13.04.2024, 18:30 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:03 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Pilny przypadek, panie Prewett. Zrobiło się małe zamieszanie, bo kilka osób potrzebuje pomocy medycznej.
Te słowa miał okazję usłyszeć Basilius trzynastego października - przypadkiem wypadającego w piątek. Pewna bieganina, jaka zapanowała na piętrze, na którym zajmowano się obrażeniami powstałymi w wyniku niewłaściwego użycia czarów oraz klątw, sugerowała, że faktycznie stało się coś mało przyjemnego. Nic naprawdę nadzwyczajnego w klinice Munga, gdzie każdego dnia trafiały dziwne przypadki, bo na przykład porzucona dziewczyna rzuciła na byłego narzeczonego klątwę, ale wciąż pracy było odrobinę więcej niż zwykle. Tu wnoszono na noszach jakiegoś nieprzytomnego chłopaka do gabinetu klątwołamaczki. Tam dwóch stażystów wlokło korytarzem mężczyznę w średnim wieku, któremu wyrosło kilka dodatkowych nóg i najwyraźniej nie za bardzo wiedział, na której stopie powinien stawać, przez co nie był w stanie zrobić nawet dwóch kroków.
A do jego gabinetu...
Do jego gabinetu trafiła Brenna Longbottom.
- Cześć - przywitała się, trochę mniej radośnie niż zwykle, bo była lekko skołowana po środku przeciwbólowym, który jej zaaplikowano oraz z bólu, który dzięki rzeczonemu środkowi był znośny, ale jednak odczuwalny. Uśmiechnęła się jednak i tak, odrobinę wariacko, może ze względu na te wszystkie, zaaplikowane jej eliksiry.
Była przemoczona.
I była blada.
Właściwie to była tak blada, że w niektórych miejscach niemal zielona... albo... naprawdę zielona?
- Wpadłam do jakiejś dziury pełnej zielonej wody, chyba zaklętej, bo mówią, że to raczej nie reakcja na eliksiry, przed chwilą byłam na wydziale zatruć czy jak on się zwie - poinformowała, a potem wyciągnęła przed siebie dłonie, by zademonstrować skórę tu i ówdzie odrobinę zieloną, a w innych miejscach, gdzie tej zieleni zebrało się więcej, po prostu gnijącą. Wyglądało to paskudnie. Z jednej strony Brenna bardzo nie chciała patrzeć, bo widok był nieładny i to były jej własne dłonie, więc trochę ją przerażało, co się z nimi dzieje, a z drugiej ta makabra na swój sposób była fascynująca i spojrzenie jakoś odruchowo uciekało ku rękom... - Chyba jednak będzie trzeba sięgnąć po ten eliksir ze specjalnej gabloty - powiedziała, bardzo starając się nie mówić żałosnym tonem, bo jednak łatwiej zachować dobry humor, gdy pokrywają cię ciemne plamy albo kiedy to ktoś inny zamienił się w robaka, a nie ty zaczynasz gnić żywcem. Nie była pewna, czy ta gnijąca skóra powinna teraz zejść i wyhoduje się eliksirami nową? Czy może da się wyleczyć tę zgniliznę? Miała chyba i tak szczęście, że woda nie była głęboka, gdy wylądowała na dnie dziury, wyrżnęła w nią dłońmi i kolanami, a te drugie zostały częściowo ochronione przez spodnie, chociaż też nie tak, że wyglądały jakoś szczególnie dobrze... Potem na wszelki wypadek wylano na nią bardzo dużo normalnej wody, żeby spłukać tę całą zieloną, ale i tak nie pomogło to za bardzo jej rękom.
- Aha. To się rozprzestrzenia - dodała jeszcze, unosząc trochę ręce, żeby rękawy upadły i ukazały nadgarstki. Jeszcze parę minut temu z tymi było wszystko w porządku, ale teraz też zaczynały zielenić...
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.