24.04.2024, 21:42 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:05 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Spacerowałem sobie po ulicy Pokątnej niczym zjeb, jak gdyby miało się tu wydarzyć zło przeogromne, kiedy na dobrą sprawę nic tu się nie działo. Gdyby dali mnie na patrol na ulicy Śmiertelnego Nokturnu... to ja rozumiałem doskonale, ale tu jedynym problemem jakiejś starej czarownicy było to, że nie mogła wyciągnąć kociołka z torby, bo chciała oddać na reklamację, i szukała osiłkowatego jelenia, który jej pomoże. Z racji tego, że miałem właśnie na sobie mundur kinderBUMu, to stałem się jej celem. Fajnie po prostu. Śmierdziała kobieta strasznie, więc wolałem nie pytać, co jeszcze ma w tej torbie.
Po całej tej śmiesznej interwencji odszedłem na całkiem spory kawałek od swojego towarzysza niedoli, który pękał w szwach. Potrzebowałem przewietrzyć umysł od odorów, a przy okazji również odzyskać nieco godności, w czym z kolei nie pomagał mi jego kpiący śmiech. Chuj miał szczęście, że zależało mi na tej robocie, więc mu nosa nie rozjebałem równo o chodnik. A mogłem. Nawet chciałem.
Ale los chciał, że z jednego smrodu wpadłem w drugi... Równie podejrzany, a może nawet bardziej. Nie potrafiłem zlokalizować jego źródła, ale zdawało mi się, że była to woń dymu zmieszanego z czymś takim... charakterystycznym. Jakaś mieszanka ziół. Niestety, nie byłem pewien, czy pozytywna, czy może raczej negatywna w swoich działaniach, więc jako dumny mundurowy szukałem tego źródła, póki coś nie zaczęło się dziać z ulicą. Coś bardzo niedobrego. Coś jebitnie cholernego.
Czułem się jak po cholernie feralnych narkotykach. Opium przy tym to mleko dla niemowlaka. Próbowałem przytrzymać rękami ściany, bo robiły się niebezpiecznie wąskie. Chciały mnie zgnieść, a jak na złość nikogo w pobliżu nie było, kto pomógłby mi opanować to szaleństwo. Rzecz jasna zapomniałem o różdżce i możliwości użycia jakichkolwiek zaklęć, tylko przeszedłem do rękoczynów, w trakcie których to właściwie sam sobie zadawałem ból, obijając się o ściany. Próbowałem dotrzeć do znajomego sobie Nokturnu, ale wszystko diabli wzięli. Nie potrafiłem znaleźć w tym młynie znajomego przejścia, jak gdyby rozpłynęło się w powietrzu, jak gdyby Bogini Matka na nowo zbudowała całą tą jebaną ulicę. Oczywiście na złość mojej osobie.
W końcu jednak moja męka się skończyła, bo opadłem z sił. Ocknąłem się chyba po sporej kupie czasu, bo pociemniało albo ta alejka po prostu była ciemna...? Cóż, usiadłem zdecydowanie niepewnie, po czym rozejrzałem się wokół, a potem po sobie, czy wszystko mam na swoim miejscu. Jeśli tak było, to nie skończyłem wcale tak źle, jak to się malowało, no nie? Jebane pizdy. Dorwę sukę, która rozpaliła to kadzidło. Chuj wie, w jakim celu.
Powąchałem powietrze, ale niczego nie czułem już, więc wziąłem zaraz kilka głębokich wdechów. Miałem nadzieję, że to mi po prostu pomoże szybciej się ocknąć i wrócić do pełni sił.