Historia, która rozegrała się tutaj przed kilkoma dniami była historią o ludzkim nieszczęściu. Historią, której pewnie większość z nas już nie usłyszy. Jej sekrety zostały częściowo pogrzebane. Porwane przez duchy na drugą stronę porwały razem ze sobą opowieść, którą część świata chciała teraz poznać. Tylko jedna część. Co tak naprawdę stało się z pasażerskim statkiem i kto popełnił błąd? Mugole? Czarodzieje, którzy pozwolili, żeby w ich ręce wpadł niebezpieczny artefakt?
Zajmowanie się takimi tematami nie leżało w kręgu zainteresowań Caina, ale skoro przydzielili ich do dopilnowania i zamknięcia tematu, czy na pewno czarna magia nie spaczała tego obszaru, nawet nie mrugnął, żeby zaprotestować. Łatwo praca, a łatwe prace lubił. Opierające się na tym, żeby odpowiednio ocenić skalę ryzyka i zagrożenia, a miał do siebie samego zaufanie, że oceni ją dobrze. Czy Victoria też - tego jeszcze do końca nie wiedział. Referencje miała piękne, a czy pokrywały się z rzeczywistością? Przez ostatnie tygodnie dobrze mu się z nią pracowało i pokazywała na każdym kroku, jaką jest błyskotliwą kobietą nieograniczoną myśleniem współczesnej socjety. Na szczęście, bo bywał trochę uprzedzony do czarodziei czystej krwi. Nie, nie każdy był taki sam, dlatego nie każdego traktował z góry tak samo, ale na takie gwiazdki czasami kiepsko patrzono. Tak i na niego patrzono czasami z ukosa, bo przecież był powiązany linią krwi z Alastorem i Harper. A jednak nie leżało to w jego kręgu zainteresowań, bo morze go nigdy nie ciągnęło. Tak samo dzicz. Lubił miasta, lubił pracę z ludźmi i wśród nich, nawet jeśli nie lubił się bezpośrednio angażować. To chyba była jakaś nerwica natręctw - jego nienaturalna wręcz potrzeba krycia swojej prywatności i chronienia jej. W gruncie rzeczy jego myślenie nie opierało się głównie na tym - to była jedynie wypadkowa, droga do celu. A celem było to, żeby wszyscy, na których mu zależało, byli bezpieczni.
- Taak, w porządku. - Machnął dłonią na historyka, który niepewnie stał przy jednej z wyniesionych na zewnątrz skrzyń - z wierzchu przynajmniej było w porządku i nie było widać żadnych śladów czarnej magii, ale to, co było wewnątrz, to inny temat i na pewno nie do aurorów należała już praca nad tym. Procedury musiały być przestrzegane, chociaż Bletchley nigdy nie był nadmiernie do formalności przywiązany. Rozumiał, dlaczego i po co istnieją, ale świadomie manipulował nimi w swoich dłoniach. Moralność była w końcu giętką sprawą. - Dobrze, że to już wszystko. - Było lato, a mimo to nad morzem pizgało. Przynajmniej tutaj. Cain wręcz trochę zmarzł, bo zupełnie nie był przyzwyczajony do ostrego, morskiego powietrza i wiatru, jaki potrafił się tu pojawiać. Chciał już powiedzieć, że będą mogli w takim razie zaraz wracać, kiedy ktoś zagaił go ze słowami, czy mógłby zerknąć na papiery i je podpisać. Odszedł na bok z mężczyzną, żeby zerknąć, co on mu podstawiał właśnie pod nos i do czego potrzebny mu był jego podpis...