• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[6.9.71] Potrójne nieszczęście

[6.9.71] Potrójne nieszczęście
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
15.06.2024, 20:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 11:58 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

wiadomość pozafabularna
Suma przypadków: Poltergeist II

Tego wrześniowego wieczora Brenna Longbottom ciągnęła za rękę Millie Moody przez londyńską ulicę.
Tego wrześniowego wieczora Millie Moody ciągnęła za rękę Brennę Longbottom przez londyńską ulicę.
Jakim cudem oba te zdania były poprawne?
Mianowicie takim, że Brenna faktycznie trzymała za dłoń Millie, i faktycznie ciągnęła ją ulicą magicznego Londynu, ale robiła to sama będąc w ciele Millie, gdy Millie znajdowała się w jej ciele. I było to cholernie dziwne uczucie, bo nagle Brenna była dziwnie… niska. Jakoś tak jej ręce były mniejsze, i nie była pewna, jak tutaj nimi uderzyć kogoś dostatecznie mocno.
– Jeszcze rozumiałabym, gdyby to był piątek trzynastego, ale dzisiaj to nawet nie jest piątek trzynastego, i o bogowie, jak to nie przejdzie do jutra, to obie jesteśmy martwe, bo przecież ja idę na bal organizowany przez ciotkę Evę, a ty miałaś iść z Alkiem na jedno zadanie… – mamrotała Brenna – Millie. To był głos Millie, ale już cała pogawędka była bardzo Brennowa. A chociaż dłoń, zaciskająca się jak imadło na ręku drugiej kobiety, była drobna, i należąca do Moody, to uścisk też był typowy dla Brenny.
Może nieco mocniejszy.
Bo Brenna kochała Millie niemalże jak siostrę, ale absolutnie nie zamierzała wypuścić jej na ulicę samej w swoim ciele. Robiło się jej słabo na myśl o tym, co ta mogłaby postanowić zrobić, i jak gęsto musiałaby potem tłumaczyć się przyjaciołom, znajomym czy współpracownikom ze „swoich poczynań”.
– Cholera, jak ja się cieszę, że Irytek nie potrafił w takie sztuczki – dodała jeszcze, oglądając się na Millie.
Na siebie.
Bo ledwo kilka minut wcześniej, gdy szły ulicą, złośliwy poltergeist wyleciał z jednego z zaułków, przemknął nad Brenną, i nagle Brenna nie była już Brenną. Znalazła się w ciele idącej obok niej Millie Moody, a sama Millie przejęła ciało Brenny.
To było bardzo dziwne: patrzeć na siebie z boku. Coś zupełnie innego niż przypatrywanie się sobie w lustrze. Brenna nigdy nie była specjalnie próżna (zupełnie nie po potterowsku), ale też nie miała jakichś szczególnych kompleksów i niewiele rozmyślała nad swoją urodą czy ogólnie o cechach swojego wyglądu, ruchach albo mimice. Teraz zastanawiała się jednak, czy ona tez robi takie miny? Czy porusza się w ten sposób? I o bogowie, nic dziwnego, że ciotka Eva zawsze na jej widok powtarzała, że Brenna powinna staranniej się uczesać.
– Basilius na pewno coś na to zaradzi… na pewno – powiedziała, w duchu modląc się, by miała rację. Bo może Millie była dużo ładniejsza od niej, ale Brenna naprawdę dobrze czuła się w swoim własnym ciele i jednak wolała je odzyskać.
Odetchnęła, zatrzymała się pod kamienicą, w której mieszkał Prewett i zapukała.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
19.06.2024, 23:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2024, 21:03 przez Millie Moody.)  

– Idziemy do Bazyliszka? Ale zajebiście. – Szła w chuj szybko, bo przyzwyczajona do tego, że musi nadrabiać tempem duże kroki swoich gigantycznych towarzyszy (od brata, przez Longbottomów po ewentualnych czyściuszkowych chłopaków), więc obecnie przemieszczała się ekstremalnie szybko. Świat z tej perspektywy. Był dziwny. Do końca nie wiedziała co zrobić ze swoim ciałem, wrażenie było surrealistyczne. Oczywiście pierwsze co zrobiła po przemianie, było wyciągnięcie z kieszeni swoich ciasnych jeansnów - znaczy z jeansów tego pyskatego konusa, który stał obok – karminową szminkę, żeby nadać twarzy Brenny odrobinę kolorów. Cmoknęła kilka razy w powietrze zadowolona z siebie.

– W ogóle wy jesteście już razem och wiem! Jak myślisz, jak szybko się domyśli, że jesteśmy w innych ciałach? Brenna plizka, udawaj mnie, ja będę udawać Ciebie. Myślę, że będzie potrzebował z pół godziny co najmniej. – wyszczerzyła się złośliwie, a potem zdała sobie sprawę, że Brenna się tak nie uśmiecha, więc spoważniała, a potem o mało nie potknęła się o własne nogi, bo jednak ciało było dziwne. Szkoda, że nie była blondynką... Wtedy Brenna nie miałaby szans znaleźć Millie zaraz po przemianie. – Poszłabym do ministerstwa i rozjebała mózgi naszym kolegom bumiarzom. W ogóle chcesz ryzykować czarowanie, jak nasze różdżki są połączone energetyczne z ciałem czy duszą, jak to działa? Myślisz, że coś się rozjebie? Jak myślisz ile to będzie trwało, bogowie, ale ja mam paskudny ryj. – skrzywiła się patrząc na Brennę w cudzym ciele. Nagle jej oczy zaświeciły się kolejnym Doskonałym Pomysłem – Myślisz, że mogłabym zamienić się w sama wiesz co? – Bo wilk, bo animag. To była umiejętność ciała czy duszy? Była zafascynowana tym zagadnieniem. Gdyby mogła, to jednak wcale by nie chciała tak szybko wracać do "siebie". W końcu udało jej się UCIEC od siebie. Od jej pojebanego mózgu. Z tym musiała się zmagać Brenna.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
20.06.2024, 14:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2024, 09:52 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna też szła szybko, ale nie była przyzwyczajona do tego, aby tak się wysilać, by utrzymać tempo. Millie była niska. Brenna nagle zaczęła bardzo, bardzo współczuć wszystkim niskim ludziom na świecie.
– O czym ty mówisz? – spytała, marszcząc lekko nieswoje brwi. Buzia Millie przybrała teraz zapewne nieco nietypowy wyraz, gdy mina typowa dla Brenny zagościła nie na jej twarzy. – Bogowie, Millie, nie mam zamiaru cię udawać. Idziemy do niego, bo jest klątwołamaczem i uzdrowicielem i może sprawdzić, co się stało. Co jeżeli czas jest tutaj kluczowy? Jeżeli przez to pół godziny potem będzie za późno? Wiem, że jesteś ładniejsza ode mnie, ale ja całkiem lubię być sobą, poza tym to może mieć jakieś paskudne efekty uboczne jak… jak… na przykład że nagle zacznie nam się mieszać w głowach, bo oszaleją wspomnienia, albo zaczniemy się rozpadać, czy coś takiego.
Żadna z nich nie była klątwołamaczką, żadna z nich nie była dość dobra w rozproszeniu, aby się domyśleć, co się stało. I przez to Brenna była zaniepokojona. Denerwowała się nawet bardziej niż powinna, może dlatego, że jednak ciało Millie działało trochę inaczej: ta zamiana nie wystarczyła, żeby Longbottom przestała myśleć tak, jak robiła to zwykle, ale już sprawiła, że emocje były jakby… trochę trudniejsze do opanowania.
– Mils, gwiazdko, pośród naszych kolegów są aurowidzowie, jasnowidzowie i śledczy, a trwa wojna. Jak myślisz, jak szybko wrąbią cię do celi uznając, że jesteś śmierciożercą – metamorfomagiem albo zażyłaś wielosokowy? – westchnęła Brenna, ani na moment nie puszczając dłoni Millie. Może przeceniała tychże kolegów, ale sama od początku wojny z Voldemortem zwracała uwagę na różne drobiazgi niemalże obsesyjnie. – W wilka, znaczy się? – zdziwiła się, a potem zastanawiała przez moment. – Nie sądzę. To nie jest coś… coś jest sprawą samego ciała. W ciele jest niejako wypisane zaklęcie, po tym jak trzymałam ten cholerny liść madragory pod językiem, ale do tego potrzeba wprawy, zajęło mi prawie dwa lata, zanim udało mi się zmienić po raz pierwszy i jak nie wiesz, jak to robić, to w najlepszym razie się nie uda, w najgorszym utkniesz tak w połowie przemiany, a ja jednak nie chciałabym potem skończyć z wilczą głową czy coś… i nie jesteś paskudna – powiedziała. – Wchodzimy? – spytała, wskazując na drzwi.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
21.06.2024, 09:42  ✶  

– O rany i co że aurowidze, no może uznają, że w końcu się zakochałaś, skoro Twoja aura jest taka soczyście czerwona czy coś. – Tak, ich koledzy byli jebanymi auro i nicio widzami, dlatego Mildred tak błogoslawiła dzień w którym Alastor postanowił nauczyć się oklumencji. Szczęśliwie dzięki temu uniknęła wielu, bardzo wielu niewygodnych pytań.

– No chociaż pięć minuteniuninunek, Brenna wierzę w Ciebie będzie śmiesznie. – jęczała, chociaż też nie zamierzała się upierać przy tym pomyśle, zamiast tego oblewając się obficie rumieńcem. – Wcale nie jestem ładniejsza co Ty pierdolisz. – zatrzymała się nagle obrzucając siebie, znaczy Brennę krytycznym spojrzeniem. – Jesteś taka wysoka, masz piękne oczy i doskonałe cycki i te bułki o tuu. – napięła bicek i zmacała z westchnieniem uznania.

– Chodzisz na te imprezy dla czyściuchów i wyglądasz jak skrytka Longbottomów w Gringocie, tylko jesteś za bardzo zajęta misją, żeby do Ciebie to dotarło. A ja? Konus o chytrym uśmieszku. – parsknęła pogardliwie. Była chochlikiem, poltergeistem ukrytym w ludzkiej skórze. – Poza tym Twoje ciało jest cichsze. Lubię to, jak świat wydaje się w nim prosty i przyjaźniejszy. Myślisz że eliksir wielosokowy działa podobnie? – w tym pytaniu zabrzmiało bardzo jednoznaczne drugie dno, bardzo jednoznaczna ciekawość, za którą stał czyn. – Nie żebym chodziła tak do roboty, ale wiesz... może będę mogła zasnąć jak człowiek a nie jak zdewastowana wampirzyca, gdzieś w okolicach świtu.– podrapała się po głowie, powstrzymując się przed otwartymi zachwytami puszystością włosów Brenny. Jeszcze by sobie pomyślała, że Mildred na nią leci czy coś.

– No dobra to chodźmy, ale nie mów mu od razu, chociaż dwa zdania. Dasz radę. Nie takie pranki wychodziły spod naszych rąk a te pół minuty nas nie zbawi ok? – spróbowała jeszcze raz ugrać coś w tych negocjacjach. – Zobaczysz jaki będzie przenikliwy, może będzie się nadawał do klubu brydżowego? To nie tylko Twój przyjaciel wiesz. – Pozostawiła tą sugestię unosząc wysoko i sugestywnie brwi, po czym wyprostowała się nagle próbując udawać mimikę Brenny w mocno przesadzony sposób.

– I jak? Wyglądam jak Bardzo Poważna Pani Detektyw?– zapytała nim weszła do środka budynku.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#5
23.06.2024, 03:26  ✶  
Możliwe, żecp od początku tego dnia był nieco paranoiczny. A najgorsze było to, że nie do końca wiedział na czym się skupić w tej paranoi. Uważać na jakiekolwiek potencjalne randki tego dnia? Nawet nie odważyłby się na jakąkolwiek dzisiaj umawiać. Oczekiwać za każdym razem, gdy drzwi jego gabinetu się otwierały, że stanie w nich Brenna? Wszystko na raz i jeszcze więcej? Na pewno nie pomagało mu to, że tego dnia miał nocną zmianą, a przecież noc była najlepszą porą na dziwne przypadki, więc idealnie od północy szykował się na spotkanie z Longbottom i towarzyszący temu ból głowy... Tylko, że nic takiego się nie stało. Skończył pracę, upewnił się u recepcjonistki, że Brenna dzisiaj nie odwiedzała Munga, wrócił do domu i... Dalej był spokój. Na wszelki wypadek odczekał chwilę zanim się położył, gdyby jednak Brenna postanowiła wpaść mu nagle przez okno. Dalej spokój. To zaczynało się robić bardzo niepokojące. Wreszcie zamknął oczy, uznając, że skoro skończył na dzisiaj pracę i raczej nie zamierzał później wychodzić z domu, to może jednak wredny los postanowił odpuścić im chociaż w tak głupie daty, jak ta.
Po godzinie obudziło go pukanie do drzwi.
Kurwa. Chyba jednak nie miał racji.
To pewnie była ona, prawda? Szybko narzucił na siebie bluzę, tak by nie wyjmować przeklętych sztyletów w samej piżamie, zszedł na dół i otworzył drzwi, przy których czekał już ich pies Cerber – czarny pudel miniaturowy, wesoło merdający ogonem.
Gdy Basilius zobaczył nie tylko Brennę, ale i Millie, rozbudził się jeszcze bardziej. Jednej się tutaj spodziewał. Drugiej zupełnie nie.
– Jak bardzo jest źle? – spytał tylko, uważnym spojrzeniem patrząc to na jedną to na drugą, skupiając się jednak mocniej na oględzinach Brenny, bo przecież to jej coś najprawdopodbniej było. Z tym, że, chociaż coś w twarzy czarownicy mu nie pasowało, nawet jeśli nie do końca był w stanie powiedzieć co, to nie wyglądała ona na umierającą. Dziwne. Szybko zerknął na Millie. Moody, poza tym, że pewnie groziła jej śmierć z niedożywienia, też wydawała się być żywa. Zaraz...
– Millie, czy ty zaciągnęłaś tutaj Brennę tylko przez datę? – spytał, możliwe, że nieco oskarżycielsko, wbijając swoje spojrzenie w osobę, która według wszelkich praw logiki panujących na tym świecie powinna być Millie Moody.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
23.06.2024, 09:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.06.2024, 09:43 przez Brenna Longbottom.)  
- Nie jestem aurowidzem, ale zakochanie odmienia chyba tylko kawałek aury, nie całą.
Nie miała pojęcia, jak wygląda jej własna. W istocie była dość podobna do tej należącej do Moody - tyle że znacznie jaśniejsza, tym odcieniem świadczącym o sile życiowej, nie o nadmiernej porywczości.
Kąciki ust Brenny... znaczy się Millie... drgnęły lekko na kolejne zapewnienia. W przeciwieństwie do Moody nie miała kompleksów nad swoją urodą: wyglądała jak sympatyczna dziewczyna z sąsiedztwa, i to było bardzo wygodne, odpowiadające jej charakterowi, świetne do wykorzystywania i w pracy, i w życiu prywatnym. Nie wpisujące się w standardy urody dziewczęta często lekceważono albo wyśmiewano, te piękne były w centrum uwagi. Ona miała miłą twarz, mogącą wzbudzić zaufanie i wygląd, który pozwalał łatwo zniknąć w tle na przyjęciach. Może pomagało i to, że mogłaby łatwo zmienić swoją twarz, na jaką tylko by zechciała... i właśnie dlatego nie chciała tego robić.
Ale całkowicie obiektywnie, Mildred była ładniejsza. Po prostu nie umiała tego dostrzec.
- Mils, nie wiem, co widzisz w lustrze, ale na pewno nie to, co powinnaś - powiedziała łagodnie, wciąż trzymając jej nadgarstek. Jakby dalej bała się, że ta postanowi uciec. - Nie sądzę. Jeśli moje ciało wydaje ci się cichsze... to chyba dlatego, że ja nie mam krwi Trelawneyów. Eliksir wielosokowy odmieni twój wygląd, ale nie sprawi, że przestaniesz być Trelawneyówną. Ale jeśli tak, tym bardziej powinnyśmy się pospieszyć, bo niekontrolowane widmowidzenie nie jest niczym przyjemnym.
Nie mogła być tego pewna, ale to wydawało się najlogiczniejszym rozwiązaniem. I trochę ją niepokoiło, bo sama… jakoś nie miała ochoty zaglądać do Limbo. Była zbyt przyziemną istotą jak na takie kontakty. A z kolei obawiała się trochę, czy Milllie będzie w stanie sobie poradzić, jeśli uruchomi się widmowidzenie Brenny, nad którym ta przecież nie umiała panować.
– Gwiazdko, wyglądasz jak ja. To wyklucza bycie poważną panią detektyw – dodała jeszcze, rozwiewając jej nadzieje, na sekundę zanim Prewett stanął w drzwiach.
*

– Dziś nawet nie piątek trzynastego – odparła odruchowo, kiedy Basilius spytał, jak bardzo jest źle i zaczął przyglądać się Millie. To znaczy jej. To znaczy Millie siedzącej w jej ciele. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że dziś jest szósty, i że jest wrzesień, więc to podpada pod „dziwną datę”, ale nie była to aż tak dziwna data jak te dwa lata temu czy szóstego czerwca 1966 roku, więc Brenna nie spodziewała się dziś żadnych problemów…
Być może powinna.
– Co? – zdziwiła się szczerze na pytanie Prewetta, a potem obrzuciła Millie, znaczy się siebie, trochę podejrzliwym spojrzeniem, bo dlaczego miałaby ją tutaj zaciągać z powodu daty…? Zaraz jednak wróciła spojrzeniem z powrotem do Basiliusa. Patrzenie na nich oboje teraz było dziwne: przywykła do spoglądania ludziom w oczy, rzadko unikała cudzego spojrzenia, a teraz musiała stale zadzierać głowę, żeby widzieć ich twarze. Czy Millie nie bolał od tego kark? – Przepraszam, że zawracamy głowę po pracy, ale bardzo pilnie potrzebujemy klątwołamacza, bo nieważne, jak głupio to zabrzmi... nagle z jednej alejki wypadł na nas poltergeist i tak jakby trzasnął w nas klątwą. I to nie taką wiążącą język czy coś takiego, i bardzo chciałabym, żebyśmy się jej pozbyły w miarę szybko, zanim okaże się, że ma jeszcze jakieś paskudne skutki uboczne albo coś. Drań chyba jest silniejszy od Irytka, on to najwyżej rzucał w nas balonami wypełnionymi wodą…



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
24.06.2024, 14:39  ✶  

Już miała się odezwać, już miała powiedzieć coś obłędnie zabawnego, co miało brzmieć jak Brenna, chociaż nie była Brenną, ale mózg jej się smażył, żeby brzmiało to możliwie wiarygodnie, kiedy przyjaciółka ją ubiegła. Mildred ostentacyjnie oparła się o framugę drzwi, wbijając oczy w niebo (ale blisko był sufit, kosmicznie i co, mogła prawie napluć Bazyliszkowi na głowę! Nie to, żeby chciała to zrobić).

– Ja pierdolę, nie mogłaś chociaż dwóch minut wytrzymać? Jakbym się wyjebała na chodniku to serio te dwie minuty by absolutnie nikogo nie zbawiły... – burknęła na Brennę, chociaż znów musiała schylić głowę w dół, patrząc na przejętą siebie, taką uniżenie przepraszającą. Alastor to by dopiero śmiechł jakby to zobaczył. Co za słabość. – Za co Ty go przepraszasz w ogóle, przecież on się na pewno cieszy, że ma towarzystwo i to nie jednej a dwóch babek. Wiesz jak bardzo zarzeka się, że nie jest pedałem? No to kurwa nominalnie powinien się cieszyć. – omijając zasady savoir-vivru (viveru?) wyminęła Bazyliszka ładując się do domu.

– Tak właśnie łamanie klątw. Jesteś specem co nie? Wojna trwa, niebezpiecznie tak jak różdżką nawet nie możesz pomachać, bo nie wiadomo czy jej nie odjebie. – zamrugała kilkukrotnie, bo znów coś jej przyszło do głowy głupiego. I zanim powiedziała cokolwiek więcej, złapała Basiliusa za ramię, próbując usłyszeć (zobaczyć?) co jego ubranie ma do powiedzenia. Zawsze była ciekawa tego jak Brenna widzi (słyszy?) te wszystkie rzeczy, a przecież nie używała do tego różdżki, więc co się mogło złego stać?
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
25.06.2024, 12:31  ✶  
Fakt, że nie był to piątek trzynastego najwyraźniej wcale w tej sytuacji nie pomagał i chyba jednak mogło wyjść na to, że jego paranoja była mimo wszystko całkiem uzasadniona.
Millie odezwała się, ale... Zdecydowanie nie brzmiała jak Millie. To znaczy głos rzeczywiście należał do Moody, ale sposób w jaki wypowiadała słowa i to co mówiła brzmiało zdecydowanie bardziej jak Brenna.
A potem Brenna otworzyła usta i już w pierwszym zdaniu mocno zasugerowała Basiliusowi, co to była za klątwą o której mówiła Millie... Brenna. Tak. Brenna. Ale w ciele Millie. Kurwa, co?
– Bre–Millie, nie mówi się ped... A zresztą nie ważne. — Nie, nie będzie dzisiaj z nią o tym dyskutował. Ani w ogóle. A zwłaszcza nie przy Brennie.
Westchnął ciężko, łapiąc się za mostek nosa, policzył po cichu do pięciu na uspokojenie i spojrzał na Mil–Brenne. Tak. Brenne.
– Kiedy to się stało? Jakieś inne objawy? Wchodźcie – powiedział, chociaż Millie i tak już weszła. Zerknął na nią. – Więc rozumiem, że w proteście przed wojną uznałyście, że zamienicie się ciałami, bo świat stanął na głowie? – spytał, chociaż Brenna już mu przecież wyjaśniła co się stało i że była to sprawka poltergeista. Millie jednak traktował jak przyjaciółkę, a Brenna była chyba jedyną osobą, z którą akceptował bycie wspólnie przeklętym (i jedyną osobą, która widziała go tak mocno naćpanym), więc mógł sobie pozwolić na drobne złośliwości. – I nie dotykaj lepiej jej różdżki. To się nie kończy dobrze.
Na przykład lecącym w twoją stronę łóżkiem.
A potem Millie zrobiła coś dziwnego, tak, że i Cerber przechylił zaskoczony głowę, a potem to zignorował i zaczął obwąchiwać nogi Mil... To znaczy Brenny.
Basilius spojrzał na czarownicę, na jej rękę na swojej bluzie, a potem znowu na czarownicę.
– Millie – szepnął, jakby w obawie, że jeśli wypowie to słowa głośniej, to zaraz zrobi się jeszcze dziwniej. – Co robisz?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
25.06.2024, 12:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.06.2024, 12:54 przez Brenna Longbottom.)  

– Przecież nie powiedziałam jaka to klątwa - odparła Brenna z niezmąconym spokojem, pozwalając, by wszystkie obelgi i gniewne słowa przeleciały koło jej uszu, a potem pochyliła się, by pozwolić pudlowi obwąchać swoją rękę i jeżeli tylko na to pozwolił, podrapać go za uchem. - Przykro mi Millie, marna ze mnie aktorka.
To znaczy w takich sytuacjach. Bo kiedy trzeba było udawać coś podczas pracy, to szło jej znacznie lepiej, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło pozowanie na kogoś absolutnie durnego - do tego, ktoś mógłby powiedzieć, miała prawdziwie naturalny talent.
– Myślę, że Basilius miał po prostu pecha do kobiet. Natyka się na same wariatki, i my chyba też w te wariatki się wliczamy – stwierdziła (bo wspomniała akurat Francescę), pakując się zaraz za Millie do środka, bo rzecz jasna nie planowała pozwolić, aby na przykład uciekła jakimś oknem. - To nie działa w ten sposób – dodała łagodnie, widząc, jak Moody chwyta nagle Prewetta, bo po paru sekundach skojarzyła, że chyba ta usiłowała skorzystać z widmowidzenia. Nie wdawała się jednak w szczegóły (o kręgu, skupieniu i treningu, bo tak bez niego to Millie mogła spodziewać się głównie dość dziwacznych snów) i zamiast tego sięgnęła ku jej dłoniom, aby uwolnić koszulę Basiliusa z uścisku. I znowu wziąć Moody za rękę. Prowadzała znajomych za ręce bardzo często, ale w tym przypadku wynikało to trochę z obawy, że o zgrozo, Mildred mogłaby na przykład postanowić iść w jej ciele do Alastora Moody’ego. Alek Stała Czujność Moody nie dałby się przecież na to nabrać i Brenna nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak wielkie powstałoby zamieszanie.
– Nie, skąd. Postanowiłyśmy zamienić się ciałami, żeby zapewniać ci nowe wyzwania zawodowe, bo zaczęłam się martwić, że możesz trochę się nudzić, skoro ostatnio nie dostarczałam ci jakichś straszliwie dziwnych przypadków – odparła Basiliusowi, uśmiechając się lekko. – To stało się jakieś pół godziny temu, na środku ulicy. Poltergeist wyleciał z uliczki i… śmiał się jak żaba. No dobrze, nie aż tak jak żaba jak pan Ferdynand, ale prawie, i już wiedziałam, że coś będzie nie tak, owiał nas wiatr, zamknęłam oczy… i jak je otworzyłam, to byłam Millie, a Millie była mną. I bardzo chciałabym być znowu sobą, bo trochę ta zamiana może wywołać popłochu, i mam takie wrażenie, że nasi bracia nie byliby z niej zadowoleni. Jeśli są jakieś efekty uboczne, poza tym no, najbardziej oczywistym, że nie mamy swoich ciał, to ich nie zauważyłam.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
26.06.2024, 14:02  ✶  

Zafiksowana na jego ramieniu próbowała się skupić na widmowidzeniu, marszczyła nos, zrobiła zeza, ale nic... nic nie działało. Była tylko cisza.

Mildred poczuła się nagle tak szalenie zwyczajna, że aż zrobiło jej się przykro.

No bo nie chodził o to, że Brenna była zwyczajna. Wyczyniała z tym ciałem kosmosy, mogła morfować w wilka (kiedy chciała i to nie z powodu klątwy!) mogła czytać historię przedmiotów, a Millie? Przez twarz Brenny, znaczy Millie, przebrnęła cała fala skonfliktowanych ze sobą emocji, bo jednak miała ochotę na jakąś psotę, a jednak też by wróciła do siebie.

– Błagam, po prostu powiedz jej, że to odwracalne, bo moja głowa jej zaraz eksploduje z nerwów. – zabrała rękę zniechęcona dalszym próbowaniem i poszła do przestrzeni Bazyliszkowych, żeby posznakrać mu w lodówce w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu.

– I kumam że Alka nie chcesz drażnić, ale Erikowi to nie wiem czego chcesz oszczędzać. Mogę... mogę założyć się, że ON by się skumał dopiero po godzinie. A jakbyśmy milczały to wcale. – burknęła do "dorosłych" rozwiązujących problemy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3221), Millie Moody (2193), Basilius Prewett (2081)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa