• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[13.10.1967] Popsułaś mojego studenta

[13.10.1967] Popsułaś mojego studenta
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
13.04.2024, 18:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:03 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

Pilny przypadek, panie Prewett. Zrobiło się małe zamieszanie, bo kilka osób potrzebuje pomocy medycznej.
Te słowa miał okazję usłyszeć Basilius trzynastego października - przypadkiem wypadającego w piątek. Pewna bieganina, jaka zapanowała na piętrze, na którym zajmowano się obrażeniami powstałymi w wyniku niewłaściwego użycia czarów oraz klątw, sugerowała, że faktycznie stało się coś mało przyjemnego. Nic naprawdę nadzwyczajnego w klinice Munga, gdzie każdego dnia trafiały dziwne przypadki, bo na przykład porzucona dziewczyna rzuciła na byłego narzeczonego klątwę, ale wciąż pracy było odrobinę więcej niż zwykle. Tu wnoszono na noszach jakiegoś nieprzytomnego chłopaka do gabinetu klątwołamaczki. Tam dwóch stażystów wlokło korytarzem mężczyznę w średnim wieku, któremu wyrosło kilka dodatkowych nóg i najwyraźniej nie za bardzo wiedział, na której stopie powinien stawać, przez co nie był w stanie zrobić nawet dwóch kroków.
A do jego gabinetu...
Do jego gabinetu trafiła Brenna Longbottom.
- Cześć - przywitała się, trochę mniej radośnie niż zwykle, bo była lekko skołowana po środku przeciwbólowym, który jej zaaplikowano oraz z bólu, który dzięki rzeczonemu środkowi był znośny, ale jednak odczuwalny. Uśmiechnęła się jednak i tak, odrobinę wariacko, może ze względu na te wszystkie, zaaplikowane jej eliksiry.
Była przemoczona.
I była blada.
Właściwie to była tak blada, że w niektórych miejscach niemal zielona... albo... naprawdę zielona?
- Wpadłam do jakiejś dziury pełnej zielonej wody, chyba zaklętej, bo mówią, że to raczej nie reakcja na eliksiry, przed chwilą byłam na wydziale zatruć czy jak on się zwie - poinformowała, a potem wyciągnęła przed siebie dłonie, by zademonstrować skórę tu i ówdzie odrobinę zieloną, a w innych miejscach, gdzie tej zieleni zebrało się więcej, po prostu gnijącą. Wyglądało to paskudnie. Z jednej strony Brenna bardzo nie chciała patrzeć, bo widok był nieładny i to były jej własne dłonie, więc trochę ją przerażało, co się z nimi dzieje, a z drugiej ta makabra na swój sposób była fascynująca i spojrzenie jakoś odruchowo uciekało ku rękom... - Chyba jednak będzie trzeba sięgnąć po ten eliksir ze specjalnej gabloty - powiedziała, bardzo starając się nie mówić żałosnym tonem, bo jednak łatwiej zachować dobry humor, gdy pokrywają cię ciemne plamy albo kiedy to ktoś inny zamienił się w robaka, a nie ty zaczynasz gnić żywcem. Nie była pewna, czy ta gnijąca skóra powinna teraz zejść i wyhoduje się eliksirami nową? Czy może da się wyleczyć tę zgniliznę? Miała chyba i tak szczęście, że woda nie była głęboka, gdy wylądowała na dnie dziury, wyrżnęła w nią dłońmi i kolanami, a te drugie zostały częściowo ochronione przez spodnie, chociaż też nie tak, że wyglądały jakoś szczególnie dobrze... Potem na wszelki wypadek wylano na nią bardzo dużo normalnej wody, żeby spłukać tę całą zieloną, ale i tak nie pomogło to za bardzo jej rękom.
- Aha. To się rozprzestrzenia - dodała jeszcze, unosząc trochę ręce, żeby rękawy upadły i ukazały nadgarstki. Jeszcze parę minut temu z tymi było wszystko w porządku, ale teraz też zaczynały zielenić...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
14.04.2024, 04:29  ✶  
Piątek trzynastego jeszcze nie kojarzył mu się z niczym złym. A zdecydowanie nie kojarzył mu się z żadnym złym fatum. Na razie jego piątek trzynastego był po prostu bardzo zabiegany do tego stopnia, że Basilius nawet nie zorientował się, że dzisiaj był piątek trzynastego.
Zamieszanie było większe, niż zwykle. Dopiero co pożegnał się z dość skomplikowanym przypadkiem, gdy nagle dowiedział się, że kolejny będzie znacznie pilniejszy, a tak poza tym, to w całym Mungu panuje lekki chaos.
Nic niespotykanego, chociaż żałował, że działo się to akurat w piątkowy wieczór, gdy jeszcze chwile temu myślał, że wkrótce będzie mógł iść do domu i odpocząć.
A potem w jego drzwiach stanęła Brenna. Znowu.
– Hej – rzucił, szybko do niej podchodząc, by ocenić szkody. Od razu wiedział, że coś było mocno nie tak. Nawet nie dlatego, że jej skóra była w niektórych miejscach zielona, a dlatego, że Brenna nie wydawała się być, aż tak wariacko zadowolona z życia, jak zazwyczaj. Poza tym myślał, że to on prezentował się dzisiaj blado i zmęczenie po dość zabieganym tygodniu, ale przy Brennie wyglądał, jak prawdziwy okaz zdrowia. A to już naprawdę nie było dobrym znakiem. To i gnijące ręce. Oczywiście, że gniły jej ręce, bo wpadła do dziwnej wody. Nie mogła przyjść do niego chociaż raz z jakimś normalnym przypadkiem?
– Nie martw się. Zaraz się tym zajmiemy. I postaramy się, by nie trzeba było używać tamtego eliskriu – zapewnił ją, starając się zachować profesjonalny, chociaż sympatyczny głos – idealna oznaka tego, że uważał ten przypadek za naprawdę martwiący. Jednocześnie szybko poprowadził ją do dobrze jej już znanej kozetki, by usiadła.
– Boli cię? Dostałaś już coś na poprzednim oddziale? Jesteś w stanie nimi normalnie ruszać? Jak bardzo się rozprzestrzeniło? – pytał, jednocześnie zakładając na dłonie w ramach ochrony rękawiczki, bo wolałby uniknąć sytuacji, w której i jemu zacznie gnić skóra. – To jest tylko na rękach, czy gdzieś jeszcze? Podwinę teraz rękawy
– Um... Niech się pani nie martwi. Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga radzi sobie z gorszymi przypadkami już od przełomu XVI i XVII wieku. Zapewniam panią, że wróci pani do formy raz dwa, że hej!
Basilius oderwał się od przyglądania się ranom i spojrzał bardzo zaskoczony na źródło głosu, o którym na chwilę zapomniał, zbyt skupiony na pacjentce. A no tak. Był tu jeszcze Octavian.
– Brenno proszę poznaj Octaviana. Studenta – wyjaśnił, wpatrując się w młodszego czarodzieja, jakby zwariował.
Octavian był całkiem zdolnym studentem, który wkrótce miał wybierać swoją specjalizację, a w gabinecie Prewetta znalazł się dzisiaj, głównie dlatego, że inna magimedyczka, pod której okiem miał się tego dnia szkolić, musiała coś załatwić i poprosiła Basiliusa, by przygarnął go na godzinę, czy dwie. Basilius nie miał nic przeciwko temu. Octavian wydawał się być niegłupi. To znaczy wydawał się być niegłupi do tego momentu, bo nagle, z jakiegoś powodu, z rozumnego przyszłego magimedyka, chłopak zmienił się w niepewną wycofaną sylwetkę gadająca coś o historii Munga.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
14.04.2024, 10:52  ✶  
– W ogóle się nie martwię – zapewniła Brenna, prawie całkiem szczerze, bo trochę się martwiła, ale jednak tylko trochę. W końcu trafiła do uzdrowicieli, bywało – już – gorzej (wprawdzie nie mogła sobie przypomnieć wielu sytuacji, gdy faktycznie było gorzej, ale jakieś na pewno istniały gdzieś w jej przeszłości, po prostu nie potrafiła teraz za bardzo zebrać myśli), a poza tym podany jej wcześniej eliksir przytępiał nie tylko ból, lecz także emocje. Może celowo: ktoś mógł uznać, że człowiek gnijący żywcem wpadnie w skrajną histerię i jego wyleczenie stanie się raczej trudne. Brenna wprawdzie rzadko w histerię wpadała, w gruncie rzeczy zdarzyło się jej to może raz w życiu, ale nie mogła się nie zgodzić, że takie postępowanie ze strony pracowników Munga była bardzo zapobiegliwe.
Prewetta pamiętała ze szkoły, ale trochę jeszcze za rzadko go odwiedzała w roli uzdrowiciela, aby już rozpoznawać po tonach głosu i minach, jak poważny jest przypadek. Zresztą, czy miała szansę się tego nauczyć, skoro przyszła do niego po raz trzeci, i już trzeci raz problem nie był normalny?
– Coś mi podali. Dużo podali, bo mnie trzeba podawać większe porcje. Przeciwbólowego. Znaczy się, mówili, że to przeciwbólowe, ale może miało tylko mnie uciszyć. Jestem w stanie ruszać rękami, i na początku nadgarstki chyba nie były zielonkawe… Skóra gnije tylko na dłoniach, w wodę wpadłam też kolanami, ale chyba przez materiał tak to nie przeszło. Boli, ale na takim znośnym poziomie, to znaczy chyba nie tak bardzo, jak powinna boleć gnijąca skóra… bo ona gnije, prawda? Chyba że mam halucynacje – wyjaśniła kobieta, posłusznie siadając na kozetce i nawet nie musiała się powstrzymywać, by się na niej nie kręcić, bo jednak odrobinę było jej słabo. Można by aż pomyśleć, że mówi całkiem rozsądnie, więc wszystko w porządku, ale o tym, jak bardzo ją przyćmiło od eliksirów, najlepiej świadczyło, że w pierwszej chwili zupełnie nie zauważyła stażysty, też przebywającego w pomieszczeniu. Zwróciła na niego spojrzenie dopiero, kiedy ten się odezwał.
– Cześć, Octavianie – przywitała się, uśmiechając się do niego, jakoś tak odruchowo. – Miło mi cię poznać. Cieszę się, że studenci w Mungu są tak entuzjastycznie nastawieni do pracy. Czy od XVI wieku mieliście tu wiele przypadków magicznej, wywołującej gnicie wody? – zapytała. Na ile jej zachowanie było zwykłym byciem Longbottomem, a na ile wynikało z wpływu specyfików, pewnie nie potrafiłyby powiedzieć nawet osoby znające ją od bardzo wielu lat. A potem odruchowo wyciągnęła tę rękę, której akurat Basilius nie oglądał, w stronę studenta Octaviana. I zaraz ją cofnęła, bo jednak do otępiałego umysłu dotarło, że ani Octavian na pewno nie chce ściskać takiej dłoni, ani ona właściwie nie chce, aby ktoś dotykał tej ręki, bo to ponad wszelką wątpliwość straszliwie by bolało.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
14.04.2024, 13:05  ✶  
– To świetnie – posłał jej pokrzepiający uśmiech, nie wnikając w to, czy rzeczywiście się nie martwiła, czy tylko sama próbowała siebie przekonać, że się nie martwiła. Wydawała się być czymś przytłumiona, na co chyba nieszczególnie narzekał.
– Powiedz jeśli będziesz potrzebowała kolejnej dawki, dobrze? – Chwycił różdżkę i kilkoma jej machnięciami, obciął fragmenty jej munduru na rękach i nogach, tak by miał łatwiejszy dostęp do zakażonych przez wodę kawałków skóry. Na całe szczęście kolana nie wyglądały, tak jakby miały zaraz zgnić. Na Matkę, czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę jakie miała szczęście, że nie wywaliła się w tej wodzie na tę zbyt pewną siebie twarz? A może to była jakaś klątwa? Przecież to nie było normalne, że na jedną czarownicę ciągle trafiały jakieś dziwne przypadku, nawet jeśli ostatni nie dotyczył bezpośrednio jej.
Zawahał się na chwilę. Miał taką zasadę, że okłamywać mógł każdego poza swoimi pacjentami, chyba że byłoby to absolutnie niezbędne. Tutaj Brenna i tak wiedziała, co się z nią działo, ale ciężko mu było przyznać, że rzeczywiście, jej ręce gniły. – Nie masz halucynacji. Rzeczywiście widać tu postępujący proces gnilny tkanek. – przyznał.
Octavian jednocześnie pobladł i zaczerwienił się, co wyglądało trochę dziwnie, zważywszy na to, że student miał spokojnie ponad metr dziewiędziesiąt wzrostu i zazwyczaj był dość pewny siebie.
– Ja... No – student zestresowany wodził wzrokiem od Brenny do Basiliusa, zastanawiając się co ma powiedzieć. Jednocześnie nie trudno było zauważyć, że Octavian odsunął się nieco, gdy tylko Brenna wyciągnęła do niego swoją rękę. I całe szczęście. – Ja nie wiem! Przepraszam. Pierwszy raz w życiu widzę taki przypadek. Może powinna pani pozwolić opowiedzieć o sobie panu Prewettowi na ten no... Jakiejś konferencji. Bo no... W sensie ja u gniciu się uczyłem, czarodzieje gnili już wcześniej, ale to ja eee. To znaczy. Jest pani dzielnym pacjentem. Po prostu nigdy mnie o czymś takim nie uczono!
Teraz to Basilius zaczynał podejrzewać, że ma halucynacje.
– Octavianie – zaczął spokojnie, uznając że powinien się zająć jednym problemem na raz. – Mógłbyś mi podać coś do przemywania ran? Potrzebuję też kilku eliksirów. — Tu wymienił dość dużo różnych specyfików, łącznie z miejscami gdzie powinny się znajdować. Octavian skinął głową I szybko ruszył, wybierać eliksiry z szafek.
– Jeszcze pięć minut temu, tak się nie zachowywał– mruknął cicho w stronę Brenny. Sam nie wiedział, czy mówił to po to, by zapewnić ją, że ich studenci zazwyczaj byli bardziej ogarnięci, czy po to by zasugerować, że zachowanie Octaviana jednak jest trochę jej winą. – Czy to jakaś tradycja Longbottomów? Atakowanie magimedyków przed wybraniem specjalizacji, lub tuż na jej ukończeniu nieznanymi przypadkami? Rzucę teraz zaklęcie rozpraszające. Nie powinno zaboleć.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
14.04.2024, 13:47  ✶  
Ciekawe co Basilius powiedziałby, gdyby wiedział, że przecież nie wszystkie „przypadki” Brenny trafiały do Munga – że niekiedy doraźnej pomocy medycznej udzielali na przykład Lupinowie albo kuzynka Danielle, która w tej chwili już wybrała swoją specjalizację i miała wiele okazji do trenowania umiejętności na swojej krewnej. Ale czy było to takie dziwne? W jej Departamencie ryzyko było przecież normalne, nawet próba wystawienia mandatu za źle zaparkowaną miotłę mogła doprowadzić do wielkiej awantury, w której nagle każdy bił się z każdym, i nikt nie wiedział, jak to się zaczęło… A przynajmniej Brenna upierała, że to wcale nie tak, że ją takie sytuacje spotykają dużo częściej niż innych.
– Na pewno będę się o nią upominać. Jeśli zacznę przeklinać jak nasz ulubieniec, pan Collins, to pewnie będzie znaczyło, że bardzo jej potrzebuję – oświadczyła Brenna. – Hm. Nie wiem, co bym wolała, postępujący proces gnilny czy halucynacje. Co łatwiej zahamować?
Octavian zachowywał się na tyle intrygująco, że Brenna na moment prawie zapomniała o tym, co dzieje się z jej dłońmi. Czarodzieje gnili już wcześniej, ale o czymś takim go nie uczona i była dzielnym pacjentem. Trochę przypominał jej w tej chwili stażystkę, która niedawno przyszła do BUMu – biedna dziewczyna trafiła do Biura w złym momencie i sytuacja nieco ją przytłoczyła.
– Jesteś na pewno bardzo dzielnym studentem, Octavianie i na pewno jeszcze nauczysz się więcej o przypadkach gnicia żywcem – zrewanżowała się Brenna za komplement, wciąż tak trochę otępiała i przez to nie do końca świadoma, że to nie brzmi ani trochę pocieszająco i że pewnie ogólnie zrobiłaby lepiej, gdyby się zamknęła i nie stresowała chłopaka, opowiadając wyjątkowo dziwne rzeczy.
– Erik kiedyś wspomniał, że jestem zaraźliwa, ale ja się chyba tak nie zachowuję – odparła równie cicho na słowa Basiliusa, bo przecież gdyby zaraziła chłopaka brennowatością, to ten powinien po prostu dużo mówić od rzeczy i… och, zaraz… właściwie to zaczął mówić dużo i od rzeczy, tylko miał w tym własny styl? Może jednak Erik miał rację? Przez ułamek sekundy Brennie to wydawało się niemal sensowne, a to ze względu na wciąż trzymający ją w swojej mocy eliksir. – Jestem pewna, że mu przejdzie, jak tylko sobie pójdę i znowu stanie się dobrym studentem i w ogóle… I nie wiem? Mogę zrobić wywiad rodzinny i podpytać ojca i brata, czy oni atakowali jakichś medyków przed wybraniem specjalizacji. Poza tym to nieznany przypadek? Octavian mówił, że czarodzieje gnili już wcześniej?
Tylko pewnie niekoniecznie od zielonej, magicznej wody, ale Brenna w tej chwili miała odrobinę problemów z łączeniem faktów.
Opuściła wzrok na swoje kolana, gdy spodnie zostały obcięte i z pewną ulgą odnotowała, że znajdująca się na nich odrobina zieleni wyglądała tak, jak wcześniej i przynajmniej te nie zaczęły gnić. Wystarczyło, że ręce odmawiały posłuszeństwa. A kolana? Co gdyby kazano jej na przykład leżeć dwa dni w łóżku? Oszalałaby chyba!!!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
14.04.2024, 16:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 16:06 przez Basilius Prewett.)  
– Zależy od przypadku – odpowiedział szczerze. – Gnicie zazwyczaj jest mniej problematyczne. – Zmarszczył brwi, samemu słysząc, jak to głupio zabrzmiało. – Chodziło mi o to, że uzdrowiciel może łatwiej kontrolować co sie dzieje. – A nie zdawać się na pacjenta, który mógł zapewniać wszystkich, że nie widzi już niczego dziwnego, gdy tak naprawdę wszędzie widział owce.
– Dziękuję. Pani też – wymamrotał Octavian, a Basilius nie miał serca odzywać się i wytykać studentowi, że to co właśnie powiedział nie miało najmniejszego sensu. Z drugiej strony Brenna na lekach też nie gadała szczególnie składnie, więc może nie zorientowała się, jak dziwne było zachowanie przyszłego magimedyka.
W odpowiedzi na jej kolejne stwierdzenie Basilius jedynie wysoko uniósł jedną brew, jakby chciał powiedzieć Naprawdę? Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że się tak nie zachowujesz?, ale jakieś resztki profesjonalizmu nie chciały mu na to pozwolić. A potem na wszelki wypadek sprawdził, czy nie miała gorączki. Na całe szczęście jedynie gniła. Jedynie i aż.
– Octavian... – zaczął, wciąż cicho, zerkając na zaaferowanego studenta, który właśnie wybierał eliksiry. – Chodziło mu o to, że rzeczywiście zaklęta zielona woda to dość niespotykany przypadek. Ale umiemy cofnąć gnicie. Przykro mi, ale tutaj akurat nie jesteś, aż tak wyjątkowa – I bardzo liczył na to, że tak zostanie i nie okaże się zaraz, że jej urazy były jeszcze mniej przyjemne, niż zakładał. Bo nawet jeśli czarodzieje gnili już wcześniej, to gnijące ślady Brenny i tak wyglądały gorzej, niż wiele innych przypadków. – I nie musisz robić żadnego wywiadu. Chyba, że chcesz zająć czymś myśli, to możesz się nad tym zastanawiać. Albo nad czymś innym. Twój wybór.
Na całe szczęście zaklęcie rozpraszające podziałało, a przynajmniej nie sprawiało wrażenia, jakby nie chciało działać. W tym samym czasie Octavian ustawił na stoliczku przed nimi cały rząd potrzebnych eliksirów.
– Smacznego – rzucił student, wpatrując się dziwnym spojrzeniem w zielone plamy na skórze Brenny.
– Dziękuję Octavianie – Prewett chwycił przezroczysty eliksir o silnym różanym zapachu i ostrożnie zaczął nim polewać przegniłą skórę, a potem dotarło do niego, co tak właściwie Octavian powiedział. – Brenno nie pij niczego stąd, chyba że cię poproszę – Lepiej było ostrzec, niż potem szybko lecieć po kogoś, kto specjalizował się w zatruciach eliksirami. Nie wiedział w końcu na ile Brenna kontaktowała, a na ile leki przejęły nad nią władzę.
– Ale wie pani co? Ten zielony... – wymamrotał Octavian, po tym, gdy Basilius poprosił go, by oczyścił innym specyfikiem kolana ich pacjentki. – Przynajmniej ten zielony wydaje się być twarzowy.
Basilius niemal nie przejechał sobie dłonią pontwarzy w geście załamania. Nie było najmniejszej szansy, by w tym zielonym mogło być komukolwiek do twarzy. Brenna mogłaby być nawet królową zielonych strojów, ale plamy przybrały na tyle paskudny odcień tego kolory, że chyba tylko daltonista mógłby go uznać za ładny. Zerknął na Octaviana. Czy jemu się wydawało, czy student zrobił się nagle bledszy?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
14.04.2024, 16:44  ✶  
– Hm… – mruknęła tylko Brenna z odrobiną zastanowienia, bo jednak wiele tutaj zależało od tego, czy gnicie było mniej problematyczne dla uzdrowiciela, czy dla pacjenta. Na kolejne słowa Octaviana trochę zamrugała. – Nie jest jasnowidzem, co? – szepnęła tylko, tak na wszelki wypadek, bo to trochę skojarzyło się jej z niektórymi uwagami wuja Morpheusa, i miała jednak nadzieję, że Octavian w przebłysku jasnowidzenia nie zobaczył właśnie, że w najbliższym miesiącu Brenna jeszcze parę razy padnie ofiarą podobnych przypadków albo znajdzie się w pobliżu kogoś, kto zacznie gnić żywcem.
No co? – pomyślała, uśmiechając się do niego na tę uniesioną brew, bo przecież wcale się tak nie zachowywała, to znaczy mówiła dużo, ale plątała się w tym co mówi trochę mniej. I nie była aż tak nerwowa! A poza tym nawet nie zdążyła naprawdę rozgadać się do Octaviana, jak mogłaby go zarazić tak od razu… Nie działa przecież jak wirus, przenoszący się drogą kropelkową (zresztą Brenna o istnieniu czegoś takiego jak wirus nawet nie miała pojęcia).
– A nie, niech nie będzie ci przykro, ja jestem bardzo mało wyjątkowa i lubię ten brak wyjątkowości. Wiesz, co mają wspólnego bohaterowie większości książek, takich fantastycznych? Są wyjątkowi, czyli na przykład ich ojcowie giną w tragicznych okolicznościach, spoczywa na nich ciężar tysięcy lat tradycji albo porywa się ich od rodziców, i tak dalej, i tak dalej… A potem… potem na przykład muszą iść do wulkanu albo uciekać na pustynię i tym podobne, ogólnie po prostu, jak jesteś wyjątkowy to masz przerąbane. Jakby to gnicie było wyjątkowe, też miałabym przerąbane – wyrecytowała. Monolog był bardzo typowy dla Brenny, chociaż normalnie pewnie niekoniecznie wygłosiłaby go akurat do Basiliusa: wyrosła trochę od czasów szkolnych i wiedziała, że większość czarodziejów czystej krwi niekoniecznie chciała słuchać takich bzdur. Lekkie otępienie zdejmowało jednak wszelkie hamulce, jakie mogłaby mieć wobec nie dręczenia nadmiernie biednych uzdrowicieli…
Na to smacznego odruchowo chciała sięgnąć po eliksir. Na całe szczęście, polecenie Prewetta przyszło zanim zdążyła rozwikłać poważne zagadnienie, polegające na tym, jak miałaby wziąć tę buteleczkę i jej nie upuścić, skoro palce niekoniecznie działały tak, jak powinny i tu i ówdzie pokrywała je zgnilizna. Skrzywiła się lekko, kiedy potraktował eliksirem jej dłonie: trochę zapiekło, chociaż ze względu na zaaplikowane leki, nie tak mocno, jakby prawdopodobnie mogło. Tymczasem niespodziewany komplement odciągnął na moment jej uwagę od tych zabiegów.
– Dziękuję? Może to przez to, że te zielone plamy odwracają uwagę od mojej twarzy? – zażartowała.
A biedny Octavian, być może z nerwów, może bo zrobiło mu się głupio, upuścił otwartą fiolkę i specyfik zalał podłogę. Młodzieniec rzucił spojrzenie najpierw Basiliusowi, potem Brennie, a następnie zaczął ścierać miksturę… rękawem własnej szaty, co prawdopodobnie nie było zgodne z żadnymi zasadami bezpieczeństwa pracy uzdrowiciela.
– Nie, nie, wcale nie to chciałem powiedzieć… – zapewnił szybko.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
14.04.2024, 20:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 20:45 przez Basilius Prewett.)  
— Jasnowidzem? Nie. A przynajmniej nic o tym nie wiem — I miał szczerą nadzieję, że Octavian rzeczywiście nim nie był, a nawet gdyby był to Basilius nigdy się o tym nie dowie. Nie, że nie szanował jasnowidzów. Po prostu praca przy nich wydawała się być strasznie stresująca.
Co co? – odpowiedziało jego spojrzenie, gdy jeszcze wyżej uniósł brew, a na jego twarzy pojawiła się niewielka oznaka rozbawienia. Nie ważne, jak bardzo robiłaby zdziwione miny, czy uśmiechała się do niego, nie zamierzał zmienić zdania, że jednak jakieś wspólne cechy z Octavianem miała. Z tą różnicą, że gdyby nagle wpadli tutaj przestępcy i trafili go zaklęciem, to chyba ufałby bardziej otumanionej Brennie, że ogarnie sytuację, niż Octavianowi, który niby niczego nie brał, a zachowywał się jakby jednak brał.
Wysłuchawszy jej kolejnego wywodu, aż zdjął rękawiczki, sprawdził gołą, zimną dłonią jej czoło, by upewnić się jeszzcze raz czy na pewno nie miała gorączki, a gdy okazało się, że nie, że po prostu gadała głupoty przez leki i odniesione obrażenia, szybko założył kolejną parę.
– Mówisz tak, jakby twój każdy przypadek u mnie nie nadawał się przynajmniej na jedno opowiadanie – skomentował jedynie, kręcać głową. – Zresztą to, że gnijesz nie jest nietypowe. Ale to dlaczego gnijesz, już tak.
Za każdym razem, gdy tu przychodzi mam nadzieje, że jej przypadek będzie normalny i za każdym razem się mylę, a ona jeszcze mówi mi bezczelnie, że nic w niej nie jest wyjątkowego – przeszło mu przez głowę, ale postanowił nie dzielić się na głos tymi przemyśleniami.
Chyba wygonilby ich oboje z gabinetu, gdyby Brenna naprawdę się czegoś napiła, a potem wziął urlop tłumacząc się wypaleniem zawodowym, ryzykiem zawału i psychicznym zmęczeniem.
– Twoja twarz jest... – w porządku, chciał dokończyć, bojąc się, że otumaniona Brenna, w stanie którym była dostanie jeszcze jakiegoś załamania. Widział już to kiedyś. Jakiś poważny urzędnik, pod wpływem bardzo silnych leków, usłyszał, że ma długie palce i skończył uderzając głową w ścianę i krzycząc, że to nieprawda. Wolał nie ryzykować. Kryzys jednak nadszedł z zupełnie innej strony.
– Ja... Ja... Ja zaraz to posprzątam – mamrotał Octavian, desperacko próbując zetrzeć środek rękawem szaty, która owszem była brzydka jak szmata, ale jednak szmatą nie była.
– Octavianie – powiedział powoli, a student uniósł rozbiegane spojrzenie wprost na niego. Prewett uniósł nieco swoją różdżkę, jednocześnie wskazując na nią głową.
– Ah no tak. Różdżka. Mam różdżkę. Przepraszam. Kupiłem ją kiedyś u Ollivanderów– Student rzucił wreszcie zaklęcie, które pozbyło się kałuży z podłogi. Całe szczęście, że substancja nie była w żaden sposób szkodliwa. – Ja umh... Chodziło mi o to, że jestem pewny, że pani... Że gdyby gnicie ustało, ale kolor został, to pani pewnie nie musiałaby zakrywać rąk. To znaczy nie mówię, że tak zostanie. Mówię tylko... Spokojnie, pan Prewett jest dzielnym uzdrowicielem, to znaczy zdolnym uzdrowicielem i po gniciu nie będzie śladu. Po prostu... – Octavian, teraz znacznie bardziej czerwony, niż blady odwrócił się i zaczął grzebać w szafce, by wyjąć zapasowy eliksir. A Basilius zrezygnowany, p prostu dalej czyścił rany.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
14.04.2024, 21:09  ✶  
– Czy na czole też zrobiłam się zielona? Obiecuję, że nie wpadnę w histerię, jeśli tak – zapewniła Brenna, kiedy Basilius już drugi raz dotknął jej czoła, co w połączeniu ze wszystkimi uwagami Octaviana, że zielony właściwie to do kobiety pasuje, i jeszcze z tym, że Prewett zaczął mówić coś o jej twarzy, a potem urwał, sprawiło, że zrobiła się tak jakby odrobinkę podejrzliwa. Wolałaby nie być zielona na twarzy: już pomijając próżność (jak na Potterównę była bardzo mało próżna, ale jednak była pewna, że wygląda lepiej bez zielonej skóry) to na pewno coś takiego zwracałoby ogólną uwagę.
– To nikt dotąd nie wpadł do zielonej, magicznej wody? I słuchaj, opowiadanie opowiadaniem, ale ja byłabym w tym opowiadaniu tylko postacią poboczną. Bo to właściwie jest śledztwo jednego takiego starszego Brygadzisty, poszłam tam razem z nim, wyrosło mu kilka nóg, człowiek po przejściach, nosi taki długi, ciemny płaszcz, rzecz jasna rozwodnik, bo żona go zostawiła, ze względu na to, że za dużo czasu spędzał w pracy, i wychodzi na to, że tę zieloną wodę wyhodował jego wróg z przeszłości… – zrelacjonowała, z przejęcia aż zaczynając poruszać rękami, a raczej spróbowała to zrobić i zaraz zamarła, gdy sobie przypomniała, że biedny Basilius próbuje te jej rany oczyścić. A potem ugryzła się w język, że nie powinna tak beztrosko opowiadać o toczącej się sprawie: nie zdążyła na szczęście zdradzić niczego istotnego. Ten cały eliksir namieszał jej nieźle w głowie, a poza tym ręce bolały i było Brennie tak trochę słabo, co otumaniało ją nie dość, żeby zamilkła albo zemdlała, ale dość, aby mówiła coraz bardziej od rzeczy… chociaż nie, ona zwykle tak mówiła, aby po prostu gadała do Basiliusa tak, jak gadałaby do takiego Vincenta albo takiej Pandory. – W każdym razie, to byłoby opowiadanie o Gregorym, a ja byłabym tą postacią w tle, która wpadła do dołu z zieloną wodą – zakończyła, nie wdając się w szczegóły odnośnie tego dawnego wroga z przeszłości Gregory’ego.
Może zaczęłaby natychmiast gadać o czymś innym, gdyby nie Octavian, który najpierw wycierał eliksir szatą, potem zaczął opowiadać o Olivanderze, a potem jeszcze biedny poczerwieniał. Brenna spojrzała na niego z odrobiną zmartwienia, bo biedny chłopak (chociaż właściwie to był może z rok czy dwa młodszy od niej, więc to nie był jakiś dzieciak) zdawał się straszliwie stresować.
– Tak, jestem pewna, że pan Prewett mi pomoże i to bardzo miło z twojej strony, że uważasz, że nie musiałabym zakrywać rąk – zapewniła i wiele o niej mówiło, że nie, wcale nie była to żadna ironia i nie, nie próbowała nad Octavianem się znęcać. – Też kupowałam różdżkę u Ollivandera. Jaki ma rdzeń twoja? – spytała, tak myśląc, że może takie zwykłe pytanie trochę go uspokoi? Zwykle spokojny ton, który starała się przybrać i takie uwagi pomagały nieco uspokoić osoby roztrzęsione po tym, jak były na przykład świadkami przestępstwa, może tutaj też mogło to podziałać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#10
16.04.2024, 04:02  ✶  
– Nie. Nie zrobiłaś się – zapewnił ją, uznając że rzeczywiście mogło to tak wyglądać. – Po prostu sprawdzałem, czy nie masz gorączki. – dodał, chcąc wytłumaczyć czemu w sumie nagle tak bardzo zainteresował się jej czołem.
Basilius spojrzał na nią zmęczonym spojrzeniem. Nie miał nic przeciwko jej gadaniu, nawet jeśli dzisiaj było ono bardziej intensywne, niż zazwyczaj. Właściwie to nie przeszkadzało mu ono z tego prostego względu, że znaczyło to, że czarownica nie jest umierająca. Po prostu, gdy spytała się go o wpadanie do zielonej wody, dotarło do niego, że w sumie to nie miał pojęcia. Był pełnoprawnym uzdrowicielem dopiero od nieco ponad pół roku i nigdy nie uczył się o przypadku Brenny. Nie. Inaczej. Nigdy nie uczył się wcześniej o żadnym z przypadków Brenny. Co więcej, kiedy opowiadał o nich bardziej doświadczonym uzdrowicielom sami reagowali dość dziwnie. Jeden magimedyk nawet poprosił go, by dał mu znać, kiedy Longbottom ponownie pojawi się u niego w gabinecie, by zobaczyć z czym przyjdzie następnym razem, ale Basilius uznał, że Brenna czuła się dzisiaj na tyle kiepsko, by nie robić z niej widowiska. Poza tym Prewett miał podejrzenie, że tamten kolega z pracy po prostu zakładał, że Basilius sobie Brennę wymyślił. Aż dziwne, że nie skierował go jeszcze do Lecznicy Dusz.
– Brenno... – odparł wreszcie po chwili namysłu. – Szczerze to nie wiem. Pewnie ktoś kiedyś wpadł, ale możliwe, że nigdy nie dało to takich efektów, jak u ciebie. A nawet jeśli dało, to nas o tym nie uczono. 
Z drugiej strony patrząc na to ile było różnych czarów i ile skutków ubocznych mogły one przyjąć, czy należało się temu dziwić?
– No dobrze. Może masz rację. W każdym razie na pewno czytałbym je dla postaci wpadającej w zieloną wodę, a nie Gregora – dodał jeszcze, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.
Chociaż wolałbym o twoich przypadkach czytać jedynie z książek, a nie spotykać się z nimi w prawdziwym życiu. – dodał już nieco złośliwiej w myślach.
Nie wiedział, jak Brenna to zrobiła, ale jej słowa jakoś uspokoiły Octaviana, tak że Basilius mógł się zająć rzuceniem kolejnego zaklęcia i nałożeniem kolejnej maści w czasie, gdy student odpowiadał na pytanie. Dlatego też po prostu dał im rozmawiać i nie rzucił, że nawet pies sąsiadki jego babki kupował różdżkę u Olivandera.
– Włos z ogona jednorożca – odpowiedział Octavian, a głos mu już nieco przestał drżeć. Co więcej, nawet podszedł do czarownicy i ponownie zajął się naprawianiem jej kolan, które co z ulgą zanotował Basilius, szybko przestawały być zielone. – A umh... Pani? – spytał, a potem szybko popatrzył na starszego uzdrowiciela. – To nie jest nielegalne pytać o takie rzeczy, prawda? No wie pan. Łamanie prywatności i tak dalej.
– Nie jest – odparł Basilius, skupiając się na nakładaniu coraz to nowych specyfików na rany Brenny. Prawdę mówiąc, to nawet gdyby było to nielegalne, to w obecnej chwili miał to gdzieś. Byle by dokończyć swoją pracę i postawić czarownicę na nogi. – Ale pani Longbottom ma prawo ci nie odpowiedzieć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3549), Basilius Prewett (3511)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa