• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[02.07.1972] Bardzo wąskie alejki - Brenna x Hades

[02.07.1972] Bardzo wąskie alejki - Brenna x Hades
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#1
24.04.2024, 21:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:05 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

Spacerowałem sobie po ulicy Pokątnej niczym zjeb, jak gdyby miało się tu wydarzyć zło przeogromne, kiedy na dobrą sprawę nic tu się nie działo. Gdyby dali mnie na patrol na ulicy Śmiertelnego Nokturnu... to ja rozumiałem doskonale, ale tu jedynym problemem jakiejś starej czarownicy było to, że nie mogła wyciągnąć kociołka z torby, bo chciała oddać na reklamację, i szukała osiłkowatego jelenia, który jej pomoże. Z racji tego, że miałem właśnie na sobie mundur kinderBUMu, to stałem się jej celem. Fajnie po prostu. Śmierdziała kobieta strasznie, więc wolałem nie pytać, co jeszcze ma w tej torbie.
Po całej tej śmiesznej interwencji odszedłem na całkiem spory kawałek od swojego towarzysza niedoli, który pękał w szwach. Potrzebowałem przewietrzyć umysł od odorów, a przy okazji również odzyskać nieco godności, w czym z kolei nie pomagał mi jego kpiący śmiech. Chuj miał szczęście, że zależało mi na tej robocie, więc mu nosa nie rozjebałem równo o chodnik. A mogłem. Nawet chciałem.
Ale los chciał, że z jednego smrodu wpadłem w drugi... Równie podejrzany, a może nawet bardziej. Nie potrafiłem zlokalizować jego źródła, ale zdawało mi się, że była to woń dymu zmieszanego z czymś takim... charakterystycznym. Jakaś mieszanka ziół. Niestety, nie byłem pewien, czy pozytywna, czy może raczej negatywna w swoich działaniach, więc jako dumny mundurowy szukałem tego źródła, póki coś nie zaczęło się dziać z ulicą. Coś bardzo niedobrego. Coś jebitnie cholernego.
Czułem się jak po cholernie feralnych narkotykach. Opium przy tym to mleko dla niemowlaka. Próbowałem przytrzymać rękami ściany, bo robiły się niebezpiecznie wąskie. Chciały mnie zgnieść, a jak na złość nikogo w pobliżu nie było, kto pomógłby mi opanować to szaleństwo. Rzecz jasna zapomniałem o różdżce i możliwości użycia jakichkolwiek zaklęć, tylko przeszedłem do rękoczynów, w trakcie których to właściwie sam sobie zadawałem ból, obijając się o ściany. Próbowałem dotrzeć do znajomego sobie Nokturnu, ale wszystko diabli wzięli. Nie potrafiłem znaleźć w tym młynie znajomego przejścia, jak gdyby rozpłynęło się w powietrzu, jak gdyby Bogini Matka na nowo zbudowała całą tą jebaną ulicę. Oczywiście na złość mojej osobie.
W końcu jednak moja męka się skończyła, bo opadłem z sił. Ocknąłem się chyba po sporej kupie czasu, bo pociemniało albo ta alejka po prostu była ciemna...? Cóż, usiadłem zdecydowanie niepewnie, po czym rozejrzałem się wokół, a potem po sobie, czy wszystko mam na swoim miejscu. Jeśli tak było, to nie skończyłem wcale tak źle, jak to się malowało, no nie? Jebane pizdy. Dorwę sukę, która rozpaliła to kadzidło. Chuj wie, w jakim celu.
Powąchałem powietrze, ale niczego nie czułem już, więc wziąłem zaraz kilka głębokich wdechów. Miałem nadzieję, że to mi po prostu pomoże szybciej się ocknąć i wrócić do pełni sił.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
25.04.2024, 08:59  ✶  
Brenna spędziła większość dnia na badaniu sprawy Kansingtona i jego - teraz już była pewna - dostaw towarów dla alchemików, które czerpał z nielegalnych źródeł. Odwiedziła kilka sklepów, wysłała parę sów, sprawdziła tonę papierów, wystąpiła o nakaz aresztowania i miała już się zbierać do domu (wyjątkowo wychodząc prawie - że - o - czasie, bo czekało ją jeszcze spakowaniu paru rzeczy na wyjazd, jutro prawdopodobnie nie zdąży...), kiedy Rhynda z bardzo nieszczęśliwą miną stanęła nad jej biurkiem i oświadczyła, że McKinnona wcięło podczas patrolu.
Z dużym prawdopodobieństwem kobieta zakładała, że Hadesowi wcale nic się nie stało, a znikł i nie odmeldował się głównie dlatego, że postanowił zmienić pracę albo udawać martwego, albo żona zażądała, żeby wrócił do domu i pomógł jej z praniem. I nikt za bardzo nie chciał pójść sprawdzać, co się stało, bo po pierwsze, każdy był obładowany, po drugie, niektórzy zwyczajnie chyba Hadesa McKinnona się bali – może ze względu na jego wzrost, może ze względu na sposób wysławiania się, a może na te wszystkie plotki otaczające McKinnonów. (Skojarzenia „dziwki”, „trupy”, „nie da się ich zabić” i „uważaj, bo mogą dojebać ci do pączka amortencji albo trucizny” nasuwały się zwykle same.)
Brenna podejrzewała, że Hades jednak nie prowadza ze sobą martwych dziwek, nie było powodu chwilowo do zabijania go (nie, żeby nie była odrobinę podejrzliwa, jego nagły powrót i koneksje rodzinne wzbudzały ostrożność wobec człowieka, którego kiedyś przecież lubiła), i nie sadziła, że ten dodawałby komukolwiek amortencji, więc z westchnieniem ruszyła do miejsca, gdzie Hadesa zgubił partner. W bocznej alejce zmieniła się w wilka, starając się podchwycić trop. Na szczęście dla niej – nie wiódł na główną ulicę, gdzie pojawienie się wielkiej, ciemnej wilczycy może nie wywołałoby paniki (to był magiczny Londyn w końcu), ale pewnie zwróciłoby uwagę. Wyglądało na to, że Hades plątał się w obrębie bocznych uliczek, na dość niewielkiej przestrzeni, w tę i z powrotem: tropy były mocne i plątały się ze sobą, jakby krążył tutaj dość długi czas… po jaką cholerę?
Podążyła za zapachem i gdy wybiegła zza rogu, z daleka dostrzegła Hadesa McKinnona, siedzącego pod ścianą.
Pociągnęła nosem. Nie czuła krwi. Nie czuła też alkoholu. Nie był ranny, nie był upity, prawdopodobnie nie był naćpany, a przynajmniej nie takim narkotykiem, jaki mógłby być wyczuwalny. Nie czuła też innych, świeżych zapachów: w pobliżu nie było nikogo, kto go tak urządził. Brenna przemieniła się więc z powrotem za kubłem na śmieci i ruszyła w jego stronę, na wszelki wypadek palce zaciskając na różdżce.
– Hades? Co jest? – spytała, podchodząc, powoli i mierząc go spojrzeniem, w poszukiwaniu obrażeń. Brak krwi nie znaczył, że wszystko w porządku: mógł oberwać jakimś paskudnym czarem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#3
27.04.2024, 18:49  ✶  
Naliczyłem wszystkie ręce - było ich dwanaście. W sensie para rąk i dziesięć palców... Nie miałem dwunastu rąk. To byłoby przerażające, a też nie byłem naćpany by tyle widzieć. Po prostu bardzo obawiałem się o swoje śliczne ciało, więc powoli sprawdzałem je po kolei by nic mnie po drodze nie zaskoczyło, a ja już wiedziałem, ile można było zarobić zarówno na świeżych, jak i nieświeżych narządach zdrowego czarodzieja. Przeklęta dziwka... Albo pedał. Tylko takie mątwy zajmowały się kadzidłami. Zamierzałem dorwać prowodyra całej tej sytuacji, a Hadesik McKinnon cholernie nie lubił tracić kontroli... Przynajmniej nie lubił tracić kontroli, kiedy sam własnoręcznie nie miał nad tym kontroli... albo nie-kontroli... Ogólnie chodziło mi o to, że nie przepadałem, kiedy to ktoś inny brał jedyny udział w mojej utracie przytomności, nawet bez konsultacji ze mną. Chociaż siostrze się upiekło... Ale ona mnie wkurwiała, a ja wkurwiałem ją. Bylem bynajmniej tego świadomy.
Kurwa, ta polityka w mojej głowie do niczego nie prowadziła. Najważniejsze było to, że chciałem ukrócić kogoś o głowę, ale chwilowo nie byłem w stanie, jakby odurzony, ale brało się to zapewne z całego tego zmęczenia sytuacją i długiego spanka. Ręce miałem, nogi miałem, palce też wszystkie. Nic mi nie zniknęło po kieszeniach... Może byłem ofiarą czystego przypadku? Cóż, perfidny to był przypadek, ale jakby nie patrzeć, bywało się w gorszych stanach, więc... co mnie nie zabije, to mnie wzmocni? Ale głowy tych kurew musiały polecieć! Jak nic!
Najgorzej, bo nim zdążyłem się stąd chociaż trochę pozbierać, nade mną znalazła się Brenna Longbottom. Dziewczyna była przenikliwa. Musiałem mord i myśli o mordzie przełożyć na jutro. Albo coś.
- Siedzę sobie - zauważyłem z parszywym uśmieszkiem. Oczywiście, że podniosłem na nią spojrzenie, inaczej bym nie wiedział, że to ona. Jeszcze tak dobrze nie poznałem innych członków Brygady Uderzeniowej, ale to tylko kwestia czasu. Potem już człowiek ludzi poznaje po pstryknięciu teleportacji, a do tego czasu musiałem obciążać swój kark i udręczoną głowę.
I teraz pytanie, czy się rozpruć przed dziewczyną, że dałem się podejść jakiejś żałosnej mątwie, czy zgrywać twardziela?
- Fajrant i te sprawy - dodałem, wzruszając ramionami, ale nadal czułem, że mi głowa ucieka gdzieś, a też z niepokojem oczy moje obserwowały ściany. Te ściany, które jeszcze nie tak dawno temu chciały mnie zmiażdżyć i nie miały jebanego końca. Właśnie, może lepiej było stąd spierdolić. - Powiedz ty mi, Bren-Bren... Ty przyszłaś stamtąd? - zapytałem, wskazując miejsce za jej plecami, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. W tej chwili właśnie taka dla mnie była.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
29.04.2024, 08:54  ✶  
Hades nie sięgnął po różdżkę, nie zaczął bełkotać niezrozumiale i nie wydawał się agresywny… nie, inaczej: nie wydawał się mieć szczególnych sił, aby wykazywać się agresją. Brenna przywędrowała więc po prostu bliżej i przykucnęła naprzeciwko niego. Hades McKinnon. Kojarzyła go jeszcze sprzed zniknięcia, gdy pracował w Departamencie Tajemnic, pozornie najmniej przyjemna persona z wydziału, którą jednak Brenna nawet wtedy lubiła – bo gadał (wśród Niewymownych to nie takie oczywiste) i nie zachowywał się, jakby połknął kilka kijów (może nie takie częste, ale się zdarzające). Obecnie Bumowiec, na którego patrzyła nieufnie – nagłe zniknięcie, niejasne sprawy, niby wyjaśnione, ale wciąż wzbudzające niepokój, żona spokrewniona z Borginami i prawdopodobieństwo kontaktów ze Stanleyem Borginem.
Nie dawała tego po sobie poznać, ale starała się patrzeć mu na ręce. Zerkać, czy nie kręci się wokół Poppy. Patrzeć, jakie sprawy dostaje i czy nie próbuje dobrać się do dokumentów, do których nie powinien mieć dostępu.
Oczywiście, mógł być najbardziej przyzwoitym człowiekiem na świecie. Zwłaszcza, że ostatecznie był półkrwi – w świecie Voldemorta zawsze będzie mniej ważny. Ale Brenna za miłym uśmiechem kryła umysł ukształtowany przez dorastanie w rodzinie gliniarzy, i wiedziała, że każdy jest czemuś winny.
Ona także. A może zwłaszcza ona. Bo kto pilnuje tych, którzy pilnują?
– Właśnie widzę, zajebiste miejsce do siedzenia, żeby tak sobie trochę odpocząć i się zrelaksować, najlepsze w okolicy – oświadczyła bez mrugnięcia okiem, jakby wcale w pobliżu nie stały kosze na śmieci, i jakby dwa metry dalej jakiś czas temu ktoś nie obszczał ściany (co wiedziała, bo wilczy węch od razu wychwytywał takie rzeczy, a ledwo chwilę temu była wilkiem). Może by nawet uwierzyła, że Hades po prostu lubił takie klimaty, czemu nie, nawet na takiego wyglądał, gdyby nie fakt, że ta sytuacja przypominała jej kilka innych, bardzo podobnych.
A myślała, że ta sprawa została załatwiona wraz z aresztowaniem Watchera, zniknięciem jego kumpli i usunięciem dziupl, w których produkowali kadzidła.
Najwyraźniej to była tylko jedna filia albo po prostu przypadek – i więcej osób produkowało halucynogenne kadzidła. Albo ktoś przejął interes?
Parszywy uśmieszek McKinnona nie zrobił na niej wrażenia. Miała kilku znajomych o zakazanych gębach, jeden z jej krewnych wyglądał jak rasowy zakapior, Vincent lubił czasem popatrzeć na kogoś, jakby miał ochotę go zabić w wyjątkowo paskudny sposób. Bardziej niż na uśmiechu skupiła się na oczach, które – była niemal pewna – miały pewne trudności w utrzymaniu skupienia.
– Wyszłam z tej alejki na lewo. Rhynda poprosiła, żebym cię znalazła, bo się nie odmeldowałeś, a twój partner nie wiedział, gdzie i kiedy mu znikłeś. Jebnęło cię zaklęcie, czy to były cholerne kadzidła? – spytała wprost, bo wyglądało na to, że Hades był już w stanie, który pozwalał na jako tako racjonalną rozmowę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#5
30.04.2024, 20:46  ✶  
Nie trzeba było mieć psiego nosa, żeby czuć swąd oddanego moczu. Obstawiałem, że tu się ludzie odlewali nagminnie, więc tym bardziej nie było to miejsce na relaksiki, aczkolwiek dla kogoś, kto się wychował pomiędzy Nokturnem a Podziemnymi Ścieżkami, to było nawet jakby luksusowo. Mógłbym tu nawet sobie rozłożyć kocyczek i wpierdolić jakieś drugie śniadanie... Choć teraz to w sumie już kolację. Kurwa! Ciekawe, która była godzina? Persephona mnie zajebie.
Kiwnąłem więc głową na słowa Brenny, robiąc wymowną minę, że tu serio ideolo miejsce na chilloucik po pracy, mimo że wiedziałem, że już miałem totalnie przejebane. Pomijając fakt, że jeszcze nie wstawałem po tej przygodzie, to tym bardziej. Nie chciałem się zachwiać przy Brennie, nawet kiedy ona już wiedziała co i jak. A przynajmniej się domyślała. Niecna.
- Ja jebie, Brenna. Jesteś jak jedna z tych wkurwiających lasek w szkole, co kurwa wszystko wie i się wyrywa do odpowiedzi, bo ona wszystko wie, i jeszcze na dodatek jest wszędzie, bo ona wszystko wie... Ty chyba w ogóle nie śpisz, człowieku o zrytej bani - stwierdziłem, kręcąc głową w niedowierzaniu, trochę ją obrażając, ale tak czule, przyjacielsko w moim odczuciu, i jeszcze pospieszając ją gestem dłoni, żeby wzięła pomogła mi wstać. Pomoc mi się przyda. Skoro i tak już wszystko wiedziała, to chuj. Zostawię tu jaja i męską godność.
- To były cholerne kadzidła - odpowiedziałem jej jednak ostatecznie i wstałem, też podpierając się nie tylko o Brennę, ale też o ścianę. Może i była wszechwiedząca i superwszechmocna, ale ja jednak swoje ważyłem, a mierzyć to już w ogóle. Jeszcze bym ją połamał, a potem recydywa, bo chłop chciał po prostu wstać. - Coś ci o tym wiadomo? Chętnie bym wysłał temu, ups, zjebowi prezent. Przez niego mam traumę do takich uroczych, zasyfionych alejek - stwierdziłem sarkastycznie, ale nie wspominałem o przekręcaniu karku, bo, tak sobie myślę, też by to podchodziło pod recydywę. I Brenna mogłaby nie wspomnieć o tych typach czy laskach, co to się babrały w kadzidłach.
- Głowa mi pęka... Te alejki... - zacząłem, ale zaraz machnąłem ręką. - Chodźmy stąd. Mdło mi na widok tych ścian - przyznałem, pozwalając sobie nieco wykorzystać dziewczynę jako wsparcie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
01.05.2024, 09:04  ✶  
– Hm… nie byłam prymuską, obawiam się i mało wyrywałam się do odpowiedzi, ale pewnie byłam dla wielu bardzo wkurwiająca – przyznała Brenna bez żadnych oporów. Na lekcjach była raczej grzeczną uczennicą, może trochę zbyt energiczną, ale odrabiającą prace domowe i ćwiczącą zaklęcia, do bardzo niewielu przedmiotów przykładała się jednak tak, aby wiedzieć „wszystko”. Właściwie to jedynie do OPCM i transmutacji…
Podeszła bliżej i pomogła Hadesowi dźwignąć się z ziemi, a potem przerzuciła sobie jego rękę przez ramię. Mieli to szczęście, że była wysoka i raczej nawykła do wysiłku fizycznego. I tego pecha, że McKinnon był tak wysoki i ciężki, że każdy miałby problem z udzieleniem mu pomocy.
– Noż cholera – mruknęła, kiedy potwierdził, że to były te cholerne kadzidła. Wygrzebała z bocznej alejki swego czasu Reginę Rowle, usłyszała podobną historię od Sauriela, potem sama padła ich ofiarą, a wreszcie „dopadły” i Vincenta”.
Williama Watchera aresztowała i siedział za kratkami.
Jego koledzy, których tropem próbowała podążyć, znikli, prawdopodobnie nie żyli.
To mogło oznaczać tylko jedno…
– BUM rozbił niedużą grupę, która produkowała takie świństwa, sprzedawała je i potrafiła zaaplikować je przypadkowym osobom, pewnie w ramach jakichś testów czy inna cholera. Najwyraźniej albo ktoś przejął po nich interes… albo oni tworzyli sobie halucynogeny, ale te którymi podtruwają tutaj ludzi na ulicach produkuje jednak ktoś inny – powiedziała ponurym tonem. Musiała to zgłosić w biurze. Obejrzała się jeszcze, jakby rozważając, czy nie warto poszukać śladów, ale Hades doszedł już do siebie na tyle, że pewnie ci, którzy rozpalili te kadzidła, musieli być tu jakiś czas temu. A jeśli padł ofiarą podobnego specyfiku do tego, który zaaplikowano jej, włóczył się pewnie tutaj, próbując znaleźć drogę ucieczki i dawno odszedł od miejsca, w którym go otruto… – Ściany wydawały się na ciebie napierać? – spytała, ciągnąc go powoli ku wyjściu z alejki, pozwalając, by podpierał się też drugą ręką o ścianę. – Powinien obejrzeć cię uzdrowiciel – mruknęła, chociaż nie jakoś bardzo stanowczo, bo do tej pory nikt od tych kadzideł nie umarł, za to każdy się upierał, że za żadne skarby nie pójdzie do magomedyka, w tym ona oczywiście. Hipokrytką bywała, ale nie na tyle, by siłą wykopywać Hadesa do Munga w takiej sytuacji.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#7
04.05.2024, 22:19  ✶  
- To jednak kiepski będzie ze mnie BUMowiec, skoro nie wywęszyłem twoich marnych stopni. Chyba że mnie w balona robisz, a tam na papierku same krystaliczne stopnie, bo jakoś wierzyć mi się nie chce... Ale uwierzę w sumie jednak, bo ty to swój chłop jesteś. Pewnie pakowałaś się w tarapaty, skoro dla wielu byłaś bardzo wkurwiająca...? - odparłem, właściwie to tak podpytując z zawadiackim uśmieszkiem. Musiała się przyznać. Po prostu musiała, że tam za kołnierzem to jednak nazbierała niejednego syfu. Wtedy to może nawet bym ją polubił, bo jak na razie to starałem się tolerować, bynajmniej odkąd patrzyła mi się na ręce... Bardzo subtelnie, ledwo widocznie. Właściwie, to starała się żeby nie było widać. Dobrze, że jeszcze nie robiłem niczego niegrzecznego. Jeszcze. Za wyjątkiem bycia niemiłym dla kilku fletów, ale z tym to raczej działałem jawnie. Nie kryłem się po prostu, bo po co? Miałem wrażenie, że nie mieli pojęcia, z kim maja do czynienia. Może dobrze, ale też trochę szacunku się należało. Byłem dumnym weteranem Departamentu Tajemnic.
- To niedobrze... To szczury, mątwy, parszywe, niemyte szczury - wyrecytowałem, myśląc o tym intensywnie, na tyle intensywnie, na ile pozwalał mi na to mój zaspany umysł. Ale ja znałem te klimaty, znałem je, kurwa, bardzo. Skoro była szajka i pękła, to ktoś inny na bank przejął produkcję. Tak było. Zazwyczaj nowi się chwalą, że o, nikt nie ma takiego szajsu jak my, to nowa receptura, fajny odjazd i te sprawy, a potem w ciągu kilku godzin przepis był wykradany albo powielany, albo modyfikowany i cała ulica wesoło sobie gotowała narkotyki nowej generacji. Narkotyki albo szajs. Nawet ciężko było to nazwać czymś zorganizowanym, skoro bawili się w domowe gotowanko.
Pokręciłem głową, ale to nie dlatego że zaprzeczałem. Próbowałem wyrzucić z siebie to przeklęte uczucie błądzenia bez końca, niemocy zmieszanej z wkurwieniem, paniki z zmęczeniem. Meh.
- Paskudne uczucie. Nie wspominaj mi tego... Klaustrofobia na jakiś czas gwarantowana i nieprzespana noc. Przynajmniej dziś - zauważyłem, bo mogłem się założyć, że jak tylko zamknę oczy, to wrócą demony. Złe, paskudne ściany, które nie dość, że na mnie napierały, wyciskały ze mnie siłę, to jeszcze wysysały psychikę nieskończonymi labiryntami. Nieważne, gdzie skręcisz. Będzie tak samo. Ni mniej, ni więcej. Ale lekarz, właściwie wspomnienie o uzdrowicielu ocknęło mnie bardzo sprawnie z tych wspomnień. - Nie ma potrzeby. Jedynie się nawdychałem. Nic mi nie będzie... Już nic mi nie jest. Poza tym uzdrowiciel wciśnie mi zwolnienie, a ja jestem w trakcie szkolenia. Nie dam przełożonym tej satysfakcji by mnie wypierdolili ze służby za byle słabość.
Poza tym jak wyszliśmy z tej alejki, zrobiło mi się jakby lżej. Nawet powoli zelżyłem ciężar, który zrzuciłem na barki Brenny. Kto wie, może za drobną chwilę stanę na własnych nogach już tak w pełni...? Ale na razie pozwoliłem chłodnemu powietrzu otrzeźwić moją gębę, wcisnąć z powrotem ducha do tego cielska.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
04.05.2024, 23:38  ✶  
– Nie bycie prymusem nie oznacza automatycznie samych okropnych – odparła Brenna. Po jej ustach błądził lekki uśmiech, może niestosowny, kiedy zbierałeś kogoś po nieprzyjemnej przygodzie w jednej z bocznych alejek magicznego Londynu, ale Hades przecież sam zaczął tę rozmowę i zdawał się jednym z tych ludzi, którzy albo lekko podchodzili do życia, albo przynajmniej tę lekkość udawali. – Ale z numerologii na sumach rzeczywiście dostałam piękne O.
Nie była złą uczennicą. Po prostu nie była też najlepsza. W z OPCM i transmutacji w pełni zaspokajało jej ambicje. Rodzice mieli wobec niej swoje wymagania, ale nie absurdalnie wysokie, a sama Brenna jakoś nigdy nie czuła pędu do zbierania najwyższych ocen i błyszczenia na lekcjach. Poza tym chociaż lubiła się uczyć, to było wiele innych, ciekawych rzeczy poza ślęczeniem nad podręcznikami.
Zresztą, Longbottomowie mieli już idealnego dziedzica, ona była tylko opcją zapasową.
– Wkurwiałam, bo wpadałam w tarapaty? O co ty mnie oskarżasz, McKinnon – prychnęła z oburzeniem, już wlekąc go do wylotu uliczki. – Wkurwiałam gadaniem. Nie wpadaniem w tarapaty. Jak wpadałam w tarapaty, pilnowałam, żeby nikt albo przynajmniej prawie nikt się o tym nie dowiedział.
Oczywiście, zdarzyło się parę szlabanów, chociaż wcale nie przekraczała mocno ogólnohogwarckiej normy. I na pewno wnerwiła tego czy innego ucznia jakimś wyskokiem, zazwyczaj jednak wszelkie dzikie wysoki, na które pozwalała sobie od czasu do czasu, zostawały tajemnicą, a uczestniczący w nich – jak Mavelle chociażby – raczej nie narzekali.
Mogła sobie wyobrazić, jak czuł się Hades, bo sama przeszła bardzo podobną przygodę. Co gorsza ta uruchomiła albo nadmierną wyobraźnię Brenny, albo jej talent, bo obijała się wtedy o ściany zagubiona nie tylko w przestrzeni, ale też w czasie, widząc sceny rozgrywające się w uliczkach przed tygodniami albo nawet przed laty.
– W porządku, w takim razie wsadzam cię do najbliższego kominka, wracasz do domku, a ja odmeldowuję w Brygadzie, co się stało – zaproponowała. Nie chciała upierać się przy uzdrowicielu, ale też nie za bardzo widziała wleczenie Hadesa w takim razie do Ministerstwa Magii. – Jutro pogadamy, czy zapamiętałeś coś, co pomoże dorwać drani. – Nie, żeby specjalnie się łudziła. Nie należała do londyńskiego półświatka i nie obracała się w nim szczególnie, ale będąc gliną też wiedziała, jak niektóre rzeczy działają. Watcher mógł produkować te świństwa, ale w istocie wcale nie truł nimi na ulicach – robił to ktoś inny, a on tylko naśladował recepturę. Albo po usunięciu z „rynku” jego, konkurencja dokonała ekspansji.
Hydra, której wciąż odrastały głowy.
Nie dorwała wszystkich, nie zdołała przypalić szyi, sprawa nie była więc zakończona.
Gdyby była chociaż odrobinę mniej uparta, być może zwątpiłaby w to, czy ich praca w ogóle ma jakikolwiek sens. Ale wierzyła – chciała wierzyć – że jednak go ma.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#9
05.05.2024, 18:16  ✶  
- Powiem ci, że do Departamentu Tajemnic to też na piękne oczy nie przyjmują... Kto by pomyślał, phi - zauważyłem z sarkazmem, tak o sobie!, w temacie tych ocen. Na bakier z nimi byłem, bynajmniej póki Otto nie postanowił mnie poskładać do kupy, bo nie zamierzał patrzeć jak sobie marnuję przyszłość. Prawilny przyjaciel, hem, był z niego swego czasu. Teraz to wkurwiający pizdeusz. - Ja z kategorii zdolny, ale leniwy - wydukałem z siebie, po czym stwierdziłem, że gdybym nie był z lenistwa taką tępą pizdą, to nie wdychałbym jak pojeb randomowego dymu w uliczce. I chuj, ze to Pokątna. Najwyraźniej nie taka bezpieczna jak ją Ministerstwo malowało.
- A wiesz... właśnie miałem ci przerywać to pierdolenie o niewpadaniu w tarapaty i pewnie bym to zrobił, gdybyś się jednak nie przyznała, Longbottom. Odnotowane - odparłem, unosząc już nawet karcącego palucha, ale nim nie machałem przed jej nosem. - Ale spokojna głowa, będę milczał jak w grobie. Albo jak grób właściwie, bo jak zdarzy mi się zemrzeć, to taki cichy to ja nie będę... Ale nie dokończyłem myśli, twoje paskudne cechy charakteru, trupy pod dywanem i inne sprawy, które widzę w twoich oczach, Brenno, są ze mną bezpieczne. Poza tym... Nieskromnie dodam, że samo przebywanie ze mną, czyli rasowym pechowcem, jest niczym pakowanie się w kłopoty. Przeboje gwarantowane, jak widzisz - zauważyłem albo pierdoliłem trzy po trzy, unosząc tym razem obie dłonie do niebios. Albo do ścian tych paskudnych, obleśnych budynków. Może nawet gdybym był mniej porywczy, to i tak jakiś pech posłałby mnie w te niekończące się spacery. Ale cicho! Tym razem pech posyłał mnie prosto w ramiona Persephony.
- No to pięknie... Nie wiem, czy ja jutro pojawię się w robocie, skoro posyłasz mnie prosto w pazury Starej - zauważyłem, z rzecz jasna udawaną zgrozą, aczkolwiek byłem pewien, że łeb to na pewno od przesłuchania mi pęknie. Nocowanie poza mieszkaniem jednakże nie miało sensu, szczególnie że najlepszym lekarstwem na moje życiowe trudy było wtulenie się w tę parę bladych cycków i zaśnięcie. - Cóż, postaram się być dorosłym, odpowiedzialnym mężczyzną. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, jasna sprawa - dodałem chyba na pocieszenie. Zaśmiałem się, przecierając twarz wolną ręką i, cóż, biorąc głęboki wdech. To ten czas, kiedy trzeba było skończyć z czworaczkowaniem i stanąć na dwóch łapach. Jeden, drugi krok i będę biegał jak ten dawny smark po Podziemnych Ścieżkach. Byle bym nie ugrzęznął nogą w jakimś błocie, hehe. Wtedy to nie było takie zabawne.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
06.05.2024, 09:29  ✶  
Och, doskonale wiedziała, że kiedyś był Niewymownym. I to tylko wzmagało czujność, ukrytą pod absolutnie zwykłym, typowo brennowym zachowaniem (co nawet nie było trudne, bo ostrożność wobec ludzi w Ministerstwie weszła jej w krew już dawno i zasadniczo zaufanie ograniczała tylko do członków Zakonu Feniksa). Bo Mckinnon zachowywał się czasem jak idiota, ale idiotą nie był, skoro przyjęto go do Departamentu. A jeśli tam nie wrócił, było ku temu kilka potencjalnych powodów – od tego, że nie zechcieli go po zniknięciu, przez ten, że mógł nie chcieć wracać do chłodu komnaty śmierci, aż po ten, że to w BUMmie miał jakieś interesy.
Zdolny, ale leniwy.
Jeśli szło o nią, była w kategorii „umiarkowanie zdolna, ale mało ambitna”.
Chociaż jeżeli przychodziło do nauki magii bojowej, to tutaj bardzo się starała, zwłaszcza w ostatnich miesiącach.
– Wiesz, zwykle mężczyźni jak plotą coś o oczach, to mówią, że są w nich gwiazdy, a ty jakieś trupy widzisz. I to jeszcze pod dywanem – odparła na jego słowa. Chociaż nie to, żeby ktokolwiek poza ciotkami komplementował akurat ją. Poza tym przecież to wcale nie tak, że się nie przyznawała, ona tylko wyraziła oburzenie, że sugerował, że cały świat o tych kłopotach wiedział...
Słowa o grobie też odnotowała. Najwyraźniej Hades spodziewał się, że skończy dokładnie jak pewien skompromitowany cukiernik. Zamieniony w ghula. Samą myśl Brenna uważała za dość upiorną - bycie ghulem, wampirem czy duchem jawiło się jej jako gorsze od śmierci - ale też takie przemiany w pewien sposób wiązały się z czarną magią.
Ktoś przeklął tę rodzinę czy to jakaś przedziwna skaza krwi?
– Nie wierzę w coś takiego jak pech. Może po prostu też lubisz pakować się w tarapaty? – Brennie pewne rzeczy po prostu się… przydarzały. Ale nie uważała, aby była szczególnie pechowa. Zwłaszcza, że w część tych rzeczy pakowała się jednak sama, całkowicie dobrowolnie, więc nie mogła zwalać tego na jakieś wyjątkowo niesprzyjające gwiazdy. – Cóż, jeżeli zaginiesz bez wieści, przynajmniej będziemy wiedzieli, kogo podejrzewać – powiedziała, wlokąc go powoli ku najbliższemu punktowi Fiuu. W końcu sam nie chciał do Munga, dom był więc jedyną rozsądną opcją – zastanawiała się jednak, czy jego małżonka, spokrewniona z Borginami, faktycznie jest aż tak groźna, jak ją przedstawia…

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2073), Hades McKinnon (2097)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa