnienia? Perfumami najbliższej osoby? Nutą natury? Rodzinym domem? A może jabłecznikiem ulubionym napojem? Sam dobrze pamiętał wyrazistą nutę cedru, czarnej herbaty i wypolerowanych drewnianych podłóg, jaką poczuł pierwszy raz, gdy przyszło mu obcować z Amortencją.
Jakby na zawołanie poczuł ciepło przebijających się przez zaciętość oceanicznego powiewu promieni słonecznych, oplecionych w biel lnu; przekierowywanych przez rondo kapelusza; odbijanych od ciemnobeżowych szkieł okularów; zapadających się pomiędzy cienką granicą lenistwa, a odprężenia; rozkwitających w szkle kryształowego kieliszka. Czuł jak z każdą chwilą jego myśli odpływają i to nie dlatego, ze cała rozmowa go nudziła. Ilość alkoholu jaką zdążył w siebie wlać, zanim jeszcze zaczął rozmawiać z Longbottomem nie była wcale mała, a przymus wyłączania emocji w momentach, gdy rozmowa sięgała w regiony o wiele mniej komfortowe dla zmęczonego umysłu był mordęgą. Nie miał zamiaru kapitulować, ścisnął przedziwne fantazje o wakacjach nad Atlantykiem w zaciągnięciu się kolejnym papierosem, którego zdążył odpalić i odgoniwszy zmęczenie powiedział sobie wprost 'ogarnij się' - ironicznie proste, acz działało. W gorszych momentach potrzebował, aby ktoś taki jak Eden postawił go do pionu, a najgorszych, niestety ojciec, ale z tak niewielkimi kwestiami jak podróże myśli po meandrach wspomnień i niespełnionych pragnień sam nauczył się już dawno odcinać stając zdecydowanym krokiem na rurce dostarczającej nadziejom ostatki paliwa.
Fakt, każda z powyższych emocji wzięła go z zaskoczenia. Spodziewał się, że Erik dotrzyma mu towarzystwa, aby skończyć napoczęty drink, nie zakładał, że rzuci się na głęboką wodę mroźnego jeziora nostalgii, którego dno było pogrążone w granacie niedoczekań i rozczarowań. Większość osób zapewne cieszyłaby się ze spotkania przyjaciela z lat szkolnych, w wypadku Elliotta wiązało się to z ogromnym bagażem nigdy nie rozpakowanych emocji z tamtych lat, większość nie dotyczyła samego Longbottoma, ale w stanie nietrzeźwości wszystko przychodziło prościej, zwłaszcza ckliwość myśli. Poniekąd, fakt, że ta sytuacja pozwoliła mu sięgnąć ręką do dogasającego ogniska i odrobinę się poparzyć nie poskutkowało wcale niechęcią, wręcz odwrotnie, ekscytacja i wzrost adrenaliny, jakie poparzenie spowodowało dawało zachętę.
- Nikt tego nie lubi. Są trochę jak wredne dzieciaki w szkole, które karmią się na twojej złości, tyle, że im za to płacą, więc mają powód. - podsumował, ale zaraz pozwolił zmarszczkom w kącikach ust uwydatnić cień uśmiech - Cóż, prasa ma to do siebie, że skupia się na najbardziej ludzkich odruchach, żeruje na nich, bo przecież jak to możliwe, że tak popularna osoba jak sam Erik Longbottom przewraca oczami? To trochę jak te działy z celebrytami opowiadające o tym jak bardzo przykładają się do opieki nad własnymi dziećmi albo, że pomimo kariery aktorskiej wciąż gotują sobie sami śniadania. Tylko pogratulować, sensacja. - sam pozwolił sobie na odrobinę mimiki wywracając oczyma, w odrobine przekory, a zarazem winszując żartobliwemu tonowi całej tej konwersacji - Ups, miejmy nadzieję, że nikt nie zrobił mi zdjęcia. - nie powstrzymał się, bo mimo idealnego kamuflowania przykrej i bolesnej części swoich myśli w opanowywaniu lekkiego podpicia nie był już taki dobry, zwłaszcza, ze nie grzeszył ciężkością swoich gabarytów, więc trunki zdawały się działać nań szybciej i intensywniej. Odchrząknął jednak, balansując na cienkiej linii przyzwoitości, ale zaraz Erik zaczął się kłopotać z wymową słowa, więc przez zostało to przełamane krótkim parsknięciem i padającym po nim szybkim 'wybacz, kontynuuj'. Nie chciał przecież mężczyzny urazić, po prostu pozwolił bardziej ludzkiej reakcji przebić się przez chłodną maskę obojętności i przyzwoitości.
- W takim razie nie jestem odważny. - spoważniał jakby po tej krótkiej chwili śmiechu i przedrzeźniania. Po raz kolejny w sowim życiu uświadomił sobie jak bardzo podporządkowany był ojcowskiej tyranii podążając w życiu za palcem wskazującym byłego Ministra Magii, westchnął krótko - Ale, jeżeli mogę tak powiedzieć w tej kwestii, ty chyba też nie. - dodał odważniej i przymrużył oczy - Pamiętam jeszcze ze szkoły, Brygada Uderzeniowa i kariera w tym kierunku jest raczej tym, co było dla Ciebie odpowiednie. Myślałeś kiedyś o robieniu czegoś innego? - zagaił mimochodem i pozwolił kolejnemu nieprzyjemnemu wspomnieniu wbić się w klatkę piersiową, doskonale pamiętając swoje własne ambicje o dostaniu się na staż Aurorski. Zamiast tego, jego własna bliźniaczka, z czystej złośliwości zrobiła to za niego, gdy ojciec skrzętnie układał plany o karierze w Departamencie Skarbu.
Mimowolnie spojrzał w kierunku baru, gdzie wskazał jego rozmówca.
- Naturalnie, że tak. Trudniejszą sztuką jest nie pozwolenie na to, aby emocje przebiły się przez cienką warstwę półprawdy. - dopowiedział tylko, bo zgadzał się z tym, co powiedział Erik. Wszyscy potrzebowali 'nowej osobowości', jaką traktowali znajomych w pracy czy ludzi na przyjęciach, klientów we własnym biurze czy nieznajomych przechodniów na ulicy Pokątnej. Elliott przez większość wypowiedzi skupiał wzrok na rękach drugiego mężczyzny obserwując jak wnosi i burzy piramidy tak samo zwinnie jak wznosił kolejne emocje w Elliocie i burzył niektóre z postawionych przez niego murów.
Przy kolejnej wypowiedzi znów chciał uciec spojrzeniem, przed czym powstrzymał się biorąc, bardzo nieodpowiedzialnie, kolejny, mały łyk ze szklanki. Cieszył się w tym momencie, że temperatura pomieszczenia w pomieszaniu z alkoholem przyprawiała jego bladą cerę o spore wypieki, bo mógłby przysiąc, ze jego policzki zrobiły się gorące pod naporem kolejnych, pochlebiających słów. Automatycznie poczuł się dziwnie przyjemnie i niekomfortowo. Chciał podważać wypowiadane słowa i robił to w myślach, chociaż przecież zdawał się znać swoją wartość. Przełknął ślinę zabarwioną o resztki posmaku ostrych procentów.
- Obawiam się, że musisz pozwolić mi na oddech pomiędzy tym, a następnym komplementem - zaśmiał się gorzko, a pytanie o kontynuowaniu wybrzmiało mu w głowie dziwnie władczo, kontrolujący w ten przyjemny sposób, który pozwalał zobaczyć, że to nie on był jedyną kontrolującą rozmowę osobą, tak jak zazwyczaj się zdarzało. przyjemnie było stanąć obok kogoś, kto zdawał się być na podobnym poziomie, kto potrafił przyprawić o ... oh, zawrót głowy? To na pewno wina alkoholu.
Nie potrafił podziękować, nie wiedział jak reagować na szczere, miłe słowa, które nie były pochlebstwami mającymi wypowiadającemu załatwić dostęp do lepszej kariery zawodowej lub pozycji społecznej. Nie rozumiał dlaczego Erik obdarzał go tak pozytywnymi słowami po tym jak nie rozmawiali tyle lat, było to dla niego zachowanie kompletnie nowe i nienaturalne, wręcz wprawiające w pewny rodzaj szoku i osłupienia, które, wciąż i tez z czystej samozachowawczości i przyzwyczajenia, maskował nawet w momencie, gdy udało mu się wymusić na wiecznie spiętej powinnością twarzy mimikę zahaczającą o prawdziwą i szczerą radość.
- Pytanie było czy się uważasz, a nie czy jesteś. - wycelował w niego oskarżycielsko palcem, acz w przyjacielskim geście łapiąc za słówko, bo akurat w tej wypowiedzi było ono istotne - Ja uważam, że mógłbyś myśleć o sobie jako o idealiście, czasami nawet nie w pozytywny sposób, czasami w momentach, gdy coś nie poszło po twojej myśli, ale masz wystarczająco oliwy w głowie, aby nie dążyć ślepo do celu, zresztą, pokazałeś to w poprzedniej wypowiedzi na temat Leacha. Idealista o wiele bardziej przyłożyłby się do tego, aby powiedzieć mi dlaczego nie mam racji, a ty w pewnym stopniu zgodziłeś się z moimi uwagami na jego temat. - Malfoy zazwyczaj stronił od wyrażania swojego zdania, od wygłaszania opinii z bardzo prostego powodu - było to niebezpiecznie. Ludzie lubili brać innych pod włos, wykorzystywać słowa jako broń. Nie mógł być pewny, że Longbottom tego nie zrobi, sparaliżowany paranoją umysł Elliotta nie pozwalał mu zaufać nikomu w pełni, ale czasami opierał się na intuicji. Po tym co drugi mężczyzna powiedział blondyn zdążył wywnioskować, że nie jest w najlepszych stosunkach z dziennikarzami, a przynajmniej z ich etosem pracy, więc nie spodziewał się też, że będzie go ciągnął za język, że będzie chciał plotek, a może faktów w temacie odejścia byłego Ministra. Pozostawał jednak czujny, choć tę czujność mogła zaburzać ilość wypitego alkoholu. Elliott był paranoikiem, ale nawet to nie czyniło go istotą idealną - popełnił w życiu tyle błędów, że można by było nimi wybrukowwać Pokątną, a i tak zostałoby na Aleję Horyzontalną. Przynajmniej tak uważał.
- Spaczyli? Oh nie wydaje mi się, jeżeli o to chodzi to już teraz nie powinniśmy o tym rozmawiać, bo moje 'rodzinne spaczenie' wiecznego wspominania Wizengamotu jest tak ogromne, że nawet nie chcesz sobie tego wyobrażać. Aż tak złe zdanie masz na temat prawników? - poniekąd zażartował, bo nawet odrobinę się uśmiechnął, ale w prawdzie takie były fakty. Ojciec wytrenował w domu jego i Eden w taki sposób jakby to u niego musieli zdawać egzamin na adwokata i to w wieku lat 7.
Chęć zachowania dynastii w niezmienionej formie, aby historia nie osądziła danego pokolenia, jako to, które doprowadziło do upadku lub obniżenia statusu w społeczeństwie. Presja pokoleń., słowa te uderzyły w odpowiednie nuty, bo oczy Elliotta pociemniały, gdy przypomniał sobie o tym z jakim rozwścieczeniem ojciec zareagował, gdy widoki na drugą kadencję odebrała mu podrzędna szlama. Satysfakcja jaką młody Malfoy wtedy odczuwał, gdy widział ojca miotającego się, nie potrafiącego pogodzić się z porażką nie równała się z niczym, co przyszło mu wcześniej czuć. Zapragnął podzielić się z Longbottomem tą myślą, ale wiedział, ze nie mógł tego zrobić, byłoby to zbyt podejrzane, stawiało Fortinbrasa w cieniu podejrzeń młodego detektywa, a tak nie mogło się stać. Zamiast tego w pociemniałym jeszcze chwilę temu spojrzeniu pojawiły się podjudzone pozytywnym wspomnieniem ogniki satysfakcji.
- Niestety, zbytnia upartość też może doprowadzić do upadku spowodowanego nie przez kogoś z zewnątrz, a przez daną grupę społeczną. Sami możemy spisać swój los na pergaminie i dodać 'koniec' na samym dole jeżeli będziemy zbyt ślepo patrzeć w zatrważającą ilość przyzwyczajeń i historii, zdaję sobie z tego sprawę, wiem, ale wciąż uważam, że dobrze się stało iż osoba z tak radykalnym pomysłem na zmiany musiała ustąpić ze stanowiska, cokolwiek to spowodowało. Jego działania mogły wzbudzić więcej niezadowolenia, sprzeciwu, zaognić konflikt. Wydaje mi się, że umiejętność zrozumienia wyśrodkowania niektórych poglądów jest bardzo dobre w polityce. - wyraził swoją ostateczną opinię na temat pozbycia się mugolskiego Ministra, ale był bardzo zadowolony ze sposobu w jaki to zrobił.
- Swoją drogą, wiem, że jest to nie na miejscu, aby zapytać, ale czy byłbyś w stanie towarzyszyć mi w drodze do domu? Powinienem był skończyć dwie szklanki temu, fakt, dam radę iść prosto, ale nie wiem czy czuję się pewnie, aby to robić. Trzeba wiedzieć kiedy poprosić o pomoc, aby wyjść z twarzą, nawet jeżeli wyjście oznacza wytoczenie się z baru w środku nocy. - widać było, ze jest mu poniekąd głupio o to pytać, zwłaszcza, że zakładał, iż Erik jest osobą, która takiej prośbie nie odmówi - Zwracam przysługi, a takowa u mnie na pewno Ci się przyda. - dodał, aby poczuć się w tej prośbie trochę lepiej.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
13.11.2022, 23:03  ✶  

Ciężko się dziwić, że intensywność chwili na moment zamroczyła jasnowłosego mężczyznę. Chyba żaden z nich nie był gotowy na tak stymulujący wieczór, biorąc pod uwagę, że gdy oboje przekroczyli próg tego lokalu, mieli zupełnie inne przewidywania względem tego, jak zakończy się ta noc. Jeden z nich przyszedł tu, aby omówić kwestie zawodowe w nieco mniej sztywnej atmosferze, a drugi przez długi czas sam do końca nie wiedział, po co tu przyszedł. Pomimo tego, towarzyszyły im konkretne oczekiwanie, które wraz z chwilą, gdy zasiedli przy jednym stole uległy drastycznej przemianie. Na początku mogło się to wydawać dziwne, obce z uwagi na jakże małą szansę na zaistnienie tych konkretnych okoliczności. A mimo wszystko los zadecydował inaczej, rozkładając karty i pozwalając sprawom toczyć się ich własnym torem.

— Sam sobie robisz pod górkę, wiesz? — skomentował z teatralnym rozbawieniem, podejmując tę grę, przy której zdecydowanie zbyt dobrze się bawił. — Podniosłeś poprzeczkę tą Portugalią i moje wewnętrzne ja będzie pragnęło tylko więcej i więcej. Teraz przy kolacji w restauracji, nie zdradzę nic, bo będę sobie myślał, jak o wiele lepiej by było odbywać taką rozmowę za granicą. Na morzu. Na prywatnym jachcie.

Podczas swojej wypowiedzi gestykulował żywo, jakby ta jawna prowokacja pana Malfoya sprawiła, że coś się w nim, kolokwialnie mówiąc, odpaliło. Właśnie z tego powodu nie powinno się mu mówić, że coś możliwe jest do zrobienia lepiej, bo potem sam to zauważał i zamiast utrzymać standardy w akceptowalnych przez większość społeczeństwie ramach, pozwalał im rozwinąć skrzydła, dopóki nie osiągnęły wymiarów czegoś niemalże nieosiągalnego. Wypuścił ciężko powietrze z płuc, obrzucił kompana spojrzeniem, które dobitnie sugerowało, że teraz to już na pewno któryś z nich będzie musiał kupić ekskluzywną łódkę, po czym parsknął śmiechem, zdając sobie sprawę z irracjonalności sytuacji. Och, alkohol zdecydowanie zaczął na niego działać.

— Prawda? Co tam pożar budynku, wieść o tym, że widziano smoka w okolicy, a na Pokątnej będzie robiony remont? Życie celebrytów, a już zwłaszcza to, jakie robią miny, jest o wiele bardziej fascynujące. Czasami ciężko powiedzieć, czy pismaki wolą, gdy rzucają się sobie do gardeł, czy gdy pozostają ze sobą w na tyle pozytywnych stosunkach, aby można ich było złapać na jednym zdjęciu i zasugerować, że mają romans.  — Pokręcił głową, będąc w pełni świadomym, że wystarczy jeszcze parę lat stopniowego wzrostu popularności, a może niedługo sam się zaliczać do tych tak zwanych celebrytów. Zerknął na Elliotta, który akurat przewracał oczami.

Otworzył usta, by zaprzeczyć słowom przyjaciela, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał, pozwalając mu w pełni dokończyć. W końcu kto wie, może słowa, które miały za chwilę paść miały być tymi, które wyjaśnią, czemu tak uważa? Cóż, nie było tak, przynajmniej nie w pełni, ale i tak zachęciło go to do wypowiedzenia się.

— Nie w kategorii, gdzie miałbym konkretny plan, jak osiągnąć dany cel i ewentualnie dalej się rozwijać. Brygada wydawała się naturalna przez pracę innych członków rodziny, zachowanie tradycji, sławę rodu, wedle której jesteśmy „mistrzami pojedynków” — wyznał nieco cichszym głosem.

Cieszył się, że Longbottomowie mieli też drugą stronę medalu, tę związaną z działalnością charytatywną. Wprawdzie był to też aspekt ich życia, przez który co poniektórzy zerkali na nich ze zdegustowaniem i niezrozumieniem, ale Erik wierzył, że to pozwalało im zachować swego rodzaju równowagę. Z jednej strony tak wielu jego pobratymców oddało się służbie Ministerstwu, że możliwość przyniesienia równie dużej dawki dobra poprzez prace społeczne był niemalże kojący.

— W sumie był jeszcze taki czas, gdy intensywnie myślałem o quidditchu. Wydaje mi się, że w szkole byłem dosyć dobry. Gdyby tylko nie ta postura, wzrost i ciągłe dopasowywanie miotły... — Westchnął cicho. Westchnął cicho. Chociaż mógł tego nie dostrzegać, tak sam zbijał swoje potencjalne argumenty, jak gdyby chciał umniejszyć wagę swoich dawnych pomysłów na życie. Strach przed tym, jak drastycznie mogłoby się ono zmienić, gdyby wybrał inną ścieżkę? A może zwykłe ubolewanie, bo teraz nie miał już takiego szerokiego wyboru? — Chyba po prostu poszedłem ścieżką, którą wydawało mi się, że muszę iść.

Podczas swojej wypowiedzi o różnych maskach, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ruchy jego dłoni są bacznie obserwowane. Kontynuował więc swój wywód, zupełnie tym nie zrażony, pozwalając rozmówcy poddać jego słowa pełnej analizie włącznie z gestykulacją. Bądź co bądź,  ten aspekt również potrafił wiele powiedzieć o człowieku i jego zachowaniu.

— Naturalnie. Mamy czas — odpowiedział, jakby faktycznie zamierzał tylko poczekać, aż Elliott weźmie parę głębokich oddechów, aby następnie wrócić do pieśni pochwalnej na jego cześć. Wbił wzrok w mężczyznę, udając, że czeka tylko na jakiś sygnał, który pozwoli mu wrócić do przerwanego tematu. Dopiero gdy zapadła między nimi na chwilę cisza, uśmiechnął się szeroko i machnął ręką. — Żartuję tylko, dam Ci spokój. Na razie. Rozumiem, że na początek to dużo.

Czuł potrzebę, żeby się usprawiedliwić i nieco zmienić nastrój towarzyszący konwersacji, nie chcąc przez pomyłkę sprawić, aby pan Malfoy poczuł się nieswojo lub odczuł jakikolwiek rodzaj dyskomfortu. Nie taki był jego zamiar.

— Dobre spostrzeżenie — zgodził się, wykrzywiając kąciki ust ku górze na widok wycelowanego w niego palca. Musiał przyznać, że sam nie zauważył swojego błędu. Słuchając jak Elliott tłumaczy mu swój tok myślenia, przekrzywił lekko czubek głowy w bok, napawając się poniekąd tym, jak jest przeprowadzony z jednego punktu w logice mężczyzny do drugiego. — Nie jesteś w błędzie, tu przyznam Ci rację. Lubię wierzyć w to, że perfekcyjny scenariusz jest możliwy do uzyskania. Ufam niektórym ideałom, bo są bliskie mojemu światopoglądowi, ale nie uważam, aby wystawianie ich na próbę było czymś złym. Pusta wiara w coś, co przypada nam do gustu, nie sprawi, że uczyni to człowieka czy świat lepszymi. Chociaż trzeba przyznać, że jest to chwilami wygodne. Pewne idee należy wystawiać na próbę, chociażby po to, aby sprawdzić, jak reagują na kontakt z innymi perspektywami.

Są twarde jak skała, czy wyginają się, dostosowując się kształtem do napierającego na nie przedmiotu? Westchnął cicho. Może, gdyby był młodszy, bardziej by bronił stanowiska Leacha, jednak miał świadomość, że świat nie jest tak czarno-biały, jak wszyscy by tego chcieli. Łatwo by było stwierdzić, że jedno spojrzenie na świat jest nieskazitelne i wszyscy powinni za nim podążać, a to drugie jest najgorszym, co tylko mogło się urodzić w ludzkich głowach. Teraz czerń i biel wolała przekształcić się w skali szarości, czyniąc wszystko bardziej zagmatwanym i trudniejszym do zrozumienia.

— Gdybym dopuszczał się takich okropnych czynów, to powiedziałbym, że ich uwielbiam w chwilach, gdy trzeba pozwać jakieś kolorowe czasopismo — zażartował, przekierowując ciężar wymiany zdań z kwestii rodzinnych na dziennikarzy, którzy najwidoczniej musieli służyć tego wieczora za kozły ofiarne. — Ale tego nie robię, więc zamiast tego powiem, że niektórzy są dosyć przyzwoici. Nawet bardziej niż dosyć.

Mocne spojrzenie, jakim został obdarzony, sprawiło, że poczuł się nieco zmieszany. Chociaż przemyślenia, które kryły się za lodowatymi oczami blondyna, pozostawały dla niego zagadką, tak czuł, że wypowiedziane przez niego słowa trafiły na podatny grunt. Dotknęły czegoś w środku, czegoś, co poruszyło jego kompana na tyle mocno, że w perspektywie Erika zaangażował się w rozmowę jeszcze bardziej. I chwilę później dostał na to dowód.

— Cóż, konflikt to ostatnie czemu tej społeczności potrzeba. Parę lat, parę dekad, spokoju na pewno zostałoby należycie docenione. — Pokiwał głową, będąc pod wrażeniem, że Elliott przekazał towarzyszącą mu myśl w tak swobodny sposób. Momentalnie zdał sobie sprawę z tego, jak wiele jeszcze musi się nauczyć, jako mówca.

Co do Leacha dalej miał mieszane odczucia, chociaż teraz o wiele lepiej rozumiał perspektywę tych, którzy mu się sprzeciwiali. Na co dzień wierzył w najbardziej entuzjastyczny scenariusz zdarzeń, jednak nie mógł oczekiwać tego od wszystkich.Ta sprawa zresztą i tak już była zamknięta, przeszłości się zmienić bowiem nie dało. Była to jednak dobra pożywka dla wyobraźni i cieszył się, że udało im się utrzymać swoje emocje na wodzy, wymieniając się swoimi przemyśleniami. Chwała Leachowi, pomyślał z ironią, że to akurat ten człowiek stał się przedmiotem dyskusji dawnych przyjaciół.

— Nie ma o czym mówić. Rozegramy to z klasą tak, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Jak dżentelmeni. Unikniemy wszelkich ambros... ambrarasó... Unikniemy wszelkich problemów — poprawił się, poniekąd wbrew sobie akceptując mniej wyrafinowane słownictwo, które wypłynęło z jego ust. Stuknął podirytowany palcem o szkło po piwie. Chyba też wypił nieco więcej, niż powinien, skoro język zaczynał mu się plątać przy tak prostych i ogólnie znanych słówkach, jak ambaras.

Powinien być rozważniejszy, jednak ciężko było zachować umiar, gdy lwią część swojej uwagi poświęcał przede wszystkim swojemu rozmówcy, z którym od dawna nie miał okazji odbyć równie angażującej konwersacji. Poświęcił się tej czynności w stu procentach, toteż nie zawracał sobie nawet zbytnio głowy tym, co pije. Równie dobrze mógł w siebie wlewać jedno z najtańszych piw w lokalu, jak i najdroższych. Poniekąd stanowiło to dowód na to, że w tym spotkaniu chodziło o coś więcej, niż tylko opróżnienie paru kufli kremowego przy niezobowiązującej rozmowie.

— Nie musisz mnie przekonywać. Oczywiście, że cię odprowadzę. — Podniósł się z miejsca i sięgnął po swoje ubranie wierzchnie, czekające na niego na oparciu. Wsunął ręce do rękawów płaszcza, a następnie poprawił kołnierz. — Chociaż, teraz gdy o tym myślę... Zapłacę za drinki przy następnym spotkaniu, a przy jeszcze kolejnym odwdzięczysz się, płacąc za nas obydwu, gdy trafi się okazja. To brzmi jak uczciwy układ, nie sądzisz?

Uśmiechnął się do Elliotta, wyraźnie zadowolony z wymyślonego rozwiązania. Może nie miał na tyle odwagi, aby założyć, że z powodu jednego spotkania w barze, zaczną od razu codziennie spędzać ze sobą czas, jakby nic się nie zmieniło i dalej byli w szkole, jednak... Miał nadzieję. Na tę chwilę mu to wystarczyło. Powoli, z czasem, może odzyskają to, co kiedyś cenili. Teraz jednak jedyną rzeczą, na której powinni się skupić, było bezpiecznie dotarcie do domu. Po dopełnieniu wszelkich formalności związanych z zapłaceniem za alkohol Malfoy i Longbottom opuścili przybytek jednego z wielu londyńskich barów, aby koniec końców zniknąć pośród pogrążonych w mroku nocy uliczek dzielnicy czarodziejów.


Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (6356), Elliott Malfoy (6225)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa