• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
06.03, Dom Eunice i Perseusa, Eunice i Brenna

06.03, Dom Eunice i Perseusa, Eunice i Brenna
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
27.10.2022, 10:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:38 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Blackowie prawdopodobnie mieli jakieś zalety poza tym, że są bogaci. Prawdopodobnie. Brenna wprawdzie nie miała okazji ich odkryć, ale chciała wierzyć, że jakieś istnieją i nie poznała tych głównie dlatego, że dotąd raczej z z przedstawicielami tejże rodziny nie spotykała się zbyt często. Obecnie jednak interesowała ją właśnie ta jedna zaleta: bogactwo.
Bale charytatywne, licytacje, przygotowania do nich, wbrew pozorom nigdy nie sprawiały Brennie przyjemności. Kto lubi krążyć po ludziach i zachęcać ich do składania datków? Zajmowała się tym jednak od momentu, gdy matka nie chciała już tego robić, z poświęceniem kogoś, kto cenił rodowe tradycje oraz naprawdę był zainteresowany losem magicznych sierotek oraz magicznych zwierzątek. Choć Longbottomowie nigdy nie dogadywali się z Blackami szczególnie dobrze, to z tego powodu napisała list do świeżo upieczonej pani Black. A że inicjatywy Longbottomów nie opierały się na sprzedaży ciasteczek, a słynęły w towarzystwie, były okazją do pokazania się, olśnienia swoim bogactwem, spotkania innych osobistości i nieraz, nie dwa, stawały wydarzeniami roku, a listę ofiarodawców odpowiednio eksponowano i posyłano do prasy - nawet uzyskała odpowiedź pozytywną. Eunice zgodziła się na spotkanie, aby omówić sprawę balu.
Oczywiście, mogła to zrobić, aby potem wykopać Brennę za próg. Była młodsza, w Hogwarcie właściwie się minęły, potem jakoś ich kręgi towarzyskie nigdy się nie zbiegły i Longbottom nie miała pojęcia, czego się spodziewać.
Gdy przygotowywała bal, odwiedzała ludzi najczęściej w jednym z trzech “wydań”. Jedno, serwowane znajomym, “huragan Brenna”, wpadający z zaproszeniem i pytaniem o coś na licytację. Drugie, tam, gdzie sądziła, że może zyskać prezentując się jako ktoś niższy w hierarchii “asystentka Longbottomów” (niekiedy później mogło przyprawić o zawał, gdy orientowali się, że właściwie to dziewczyna owszem, asystowała przy urządzaniu wydarzenia, ale należała do rodziny, która je urządzała). I trzecie wreszcie - dla osób, które pogardzają każdym, kto stoi niżej, oczekują “osobistego stawiennictwa” i tak dalej… “Dziedziczka rodziny czystej krwi”. Właśnie to wybrała na potrzeby Eunice.
Stawiła się pod domem państwa Black ubrana w szatę czarodziejów. Na tyle elegancką, by było jasne, że nie jest tania, ale też nie tak strojną, by przypadkiem przyćmić Eunice - Blackowie lubili błyszczeć, podobnie jak Malfoyowie, tego Brenna była pewna. Nieposłuszne włosy udało się jej opanować w miarę przyzwoitą fryzurę, i liczyła, że ten stan rzeczy utrzyma się przez najbliższą godzinę. Zjawiła się dokładnie trzy minuty przed ustalonym czasem, aportując się w pobliżu wejścia: wszystko wyliczyła dokładnie, nie chcąc, aby taki szczegół jak przyjście zbyt wcześnie lub zbyt późno wpłynął na przebieg spotkania.
W końcu zależało jej, aby Eunice przekazała coś na licytację, a jeżeli nie - pojawiła się na balu i najlepiej wylicytowała coś osobiście.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#2
27.10.2022, 17:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2023, 21:20 przez Eunice Malfoy.)  
Bogactwo w pewnych przypadkach było niekwestionowaną zaletą - pomagało wyciągnąć z tarapatów, zarówno siebie jak i bliskich, służyło też ocieplaniu wizerunku, przy odpowiednim wydatkowaniu galeonów. A czyż mogło być coś lepszego do tego celu niż działalność charytatywna, która finansowała szczytne cele?
  No właśnie.
  Stąd też młodziutka Malfoyówna, a raczej - od raptem paru miesięcy pani Black - zgodziła się na spotkanie, będąc świadomą, mimo swej młodości, że kwestie wizerunkowe są niezwykle ważne. Cóż, nie ma to jak się wychowywać w rodzinie byłego Ministra Magii, gdzie kładziono nacisk na takie aspekty, co było zresztą całkiem zrozumiałe. Jak bowiem zaskarbić sympatię ludu i zdobyć jego głosy, jeśli nie metaforycznym łaszeniem się do niego i ukazywaniem ze wszystkich stron, że o "patrzcie, ten kandydat jest idealny - i pomoże, i porządek zrobi, gdzie trzeba!" czy coś w ten deseń? Zaś dobre uczynki zawsze były czymś, co znakomicie się sprawdzało przy wzbudzaniu cieplejszych odczuć.
  Eunice oczywiście nazwisko Longbottomów kojarzyła, tak samo jak fakt, iż ród ten został wpisany do sławetnego Skorowidzu - co poniekąd działało teraz na korzyść Brenny, jeśli spojrzeć na to, jakim wartościom co do zasady hołdowała przede wszystkim rodzina Malfoy; o wartościach Blacków w przypadku tak krótkiego stażu w tej rodzinie raczej ciężko mówić, chyba że młodziutka pani tego domu - kamienicy na ulicy Horyzontalnej, ściślej rzecz ujmując - była zahukaną istotką, niezwykle podatną na wpływy. W końcu tak też mogło być, prawda?
  Co mogło być zaskoczeniem - drzwi wcale nie otworzył ktoś w stroju sugerującym przynależność do służby, ale drobna blondynka, o jasnych, niebieskich oczach; niższa od Brenny, pomimo całkiem konkretnego obcasa. W stroju postawiła na prostotę – czarna, ołówkowa sukienka, kończąca się tuż za kolanem. Prosta elegancja, wzbogacona szafirową biżuterią. Teoretycznie z racji wieku i skojarzeń z tą barwą, nie powinna była nosić czerni, jednakże... no, nazwisko zobowiązywało. Choć pod tym względem jej się tu poszczęściło - czerń pasowała do typu urody, jaką sobą reprezentowała, bynajmniej nie przytłaczała.
  - Panna Longbottom? Zapraszam - odezwała się czystym, dźwięcznym głosem, odsuwając się od drzwi tak, by Brenna mogła wejść. - Mam nadzieję, że podróż nie była ciężka? - spytała kurtuazyjnie, prowadząc gościa do salonu - obszernego pomieszczenia, gdzie można było dostrzec, iż gospodyni przygotowała się zawczasu – na stoliku ustawiono paterę, wypełnioną ciastkami.
  - Kawa, herbata? Coś mocniejszego? – spytała, zapraszającym gestem wskazując jeden z foteli.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
27.10.2022, 19:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.10.2022, 19:58 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna przywołała na twarz uprzejmy uśmiech, gdy na progu stanęła - prawdopodobnie - pani Black. Wprawdzie spodziewała się służącego, ewentualnie skrzata, ale widok szafirowej biżuterii natychmiast przekonał Brennę, że ma raczej do czynienia z panią tego domu. Twarz też była znajoma, chociaż akurat Eunice była o tyle młodsza, że Brenna nie miała okazji dobrze zapamiętać jej z Hogwartu: te kilka lat dość mocno ją odmieniły. Kobieta więc patrząc na nią mogła powiedzieć, że były razem w szkole, ale nie dałaby głowy na to, czy to Malfoyówna.
Był w tym swego rodzaju paradoks, bo Longbottom nie ufała ani Malfoyom, ani Blackom. Od dnia, w którym Voldemort ogłosił swój manifest Brenna, choć sama czystej krwi, zrobiła się bardzo czujna wobec takich rodów. Nawet pod ciemną szatą młodziutkiej Eunice mógł skrywać się mroczny znak. A jednak stała tutaj, na progu rezydencji Blacków.
Głupia.
Może tylko naiwna.
Ewentualnie rozpaczliwie próbująca czasem zachowywać się, jakby dało się uratować choć okruchy dawnego świata.
- Tak, Brenna Longbottom. Miło panią widzieć - przywitała się, przekraczając próg, a potem ruszając za Eunice do salonu. Rozejrzała się, niezbyt nachalnie, ot chcąc zobaczyć, jak mieszkają Blackowie, ale też unikając nadmiernego, niegrzecznego gapienia. Na to mogła sobie pozwalać w innych sytuacjach niż ta. Brenna, wbrew pozorom, umiała dostosować zachowanie do okazji i osoby, przynajmniej do pewnego stopnia.
- Podróż nie była męcząca. Dziękuję, że zechciała się pani ze mną spotkać. - Tak naprawdę aportowała się niemal pod drzwi, ale nie musiała chwalić się każdej napotkanej osobie, że potrafi się teleportować.
- Mogłabym prosić o wodę? Chyba trochę zaschło mi w gardle - Odmówienie napoju całkiem byłoby niegrzeczne. Lekka paranoja Brenny podpowiadała jednak, że w przypadku domu Blacków, lepiej prosić o coś bezwonnego i bezsmakowego. Nie to, że naprawdę spodziewała się, że Eunice spróbuje ją otruć. Nie, kiedy było wiadome, do kogo poszła, gdy istniały potwierdzające te listy i gdy tak jakby Brenna była Brygadzistką, która pewnie łatwo wpadłaby na to, kto jej coś podał.
Ale strzeżonego Dumbledore strzeże.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#4
27.10.2022, 20:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2023, 21:20 przez Eunice Malfoy.)  
Wnętrze domu na pierwszy rzut oka wyglądało całkiem przeciętne i przywodziło na myśl wystrój, jaki się spotka raczej u typowej klasy średniej wyższej niż u tych, którzy bynajmniej nie narzekali na niedobór galeonów, ba, mogliby nimi zapełnić niemały basen. Bez przepychu, żadnych złotych ram, jednakże…
  … detale zdradzały prawdę. Drewno, jakie użyto do wyłożenia podłogi czy stworzenia mebli. Jakość skóry siedzenia, gęstość i miękkość dywanu, wyciszającego kroki kobiet, a w szczególności Eunice – na zewnątrz, na bruku ulicy, jej krokom z pewnością towarzyszył charakterystyczny stukot, za sprawą szpilek, jakie nosiła. I w końcu ozdoby – jak chociażby waza z chińskiej porcelany. Raczej autentyk niż tania podróbka; tym bardziej że przecież na biednych nie trafiło i nie było powodu, żeby zagracać kamienicę pospolitymi śmieciami, godnych podrzędnych mugolaków, nie zaś czarodziejów czystej krwi, pochodzących ze starych rodów.
  - Mi również miło, to sama przyjemność, móc panią gościć – wyrzekła gładko w odpowiedzi. Czy w istocie przyjemność – to się tak naprawdę dopiero miało okazać, bowiem równie dobrze mogło się okazać, iż kobiety nie odnajdą wspólnego języka i okaże się, że bynajmniej nie mają wspólnych celów. Niemniej na dłuższą metę nie miała powodów, by podchodzić do Brenny niczym żaba do jeża, tym bardziej że Longbottomowie – jak mniej więcej kojarzyła (mniej więcej, w końcu różnica wieku swoje robiła, a co za tym idzie, rodzeństwo dysponowało dość odrębnymi światami) – znajdowali się w kręgu znajomych jej brata.
  - Naprawdę nie ma za co – machnęła lekko ręką, zbywając podziękowania. Szczegół, że w sumie było, jednakże odrobina dyplomacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła, tak? Skinęła lekko głową, nie widząc przeciwwskazań do spełnienia prośby. Sięgnęła po różdżkę – przecież nie po to dysponowała magią, żeby się zniżać do własnoręcznego ogarniania rzeczy – i wkrótce na stole pojawiła się szklanka wypełniona wodą, wraz z filiżanką – ewidentnie przeznaczoną dla gospodyni, po czym zajęła jeden z foteli.
  - Zatem, Brenno? Mogę tak mówić? Zwłaszcza że tu nie musimy trzymać się konwenansów i tak chyba łatwiej nam będzie rozmawiać? – zaczęła z uprzejmym uśmiechem na wargach – Wspominałaś coś w liście o balu? – zagadnęła, sięgając po filiżankę. Gdzieś, na salonach, Eunice raczej trzymałaby się dość sztywno form grzecznościowych. Teraz jednak, gdy znajdowały się sam na sam w salonie Blacków, gdzie nawet nie było żadnego skrzata, coby nadstawił uszu? Ścisłe trzymanie się zasad rządzących gdzie indziej wydawało się nie tyle bezcelowe, co wręcz - być może - utrudniające porozumienie się. Zwłaszcza że ta rozmowa i tak nie była całkowicie formalna. Brakowało stada smutnych panów z teczkami, kłócących się o każde słowo, jakie ma zostać zapisane na pergaminie, aby zabezpieczyć jak najlepiej swoją klientkę. No ale, równie dobrze do żadnej umowy nie musiało dojść…
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
28.10.2022, 12:28  ✶  
Brenna po domu chodziła zwykle boso, odziana w powyciągane tuniki. W jej pokoju brakowało drogich ozdób, za to stała tam wiekowa skrzynia i stare biurko, służące niegdyś jeszcze przodkom, a półki zamontowane na ścianach uginały się od ciężaru książek. A jednak nie wydawało się, że wnętrze ją onieśmiela i prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z tego, ile musiała kosztować ta nienachalna elegancja.
Nawet gdyby nie była tego w stanie wychwycić, to nazwiska "Black" i "Malfoy" mówiły same za siebie. Całe pokolenia budowania rodzinnych fortun w świecie magii.
To wnętrze, sposób ubierania, ton głosu, propozycja przejścia na ty, to wszystko ten wiele mówiło. Albo o tym, jaką osobą była młoda pani Black, albo o tym, za jaką chciała uchodzić. Brenna nie potrafiła jeszcze zdecydować.
- Myślę, że tak będzie wygodniej- zgodziła się, kiedy Eunice przeszła na ty, posyłając jej uśmiech. Jakby nigdy przez głowę nie przeszło Brennie, że być może kiedyś już się spotkały, i to w takich okolicznościach, że Eunice miała na sobie maskę, a one obie celowały w siebie różdżkami...
- Tak. Organizujemy takie bale zazwyczaj raz na dwa lata, być może miałaś okazję słyszeć lub czytać o ostatnim? - Zdawało się jej nawet, że ktoś z rodziny Malfoyów na nim był, ale w tamtym roku listą zaproszonych zajmowała się matka. Pamiętała jednak, że charakterystyczna blond czupryna mignęła gdzieś w tłumie.
Ujęła szklankę z wodą, upijając niewielki łyk. Jej spojrzenie prześlizgnęło się po filiżance Eunice, chyba ot z ciekawości wobec wzoru albo miejsca pochodzenia.
- Zbieramy ciekawostki na licytację, która jest częścią zabawy. Jeśli ty i twój mąż zechcecie nas odwiedzić, będzie nam bardzo miło. Mamy już kilka przedmiotów, które, myślę, mogą was zainteresować... bo chyba lubicie unikaty - stwierdziła z uśmiechem, wskazując na wazę. - Wśród podarowanych jest na przykład zabytkowy zegar, który bardzo dobrze by się z nią komponował.
Ściągnięcie fantów to jedno. Po prawdzie Brenna nie byłaby rozczarowana nawet, gdyby Eunice nic nie podarowała. Wystarczyło, aby przyszła i zechciała sama coś nabyć.
O tym, że bal jest też okazją do plotek, pokazania się w towarzystwie, pojawienia na zdjęciach w gazecie, zademonstrowania sukni i wielkości rodziny, nie wspominała. Eunice wyrosła w domu Malfoyów. Brenna nie wątpiła, że kobieta, nawet jeśli tak młoda, jako córka na - całe - szczęście - byłego Ministra Magii, doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#6
29.10.2022, 01:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2023, 21:20 przez Eunice Malfoy.)  
Gdy tylko Brenna się zgodziła, Eunice posłała kobiecie wręcz promienny uśmiech. Doskonała gra aktorska czy rzeczywiście zgoda tak ucieszyła tę młodą dziewczynę? Trudno powiedzieć, jaka była prawda, lecz jej pochodzenie z całą pewnością podsuwało konkretną odpowiedź. Inna sprawa, czy w istocie prawdziwą, niemniej trudno też zaprzeczyć, iż maskarada bywała wszystkim, a cały świat - wielkim amfiteatrem.
  - A tak, pamiętam – przytaknęła, zapadając się głębiej w fotelu. Założyła nogę na nogę, upiła niewielki łyk herbaty z filiżanki – też wyglądała na chińską porcelanę, co sugerował rodzaj roślinnych zdobień. Natomiast szklanka Brenny nie była po prostu szklanką – lecz kryształowym naczyniem, z subtelnym zdobieniem – Doskonała organizacja, muszę przyznać, więc tym bardziej taka inicjatywa zasługuje na wsparcie – wyrzekła, wydawałoby się, absolutnie szczerze. Nie odwróciła głowy, dobrze wiedząc, co miała w kierunku wskazanym przez gościa, zwłaszcza że nieszczególnie pragnęła patrzeć na rzeczony przedmiot.
  Wazę.
  A niech się nią Daphne udławi.
  Z drugiej strony… to była swego rodzaju okazja. Raz, że w ten sposób mogła dopiec. Dwa - zdecydowanie nieszczęsny prezent ślubny przestałby razić oczy Eunice. Trzy - argument o jakże szczytnych celach charytatywnych nie raz i nie dwa okazywał się być doskonałym w zamykaniu cudzych ust, które próbowały wyrazić niezadowolenie…
  - Och, nie widziałam go wprawdzie, ale myślę, że znacznie lepiej będzie się prezentował bez towarzystwa wazy. Wiesz, mogłaby przytłumić jego urok... – stwierdziła lekkim tonem, jakby zupełnie nic nie kryło się za jej słowami. Jakby wcale bez mrugnięcia okiem nie pozbywała się prezentu od znienawidzonej teściowej. I bynajmniej nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Bo i po co? – Więc może po prostu zawczasu zrobię na niego lub na coś innego miejsce? Jak myślisz, ta waza byłaby dobra na licytację? Wydaje mi się, że powinna osiągnąć dobrą cenę, jednakże nie jestem pewna, czy to jest coś, co uważasz za odpowiednie? – spytała, poniekąd dając też do zrozumienia, między wierszami, że zapewne na tym balu się pojawi. W końcu jakoś trzeba wypełnić pustkę po wazie, czyż nie? Jakoś nie wypadało, nie pasowało, żeby po niej pozostała niemalże namacalna, ziejąca dziura. Tak, w dużej mierze to też kwestia przyzwyczajenia, że “coś tu stało”, jednakże… sam wystrój pomieszczenia też w jakiejś części w tej chwili najzwyczajniej w świecie po prostu miał stracić. Zaś równowaga musiała być zachowana.
  I oczywiście należało pokazać się w towarzystwie, wymienić plotki, nadstawić ucha; przypomnieć niektórym o potędze rodu. Ale to coś, o czym się nie mówiło, coś, co kryło się wśród cieni, lecz niewątpliwie istniało i chyba każdy z kręgów wyżej postawionych czarodziejów zdawał sobie z tego sprawę; wszak to rzecz, którą niemalże wysysało się z mlekiem matki.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
30.10.2022, 20:20  ✶  
Brenna była w stanie uwierzyć w to, że ktoś o nazwisku Malfoy może być sympatyczny. I to mimo tego, że znała Eden. Niegdyś zresztą nie miała żadnych uprzedzeń. Obecnie jej ostrożność wynikała z tego, że każda osoba czystej krwi mogła sprzyjać śmierciożercom. Brenna była skłonna do pewnej podejrzliwości nawet wobec niektórych członków Zakonu...
- Mamy już trochę doświadczenia, a w inicjatywy angażuje się cała rodzina. Mam nadzieję, że w tym roku także wszystko potoczy się gładko - oświadczyła, pokazując przy tym zdolność dyplomatycznego prowadzenia rozmowy, o którą prawdopodobnie nie podejrzewałby ją nikt z przyjaciół czy bliższych znajomych. Ale trudno, by było inaczej, skoro znali ją raczej z wyrzucania z siebie stu słów na minutę i poruszania się z, mogłoby się wdawać, prędkością światła. Albo zatrzymywania, bo koniecznie musi obejrzeć nogę tego stolika.
Tak teraz przyjrzała się i szklance, zaintrygowana jej fakturą. Tak, Eunice i Perseus, a może tylko jedno z nich, lubowali się w luksusie.
- Dwieście lat, oprawa porcelanowa, podobna kolorystyka.
Przekrzywiła lekko głowę, zaintrygowana, gdy padały kolejne słowa. Zastanawiała się, czy Eunice wpadła na ten pomysł ot tak, nagle, bo Brenna wspomniała o wazie, czy też może coś tutaj knuła. Nieważne, o co chodziło, Longbottom nie miała powodów, by nie pociągnąć pomysłu dalej. Waza była z pewnością swoje warta, już z powodu materiału i kunsztu wykonania, a istniała całkiem spora szansa, że przyleciał tu aż z Chin. (Co oczywiście zamierzała sprawdzić: Brenna nie mogła pozwolić, aby reputacja rodziny ucierpiała, gdyby na licytację trafiło coś, co nie jest autentykiem.)
- Jeśli tylko zechcesz się z nią rozstać, to jak najbardziej. Sądzę, że zegar będzie pięknie prezentował się w jej miejscu. A jeżeli nie on, to być może zainteresuje cię coś innego...
Fakt, że Eunice się pojawi, Brenna przyjęła ze względnym zadowoleniem. Jakby nie było - miała pieniądze, a takie imprezy, niestety, wymagały właśnie bytności tego typu osób. I tym, co je mogło ściągnąć, była właśnie okazja do pokazania się w towarzystwie.
- Oczywiście, wystawiamy wszelkie pokwitowania. Istnieją dwie listy darczyńców, publiczna oraz druga, wewnętrzna, jeśli ktoś nie życzy sobie ujawnić nazwiska. Jeżeli przedmiot ulegnie zniszczeniu przed licytacją, zostaje automatycznie uznany za zakupiony przez nasza rodzinę za sumę zgodną z wyceną, a tę przekazujemy bezpośrednio na stypendia.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#8
30.10.2022, 23:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2023, 21:20 przez Eunice Malfoy.)  
- Jestem pewna,że tak w istocie będzie. Jak sama zauważyłaś, macie już doświadczenie, a to jest wręcz bezcenne przy organizowaniu tego typu wydarzeń – wyrzekła gładko. Oczywiście wszystko mogło pójść nie tak – jakaś damulka wpaść w histerię, ktoś mało uważny zniszczyć fanta, a w obecnych czasach? Może nawet należałoby się spodziewać i popleczników Voldemorta. A raczej ich aktywności, bo tego, że znajdą się tam, którzy go popierają w mniejszym czy większym stopniu nawet nie zamierzała podważać - zwłaszcza że sama skłaniała się ku jego poglądom, o czym, bynajmniej, nie rozpowiadała na prawo i lewo.
  - Ach… brzmi wspaniale – zadumała się nad roztoczoną przed nią wizją zegara, zakołysała stopą. Cóż, kiedy dorastało się w świecie ociekającym luksusem, nie powinno nijak dziwić, że dalsze pławienie się w nim było czymś tak naturalnym, jak oddychanie, a tego rodzaju antyki wywoływały chęć posiadania. Nieważne, że tak naprawdę ich nie potrzebowali, w końcu nie od tego były tego typu przedmioty. Miały wyglądać, miały świadczyć o statusie i majętności, nie zaś pełnić praktyczną funkcję.
  Choć to też zależało od samej natury danej rzeczy.
  - W takim razie postanowione. Wyślę do was wazę na dniach. Do rodowej posiadłości, prawda? Czy jednak gdzie indziej? – obiecała, starannie skrywając zadowolenie z faktu, iż pozbędzie się tego śladu po teściowej, odcisku jej ręki w ich domostwie, skazy na tym, co udało się tu stworzyć. Czy planowała to już wcześniej czy dopiero co wpadła na ten pomysł – nieistotne, istotne, że po wazie zostanie puste miejsce. Albo pojawi się coś nowego. - Oczywiście, jeśli nie on, to może coś innego, przekonamy się już o tym na miejscu – zapewniła, potwierdzając praktycznie swoją obecność. Choćby świat się walił, to tu i teraz miała najszczerszy zamiar, nawet jeśli niekoniecznie z właściwych pobudek, pojawić się na balu. Wraz z mężem, chyba że ten się zaprze i stwierdzi, że sobie odpuszcza, w co jednak powątpiewała.
  Cóż, trzeba było wiedzieć, które bitwy należy wygrywać, a które odpuścić.
  - Nie mam nic przeciwko publicznej liście, niemniej skonsultuję to jeszcze z Perseusem i dam znać – odparła, wysłuchawszy z uwagą kolejnych wyjaśnień – Co do wykupu… brzmi to bardzo rozsądnie. Choć, oczywiście, mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnego tego rodzaju wypadku – kolejny, wręcz promienny uśmiech.
  Cóż, po tej wazie z pewnością nie będzie płakać.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
01.11.2022, 01:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.01.2023, 00:31 przez Brenna Longbottom.)  
- Na pewno ułatwia planowanie - przyznała Brenna. Przy kimś innym z pewnością nie ograniczyłaby się do tak lakonicznego stwierdzenia, a plotła trzy po trzy. Przy Eunice trochę hamowała swoje gadulstwo, entuzjazm wobec świata i typowe, mało dyplomatyczne zachowywania. Nauczenie się tego przyszło Longbottom z pewną trudnością, ale opanowała to mniej więcej po ukończeniu Hogwartu i teraz, dekadę później, prawie już umiała się zachować w towarzystwie.
Prawie.
I tak właściwie starała się nie mówić nazbyt wiele tylko ze względu na okoliczności. Zapewne gdyby spotkały się w innym miejscu i czasie, i spotkanie nie byłoby związane z inicjatywą rodzinną, Brenna nie zdołałaby się powstrzymać przed zarzuceniem Eunice całym mnóstwem niepotrzebnych informacji.
- Mogę przesłać jego zdjęcie, jeśli życzyłabyś sobie spojrzeć na niego wcześniej - podsunęła jeszcze Brenna przebiegle. Oczywiście, istniała szansa, że Eunice starci wtedy zainteresowanie, ale pewnie jeśli miałby się jej nie spodoba, i tak by go nie licytowała. A przecież mogła też przywiązać się do wizji posiadania zegara na własność i później być gotowa dać więcej gotówki, byleby nie musieć godzić się z wizją utraty przedmiotu, który sobie upatrzyła. Longbottom może na to nie wyglądała, ale w takich sprawach umiała być całkiem sprytna.
Brenna upiła jeszcze łyk wody, nim odstawiła szklankę.
- Tak, mogę też przysłać kogoś po niego jutro, wraz z niezbędną dokumentacją, oczywiście - zapewniła. Pod tym względem Brenna była paranoiczką. Pilnowała wszystkiego wręcz obsesyjnie, pełna obaw, by ktoś nie zechciał wykorzystać przeciwko nim jakiegoś niedopatrzenia. Nawet nie ze względu na jakąś wojnę, ot zwykłe, prywatne albo rodzinne animozje. Dlatego każdy ofiarodawca otrzymywał papiery do podpisania i na własny użytek, wszystko w dwóch egzemplarzach. Pokwitowanie, potwierdzenie przekazania fantu na licytację, oficjalne podziękowanie i tak dalej... - W takim wypadku będę czekała na list - oświadczyła kobieta w odpowiedzi na słowa o konsultacji z mężem. Nie przyjęła tego stwierdzenia jako czegoś niezwykłego. Żyły w konkretnych czasach, w dodatku w społeczeństwie czarodziejów, bardziej konserwatywnym pod pewnymi względami niż mugole. I w dodatku Eunice wywodziła się z tych rodzin najbardziej konserwatywnych ze wszystkich. Perseus był starszy niż Eunice, kto wie, może to on rządził w tym małżeństwie. Brenna podejrzewała jednak, że nie będzie miał nic przeciwko publicznej liście: ta zawsze oznaczała nieco chwały.
Oczywiście, nie miała pojęcia, kto podarował Eunice wazon. Chociaż planowała go sprawdzić... Ot standardowa procedura, stosowana wobec wszystkich przedmiotów. (A w przypadku niektórych, co bardziej podejrzanych, uruchamiała procedur niestandardowy: czyli sprawdzanie w rejestrach BUM, u klątwołamacza oraz w ramach widmowidzenia. W tym przypadku podejrzewała, że aż to nie będzie konieczne, ale to dopiero miało się okazać.)
- Bardzo się staram, aby nic takiego się nie wydarzyło. I jeszcze raz dziękuję za dzisiejsze spotkanie oraz chęć wsparcia naszej inicjatywy.
Jeżeli Eunice nie miała nic więcej do dodania ani nie chciała już o nic pytać, Brenna była gotowa wstać, pożegnać się uprzejmie z panią domu, a następnie opuścić dom państwa Black, by później aportować się z powrotem do Doliny Godryka. W końcu czekało ją jeszcze sporo pracy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#10
01.11.2022, 18:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2023, 21:21 przez Eunice Malfoy.)  
Istniały rozmowy i rozmowy. W jednych gadulstwo mogło być nawet wskazane, zwłaszcza jeśli odbywała się mocno na stopie towarzyskiej, gdzie generalnie towarzystwo przynajmniej trochę się znało. W drugich… cóż, tu dyplomacja wiodła prym, gładkie słówka, wzajemne podchody, metaforyczny taniec wedle ściśle określonych reguł, nawet jeśli nie zostały one nigdzie spisane. Przynajmniej nie na papierze - bowiem niejedna matka i niejedna guwernantka (bądź guwernant) pieczołowicie wtłaczała w umysły młodzieży najważniejsze niuanse subtelnej sztuki konwersacji, dyplomacji. Jakże cennej, gdy obracało się w sferach, gdzie naprawdę należało balansować na linii, niczym najwprawniejszy cyrkowiec.
  - Mogłabyś? Byłabym bardzo wdzięczna – zachwyciła się tym pomysłem. Takie rozwiązanie sporo ułatwiało. W istocie, być może na podstawie zdjęcia uzna, że jednak go nie chce – ale wtedy po prostu uniknie potencjalnego rozczarowania (choć jednak liczyła, oczywiście, że nic takiego miejsca mieć nie będzie)i będzie wiedzieć żeby szukać czegoś innego, nie zaś kierować się prosto po zegar.
  - Och, tak może nawet będzie lepiej – zgodziła się niemalże od razu. Niemalże, bowiem musiała się zastanowić; niemniej ta wersja brzmiała po prostu lepiej, wygodniej, praktyczniej. Od razu miała pokwitowanie, pozbywała się też odpowiedzialności za wazę, gdyby się coś – odpukać w niemalowane (o ile w ogóle takie pukanie faktycznie miało zadziałać…) – miało z nią stać. Nie wypadało wszak, żeby ofiarowany fant dotarł w kawałkach…I choć magia z pewnością - w razie czego - przyszłaby w sukurs, to mimo wszystko: na co komu taki problem na głowie? Jednak lepiej, żeby przedmiot pozostał w stanie całkiem nienaruszonym.
  W zasadzie już powiedziały wszystko, co mogło i miało zostać wypowiedziane podczas tej wizyty; stąd też nie było powodu, żeby to małe spotkanie przedłużało się w nieskończoność, tym bardziej że kobiety nie należały do bliskich przyjaciółek, żeby jeszcze plotkować przy kawie bądź kieliszku wina. Gdyby rzeczy miały się inaczej, gdyby w istocie kobiety były sobie bliższe, a nie praktycznie obce, to mimo ciążących obowiązków - przedłużenie z pewnością byłoby całkiem mile widzianą rzeczą. Tak że, gdy uzgodniły wszystkie szczegóły, pożegnały się.
  A waza… została nazajutrz wyeksmitowana z domu Blacków.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eunice Malfoy (1977), Brenna Longbottom (2009)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa